Kocie sprawy. Koty tworzą swoją historię - ebook
Kocie sprawy. Koty tworzą swoją historię - ebook
Kot, jak wiadomo, chodzi własnymi ścieżkami. Jest niezależny, nieprzewidywalny i tajemniczy… Czy na pewno? Z tym stereotypowym obrazem kota polemizuje w swojej nowej książce Éric Baratay. Korzystając ze świadectw pisanych między połową XVIII a początkiem XXI wieku, Baratay skupia się na kocim postrzeganiu świata, doznaniach i emocjach, wrażliwości i charakterze, ekspresyjności cielesnej, interakcjach z otoczeniem, a także z innymi zwierzętami i ludźmi. Pokazuje ewolucję, jaka na przestrzeni ostatnich trzech stuleci dokonała się w naszych relacjach z kotami, oraz niebywałą umiejętność przystosowawczą kotów żyjących w różnych środowiskach. Należy zatem – jak postuluje autor – ostatecznie odrzucić przeświadczenie o niezmiennej naturze kota, a w zamian zauważyć, że jest on zdolny do kreowania oryginalnej i zmieniającej się w czasie kultury, czyli – do tworzenia własnej historii.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-641-3451-7 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– …i wtedy r z u c a s i ę przed siebie… STRZYGĄC STERCZĄCYMI uszami POTEM OPUSZCZając je strosząc sierść ogon machający na boki a POTEM OPUSZCZony GŁOWA WCIŚnięta w tułów… zaintrygowana NIESPOKOJNA WYSTRASZONA… coRAZ GŁOŚNIEJSZE zbliżające się odGŁOSY KRZYKI… znani ludzie… GROŹNE zapachy gesty dźwięki… p-rz-y-c-u-p-n-ę-ł-a… KRZYYCZYYY Z BÓLU… PRZYGNIEciona z.a.b.l.o.k.o.w.a.n.a… wysiłek PANIKA CIERPIENIE… EKSPLODUJE¹… –
Jérôme zadał ostateczny cios kijem w czaszkę. Léveillé, który wcześniej jednym uderzeniem w krzyże zapobiegł ucieczce, od razu zbiera Szarą z podłogi i rzuca ją do „pierwszej napotkanej rynny”. Ci dwaj uczniowie zecerstwa w jednej z paryskich drukarni, w latach czterdziestych XVIII wieku, źle znoszą swoje położenie: szef się nimi nie zajmuje, kucharka pokątnie rozprzedaje ich jedzenie, zastępując je pokarmem dla domowych kotów, do późnego wieczora zmuszani są do dodatkowej pracy, wczesnym rankiem czeladnicy dokładają im kolejne obowiązki, wszyscy mają do nich pretensje i tak dalej. Takie warunki pracy są wówczas chlebem powszednim uczniów, ale krytyczne, roszczeniowe charaktery tych dwóch młodzieńców podsycają w nich urazy i prowadzą do wybuchu przemocy: „ich państwo lubią koty, więc naturalnym biegiem rzeczy oni muszą ich nienawidzić”. Bynajmniej jednak nie mają zamiaru ponosić konsekwencji tego „morderstwa, które trzeba ukryć”².
Szara jest kotką pani domu, lecz tekst Nicolasa Contata, który dwadzieścia lat po fakcie ujawnia swój czyn, skrywając się za postacią Jérôme’a, pozwala dostrzec, że są także inne koty, tolerowane na dachach lub pożądane w warsztacie, gdzie mają polować na gryzonie. Jej imię, „Szara”, służy do tego, aby ją odróżniać, pokazać, że jest ulubienicą, choć bynajmniej nie jest jedyna. Jej sposób życia wydaje się identyczny z losem innych. Wedle swojego upodobania koty wchodzą do domu lub wychodzą z niego na zewnątrz, a kiedy są na dworze, pani domu „wszędzie” szuka swojej ulubienicy. Można założyć, że pozycja kotki wśród czeladników i uczniów drukarni jest wyjątkowa. Przebywa w warsztacie częściej niż inne koty, przechadza się między pracownikami i widzi, jak bez przerwy się krzątają. Zapewne rozpoznaje ich po zachowaniu, głosach, zapachach, gdyż koty obdarzone są tą właściwością³, przyzwyczajając się do ich beznamiętnej obecności, bo, jak można wywnioskować, ci mężczyźni bynajmniej nie szukają kontaktu. Przypuszczalnie z tego właśnie powodu owego feralnego dnia nie jest dość czujna, to znaczy nie jest wystarczająco świadoma intencji zabójców, źle interpretuje odgłosy, jakie wydają, ich zachowanie, powód, dla którego do niej podchodzą, za późno spostrzega te sygnały i zbyt powoli zbiera się do ucieczki – pozwala, żeby się zbliżyli, więc nie muszą zastawiać na nią pułapki, jak na inne koty.
Jérôme i Léveillé szukają również zemsty za przeraźliwe nocne kocie krzyki, dochodzące z dachu na stryszek, na którym śpią, uniemożliwiające im odpoczynek przez tych kilka godzin, gdy mogą odetchnąć po zaznanych w ciągu dnia „prześladowaniach” i „udrękach”⁴.
Faktem jest, że w tamtych czasach ludzie uskarżają się na nocne kocie wrzaski. We Francji zachowały się dokumenty, w których wspomina się o tym utrapieniu przynajmniej do początków XX wieku. Na strychach, w ogrodach, na dachach kotki w rui przyzywają kocury „przeciągłym, przenikliwym i donośnym” miauczeniem, tak intensywnym, że zdolne jest „obudzić regiment mnichów”. Dołączają do nich pomruki konkurujących samców i długie, coraz bliższe jęki potencjalnych partnerów, „których niemiło słuchać, zwłaszcza gdy się leży w łóżku”, są tym bardziej „kakofoniczne”, „nieprzyjemne”, że ucho ludzkie nie rejestruje całej ich skali⁵. Niedogodności wynikają z licznej reprezentacji miejskich kotów dachowców, tolerowanych na całym Zachodzie, bo polują na szkodniki, pozostawianych na wolności, żeby nauczyły się radzić sobie samodzielnie, i rozmnażających się bez żadnych ograniczeń. Ich obecność wzmacniają dodatkowo koty w większym lub mniejszym stopniu przywiązane do konkretnych domów, jako że tryb życia jednych i drugich jest podobny, a terytoria zajmowane przez nie nakładają się na siebie.
Hałas, jaki czynią koty, „wywołuje zazdrość panów Jérôme’a i Léveillégo; postanawiają, że nie będą jedynymi nieszczęśnikami, chcą unieszczęśliwić także swoich pracodawców”. Przez trzy noce z rzędu Léveillé wchodzi na dach i udaje kocie miauczenie, czym przeszkadza państwu w zaśnięciu. W rezultacie ci ostatni pytają chłopaków, „czy nie dałoby się jakoś oddalić od domu tych złośliwych stworzeń”, jednakże oszczędzając Szarą. Mimo że prośba nie jest stanowcza, dwójka uczniów traktuje ją jako przyzwolenie na „polowanie”, na „tępienie”; wciągają więc „grupę” robotników w ideę społecznej zemsty za pośrednictwem zwierząt i rozrywkowego intermedium, „zabawy”. Przy okienkach na strych i przy drzwiach do magazynu ustawione zostają wnyki z worków, organizuje się linię nagonki, a Léveillé, który wchodzi na górę, żeby ukryć ciało Szarej, pierwszej ofiary pogromu, „sieje strach na wszystkich sąsiednich dachach”⁶.
– …podSKOK… strzyżoUSZENIE przeNIKLIWE wrzaski stłumione dźwięczne ODGŁOSY… łapy na ziemi wSTRZąSY… źreNICUJE mIoTaNie się ześlizzzzgiwaanie… strach TRWOGA PRZERAŻENIE… u-cie-kać ZMYKAĆ brać NOGI ZA PAS… wyjść wejść unikać raz jeszcze wyjść obejść wrócić… nagłe potknięcie natychmiastowy upadek w ciemność przewrócone splątane ściśnięte ciała… paNIKA miauCZENIE PODskoKI DRRRRAPANIE worki ciała ciągnięte podnoszone rzucane… BÓL łap łby ZMIAŻDŻOne ZAPĘTLOne szyje podNOSZONE do góry… miAUCZEĆ miotać się SZARPAĆ KRZYCZEĆ… MĘŻCZYŹni GESTY zaPACHY KRZYKI WOkÓŁ… ściśnięta szyja KRZYYYCZEĆ CISSSKAAĆ się DRRRAPAĆ… ŚCIŚnięta SZYJA DRGAWKI… ŚCIŚnięta SZYJA bezwładne ciało… –
Zabiwszy kilka kotów w workach, uczniowie i robotnicy organizują „rozrywkę”, żeby „się ponabijać”, parodię procesu ze strażnikiem, sędzią, spowiednikiem i katem: skazują na śmierć i wieszają pozostałe koty. Pani domu, zaalarmowana i przyciągnięta przez wrzaski jednych i agonię drugich oraz śmiech mężczyzn, oskarża ich, że zabili Szarą, czemu ze złośliwą satysfakcją zaprzeczają. Tymczasem właściciel wyrzuca im, że się bawią zamiast pracować. Jednak obydwoje wyczuwają społeczne napięcie („Ci awanturnicy nie mogą zabić swoich pracodawców, więc zamordowali moją kotkę”) i przezornie wycofują się, pozostawiając koty na łasce wieszających, a robotników „w stanie rozprzężenia”, „w największej radości”, tym bardziej że Léveillé ze dwadzieścia razy odgrywa scenę z patronami, aby „ich ośmieszyć”, za co otrzymuje „gromkie brawa”, gdyż „wszyscy robotnicy są rozeźleni na pracodawców; wystarczy krytycznie się o nich wyrażać, żeby zyskać poważanie”. Potem napięcie opada i wszyscy wracają do pracy⁷.
W swym słynnym dziele historyk Robert Darnton ujawnił ukrytą stronę ludzkiej natury w czasie tej Wielkiej masakry kotów, zwłaszcza zaś napięcia społeczne w tej drukarni i w wielu paryskich warsztatach tamtego czasu, błazenady w trakcie wspólnego świętowania, jak karnawał ze swoją „kocią muzyką” walących w garnki i patelnie domorosłych muzykantów, albo święta cechowe, takie jak święty Marcin drukarzy, gdy często parodiuje się pracodawców, lecz także w zawoalowany sposób wyraża krytykę – przede wszystkim brutalności patrona czy domniemanego lekkiego prowadzenia się patronki. Przy tej okazji dochodzi do symbolicznych kaźni, podczas których właściciele zostają zastąpieni jakimś kozłem ofiarnym, w tym wypadku owymi kotami, oskarżanymi, że nieprawnie zaskarbiają sobie uwagę szefów lub że oddają się rozwiązłości, co upodabnia je do małżonki właściciela⁸. Tu skupiamy się tylko na kocim aspekcie sprawy.
Pomijając Szarą, nieufność pozostałych kotów okazuje się tak duża, że aby je złapać, potrzeba pułapek, bez wątpienia dlatego, że na co dzień koty doznają chłodnej tolerancji ludzi, konkretyzującej się w dystansie i obojętności, ponieważ niektóre doświadczyły wrogich reakcji, żyją zatem obok ludzi, jednak nie z nimi i czasem twarzą w twarz. Pracodawcy domyślają się losu Szarej i rozpaczają nad nim, ale nie nad tym, co spotkało inne koty, których nie usiłowali ratować z obawy o własne bezpieczeństwo, a także z braku zainteresowania tymi zwierzętami, tym bardziej że są one szybko zastępowane innymi. Postępują więc tak samo jak wielu właścicieli kotów (w odniesieniu do tamtej epoki „właściciele” to słowo na wyrost, tak jest i w tym wypadku – trafniej byłoby powiedzieć „gospodarze”) wywodzących się z mieszczaństwa i arystokracji, którzy faworyzują tylko swojego ulubieńca, zupełnie nie interesując się pozostałymi kotami, żyjącymi na dachach i strychach; te są zbyt pospolite, zbyt pogardzane, by zwracać na siebie czyjąś uwagę⁹. Robotnicy nie rozróżniają kotów i nie rozumieją uczuć, jakimi obdarzane są niektóre z nich, a ich pracodawcy nie popierają przemocy, wszyscy oni jednak tak samo mają koty za nic, co doskonale wyrażają uczestnicy tych wydarzeń, albo przynajmniej co dobrze oddaje Contat. Pisze on, że Jérôme określił wrzeszczące na dachu koty jako „pomioty diabła”, a właściciele drukarni od pierwszej nocy, gdy Léveillé naśladował odgłosy tych zwierząt, uwierzyli, „że te koty ktoś na nich nasłał, że rzucił na nie urok” i że trzeba odpędzić „te złowieszcze bestie”, a może wręcz wezwać księdza¹⁰. To zatem nie przypadek, że zainscenizowany przez robotników koci proces, w którym jeden z nich odgrywa rolę spowiednika, przywodzi na myśl procesy o czary.
Taka interpretacja wydaje się wówczas dobrze zakotwiczona na chrześcijańskim Zachodzie. Mimo że Biblia i ojcowie Kościoła nic nie wspominają o kotach, w wiekach XII i XIII, w czasie walki z waldensami, a szczególnie z katarami, których nazwa, jak wywodzono, miała pochodzić od słowa catus („kot” po łacinie), rodzi się przeświadczenie o związkach tego zwierzęcia z demonem. To słowo o nieznanym pochodzeniu pojawia się w IV wieku. Katarów oskarżano o czczenie Szatana pod postacią kota, nawiązując w ten sposób do antycznych kultów, i o praktykowanie perwersji seksualnych z udziałem tych zwierząt. Sztuka średniowieczna i nowożytna przedstawiała koty w scenach religijnych, aby uosobić demona przeciwstawiającego się Bogu, zło dobru, a upadek zbawieniu. Równolegle przysłowia, baśnie, legendy i utwory literackie ukazywały to zwierzę jako obdarzone tajemniczą mocą przepowiadania przyszłości, wizyt, chorób, nieszczęść i śmierci – kot miał je objawiać swoim zachowaniem, o czym przekonani są właściciele drukarni obawiający się zapowiedzi złego losu¹¹.
Związek ze złem powoduje, że rozpowszechnia się mało pochlebny obraz kota (jest dziki, złośliwy, przebiegły, obłudny, niewdzięczny), a trend ów osiąga apogeum w 1756 roku pod piórem Georges’a Louisa Leclerca de Buffona, co uwiarygodnia go jeszcze bardziej z powodu sławy, jaką cieszy się ten przyrodnik i jego Histoire naturelle. Kot jest fałszywy, obłudny, perwersyjny, ma „nieszczere oczy” i „ukośny chód”. Łasi się do człowieka, jego przywiązanie do opiekuna jest udawane; w rzeczywistości okazuje się krnąbrny, nielojalny; śledzi, oszukuje, to złośliwy łupieżca. Poza tym jest okrutny i zabija słabsze zwierzęta¹².
Drodzy czytelnicy, przerywam opowieść, żeby podkreślić ważną kwestię. Popełnilibyście anachronizm, jeśli, odnosząc ten opis do waszych kotów, stwierdzilibyście zgorszeni, że jest stronniczy i fałszywy. Nasze współczesne koty to nie ich przodkowie z tamtej epoki. Nie możecie sądzić, że Buffon ogranicza się do zebrania fantazji i stereotypów. Jego tekst prezentuje raczej tradycyjne ludzkie o d c z y t a n i e normalnej wówczas sytuacji kotów. Zza obcesowych moralizatorskich sądów osiemnastowiecznego naturalisty wyzierają w całej okazałości kondycja i zachowanie kotów typowe dla tamtej epoki, niezależnie od tego, czy chodzi o ogrody, dachy, strychy czy nawet ludzkie mieszkania. Podobne opinie spotkać można także w innych świadectwach, jak na przykład u Contata. Innymi słowy, Buffon nie daje portretu Kota jako takiego czy naszych współczesnych kotów, lecz zwierząt, które żyły w XVIII wieku. Cała filozofia niniejszej książki wypływa z założenia zmienności ludzkich dyskursów o r a z kociego zachowania.
Te pospolite koty mają prawo wszędzie wejść, mogą robić, co chcą, lecz nigdy nikt się nimi nie opiekuje; tylko o niektóre z nich się zabiega i tylko nieliczne wyróżnia się imieniem; karmi się je rzadko lub zgoła wcale, żeby się nie rozleniwiły. W konsekwencji lepiej znają otoczenie i inne zwierzęta niż obojętnych, traktujących je bez emocji bądź zagrażających im ludzi; poruszają się ostrożnie, są nieufne, w każdej chwili gotowe czmychnąć, do tego stopnia, pisze Buffon, „że rzadko się je spotyka”. Przede wszystkim myślą o przetrwaniu, żebrząc, kradnąc i nieustannie polując, zawsze czujne, gotowe do pościgu i pochwycenia ofiary. To, co Buffon mówi o więziach z ludźmi, jest bliskie tego, co wyczytać można z opisu drukarni: „te, które są najbardziej oswojone, nie są bynajmniej zależne od człowieka: można nawet powiedzieć, że pozostają całkowicie wolne i robią to, co chcą . Zresztą większość z nich jest na wpół dzika, nie znają swoich panów i żyją tylko na strychach i dachach, do kuchni i kredensu zachodząc jedynie wtedy, gdy głód je przyciśnie”¹³. Potępienie wypływa z interpretacji-deformacji-transformacji, której podlega sytuacja życiowa zwierzęcia, i wychodzi od społeczeństwa ludzkiego, w tamtych czasach wartościującego pozytywnie uległość wobec władcy z bożego nadania (ludzi wobec króla, zwierząt względem człowieka) i podporządkowane grupy raczej niż niezależne indywidualności. Ta pozornie paradoksalna postawa (potępienie życia niezintegrowanego indywidualisty na marginesie społeczeństwa) ma na celu wzmocnienie nieufności, zachowanie dystansu wobec kotów, a przez to ich utylitarnej roli. Buffon uważa, że utrzymywanie kota „dla zabawy” jest „godne potępienia”, a jego „użytkowanie”, czyli to, co powinno być normą, zasadza się na polowaniu¹⁴.
Zwracam uwagę na zależności pomiędzy tworzeniem się i utrwalaniem sytuacji, w jakiej znajdują się koty. Negatywny portret kotów spowodowany jest ich szczególnym zachowaniem. To z kolei wzmacnia w ludzkim odbiorze złą sławę, jaką mają te zwierzęta. Konsekwencją tego jest złe nastawienie ludzi wobec kotów, co następnie warunkuje sposób zachowania się kotów względem ludzi i koło się zamyka… Wyobrażenie, jakie ludzie mają o kotach, działa zatem jako ważny czynnik środowiska, w którym żyją przedstawiciele tego gatunku. Środowisko determinuje ich kondycję i ich zachowanie, które nie jest przejawem ponadczasowej natury tego zwierzęcia, lecz produktem tej sytuacji i takiego, a nie innego środowiska. Zachowanie zmienia się w biologicznych ramach gatunku, kiedy zmodyfikowaniu ulega sytuacja gatunku i jego środowisko. Pragnę podkreślić, że celem tej książki jest wykazanie, iż sposoby bycia kotów domowych (Felis catus, gdyż nie zajmuję się tu kotami dzikimi, Felis silvestris) w dużej mierze zależą od oddziaływania ludzi.
Szeroko rozpowszechniona pejoratywna ocena wywołuje we wszystkich klasach społecznych przemożny lęk, o którym dziś już zapomnieliśmy. Dziwi nas, gdyż przypomina fobię, jakie budzą w nas pająki czy węże. La Bruyère notuje, że „Bérylle mdleje na widok kota”, a Moncrif relacjonuje scenę w salonie arystokratycznym. Wszyscy krytykowali jego obronę kotów, a kiedy jakiś „kot się pojawił i na początku jeden z moich adwersarzy na widok zwierzęcia osunął się zemdlony, zezłoszczono się na mnie”. Literackie bajanie? W Anglii Boswell, biograf Samuela Johnsona, wyznaje swoją antypatię do kotów i odczuwa dyskomfort w obecności zwierzaka pisarza. Zresztą Johnson samodzielnie robi zakupy, aby uniknąć „wstrętu”, jaki zewnętrzni sprzedawcy odczuwają na widok tego kota¹⁵! Skutkiem nakładających się konfabulacji i obaw powstaje przekonanie, że ze strony kotów grozi jakieś niebezpieczeństwo. Moncrif przytacza „sączone od kołyski przesądy, że koty mają zdradziecką naturę, że duszą dzieci, a tak w ogóle to może są nawet czarownikami”. To ostatnie podejrzenie wraca pod piórem Contata, gdy ten zapisuje, iż „diabelskie koty odprawiają przez całą noc sabat” na jego dachu oraz że udający koty Léveillé „zachowuje się, jakby uczestniczył w sabacie, i gdyby się go nie znało, uchodziłby za czarownika”. Oto bezpośrednie aluzje do rozwijanej już w XIII i XIV stuleciu wiary, że czarownice otaczają się kotami, że udają się na sabat na ich grzbietach albo zamienione w te wąsacze, że na sabatach wspólnie składają cześć Szatanowi, który sam ewentualnie zamienia się w kocura, że odbywają na tych spędach sprzeczne z dobrym obyczajem seksualne saturnalia, że do swoich złowieszczych mikstur dodają kocie truchła, że zamieniają się w koty, aby dokonywać różnych występków, i wreszcie, że te zwierzęta są demonami i czarownikami. O jednym z najsławniejszych uczonych tamtych czasów Moncrif opowiada: „Pan de Fontenelle wyznaje, że wychowano go w przeświadczeniu, iż w wigilię Świętego Jana w miastach nie było ani jednego kota, albowiem tego dnia wszystkie udawały się na powszechny sabat”. Wymysł ten dodatkowo wzmacnia zwyczaj palenia kotów 23 czerwca, traktowany jako działanie obronne i praktykowany w lotaryńskim Metzu, gdzie rozpowszechniona jest wiara w kocie metamorfozy czarownic i gdzie w wiekach XIV–XVII¹⁶ wiele tych dam spalono na stosie.
– …naGLE… źreNICUJE zbliżają się szybkie gwałtowne ruchy… wIBRoNoZDRZy SILNE WONIE… z-m-y-k-a-ć uciekać… w prawo w lewo… ROZPŁASZczyć się… szyja wyciąGNIĘTA UNIESIONA… PRZERAŻENIE GNIEW RyCZEĆ POtrząSNĄĆ dRAPAĆ… zarzucić ciemność rozŹRENICZyć koty pod spodem… miauczeć popychać drapać koty z góry z dołu po bokach… WStrząSY PLąTAniNA PODskaKIwać krzyki drapanie gryzienie wyGIĘTE grzbiety USZy POŁOżone¹⁷… wYCIE ludzkie zaPACHY WOkÓŁ… wspiNANIE się… KONwulSYJne RUCHY kończynami POPYchanie… ZATRZYMANIE SIĘ… gorąco trzask płonących szczap pod… OPADNIĘcie… opaRZENIA TRWOGA SKakAĆ MIAUCZEĆ… OPADNIĘcie… OPARZENIA BÓL PRZERAŻENIE SKAKAĆ KRZYCZEĆ… OPADNIĘcie… OBRZMIENIA CIERPIENIE KRZYKI POŻAR… –
Krzyki, śmiechy, oklaski: „niekłamana przyjemność ogarniająca lud na widok podskakujących i miauczących kotów, gdy zaczynają je ogarniać płomienie”, zapisuje benedyktyn Jean François na początku lat siedemdziesiątych XVIII wieku. Metzeńczycy wierzą, że w ten sposób obronili się przed złymi czarami, zwalczyli je, oddalili od siebie. Tłumaczyło to, wzmiankowaną już w XVII wieku, obecność stacjonującego w mieście garnizonu oraz asesorów miejskich, odpowiedzialnych za ochronę mieszkańców przed plagami, którzy „asystują w pełnym składzie z powagą na twarzach”. Ci ostatni zakupili koty, bez wątpienia od łapaczy, i to oni podpalają stos skonstruowany przez „starszych nad ogniem”, umieściwszy na nim koszyk z kotami. Czy w połowie XVIII wieku oficerowie i rajcy miejscy wierzą w historie o czarach? Wypada w to wątpić, gdyż od drugiej połowy XVII stulecia elity intelektualne i społeczne odeszły już od polowań na czarownice. Metzeńczyk François odmawia kojarzenia tego z czarnoksięstwem, żeby miasto i jego elity nie wystawiły się na śmieszność; woli pozostawić ten przesąd tłuszczy („trzeba być z ludu, żeby w to wierzyć”) i wysuwa banalny powód: „To jest zabawne: oto wystarczający powód, aby to robić”. Niewykluczone, że notable mogą podzielać pogląd, iż koty ucieleśniają złe czary, pragną więc je zażegnać. Inni chcą może przystosować się do tego podobającego się ogółowi „obyczaju”, tym bardziej że los kotów nie jest tu istotny. Co prawda, w jednym manuskrypcie Jean François nazywa je biednymi zwierzakami, a w innej publikacji domaga się, aby zostawić je w spokoju, nie potępia jednak tej „dziecinnej przyjemności”, którą można włączyć do katalogu „ludzkiej głupoty”, do tych „dziwacznych” ceremonii, które lepiej już dostarczyć ludowi pomimo marnotrawstwa drewna, aby odwieść go od pogańskiego zwyczaju czczenia letniego przesilenia słonecznego!¹⁸
Paryż i Metz to jedynie przykłady kultury nienawiści i przemocy rozpowszechnionej w całej Europie od średniowiecza po oświecenie. Koty nie są oczywiście jedynymi zwierzętami, które padają ofiarą agresji, niemniej bardziej niż inne zwierzęta predestynuje je do tego ich wszechobecność, mnogość, taniość i zła opinia. Tę codzienną brutalność, opisywaną tylko w niewielkim stopniu albo nawet wcale, trudno ogarnąć i zmierzyć, co czyni tak cennym świadectwo Contata. Od dawna usprawiedliwia się ją właśnie tą negatywną symboliką, którą widzieliśmy, a także potępieniem wszelkiego uczucia pojawiającym się w opowieściach o eremitach, których Bóg ukarał, za to, że przywiązali się do jakiegoś kota, w powiedzeniach ostrzegających przed niebezpieczeństwem bliskości, w wyśmiewaniu się z rzekomych winnych, a są nimi zawsze osoby uważane za nierozumne, czyli kobiety, dzieci czy starcy. Zażyłość powinna rymować się z bezwzględnością. Jak zapewnia średniowieczne przysłowie, „zawsze znajdzie się powód, żeby uderzyć swojego kota”.
Zatem w wielu miejscach koty bywają również palone z obawy przed czarami albo dla przyjemności, gdzie indziej zrzuca się je ze szczytu baszty czy dzwonnicy, skazuje na śmierć dla zabawy, żeby wzbudzić śmiech albo żeby zapewnić dobre plony, a ludziom powodzenie, w czasie świąt świeckich lub religijnych; w zależności od miejsca dzieje się to epizodycznie lub odbywa regularnie. Koty zamurowuje się nawet w pierwszych fundamentach budowanych gmachów, żeby zapobiec pojawieniu się gryzoni. Handluje się także ich skórami lub truchłami, wykorzystywanymi do produkcji smarów i produktów leczniczych. Chwyta się ich jeszcze więcej, kiedy głód, wojny lub oblężenia zmuszają ludzi do zjadania żyjących w pobliżu zwierząt najbardziej nieczystych, takich jak koty czy myszy, lub najcenniejszych, jak konie i psy. Do tej okazjonalnej konsumpcji dochodzi bardziej dyskretna, prawdziwa lub wyimaginowana, do której odnosi się osiemnastowieczna piosenka o Matce Michel, albo stare pogłoski dotyczące restauracji¹⁹.
Jednakże w 1773 roku, Marie-Charlotte de Senneterre, młoda arystokratka, która trzy lata wcześniej poślubiła marszałka d’Armentières, gubernatora Metzu, prosi radę miejską o „łaskę dla kotów” i uzyskuje zapewnienie, że już nigdy nie będzie się ich palić. Metz jest wówczas jednym z ostatnich dużych miast Zachodu, gdzie zwyczaj ten wciąż bywa praktykowany; Paryż na przykład odstąpił od tego w XVII wieku na prośbę króla. Zanik tej praktyki, która do XIX stulecia punktowo przetrwa na wsi, wiąże się z zapoczątkowaną w tamtym okresie zmianą stosunku do kotów²⁰.
Od końca średniowiecza pojawia się kilka świadectw ujawniających wrażliwość na piękno kotów żyjących w bliskości z człowiekiem, przywiązanie objawiające się szczególną uwagą poświęconą zwierzęciu, ukonkretnione nadaniem mu imienia. Dotyczy to arystokratek, mnichów lub mniszek prowadzących w swych komnatach lub celach życie skupione na sobie i wolne od pracy. Na Zachodzie wśród arystokracji i pisarzy zainteresowanie poszczególnymi kotami można zaobserwować wyraźniej, począwszy od epoki renesansu. Podstawowym czynnikiem wydaje się tu import kotów syryjskich, a następnie perskich, poszukiwanych ze względu na ich urodę i cenną rzadkość, mają one sierść w odcieniach zbliżonych do bieli, co postrzega się jako antytezę pospolitego czarnego dachowca. Owi książęta, arystokraci czy mieszczanie, którzy często nienawidzą miejscowych kotów, traktują swoich ulubieńców jak zwierzęta stworzone do oglądania i pieszczot, pozwalają im spoczywać na poduszkach, ozdabiają wstążkami, perfumują i zakładają im obroże, trzymają je w paradnych komnatach i salonach, krzyżują między sobą, żeby zachować czystość rasy. To właśnie w tych środowiskach rozpoczyna się wówczas na dobre hodowla kotów opierająca się na kontrolowanej reprodukcji, pielęgnacji i selekcji.
Temu zainteresowaniu towarzyszy pierwsza literacka rewaloryzacja, choć miłośnicy kotów pozostają jeszcze w mniejszości. We Francji zapoczątkowuje ją epitafium dla kota o imieniu Belaud (1558), którego autorem jest Du Bellay, a kontynuuje utwór Les Chats Moncrifa (1727). Arystokrata ów publikuje zatem pierwszą książkę poświęconą tym zwierzętom, podkreślając ich ważną rolę w historii ludzkości, na przykład w egipskich kultach, oraz obecność kotów u boku ludzi wielkiej inteligencji i władzy od Montaigne’a do Richelieu. Literackie portrety pełnych wdzięku, rozumnych kotów, zdolnych do wzniosłych uczuć, delikatnych, bezwarunkowo kochających to zwierciadlane odbicie przymiotów, które przypisują sobie samym ci pisarze, a także arystokraci stanowiący zasadniczą część ich czytelników²¹. W tym okresie koty ukazywane w dziełach sztuki przestają być symbolem, a zaczynają funkcjonować jako byty jednostkowe. Wprawdzie niektóre sceny z życia codziennego przedstawiają nadal to zwierzę jako znak, na przykład miłosnej namiętności, ale w innych ewokuje już ono tylko intymną obecność. Ta skłonność uwidacznia się wyraźnie na portretach dzieci czy kobiet przytulających koty lub bawiących się z nimi, a sentymentalny wydźwięk takich scen bywa jednoznacznie podkreślany, począwszy od 1750 roku. Dekadę później to samo zaobserwować już można na portretach kotów bądź na obrazach ukazujących je w rozmaitych okolicznościach życia codziennego.
Ten zwrot w sposobie przedstawiania manifestuje się w krajach Europy Zachodniej z różnym nasileniem (wyraźniejszy wydaje się w Anglii²²), nie ukazuje jednak kotów do towarzystwa czy też towarzyszy życia, jakich znamy współcześnie. Zmiana stosunku do kotów zarysowana w literaturze XVIII wieku nie jest jeszcze wyrazista, ogólnie sposób traktowania tych zwierząt wydaje się dość bliski temu, co opisał Contat w odniesieniu do Szarej. Moncrif nie uważa za stosowne, by nadać imię ulubionemu kotu. Wystarczy „wołać go jego nazwą gatunkową: Kocie”; sądzi też, że nie musi się nim zajmować: „dostarczają nam przyjemności obcowania z nimi. Można je dopuszczać do rodzinnej intymności, ale zupełnie nie wymagają względów, jakimi ludzie winni obdarzać wyłącznie ludzi, i oszczędzają nam wstydu związanego z podniesieniem do rangi naszych zajęć troski o zaspokajanie ich potrzeb czy kaprysów”²³.
Przyjrzyjcie się dobrze temu cytatowi. Pomijając jego wytworną grzeczność i humor, udające, że koty dokonują wyboru tak, jak gościom pozostawia się akceptację narzuconej im propozycji, sugeruje on, że nie tylko ludzie mają wpływ na koty, lecz także że te ostatnie mają wpływ na ludzi, a skutki tych oddziaływań są obustronne. W tym wypadku wychowane koty postępują w taki, a nie inny sposób, co determinuje lub wzmacnia nastawienie ludzi.
W tym okresie różnica między powszechnym dotąd a nowym stosunkiem ludzi do kotów polega przede wszystkim na odrzuceniu stosowania przemocy. Niemniej jednak odwrócenie przedstawień wywołuje silną tendencję trwającą aż do chwili obecnej: przewartościowanie, w XVIII wieku przyjęte przez mniejszość, narastające między XIX wiekiem a połową XX, później zaś właściwe już dla większości, doprowadziło do stopniowej modyfikacji ludzkich postaw wobec kotów, a zatem warunków, jakie się im stwarza, ich środowiska, a w konsekwencji – ich zachowań. Dzisiaj jawna przemoc budzi zgorszenie i jest przykładnie karana. Współcześnie koty stały się najbardziej cenionymi zwierzętami do towarzystwa w krajach Zachodu i w zamerykanizowanej Japonii: są tam liczniejsze niż psy (zdetronizowały je na początku XXI wieku²⁴) i okazują się coraz bardziej interaktywne i współpracujące.
Wybrałem więc odcinek czasu między wiekiem XVIII a początkiem XXI stulecia, gdyż w tym okresie rozwinęły się na Zachodzie równolegle lub sukcesywnie różne środowiska. Na tym materiale chcę ukazać wam ową zmienność zachowania kotów domowych w czasie i przestrzeni, podobnie jak głęboką, nie systematyczną, lecz wyczuwalną tendencję, a mianowicie narastające zapotrzebowanie ludzi na większą bliskość i wzajemne oddziaływanie, co sprawiło, że propagowany przez Buffona²⁵ obraz kotów „wykazujących mniej przywiązania do osób niż do domostw” zmienił się ostatnio w coś zgoła przeciwnego.
Chciałbym sprzeciwić się rozpowszechnionemu poglądowi o niewzruszonej Naturze Kota Domowego, a także jego stereotypowemu portretowi, wedle którego jest on niezależny, nieprzewidywalny i tajemniczy, za co ongiś go nienawidzono, a obecnie za to samo się kocha. Zbyt wielu ludzi zapomina, że ten obraz autorstwa naturalistów, pisarzy, artystów i filozofów, zwłaszcza żyjących w XVIII i XIX wieku, zainspirowały szczególne relacje ludzko-kocie, stwarzające właściwą dla nich kocią kondycję i środowisko, a wszystko to razem wzięte wytworzyło szczególne koty będące ucieleśnieniem tylko pewnej wersji kota, a nie Kota jako takiego. Ekstrapolując to, co dotyczy tego gatunku, chodziłoby o podważenie głęboko zakorzenionej wiary w niezmienność zwierzęcych zachowań napędzanych stałymi przyczynami biologicznymi: instynktem, popędem, kapitałem genetycznym…
To prawda, że etolodzy, ekolodzy i weterynarze uznają obecnie plastyczność zachowań kotów domowych. Minimalizują jednak jej zakres, sprowadzając ją do pojawiających się tu i ówdzie nieznacznych odstępstw psychologicznych, niewielkich adaptacji ekologicznych, rozpatrywanych w teraźniejszości pomieszanej z przeszłością i przyszłością, a więc, w rezultacie, pojmowanych jako atemporalne. Moi koledzy nie są (jeszcze) świadomi – aczkolwiek to prawda, że wykazanie tego jest zadaniem dla historyków – iż elastyczność zachowań występuje również w czasie. Wystarczająco zauważalną zmianą, która pozwala stwierdzić, że istnieje historia zachowania kotów domowych, jest na przykład różnica między pospolitym kotem z XVIII wieku, płochliwym i często przejawiającym wrogie zachowania względem ludzi, a dzisiejszym „kotopsem”, od razu zaniepokojonym, gdy otaczający go czułością opiekun wychodzi z domu.
Inaczej mówiąc, aby podążyć za moją myślą, nie powinniście wierzyć w istnienie Wiecznego Kota, lecz raczej dostrzec koty historyczne! Zobaczycie, jak powstają, rozprzestrzeniają się i przekształcają kocie postawy, jak fluktuują w czasie, przystosowując się do zmieniającego się środowiska. Oznacza to dynamikę, względność, osobniczą arbitralność zachowań, ukazaną w swoim przestrzennym zróżnicowaniu, gdyż intensywność tych modyfikacji w zależności od miejsca oraz zmienność adaptacji przedstawia się rozmaicie u poszczególnych jednostek i grup.
Zapytacie pewnie: „Co oznaczają różnice w układzie typograficznym pana tekstu?” Zapraszam was otóż na historyczną przechadzkę, którą podzieliłem na cztery poziomy: k o t y (krój szeryfowy, antykwa), l u d z i e (krój szeryfowy, kursywa), k o n t e k s t h i s t o r y c z n y (krój bezszeryfowy) i r e f l e k s j e n a u k o w e (krój bezszeryfowy, wcięcie z lewej strony), dzięki czemu odróżniają się od siebie, a jednocześnie ukazują istniejące między nimi współzależności.
Powróćmy teraz do kontekstu kociego, czy raczej ludzko-kociego, gdyż wraz z upływem kolejnych stuleci ludzie odgrywają coraz bardziej determinującą rolę z powodu zarówno swoich postaw, jak i ram, które narzucają. Rewaloryzacja kotów doprowadziła do zwielokrotnienia się sytuacji, warunków, sposobów bycia, powstawania i rozwoju tego, co nazywam kocimi kulturami, od najczęściej występujących, jak swobodnie żyjące koty wędrowne, po nowsze, jak kotopsy, z rosnącymi różnicami w zależności od czasu i miejsca. Jednakże aż do połowy XX wieku warunki życia kotów kształtowane są przez konkretne terytorium. Nie jest to stan naturalny, jak uważa wielu, zbyt ściśle wiążąc udomowione koty z naturą, gdyż nasza epoka wskazuje na możliwość występowania różnorodnych zachowań. Koty dostosowują się do sytuacji historycznej związanej z doznawanym przez nie odrzuceniem, nieufnością, dystansem ze strony człowieka, nawet jeśli, w założeniu, jest on wobec nich życzliwy…RZUT OKA NA POSZCZEGÓLNE TERYTORIA
…które można wyodrębnić na podstawie badanych dokumentów: terytoria leśne dla kotów wędrownych żyjących w stanie dzikim, wiejskie dla kotów polnych, gospodarskie dla przebywających na farmach, miejskie dla błąkających się po ulicach i dachach miast i miasteczek, dzielnicowe dla tych, które są mniej lub bardziej związane z domami w centrum lub na przedmieściu, rezydencjalne dla kotów w większości zamkniętych w mieszkaniach. Ten podział terytorialny odzwierciedla częściowo kategorie ustalone przez etologów według relacji utrzymywanych przez koty z ludźmi: koty niezależne, w tej książce zwane wędrownymi (etolodzy określają je mianem feral cats, co może doprowadzić do mylnego utożsamienia kotów domowych z ich dzikimi kuzynami); koty włóczące się (semi-feral, to samo zastrzeżenie), oscylujące pomiędzy autonomią a szukaniem opieki u ludzi; koty gospodarskie, żyjące w jednym miejscu, lecz zdobywające pożywienie samodzielnie; koty mające opiekunów, ale w mniejszym lub większym stopniu mogące się przemieszczać, gdzie chcą, krążąc wokół domu swojego pana; lub koty żyjące w zamknięciu¹.
Trzy pierwsze sytuacje terytorialne: leśna, wiejska, gospodarska znane są tylko z niedawnych badań odnoszących się do epoki współczesnej². W wypadku przeszłości dokumenty są nieliczne lub w ogóle ich brak, jako że ludzie zamieszkujący te tereny nie pisali o nich, a pisarze byli tą problematyką niezbyt zainteresowani. Z tego powodu, chcąc pozostać wiernym indywidualnemu podejściu zaproponowanemu w tej książce, nie mogę odnieść się do możliwych zmian w sposobie życia tych kotów. Skupiam się zatem na trzech pozostałych kategoriach: kocie miejskim, dzielnicowym i rezydencjalnym, dla których dysponujemy punktowymi świadectwami. Można się nimi posłużyć, aby naszkicować indywidualne portrety zwierząt. Te odniesienia są rzadkie w XIX wieku, ich liczba wzrasta w wieku XX, a w ostatnich trzech dekadach pojawiło się ich bardzo dużo w związku z ogromną popularnością kotów. Nie podlegają temu jednak…Koty uliczne
…rzadko pojawiające się w relacjach nawet w niedawno przeprowadzonych badaniach¹. Jest kilka wyjątków, zwłaszcza świadectwo Paula Léautauda (1872–1956), zatrudnionego w wydawnictwie Mercure de France, okazjonalnie piszącego, autora obszernego dziennika publikowanego dopiero od lat czterdziestych XX wieku. Léautaud przytacza w nim liczne informacje o bezdomnych lub porzuconych psach i kotach, wobec których odczuwa wielką litość, podobnie jak wobec wykluczonych ludzi. Pisze o nich głównie w okresie 1908–1912, gdy postanowił poświęcić się całkowicie zwierzętom. Żyje wtedy jeszcze w paryskim mieszkaniu, nie może więc przygarnąć ich zbyt wiele, tym bardziej że jego ówczesna partnerka zaledwie je toleruje. Léautaud działa więc w terenie, na ulicach dzielnicy l’Odéon, gdzie pracuje. Całe strony poświęca na opis swoich pieszych wędrówek, przemierza ulicę za ulicą w poszukiwaniu bezdomnych zwierząt, aby nieść im pomoc. Robi to godzinami, całymi dniami, to zajęcie staje się jego prawdziwą obsesją. Nie chcąc jej ujawnić w opublikowanej wersji dziennika, usunął z niego większość stron, które opublikowano dopiero po jego śmierci jako Le Bestiaire². W tej książce, niczym prawdziwy uliczny reporter, opisuje sytuacje z udziałem kotów, postawy zwierząt i ludzi. Zapisując wyłącznie to, co widzi, nie wspomina o kotach żyjących na dachach i na strychach (zresztą mniejsza liczba skarg dotyczących ich nocnych krzyków może wskazywać na to, że zostały one wytępione); pisze jedynie o tych, co żyją na poziomie chodnika, w podwórkach, komórkach, na terenach rozsianych wzdłuż ulic, w przestrzeniach widocznych czy też dostępnych. Na podstawie jego relacji nie sposób stworzyć zindywidualizowanych portretów (Léautaud nie jest bowiem dość uważny, nie dostrzega lub nie opisuje wystarczająco dokładnie), lecz jedynie fotografie zbiorowości, na które składają się istoty…
Wędrowne, niezależne
Paryż 1908–1912
…z których pewna liczba („około dziesięciu”, „kilka”³) żyje na stałe w zamkniętym ogrodzie dawnej łaźni i seminarium. Nic nie wiadomo o ich codziennym funkcjonowaniu, które nie interesuje ludzi wokół. Prawdopodobnie koty nowo przybyłe i miejscowe przemierzają najpierw tę przestrzeń, stopniowo ją odkrywając, przystosowując się do niej i wreszcie ją opanowując. Dokonują tego z pomocą świetnego słuchu, lepszego niż ludzki, percypują dźwięki niskiej i wysokiej częstotliwości, takie jak ultradźwięki wydawane przez gryzonie, i natychmiast nakierowują w stronę ich źródła uszy, te zaś momentalnie się podnoszą, żeby wzmocnić odbiór. Doskonale wyczuwają też rozliczne zapachy, nawet te najsubtelniejsze, od dalekich lub dawnych, najbardziej zmiennych, oddalających się i zbliżających, po najsilniejsze, bliskie i pojawiające się w danej chwili. Wszystkie one sprawiają, że koty żyją w świecie czterowymiarowym, rozciągniętym w przestrzeni (zapachów bliskich i dalekich) i w czasie (zapachów minionych, obecnych i przyszłych). Ponadto swoim wzrokiem obejmują panoramę szerszą niż ludzie, choć na krawędziach ten obraz jest płaski (ma tylko dwa wymiary: wysokość i szerokość); to jednak wystarcza, żeby zobaczyły ruch, dostrzegły zagrożenie lub okazję. Wówczas odwracają głowę i w ten sposób widzą bardzo dobrze, tym razem już w trzech wymiarach, to, co znajduje się przed nimi, dostrzegają zbliżające się i oddalające obiekty, wykrywają nieruchomą obecność, podobnie jak wypukłe przeszkody i przedmioty. Dzięki temu wybierają drogę, podążają nią lub ją modyfikują, przystosowując się szybko do zmian poziomu oświetlenia, rozszerzając lub zwężając źrenice, tak że mogą uciekać lub biec przez przestrzenie o różnym natężeniu światła, od miejsc nasłonecznionych po zacienione. Radzą sobie dobrze również o zmierzchu i w nocy, kiedy z kryjówek wychodzą ich ofiary, potrafią bowiem wykrywać światło o niskiej intensywności. Dokładnie rozpoznają kształt, rozmiar, budowę, rozróżniają obiekty, istoty żywe, postrzegają ich cechy indywidualne, chociaż te poruszające się powoli widzą gorzej, a obrazy tych, które znajdują się najbliżej, są przez moment rozmyte, zdradza je za to wydzielany przez nie zapach⁴.
Korzystam tu z odkryć fizjologii współczesnych kotów, gdyż można założyć, że sto lat temu ich przodkowie postrzegali rzeczywistość w ten sam sposób. Nie zapominajmy jednak o zastrzeżeniu, jakie epigenetyka (do której jeszcze powrócimy) czyni od niedawna. Chodzi o niewielkie zmiany w natężeniu właściwości zależnie od warunków otoczenia. Zaczynamy je odgadywać w odniesieniu do ludzi, na przykład żołnierzy pierwszej wojny światowej pochodzących z rozświetlonych miast, a więc gorzej widzących w ciemnościach okopów niż ich koledzy, którzy przed wojną żyli w pogrążonych w nocnym mroku wsiach. Jest przeto możliwe, że koty żyjące na ulicy, poddane silnej presji środowiska, mają zmysły bardziej wyostrzone, i że to samo dotyczy innych aspektów ich funkcjonowania. Oznacza to, że należałoby obmyślić i skonstruować historię i geografię różniących się między sobą percepcji i fizjologii! Ambitny projekt, który odkładam na bok, ale – jak widzicie – odstępstwa od reguł powinny być rozpatrywane pod każdym kątem.
Oczywiście, koty oznaczają swoją przestrzeń moczem, a przede wszystkim substancjami osobniczymi, jak feromon twarzowy F3, który rozprzestrzeniają dzięki podskórnym gruczołom rozmieszczonym od głowy poprzez łapy i boki aż po ogon. Poruszając się, zostawiają go na wystających przedmiotach czy roślinach, o które się ocierają. Tworzą mapę zapachową, która pozwala im na umiejscowienie siebie i na orientację we wnętrzach, na to, żeby mniej lub bardziej intensywnie, w zależności od temperamentu, mogły zaznaczyć własną obecność, zapanować nad miejscem, przekształcić je w swoje terytorium⁵. Bez wątpienia, żyjąc od dawna w grupach, nauczyły się od momentu przybycia do tych ogrodów lub od urodzenia w nich współdzielić, modyfikować zajmowane terytoria w zależności od ewolucji grupy, zmieniać ich umiejscowienie, żyć na graniczących z sobą obszarach, odzyskiwać je czy też dzielić z innymi w sytuacji intensywnego współdziałania.
Zauważyliście, że mówię o terytorium, a nie o przestrzeni. Ekologia behawiorystyczna określa przestrzeń życia jako niszę ekologiczną różniącą się w zależności od środowiska fizycznego, możliwości zdobycia pożywienia, klimatu i tak dalej. Czyni tak dlatego, że prowadzi refleksję na poziomie gatunku, grup czy typów kotów. W tej optyce ekologia traktuje terytorium jako przestrzeń wyłączną i bronioną w celu zaspokojenia własnych potrzeb życiowych. Ponieważ rozpatruję koty jako byty indywidualne i poszczególnych aktorów, choćby nawet żyły w grupie, uważam, że lepiej jest pojmować terytorium w inny sposób, inspirując się geografami, którzy kładą nacisk na rozmieszczenie, podział, obszary spotkań aktorów, albo antropologami skupiającymi się na indywidualnych lub kolektywnych sposobach zawłaszczania miejsca, przekształcania go w terytorium⁶.
Teraz, gdy coraz szerzej dopuszcza się istnienie różnic i złożoność kotów, okazuje się, że można stosować w odniesieniu do nich metody stworzone na potrzeby badania istot par excellence złożonych, jakimi są ludzie. Stąd możliwość odwołania się do osiągnięć nauk społecznych, które pokażę w kolejnych częściach tej książki, dbając o to, aby nie posuwać się do nadmiernej antropomorfizacji, aby brać pod uwagę biologiczną, kognitywną i behawioralną specyfikę kotów, a więc – jak zobaczymy – „odczłowieczając” koncepty zapożyczone z nauk humanistycznych.
Zapamiętajmy tutaj, że to odwołanie się pozwala na najbardziej zróżnicowane, najbogatsze odczytania. Zatem termin „terytorium” otwiera pytanie o jego zawłaszczenie, a więc o zmienne indywidualne, społeczne, kulturowe. Ekolodzy coraz mocniej podkreślają zmienny charakter żywotnych dziedzin współczesnych kotów⁷. Chętnie jednak przekształcają czynniki tej zmiennej (pożywienie, gęstość zaludnienia, formy ludzkiego habitatu, pory roku i tak dalej) w motor działania kotów uważanych przecież za mało autonomiczne. Tymczasem należy badać, jak przedstawiciele tego gatunku dostosowują się do powyższych danych i w zależności od nich się zachowują, ale biorąc pod uwagę ich doświadczenie i inteligencję behawioralną, którymi już wcześniej posłużyli się, przekształcając przestrzeń w terytorium.
Mogąc się swobodnie przemieszczać w tych opuszczonych przez ludzi ogrodach, koty porozumiewają się prawdopodobnie między sobą. W tych okolicznościach zachowują się bez wątpienia tak samo jak ich współcześnie żyjący bracia i siostry – odwołują się do swoich właściwości sensorycznych, aby się wyrazić i ujawnić. Chcąc zostać dostrzeżone i zrozumiane, muszą przyjmować określone pozy podkreślające ich zamiary, a więc jasne i zrozumiałe; na przykład prostują nogi, wyginają grzbiet, podkulają ogon, co ma wyrażać gniew, albo kulą się z głową w ramionach, co oznacza strach, czy wreszcie prostują do góry ogon, co z kolei znamionuje spokój lub życzliwość. Z pewnością ocierają się o siebie głowami i bokami, aby podkreślić przynależność do grupy, podtrzymać wzajemne porozumienie, mogą wymieniać między sobą substancje informujące o stanie, w jakim się znajdują (jak feromon twarzowy F4, co oznacza dobre zamiary, a w konsekwencji zmniejsza agresywność), czy wreszcie wytwarzać zapach przyjaznej grupy. To wszystko prowadzi do tego, że każdy członek grupy obwąchuje często współtowarzyszy, zwłaszcza ich głowy zawierające prawdopodobnie najwięcej wyznaczników tożsamości indywidualnej, a być może również wspólnotowej. Koty te muszą od czasu do czasu miauczeć, żeby wyrazić prośbę, potrzebę, czy to w odniesieniu do małego kotka, partnerów, czy rywali, oraz mruczeć, gdy są w pobliżu swoich krewnych lub znajomych, manifestując w ten sposób spokój.
Za naszych czasów koty z kolonii poddanych badaniom są zsocjalizowane, zwłaszcza gdy żyją w małych grupach. Nie ustanawiają wcale hierarchii, jeszcze rzadziej przejawiają agresję i często okazują sobie bliskość: spokrewnione matki, wychowane razem, współpracują ze sobą; pozostałe koty dzielą się z innymi ulubionymi miejscami, lecz wspólnie nie polują. Intensywność tych relacji zmienia się zależnie od wielkości grup, a prawdopodobnie także od środowiska i poszczególnych kotów⁸. Można przypuszczać, że podobna solidarność mogła istnieć w naszych paryskich ogrodach na początku XX wieku. Zresztą Léautaud zauważa koty „bawiące się i podskakujące”. Inaczej jest, być może, w kolejnym miejscu przywołanym przez pisarza: na tymczasowym „ogrodzonym terenie – składowisku kostki brukowej i narzędzi, na bulwarze Raspail, pomiędzy jezdniami, dokładnie na przecięciu z ulicą Fleurus”. Zagnieździło się tam „kilka” bezdomnych kotów, niewątpliwie po to, by skorzystać ze spokoju panującego za parkanem; nie znają się jednak nawzajem, chyba że zjawiły się w tym miejscu jednocześnie i muszą już współzamieszkiwać, zanim zaczną współpracować.