Klub Opiekunek. Zakochana Stacey - ebook
Klub Opiekunek. Zakochana Stacey - ebook
Poznajcie serię książek opowiadającą o przygodach przyjaciółek, które wspólnie zakładają Klub Opiekunek. Bestsellerowa seria autorstwa Ann M. Martin sprzedała się w 176 milionach egzemplarzy i wciąż inspiruje kolejne pokolenia czytelniczek na całym świecie. Na jej podstawie Netflix stworzył popularny familijny serial.
Nie jest łatwo być nastolatką! Stacey i Mary Anne opiekują się dziećmi podczas wakacyjnego wyjazdu. Stacey trudno się skupić na pracy, bo na plaży jest mnóstwo przystojnych chłopaków. Jeden z nich szczególnie zwraca jej uwagę. Mary Anne nie jest zadowolona, że nie może liczyć na przyjaciółkę. A przy takiej gromadce rozbrykanych dzieci współpraca między opiekunkami jest szczególnie ważna!
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66997-03-5 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mama podniosła wzrok znad biurka, przerywając pisanie listu.
– Co masz na myśli, Stace? – zapytała.
– Dzisiaj wieczorem idziemy do Watsona. To znaczy do Kristy. Chcę mieć pewność, że będę robić wszystko, jak należy.
– Przecież byłaś już w domu pana Brewera, kochanie – odparła mama.
– Wiem, ale to nie była oficjalna wizyta. Kristy mówi, że jej sąsiedzi to sami bogacze. Pamiętasz, jak na dzień przed przeprowadzką Thomasów podrasowywaliśmy Louiego, żeby wyglądał równie elegancko, jak inne psy w okolicy?
– Kristy czasami przesadza, wiesz o tym. – Mama się uśmiechnęła. – Myślę, że powinnaś po prostu tam iść i zachowywać się tak samo jak w starym domu Kristy.
– Serio?
– Serio. O której jesteście umówione?
– Za jakąś godzinę. Pan Kishi zawiezie na miejsce mnie, Claudię i Mary Anne, jak tylko wróci z pracy.
– Będziesz uważała…?
– Jejku, mamo… Tak, będę uważała na to, co jem.
– Nie musisz od razu się unosić.
– Przecież wiesz, że zawsze jestem ostrożna. Do tego Kristy na ogół pamięta, żeby mieć dla mnie przygotowany popcorn, owoce albo coś w tym stylu. Poza tym to tylko taka mała impreza – zwykła kolacja. Ani się obejrzysz, a będę z powrotem.
Cała ekipa Klubu Opiekunek wybierała się do nowego domu Kristy Thomas, naszej przewodniczącej. Przeprowadziła się tam niedawno, razem z mamą i trójką braci, kiedy pani Thomas ponownie wyszła za mąż za Watsona Brewera. Naprawdę miłego faceta, który, tak się składa, jest też naprawdę bogatym facetem. Mieszka w dzielnicy, gdzie podwórka są wystarczająco duże, aby pomieścić baseny lub korty tenisowe, a wszystkie domy stoją spory kawałek od ulicy. Część z nich jest ukryta za murami albo wysokimi krzakami.
Przed przeprowadzką Kristy mieszkała w zwyczajnym, starym domu na zwyczajnym, starym osiedlu Bradford Court. Tuż obok swojej najlepszej przyjaciółki, Mary Anne Spier, która jest naszą klubową sekretarką. Po drugiej stronie ulicy znajdował się dom Claudii Kishi, naszej wiceprzewodniczącej i z kolei MOJEJ najlepszej przyjaciółki. To Kristy wpadła na pomysł, żeby założyć firmę zajmującą się opieką nad dziećmi z sąsiedztwa i na razie wygląda na to, że trafiła z tym biznesem w dziesiątkę. Nasza czwórka plus mieszkająca niedaleko Dawn Schafer spotyka się trzy razy w tygodniu na pół godziny w sypialni Claudii. Klienci dzwonią do nas, kiedy potrzebują opieki do dzieci, i prawie zawsze udaje im się kogoś znaleźć, ponieważ wybierając tylko jeden numer telefonu, docierają jednocześnie do pięciu opiekunek (pięciu WYKWALIFIKOWANYCH opiekunek – tak powinnam powiedzieć).
W naszym klubie prowadzimy księgę zleceń, w której zapisujemy różne informacje, a przede wszystkim umieszczamy w niej swoje grafiki. Mary Anne nadzoruje nasze kalendarze – sprawdza, kto danego dnia jest dostępny i może przyjąć zlecenie. Kristy upiera się przy tym, że musimy również prowadzić zeszyt klubowy, w którym każda z nas ma opisywać swoje doświadczenia w opiece nad dziećmi. Zeszyt krąży między nami nieustannie po to, żebyśmy wszystkie na bieżąco mogły czytać nasze wpisy. To w gruncie rzeczy całkiem przydatne.
Tego lata nasz klub rozszerzył nieco swoją działalność. W lipcu nie tylko miałyśmy regularne zlecenia, ale prowadziłyśmy również poranną grupę zabawową. Zajęcia odbywały się na moim podwórku. Dzieciaki z sąsiedztwa przychodziły do nas trzy razy w tygodniu na gry, zajęcia plastyczne i czytanie na głos. Wszystko wyszło naprawdę bardzo dobrze.
Tyle że lipiec już się skończył i zaczął się sierpień. Po raz pierwszy w rocznej historii klubu, tuż przed rozpoczęciem siódmej klasy, planowałyśmy się rozdzielić. Zanim miało do tego dojść, Kristy obowiązkowo chciała zorganizować spotkanie. Do tego koniecznie w swoim nowym domu. Nam to akurat pasowało. Uwielbiamy dom Watsona, nawet jeśli trochę się stresujemy, kiedy zamierzamy się tam wybrać.
Poszłam do swojej sypialni i zaczęłam przeglądać szafę. Dlaczego robiłam to jak zwykle na ostatnią chwilę? Zdałam sobie sprawę, że tym razem rozważnie muszę wybrać strój. Z jednej strony chciałam mieć na sobie coś niezobowiązującego, żeby dobrze się bawić, ale z drugiej zależało mi, żebym wyglądała na tyle elegancko, aby zrobić wrażenie, gdyby przypadkiem na chatę wpadli jacyś bogaci sąsiedzi. Przydałoby się też coś przewiewnego, bo na zewnątrz było jakieś czterdzieści stopni. Sześć razy zmieniałam zdanie, zanim ostatecznie zdecydowałam się na różową koszulkę, którą kupiłam podczas ostatniej wizyty w Nowym Jorku. Z przodu miała nadruk w duże, zielono-żółte ptaki. T-shirt był bardzo luźny, co gwarantowało przewiewność. Założyłam do niego luźne szorty, całość spięłam zielonym paskiem i dołożyłam trochę biżuterii – srebrne, dzwoniące bransolety i parę srebrnych kolczyków w kształcie dzwonków, które brzęczały przy każdym ruchu.
Próbuję przekonać rodziców, żebym mogła sobie zrobić dodatkowe dziurki w uszach i dzięki temu móc nosić jednocześnie dwie pary kolczyków. Jak na razie – bezskutecznie. Wcześniej mieszkałam w Nowym Jorku – do Stoneybrook w Connecticut przeprowadziliśmy się dopiero rok temu – nic więc dziwnego, że mam trochę nietuzinkowy gust. Rodzice przymykają oko na wiele moich modowych fanaberii, ale po dwa kolczyki w każdym uchu to już dla nich za wiele. Powiedzieli, że będę wyglądać jak pirat, chociaż osobiście nigdy nie widziałam pirata, który miałby w uchu więcej niż jeden kolczyk. Podzieliłam się z nimi tym spostrzeżeniem, żartując przy tym, że może właśnie wtedy, kiedy będę miała dwa kolczyki w jednym uchu, nikt mnie z piratem nie pomyli, ale rodziców nieszczególnie to rozbawiło.
Biiiip! Biiiip!
Usłyszałam trąbienie i wyjrzałam przez okno.
Samochód rodziny Kishich stał na naszym podjeździe. Za kierownicą siedział pan Kishi, obok niego znajdowała się Mimi, babcia Claudii, tymczasem na tylnym siedzeniu rozłożyły się Claudia i Mary Anne Spier.
– Już do was schodzę! – zawołałam, po czym szybko zbiegłam po schodach.
– Pa, mamo!
– Stacey, zaczekaj – rzuciła, wchodząc do przedpokoju.
– Mamo, naprawdę muszę się już zwijać.
Mama wcisnęła mi do ręki małą paczuszkę całą owiniętą folią.
– Masz. Weź to ze sobą.
– Co to jest?
– Jabłko pokrojone na kawałki.
– Mamo, jestem pewna, że u Watsona znajdzie się coś do jedzenia dla mnie. On ma największą kuchnię, jaką w życiu widziałam. Na pewno mają jabłka. – Oddałam mamie paczuszkę. – Możesz to schować do lodówki? Zjem jutro.
Moi rodzice cały czas się o mnie martwią, a to dlatego, że jestem chora na cukrzycę. Oznacza to, że muszę bardzo uważać na to, żeby jeść codziennie określoną ilość cukru – nie za dużo i nie za mało. Jeśli nie będę wystarczająco ostrożna, mój poziom cukru we krwi spadnie i mogę się wtedy poważnie rozchorować. Moi rodzice nieustannie trzęsą się nade mną, bojąc się, że któregoś dnia zaszaleję i opcham się fast foodem. Owszem, taka myśl kusiła mnie parę razy, ale ostatecznie nigdy się nie zdecydowałam na podobny wybryk. Dlaczego miałabym chcieć się pochorować na własne życzenie?
Puściłam się pędem do drzwi.
– Do zobaczenia! – rzuciłam do mamy przez ramię.
Tata siedział w ogrodzie i przekopywał właśnie jeden z klombów. To jego ulubione, letnie zajęcie po pracy.
– Pa, tato! – zawołałam.
– Pa, kochanie. Uważaj na siebie.
UWAŻAJ NA SIEBIE. No tak, w kółko to samo. Chwilę później przypomniałam sobie jednak, że i tak jest lepiej niż kiedyś. Jeszcze rok temu rodzice byli gotowi zabronić mi chodzenia do szkoły.
Wsunęłam się na tylne siedzenie samochodu Kishich.
– Cześć wszystkim! Dzień dobry, Mimi!
Mimi się przesunęła, robiąc mi miejsce.
– Witaj, Stacey – odpowiedziała powoli, z uśmiechem. (Tego lata Mimi miała udar i nie wróciła jeszcze w pełni do formy. Porusza się z trudnością i ma problemy z mówieniem).
Widziałam, że Claudia i Mary Anne też są podekscytowane wycieczką do nowego domu Kristy. Nasza trójka aż drżała z podniecenia! Jednak kiedy wjechałyśmy do nowej dzielnicy naszej koleżanki, nagle się uspokoiłyśmy. Można nawet powiedzieć, że kiedy pan Kishi podjechał pod rezydencję Watsona, siedziałyśmy cicho jak trusie.
Myślę, że to widok Kristy sprowadził nas na ziemię. Wylegiwała się jak gdyby nigdy nic przed eleganckimi frontowymi drzwiami domu Watsona, jadła lody Popsicle i czytała magazyn „People”. Na sobie miała obcięte dżinsy i dziurawą, białą koszulkę z napisem „Kocham swojego psa” oraz sylwetką owczarka collie. Jej stopy były bose.
Ten obrazek był bardzo pokrzepiający. Zdałam sobie sprawę, że mama miała rację. Bez względu na to, jak wyglądał obecny dom Kristy, ona wciąż była tą samą dziewczyną z sąsiedztwa. Przy niej nie musiałam zachowywać się inaczej niż zwykle.
Dawn dotarła w chwili, gdy tył samochodu pana Kishiego znikał na drugim końcu podjazdu.
– Cześć, dziewczyny! – krzyknęła, wyskakując z auta. – Do zobaczenia, mamo!
Nasza piątka aż przebierała nogami, żeby jak najszybciej wejść do środka.
– Dobra, właźcie – powiedziała Kristy.
Weszłyśmy do domu i już po chwili witałyśmy się w salonie z mamą Kristy i Watsonem. Potem popędziłyśmy na górę i dalej korytarzem do pokoju, który Kristy wybrała na swoją sypialnię. Dom Watsona jest na tyle duży, że po przeprowadzce Kristy i jej trzej bracia dostali osobne sypialnie. Co więcej, dwójka dzieci Watsona z pierwszego małżeństwa, Karen i Andrew, którzy tylko pomieszkują tu do czasu do czasu, również ma swoje własne pokoje na czas pobytu u taty, a do tego osobny pokój zabaw. Do tego jest jeszcze kilka pokoi gościnnych. To wszystko naprawdę przyprawia o zawrót głowy. Kiedy mieszkałam w Nowym Jorku, mieliśmy, moim zdaniem, dosyć duże mieszkanie, a miało ono zaledwie cztery sypialnie, z których w jednej nie mieściło się łóżko.
Kiedy znalazłyśmy się w pokoju Kristy, wszystkie jak na zawołanie opadłyśmy na łóżko przykryte nowiutką kołdrą tuż obok Louiego, który leżał rozwalony na plecach.
– Gdzie są twoi bracia? – zapytałam.
– David Michael gdzieś się tu kręci – odpowiedziała Kristy. (David Michael ma siedem lat). – A Sam i Charlie poszli do sąsiadów popływać w ich basenie. (Sam i Charlie są starsi od nas, obaj chodzą już do liceum).
– Czy na kolację mogą być kanapki? – zapytała nas Kristy. – Razem z mamą zrobiłyśmy dziś całą stertę. Dla ciebie, Stace, przygotowałyśmy kilka z samym tuńczykiem.
– Super – powiedziałam. – Dzięki.
Spojrzałam na Mary Anne Spier. Jak już wspomniałam wcześniej, Mary Anne jest najlepszą przyjaciółką Kristy, a Claudia moją. Jednak sprawy poukładały się dosyć zabawnie, bo to Mary Anne i ja miałyśmy spędzić ze sobą następne dwa tygodnie. Trochę się tym denerwowałam – jesteśmy w końcu kompletnie różne. Mary Anne jest bardzo nieśmiała; ja jestem z tych, co walą prosto z mostu. Mary Anne ubiera się trochę dziecinnie, ja przywiązuję dużą wagę do stylu. Mary Anne nie interesuje się w ogóle chłopcami, tymczasem ja w siódmej klasie miałam już kilku chłopaków.
Claudia chyba czytała mi w myślach, bo dokładnie w tej samej chwili zapytała:
– Jak tam, Stace, gotowa na przygodę z Pike’ami?
– Mam nadzieję – odparłam. – Nigdy wcześniej nie spędziłam dwóch tygodni z ośmiorgiem dzieci. Na szczęście będę mieć Mary Anne do pomocy.
– Ale z was szczęściary – jęknęła Kristy. – Dwa tygodnie na plaży!
– Właściwie to dwa tygodnie biegania po plaży za Claire, Margo, Nickym, Vanessą, Byronem, Jordanem, Adamem i Mallory – zauważyłam.
– Ja to bym pobiegła na plażę na jednej nodze, nawet gdybym miała tam być tylko opiekunką do dzieci – odparła Kristy.
Chociaż wcale nie byłam przekonana do wizji spędzenia dwóch tygodni z Mary Anne, to musiałam przyznać, że perspektywa samego wyjazdu naprawdę mnie ekscytowała. Członkinie Klubu Opiekunek często zajmują się dziećmi Pike’ów – niedawno pani Pike zadzwoniła, żeby zapytać, czy dwie z nas mogłyby towarzyszyć jej rodzinie jako opiekunki do dzieci w czasie letnich wakacji w Sea City, w New Jersey. Tylko ja i Mary Anne byłyśmy wolne w podanym terminie.
To był tylko jeden z powodów, dla których Klub Opiekunek miał się wkrótce rozproszyć. Za kilka dni Mary Anne i ja miałyśmy wyjechać do Sea City. W tym czasie Claudia i jej rodzina wybierali się na spokojne wakacje do górskiego kurortu w New Hampshire, a Dawn i jej młodszy brat lecieli do Kalifornii, aby odwiedzić tatę. Nie byli u niego od siedmiu miesięcy, czyli odkąd ich rodzice się rozwiedli, a pani Schafer postanowiła wrócić do rodzinnego Connecticut.
– Nie do wiary, że ja utknę tutaj, w Stoneybrook, podczas gdy wy pojedziecie do tych wszystkich wspaniałych miejsc – skarżyła się Kristy.
– Chyba sobie żartujesz – powiedziała Dawn. – Chodzi ci o to, że utkniesz tutaj, w tej wspaniałej rezydencji, z bogatym ojczymem?
– No wiem, wiem – powiedziała Kristy z niezadowoloną miną. – Mamie bardzo zależy, żebyśmy poznali się jako NOWA rodzina. Dlatego chce mieć wszystkich przy sobie.
W tym samym momencie w drzwiach pojawiła się mama Kristy, niosąc dużą tacę z napojami gazowanymi i kanapkami. Gdy tylko wyszła, rzuciłyśmy się na jedzenie, jakbyśmy nie jadły nic od lipca. Kiedy skończyłyśmy, wygłupiałyśmy się trochę, robiąc sobie nawzajem nowe fryzury. Przymierzyłam też kilka klipsów od Kristy, żeby zobaczyć, jak bym wyglądała, gdyby któregoś dnia moi rodzice jednak oszaleli, czy coś w ten deseń, i mimo wszystko pozwolili mi przekłuć sobie jeszcze raz uszy.
– Ooo – powiedziała nagle Dawn, spoglądając na zegarek. – Już prawie dziewiąta. Moja mama powiedziała, że odbierze mnie między dziewiątą a dziewiątą trzydzieści.
– Mój tata też za chwilę przyjedzie – dodała Claudia.
– Nie będziemy się widzieć przez prawie DWA TYGODNIE! – zawołała Kristy.
– Wiecie co, mam świetny pomysł – powiedziała Mary Anne. – Może wymienimy się naszymi wakacyjnymi adresami? Wtedy wszystkie będziemy pisać do siebie pocztówki.
Chwilę później Kristy znalazła w szufladzie biurka niewielkie karteczki i zapisałyśmy sobie wszystkie adresy.
– Mam jeszcze lepszy pomysł – powiedziała Kristy. – Stacey i Mary Anne, może będziecie wysyłać mi codziennie pocztówkę z relacją, jak wam idzie praca dla Pike’ów? Później dołączymy je do klubowego zeszytu. Wszystko wtedy będzie elegancko i na bieżąco odnotowane.
– Możliwe, że kiedy będę w Kalifornii, to złapię kilka zleceń od moich dawnych klientów – powiedziała Dawn. – Jeśli tak się wydarzy, to też wyślę ci wpisy do zeszytu.
Dyskutowałyśmy zawzięcie, planując gorączkowo przyszłość, kiedy David Michael zawołał:
– Pan Kishi i pani Schafer już tu są!
Nie mogłyśmy uwierzyć, że moment rozstania naprawdę już nadszedł. Nasza piątka spojrzała na siebie nawzajem. Kristy zaczęła płakać. Po chwili dołączyła do niej Dawn. Potem Mary Anne, a na końcu Claudia i ja.
– Będę za wami tęsknić! – lamentowała Dawn.
– Będę za wami tęsknić, a do tego się nudzić! – dodała Kristy.
– Nigdy wcześniej nie byłam tak długo poza domem! – zawołała Mary Anne.
Zaczęłyśmy się ściskać na do widzenia, po czym Kristy rozdała wszystkim chusteczki. Gdy w końcu się uspokoiłyśmy, Dawn jęknęła:
– Całe DWA TYGODNIE! – I znowu zaczęło się przytulanie i płacz.
Kilka minut później Claudia, Mary Anne i ja zajęłyśmy miejsca na tylnym siedzeniu samochodu państwa Kishich. Pociągałyśmy nosami całą drogę do Bradford Court.
Byłam naprawdę przybita… ale tylko do momentu, kiedy dotarłam do swojego pokoju i spojrzałam na mój nowy strój kąpielowy. Wtedy moje myśli od razu zaczęły błądzić wokół słońca, oceanu, przystojniaków w kąpielówkach i nadmorskiej promenady, o której zawsze rozmawiały dzieciaki Pike’ów. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia, a smutek zniknął jak ręką odjął. Kiedy kładłam się do łóżka, byłam tak podekscytowana wyjazdem do Sea City, że nie mogłam zasnąć.