- promocja
Kobiety, które starają się za bardzo - ebook
Kobiety, które starają się za bardzo - ebook
Skąd poczucie, że muszę wszystko?
Dlaczego stawiam siebie na drugim miejscu?
Czy muszę tak żyć?
MUSZĘ, NALEŻY, POWINNAM! ALE CZY NA PEWNO?
Nie ma chyba kobiety, która w jakimś obszarze nie stara się za bardzo. Tylko inaczej to nazywamy. To szepczący w głowie głos: „Jestem nie dość”. Przekonanie: „Muszę być lepsza, muszę się poprawić. Zasłużyć”. Na awans. Podwyżkę. Docenienie. Wyjście ze swoim pomysłem w świat. Na niego. Na miłość rodziców. Na wszystko. Bo przecież nie jestem jeszcze dostatecznie dobra. Staranie się za bardzo to wewnętrzne napięcie. Ból, smutek, złość, obsesja kontroli. Rozczarowanie, a czasem tylko niepewność, która nie pozwala cieszyć się życiem. To wydzwanianie do niego w imię ratowania związku, chociaż on nie odbiera. To robienie babeczek na kiermasz w szkole dziecka mimo zmęczenia i irytacji. Ślęczenie w nocy, bo trzeba dokończyć projekt. Dbanie, żeby wszyscy wokół byli zadowoleni. Stawianie siebie na drugim miejscu.
Ale płaci się za to wysoką cenę. Czasem zbyt wysoką.
Jeśli to także twój portret, książka Kobiety, które starają się za bardzo pokaże ci, że wcale nie musisz tak żyć!
"Wciąż żyjemy w kulcie matki Polki, kobiety, która tyle znaczy, ile się postara. Kobiety, które starają się za bardzo to niezwykle ważna książka, uświadamiająca, że znacznie lepiej budować swoje relacje w oparciu o czułą uważność na siebie, a nie samopoświęcać się dla innych" - Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka, autorka książki Kobiety, które czują za bardzo.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8188-945-2 |
Rozmiar pliku: | 717 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy zostałam poproszona o napisanie książki poświęconej „kobietom, które starają się za bardzo”, pomyślałam, że to ciekawy temat, ale czy my, kobiety, naprawdę aż tak się staramy?
Zaczęłam więc o tym rozmawiać z koleżankami, klientkami i wiele z nich rzeczywiście opowiedziało mi o własnych nadmiernych staraniach w różnych obszarach.
W trakcie pisania tej książki zastanawiałam się, jak to wygląda u mnie, i odkryłam niemało własnych obszarów, w których swego czasu funkcjonowałam jak w kajdanach, starając się o różne, często przegrane sprawy. Wiele lat pracy terapeutycznej i terapii własnej w dużej mierze uwolniło mnie od tej nadmiernej chęci starania się, niemniej mam to doświadczenie zaliczone i wiem, jak ciężko mi było, gdy czułam wewnętrzny nakaz zrobienia tego czy tamtego. Robiłam to nawet wtedy, gdy z góry wiedziałam, że efektu nie będzie. Robiłam, bo musiałam, bo nie potrafiłam się powstrzymać, bo chciałam, aby było lepiej, mocniej, więcej. Często kosztem siebie i bliskich.
Doszłam zatem do wniosku, że taka książka może być pomocą dla wielu kobiet, również tych, które w pierwszej chwili nie widzą siebie w tytułowej roli.
Najczęstsze obszary, w których staramy się za bardzo, to:
Związki
Macierzyństwo
Pieniądze
Praca zawodowa
Przyjaźnie
Wygląd
I na nich skoncentrowałyśmy się wraz z Kasią Troszczyńską w tej książce.
Mam nadzieję, że ta lektura pozwoli ci spojrzeć na siebie łaskawszym okiem i uwolnić się od ciężaru nadmiernego starania się.
Bardzo ci tego życzę.
Pozdrawiam
Sylwia
* * *
Z czym kojarzy ci się fraza „starać się za bardzo”? Myślisz, że to dotyczy tylko innych kobiet? Też tak myślałam. Co więcej, zrobiłam krótki test wśród znajomych kobiet. Większość mówiła, że to nie o nich, że są od tego wolne. Do czasu, kiedy „staranie się” zaczęłyśmy rozkładać na czynniki pierwsze.
Bo co to właściwie jest „staranie się za bardzo”? Mam wrażenie, że ono weszło tak głęboko w nasze DNA, że nawet tego nie widzimy.
Czasem jest to napięcie, które towarzyszy nam od najmłodszych lat. Bądź grzeczna i miła, uśmiechnij się, wyprostuj. Powiedz ładnie „dzień dobry”, nie pokazuj humorów, zrób to i tamto, tak wypada. Dziś wiele młodych kobiet twierdzi, że to w ogóle nie o nich, bo mają to gdzieś. I nic nie muszą.
Ale staranie się za bardzo to także perfekcjonizm. To ten imperatyw wewnętrzny, który każe nam zwyciężać. Albo ze sobą, albo z innymi kobietami. Na przykład być zawsze ładną i pożądaną. Doskonale przygotowaną. To każdy moment, gdy czujesz, że powinnaś iść spać, bo padasz ze zmęczenia, ale zmuszasz swoje ciało do wysiłku. Albo do treningu, albo do intelektualnej walki z samą sobą. Muszę więcej, muszę mocniej. Dam radę. To też moment, kiedy wbrew sobie jesteś dla innych miła. Nie masz czasu, ale porozmawiasz z koleżanką, oddasz komuś przysługę, poświęcisz noc, by pomóc.
Tak wiele kobiet musi ogarniać życie na wszystkich polach. „Staram się” to ich dewiza, nawet jeśli używają innych słów: „Trzeba zawsze wszystko doprowadzić do końca”, „Nie wolno się poddać”, „Lepiej nie robić nic, niż zrobić coś byle jak”. Te kobiety od razu się zorientują, że ta książka jest o nich. Matki, które wstają o czwartej nad ranem, żeby upiec bułeczki, a potem ćwiczą jogę, do nocy sprzątają mieszkanie albo dom, zawsze organizują rodzinne Wigilie.
Myślałam, że mnie to nie dotyczy. Bo nie jestem kobietą, która musi mieć idealnie czysto w domu, musi podać rodzinie trzydaniowy obiad i wywiesić pranie. Pod wpływem rozmów z Sylwią Sitkowską zrozumiałam jednak, że muszę mnóstwo innych rzeczy. Być miła. Wielkoduszna. Rozumiejąca. Muszę zawsze wspierać przyjaciół i znajomych. Muszę być cierpliwą matką.
Czuję się po książce z Sylwią tak, jakbym skończyła najlepszą terapię w życiu, za co jej z całego serca dziękuję, a wam życzę, żebyście po lekturze poczuły się tak samo.
A oto, co pisały moje koleżanki na temat tego, jak się starają:
_Dorosły ma zawsze rację, dziecko nic nie wie, zobacz, jak wyglądasz, co powiedzą o tobie inni. Do dziś walczę z tym, co powiedzą o mnie inni, i kompensuję to obsesyjnym sprzątaniem._
_Nigdy nie byłam wystarczająco dobra w tym, co robiłam. I wciąż mam to w sobie – cały czas umniejszam wszystko, co wiem, co robię. To się przekłada na to, że nie potrafię zawalczyć o dobro własnego dziecka, bo też widzę więcej tych rzeczy na „nie” niż na „tak”._
_Mam wdrukowane, co się powinno, żeby być w porządku. Powinno się mieć sukcesy w pracy, sprzątać, gotować, dbać o siebie, być świetną matką, być szczupłą, jeść zdrowo, mieć czas na swoje pasje. No i jest wielki ból, bo tego się nie da wszystkiego. Niestety wciąż tego nie przewalczyłam, dalej się czuję „nie dość”. Bo ciągle w jakimś obszarze mi się rozłazi. A i tak nieustannie coś robię i ogólnie to padam na twarz, śpiąc po cztery godziny na dobę. I wciąż robię za mało._
_Dopiero niedawno nauczyłam się odpuszczać, ale mam z tym problem, ciężko mi to przychodzi. Jak coś robię, to musi być dobrze. Nie umiem po łebkach. Ale muszę trochę odpuścić, bo mój organizm się buntuje. Dwa dni temu cukier spadł mi tak, że zemdlałam, upadłam na kostkę brukową. Muszę poprzestawiać trochę priorytety, a średnio mi to wychodzi._
_We mnie długo siedziało przeświadczenie z dzieciństwa wpajane przez matkę, że muszę, ciągle muszę być grzeczna, uśmiechnięta. Pamiętam, jak szłyśmy czasem razem ulicą i mama zobaczyła jakąś znajomą, to od razu mi mówiła: „Tylko ładnie powiedz dzień dobry”. Jak zostałam matką, też mnie ciągle strofowała. Zresztą do dziś czasem to robi, ale już na to nie zwracam uwagi. Wychodzenie z tego to był proces._
_Wychowywano nas przeważnie na grzeczne dziewczynki, podporządkowane, z czystym domem, zadbanymi dziećmi i mężem. Męża odpuściłam najpierw, duży jest, niech sam o siebie dba. Dzieci też już dorastają, wszystkie rozumy pojadły, to na co im ja? Wiedzą, że jestem, że mogą na mnie liczyć, ale już przestałam tak bardzo tracić na nie energię. Zostały mi dom i robota._
_Ja tak miałam, a w pewnych obszarach jeszcze mam. Niestety osoba, która choruje na autoimmunologiczny musizm, choruje niejako holistycznie. Nie jest tak, że w jednej sferze sobie odpuszcza, a w drugiej nie. Przeglądasz kartki w mentalnym notesiku, zatrzymujesz się na osobistym rankingu priorytetów i lecisz od A do Z. Łatwiej będzie mi napisać, gdzie nie mam spiny: powiewa mi wielkim kolorowym sztandarem to, gdzie pracuję, ile zarabiam i co posiadam. Nie przejmuję się też zbytnio konwenansami i tradycjami. Nie poświęcam zbyt wielu myśli na to, co wypada, a czego nie. Lecz mam problem z asertywnością, czego osobiście nie znoszę. Często pragnienia innych osób przedkładam nad własne. Lubię, jak ludziom jest dobrze, i ponoszę tego koszty. A kiedy odmawiam, czuję wielki dyskomfort. Kiedyś się nawet śmiałam sama z siebie, że jeśli ktoś mnie będzie chciał napastować w parku, to mu przygrzeję z prawego sierpowego, bo piąstki mam mięsiste i zacne, a zaraz potem spytam, czy wszystko OK, czy potrzebuje pomocy. Skąd to się bierze? Pewnie z kompleksów. A skąd się one wzięły? Pewnie z apodyktyczności i surowości mojego taty, który zawsze chciał, żebym była na tip-top. A skąd to się wzięło? Pewnie z jego kompleksów, które wzięły się z tego, że był dzieckiem „ruskiej” i „Żyda” i dostawał regularnie bęcki w szkole od chłopaków z klasy._
_Już i tak jest ze mną o wiele lepiej niż kiedyś. Cały czas ewoluuję, dorastam chyba, im więcej mam lat, tym mniej się staram._
_Chyba dopiero teraz, kiedy nie mogę nad wszystkim zapanować, bo po prostu wielu rzeczy nie jestem w stanie zrobić sama, poczułam, że mam z tym problem. Nie bardzo umiem/lubię prosić o pomoc. Zawsze staram się wszystko zrobić, zaplanować sama. I niby robię to dla siebie, ale tak naprawdę chyba zależy mi, żeby to było zauważone. I dotyczy to zarówno domu, jak pracy. Dopiero jak się porządnie wkurzę, to odpuszczam._
_Temat rzeka – dopiero parę lat temu zaczęłam pewne rzeczy widzieć i rozumieć. Żałuję, że niektóre z tych wzorów przekazałam dzieciom. Na przykład: trzeba się trzymać sztywnych zasad, nie zajmować za dużo miejsca, robić miejsce innym, przepraszać, nie można się rozpychać łokciami, trzeba innym robić dobrze._
_Mimo że potrafię wyrazić swoje zdanie, to w działaniach już nie idzie mi tak łatwo, choć od jakiegoś czasu i to pierwsze odpuszczam: albo trzymam swoje zdanie dla siebie (dopóki nie jestem zapytana), albo po prostu milczę i obserwuję (ponoć w pracy tak jestem spostrzegana – cisza, a jak już mam coś do powiedzenia, to raczej z impetem)._
_Jednocześnie nie znoszę zajmować miejsca, przyciągać uwagi, dodawać komuś roboty. Sama po cichu zrobię, żeby ktoś inny nie musiał się męczyć. Sobie nałożę na pęknięty talerz, a innym dam ładne. Nie zareklamuję źle wykonanej usługi, zapłacę, pójdę do domu, popłaczę sobie i zapłacę komuś innemu za poprawkę. Nie chcę sprawiać problemu, zawracać głowy, obciążać sobą._
_Ale zaczynam mieć tego świadomość, więc jak mój mąż bierze się do gotowania albo sprzątania, to nie lecę i nie wyrywam mu już patelni czy przysłowiowej miotły z ręki, niech robi. Potrafię stwierdzić, że potrzebuję czegoś dla siebie – funduję sobie małe luksusy (albo i większe, w końcu ciężko pracuję, zarabiam)._
_Zaczynam widzieć, że też mam wartość i prawo do swojego miejsca. I że mi też się coś należy._
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki