Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Klub przyjaciół nie do pary - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
23 września 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Klub przyjaciół nie do pary - ebook

Idealna książka dla dorastających dziewczyn – poruszono w niej wiele problemów młodych ludzi w tym wieku: skomplikowane relacje koleżeństwa i przyjaźni; pierwsze zauroczenia; problem wykluczenia w szkole; dojrzewanie i poznawanie siebie.

Fajnie napisana książka pokazująca współczesny świat młodzieży – hasztagi, instagram, internet (i wszystko, co się z nimi wiąże). Ciekawie poprowadzona narracja – z perspektywy dwóch głównych bohaterek.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-8481-0
Rozmiar pliku: 3,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy

Sobota, 16 lutego

ERIN

Gdy Charlotte Brontë była w moim wieku, napisała swój pierwszy wiersz. Musiała też opuścić szkołę, aby uczyć młodsze siostry w domu.

Myślę, że uczenie Kiery szłoby mi fatalnie, bo ona w ogóle nie słucha. To znaczy, ogólnie się dogadujemy, w końcu jest młodsza ode mnie tylko dwa lata. Ale kiedy mama prosi, żebym pomogła jej w lekcjach, to zawsze kończy się kłótnią.

Mama wbiła sobie do głowy, że jestem „tą mądrą”, odkąd pani Wilson po raz pierwszy wspomniała, że mam szansę dostać się na zajęcia z literatury dla zaawansowanych. Po spotkaniu rady wydziału powinniśmy dostać jakiś list czy coś podobnego, choć ja właściwie nie chcę przechodzić wyżej.

A Kiera wcale nie jest głupia. Po prostu ma gdzieś prace domowe.

Mam nadzieję, że Kiera nie przeczyta tego pamiętnika.

Spadaj, Kiera!!! (Jeśli to czytasz).

Serio, nie ma tu nic, co by cię mogło zaciekawić. Zawsze mówisz, że jestem nudna, a to jest tylko pamiętnik, który pani Wilson kazała mi prowadzić, abym ćwiczyła pisanie. Tak więc odwal się!!! (Tak, naprawdę to napisałam).

Właśnie dlatego nie piszę pamiętników! W tym domu nie ma prywatności. Siedzimy sobie na głowach, mimo że jesteśmy tylko we trzy.

Piszę „dom”, ale to właściwie mieszkanie. Malutkie mieszkanko, w którym mieszkamy od rozwodu rodziców.

Kiera i ja dzielimy pokój (mamy piętrowe łóżko: styl retro oraz oszczędność miejsca). To ona jest na górze, bo nie zaklepałam tej miejscówki wystarczająco szybko, a mama zamiast wysłuchiwania „kolejnej awantury” najwyraźniej wolała, żebym ustąpiła jako ta starsza.

Gdybym próbowała sprzedać to mieszkanie, powiedziałabym, że jest przytulne, ma półtorej sypialni i kameralną kuchnię oraz małą, lecz elegancką łazienkę.

Ale tu mieszkam, więc mogę powiedzieć, że w salonie jest kuchnia, zlew i lodówka, a łazienka – to prawda, bo ją zmierzyłyśmy – jest mniejsza niż wanna mojej najlepszej przyjaciółki Nic.

Żeby być szczerą, muszę dodać, że wanna w rodzinnej łazience mojej najlepszej przyjaciółki Nic jest całkiem spora. Nieco większa niż przeciętna. Ale jednak.

W mojej łazience też jest wanna. Malutka, krótka i wąska wanna, w której można tak jakby usiąść. Dodaliśmy do niej sitko natryskowe, kupione w sklepie „Wszystko za jeden funt”, tak aby kucając, móc obsługiwać prysznic jedną ręką.

Umywalka jest mniej więcej wielkości mojej ręki i można się koło niej przecisnąć do toalety. Toaleta jest normalnych rozmiarów. Ktokolwiek zbudował tę łazienkę, nie dbał o to, jak będziemy się myć, ale chciał mieć pewność, że będziemy mogli się załatwiać względnie komfortowo. A to już coś.

Ponieważ umywalka jest malutka, trzeba uważać z odkręcaniem wody. Jeśli zrobi się to za szybko, woda rozpryskuje się wszędzie. Nie wszyscy z naszych gości potrafią uważnie odkręcać wodę. A jeśli więcej niż jedna osoba chce umyć zęby w tym samym czasie, to… cóż, wygląda to jak przedstawienie Cirque du Soleil¹.

To nie to, że nienawidzę mojego mieszkania. Właściwie to je lubię. Jest nasze. Dajemy sobie w nim radę. To znaczy, zazwyczaj. Jesteśmy w nim razem. I nie chodzi o żadne „my kontra tata”. Nie, zupełnie nie. To on ma taką dziwną skłonność do rywalizowania, nie my. Zresztą nieważne.

Miałam pisać o tym, dlaczego lubię Charlotte Brontë. A zamiast tego zajęłam się innymi tematami i teraz mama mnie woła, i… O nie!!! Przyszedł list. Jestem w grupie dla zaawansowanych z angielskiego!

GRACE

Gdy Charlotte Brontë była w moim wieku, napisała jeden wiersz i właśnie opuściła szkołę (miała czternaście lat!), aby uczyć swoje siostry.

Ja byłabym w tym świetna. (Nie chodzi mi o opuszczanie szkoły w wieku czternastu lat, uwielbiam szkołę). Mam na myśli uczenie. Potrafię doskonale przekazywać wiedzę. Nie mam sióstr ani braci, ale jestem pewna, że dałabym sobie z tym radę. I napisałam mnóstwo wierszy.

Oto jeden z nich, tak z marszu:

Jestem Grace pisarka,

A me słowa śmierć przynoszą,

Jeśli o mnie nie słyszałeś,

Wnet cię wieści o mnie skoszą.

To tylko improwizacja. Potrafię jeszcze lepiej.

Nie mówię, że jestem lepsza od Charlotte Brontë. W każdym razie jeszcze nie. Ha, ha. Oczywiście żartuję. Kocham Charlotte Brontë.

Wśród moich przyjaciół często się zgrywam. Wszyscy to łapią. Ty, pamiętniku, też załapiesz, kiedy mnie poznasz, choć podobno z początku sprawiam wrażenie próżnej. (Ale wiesz, tak mogą myśleć tylko nieudacznicy, którzy zazdroszczą mi mojego geniuszu). Ha. Miłość i wsparcie dla moich wrogów. #miłośćmoimwrogom

To moje pierwsze pisarskie ćwiczenie zadane przez panią Wilson. To nawet nie jest praca domowa, a coś tylko dla mnie.

Dla ścisłości – to pani Wilson (moja niesamowita nauczycielka angielskiego) zauważyła, że mam zadatki na bardzo utalentowaną pisarkę, i oświadczyła, że powinnam zacząć prowadzić pamiętnik.

Początkowo myślałam, że ma to służyć udokumentowaniu mojej wczesnej twórczości (przypuszczalnie jako materiał dla muzeum, które pewnego dnia zostanie zbudowane na moją cześć). Ale okazało się, że chodziło jej o to, że to dobry sposób na ćwiczenie pisania. A szykuje się konkurs na krótkie opowiadanie. Wezmę w nim udział (i wygram!).

Nagroda jest wspaniała: wyjazd do Muzeum Sióstr Brontë w Yorkshire, gdzie można zobaczyć dom, w którym żyły! A dodatkowo tydzień kursu pisarskiego oraz spacery po wrzosowiskach!

Sądzę, że pani Wilson jest pod dużym wrażeniem mojej dojrzałości i wyrafinowanego gustu. Nie wydaje mi się, żeby wielu ludzi w moim wieku czytało Dziwne losy Jane Eyre, bo nie ma tego w spisie lektur szkolnych aż do piątej klasy liceum.

A więc zgodnie z radami pani Wilson na „rozpisanie się” przedstawiam powody, dla których lubię i utożsamiam się z Charlotte Brontë:

1. Jest niesamowitą pisarką, która tworzy w taki sposób, że czytającemu człowiekowi wydaje się, jakby sam to przeżył.

2. Bardzo ciężko pracowała i była naprawdę mądra.

3. Mówiła po francusku i spędziła jakiś czas we Francji, a ja jestem bardzo dobra z francuskiego i j’adore la France²!

4. Myślę, że mam tak samo dociekliwy i żądny wiedzy umysł jak Charlotte Brontë, bo główna bohaterka Dziwnych losów Jane Eyre wolała za młodu dojrzalsze Podróże Guliwera od dziecinnych bajek.

5. Jej mama zmarła na raka, kiedy Charlotte miała pięć lat, a moja mama zginęła w wypadku na nartach, kiedy byłam małym dzieckiem.

Na razie wystarczy.Rozdział drugi

Poniedziałek, 18 lutego

ERIN

Mama ma tupet, nazywając mnie głupią tylko dlatego, że nie mam ochoty chodzić na zajęcia z literatury dla zaawansowanych.

– To, że chcesz siedzieć w ławce razem ze swoją głupią najlepszą przyjaciółką Nicole nie jest wystarczającym powodem! – krzyczała do mnie dziś rano. – Kto wie, czy za dwa miesiące wciąż będziecie najlepszymi przyjaciółkami? Życiowych decyzji nie podejmuje się w ten sposób.

Tak jakby miała prawo pouczać mnie w kwestii życiowych decyzji.

A tak w ogóle to nie jest decyzja. Cóż, w każdym razie nie moja. To jest rozporządzenie szkoły. Ja nie mam tu nic do powiedzenia.

Zdenerwowało mnie, że mama nazwała Nicole głupią. Prawdopodobnie zazdrości jej łazienki.

Właściwie to jestem prawie pewna, że moja mama nie lubi mamy Nicole, bo ona pracuje tylko na część etatu i raz odebrała Nicole ze szkoły w stroju do tenisa. Kiedy sobie poszły, mama wciąż robiła sarkastyczne uwagi o tym, jakie miłe musi być takie życie.

Z pewnością zazdrości także tenisa.

Ale to chyba niesprawiedliwe nie lubić kogoś tylko dlatego, że on może chodzić na tenisa, a ty nie.

GRACE

Jestem załamana z powodu mojej przyjaciółki Chloe. Właśnie się dowiedziałam, że przenieśli ją o dwa poziomy niżej z angielskiego. To takie niesprawiedliwe. Bez niej nasza mała grupa nie będzie już taka sama. Pierwszy dzień po przerwie semestralnej, a tu takie coś.

Napisała o tym dzisiaj rano, kiedy myłam zęby. (Piszę to w samochodzie tatusia w drodze do szkoły). Jej wpis obudził we mnie rozmaite emocje, więc pomyślałam, że je opiszę. Bo tak robią pisarze, a jestem pisarką.

Chloe najwyraźniej miała wcześniej kilka ostrzeżeń, że jej stopnie nie są wystarczająco dobre, aby utrzymać się w grupie dla zaawansowanych. Ciekawe, dlaczego rodzice nie załatwili jej korepetytora, gdy pojawiły się pierwsze sygnały o tym problemie? Tatuś by tak zrobił. Nie, żeby kiedykolwiek musiał.

Myślę, że Chloe jest przygnębiona, bo zazwyczaj siedzimy razem i będzie za tym tęsknić, a także (bądźmy szczerzy) za plotkami. Nikt nie chce być wyrzucony poza nawias. Sporo ją ominie, nawet jeśli postaramy się, żeby była na bieżąco. Poza tym ona nie chce również siedzieć z głupkami z tamtej klasy. Jej miejsce jest wśród nas. Cała ta sprawa jest bardzo okrutna.

Zastanawiam się, czy powinnam porozmawiać z panią Wilson. Może trzeba jej wyjaśnić, że jesteśmy ekipą i że powinniśmy się trzymać razem.

A jeśli pani Wilson się nie zgodzi, to może moglibyśmy zrobić przyjęcie pożegnalne czy coś takiego? Albo kupimy jej babeczkę na obiad… jeśli dzisiaj będą babeczki.

ERIN

– W porządku, kujonie? Zostało pięć dni! – powiedziała Nic zamiast „cześć”, kiedy czekałyśmy na sprawdzenie obecności. (Nic nazywa mnie czasami czule kujonem, co mi zupełnie nie przeszkadza).

Miała na myśli liczbę dni do koncertu. (W piątek idziemy na jeden z jej ulubionych hinduskich zespołów, The Crumples).

Poszczęściło mi się z tym koncertem, bo rodzice Nic zapłacili także za mój bilet. Poza tym zawiozą nas i w ogóle.

– Wielka brew! – krzyknął do mnie przez całą salę Theo Remis. Kilka osób zachichotało. Odwróciłam wzrok, udając, że nie słyszę.

Spojrzałam na Nic. Myślałam, że powie coś pocieszającego, na przykład: „On jest idiotą” albo „Z twoimi brwiami jest wszystko w porządku”, ale zamiast tego uśmiechnęła się i rzuciła:

– Nie przejmuj się, że mówią „wielka brew”. – To wcale mi nie pomogło.

Siedziałam przez chwilę, użalając się nad sobą, a potem obserwowałam, jak po drugiej stronie sali Grace Abella przesadnie reaguje na muchę. Piszczała i dramatyzowała, krzycząc, że to chyba osa. Rety. Ta dziewczyna ma nierówno pod sufitem.

Jej koleżanki udawały, że traktują ją poważnie, a ja ponownie napotkałam wzrok Nic i obie się roześmiałyśmy, potrząsając głowami. Wtedy poczułam się odrobinę lepiej.

Chciałabym jednak, żeby Theo przestał nazywać mnie „wielką brwią”. Dlaczego chłopcy są tacy okropni? Cóż, prawdopodobnie nie wszyscy, ale pewnie większość z tych, z którymi mam kontakt w szkole.

Wiem, że mili chłopcy też muszą gdzieś tu być. Na przykład… Pete Hannan i Si Adoki czasem przybijają sobie piątkę na korytarzu w sposób, który wygląda na dość przyjacielski i niegroźny.

A Nick Brooker wydaje się całkiem miły i cywilizowany, raz chyba nawet uśmiechnął się do mnie na lekcji muzyki. A może skrzywił się na muzykę, która była grana? Trudno powiedzieć na pewno. (Ja także krzywo się uśmiechnęłam, aby na wszelki wypadek pasowało to do obu sytuacji, a więc możliwe, że uważa mnie teraz za dziwaczkę).

Żadnego z kolegów nie darzę szczególną sympatią. Ale gdybym miała kogoś lubić, to byłby to prawdopodobnie jeden z tych trzech chłopców, którzy mnie nigdy nie popychali ani nie przezywali. Trzeba mieć jakieś standardy. Ha, ha. I niech to szlag.

Jednym z powodów, dla których kocham Charlotte Brontë, jest to, że ona to rozumie. Ona wie (Wie? A może wiedziała?), jacy są ludzie.

Chodzi mi o to, że czasami czuję się przygnębiona, samotna i mam wrażenie, że nic mnie z nikim nie łączy. To smutne, przerażające uczucie, które przyprawia mnie o mdłości. Tak jakbym była niewidzialna albo mogła się rozpłynąć.

Wtedy czytam Dziwne losy Jane Eyre. Czytam o wszystkich jej problemach, cierpieniach i o tym, jak uczy się polegać na sobie i wierzyć w siebie, i wiem, że nie jestem sama, że inni ludzie czują podobnie. Ta książka jest jak łańcuch wiążący mnie ze światem, żebym nie odleciała. A potem znowu czuję się lepiej.

Bardzo podoba mi się to, jak energiczna jest dziesięcioletnia Jane Eyre. I jak zabawna! Mój ulubiony fragment to ten, w którym okropny, religijny (i obłudny) dyrektor szkoły (pan Brocklehurst) przychodzi do niej, aby sprawdzić, czy dziewczynka może uczęszczać do jego szkoły. (Opowiadano mu kłamstwa na jej temat, bo kuzynki i ciotka Jane także są okropne).

No więc dyrektor niesłusznie uważa ją za złą osobę i zaczyna wypytywać o wieczne męki w ogniu piekielnym. Zadaje jej pytanie, co powinna zrobić, aby uniknąć takiej kary, a ona odpowiada: „Muszę być zdrowa i nie umierać”. Uwielbiam to!

Podoba mi się także ten fragment, w którym Jane walczy o swoje z okropnymi kuzynami, krzycząc: „Oni nie nadają się, żeby spędzać ze mną czas!”.

Lubię czytać o postaciach, które mają wszystko i wszystkich przeciwko sobie, a jednak uczą się, jak postawić się prześladowcom. Może to daje mi nadzieję.

Bo jeśli Jane Eyre przetrwała Gateshead, to ja przetrwam moją szkołę.

No, zobacz, przez przypadek odrobiłam zadanie. Nie jestem pewna, czy zdanie: „Czytanie Dziwnych losów Jane Eyre sprawia, że przestaję się czuć jak balon, z którego uleciało powietrze” jest dokładnie tym, o co chodziło pani Wilson.

Lubię Charlotte Brontë i utożsamiam się z nią również w inny sposób…

Jest ta cała irlandzka kwestia. To znaczy my jesteśmy Irlandczykami. No, trochę jesteśmy Irlandczykami.

Tata Charlotte Brontë przybył z Irlandii i nazywał się wtedy Brunty, ale zmienił nazwisko na Brontë.

Tata mojego taty też przybył z Irlandii. Kiedy byłam młodsza, jeździliśmy tam czasem w odwiedziny. A potem krewny, który nas lubił, zmarł, więc już tam nie bywamy.

Niektórzy z mojej irlandzkiej rodziny nie lubią Anglików. To jest zrozumiałe ze względów historycznych. Ale formalnie jesteśmy Irlandczykami.

Przynajmniej Theo nie chodzi do grupy dla zaawansowanych z angielskiego. Są tam za to wszystkie te przemądrzałe typki z mojego rocznika, których rodzice są lekarzami albo bankierami, czy czymś takim.

Na razie chyba nie przepadam za pisaniem tego pamiętnika. Mam wrażenie, że spisuję tu tylko wszystkie złe rzeczy, które mi się przydarzają. Może jako pisarka powinnam dodać nieco pozytywnych wątków…?

Nie jestem pewna, czy prowadzenie pamiętnika to coś dla mnie. Ale skoro pani Wilson twierdzi, że pomoże mi to w pisaniu, nie będę się na razie poddawać. Zwłaszcza że chcę wziąć udział w tym konkursie. Bardzo chciałabym odwiedzić Muzeum Sióstr Brontë. Inaczej nigdy nie będzie mnie na to stać.

GRACE

Co za dzień! Najpierw zaatakowała mnie osa, a potem nie udało mi się przekonać pani Wilson, żeby Chloe została w naszej grupie.

Nie mogę uwierzyć, że pani Wilson mnie nie posłuchała. To znaczy mogę. Ale wciąż uważam, że potraktowała mnie z góry.

Z pewnością nie przeszkodziłam jej w obiedzie „dziecinnymi bzdurami”, jak to określił pan Porter. Ten facet z pewnością nie należy do miłych. Tak się cieszę, że na WF-ie nie jestem w jego grupie. I dlaczego w ogóle podsłuchiwał naszą prywatną rozmowę?

Wcale nie byłam niegrzeczna. Po prostu znalazłam panią Wilson i to był odpowiedni moment. To przecież nie moja wina, że w poniedziałki nie mamy angielskiego, a nie chciałam czekać.

Biedna Chloe.

Po obiedzie było całkiem miło w klasie, w każdym razie przed sprawdzeniem obecności.

Tak jakby dla żartu zaczęłam śpiewać Będę pamiętać ciebie, czy ty będziesz pamiętać mnie? Z początku nuciłam cicho, ale wszystkim się spodobało, więc przeszłam na głośniejsze tony i dodałam więcej dramatyzmu.

Potem reszta grupy się przyłączyła i tak oto spontanicznie odśpiewaliśmy tę piosenkę.

Tak się składa, że naprawdę dobrze śpiewam, więc pogódźcie się z tym. (Nie będę ukrywać swoich talentów tylko dlatego, że świat nie jest na nie gotowy).

A poza tym cała grupa nieźle daje radę, więc wyszło nam to zaskakująco dobrze.

Na końcu wszyscy się roześmialiśmy i uściskaliśmy Chloe. Sądzę, że było to dość wzruszające.

Reszcie klasy musiało się podobać, bo klaskali, więc się ukłoniłam. Ktoś nawet postanowił się pochwalić, że umie gwizdać.

Wszyscy byli zachwyceni. No dobrze, prawie wszyscy. Ta naburmuszona dziewczyna z mysimi włosami, której imienia nigdy nie mogę zapamiętać – Erica? – patrzyła na mnie ze zmarszczonym czołem.

Szybko odwróciła wzrok, kiedy uświadomiła sobie, że to zauważyłam. Potem wymieniły uśmieszki razem ze swoją koleżanką Nicole i przewróciły oczami, kręcąc głowami. Chodziło o mnie. I o moje śpiewanie. Bezczelność!

Och, wybaczcie, młode emo, prawdopodobnie słuchacie „modnych” zespołów, o których nigdy nie słyszałam. Przepraszam za to, że lubię klasyczny pop, który nie powoduje u ludzi depresji. Przepraszam, że zależy mi na moich przyjaciołach i że dzielę się moim talentem ze światem.

Nie, żeby mnie obchodziło, co ci zadufani w sobie frajerzy myślą. Ha! #miłośćmoimwrogom

ERIN

O nieeee. Miałam właśnie iść spać, ale Nic napisała do mnie, że w grupie dla zaawansowanych z angielskiego jest Grace. Oczywiście. Powinnam to wiedzieć. Panna „wszyscy-na-mnie-patrzcie” we własnej osobie i najbardziej złośliwa z ekipy szkolnych barbie. FAN-TAS-TYCZ-NIE.

Nic uważa, że to bardzo zabawne. Właściwie trochę mi współczuje, ale chyba myśli, że będę się świetnie bawić, obserwując ich pretensjonalne zachowania. Ale to jest zabawne tylko wtedy, kiedy towarzyszy mi Nic. W innych sytuacjach jestem zaledwie uśmiechającym się kpiąco odludkiem.

Wystarczająco trudno jest odciąć się od ekshibicjonizmu Grace w klasie. Teraz będę musiała to znosić także na moim ulubionym przedmiocie.

Dzisiaj po obiedzie śpiewała w klasie, zupełnie bez powodu, na cały głos. To takie irytujące. Rozumiemy, Grace, jesteś świetna we wszystkim. Okaż łaskę i daj nam też czymś się zająć.

Aaaaaaa!

No dobra. Martwię się, że mój pamiętnik jest zbyt negatywny, a wraz z nim moje nastawienie. Spróbuję zatem złapać równowagę i skupić się na czymś dobrym za każdym razem, kiedy muszę napisać o czymś złym.

A więc napiszę tak…

Kolacja była pyszna.

W każdym razie w porównaniu z innymi kolacjami.

Mama przyniosła dzisiaj (albo ukradła, zależnie od punktu widzenia) mnóstwo kanapek, które zostały po spotkaniu w jej pracy.

To musiał być ważny klient, bo mama zgarnęła też cztery kawałki ciasta, trzy kawałki tarty, dwa herbatniki i jedną wielką paczkę chipsów. Jedliśmy więc jak głodna gąsienica³ z obsesją na punkcie węglowodanów.

Było duuużo lepiej niż poprzedniego wieczoru, kiedy musiałyśmy podzielić puszkę spaghetti na nas trzy. A raczej musiałybyśmy, bo mama powiedziała, że nie jest głodna.

Z początku mama była zawstydzona, że musi uciekać się do takich sposobów, żeby nas nakarmić. Ale teraz uczyniła z tego pewien rodzaj sztuki. Zabiera do pracy wielką torbę wypełnioną pustymi pojemnikami.

I to nie jest właściwie kradzież, bo jedzenie zostałoby wyrzucone do śmieci albo zjedzone przez pracowników na zastępstwach, którzy (prawdopodobnie) nie mają dzieci do wykarmienia.

Mama ciężko pracowała, aby dojść do tego stanowiska. Pracuje jako jedna z głównych asystentek dyrektora działu kadr, a jest to ogromna przemysłowa firma. Ma bardzo dużo pracy i często musi zostawać po godzinach, a ponieważ firma jest międzynarodowa, nie brakuje wideokonferencji o zwariowanych godzinach.

Mama jest jedyną osobą w jej dziale, która nie ma pełnego wykształcenia. (Porzuciła szkołę w wieku szesnastu lat i wykonywała mnóstwo różnych zawodów). Z tego powodu jest zdeterminowana, abyśmy z Kierą zdobyły wykształcenie, a jednocześnie twierdzi, że jest jedyną osobą „żyjącą w prawdziwym świecie”.

Mama lubi jeść ciasto. I przynosi trochę dla nas.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: