- W empik go
Kobiety w życiu wielkich ludzi - ebook
Kobiety w życiu wielkich ludzi - ebook
Książka „Kobiety w życiu wielkich ludzi” Stanisława Wotowskiego opisuje życie kilku kobiet żyjących w otoczeniu ważnych postaci historycznych z różnych epok. Gdy do takiego tematu zabiera się przedwojenny prywatny detektyw, specjalizujący się w skandalach towarzysko-obyczajowych, możemy być pewni, że spotkamy pełnokrwistych bohaterów, których losy przedstawiono w sposób ekscytujący i szczególnie wciągający.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65776-91-4 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wielu wielkich mężów w ujemny sposób odzywało się o kobiecie. Voltaire gotów był oddać dwie żony temu – kto zabierze mu trzecią. Konfucjusz przepędził swą połowicę, ponieważ przeszkadzała mu w pracy. Powiadają, iż jakiś mędrzec starożytności przez lat trzy chodził z opuszczonymi oczami – byle wzrok nie padł na niewiastę.
Muzułmańscy filozofowie, opierając się na Koranie, tudzież doświadczeniu życiowym, takich rad udzielają:
Skoro znajdziesz się wobec sprawy poważnej a trudnej – zwołaj przyjaciół, ugość należycie, proś o radę – i postąp wedle ich zdania. Jeśli nie masz przyjaciół – zawołaj przechodnia – w jego mądrości szukaj pomocy. Lecz jeśli nie masz ani przyjaciół, ani znajomych, ani odszukać nie możesz nawet przechodnia – udaj się do twej żony. Wyłóż jej wszystko, wysłuchaj cierpliwie, co ci powie – a następnie uczyń wprost na odwrót, jak ci doradziła!
Ale nie wszyscy ludzie genialni tak nieprzychylnie się wyrażali, Goethe nazywał niewiastę Koroną wszelakiego stworzenia, zaś Schiller pisał:
Ehret die Frauen, Sie flechten und veben Himliche Rosen ins irdische Leben!
Zdania są więc podzielone, a jeśli w słowach niektórych poetów brzmi nuta rozgoryczenia – to tylko dlatego, iż zbyt wiele włożyli serca w kobiety może serca niegodne, a pamięć o doznanych krzywdach serdecznych pozostała. Ta pamięć! Toć nie darmo Mickiewicz swój wiersz, zatytułowany Do M., tak rozpoczyna:
Precz z moich oczu!... posłucham od razu; Precz z mego serca!... i serce posłucha; Precz z mej pamięci!... Nie – tego rozkazu Moja i twoja pamięć nie posłucha!
Odgrywały więc kobiety w życiu wielu wielkich i genialnych ludzi rolę znaczną. Pod ich drobną rączką formowały się charaktery, dzieje żywota... ba, twórczość sama. Czasem padały one ofiarą swych nieprzeciętnych kochanków, czasem geniusz topniał pod złośliwą dłonią, a samo pasmo życia przecinało się tragicznie. Przy tym miały przywilej wcale znaczny: ileż nicości i puchów marnych przeszło do potomności li tylko dlatego, że łączył je stosunek dłuższy lub krótszy z niepospolitym artystą, politykiem, poetą czy monarchą...
Te to niektóre wypadki ciekawych dziejów pragnę w niniejszej pracy przedstawić.
St.A. WotowskiWielka Teodora
Najmniejszą wadą kobiet, które się oddają miłostkom – są ich miłostki.
La Rochefoucauld
Jesteśmy na początku VI wieku w Bizancjum...
Potoki słońca zalewają złociste kopuły kościołów, tonące śród zieleni wspaniałe pałace patrycjuszów, w jego blaskach migocą tysiącami barw bogate mozaiki, którymi rozrzutnie ozdobiono domy... Tam i sam z zalotnym uśmiechem, podzwaniając ciężkimi złotymi bransoletami, snują się kobiety dyszące namiętnością i południowym żarem.
Kupcy zachwalają wschodnie towary a młodzież ściga wzrokiem niewieście sylwetki, poszukując towarzyszki do uniesień Erosa...
Jesteśmy na początku VI wieku w Bizancjum, a więc na rubieży starożytności i wieków średnich, na rubieży Europy i Azji... Usta tam jawnie szepcą chrześcijańskie modlitwy, lecz w sercach tkwi jeszcze głęboko kult pogańskiego piękna; czoła chylą się kornie przed posągami świętych, lecz oczy miłośnie się wznoszą do promienistego Apollina i słodkiej w swym wyuzdaniu Wenery... Świat jest niby inny, lecz w gruncie pozostały jeszcze tradycje dekadencji Romy i poetycznej mitologii Hellady...
W cieniu marmurowego portyku stoi dwóch młodzieńców. Ich posągowe, niby w kamei rżnięte profile świadczą, iż należą do potomków władców świata. W pozie znać pewną zniewieściałość, włosy mają kunsztownie trefione, palce pokrywa szereg drogocennych pierścieni.
– Patrz – szepcze jeden z nich, wskazując przechodzącą kobietę. – Klnę się na Bachusa – to istna Afrodyta!
– Ech! – krzywi się pogardliwie drugi.
Mijała ich właśnie wysoka blondynka, niedbale otulona w cieniutkie tkaniny. Spod nich wyzierały jakby toczone posągowe kształty godne dłuta Fidiasza. Szła w aureoli swych złotych włosów, lekko, lubieżnie kołysząc się w biodrach. Przechodząc obrzuciła obserwujących spojrzeniem wielkich niebieskich oczu, w którym było coś z niewinności dziecka i coś z wyuzdania bachantki.
– Czemuś się skrzywił? – pytał dalej pierwszy. – Któż to?
– Nie znasz? – odparł ze śmiechem pytany – Teodora, kurtyzana!
– Cóż z tego! Pragnę ją poznać! Wszak z urody – bogini!
– Nie licuje patrycjuszowi rozmawiać z taką dziewką!
– Czemu? Nie rozumiem?
– Widać, żeś niedawno przybył do stolicy! Toć nie dalej jak dni parę temu na uczcie u Marka Septimusa, czyniła takie bezeceństwa, że aż wstyd mnie, rycerzowi, o tym wspominać!... Nie szlachetna hetera to, a najgorsza ścierka...
– Co słyszę?
– Chyba szatan obdarzył ją dziwną urodą... Lecz mimo rozkosznego ciała, już wstręt tylko budzi!
* *
*
Słyszeliśmy niezbyt pochlebne zdanie o kurtyzanie Teodorze, o tej Teodorze, co władczynią najpotężniejszego państwa stać się miała, a na której głowie stara korona bizantyjskich cesarzy jarzyła się nieprzeciętnym blaskiem chwały i sławy! Czy to możliwe? Ta sama Teodora, nierządnica? Tak! Ta sama! Bowiem nie istnieje na świecie rzecz tyle niemożliwa, by możliwą nie była.
Lecz przódy nieco biograficznych danych:
Teodora urodziła się w 501 roku jako córka prostych i bardzo ubogich rodziców. Jej ojciec, Acatius, zajmował „wysoką” posadę dozorcy cyrkowego. Zmarł około 511 roku, pozostawiwszy po sobie nieutuloną w żalu wdowę – która pośpieszyła co rychlej poszukać sobie nowego, aczkolwiek niezupełnie legalnego małżonka – oraz trzy córki: najstarszą Komitę, średnią Teodorę i najmłodszą Anastazję.
Uczucia miłosne winny się zawsze obracać w jednej sferze. Kochankiem pani Acatiusowej został również dygnitarz, czyli, mówiąc wyraźnie, stróż przy amfiteatrze, w którym odbywały się konne igrzyska dwóch największych wówczas partii: niebieskich i zielonych. Gdy jednak po dłuższej służbie, to u zielonych, to u niebieskich, stracił posadę, wdowa jęła się fachu najbardziej intratnego po wszystkie czasy, mianowicie poczęła stręczyć najstarszą Komitę przygodnym przechodniom. By zaś fach ten stał się jeszcze bardziej lukratywnym, wykierowała z czasem córkę na artystkę.
Wprawdzie ten artyzm zacna mama pojmowała swoiście: polegał on na tym, iż pojawiała się Komita w różnych pantomimach i żywych obrazach możliwie rozebrana – lecz właśnie o to najbardziej chodziło, a dobrobyt w domu począł kwitnąć.
Musimy przyznać, że w podobnych warunkach posiadła młoda Teodora wychowanie znakomite. Nosiła za starszą siostrą taboret, na którym ta podczas przerw w przedstawieniach odpoczywała, w domu zaś, usługując w czasie częstych libacji z „wielbicielami talentu”, uzupełniła wykształcenie, słysząc wciąż piosenki i rozmowy wcale niedwuznacznej treści.
Toteż i ona z kolei, zachęcona świetnym przykładem, gdy zaledwie miała lat czternaście, została „artystką”.
Nie była ani tancerką, ani śpiewaczką, lecz popisywała się jako akrobatka i mimiczka. Wspaniale rozwijająca się dziewczyna, w roku piętnastym skończona piękność – nie zapominajmy, że działo się to w Bizancjum, gdzie kobiety dojrzewały znacznie szybciej – zwróciła na siebie powszechną uwagę i skoro tylko ukazywała się na scenie, powstawała burza oklasków.
Nic nie ma nowego pod słońcem. Zmartwię tu wszelakich propagatorów gołej sztuki w teatrze! Występowała Teodora całkowicie nago, jedynie opasana szeroką jedwabną szarfą, z przodu zawiązaną w węzeł szeroki. Lecz i to jej ciążyło i skarżyła się stale biedna, że policja, nieposiadająca zrozumienia prawdziwego piękna po wszystkie czasy, zabrania występować bez wszelkich osłonek. Toteż srodze pokrzywdzona folgowała sobie podczas prób, wprawiając się śród mimów i akrobatów w rzucaniu dyskiem i innych gimnastycznych ćwiczeniach w stroju już zgoła wygodnym, bo w stroju naturalnym i niekrępującym naszej pramatki Ewy!
Gdyby Teodora była poprzestała na tak dziś modnym demonstrowaniu golizny i cyrkowych sztukach, nic by tak w tym dalece rozpaczliwego nie było. Lecz z samego zarania przejawił się niepohamowany, nienasycony temperament.
Z początku szuka kochanków śród kolegów z cyrkowej zgrai; niejednokrotnie przyłapać ją można w objęciach rosłego niewolnika oczekującego przed teatrem na swego pana, w końcu staje się zwykłą kurtyzaną i kupczy ciałem za pieniądze, niemal za byle co – kto ją chce, ten ją ma.
Postępowanie takie nawet w słynnym z rozwiązłości Bizancjum, wywołuje oburzenie. Wszędzie przez wykwintną młodzież zapraszana przedtem Teodora, jako wschodząca gwiazda i cud urody, poczyna być okryta wzgardą. Nawet w rozpuście musi być umiar! Jak cenić kobietę, która jednako namiętnie całuje patrycjusza i akrobatę, rycerza i niewolnika, tragarza i majtka. Punktem kulminacyjnym staje się słynna uczta, podczas której zbytnica rzuca się w objęcia dziesięciu arystokratycznym biesiadnikom, by natychmiast w ich obecności obsypać pieszczotami trzydziestu sługusów...
Scena ta przechodzi, co do bezwstydu wszystko znane w historii!
Nic też dziwnego, że „artystkę” Teodorę uprzejmie wypraszają z teatru, nic też dziwnego, że przy spotkaniu z kurtyzaną przechodnie usuwają się z drogi, jakby obawiając się zabrudzić nieczystym zetknięciem, nic też dziwnego, że ludzie pobożni spotkanie z rana Teodory już za zły omen poczytują...
Raz jeszcze w tym okresie uśmiecha się do niej szczęście, lecz na krótko. Nowo naznaczony prefekt prowincji, Pentanopulus Esebolus, snadź człowiek nieprzesądny, zakochuje się w tym bezdusznym i rozkosznym stworzeniu i uwozi piękną wszetecznicę z Bizancjum, Lecz Teodora nadal szaleje po swojemu. Rozrzuca pieniądze kochanka pełnymi garściami, po nocy z nim spędzonej jest jednako czuła dla jego koniuchów... Oburzony a na pół zrujnowany Esebolus przepędza kurtyzanę bez dalszych ceremonii i odszkodowań... i oto Teodora, niemal nago wyrzucona na ulicę, kupczy sobą, gdzie się da, by nie umrzeć z głodu, by dobrnąć z powrotem do Bizancjum...
Lecz czas mija. Ma już teraz 24 lata, czuje się znużona i wyczerpana. Toć podobne życie może wyniszczyć najpotężniejszy organizm!
Z trudem dociera do stolicy, chora, wynędzniała, przybita, wszak wszędzie ją czeka obojętność lub wzgarda.
Co dalej?
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.