Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Klucz do Helheimu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,00

Klucz do Helheimu - ebook

Gdzie ukryto Świętego Graala wikingów? I czym właściwie jest? Przypadkowo znalezione tropy prowadzą do jednej z islandzkich jaskiń, gdzie wieki temu w kamieniu wyryto wskazówki. Stają się one zarzewiem pasjonującej wyprawy na Islandię grupy składającej się z archeologów i młodych poszukiwaczy przygód. Nawet w marzeniach nie przewidzieli oni skutków swojej decyzji. O rozwikłanie tej przedwiecznej tajemnicy i odnalezienie potężnego, magicznego artefaktu zwanego Naczyniem będą się ścigać na śmierć i życie z tajemniczą organizacją oraz agentami CIA. Dlaczego służbom światowego mocarstwa tak zależy na przedmiocie, o którym wzmianki można znaleźć w mitologii wikingów? Czy Islandczycy pozwolą bezkarnie zabrać część swojego dziedzictwa? Sensacyjne wydarzenia niby nóż przecina skandynawski mit opowiadający o zorganizowanej w IX wieku wyprawie zbrojnej drużyny do Helheimu – miejsca pełnego nieprzebranych skarbów i przedmiotów mocy, gdzie straż pełnią pies Garm, olbrzymka Modgud i smok Nidhogg. Jednym z uczestników tego rajdu jest Magnu – strażnik ostatniego na Midgardzie zmiennokształtnego czystej krwi, powiernik świętego braektatu, Naczynia. Zanurz się w świecie nordyckich bogów, sprawdź, jak zakończy się wyprawa do piekła wikingów i czy uda się odnaleźć artefakt o niezwykłej mocy – skarb Magnu seimada! Odważysz się? Potem świat nie będzie już taki sam… Wspaniały pomysł, wciągająca przygoda, w której współczesność miesza się z nordyckimi mitami. Czyta się jednym tchem. Doskonały materiał na film. Michał Kubicz, autor powieści historycznych

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67942-00-3
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DRU­ŻYNA ŚWIĘ­TEGO GRA­ALA

Współcześnie, Sala Kolumnowa Uniwersytetu Warszawskiego

Hola, bro­daty, mar­kotny drab ma zysk! Pie­kło: skarby, pakta

Halo, ob­darty ro­man­tyk bard ma szyk! Opiekł skryba (*****)

Insty­tut Ar­che­olo­gii Uni­wer­sy­tetu War­szaw­skiego na Kra­kow­skim Przed­mie­ściu mie­ści się w bu­dynku, któ­rego bryłę trudno na­zwać no­wo­cze­sną. Zwa­żyw­szy jed­nak na funk­cję, jest to bar­dziej za­letą niż wadą. Szcze­gól­nie je­śli wziąć pod uwagę za­in­te­re­so­wa­nia kształ­cą­cych się tu lu­dzi.

Sala Ko­lum­nowa w gma­chu głów­nym przy­po­mina po­miesz­cze­nie mu­ze­alne z bo­ga­tymi zdo­bie­niami i wień­czą­cymi po­stu­menty gip­so­wymi od­le­wami an­tycz­nych rzeźb. Od­wie­dza­jący ją po raz pierw­szy czę­sto bez­wied­nie spusz­czają wzrok na swoje buty, jakby wsty­dząc się braku fil­co­wych kapci. Zwy­kle pu­stawa, te­raz nie­mal pę­kała w szwach. Wy­peł­niały ją tłumy stu­den­tów i dok­to­ran­tów, któ­rzy przy­szli na te­go­roczną kon­fe­ren­cję Wy­działu Hi­sto­rycz­nego. Tę i wiele in­nych im­prez to­wa­rzy­szą­cych zor­ga­ni­zo­wano w związku z hucz­nie ob­cho­dzo­nymi Dniami Wy­działu.

Dwa pierw­sze rzędy skła­da­nych krze­seł zaj­mo­wali za­pro­szeni go­ście. Wśród nich wła­dze po­zo­sta­łych kie­run­ków stu­diów, par­la­men­ta­rzy­ści, przed­sta­wi­ciele in­nych uczelni, ma­gi­stratu, urzędu mar­szał­kow­skiego i wo­je­wody. I to oni w zdaw­ko­wych, kur­tu­azyj­nych roz­mo­wach wy­ra­żali zdzi­wie­nie, że kon­fe­ren­cja cie­szy się tak wiel­kim za­in­te­re­so­wa­niem. A grupę tę sta­no­wili wy­trwali by­walcy tego typu im­prez, wręcz można by rzec: eks­perci w dzie­dzi­nie.

– Klucz do ta­kiej fre­kwen­cji – pe­ro­ro­wał ści­szo­nym gło­sem dzie­kan Wy­działu Hi­sto­rii – to wielce ta­jem­ni­czy od­czyt koń­cowy pro­fe­sora Gras­sera, pod­czas któ­rego, jak sam mnie za­pew­niał, przed­stawi in­for­ma­cję o naj­do­nio­ślej­szym od­kry­ciu ostat­niego ćwierć­wie­cza, ten tego. – Dzie­kan do­py­ty­wany o szcze­góły z uśmie­chem zby­wał roz­mów­ców ogól­ni­kami.

Wielu VIP-ów miało zwy­czaj wy­cho­dzić po an­giel­sku tuż po wstęp­nych prze­mo­wach, jed­nak cie­ka­wość świata, choć w sta­nie mocno szcząt­ko­wym i ukie­run­ko­wa­nym na od­nie­sie­nie oso­bi­stych ko­rzy­ści, nie­obca jest rów­nież po­li­ty­kom. Zo­stali.

Trzeba uczci­wie przy­znać, że or­ga­ni­za­to­rzy kon­fe­ren­cji sta­nęli na wy­so­ko­ści za­da­nia. Wśród te­ma­tów pre­lek­cji zna­la­zły się m.in. „Sztuka gro­bów Izra­ela” i „Zna­cze­nie ge­ne­tyki w bada­niach ar­che­olo­gicz­nych”, które to za­gad­nie­nia o niebo prze­ra­stały atrak­cyj­no­ścią ubie­gło­roczny le­it­mo­tiv: „Ana­liza tra­pe­zów me­zo­li­tycz­nych na pod­sta­wie sta­no­wi­ska w Ko­ro­no­wie”. Ale wy­obraź­nię roz­pa­lało koń­czące kon­fe­ren­cję, in­te­rak­tywne ­wy­stą­pie­nie pro­fe­sora Marka Gras­sera z Ka­te­dry Hi­sto­rii Śre­dnio­wiecz­nej. Gdyby miano dzi­siaj oży­wić stwora dok­tora Fran­ken­ste­ina, fre­kwen­cja nie by­łaby więk­sza.

Ty­dzień przed kon­fe­ren­cją pro­fe­sor prze­słał stu­den­tom uni­wer­sy­tetu i umie­ścił w uczel­nia­nym in­tra­ne­cie wia­do­mość, że do­ko­nał prze­ło­mo­wego od­kry­cia w dzie­dzi­nie przed­chrze­ści­jań­skiej kul­tury skan­dy­naw­skiej. Od­kry­cia na miarę Na­grody No­bla, gdyby przy­zna­wano ją z hi­sto­rii.

Wie­ści ro­ze­szły się lo­tem bły­ska­wicy, a aka­de­miki i in­ter­net aż hu­czały od plo­tek. Jak twier­dził sam Gras­ser, zna­lazł wska­zówkę, gdzie ukryto Świę­tego Gra­ala wszyst­kich ba­da­czy zło­tej ery wi­kin­gów. A wła­ści­wie, to zro­bił pierw­szy krok w tym kie­runku i żeby pójść da­lej, pla­nuje wy­prawę na Is­lan­dię. Nie by­łoby tu jed­nak tylu roz­pa­lo­nych głów, gdyby nie fakt, że na­uko­wiec – który ucho­dził na wy­dziale za lo­kal­nego In­dianę Jo­nesa – obie­cał nie­co­dzienną na­grodę. Mia­no­wi­cie spo­śród uczest­ni­ków dzi­siej­szej kon­fe­ren­cji wy­bie­rze asy­sten­tów i stwo­rzy z nich is­landzki ze­spół ba­daw­czy.

Co cie­kaw­sze, kry­te­riami nie miały być do­tych­cza­sowe osią­gnię­cia, za­an­ga­żo­wa­nie w ko­łach na­uko­wych, czy – jak nie­kiedy by­wało w przy­padku dziew­czyn – ładny ty­łek i dłu­gie nogi, ale umie­jęt­ność nie­sza­blo­no­wego my­śle­nia, zwana z an­giel­ska: my­śle­niem la­te­ral­nym. Gras­ser ob­wie­ścił wszem wo­bec, że przy­go­tuje pięć py­tań i pięć otwar­tych umy­słów z do­wol­nych uczelni wyż­szych po­leci z nim na wy­spę. Oczy­wi­ście na koszt spon­sora. Stu­diu­jący hi­sto­rię za­li­czą tym sa­mym staż, który w in­nym przy­padku mu­sie­liby spę­dzać na któ­rymś z kra­jo­wych sta­no­wisk ar­che­olo­gicz­nych, a inni… Cóż, jed­nego, czego mo­gli być pewni, to tego, że nie za­po­mną kil­ku­ty­go­dnio­wej eska­pady do końca ży­cia. „To bę­dzie prze­pustka do wiel­kiej przy­gody, a może i sławy god­nej sa­mego Schlie­manna” – za­chę­cał po­my­sło­dawca w ostat­nim zda­niu.

Ko­le­dzy wy­kła­dowcy, któ­rym rów­nież ma­rzyła się wy­prawa, z bez­sil­no­ści zgrzy­tali zę­bami, ale Gras­ser miał pry­wat­nego spon­sora i nie mu­siał się oglą­dać na uni­wer­sy­tec­kie granty. Od dwóch lat pro­wa­dził nie­za­leżne, za­kro­jone na ogromną skalę i nieco ta­jem­ni­cze ba­da­nia w te­re­nie, z któ­rych re­la­cję zda­wał je­dy­nie dzie­ka­nowi Ba­na­siowi i swo­jemu do­na­to­rowi.

Je­śli chciał za­cie­ka­wić kan­dy­da­tów z uni­wer­sy­tec­kiego Wy­działu Hi­sto­rii, to trzeba przy­znać, że efekty tego apelu prze­szły jego naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. Zja­wili się też li­czący na do­brą za­bawę żacy z in­nych war­szaw­skich szkół wyż­szych. Ba, stało się to na­wet przed­mio­tem pew­nej ry­wa­li­za­cji i licz­nych za­kła­dów, w któ­rych skrzynka ta­niego stu­denc­kiego wina nie była naj­wyż­szą na­grodą.

W tej sy­tu­acji – gdy nad­szedł czas na ostatni wy­kład i eks­tra­wa­gancki pro­fe­sor sta­nął przy dę­bo­wej ka­te­drze – wbrew od­wiecz­nym tra­dy­cjom tego typu spo­tkań na sali znaj­do­wało się wię­cej go­ści niż na po­czątku kon­fe­ren­cji.

Gras­ser mó­wił swo­bod­nie i ze swadą pa­sjo­nata. Na­kre­ślił ramy wcze­snego śre­dnio­wie­cza w Eu­ro­pie, w wiel­kim skró­cie wspo­mniał o trzech zło­tych wie­kach wi­kin­gów i ich wpły­wie na kul­turę i sztukę wielu współ­cze­snych państw, w tym Pol­ski, by przejść do me­ri­tum. Przez au­dy­to­rium prze­to­czyło się wes­tchnie­nie ulgi.

– Ma­cie do­syć? – Za­śmiał się, prze­kła­da­jąc ja­kieś pa­piery.

W od­po­wie­dzi na to re­to­ryczne py­ta­nie w sali zro­bił się szum. Pro­fe­sor spo­koj­nie po­cze­kał, aż umilkną śmie­chy, żarty i ora­tor­skie po­pisy tych, któ­rzy lu­bią błysz­czeć w tłu­mie.

– Wszy­scy wie­dzą, o co gramy?

– Nie do końca, pa­nie pro­fe­so­rze. Czym jest Graal wi­kin­gów? I dla­czego przez setki lat po­zo­sta­wał w ukry­ciu? No i czy uczest­nicy eks­pe­dy­cji do­staną na miej­scu ja­kieś kie­szon­kowe?

– Ostat­niego py­ta­nia nie było. – Na­uko­wiec po­gro­ził pal­cem uśmiech­nię­temu chło­pa­kowi. – Co do reszty, to wie­dza za­re­zer­wo­wana dla tych z was, któ­rzy za­kwa­li­fi­kują się do mo­jej ekipy, na­zwijmy ją Dru­żyną Gra­ala. – Bły­snął zę­bami. – Prze­pa­dam za tol­kie­now­ską try­lo­gią i za Har­ri­so­nem For­dem w roli ar­che­ologa – do­rzu­cił jakby ty­tu­łem uspra­wie­dli­wie­nia. – Jed­nak wi­nien je­stem wy­ja­śnie­nie, dla­czego ob­ra­łem tak nie­ty­pową me­todę se­lek­cji. Już samo to wiele po­wie o cze­ka­ją­cych nas wy­zwa­niach. – Nieco te­atral­nym ge­stem roz­ło­żył sze­roko ręce. – Czy taka od­po­wiedź wy­star­czy?

Ten sam chło­pak wzru­szył ra­mio­nami.

– Jesz­cze nic pan nie po­wie­dział, pso­rze.

– Świet­nie. Nie szu­kam wśród was po­ta­ki­wa­czy, ale lu­dzi my­ślą­cych sa­mo­dziel­nie. Pierw­sze wska­zówki do­ty­czące ukry­tego skarbu, które, mu­szę uczci­wie przy­znać, roz­szy­fro­wa­łem dzięki szczę­śli­wemu zbie­gowi oko­licz­no­ści, dają przed­smak tego, co nas czeka. Szu­ka­jąc punktu za­cze­pie­nia do dal­szych ba­dań, wgra­łem te okru­chy in­for­ma­cji do mię­dzy­uczel­nia­nego sys­temu za­wie­ra­ją­cego kom­pen­dium do­stęp­nej lu­dziom wie­dzy hi­sto­rycz­nej. To po­tężna, mię­dzy­na­ro­dowa ak­tywna baza da­nych typu ECA. Dok­to­ranci wie­dzą, o czym mó­wię. I nic! Da­cie wiarę?! Null! Cero! Sifr! Żad­nych do­stęp­nych ana­lo­gii. Do­piero gdy w ak­cie de­spe­ra­cji wrzu­ci­łem je do ogól­no­do­stęp­nej sieci www, po­ja­wił się ty­tuł: Sześć my­ślo­wych ka­pe­lu­szy Edwarda de Bono.

– Bono, znamy! – roz­le­gło się kilka gło­sów z sali.

– Nie wąt­pię, ale nie cho­dzi tu o wo­ka­li­stę ze­społu U2. Inna sprawa, że jego praw­dziwe na­zwi­sko to Hew­son. Mam na my­śli, rzecz ja­sna, rock­mena. – Pro­fe­sor po­ło­żył pa­lec na ustach, by uci­szyć na­ra­sta­jący szum ko­men­ta­rzy. – Oka­zało się, że do roz­wią­za­nia dy­le­ma­tów, z któ­rymi przyj­dzie nam się zmie­rzyć, nie­zbędne jest to, o czym pi­sał ten le­karz, fi­lo­zof i eko­no­mi­sta w jed­nym, a co w wiel­kim uprosz­cze­niu na­zwiemy: my­śle­niem la­te­ral­nym. Tylko ktoś my­ślący nie­sza­blo­nowo, ktoś, kto ­po­trafi po­rzu­cić wer­ty­kalny spo­sób po­strze­ga­nia przy­czyny i skutku na rzecz la­te­ral thin­king, bę­dzie w sta­nie wła­ści­wie zin­ter­pre­to­wać dane. A ja nie za­mie­rzam się spie­rać z kom­pu­te­rem, ani tym bar­dziej z in­ter­ne­tem. Za­gadki, które przy­go­to­wa­łem, wy­ło­nią od­po­wied­nich lu­dzi albo po­lecę na wy­spę sam i sława wraz z bo­gac­twem przy­padną jed­nemu czło­wie­kowi. Go­towi?

Chór nie­rów­nych gło­sów zlał się w nie­zro­zu­miałe bu­cze­nie.

– Pa­mię­taj­cie, dzie­sięć mi­nut, w cza­sie któ­rych mo­że­cie za­da­wać py­ta­nia. Byle po­je­dyn­czo. Osoba, która chce coś po­wie­dzieć, pod­nosi rękę i, wska­zana przez moją asy­stentkę Anię, wstaje. Je­śli ktoś zna od­po­wiedź, po­stę­puje w ana­lo­giczny spo­sób.

Jak dało się za­uwa­żyć, nie­któ­rzy pra­cow­nicy na­ukowi uczelni – uda­jąc mało za­in­te­re­so­wa­nych – rów­nież spo­so­bili się do ry­wa­li­za­cji.

– Na ekra­nie za mną wy­świe­tlimy treść, a jej znik­nię­cie bę­dzie ozna­czać ko­niec czasu na udzie­le­nie od­po­wie­dzi. Aha – pro­fe­sor za­to­czył ręką sze­ro­kie pół­kole – przy­po­mi­nam, że moja oferta nie ogra­ni­cza się tylko do stu­den­tów Uni­wer­sy­tetu War­szaw­skiego. W za­sa­dzie każdy z was ma szanse i może wy­brać się ze mną na tę pa­sjo­nu­jącą wy­prawę. Let’s get re­ady to rum­ble!1 – Przy­wo­łane słowa Buf­fera wy­wo­łały nieco nie­pew­nych uśmie­chów. – No to do dzieła.

Hi­sto­ryk wci­snął kla­wisz lap­topa i nie­bie­ski ekran z sym­bo­lem sys­temu Win­dows za­stą­piła treść pierw­szego py­ta­nia. Salę wy­peł­nił lekko no­sowy głos Ani.

Męż­czy­zna był na­mięt­nym pa­la­czem. Gdy zo­rien­to­wał się, że nie ma pa­pie­ro­sów, wy­jął z port­fela jedną z dzie­się­ciu stu­zło­tó­wek i zo­sta­wiw­szy dla bez­pie­czeń­stwa resztę w ka­sie, wy­szedł, by po­szu­kać sklepu. Kiedy wró­cił po pięt­na­stu mi­nu­tach, nie było śladu po pie­nią­dzach i port­felu. Na­stęp­nego dnia po­li­cjant z mia­sta od­da­lo­nego o trzy­sta ki­lo­me­trów za­dzwo­nił pod nu­mer te­le­fonu, który męż­czy­zna na wszelki wy­pa­dek no­sił w port­felu, z in­for­ma­cją, że po­siada jego wła­sność. Poza czę­ścią pie­nię­dzy nic nie zgi­nęło.

Py­ta­nie: Ja­kim spo­so­bem port­fel zna­lazł się trzy­sta ki­lo­me­trów od swo­jego wła­ści­ciela?

Za­ło­że­nia:

Nikt go nie ukradł.

Wła­ści­ciel nie miał nic wspól­nego z jego znik­nię­ciem.

Port­fela nie za­brała też roz­tar­gniona żona wła­ści­ciela ani nikt z jego ro­dziny lub przy­ja­ciół.

Ci­sza, pod­czas któ­rej ze­brani pró­bo­wali zro­zu­mieć treść za­gadki, przy­wo­dziła na myśl eg­za­min i Gras­ser uśmiech­nął się mi­mo­wol­nie. Gdy zo­ba­czył dzie­kana Ba­na­sia skro­bią­cego coś za­pa­mię­tale w swoim wy­słu­żo­nym no­tat­niku, uśmiech­nął się jesz­cze sze­rzej.

– Mi­ło­śnicy pa­pie­ro­sów mają kla­rowny do­wód na to, że pa­le­nie szko­dzi. – Or­ga­ni­za­tor pró­bo­wał nieco roz­ła­do­wać at­mos­ferę, ale z mi­zer­nym skut­kiem.

Ja­kiś chło­pak pod­niósł rękę i gdy zo­ba­czył, że asy­stentka ski­nęła głową, wstał.

– Pa­nie pro­fe­so­rze, czy męż­czy­zna był sprze­dawcą?

– To nie ma zna­cze­nia – od­po­wie­dział Gras­ser.

– No ale jest ważne, czy skra­dziono mu pie­nią­dze z kasy w skle­pie czy z kasy pan­cer­nej…

– Nie skra­dziono mu pie­nię­dzy – uciął te wy­wody męż­czy­zna.

– Pa­nie pro­fe­so­rze… – Tym ra­zem głos za­brała wy­soka blon­dynka. – Może on zwy­czaj­nie zgu­bił ten port­fel i zna­lazł go ktoś ja­dący do in­nego mia­sta? A gdy do­tarł do miej­sca prze­zna­cze­nia, od­dał po­li­cjan­tom i tyle?

– A jak pani wy­tłu­ma­czy brak je­dy­nie czę­ści go­tówki w port­felu?

– No zna­lazca po­trą­cił so­bie ja­kieś koszty. Albo po­li­cjant…

Śmiech prze­to­czył się przez salę, ale Gras­ser po­zo­stał po­ważny.

– Może to wzbu­dzać we­so­łość – po­wie­dział, gdy za­pa­dła ci­sza – ale wa­sza ko­le­żanka idzie do­brym tem­pem, tylko w złą stronę. To i tak wię­cej niż nie­któ­rzy śmie­jący się ko­le­dzy.

– No a może, jak mó­wiła Na­ta­lia, port­fel wy­padł, a pie­nią­dze po­rwał wiatr, i… – Chło­pak sie­dzący obok dziew­czyny po­dra­pał się po gę­stej czu­pry­nie.

– Do­brze, uprosz­czę za­da­nie. W trak­cie po­bytu w mie­ście, w któ­rym męż­czy­zna szu­kał sklepu z pa­pie­ro­sami, port­fel cały czas po­zo­sta­wał w ka­sie.

– Chyba utrud­nię – ode­zwał się po­nuro ktoś z tłumu.

Co rusz pró­bo­wano swo­ich sił, jed­nak Gras­ser wszyst­kie od­po­wie­dzi kwi­to­wał prze­czą­cym ru­chem głowy. Gdy zda­wało się, że w wy­zna­czo­nym cza­sie ni­komu nie po­wie­dzie się sztuka roz­wią­za­nia za­gadki, rękę pod­niósł po­ważny, chyba młody męż­czy­zna, co jed­nak trudno było stwier­dzić z całą pew­no­ścią. Gę­sta, skoł­tu­niona czarna broda i zmierz­wione, opa­da­jące na czoło włosy za­kry­wały więk­szość jego twa­rzy. Gdy zo­ba­czył ski­nie­nie asy­stentki, wstał i do­piero te­raz dało się za­uwa­żyć, jak jest wy­soki.

– Sa­mo­lot. To był sa­mo­lot.

Na sali roz­brzmiały śmie­chy z ko­legi, który – jak wi­dać – nie zdą­żył jesz­cze wy­lą­do­wać po ostat­niej im­pre­zie. Szybko jed­nak umil­kły, gdy pro­fe­sor za­pro­sił chło­paka do sie­bie.

– Pro­szę pań­stwa, nie ro­zu­miem, skąd ta we­so­łość. Wasz ko­lega udzie­lił pra­wi­dło­wej od­po­wie­dzi.

– Co ma sa­mo­lot z… Ej, bez jaj.

– Niech sam wy­tłu­ma­czy. – Hi­sto­ryk od­su­nął się od mów­nicy, by zro­bić nowo przy­by­łemu miej­sce przy mi­kro­fo­nie.

– Nooo… – Tro­chę spe­szony zwy­cięzca szybko do­szedł do sie­bie. Pró­bo­wał na­wet prze­cze­sać włosy, ale palce utknęły gdzieś w ich gę­stwi­nie. – Py­ta­nie na­pro­wa­dziło nas na fał­szywy trop. Ale może pan, pa­nie pro­fe­so­rze…

– My się chyba skądś znamy. – Sto­jący obok Gras­ser z uwagą przy­glą­dał się zwy­cięzcy.

– By­łem słu­cha­czem na pań­skich wy­kła­dach.

– Aaa tak, te­raz pa­mię­tam, cho­ciaż ucie­kło mi imię…

– Kon­rad, pa­nie pro­fe­so­rze.

– Już pa­mię­tam. Uśmiech­nięty, cią­gle głodny wie­dzy… tylko ten – na­uko­wiec wska­zał na za­ro­śniętą twarz i nieco nie­chlujny wy­gląd – ka­mu­flaż mnie zmy­lił. No to, Kon­ra­dzie, wy­ja­śnij swoim nie­cier­pli­wym ko­le­żan­kom i ko­le­gom, jak tra­fi­łeś na wła­ściwą od­po­wiedź.

– No bo „kasa” to nie musi być sejf czy kasa w skle­pie, ale rów­nie do­brze sa­mo­lot o ta­kiej wła­śnie na­zwie. Wie­cie, jak ten, który roz­bił się w Mi­ro­sławcu z woj­sko­wymi na po­kła­dzie. Wpraw­dzie to się pi­sze ina­czej, ale sły­szymy „kasa” i…

– Ale na ekra­nie mamy pol­skie słowo kasa, a nie ja­kiś skrót od sam nie wiem czego! – krzyk­nął ktoś z tłumu.

– Gdyby to miało być ta­kie pro­ste – od­po­wie­dział pro­fe­sor – mu­siał­bym za­dać to py­ta­nie dzie­ciom w dru­giej kla­sie szkoły pod­sta­wo­wej. Kon­ra­dzie, do­kończ swoją wy­po­wiedź.

– To nas wszyst­kich wpro­wa­dziło w błąd. Gość z za­gadki był pa­sa­że­rem i gdy wy­szedł, sa­mo­lot od­le­ciał ra­zem z jego ba­ga­żem i port­fe­lem. To nie są rej­sowe ma­szyny, więc by­łoby to moż­liwe.

– No ale co się stało z czę­ścią pie­nię­dzy? Gdy ps… po­li­cja do­stała port­fel, bra­ko­wało tro­chę hajsu – ode­zwał się chło­pak wy­go­lony nie­mal na zero. Był niż­szy od Kon­rada, ale umię­śniony kark zna­mio­no­wał czę­stego go­ścia si­łowni.

– Pie­nią­dze przy­własz­czył so­bie ktoś z ob­sługi sa­mo­lotu.

– Czyli ukradł! – Triumf w gło­sie tego sa­mego go­ścia był nie­mal na­ma­calny. – A sam pan mó­wił, pso­rze, i wszy­scy to po­twier­dzą… – pa­trzył na Gras­sera, szcze­rząc zęby – …że hajsu nikt nie zwi­nął!

– Nie, je­śli bra­ko­wało dzie­się­ciu pro­cent kwoty, czyli zna­leź­nego, które prze­zorny i nie­zbyt wie­rzący w ludzką wdzięcz­ność zna­lazca po­trą­cił z sumy w port­felu – wy­ja­śnił Kon­rad.

Szmer zro­zu­mie­nia i śmie­chów prze­to­czył się po sali. Wiele było też klep­nięć w czoło.

– No to je­den sta­ży­sta, lub, je­śli wo­li­cie, czło­nek Dru­żyny Gra­ala, już jest. – Hi­sto­ryk wy­pro­sto­wał sple­cione dło­nie, aż ci­cho chrup­nęły stawy. – Cze­kamy na po­zo­stałą czwórkę. Mogę was za­pew­nić, że is­landzka eks­pe­dy­cja bę­dzie przy­godą ży­cia. Kto wie, może też od­mieni losy świata?

------------------------------------------------------------------------

1 Let’s… (ang.) – Przy­go­tuj­cie się na grzmoty! Le­gen­darny zwrot wy­po­wie­dziany przez Mi­cha­ela Buf­fera, ame­ry­kań­skiego kon­fe­ran­sjera bok­ser­skiego.MA­GNU

Rok 900

Wilk z niedź­wie­dziem gnę­bią to obej­ście

Żu­raw zbiera co­raz więk­sze żniwo

Krwawi ranne sta­rych bo­gów serce

Nowe idzie, pod­stępne, ką­śliwe.

Mija wła­śnie dzie­więć­set lat od na­ro­dzin Chry­stusa. Wśród mo­ich braci ina­czej zna­czymy ko­lejne zimy, ale re­la­cja jest w ję­zyku Pa­pa­rów, który zwą ła­ciną, i to lu­dzie przez nich na­uczani prze­czy­tają te słowa.

Wszystko, co po­ni­żej skre­śli­łem, jest prawdą. Wiele z tych wy­da­rzeń wi­dzia­łem na wła­sne oczy, a to, czego nie­dane mi było do­tknąć i po­wą­chać, za­sły­sza­łem od god­nych za­ufa­nia braci. Klnę się na bo­gów i je­śli łżę, niech spad­nie na moją głowę ich gniew.

Nie­któ­rzy uznają, że losy mego pana i przy­ja­ciela nie były godne sagi. Inni za­czną wąt­pić, czy wy­da­rzyły się na­prawdę. Taka jest ludzka na­tura i ta­kimi za­wist­nymi i nie­uf­nymi stwo­rzyli nas bra­cia: Odyn, Wili i We. Osądź­cie tę opo­wieść swoim ro­zu­mem. Pro­szę tylko, by­ście do­trwali do końca. To ważne. Tylko wtedy bo­wiem dane wam bę­dzie po­jąć nie­bez­pie­czeń­stwo gro­żące ca­łej ludz­ko­ści. A wie­rzaj­cie mi, mu­si­cie sto­czyć straszny bój o przy­szłość tego świata, wa­szego świata! Czas nie ma tu zna­cze­nia.

W każ­dym po­ko­le­niu są mę­żo­wie o dziel­nych ser­cach, dźwi­ga­jący na bar­kach cię­żary więk­sze od in­nych. Są też lu­dzie jed­nego dnia, ży­jący chwilą. Wielu z nas od­bija się od tych dwóch mu­rów i zaj­muje miej­sce od­po­wied­nie dla ta­len­tów i zgodne z wolą bo­gów. Mój pan wy­chy­nął po­nad prze­cięt­ność niby pły­wak nad ta­flę wody, wy­peł­nił obo­wią­zek, za­trzy­mał to, co mo­gło się roz­lać na wszyst­kie światy Yg­g­dra­sila. Te­raz wa­sza ko­lej.

Je­śli zna­leź­li­ście te za­pi­ski, to taka była wola stwór­ców i na­stał czas na dzia­ła­nie. Nad­cho­dzi mrok, a wy, uzbro­jeni w to­pór i tar­czę, mu­si­cie sta­nąć mu na prze­szko­dzie. Choć­by­ście pła­kali ze stra­chu krwa­wymi łzami, zmo­czyli uryną wła­sne buty, nie od­stąp­cie nogi.

Nie wiem, ile dzie­sią­tek, a może se­tek lat mi­nęło od dnia, gdy skre­śli­łem te słowa, ale ży­wię na­dzieję, iż mgła snuta przez wy­znaw­ców Jed­no­boga nie znisz­czyła wa­szej praw­dzi­wej wiary, wiary dzia­dów. Nie ufam mę­dr­com Jed­nej Księgi, nie ufam lu­dziom nio­są­cym krzyż. Czyż to bo­wiem nie od­wró­cony miecz? Ich pra­gnie­nia zdają się nie znać gra­nic, ni­gdy nie będą syci złota, po­kło­nów i wła­dzy. Ob­ser­wo­wa­łem po­czy­na­nia Pa­pa­rów na wy­spie lodu. Choć z po­czątku zgi­nali plecy i myli stopy bie­da­kom, z cza­sem każdy z nich ob­ra­stał w py­chę i twier­dził, iż to sam bóg prze­ma­wia jego ustami. Może tak było w isto­cie, co­raz mniej bo­wiem przy­po­mi­nali lu­dzi. Ale dość o tym, słu­chaj­cie.

Bra­łem udział w wy­pra­wie, z któ­rej nie po­wi­nie­nem wró­cić żywy. To zna­czy, wy­ru­szyło na nią moje ciało i jedno oko, dla­tego też prze­każę słowa ko­goś, kto był je­dy­nie ob­ser­wa­to­rem, a nie peł­no­praw­nym człon­kiem dru­żyny. Ni­czym so­kół śle­dzący z góry krzą­ta­ninę w obej­ściu.

Wszy­scy zło­żyli przy­sięgę w ob­li­czu sa­mego Odyna, że za­cho­wają w se­kre­cie wy­da­rze­nia tam­tych ty­go­dni. Dla pew­no­ści władca bo­gów rzu­cił na nich klą­twę i wspo­mnie­nia bla­kły, aż w końcu znik­nęły, przy­wra­ca­jąc im spo­kój du­cha. Ja, z po­wo­dów zna­nych tylko Jemu, nie przy­rze­ka­łem i jako je­dyny pa­mię­tam. Wiele du­ma­łem o tym dla­czego. Czar za­po­mnie­nia byłby prze­cież le­kar­stwem, a nie tru­ci­zną. Do­sze­dłem do tego, że Syn Ziemi chciał, bym spi­sał hi­sto­rię mi­nio­nych wy­da­rzeń i prze­ka­zał ją po­tom­nym. Jako świa­dec­two, że bo­go­wie nie po­rzu­cili nas, a je­dy­nie wy­co­fali się do swo­ich świa­tów i dali lu­dziom wolną rękę, cie­kawi, gdzie nas to za­pro­wa­dzi. Po­zo­sta­wili też oręż zdolny od­wró­cić bieg wy­da­rzeń. Albo do­peł­nić dzieła znisz­cze­nia.

Z bie­giem lat żal zmie­nił się w odrę­twie­nie, bo los każ­dego zo­stał utkany przez Norny już w dniu na­ro­dzin. Mój rów­nież. Cóż więc po­może za­mar­twia­nie się i ja­łowe py­ta­nie: „Dla­czego wła­śnie ja?”.

Biały Chry­stus i chrze­ści­ja­nie na ca­łym świe­cie ro­sną w siłę, do­tarli prze­cież na­wet do nas, na wy­spę wśród lo­dów. Nikt nie zdoła po­wstrzy­mać tego po­chodu, a skoro nie można prze­ciw­sta­wić się wiel­kiej fali, na­leży usu­nąć się w bok i po­cze­kać, aż wody opadną. Za­wsze w końcu opa­dają.

Więc ja, Ma­gnu, ostatni straż­nik zmien­no­kształt­nego ulfhed­nara, po­wier­nik świę­tego bra­ek­tatu, zwa­nego przez bo­gów Na­czy­niem, ślę ci, mężu zna­jący mowę Rzy­mian, wie­ści po­przez czas. Niech będą ni­czym pło­mień przy­ło­żony do zga­słej dawno świecy lub blask dnia oglą­dany przez ślepca po wielu la­tach błą­dze­nia w ciem­no­ści. Czy­ta­jąc moje słowa, za­sta­nów się, czy wszystko, co po­wie­dziano ci o ota­cza­ją­cym świe­cie, jest ka­mie­niem i że­la­zem, a nie jeno won­nym dy­mem otu­ma­nia­ją­cym umysł i zmy­sły. Je­śliś pi­śmienny, nie mo­żesz być głup­cem i fakty otwo­rzą ci oczy.

Młody uczeń, le­d­wie jesz­cze pod­ro­stek, przy­siągł na pier­ścień, że wy­pełni mą wolę i schowa ma­nu­skrypt zgod­nie z in­struk­cjami, tak aby przez wieki ża­den wścib­ski Grek czy plu­jący na wiarę oj­ców Nor­man nie do­stał go w swoje ręce. A nie myśl, że nie spró­bują. Sam by­łem świad­kiem, gdy prze­by­wa­łem z ku­piecką mi­sją na wy­spie Irów, jak z wielką za­cie­kło­ścią słu­dzy Ko­ścioła szu­kali włóczni Gae Bulg woja Cúchu­la­inna. Łu­pież­czy na­pad mo­ich ziom­ków wy­dał mi się przy tym jeno go­spo­dar­ską wi­zytą. Nie co­fali się przed ni­czym, by po­siąść moc tego ar­te­faktu. Jak twier­dzili, miał za­wie­rać w so­bie frag­ment włóczni prze­zna­cze­nia, tej sa­mej, którą prze­bito bok Bia­łego Chry­stusa. Ale kto zro­zu­mie praw­dziwe in­ten­cje zło­to­ustych Pa­pa­rów?

Ro­dziny tych wie­śnia­ków, któ­rzy mo­gli coś wie­dzieć, roz­ry­wano końmi, by wy­do­być od nich in­for­ma­cje o miej­scu ukry­cia przed­miotu mocy. Po­mimo rzeki krwi nie usta­wano w po­szu­ki­wa­niach, gdyż upór i kon­se­kwen­cja kri­st­ma­ðrów są ogromne. Za to na­leży im się wielki sza­cu­nek.

Tyle star­czy, by cię ostrzec i uczy­nić twoje kroki ci­chymi.

Nic nie jest wieczne. Kie­dyś fala znu­żona wła­snym cię­ża­rem opad­nie. Wtedy świat na nowo od­kryje sta­rych skan­dy­naw­skich bo­gów. Oby dla nas, lu­dzi, nie było już za późno, a Biały Chry­stus nie za­bił w czło­wieku pro­stej ra­do­ści ży­cia, za­peł­nia­jąc pustkę nie­skoń­czo­nym po­czu­ciem winy.

I jesz­cze jedna prze­stroga: mą­drze użyj Na­czy­nia. Tylko wtedy bo­go­wie zwani Asami, a nie Hel z jej słu­gami, po­wrócą na Zie­mię. Þar­nik þére­igi­úrr2, nie­znany przy­ja­cielu. Bądź roz­ważny, bo do­sta­jesz do ręki wła­dzę nad świa­tami. Je­śli, jak ja, uznasz się nie­god­nym tej po­tęgi, po­szu­kaj męża o nie­złom­nym cha­rak­te­rze, któ­rego słu­chają dru­dzy, a on nie czer­pie z tego ucie­chy. Męża dba­ją­cego o swoje obej­ście, co nie zna stra­chu ni py­chy. Daj mu to, coś zna­lazł. Pa­mię­taj jed­nak: wy­bierz roz­trop­nie!

------------------------------------------------------------------------

2 Þar­nik… (sta­ro­nord.) – Oby nie za­bra­kło mę­skiej mocy.SPIS TREŚCI

Okładka

Strona przedtytułowa

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Dedykacja

Drużyna Świętego Graala

Magnu

Krwawy poranek w Mosfellsdalur

Marcin

Jarl Sigmund Olafsson

Osada Ýdalir

Zadanie piąte

Wyprawa do królestwa bogini Hel

Gabinet dziekana Banasia

Helgardh

Lotnisko

Reykjavík

Rejs

Stöng

Dimmuborgir

Zamek Hel

Pole namiotowe

Dom

Okolice jeziora Mývatn

Suplement – więcej o tych, których zdążyliście polubić

Konrad

Natalia

Karol

Wiktoria

Podziękowania
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: