Kocia Szajka i napad na moście - ebook
Kocia Szajka i napad na moście - ebook
Detektywistyczna przygoda z pazurem. Kocim!
Kolejna część przygód Kociej Szajki, autorstwa Agaty Romaniuk, znanej jako pani Wieczorynka.
W Cieszynie nastała zima. Listonosz Maurycy Moiczek stoi na moście na Olzie i podziwia krę. Nagle czuje uderzenie. Ktoś przewraca jego rower i wyrywa mu torbę z listami. Aspirantka Walerka Koczy wie, że sprawa jest delikatna. Napad zdarzył się na granicy polsko-czeskiej. Do pomocy w śledztwie zostaje wezwana Kocia Szajka oraz czeski kocur Maly Jižik. Pytania się mnożą. Dlaczego z torby zginął tylko jeden list? Komu na nim zależało? I czy uda się go odzyskać przed nadchodzącą Wigilią?
Akcja książek z serii „Kocia Szajka” rozgrywa się w Cieszynie, mieście tętniącym życiem i pełnym tajemnic. Miejscowe koty o mocnym charakterze i dużej fantazji pomagają policji w rozwiązywaniu najtrudniejszych zagadek.
Do tej pory ukazały się: „Kocia Szajka i zagadka zniknięcia śledzi” oraz „Kocia Szajka i ucho różowego jelenia”.
Każdy tom serii może być czytany oddzielnie.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-3812-5 |
Rozmiar pliku: | 4,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział pierwszy
Woda w rzece Olzie była wzburzona i rwąca, jak to zimą. Listonosz Maurycy Moiczek nasunął na czoło kaptur i oparł się o balustradę mostu. Padał śnieg z deszczem. Pan Maurycy westchnął ciężko. Przemoczył buty, roznosząc listy, i teraz było mu zimno. Potarł dłonią oszronione wąsy, nasunął na czoło kaptur żółtego płaszcza. I dokładnie wtedy poczuł gwałtowne uderzenie. Jego rower oparty o latarnię wywrócił się na jezdnię, a sam listonosz zachwiał się niebezpiecznie. Złapał się jednak słupa i nie upadł. Sekundę później podniósł głowę. W zacinającym deszczu zauważył, że ktoś ucieka na rowerze z jego torbą na listy. Zamarł z wrażenia. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego dzieje się na moście! Tym samym, na którym przebiega granica polsko-czeska. To niemożliwe, że właśnie tu go napadnięto. Jego! Listonosza Moiczka, oddanego poczcie od ponad pół wieku. Był tak poruszony, że ledwo zauważył, że wokół niego zaroiło się od ludzi. Podnieśli rower i zaczęli się z troską dopytywać o jego zdrowie.
Nad zgromadzonymi krążyła wrona Wanda, samozwańcza strażniczka granicy, która patrolowała oba brzegi rzeki Olzy.
– Kraa... – Słychać było jej zachrypnięty głos. – Ale granda! Trzeba wezwać policję. Napad na moście! Uwaga, do wszystkich jednostek ptasich i ludzkich, nadaję pilny komunikat: napad na moście. Kraaa... Konieczne natychmiastowe działania.
Jej namoknięte czarne pióra błyszczały złowrogo, a skrzeczenie niosło się daleko. W końcu któryś z gapiów zadzwonił na posterunek policji. Telefon odebrała młodsza aspirantka Walerka Koczy, która właśnie szykowała się do wyjścia. Miała na sobie puchową kurtkę w kolorze chabrów. Elegancji policjantki dopełniała czapka z daszkiem, pod którą kryły się rude loki.
Walerka westchnęła ciężko na myśl o kolejnym wezwaniu, bo od tygodnia była w komendzie sama. Jej szef, komisarz Ludwik Psota, wyjechał na narty do pobliskiej Wisły i na straży bezpieczeństwa Cieszyna zostawił samą Walerkę. Była zmęczona, bo pracy nie brakowało. Ale przecież mimo późnej pory musiała przyjąć zgłoszenie.
Walerka traktowała swoją pracę bardzo poważnie. Od dzieciństwa chciała zostać policjantką. Nie marzyła jej się praca fryzjerki ani nauczycielki. Zamiast tego śniła po nocach o zagadkach kryminalnych i tropiła ślady podwórkowych zbrodni. Rysowała portrety pamięciowe klientów pobliskiego sklepu Wszystko Dla Wsi i zdejmowała odciski palców chomików. Nosiła na piersi odznakę policyjną zrobioną ze sreberka po czekoladzie. Teraz jako prawdziwa policjantka pracowała w komendzie w Cieszynie, gdzie pod okiem komisarza Psoty i z pomocą Kociej Szajki doskonaliła swoje detektywistyczne umiejętności.
– Tylko spokojnie – powiedziała przez telefon, usiłując się zorientować, co się stało na moście. – Zaraz będę. Proszę się nie rozchodzić!
Nie zważając na pogodę, Walerka ruszyła pospiesznie w stronę rzeki na swojej niezawodnej hulajnodze. Gdy pędziła przez miasto, jej żółte kalosze błyszczały z daleka. Przechodnie rozstępowali się na widok policjantki. Wszyscy w Cieszynie znali i szanowali aspirantkę Walerkę Koczy.
– Panie Maurycy, bardzo mi przykro, że to pana spotkało – zwróciła się do poturbowanego listonosza. – Proszę powiedzieć, co dokładnie się stało.
– Ja powiem! Ja! – zaskrzeczała wrona Wanda. – Wszystko dobrze widziałam. Wiadomo, z lotu ptaka. – Usiadła na balustradzie mostu i rozłożyła skrzydła gotowa do opowieści.
– Dziękuję, ale najpierw przesłucham pana listonosza. – Walerka zgasiła wronę, a ta spuściła dziób, nieco rozczarowana.
Szybko udało się ustalić, że tajemniczy napastnik poruszał się na rowerze i miał na sobie kurtkę z kapturem naciągniętym na oczy. Przez to nie dało się stwierdzić, czy była to kobieta, czy mężczyzna. Jedyne, co zginęło, to torba listonosza. Policjantka przeprowadziła oględziny miejsca zdarzenia, ale napastnik nie zostawił żadnych śladów oprócz odcisków zabłoconych opon.
– Czy w torbie było coś cennego? – chciała wiedzieć Walerka, która przestępowała z zimna z nogi na nogę. Padało coraz mocniej. Jej kalosze zajmowały większość chodnika, bo młodsza aspirantka Koczy miała ogromne stopy i kalosze musiała zamawiać na miarę w serwisie opon i ogumienia. Na jej rudych lokach osiadał lodowaty deszcz. Policjantka pomyślała w duchu, że doprawdy czas na prawdziwy śnieg. W końcu była już połowa grudnia.
– Nie, same listy, żadnych paczek ani pieniędzy – listonosz pokręcił głową, drżąc z zimna. Na szczęście ktoś już zdążył przynieść mu kubek rosołu z tradycyjną cieszyńską kluską wątrobianą. Ale nawet to nie rozgrzało listonosza. Miał czerwone policzki i zgrzytał zębami. Na jego wąsach szklił się szron niczym wata cukrowa.
– Hm... – zastanowiła się Walerka – ktoś mógł liczyć na przypadkowy łup. Nikt panu wcześniej nie groził?
– Listonoszowi Moiczkowi? – wtrąciła babcia Kajsturka, emerytowana kucharka, która stała wśród gapiów. – Przecież wszyscy w Cieszynie go znają i kochają. Przynosił mi kiedyś telegramy miłosne od mojego świętej pamięci męża. Rymowane. – Babcia Kajsturka złapała się za serce i westchnęła. – Kto mógłby mieć mu coś za złe?
– Racja – potwierdziła Adela Chrobok, bibliotekarka. Stanęła koło listonosza i ścisnęła go za ramię. – Pan Maurycy przychodzi do naszej biblioteki poczytać dzieciom. Jest niezastąpiony jako Smok Wawelski i Tata Muminka. A i z postacią Pippi Pończoszanki dobrze sobie radzi.
– Staram się. – Pan Maurycy wyprostował się dumnie i podkręcił wąs. – Najbardziej lubię to, że potem pijemy kakao z pianką, które pani Adela robi dla dzieci.
Walerka pokiwała głową ze zrozumieniem, ale nie słuchała dalszej rozmowy. Pomyślała za to, że sprawa tylko pozornie wygląda na błahą. Zapewne nie chodziło o samego listonosza, ale o jego torbę. Mogło się tam znajdować wiele ważnych listów. Może któryś z nich komuś zagrażał? Może opisywał jakąś tajemnicę? Może skandal? Albo kradzież?
Co gorsza, sprawa napadu była międzynarodowa, w końcu wydarzył się na granicy. Aspirantka Koczy westchnęła. W torbie listonosza były listy i polskie, i czeskie. To komplikowało śledztwo. Polska policja nie mogła prowadzić działań za granicą. Na szczęście ten zakaz nie dotyczył grupy zaprzyjaźnionych z Walerką detektywów. Oni mogli się poruszać bezszelestnie, przez nikogo niezauważeni. Policjantka natychmiast pomyślała o Kociej Szajce. Tak, to było idealne zadanie dla kotów. Pozostawało tylko jedno pytanie: jak zmusić je do pracy tuż przed Bożym Narodzeniem?