- promocja
Klub Pogromców Luisa Ortegi - ebook
Klub Pogromców Luisa Ortegi - ebook
Książka autorki bestsellerowego „Przewodnika lesbijki po katolickiej szkole”!
Ariana Ruiz chce być zauważona. Jednak jako autystyczna dziewczyna, która nigdy się nie odzywa, jest w dużej mierze ignorowana przez rówieśników, pomimo odważnych wyborów modowych. Kiedy więc uroczy i popularny Luis zaczyna zwracać na nią uwagę, Ari w końcu czuje się zauważona.
Uwaga Luisa szybko skupia się na czymś więcej i uprawiają seks na imprezie – choć Ari nie powiedziała nie, na pewno nie powiedziała tak. Zanim będzie miała szansę przetrawić to, co się stało i zdecydować, czy w ogóle ma prawo być wściekła na Luisa, zaczynają krążyć plotki. Chłopcy w szkole postrzegają ją teraz jako łatwy cel; kogoś, kto nie odmówi.
Kiedy Ari znajduje w swojej szafce tajemniczą notatkę od osób o podobnych doświadczeniach, pojawia się szansa zdemaskowania Luisa jako drapieżnika, którym jest. Jednak aby pokonać Luisa, będzie musiała pogodzić się z prawdą o tym, co jej zrobił tamtej nocy – i zaryzykować wszystko, aby sprawiedliwości stało się zadość. Ku swemu zdziwieniu wśród nowo poznanych osób, znajduje nie tylko prawdziwą przyjaźń, ale też uczucie, którego się nie spodziewała.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788367974479 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ta książka porusza kwestie znęcania się nad słabszymi, stygmatyzacji kobiet za subiektywnie prowokacyjne zachowania, molestowania seksualnego oraz kultury gwałtu i opowiada o następstwach nieuwzględnionego w obrębie fabuły aktu gwałtu. Dołożyłom wszelkich starań, żeby przedstawić powyższe tematy z wyczuciem i troską. Jeśli są one dla Ciebie, droga osobo czytelnicza, w jakikolwiek sposób trudne, proszę, zadbaj o siebie i pamiętaj, że najważniejszy jest Twój dobrostan psychiczny i emocjonalny.
Pozwólcie, że wyjaśnię, dlaczego postanowiłom uwzględnić imię gwałciciela w tytule mojej książki. Wierzę, że w nazywaniu drapieżców drzemie ogromna siła. W ten sposób pociągamy ich do odpowiedzialności za czyny, których się dopuścili, i upewniamy się, że nikt im tego nigdy nie zapomni. Wielu ludzi w prawdziwym życiu nie może nazwać swoich Luisów Ortegów z imienia i nazwiska, dlatego chciałom dać mojej głównej bohaterce przywilej osiągnięcia katharsis, który wynika z możliwości identyfikacji i napiętnowania jej agresora.
Kiedy zaczęłom stawiać pierwsze znaki w tej książce, nie miałom pojęcia, jak wiele moich własnych blizn da o sobie znać. Pocieszające jest, że blizna to pozostałość po wygojonej ranie. Odkryłom, że wraz z rozwojem opowiadania historii Ari udało mi się zabliźnić kilka własnych zranień. Mam nadzieję, że ta opowieść przyniesie ukojenie także wszystkim, którzy ją przeczytają.Jeden
Kierowca patrzy na mnie, jakby doskonale wiedział, co właśnie zrobiłam. Przeczesuję palcami zimne, mokre od potu włosy i po raz milionowy, odkąd wyszłam z tamtej imprezy, poprawiam czarną sukienkę. To właśnie ona – z kopertowym dekoltem i rozcięciami, które odsłaniają żebra – dodała mi pewności siebie potrzebnej do wyjścia z własnej skorupy. Teraz żałuję, że sobie na to pozwoliłam. Trochę się tu naczekałam, kompletnie niewzruszona ogłuszającą muzyką dobiegającą ze znajdującego się za mną domu. Nie ruszają mnie także prowadzone w ogródku rozmowy ani wibracje telefonu zwiastujące kolejne wiadomości od Luisa, w których pisze, żebym zapomniała o taksówce i wracała do środka.
Wolałam stać na zimnie niż spędzić choćby sekundę dłużej na tej sensorycznie męczącej imprezie. Poza tym w Phoenix nigdy nie jest specjalnie zimno, nawet w lutym.
Wsiadam do samochodu, a kierowca w lusterku wstecznym mierzy mnie wzrokiem.
– Yyy… Luis, tak?
Przenoszę spojrzenie z lusterka na półeczkę między siedzeniami, gdzie w zagłębieniu na kubki pełno jest miętówek. Komuś tu bardzo zależy na pięciu gwiazdkach. Zdecydowanie nie jestem Luisem, ale nie mam zamiaru wyprowadzać kierowcy z błędu. Jako że nie mam jeszcze ukończonych osiemnastu lat, Luis zamówił dla mnie taksówkę, bo chciałam już wracać. Wiem, że teoretycznie nie wolno mi przebywać w tym samochodzie bez nadzoru osoby dorosłej, ale zaakceptuję wszystkie wynikającego z tego faktu nieprzyjemności, byleby tylko znaleźć się jak najdalej od Luisa. Niczego nie pragnę tak bardzo, jak wrócić do domu i położyć się spać. A nie, jeszcze prysznic. Przesiąkłam zapachem Luisa i po raz pierwszy w życiu nie czuję się z tym dobrze.
Kierowca odchrząkuje. Zmuszam się do tego, żeby nawiązać kontakt wzrokowy z jego odbiciem w lusterku, i przytakuję.
Czy kierowcy widzą w aplikacji zdjęcie profilowe osoby zamawiającej przejazd? Bo poza takim samym – średniobrązowym – odcieniem skóry w niczym nie przypominam Luisa. Nie mam jego pięknych szarych oczu, a moje obcięte na boba proste włosy nie mogą równać się z jego kędziorami i wygolonymi bokami. Do tego on jest wysoki i wysportowany, a ja mierzę metr pięćdziesiąt pięć, jestem przy kości i mam duże, niesymetrycznie rozmieszczone cycki. Ale dla tego kierowcy mogę nazywać się Luis. Na szczęście wyglądam na trochę więcej niż szesnaście lat.
Jeszcze raz szybko mierzy mnie wzrokiem, po czym śmieje się pod nosem i w końcu rusza. Dzięki Bogu.
– No dobrze, Luis. Dokąd jedziemy?
Zbywam to pytanie milczeniem. Kierowca chyba powinien widzieć adres w aplikacji. Luis na pewno podawał. A może chce wiedzieć, czy to do mojego domu jedziemy? Myśl o tym, że jakiś obcy koleś mógłby wiedzieć, gdzie mieszkam, przyprawia mnie o dreszcze.
– To… jak ci mija noc? – pyta kierowca.
Zamiast odpowiedzieć, patrzę za okno i obserwuję, jak ogarnięty imprezą dom znika z pola widzenia, kiedy skręcamy za róg. Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie będę musiała go oglądać.
Gdybym była w stanie odpowiedzieć na to pytanie, powiedziałabym, że okropnie. Ale to tak naprawdę do bani. Wyznałabym, że po raz pierwszy uprawiałam seks i cierpiałam przez cały czas jego trwania. Dorobiłam się też nowej wrogini w osobie Shawni. Najmilszej dziewczyny, jaką kiedykolwiek poznałam. W zeszłym miesiącu, kiedy zapomniałam wziąć do szkoły piórnik, pożyczyła mi ołówek i czasami przytrzyma dla mnie drzwi. Dobra, to może nie jest dobry przykład, bo drzwi to akurat trzyma wielu osobom, ale nie w tym rzecz. Z tym że teraz to i tak nieistotne, bo teraz pewnie ma ochotę mnie zabić. Kazała mi trzymać się z daleka od Luisa, ale ja nic sobie z tego nie zrobiłam, chociaż wiedziałam, że nie pogodziła się jeszcze z ich rozstaniem.
Jestem okropnym człowiekiem.
– Małomówna jesteś, co? – pyta kierowca. Nawet nie wie, jak bardzo. Jeśli nie przestanie zadawać pytań, szybko zrobi się niezręcznie, bo ja dosłownie w ogóle się nie odzywam.
Mama twierdzi, że robię to złośliwie, ale to nieprawda. Ja po prostu nie rozmawiam z nikim poza rodzicami i nauczycielką prowadzącą zajęcia z dziennikarstwa, panią Jones. A są takie dni, kiedy z nimi też nie chcę rozmawiać. Moi rodzice nie wierzą w psychiatrów, terapię, lekarzy ani żadne z tych „bzdur wymyślanych przez wielkie koncerny farmaceutyczne”. Dlatego też zdiagnozowało mnie Google. Autyzm, solidnie okraszony mutyzmem wybiórczym – jestem tego prawie pewna.
Kiedyś myślałam o sobie jako o Małej Syrence, której morska wiedźma ukradła głos. Odzyskuję go tylko wtedy, kiedy czuję się w pełni bezpiecznie, czyli tak naprawdę tylko w domu. To sprawia, że moje licealne życie towarzyskie praktycznie nie istnieje. Właśnie dlatego ta impreza była tak wielkim wydarzeniem. Nikt się nie spodziewał, że faktycznie się na niej pojawię.
Luis jako jedyny próbuje nawiązywać ze mną jakikolwiek kontakt. Twierdzi, że nie przeszkadza mu to, że tylko on mówi. Zawsze był w stosunku do mnie bardzo przyjacielski.
Wolałabym, żeby taki nie był.
Dzięki temu teraz dużo łatwiej byłoby mi go nienawidzić. Ale nie jest, bo on zawsze sprawiał, że czułam się przy nim wyjątkowa, odkąd pierwszy raz się do mnie odezwał. Jako pierwsza osoba z całej szkoły.
Pamiętam ten dzień, w którym mi się przedstawił. To było jakoś na początku roku szkolnego. Siedziałam sama na obiedzie, a on zajął miejsce naprzeciwko mnie.
– Ariana, prawda? – zapytał. Wymówił moje imię z twardym „r”, tak jak zawsze robi to moja mama. – Ja jestem Luis.
Oblałam się rumieńcem i przytaknęłam.
– Wyglądasz, jakbyś potrzebowała towarzystwa. – Uśmiech pogłębił dołeczek na jego lewym policzku. – Mylę się?
Skinieniem głowy dałam mu do zrozumienia, że tak. Akurat w tamtym momencie nie potrzebowałam.
– Nie musisz nic mówić, Ariana. Mogę na ciebie po prostu popatrzeć.
Wtedy wydawało mi się to słodkie, że nie przeszkadzała mu cisza z mojej strony. Teraz z kolei mam wrażenie, że właśnie z tego powodu mu się podobałam.
Nawet mnie nie zapytał, czy ja też chcę uprawiać z nim seks. Po prostu założył, że tak. Znaczy nie pomylił się… tak sądzę. Albo może trochę, już sama nie wiem. Mimo wszystko powinien był zapytać. Chyba że taki jest standard. Ludzie nie pytają się o zgodę przed seksem? Jeśli nie, to mogliby zacząć.
– Ciężka noc? – pyta kierowca.
Prawie zapomniałam, że on tu w ogóle jest. Raczej nie spodziewał się, że to pytanie wywoła u mnie nagły atak płaczu. W sumie to nawet nie wiem, dlaczego płaczę. Luis podobał mi się, jeszcze zanim do mnie podszedł. Zresztą nie tylko mnie. Dał mi wszystko, czego potrzebowałam – uwagę. I dużo więcej. Dlaczego więc tak bardzo siebie teraz nienawidzę?
– Słuchaj, wszystko się poukłada… – Posyła mi niezręczny uśmiech, jakby ktoś zmuszał go do tego, żeby był dla mnie miły, mierząc do niego z broni. Wycieram nos w ramię i chowam łzy w dłoniach, podczas gdy samochód zwalnia.
Zatrzymujemy się przed moim blokiem. Wysiadam z auta w tej samej sekundzie, w której auto zwalnia do zera. Pośpiesznie macham taksówkarzowi na pożegnanie i biegnę w stronę klatki, nie zawracając sobie nawet głowy wycieraniem łez, które wypływają rzeką z moich oczu. Gdybym tylko miała jakąś publiczność, z całą pewnością zrobiłabym scenę dla sąsiadów, ale o tej porze osiedle jest kompletnie opustoszałe.
Kiedy docieram pod drzwi, nie potrafię znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły, żeby wejść na górę. Mam nadzieję, że moi rodzice już śpią, ponieważ wolałabym uniknąć ich pytań. Nie chcę rozmawiać o tym, co się wydarzyło. Nigdy.
Ostatecznie zamiast iść do domu, siadam na zimnych schodach przed klatką, wsadzam głowę między nogi i rzygam na ziemię.Dwa
Gdy w końcu zbieram się na odwagę, żeby wejść do środka, w domu panuje kompletna ciemność. Z kanapy dobiega chrapanie mamy, która od jakiegoś roku – odkąd tata przyłapał ją na zdradzie – co jakiś czas na niej śpi. W drzwiach wita mnie jedynie moja czarna kotka Boo, która miauczy i ociera się o moją łydkę.
– Ćśśś… – szepczę i kucam, żeby ją pogłaskać, w przeciwnym razie swoim miauczeniem obudzi mamę.
Jest tak ciemno, że nic nie widzę, więc latarką w telefonie oświetlam sobie drogę do łazienki. Z obawy przed skrzypiącymi panelami przechodzę przez salon i korytarz na palcach, aż niepostrzeżenie docieram do łazienki i cicho zamykam za sobą drzwi.
Bardzo nie chcę, żeby wstał nowy dzień, bo rodzice będą wypytywać mnie o imprezę i o pierwszego chłopaka – takiego z krwi i kości – jakiego kiedykolwiek przyprowadziłam do domu. Nie chcę poniedziałku, bo wtedy zobaczę się z Luisem w szkole. Co gorsza, wtedy też będę musiała spojrzeć w oczy Shawni. A tego naprawdę wolałabym uniknąć.
Jeśli przed imprezą chociaż trochę mnie lubiła, to teraz na pewno mnie nienawidzi. Myślę, że już wcześniej, jeszcze zanim ja sama to wiedziałam, domyślała się, co się święci. Głośna muzyka i tłum ludzi na imprezie wywołały u mnie przeciążenie sensoryczne; sprawiły, że piekły mnie uszy i swędziała skóra. Wydawało mi się, że Luis z uprzejmości zaprowadził mnie do wyciszonego pomieszczenia w domu Manny’ego. Kiedy wchodziliśmy razem do pokoju, Shawni akurat wychodziła z łazienki. Gdy zobaczyła nas razem, wyglądała, jak gdyby miała się za chwilę rozpłakać. Jednak po chwili smutek zastąpiła wściekłość.
– Z nią? Co ty wyprawiasz? – odezwała się do Luisa, ale to mnie wymierzyła werbalny policzek.
– My tylko idziemy porozmawiać – odparł Luis.
A ja mu uwierzyłam.
Shawni zdecydowanie się na to nie nabrała. Po prostu ruszyła w stronę drzwi i wyszła. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, dlaczego była taka zła. Naprawdę sądziłam, że najzwyczajniej w świecie uciekamy przed hałasem.
Nikt poza Shawni nie widział, jak znikamy w pokoju. Istnieje szansa, że nikt więcej się o tym nigdy nie dowie.
Luis nie wygląda mi na typa, który gada o wszystkim na prawo i lewo, ale na wszelki wypadek i tak wysyłam mu wiadomość:
Ja: Proszę, nie mów o tym nikomu, dobrze?
Odkładam telefon na zlew i rozbieram się do naga, gotowa zmyć z siebie dotyk Luisa. Wbijam wzrok w coś, co byłoby lustrem, gdyby nie zakrywająca je, przyczepiona do ramki na taśmę montażową poszewka na poduszkę. Jakiś rok temu mama zakryła wszystkie lustra w domu. Przez pewien czas bardzo mnie to irytowało, ale dzisiaj jestem jej wdzięczna za to, że nie muszę patrzeć na swoje nagie ciało. Obawiam się, że gdybym zobaczyła siebie w taki sposób, w jaki widział mnie jeszcze niedawno Luis, mogłabym ponownie się zrzygać.
Wskakuję pod prysznic i puszczam najgorętszą wodę, jaką nasze rury są w stanie przepuścić. Chwilę to trwa, zanim się nagrzeje, ale kiedy to następuje, w pełni wyparza zapach Luisa z mojego naskórka. Powinnam była posłuchać Shawni. Ona próbowała mnie ostrzec. Nie wiem, czy robiła to z zazdrości, czy z troski o mnie, ale jedno jest pewne – nie myliła się.
– Na wypadek gdybyś jeszcze się nie zorientowała, chcę ci powiedzieć, że on cię wykorzystuje. – Shawni podeszła do mnie na imprezie w tej samej chwili, w której Luis poszedł po drinki.
Przewróciłam oczami. Uważała, że Luis robi sobie ze mnie „emocjonalny plasterek”. I może wcale się nie myliła. Ale ja nigdy wcześniej nie byłam dla nikogo absolutnie niczym, więc bycie choćby pocieszeniem po zerwaniu było dla mnie mocno stymulujące. Gdyby do tego wszystkiego okazało się, że żywi wobec mnie prawdziwe uczucia, prawdopodobnie pękłabym ze szczęścia i zostałyby po mnie tylko brokat i tęcza. Zwłaszcza że Luis zrezygnował z Shawni. A powiedzieć, że progi, przez które ta dziewczyna przechodzi, są dla mnie za wysokie, to nic nie powiedzieć.
Shawni wyglądała pięknie, i to w zupełnie niewymuszony sposób. Zebrała swoje długie warkoczyki w niski kucyk związany pod lewym uchem. Nie miała na sobie żadnego makijażu ani wytwornych ubrań, a mimo to trudno było od niej oderwać wzrok. Już po samym wyglądzie można stwierdzić, że jest tancerką. Zdradzały ją jej postawa i zarys mięśni odznaczający się na ciemnej skórze. Kiedy zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w nią ze zbyt dużą intensywnością, wbiłam wzrok w podłogę i starałam się nie myśleć o tym, że to właśnie ona jest moją rywalką.
Nie przestawała mówić, więc nie zawracałam sobie nawet głowy tym, by wyciągnąć telefon i napisać na nim odpowiedź.
– Trzymaj się od niego z daleka. Mówię poważnie.
Uznałam to za bardzo dziwne, że jednocześnie mi groziła i rzucała pełne współczucia spojrzenie. Nie dałam się nabrać na jej fałszywą litość.
Shawni mnie zabije.
Spojrzała na mnie w sposób, który dał mi do zrozumienia, że nie wierzy, że mogłabym być z kimś takim jak Luis. Ale prawda była zgoła inna. A ona po prostu nie chciała jej do siebie dopuścić. Jeszcze wczoraj nie mogłam przestać myśleć o tym, że spędzę trochę czasu z Luisem, a teraz jego wspomnienie sprawia, że jest mi niedobrze.
Szoruję każdą część ciała, której dotknął. Twarz. Biodra. Uda. Piersi. I…
Robię to tak mocno, że niemalże zdzieram z siebie skórę, a mimo to nadal czuję się brudna. Gdy moje ręce nie mają już siły trzeć, opadam na brodzik i obejmuję ramionami kolana, pozwalając, by gorąca woda uderzyła mnie w plecy. Nie wiem, ile czasu minęło, ale kiedy się podnoszę, mam pomarszczoną skórę, a ze słuchawki leci zimna woda. W końcu ją zakręcam i próbuję wyjść spod prysznica, ale w pewnym momencie moja stopa ślizga się na mokrym brodziku i chwilę później ląduję na plecach.
– Kurwa mać! – krzyczę. Nie chciałam zrobić tego tak głośno, lecz czasami nie potrafię nad tym zapanować. Kiedy przez tak długi czas nie wydaję z siebie żadnego odgłosu, dźwięki same zaczynają ze mnie wylatywać w niekontrolowanych zrywach. A teraz muszę z siebie wyrzucić wszystko, co zdążyło we mnie narosnąć.
Naciągam ręcznik na twarz i zakrywam nim usta. Następnie wrzeszczę, mając nadzieję, że materiał zagłuszy mnie na tyle, żebym nie obudziła swoim krzykiem rodziców. O ile jeszcze tego nie zrobiłam.
Mój telefon informuje o nowej wiadomości, więc po raz drugi próbuję wygramolić się spod prysznica. Na ekranie pojawia się imię Luisa. Nie wiem, co zrobię, jeśli nie zgodzi się trzymać jęzora za zębami. Boję się, że mógł napisać coś w stylu: „Ups, za późno. Już wszystkim rozgadałem, łącznie z Shawni, i wygląda na to, że ma zamiar ukręcić ci łeb”.
Ta myśl sprawia, że moje ramiona ściska skurcz, a gardło wysycha mi na wiór. Odblokowuję ekran, żeby ocenić straty.
Luis: Ale o czym? ;)
Wzdycham głośno z ulgą i osuwam się z powrotem na podłogę. Nikt nie musi się o tym dowiedzieć. Mogę udawać, że to się nigdy nie zdarzyło.Trzy
Całą sobotę spędzam zamknięta w swoim pokoju. Nie wychodzę z łóżka nawet po jedzenie. Zazwyczaj kiedy coś mnie męczy, wstaję i tańczę, aż poczuję się lepiej. Albo chociaż do momentu, gdy jestem za bardzo zmęczona, by się przejmować. Dzisiaj natomiast nie potrafię zmusić się do żadnego ruchu. Ledwo udaje mi się podnieść, żeby pójść do łazienki. Tym razem nie będzie tańców, będzie posępnie. Ale jakoś to przeżyję.
Około południa do moich drzwi puka tata.
– Jesteś głodna, mija? – pyta.
Rzadko spędza weekendy w domu i gdyby był to mniej ponury dzień, w żadnym wypadku nie przegapiłabym możliwości spędzenia z nim czasu. On zawsze wie, jak mnie pocieszyć. Łatwo się z nim rozmawia – a przynajmniej o problemach, które bezpośrednio go nie dotyczą. Bo z kolei kiedy pyta się go o to, co zaszło między nim a mamą, robi się przyjemny jak ból zęba. Może to wynikać z tego, że w swojej opinii nie ma już żadnego wpływu na tę sytuację.
Nie mam siły się ruszyć, żeby mu otworzyć. Nie jestem też w stanie wydobyć z siebie ani słowa.
Gdy milczenie się przedłuża, tata sam otwiera sobie drzwi i zagląda do środka.
– Wszystko w porządku?
Jeśli na niego spojrzę, znowu wybuchnę płaczem, więc naciągam kołdrę na twarz i przewracam się na brzuch.
Tata wzdycha.
– Domyślam się, że chcesz zostać sama. ‘Stá bien, mija. Będę obok, jeśli jednak zechcesz o tym pogadać – mówi czule.
Tylko problem polega na tym, że to wcale nie jest prawda. Wiecznie nie ma go w domu, a ja marnuję właśnie jedną z niewielu szans na to, by wykorzystać jego obecność.
Zaciskam mocno powieki, kiedy zamyka za sobą drzwi, ale te otwierają się ponownie zaledwie kilka minut później. Wchodzi przez nie mama i rozsiada się w najlepsze na brzegu łóżka.
– No i? – pyta z pełnym wyczekiwania uśmiechem na twarzy.
– Ale co? – odpowiadam pytaniem.
– Jak było na imprezce? Jak się mają sprawy między tobą a Luisem? Wydaje się miły!
Samo wspomnienie jego imienia zatyka mi gardło i nie mogę wydusić z siebie kolejnego słowa, więc powtarzam tę samą sztuczkę, która zadziałała w przypadku taty – zakrywam głowę pościelą i przewracam się twarzą do dołu.
Mama jednak ignoruje moją aluzję.
– Mogę? – pyta.
Zamiast słowa „nie” wydaję z siebie głośne i przepełnione irytacją westchnienie. Mama następnie pyta, czy może mnie dotknąć, prawdopodobnie po to, by przez pościel wymasować mi plecy, ale teraz nie wolno mnie dotykać.
Na dłuższą chwilę zapada cisza.
– Dobrze, mija. Daj znać, jak już będziesz gotowa, żeby porozmawiać… – W jej głosie słychać smutek, ale nie jestem teraz w stanie myśleć o jej uczuciach.
Nie ściągam z siebie kołdry aż do momentu, kiedy podnosi się i wychodzi z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Nie mam siły nawet, żeby zastanawiać się nad tym, co ja czuję i jak bardzo jest mi przykro. Jestem pusta w środku. Wycieńczona.
Nie wiem, ile czasu tracę na leżeniu w łóżku i dysocjacji. Boo leży na mojej klatce piersiowej i mruczy – jak zazwyczaj, kiedy się o mnie martwi. Słyszałam, że koty nie mruczą tylko ze szczęścia, ale też w sytuacjach stresowych. To je uspokaja. Dlatego kiedy stres dopada także mnie, Boo czasami układa się wygodnie na mojej piersi i mruczy. Wydaje mi się, że w ten sposób próbuje mnie pocieszyć.
Wbijam wzrok w ciemny punkt na suficie, gdzie odchodzi farba. Choć wydaje mi się, że minęło niewiele czasu, wpadające przez okno promienie zachodzącego słońca zalewają mój pokój pomarańczowym światłem. Godziny szczytu już minęły, odgłosy aut straciły na intensywności, a ja nadal nie mogę się ruszyć.
Dlatego wracam do spania.
A przynajmniej próbuję z powrotem zasnąć. Słońce zachodzi, światła w domu gasną, a moje myśli nadal pędzą. Mijają godziny, ale sen nie nadchodzi. W końcu chwytam za telefon. Dochodzi trzecia nad ranem. Jak dobrze, że jutro jest niedziela. Dzisiaj w sensie.
Wyciągam stopę, szukając pocieszenia u Boo, ale nie ma jej na łóżku. Wzdycham rozczarowana, wychylam się poza jego krawędź i zaglądam pod stelaż. Napotykam wpatrujące się we mnie ogromne zielone oczy kotki. Czasami zdarza jej się spać u mnie pod łóżkiem, ale wolałabym, żeby zdecydowała się na jedno miejsce.
– Wszystko w porządku, Boo – mówię, po czym cmokaniem próbuję wywabić ją z ukrycia, ale ona ani drgnie.
Opadam z powrotem na poduszkę i zamykam oczy. Ze wszystkich sił staram się na powrót zasnąć, jednak bezskutecznie. Moje myśli są zbyt głośne. Krążą tylko wokół wydarzeń wczorajszej nocy. Ciągle odtwarzam je w pamięci, zastanawiając się, czy mogłam zrobić coś inaczej, ale nic nie przychodzi mi na myśl. Nie ma opcji, że usnę, dopóki nie wyrzucę go z głowy.
Sięgam po leżące na szafce słuchawki i włączam swoją playlistę emo ze Spotify. Słucham jej zazwyczaj, kiedy kompletnie bez powodu czuję się jak gówno. Po dwóch piosenkach jestem w pełni rozbudzona i zemotyzowana i muszę dać temu jakiś upust. Raczej nie zdarza mi się wstawać w środku nocy i tańczyć – najczęściej jest to sposób na rozładowanie niepokoju tłumionego w szkole – ale mam dość leżenia w łóżku i użalania się nad sobą. Wydaje mi się, że wytańczenie dręczących mnie myśli dobrze mi teraz zrobi. Nie widzę innej możliwości, żeby je wyciszyć.
Podnoszę się do pozycji siedzącej i zaczynam od ruchów górnej części ciała. Wymachuję ramionami i rzucam głową z boku na bok. Ostatecznie całe moje ciało nabiera ochoty na ruch, więc wygrzebuję się z łóżka. Kładę ręce na kolanach i zaczynam szaleńczo machać włosami, a potem robię przewrót. Podnoszę się i atakuję powietrze przed sobą, zadając ciosy pięściami, nogami i ramionami, próbując nie wypaść z rytmu. Wyobrażam sobie, że spuszczam wpierdol Luisowi za to, jak mnie wczoraj potraktował, i udaję sama przed sobą, że nie czułabym się z tego powodu winna.
Po raz pierwszy pozwalam sobie na agresję. Na doświadczanie uczuć poza wścibskimi oczami innych. Rzucam się znowu na podłogę i wymachuję nogami w powietrzu, po czym przekręcam się na brzuch. Odrzucam głowę do tyłu, zamykam oczy i następnie pozwalam ciału opaść bezwładnie. Leżę tak w bezruchu przez resztę piosenki. Uświadamiam sobie, że płaczę, dopiero gdy cichnie muzyka.
Pozwalam sobie na te łzy, aż w końcu zasypiam na podłodze.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
‘Stá bien, mija (hiszp.) – Nie ma sprawy, córeczko (mija to pieszczotliwe określenie, które można tłumaczyć na wiele sposobów).