Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Klub rozkoszy. Kartografia przyjemności - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,99

Klub rozkoszy. Kartografia przyjemności - ebook

Lubisz seks?

Poznaj 1001 sposobów na sprawienie przyjemności sobie i nie tylko sobie.

Chcesz czerpać z seksu jeszcze więcej przyjemności? Zastanawiasz się, jak sprawić radość swojemu partnerowi? A może wiesz, co cię kręci, ale nie wiesz, jak o tym mówić?

Czasami wystarczy naprawdę niewiele, by osiągnąć maksymalną rozkosz. Poznaj francuskie tajniki kreatywnej miłości, porzuć utarte ścieżki i doświadczaj orgazmów swojego życia w pojedynkę i z drugą osobą.

Twórczyni popularnego instagramowego konta Jouissance Club oddaje w twoje ręce ten niezwykły poradnik, w którym proponuje odłożyć na bok sam akt penetracji i skupić się na 1001 sposobach sprawienia sobie przyjemności w nieskrępowany i radosny sposób.

Dzięki czytelnym i bezpruderyjnym rysunkom poznasz mapę stref erogennych i najlepsze sekssztuczki, które podniosą temperaturę w twojej sypialni.

Ta książka przeznaczona jest dla KAŻDEGO! Uwolnij się od poczucia winy i zapisz się

do Klubu Rozkoszy.

Międzynarodowy bestseller. 500 000 egzemplarzy sprzedanych we Francji.

A ty? Czy odważysz się włączyć światło w sypialni i dołączyć do grona tysięcy osób czerpiących inspirację z tego niezwykłego poradnika?

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-7775-5
Rozmiar pliku: 7,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WITAJ W KLUBIE

Wielkie dzięki, przyjacielu/przyjaciółko, za zakup tej książki. Fakt, że trzymasz ją w rękach, dowodzi, że jesteś kimś dobrym: zasługujesz na kwitnące życie seksualne i wielkiego buziaka.

Nazywam się Jüne (uwaga! po francusku wymawia się to z „ż” na początku, żadne tam „Dżun”). Od najmłodszych lat pasjonuję się rysunkiem i mam to niebywałe szczęście, że dziś mogę traktować go również jako zawód – pracuję przy produkcji gier komputerowych jako _character designer_. Wychowałam się w otoczeniu natury, na pięknych prowansalskich wzgórzach niedaleko Marsylii, którą uważam za najpiękniejsze miasto na świecie (choć jednocześnie też jedno z najbardziej seksistowskich).

Minęło dużo czasu, zanim zrozumiałam, że „feminizm” to nie obelga i że kobiety zasługują na tyle samo uwagi, co mężczyźni. Od wysłuchiwania latami tekstów typu „baba za kierownicą”, „bijesz się jak dziewczyna”, „nie bez powodu wszyscy geniusze to faceci”, „pomóż matce sprzątnąć ze stołu” mój mózg był sprany do tego stopnia, że naprawdę byłam przekonana o naszej podrzędności na wszystkich płaszczyznach. A nawet gorzej – nieświadomie brałam udział w dalszym utrwalaniu takiej wizji świata, krytykując „feministki”… Już sama myśl o byciu jedną z nich była wtedy dla mnie nie do przyjęcia… Wyobraź sobie, że nie chciałam być uznawana za „histeryczkę”. Tymczasem jestem głęboko przekonana – i do dziś nie daje mi to spokoju – że mężczyźni, których spotykałam na swojej drodze, również byli ofiarami patriarchatu.

Właśnie dlatego trzeba zrobić krok naprzód, zabrać głos i wyzwolić w sobie złość, która zmiecie raz na zawsze wszystkie te nieznośne stereotypy. Dzisiaj już szanuję walkę wszystkich kobiet, które mają odwagę głośno i donośnie krzyczeć o tym, czego ludzie nie mają ochoty słyszeć. Podziwiam ich odwagę i siłę. Lubię sobie wyobrażać, że jesteśmy jedną wielką drużyną, w której każdy ma swoje sposoby na dążenie do celu. Faktem jest, że w ramach tego zespołu widzę się bardziej na pozycji moderatorki – raczej w środku pola niż w ataku… Moim zdaniem czasami to właśnie łagodność i życzliwość w połączeniu z wywrotową treścią mogą przekonać do zmiany myślenia nawet największego młota. Dlatego wygląda to tak, że jestem feministką, która utożsamia się z feminizmem wierzącym w człowieka i jego dobroć oraz w naszą wspólną zbiorową inteligencję. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak mielibyśmy nad tym wszystkim zapanować, jeśli najpierw nie połączymy sił. Dlatego mój feminizm nie sprowadza się tylko do walki kobiet i dla kobiet – z czasem zaczął ewoluować i teraz można już chyba powiedzieć, że do mojej postawy lepiej pasuje termin „humanizm”… Tak czy inaczej, nadal twierdzę, że poparcie dla feminizmu jest jednoznaczne z walką przeciwko wszelkim rodzajom dyskryminacji. Nie walczę tylko dla kobiet cispłciowych (może jeszcze tego nie wiesz, ale jeśli ktoś urodził się z waginą i utożsamia się z płcią żeńską przypisaną przy urodzeniu, to jest cispłciowy). Nie chcę tu sugerować żadnych hierarchii. Każda walka jest tak samo ważna. Zaprzeczanie temu prowadziłoby nieuchronnie do uznania, że pewną kategorię osób (w tym wypadku akurat tych należących do różnych mniejszości) nadal uznajemy za gorszą. Nie ma takiej opcji! Stać nas na więcej. Nie chcę należeć do osób próbujących udawać, że nie widzą problemów mniejszości, a „ich walka może jeszcze trochę poczekać”, bo „są inne priorytety” albo „ważniejsze sprawy” czy co tam jeszcze.

Nie ukrywam, że czasem zaliczam wtopy i popełniam błędy, ale krok po kroku uczę się, żeby zawsze stawiać na pierwszym miejscu człowieka. I tyle. Nie jakąś konkretną kategorię ludzi – ostatecznie wszystkie i wszyscy walczymy z jednym i tym samym wrogiem, a są nim nierówności.

Dlatego mój feminizm jest inkluzywny w szerokim znaczeniu tego słowa, co oznacza, że niezależnie od tego, jakiej jesteś płci, orientacji seksualnej, jak wygląda stan twojego konta, jakiej jesteś narodowości albo jaki masz PESEL, zasługujesz na fundamentalne prawo do szacunku.

Ach, no właśnie, skoro już mówimy o płci… Na pewno zauważysz w trakcie lektury, że nazywam swoich bohaterów dziwnymi ksywkami. Jakmutam, Jakjejtam i Tenteges celowo mają trochę bezosobowy charakter, bo chociaż nasz świat ukształtował się w bardzo binarny sposób i nasze przekonania podpowiadają nam, że mężczyzna powinien mieć penisa, a kobieta waginę, to istnieją również osoby interpłciowe, transpłciowe, niebinarne, apłciowe; takie, które uznają swoją tożsamość za płynną albo odnajdują się w kilku różnych kategoriach itd. Jednym słowem panuje w tym temacie niezły bajzel, który wytrąca nas z utartych przyzwyczajeń… Tożsamości transowe są mało widoczne, ponieważ stanowią mniejszość, ale to przecież nie znaczy, że takie osoby w ogóle nie istnieją. A ja chciałabym, żeby tutaj wszyscy czuli się swobodnie i czerpali radość z lektury. Dlatego w mojej książce – umownie – Jakmutam określa osobę z penisem, Jakjejtam osobę z waginą, a Tenteges może mieć jedno i drugie. Kapewu?

Poza feminizmem mam jeszcze jedną pasję, którą jest nic innego jak seks. A i owszem. W tym wypadku również musiało minąć trochę czasu, zanim nauczyłam się mówić o tym bez wstydu. Jak wiadomo, kobieta, która lubi seks, to niezła aberracja, w zasadzie synonim dziwki oraz źródło wszelkich możliwych chorób przenoszonych drogą płciową. To oczywiście nieprawda, nigdy nie zaraziłam się kiłą, chociaż jeśli mi się to kiedyś zdarzy, to nie będę rozpaczać. Ale dość już gadania o chorobach! Jakoś nie czuję, żeby pociągał cię ten uroczy temat. Skoro wytrzymał.aś.eś do tej pory, to znaczy, że rozumiesz ton, w jakim napisałam tę książkę.W CZYM RZECZ?

Tak więc teraz już wiesz: w Klubie Rozkoszy chodzi o pozbywanie się kompleksów, nabranie dystansu do siebie oraz atmosferę życzliwości – nie zapominaj o tym w czasie lektury. Znajdziesz w tej książce po trochu wszystkiego, co trzeba wiedzieć o seksie, bez zahaczania o temat szeroko pojętej penetracji. W tym temacie na pewno orientujesz się na tyle, że nie muszę ci go rozrysowywać, prawda? Napotkasz tu natomiast mnóstwo innych rysunków – o wiele ciekawszych. Dałam z siebie wszystko, żebyś nie żałował.a pieniędzy wydanych na tę książkę. Ciężko pracowałam, żeby dać ci możliwość badania swojej seksualności oraz seksualności swoj.ej.ego partner.a.ki na multum sposobów. Nawet jeśli już teraz uznajesz się za ekspert.a.kę, mam nadzieję, że dzięki mnie odkryjesz jakieś nowe metody na sprawianie przyjemności osobom, które mają ochotę dzielić z tobą swoją intymność. Bzykałam się dzień i noc, żeby wybrać najlepsze techniki palcówek, udoskonalić obciąganie _e tutti quanti_… Nie oszczędzałam się w boju i o mało co nie zajeździłam swojej cipki podczas tej przygody, tak że będę ci z góry wdzięczna za wypisanie w internetach jakiejś laurki na temat mojego dzieła. Główne przesłanie tej książki głosi: słuchaj swojego rytmu i korzystaj z różnych przyjemności – samotnie, we dwoje albo w więcej osób – niezależnie od tego, jaką określasz się płcią, orientacją seksualną czy jaki masz kolor skóry. Nieważne, czy jesteś prawiczkiem albo dziewicą, podpadasz pod nimfomanię albo satyriasis (zapamiętaj to słowo, a nigdy nie przegrasz w Scrabble; generalnie chodzi o termin określający uzależnionego od seksu u mężczyzn), albo czujesz się jeszcze kimś pomiędzy. Krótko mówiąc, na pewno już załapał.aś.eś – ta książka jest DLA WSZYSTKICH! Może poza tymi, któ.rzy.re nie lubią się pukać…

Chciałabym, żeby do seksualności zaczęto wreszcie podchodzić w sposób otwarty i klarowny, żeby każdy miał dostęp do wszelkich informacji, których potrzebuje w celu doskonalenia swojej kreatywności, a przede wszystkim żebyśmy pozbyli się wszelkiej presji społecznej albo rozmaitych nakazów, które wpaja nam się od tak dawna. Seks nie powinien być źródłem stresu, a my – w naszym Klubie – mamy mocne przekonanie, że to jedna z niewielu rzeczy, poza jedzeniem, spacerami po lesie oraz muzyką R’n’B, które nadają życiu sens. Seks to kwintesencja miłości, nieważne, czy z partnerem na całe życie, czy z kimś poznanym przypadkowo. To czysta forma współdzielenia i niewyczerpalne źródło dobrego samopoczucia. Wyobraź sobie, że nawet twoi rodzice to lubią… Seks to samo życie, a w dodatku prawie zawsze jest za darmo.

Proponuję w tej książce ni mniej, ni więcej tylko krótką lekcję anatomii z dodatkiem w postaci map ze strefami przyjemności u obydwu płci oraz inwentarzem ruchów, które potrafią tę przyjemność wywoływać – nie tylko w postaci orgazmu, lecz także zwykłej rozkoszy. Zaznaczę przy okazji, że zostały one przetestowane na pełnoletnich uczestni.cz.kach, któ.re.rzy dobrowolnie zgodzi.ły.li się na udział, a jedyne zwierzę, które ucierpiało przy powstawaniu tej książki, to moja biedna pusia. Nie wszystkie metody będą pasować każdemu, bo różnimy się od siebie, i muszę tu koniecznie przypomnieć, że podstawą do odkrywania swojej seksualności razem z partner.em.ką jest komunikacja. Poszczególne ruchy mogą podziałać na jedną osobę, a na drugą już nie. Właśnie dlatego trzeba mówić, słuchać i jak najczęściej poświęcać choć chwilę na refleksję. No. To teraz już wiesz.

SŁUCHAJ, JÜNE, PO CO WŁAŚCIWIE TA KSIĄŻKA?

Poza tym, że lubię mówić do siebie, zawsze miałam takie smutne przekonanie, że przechodzę obok swojej seksualności. Że czegoś mi brakuje do osiągnięcia pełni satysfakcji. Nie byłam jedyną osobą, która doszła do takiego wniosku, i pocieszał mnie fakt, że jest nas w tej grupie całkiem sporo, ale chociaż długo nad tym rozmyślałam, nie byłam w stanie wskazać, w czym tkwi problem. Chociaż naoglądałam się niemało porno i czułam się swobodnie pod względem seksualnym, niezmordowanie powtarzałam wciąż te same błędy. Czułam ból podczas penetracji, do tego scenariusz z każdym kolejnym kochankiem był wciąż ten sam. Nigdy niczego nie ominęliśmy, zaczynało się zawsze od pieszczot ustami, których jedynym celem było nabranie poślizgu i przygotowanie terenu do jakże oczekiwanego stosunku, a potem BAM! kolizja narządów, PAF! wytrysk (czasem na twarz, bo to przecież ważne) i po sprawie. Zadowalaliśmy się tym i w pewnym sensie było nam dobrze, ale zawsze pozostawał jednak posmak pewnego _déjà vu_.

Żeby było jasne – nie chodzi wyłącznie o to, żeby mieć orgazm albo go nie mieć. Orgazm to tylko widoczna część góry lodowej, którą jest seks… Nie, przeszkadzało mi głównie to, że okrutnie brakowało nam fantazji. Ta sama scena powtarzała się niezmordowanie, niezależnie od osoby. Wyobraź sobie, że codziennie jesz to samo danie na obiad. W poniedziałek ziemniaki, we wtorek ziemniaki, w środę… No nie powiesz mi, że nie byłoby to cholernie nudne. Dlaczego z takim uporem narzucamy sobie w seksie monotonię? Kupujemy nowe ubrania w zależności od mody, nie boimy się eksperymentów w kuchni, do tego częściej niż kiedyś zmieniamy partnerów, uwielbiamy nowości – konsumujemy je, kiedy tylko mamy okazję. Tymczasem w kwestiach seksu… posucha.

Pewnego pięknego dnia, kiedy tak sobie rozmyślałam, popalając fajkę i wpatrując się w horyzont, zrozumiałam, że to nie przypadek, że zawsze kochamy się w ten sam sposób. Jakim cudem mielibyśmy to robić inaczej, skoro nikt nam nie wyjaśnił, jak się do tego zabrać. Nikt nie podsuwa nam nowych „wskazówek i porad” w temacie bzykania. Jedyne materiały, które można zdobyć za darmo, to mainstreamowe filmy porno, w których akurat już dawno temu zapomniano, do czego służy wyobraźnia. Chociaż w sumie to nie do końca prawda – przecież scenariusze potrafią się bardzo różnić: czasem to historia hydraulika, który przychodzi do gospodyni domowej naprawić zlew, kiedy indziej główną rolę gra występna przyrodnia siostra albo stary satyr, mamuśka i prawiczek, ośmiornica z kosmosu i co tam jeszcze… Tak że nie powiem, jest wybór. Ale tylko pod względem ram fabularnych, to zwyczajna zmiana dekoracji. A potem i tak zderzamy się z okrutnym brakiem wyobraźni, kiedy chodzi o najważniejszy moment filmu – czyli sam seks! Pod względem scenariusza bieda z nędzą…

Prosty schemat: pieszczoty, stosunek, wytrysk. Powtórzę: pieszczoty, stosunek, wytrysk. No trzymajcie mnie!

Ktokolwiek miał już styczność z porno, na pewno zauważył, że dominują w nim penisy – penetrujące penisy – oraz gościnne wulwy, które wydają się raczej zadowolone z odwiedzin, oceniając po dochodzących z ekranu okrzykach rozkoszy. A my, jak w obłędzie, naśladujemy to wszystko, bo tak jest łatwiej i nie wymaga to od nas za dużo myślenia. I jakoś nigdy nie budzi to naszych wątpliwości. A co by się stało, gdybyśmy odwrócili role i to osoby hetero obdarzone penisami byłyby penetrowane? Dlaczego fakt bycia penetrowanym nagle staje się takim problemem, kiedy posiada się penisa? Bo wyobrażamy sobie, że to pozycja przynależna komuś podległemu, zdominowanemu? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że bycie gejem albo posiadanie cipki miałyby być synonimem podległości.

Filmy oglądane w kinach również nie są bez winy, jeśli chodzi o nasze wyobrażenia na temat penetracji. Każdy z nas na pewno widział niezliczoną ilość scen z cispłciową parą hetero, która uprawia seks i metodycznie wspólnie osiąga orgazm dzięki penetracji. Ile i ilu z nas poczuło, że w ogóle nie przystaje do tych obrazów? Orgazm w wyniku penetracji stał się Świętym Graalem albo nawet gorzej: normą. A jako norma robi wielką krzywdę wszystkim, którzy nie mieszczą się w tym formacie. A Bóg jeden wie, że trochę nas jest!

Krzywdzimy się w ten sposób, próbując być „normaln.i.e”… Mimowolnie ściągamy na siebie problemy z erekcją, bóle podczas penetracji, stawiamy sobie ograniczenia, wpędzamy się w przekonanie, że nigdy nie uda nam się doprowadzić Jakjejtam do orgazmu za pomocą członka, no chyba że Jakjejtam trochę poudaje…

Zróbmy sobie reset. A potem spróbujmy uczynić z seksu coś bogatszego, bardziej równościowego – niech będzie chwilą, która jest dla nas wyjątkowa i za każdym razem inna.

No bo jasne, „klasyczny” stosunek seksualny jest świetny. Absolutnie nie podważam przyjemności, którą sprawia, staram się tylko zwrócić uwagę na jego powtarzalność i na to, że stawiamy go bezrefleksyjnie w centrum naszej seksualności.

Penetracja jest tak dominująca, że ludzkość wymyśliła określenie „gra wstępna”.

Moje rozumienie tego terminu wskazuje na to, że ta cała „gra wstępna” nie jest postrzegana jako seks sam w sobie. Często słyszę uwagi w stylu:

„Z moją dziewczyną poświęcamy dużo czasu na grę wstępną, no ale wiesz, kiedy już przechodzimy do seksu, to ją mimo wszystko boli. Co robić?”.

Może zacznijcie od tego, żeby skończyć z używaniem tego dziwacznego określenia.

To, co zwykliśmy nazywać zbiorowo „grą wstępną”, stanowi w rzeczywistości całkiem osobny stosunek seksualny. Bo co właściwie – w przeciwnym razie wychodziłoby na przykład na to, że seks lesbijski składa się wyłącznie z gry wstępnej. No litości…

Można się kochać za pomocą rąk, języka, sznurów, zabawek, stóp, głowy i co tam jeszcze macie na podorędziu. Do tego dochodzą inne pieszczoty, które stanowią nieodłączny element kochania się, ale które za często odrzucamy, wmawiając sobie, że w centrum przyjemności muszą być nasze organy płciowe. Tymczasem całe ciało stanowi jedną wielką strefę erogenną, a niektóre osoby można doprowadzić do orgazmu zupełnie bez dotykania w myszkę. Każdy ma swoje indywidualne preferencje, swoje strefy. Jest tyle rzeczy do zbadania poza okolicami genitaliów!

Gra wstępna to bukiet kwiatów, flirt, wysyłanie seksemesów, zabawa w łapki… No co? Może nie?

Nie chciał.eś.aś czasem mieć lepsze.go.j kochank.a.i? Jeżeli Tenteges źle się do tego zabiera, to prawdopodobnie dlatego, że nikt go/jej nigdy nie nauczył, jak cię dotykać. Ty jed.en.na wiesz, co ci się najbardziej podoba. Pokaż mu/jej to! Nudzi cię już brak oryginalności i bierność Jakjejtam? Ta bierność wcale nie jest nieszkodliwa: odpuszczamy, bo nie mamy pojęcia, że mogłoby być lepiej; bo nie znamy naszego ciała i boimy się zawstydzić innych naszą przyjemnością, okazać bezwstydność, wyuzdanie, no po prostu zepsuć innym zabawę… Boimy się zrazić drugą osobę, bo nie wychodzi nam osiąganie orgazmu we dwoje albo okazuje się to czasochłonne…

Cholera jasna, zacznijmy od wybicia sobie z głowy, że trzeba koniecznie mieć wytrysk, orgazm albo doprowadzić do penetracji tylko dlatego, że te trzy działania oznaczają koniec stosunku seksualnego. Czy naprawdę zależy nam na tym, żeby obowiązkowo kończyć tę chwilę w określony sposób? Nie, w to nigdy nie uwierzę – seks jest zbyt przyjemny, kiedy odpowiednio się do niego zabrać. A może tak się z tym wszystkim spieszymy dlatego, że to wcale nie takie fajne… Hmm… Przepraszam, tylko głośno myślę.

Dajmy sobie czas na czerpanie przyjemności palcami, ustami, oczami, poprzez pieszczoty. Kochajmy się i szanujmy, do diabła! Wszyscy ciągle nic, tylko się spieszą. „Szybko, bo wystygnie mi zupka chińska”, „Szybko, bo spieszę się do roboty”, „Szybko, powinnam już szczytować”, „Szybko, ten artykuł jest zdecydowanie za długi, przeczytam tylko tytuł”, „Szybko, szybko, szybko!”.

STOOOOOP! Weź głęboki oddech.

Wróćmy do naszego tematu i pogadajmy o kreatywności. Wyjdźmy ze strefy komfortu i wyobraźmy sobie przez chwilę, jak mógłby wyglądać seks, gdyby penetracja była tylko jedną z wielu dostępnych opcji.

Trudna sprawa, co? To normalne, nie przejmuj się. Wyjście poza ten schemat wymaga zakwestionowania wielu rzeczy oraz uruchomienia wyobraźni. W przypadku gotowania mamy chociażby książki kucharskie czy blogi, które podsuwają nam różne pomysły: „Hej, a może by tak dodać surimi do tego czekoladowego ciasta, widziałam taki przepis u mojej ulubionej blogerki…”. Właśnie w takich chwilach wyobrażam sobie, że ta książka jest być może książką z przepisami łóżkowymi, której tak bardzo mi zawsze brakowało (chociaż akurat mieszanie surimi i czekolady miałoby chyba opłakane skutki).

Zacznijcie od testowania – za każdym razem, kiedy się kochacie – jakiejś nowej techniki albo fantazji. Zastanówcie się nad dodaniem jakiegoś nowego składnika. Jeden skromny dodatek i danie będzie miało całkiem inny aromat. Nie ma sensu wszystkiego kwestionować, to byłoby zbyt skomplikowane – a przecież nie chcemy, żeby nasz seks przerodził się w sudoku, prawda?

Teraz już wiesz, dlaczego chciałam napisać tę książkę. Żeby każd.y.a z nas mógł/mogła uruchomić swoją kreatywność, wyjść ze strefy komfortu i odkryć o wiele bogatszą i rozbuchaną seksualność, nieważne, czy ma wulwę, dicklit, penisa czy co tam jeszcze (?).FUNDAMENTY KWITNĄCEJ SEKSUALNOŚCI

Można by pomyśleć, że w seksie nie ma zasad, że chodzi tylko o odczucia, o pozbawienie się hamulców, odpowiednią aranżację oraz alchemię ciał. Ale spróbujmy pójść trochę dalej. Reguły są potrzebne, żeby seks mógł być przestrzenią angażującą oboje partnerów i gwarantującą bezpieczeństwo. Weźmy na przykład nasze życie w społeczeństwie – opiera się ono na kilku prostych zasadach, które podpowiadają nam, żebyśmy byli mili w kontaktach z innymi, mówili sobie „dzień dobry”, „dziękuję”, „do widzenia”… Tymczasem w kwestii seksu przez długi czas jedyne reguły, jakie znałam, brzmiały: „Koniecznie się wcześniej wydepiluj” albo „Porządna erekcja to podstawa”. Cytując klasyka: „Nie, młokosie / To krótko!…”1, może więc spróbujemy jednak unieść się ponad te banały?

Poniżej znajdziesz siedem prostych i nieodłącznych, podstawowych zasad, które każdy powinien umieć zastosować w praktyce.

ZGODA

Zdaje się, że pojęcie zgody nie dla wszystkich oznacza dokładnie to samo… Na pewno jesteś osobą pełną szacunku dla innych i wystarczająco inteligentną, żeby zrozumieć, że są pewne granice, których się nie przekracza i które trzeba ustalić z góry ze swo.im.ją partner.em.ką. Jestem jednak zmuszona poruszyć ten temat, bo nie wszyscy zostali na to uczuleni.

Mamy czasem tendencję, żeby usłyszawszy od kogoś „nie”, próbować tę osobę przekonywać. To dość poważna sprawa, bo w seksie – tak jak w życiu – NIE znaczy NIE. Pozwól swoje.mu.ej partner.owi.ce podążać własnym rytmem. Na poziomie idei każdy powinien móc zrozumieć i uszanować tę podstawową zasadę.

Potem jednak sprawy się komplikują: niektóre osoby nie potrafią wyrazić tego „nie” z obawy, że rozczarują partner.a.kę, z poczucia winy za brak chęci, z innych powodów związanych z ich przeszłością itp. U tych osób wspominane wyżej „nie” będzie objawiać się często w sferze gestów, które uznamy za „nietypowe”: może to być odruch cofnięcia się, odpychająca nas (nawet delikatnie) ręka, całowanie w inny sposób, spięty wyraz twarzy, ręce tkwiące nieruchomo (zamiast pieścić partner.a.kę), nieruchome ciało itd.

Czasem zdarza się, że nawet w życiu pary o długim stażu zasada zgody (która mogłaby wydawać się oczywista) nie jest do końca przestrzegana. Tutaj bardzo ważna jest również gestykulacja drugiej osoby, niektórzy wypełniają bowiem coś, co wydaje im się obowiązkiem małżeńskim (kolejny paskudny termin…), i oddają się swoim partner.k.om, choć nie mają na to ochoty. Na przykład Tenteges może nie mieć odwagi odmówić seksu swoj.ej.emu partner.ce.owi ani powiedzieć „nie”. Jeżeli druga osoba nie wygląda, jakby miała superochotę, wydaje się mało zaangażowana lub w ogóle nie reaguje na twoje podchody, to najlepiej przerwijcie wszelki kontakt fizyczny i zacznijcie od rozmowy. Nawet dziś wciąż jeszcze wiele osób zmusza się do kontaktów seksualnych z własn.ym.ą partner.em.ką. Pozwólcie, że was pocieszę i zapewnię, że brak pożądania nie oznacza wcale jednoczesnego braku miłości. Pożądanie przychodzi i odchodzi, czasem nawet odchodzi na dobre, ponieważ stosunki uczuciowe, które znamy z początku znajomości, nie mogą trwać wiecznie. Trzeba umieć się z tym pogodzić, żeby móc potem otworzyć – bo właściwie czemu nie? – nowy rozdział w kochaniu się i uprawianiu miłości.

KOMUNIKACJA

Jest podstawą rozwiniętego życia seksualnego i miłosnego. A i owszem – wszystkie rady zawarte w tej książce nie przydadzą ci się absolutnie na nic, jeśli zaniedbasz tę podstawową zasadę. Łatwo powiedzieć, wiem, ale naprawdę nie należy bać się ani wstydzić mówienia o wszystkim – niezależnie od tego, czy chodzi o pozytywne czy negatywne uwagi. Kiedy tylko pojawia się jakieś uczucie dyskomfortu, nie wolno wahać się ani chwili przed wyrażeniem go, bo kiedy pozwolimy temu uczuciu się zadomowić, to z czasem będziemy kontynuować znoszenie niepożądanego traktowania i będzie nam coraz trudniej zacząć rozmowę na ten temat. Wszelkie blokady biorą się z milczenia, a przyszłość twojego życia seksualnego zależy od pozbycia się ich. Rady, które ci tu podsuwam, nie mają szansy zadziałać, jeżeli nie potraficie się z Tentegesem komunikować. Każdy musi uzewnętrzniać swoje odczucia, żeby móc się doskonalić i jeszcze pełniej doceniać wspólne chwile. Tak – trzeba mówić prawdę, otworzyć się, mówić do swoje.go.j partner.a.ki, również o tym, co jest do dupy (gra słów niezamierzona) albo czego nie lubisz… Być może za pierwszym razem Tenteges się obrazi – jest ryzyko, że sprawisz mu przykrość, bo przecież tak bardzo się starał.a i wykazywał.a tyle chęci… Udawanie może wydawać się wygodnym narzędziem do unikania „niewygodnych” rozmów, ale uwierz mi, że nawet kiedy udaje się w szczytnym celu, to na dłuższą metę taka opcja staje się jednym z twoich największych wrogów.

Weź pod uwagę wysiłki swoje.go.j partner.a.ki i prowadź go/ją, jeśli zabiera się do sprawy nie tak jak trzeba. Nawet zwykłe „rób mi raczej tak”, „tutaj jest lepiej”, „czekaj, pokażę ci” potrafi być bardzo skuteczne, bo kiedy już u drugiej osoby minie zawstydzenie, że wcześniej coś jej nie wychodziło, będzie mogła zabrać się do sprawy lepiej niż dotychczas.

Porozmawiaj o swoich fantazjach z partner.em.ką, które.mu.j ufasz. Nie bój się wyjawić mu/jej swoich najbardziej szalonych pragnień – wszyscy jakieś mają. Seks to cudowna okazja pozwalająca uwolnić się od same.go.j siebie i stać się choć na chwilę inną osobą. Dopuszczalne są wszelkie możliwe fantazje, jeśli tylko partne.rzy.rki zgadzają się na nie i szanują się wzajemnie.

Mówienie o swoich fantazjach – nawet tych najbardziej krępujących – może być momentem zwrotnym dla ciebie, twoje.go.j partner.a.ki i waszego związku… Ja na przykład nigdy nie wiedziałam, że spodoba mi się uprawianie miłości przed portretem Kim Dzong Una, dopóki jeden z moich kochanków nie wyjawił mi, że to uwielbia. (ŻARTUJĘ). (Nie, naprawdę to lubię…) (Nie no, jednak żartuję).

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_

1 Autorka ma na myśli dramat Edmonda Rostanda _Cyrano de Bergerac_ – fragment w przekładzie Marii Konopnickiej i Włodzimierza Zagórskiego .
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: