Kochany Święty Mikołaju - ebook
Kochany Święty Mikołaju - ebook
List napisany do Świętego Mikołaja może przynieść nadzieję, miłość i niespodziewane zmiany w życiu. Bez względu na to, ile masz lat i czy wierzysz w magię świąt!
Lindy Carmichael wraca na Boże Narodzenie do rodzinnego domu w niewesołym nastroju. Mężczyzna, którego uważała za „tego jedynego”, zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką. W wymarzonej pracy jest niedoceniana, a każdy nowy projekt idzie jej gorzej od poprzedniego. Nic nie układa się tak, jak powinno do czasu, aż Lindy natrafia na pudełko pełne listów do Świętego Mikołaja, które pisała jako dziewczynka. Zachęcona przez matkę postanawia wrócić do tradycji z dzieciństwa. Nie spodziewa się, że w cudowny sposób jej dorosłe marzenia zaczną się spełniać.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8188-886-8 |
Rozmiar pliku: | 948 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drodzy przyjaciele,
jedno z najczęstszych pytań, jakie zadaje się autorowi książek, brzmi: „Skąd bierzesz pomysły?”. Ponieważ Bóg obdarzył mnie talentem pisania powieści, pomysłów nigdy mi nie brakowało. Historie są wszędzie, gdziekolwiek spojrzę. Pulsuje w nich życie. Inspiracje docierają do mnie z różnych miejsc i zdarzeń: z artykułów prasowych, zasłyszanych rozmów, filmów lub – jak w przypadku _Kochanego Świętego Mikołaja_ – mogą być następstwem przypadkowego spotkania z jedenastoletnią dziewczynką.
Kuzynka mojego męża przyprowadziła do mnie wnuczkę, która chciała zostać pisarką. Kiedy zapytałam ją, kiedy postanowiła, że będzie pisać książki, przez długą chwilę milczała, zastanawiała się, po czym odparła:
– Wiedziałam o tym, odkąd zaczęłam pisać listy do Świętego Mikołaja.
A w mojej głowie natychmiast pojawił się pomysł książki zatytułowanej _Kochany Święty Mikołaju_.
Moim świątecznym pragnieniem jest, abyście z przyjemnością przeczytali książkę o Lindy i Billym. Osadziłam ich historię w Wenatchee w stanie Waszyngton, o którym mówi się, że jest światową stolicą jabłek. W Yakimie, moim rodzinnym mieście, ostro spieramy się z taką opinią: uważamy, że jednak to nasze piękne miasto jest światową stolicą jabłek. Oba miasta szczycą się mnóstwem sadów i coraz większymi połaciami winnic, w których powstają wina najwyższej jakości.
Listy od czytelników zawsze sprawiają mi największą przyjemność. Możecie kontaktować się ze mną za pośrednictwem wszystkich portali społecznościowych. Oczywiście możecie też pisać do mnie listy na mój adres domowy: P.O. Box 1458, Port Orchard, WA 98366.
Wesołych Świąt Bożego Narodzenia,
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nareszcie w domu.
Gdy Lindy Carmichael skręciła w Apple Orchard Lane w rodzinnym Wenatchee w stanie Waszyngton, z jej piersi dobyło się westchnienie ulgi. Natychmiast ogarnęło ją przemożne poczucie ciepła i radości z powrotu w rodzinne strony. Miała przed sobą całe dwa tygodnie, które mogła przeznaczyć na świętowanie wraz z rodziną Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Jeśli kiedykolwiek potrzebowała długiego urlopu, to właśnie teraz. Miała za sobą naprawdę okropny, straszny rok.
Trzy lata temu, zdążywszy kilka razy zmienić pracę, Lindy otrzymała wreszcie wymarzoną posadę w firmie marketingowej projektującej także strony internetowe. Ukończone studia informatyczne ze specjalizacją w grafice i wizualizacji oraz historia jej dotychczasowego zatrudnienia były wręcz jakby skrojone na potrzeby Media Blast. Przekonana, że talent twórczy będzie jej atutem, od początku była też pewna, że doskonale da sobie radę w nowej firmie. Chociaż kochała swoją pracę i cieszyły ją szanse, jakie dzięki niej zyskiwała, nie mogła się wyzbyć wrażenia, że jest niedoceniana. Na krótko przed wyjazdem Lindy przygotowała projekt kampanii reklamowej dla Ferguson Group, jednego z najważniejszych klientów. Właśnie ta kampania miała być jej długo wyczekiwaną okazją do wykazania swojej wartości. Gdyby jej projekt został przyjęty, zyskałaby wreszcie uznanie, na jakie zasługiwała. Lindy nigdy nie brakowało wytrwałości. Ojciec powiedział jej kiedyś, że jeśli w pracy będzie dawała z siebie więcej, niż tylko to, za co będą jej płacić, jej oddanie w końcu zostanie dostrzeżone. Z czasem poświęcenie przyniesie efekty. Lindy trzymała się tej filozofii i nie szczędziła wysiłków, aby doprowadziła ją do pożądanych rezultatów.
Wyrzucając z głowy myśli o problemach w pracy, skręciła na podjazd domu, w którym spędziła większość życia. Powitały ją migoczące światełka na okapie dachu oraz bliźniacze renifery ustawione na trawniku pokrytym warstwą śniegu. Drzwi frontowe zdobił duży zielony wieniec z niebieskimi i srebrnymi bombkami. Dom był gotowy na Boże Narodzenie. Właśnie takiej atmosfery potrzebowała, aby uciec przed przygnębieniem, które prześladowało ją przez ostatnie sześć miesięcy.
Nie zdążyła wysiąść z samochodu, gdy drzwi otworzyły się szeroko i po świeżo odśnieżonym podjeździe ruszyła w jej stronę mama oraz merdający ogonem Beau. Mama wyciągnęła do niej ręce, a Beau oparł się przednimi łapami o jej uda, domagając się uwagi. Nim Lindy porządnie zaczerpnęła szokująco zimnego powietrza, została wciągnięta przez matkę do domu i unieruchomiona w jej mocnym uścisku. Beau szczekał na powitanie, biegał dookoła i popiskiwał z radości.
– Nie mogłam się ciebie doczekać – powiedziała Ellen Carmichael, pomagając córce zdjąć płaszcz. – Jak wyglądała droga przez przełęcz? Sprawdzałam prognozę pogody, mówili, że nad Snoqualmie wciąż pada śnieg. Miałaś jakieś problemy? Martwiłam się, że nie masz łańcuchów na koła… Zdaję sobie sprawę, że w Seattle nie są potrzebne, ale po tej stronie gór to konieczność.
– Mamo, na Boga, daj mi chwilę, niech chociaż złapię oddech – powiedziała Lindy ze śmiechem.
Dom. Miłość, której tak bardzo potrzebowała. W ciepłej kuchni na stole dumnie piętrzyły się ciasteczka świeżo upieczone przez mamę. W rodzinie Lindy wypieki były wyrazem miłości. Dla matki każda Wigilia Bożego Narodzenia rozpoczynała się bardzo wcześnie odwiedzinami przyjaciół. Wszyscy wychodzili z jej domu z talerzem pełnym domowych wypieków.
– Jadłaś śniadanie? – zapytała mama, sięgając po dzbanek z kawą.
– Nie. Chciałam wyruszyć ze wschodem słońca.
Zimą przejazd przez przełęcz Snoqualmie nastręczał problemów, a drogę często zamykano ze względu na zagrożenie lawinowe. Lindy była przekonana, że im prędzej wyjedzie z Seattle i znajdzie się po drugiej stronie gór, tym lepiej.
– No to siadaj, a ja szybko coś usmażę…
Lindy przerwała jej w pół zdania, spoglądając na ciasteczka na stole.
– Kawa i parę twoich cudownych słodkości wystarczy mi do lunchu.
Mama otworzyła kredens w poszukiwaniu kubka, a Lindy położyła sobie na talerzu kilka ulubionych ciasteczek bożonarodzeniowych.
Usiadłszy naprzeciwko matki, uśmiechnęła się do niej. Właśnie o takiej chwili marzyła przez ostatnie kilka miesięcy, zmagając się z życiowymi zawirowaniami. Dom i Boże Narodzenie. Idealna kombinacja tego wszystkiego, co miało jej pomóc wydostać się z głębokiej zapaści emocjonalnej.
Jej pozycja w Media Blast była jedynie czubkiem góry lodowej. Nie chcąc martwić mamy, Lindy zachowała dla siebie większość problemów, które gnębiły ją od wczesnego lata. Nie zamierzała też dzielić się nimi już w pierwszej chwili, gdy tylko pojawiła się w domu. Może za kilka dni, kiedy ogarnie ją spokój, z jakim zawsze kojarzył jej się dom rodzinny, poczuje potrzebę, żeby się zwierzyć, wyjaśnić…
Nadgryzłszy ciasteczko, Lindy przymknęła oczy.
– Przysięgam, że mogłabym zjeść ich nawet tuzin.
– Nic z tego. Zaplanowałam porządny lunch.
Dopiero w tym momencie Lindy zauważyła garnek postawiony na wolnym ogniu.
– Przygotowałaś makaron z fasolą?
Zupa z fasolą cannellini i czerwoną kidney oraz odrobiną makaronu na gęstym przecierze pomidorowym była rodzinną tradycją.
– I z bułeczkami na zakwasie – dodała mama.
Danie to wymyślił dziadek jej ojca, który kiedyś mieszkał na Alasce. Twierdził, że przepis pochodzi od starego górnika z Klondike, który jadał taką zupę już pod koniec XIX wieku. Lindy wiedziała, że rodzice przekazali recepturę wielu krewnym i znajomym. Odkąd pamiętała, ojciec w każdą niedzielę przygotowywał też na śniadanie naleśniki na zakwasie. A na specjalne okazje matka piekła bułeczki według przepisu swojej babci.
– Mamo – jęknęła. – Utuczysz mnie.
– Taki właśnie mam zamiar. Minęło mnóstwo czasu, odkąd ostatnio nas odwiedziłaś.
– Przecież przyjechałam na Święto Niepodległości czwartego lipca – przypomniała jej Lindy.
Wpadła do domu rodzinnego krótko po wynajęciu nowego mieszkania i na kilka dni przed poznaniem strasznej prawdy o… powstrzymała natrętne myśli, nie chcąc teraz roztrząsać nieprzyjemnych chwil.
– Właśnie, i minęło już mnóstwo czasu. Przecież nie dzielą nas tysiące mil. Seattle leży stąd w odległości zaledwie trzech godzin jazdy, nawet w gęstym ruchu na drodze.
– Wiem, wiem, ale byłam wtedy świeżo po przeprowadzce i przygotowywałam w pracy projekt, na który musiałam poświęcić niemal każdy weekend. Warto jednak było, ponieważ dzięki temu zapracowałam na dwa tygodnie wolnego i mogę spędzić Święta razem z tobą, tatą, Chadem, Ashley i Peterem.
Jej młodszy brat ożenił się ze swoją licealną miłością i pracował teraz w hurtowni jabłek, zarządzając łańcuchem dostaw. Nie minął rok od ślubu, a Ashley i Chad obdarzyli jej rodziców cudownym wnukiem. Lindy uwielbiała czteroletniego Petera. Co tydzień łączyła się z nim poprzez FaceTime i tak często wysyłała mu pocztą prezenty, że Chad musiał w końcu poprosić, żeby je trochę ograniczyła. Ashley była obecnie w drugiej ciąży; nosiła dziewczynkę, która miała otrzymać imię Grace. Poród był zaplanowany na pierwszy tydzień marca.
Kiedy Lindy wypiła kawę i zjadła ciasteczka, rozładowała samochód i przeniosła walizkę do swojej sypialni. Stanąwszy na progu tak dobrze sobie znanego pokoju, stwierdziła, że nie zmienił się nic od czasu, kiedy wyjechała stąd do college’u. Usiadła na krawędzi łóżka i popatrzyła po czterech ścianach. Przypomniała sobie, jak beztroskie było jej życie jako nastolatki.
Do ściany wciąż przyklejony był plakat z Braćmi Jonas. Pomponiki, które zdobiły jej kostium, kiedy występowała w szkolnym zespole tanecznym, przymocowane były w dolnym rogu tablicy, gdzie kiedyś umieszczała karteczki mające jej przypominać o bardzo ważnych sprawach. Teraz do tablicy przypięty był jeszcze tylko bukiecik, który miała wpięty we włosy w dniu, gdy ukończyła naukę w liceum.
Dom.
Ogarnął ją błogi spokój, tak jakby nagle znalazła się w łóżku, przykryta ciepłym kocem.
– Lunch zaraz będzie gotowy – zawołała mama z kuchni, akurat kiedy Lindy się rozpakowała.
Paczuszki z prezentami, które ze sobą przywiozła, szybko wsunęła pod choinkę ustawioną w salonie przy dużym oknie, skąd roztaczał się widok na Apple Orchard Lane.
– Już idę!
Obejrzawszy choinkę, Lindy skierowała się do kuchni. Matka właśnie ustawiła na stole dwa talerze z gorącą zupą. Pomiędzy talerzami znalazło się miejsce na koszyk z pieczywem i maselniczkę.
Odmówiwszy prostą modlitwę, Lindy wzięła do ręki łyżkę.
– Marzyłam o tej zupie. Kiedy sama ją przygotowuję, nigdy nie smakuje mi tak samo jak w domu, a przestrzegam przepisu co do litery. W twoim wydaniu zawsze jest lepsza.
– To dlatego, że przygotowuję ją z uczuciem.
Lindy pomyślała, że ten dodatkowy składnik nie powinien przecież robić żadnej różnicy w smaku. A jednak trudno było o inne wyjaśnienie.
Mama odczekała, aż Lindy zje lunch, po czym zrobiła poważną minę. Popatrzyła córce w oczy i powiedziała:
– Czekam.
– Na co? – zdziwiła się Lindy.
– Czekam, aż mi powiesz, co się z tobą dzieje. I proszę, nie próbuj mnie zbyć. Najlepiej powiedz mi wszystko, zanim…
– Mamo… nic się nie dzieje.
Matka zmrużyła oczy i pogroziła jej palcem wskazującym, poruszając nim jak wahadłem zegara.
– Lindy Rose, jestem twoją mamą. Nikt nie zna cię lepiej niż ja. Już od dłuższego czasu podejrzewam, że jesteś nieszczęśliwa. Wyrzuć to z siebie.
Lindy obawiała się, że kiedy zacznie mówić, nie będzie w stanie się powstrzymać.
– Chodzi o coś więcej niż o pracę, prawda?
Mama dobrze ją znała.
– Tak – przyznała Lindy. – W gruncie rzeczy chodzi o moje rozstanie z Brianem.
Lindy poinformowała już rodziców, że z nim zerwała, jednak nie ujawniła szczegółów. Nie mogła. Było to wówczas zbyt świeże i bolesne. W gruncie rzeczy było tak nawet w tej chwili.
– Kiedy nam mówiłaś, że z nim zerwałaś, raczej ważyłaś słowa.
Nie bez przyczyny. Właściwie większość szczegółów wolałaby zachować dla siebie.
– Czy to miało coś wspólnego z wynajęciem mieszkania?
Jej rodzice potrafili czytać między wierszami. Lindy pokiwała głową. Chodziło o mieszkanie i o coś więcej.
– Pamiętam, jak w lipcu powiedziałaś, że twoje relacje z Brianem się zmieniły. Ale dopiero po jakimś czasie postanowiłaś, że pójdziecie oddzielnymi drogami.
Po jakimś czasie, czyli kilka dni po powrocie do Seattle. Wtedy dowiedziała się prawdy o Brianie i Celeste. To ją zdruzgotało.
– Zależało ci na nim, prawda?
– Tak.
Oczywiście zależało. Bardzo. W początkowej fazie ich związku wyobrażała sobie, że się pobiorą i zaczną budować wspólne życie, kiedy ona umocni swoją pozycję zawodową. Lubiła jego towarzystwo, czas jednak płynął, a Lindy odnosiła wrażenie, że Brian wciąż nie jest gotowy na ślub. Ona zresztą też nie była gotowa. Małżeństwo to poważne zobowiązanie.
– Przykro ci, że zerwaliście?
– Absolutnie nie – odparła stanowczo.
Brwi matki uniosły się niemal do linii włosów.
– Twoja reakcja świadczy o tym, że coś ukrywasz.
Lindy lekko się przygarbiła. Nie zamierzała rozmawiać na ten temat już pierwszego dnia. Ale teraz, kiedy mama tak drążyła, poczuła, że nie ma wyboru. Zresztą może lepiej, że będzie miała tę rozmowę za sobą? Wyznanie, co zrobiła Celeste, do niedawna jej najlepsza przyjaciółka, no i Brian, nie było łatwe.
Mama czekała w milczeniu. Siedziała naprzeciwko córki i na razie nie zamierzała naciskać. Lindy sama musiała ocenić, czy jest gotowa zdradzić jej tajemnice, które przez tak długi czas zachowywała dla siebie.
– Kiedy kończył się termin wynajmu mieszkania, które dzieliłam z Celeste – odezwała się Lindy po dłuższej chwili – obie już rozumiałyśmy, że pora, aby każda z nas znalazła dla siebie własne miejsce. – Bolało ją serce, gdy opowiadała o wydarzeniach minionego lata. – Celeste pracowała w Edmonds. To oznaczało, że codziennie musi tracić niemal godzinę na dojazd do swojej firmy. Wydawało się logiczne, że powinna zamieszkać gdzieś bliżej. Mieszkania w Seattle są drogie, ale ja stosunkowo łatwo i szybko zdołałam znaleźć lokum dla siebie. – Mieściło się w starszym budownictwie, a wiadomość o okazji przekazał jej znajomy. Lindy skwapliwie z niej skorzystała. – Celeste nie miała takiego szczęścia. Mijały tygodnie, a ja czekałam z przeprowadzką, ponieważ obie wciąż szukałyśmy miejsca, na którego wynajem ona mogłaby sobie pozwolić. Wreszcie upatrzyła sobie takie, które wydawało mi się poza jej zasięgiem, a jednak się na nie zdecydowała. Doszłam do wniosku, że stoi z finansami lepiej, niż mi się wydawało.
Mama słuchała, nie zadając pytań. Lindy cieszyło jej milczenie.
– Planowałyśmy, że po przeprowadzce pozostaniemy w kontakcie, niezależnie od wszystkiego.
Mieszkały we wspólnym pokoju, już kiedy rozpoczęły naukę w college’u; poznały się na pierwszym roku i od tego czasu były najlepszymi przyjaciółkami. Teraz, po raz pierwszy od osiemnastego roku życia, miały zamieszkać osobno.
Sięgając myślami w przeszłość, Lindy musiała przyznać, że już wtedy działo się między nimi nie najlepiej, ale wówczas tego nie dostrzegała.
– Celeste wynajęła mieszkanie, na które nie było jej stać?
Lindy pokiwała głową, unikając wzroku mamy.
– Dlaczego?
– Miała współlokatora.
– Do kawalerki?
Dziewczyna podniosła głowę.
– Poznała chłopaka.
– Nie wiedziałam, że Celeste jest w poważnym związku.
– Ja też nie wiedziałam.
I w tym tkwiło sedno problemu. Lindy nie miała pojęcia, co się działo pomiędzy jej najlepszą przyjaciółką a Brianem.
Matka zmarszczyła czoło.
– O czym wciąż mi nie mówisz?
– Tym chłopakiem był Brian. Oboje przez kilka tygodni szukali mieszkania dla siebie, oczywiście za moimi plecami. Byłam głupia i ślepa, do obojga miałam pełne zaufanie.
– Nie! – jęknęła mama. – Brian zamieszkał z Celeste?
Chociaż Lindy poznała prawdę już kilka miesięcy temu, wspomnienie sprawiło, że poczuła ukłucie w żołądku.
– Co za gnida!
– To jeszcze nie jest najgorsze. Wcześniej, kiedy Celeste i ja postanowiłyśmy, że zamieszkamy osobno, Brian zaproponował mi, żebyśmy razem poszukali wspólnego mieszkania. Wówczas go zbyłam. Nie byłam gotowa na tego rodzaju zobowiązanie. Później niespodziewanie odwołał kilka kolejnych spotkań ze mną. Pomyślałam, że w ten sposób wyżywa się na mnie za to, że nie chcę z nim zamieszkać.
– Ten facet to palant, Lindy. Zwyczajny palant.
Słowa mamy były łagodne w porównaniu z tym, co ona myślała o poczynaniach swojego byłego chłopaka.
– Wkrótce po przeprowadzce pojechałam do Celeste, żeby pomóc jej się rozpakować. Przez kilka dni się nie widziałyśmy, wiedziałam, że pracuje do późnego wieczora i moja pomoc na pewno jej się przyda. Wysłałam do niej kilka SMS-ów, na które nie odpowiedziała, i zaczęłam się trochę martwić. Wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy drzwi jej nowego mieszkania otworzył mi Brian.
– Och, Lindy, tak mi przykro.
Nie zamierzała opowiadać mamie, jak straszliwie zdradzona poczuła się w tamtej chwili. Ciosem było już to, że Brian zdradzał ją z Celeste, ale że najlepsza przyjaciółka tak ohydnie postępowała za jej plecami… to było znacznie gorsze.
Miłosnego zawodu doświadczyła już wcześniej. W liceum złamał jej serce Johnny Bemis. Chłopak był bardzo przystojny i w ogóle jej nie zauważał. Na szczęście miała spore grono oddanych przyjaciół i szybko się z tego zauroczenia wyleczyła.
Ale teraz było inaczej. Utrata najlepszej przyjaciółki, powierniczki, jedynej osoby w Seattle, która ją dotąd wspierała i rzekomo w nią wierzyła, była podwójnym ciosem. Tęskniła za Celeste bardziej niż za Brianem. Nawet w tej chwili trudno jej było pogodzić się z faktem, że Celeste tak perfidnie ją zdradziła i oszukała. Przecież przyjaciółki nie postępują w ten sposób.
– Paskudna sprawa – powiedziała. – Rzecz w tym, mamo, że nie nadaję się do poważnych związków. – Wypowiedziawszy głośno te słowa, uświadomiła sobie, jak bardzo są one prawdziwe.
– Nie mów tak!
– Dlaczego? Mardelle i Nate są zaręczeni i nawet mają już psa, którego nazwali Oscar. Mardelle poprosiła mnie tego lata, żebym była jej druhną. A nie jest moją jedyną przyjaciółką z college’u będącą w poważnym związku.
– Wiem, że boli cię to, co zrobili Celeste i Brian.
– Cholernie.
Lindy nie zamierzała wyrzucać z siebie całego dramatu już pierwszego dnia pobytu w domu. Miała nadzieję, że ukryje swoje cierpienie i razem z rodziną spędzi pogodne Święta. Czułaby się lepiej, gdyby w ogóle zapomniała w tym czasie o Brianie i Celeste.
– Przykro mi, że przeszłaś przez coś takiego.
Łagodne słowa współczucia wypowiedziane przez mamę trochę tłumiły ból w sercu Lindy.
– Chyba ułożyłam sobie już to wszystko w głowie, ale moje serce wciąż nie jest w stanie zaakceptować zdrady.
– Potrafię to zrozumieć.
Mama pewnie naprawdę tak myślała, jednak Lindy trudno było w to uwierzyć.
– To wszystko moja wina. Taki już mój los. A wczoraj wieczorem niepotrzebnie sprawdziłam jej profil na Facebooku. Wyobraź sobie, że kiedy ja spędzałam weekendy samotnie, oni we dwoje jeździli sobie na nartach na Białej Przełęczy i chodzili na mecze Seahawków. Najbardziej boli mnie to, że to samo robiliśmy z Brianem poprzedniej zimy. Ależ ze mnie ofiara.
– Lindy Rose Carmichael, wcale nie jesteś ofiarą.
– Straciłam chłopaka i najlepszą przyjaciółkę. Utrata Briana to w sumie niewielki cios, ale Celeste? Miałam mnóstwo koleżanek, z Celeste byłyśmy jednak naprawdę bardzo blisko. Dzieliłam się z nią wszystkim. Nie spodziewałam się tylko, że podzielę się też moim mężczyzną.
– Są siebie warci – stwierdziła mama.
Lindy spodziewała się, że będzie ją pocieszać.
– Widzę, że Brian nie jest nawet w połowie takim mężczyzną, za jakiego go uważałam – kontynuowała. – Wiem, że teraz to dla ciebie bardzo bolesne. Pamiętam… – Urwała.
– Co takiego pamiętasz?
Oczy matki pociemniały i pojawił się w nich głęboki smutek.
– Pamiętam, jak się poczułam, kiedy twój rodzony ojciec pokazał mi plecy… Miałam wrażenie, że cały świat zawalił mi się na głowę. Kiedy tylko się dowiedział, że jestem w ciąży, uciekł. Zwiewał, aż się za nim kurzyło.
– Och, mamo – wyszeptała Lindy.
Patrząc na ostatnie zdarzenia z punktu widzenia matki, można uznać, że ona w gruncie rzeczy miała szczęście.
Ellen wstała i wsunęła krzesło pod stół, ale nakazała gestem, żeby Lindy została na miejscu.
– Chcę ci coś pokazać.
– Tak?
– Pokażę ci coś, co sprawi, że poczujesz się lepiej.
Zabrzmiało to obiecująco, Lindy nie była jednak pewna, czy cokolwiek, co przyniesie jej mama, będzie w stanie podnieść ją na duchu.
Ellen wyszła z kuchni i wróciła dopiero po kilku minutach. Z szerokim uśmiechem wręczyła córce pudełko po dziecięcych butach.
– Co to jest? – zapytała dziewczyna, autentycznie zaskoczona; nie miała pojęcia, czego się spodziewać.
Twarz mamy rozjaśniło zadowolenie.
– Niedawno przeglądałam kartony, które lata temu upchnęłam w kącie garażu, i znalazłam właśnie to. Zachowałam to pudełko specjalnie dla ciebie. W środku są, córeczko, twoje listy do Świętego Mikołaja.
– Może mnie rozbawią, mamo, ale wątpię, aby mogły ukoić mój ból.
– Możesz się zdziwić – stwierdziła mama. – Otwórz teraz i przeczytaj pierwszy list.
Lindy nie mogła sobie wyobrazić, aby listy, które pisała, kiedy jeszcze wierzyła w Świętego Mikołaja, mogły w jakiś sposób wpłynąć teraz na jej życie.
– Zaufaj mi – powiedziała mama. – Przeczytaj ten z wierzchu. Napisałaś go, kiedy miałaś pięć lat.
– Przecież to niedorzeczne – odparła Lindy, jednak ciekawość brała już w niej górę.
– Nie bądź taka pewna – szepnęła jej mama do ucha z figlarnym błyskiem w oku.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki