Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kokainowa księżniczka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kokainowa księżniczka - ebook

Życie dało Natalii nieźle popalić, ale ona się nie poddaje. Po rozstaniu z toksycznym partnerem postanawia zacząć wszystko od nowa i uciec od traumatycznej przeszłości. Dokąd? Nad ukochane morze, do Sopotu, bo właśnie tam czuje się najlepiej. Szybko nawiązuje nowe, intrygujące znajomości, zostaje menedżerką nocnego klubu, czerpie z życia pełnymi garściami, a to wszystko między kolejną dawką koki i następnym kieliszkiem prosecco z aperolem. Ale czy właśnie tak wygląda szczęście? Wkrótce Natalia będzie musiała jeszcze raz odpowiedzieć sobie na to pytanie…

Moje imię zawsze kojarzyło mi się z kolorowym motylem. Kobiecość, delikatność, lekkość oraz chęć bycia zauważonym, podziwianym, przede wszystkim wolnym. Tyle tylko, że mało kto boi się delikatnego motylka. To, kim jestem dziś, wywodzi się z tego, kim byłam wczoraj, definiowane jest tym, przez co musiałam przejść. Czy jestem kolorowym motylem? To chyba bardziej skomplikowane. Być może gdyby istniało połączenie pięknego motyla z agresywnym szerszeniem, to stworzenie takie oddawałoby moją naturę w sposób bardziej adekwatny.
Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8313-133-7
Rozmiar pliku: 942 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

To była prawdziwa miłość, taka, w której odnalazłam spokój, a po kilku latach, właśnie ona mnie zabiła. Chciałam żyć normalnie, ale dowiedziałam się, że mój narzeczony prowadzi podwójne życie. Nie zrobiłam nic złego, a okazało się, że byłam oszukiwana przez trzy lata. Starałam się o uczucie i bliskość Tomka, a wręcz błagałam o jego miłość. Niestety, on wyraźnie pokazywał mi, że ma lepsze rzeczy do roboty, a ja udawałam, że tego nie widzę. Wiedział, że potrzebuję jego uwagi, spędzania z nim czasu, zainteresowania, ale nic w tym kierunku nie zrobił. Wiecznie tylko słyszałam, że wyjeżdża za granicę, ponieważ ma ważne spotkanie z kontrahentami. Poświęciłam się dla niego, proponowałam kompromisy, zmiany, ale jemu wcale na mnie nie zależało, tak jak to opowiadał naszym wspólnym znajomym. Zaczęło mi brakować poczucia własnej wartości i godności. Straciłam szacunek do samej siebie. Zaczęłam zażywać narkotyki.

To w nich odnajdywałam spokój i ukojenie. Wpadłam w depresję, miałam stany lękowe i myśli samobójcze. Chorobę ukrywałam pod białym uśmiechem. Słyszałam tylko puste słowa: „Poradzisz sobie, jesteś silna” albo „przejdzie ci”.

Kiedy wracałam do domu, mój śnieżnobiały uśmiech zamieniał się w wiadro łez. Nikt mnie nie rozumiał, nikt mi nie pomógł, nikt nie słyszał mojego krzyku. Wszyscy byli zapatrzeni w siebie, zapominając o mnie.

Jestem normalną, młodą kobietą, lubiącą jeść. Nienawidzę diet. Zawsze byłam psiarą i nawet miałam ukochanego jamnika Maxa. Zachwycam się małymi rzeczami. Na głowie miałam każdy możliwy kolor. Łącznie z fioletem, który był wypadkiem przy pracy. Kocham szpilki, ale czasem chodzę też w trampkach. Notorycznie zapominam, że mam świeżo pomalowane paznokcie i odbijam na nich pościel, ręczniki oraz brudzę lakierem skarpetki. Najbardziej kocham zespół Queen i głos Freddiego, który podobnie jak i ja nie był zrozumiany.

Mam na imię Natalia, ale lubię, gdy ludzie zwracają się do mnie „Nati”. Natalia – zwyczajnie, prawda? Zwyczajne imię dla zwyczajnej dziewczyny. Jest proste, wpadające w ucho. Nieraz jednak, zarówno w życiu, jak i w naturze, zwyczajne staje się niezwykłym. Oczywiście potrzebny jest do tego czas i warunki. Trzeba je sobie w odpowiednim czasie stworzyć, wykorzystując to, co dała natura. Moje imię zawsze kojarzyło mi się z kolorowym motylem. Kobiecość, delikatność, lekkość oraz chęć bycia zauważonym, podziwianym, przede wszystkim wolnym. Tyle tylko, że mało kto boi się delikatnego motylka. To, kim jestem dziś, wywodzi się z tego, kim byłam wczoraj, definiowane jest tym, przez co musiałam przejść. Czy jestem kolorowym motylem? To chyba bardziej skomplikowane. Być może gdyby istniało połączenie pięknego motyla z agresywnym szerszeniem, to stworzenie takie oddawałoby moją naturę w sposób bardziej adekwatny. Zacznijmy jednak od tego, kim byłam, zanim przeszłam przez pierwszą zasadniczą zmianę w życiu i z poczwarki stałam się właśnie pięknym, wolnym, kolorowym motylem – kruchym i delikatnym. Jednocześnie na tyle cwanym, żeby umieć użyć swoich walorów, zapewniając sobie najlepsze miejsce na pełnej niebezpieczeństw łące.

Sporo porównań, prawda? Przejdźmy więc do konkretów, czyli do tego, co musiało się wydarzyć, aby zwykła Natalia z małego miasteczka stała się kokainową księżniczką.

Przedstawię Wam okres sopockiego życia. Działo się to w latach 2005-2011. Jakiś czas temu zostawiłam za sobą przyjaciół ze Skarżyska-Kamiennej, których znałam od dziecka. Z większością ciężko było mi się dogadać, więc zostali w tyle, natomiast inni na zawsze pozostaną w moim życiu. Przede wszystkim uciekłam od tyrana, który mnie gnębił fizycznie, psychicznie, a nawet seksualnie. Poznałam też nowych przyjaciół, którzy otworzyli mi oczy na wiele rzeczy i poszerzyli moje horyzonty. Prawda jest taka, że do tej pory mogłam sobie jedynie wyobrażać, że zajmuję uprzywilejowaną pozycję. Czy ktokolwiek uwierzyłby mi, gdybym powiedziała, że istnieje tajny klub, do którego należą wyłącznie najbardziej wpływowi ludzie w społeczeństwie: bogacze, dyrektorzy generalni, prawnicy, wysoko postawieni policjanci, handlarze bronią, a nawet aktorzy, piosenkarze i piłkarze? Nie? Wydaje się dużo bardziej niewinny. Oczywiście tylko na pierwszy rzut oka. A w rzeczywistości jest zupełnie inny. Ktoś, kto zna tę historię, nigdy już nie spojrzy spokojnie na ten klub. Miejsce, do którego trafiłam, przesiąknięte jest wielką tajemnicą.ROZDZIAŁ I

Ileś lat wcześniej

Dom dziecka w Skarżysku-Kamiennej wbrew pozorom nie było strasznym miejscem. Dzieciaki, które tam mieszkały, często miały w sobie więcej fantazji oraz czegoś, co sama określałam jako „zew przygody”, niż wychowane w dobrych domach, często rozpieszczone bachory, które nigdy nie wiedzą, czego chcą. Bycie kochanym jest dla nich oczywiste i nie traktują tego jako wartości.

Jako czternastoletnia uczennica szkoły numer siedem w Skarżysku-Kamiennej często zaglądałam do bidula. Tak wszyscy nazywali to miejsce, którym dorośli straszyli własne dzieci. Pamiętam dokładnie zapach tego miejsca. Było to połączenie gotującego się obiadu zapach skóry wszystkich wychowanków. Dom dziecka nierozłącznie kojarzył się z tragedią, która jego mieszkańców uderzała w młodym wieku i zostawiała na nich piętno.

Tamtego jesiennego popołudnia, kiedy stanęłam na progu bidula, zobaczyłam scenę, która mocno wryła się w moją pamięć. Ktoś otworzył szklane drzwi, a w nich ujrzałam zakrwawioną czternastoletnią dziewczynę, prowadzoną przez dwóch policjantów. Zastanawiałam się, kto ją tak urządził. Cała jej twarz była posiniaczona i poobijana, a zastygła gdzieniegdzie krew nadawała jej upiornego charakteru. Bardzo mi jej było szkoda. Do dziś pamiętam smutną, zapłakaną twarz nowej mieszkanki bidula. Wszystkie dzieciaki się przyglądały. Zapytałam mojego kolegę, co się jej stało. Okazało się, że dziewczynę pobili rodzice. Nawet nie chciałam wiedzieć, co ona czuje. Wyglądała na przerażoną i zagubioną. Mokre od deszczu włosy sprawiały, że jej twarz była jeszcze bardziej mroczna. Spojrzenie mówiło więcej niż opowieść.

Chciałam poznać tę dziewczynę, wiem, że była moją rówieśniczką. Dyrektor bidula bardzo mnie lubiła, więc zgodziła się, abym była tu częstym gościem. Widziała również, jak angażuję się w pomoc przy lekcjach młodszych dzieci. Codziennie wyczekiwałam na nową koleżankę, ale ona zamykała się u siebie w pokoju. Ciężko było nawiązać z nią kontakt. Nawet nie schodziła na obiad. Pojawiła się dopiero po tygodniu. Była już czysta i uczesana. Jej zastygłe ze smutku oczy mówiły: „Chcę stąd uciec”. Na twarzy widoczne były zmieniające już na żółty kolor siniaki, które przypominały tamten wieczór. Usiadła sama w kącie, trzymając książkę w ręce. Nie miałam odwagi podejść. Dopiero po miesiącu dowiedziałam się, że pobita dziewczyna ma na imię Weronika. Nadal lubiła samotność, odtrącała wszystkich, nie chciała z nikim rozmawiać.

Któregoś dnia, gdy wychodziłam z bidula, podbiegła do mnie mała dziewczynka i złapała mnie za rękę.

– Pobaw się jeszcze ze mną. Nie wychodź, proszę. Lubię, jak siedzisz z nami – powiedziała.

I wtedy podeszła do nas Weronika. Wzięła na ręce dziewczynkę i powiedziała do niej:

– No chyba nie zostawisz mnie tutaj samej? – Spojrzała na małą z uśmiechem na twarzy. Weronika puściła do mnie oczko, a kiedy odchodziła, szepnęła: – Jak chcesz, przyjdź jutro po szkole.

Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem, kiwając przy tym tylko głową. Wyszłam z bidula.

Ciekawe, jaka ona jest? Chciałabym poznać jej myśli i przeżycia. Wracając do domu, myślałam o Weronice.

Po kilku tygodniach zaczęłyśmy się zbliżać do siebie, a ona odważyła się opowiedzieć swoją historię. Okazało się, że jej rodzice byli alkoholikami i codziennie urządzali libacje. Bywało tak, że przez hałas nie spała kilka dni. Nie była w stanie się uczyć, więc zaczęła opuszczać szkołę.

– Tamtego wieczoru ojciec wpadł w szał, ponieważ matka nie chciała dać mu kasy na papierosy. Zaczął ją bić i kopać gdzie popadnie. Nie było miejsca na jej ciele, w które by nie kopnął. Kiedy mama leżała na podłodze, a stary ją bił, nie mogłam na to patrzeć. Wtedy ruszyłam z pomocą. Chciałam pomóc konającej matce. Niestety, ojciec mimo że był pijany, miał więcej siły niż ja. Wziął krzesełko i rzucił nim w moją stronę. Oberwałam w głowę, a kiedy upadłam na podłogę, podszedł i wyrwał mi telefon z ręki. Właśnie tym telefonem zaczął bić mnie po twarzy, aż zrobił mi się krwiak na oku – wspominała Weronika ze łzami w oczach. – Błagałam go, aby już przestał, ale stary był w amoku. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że w moich drzwiach stanęło dwóch policjantów, którzy podbiegli do ojca i rzucili go na ziemię. Jeden trzymał go za głowę, a drugi zakładał mu kajdanki. Kiedy zabierali ojca, dowiedziałam się, że zawiozą mnie do domu dziecka. I tak oto znalazłam się z wami.

W tym momencie przytuliłam ją mocno do siebie i cicho szepnęłam do ucha:

– Ja nie jestem mieszkanką bidula.

– Jak to? – zapytała ze zdziwieniem nowa koleżanka.

– Przyjaźnię się ze wszystkimi dzieciakami, a pani dyrektor traktuje mnie jak mieszkankę. Lubię tu przychodzić i faktycznie jestem częstym bywalcem. Gwarantuję ci, że będziesz się tu dobrze czuła. Na pewno lepiej niż z rodzicami, którzy nie mieli dla ciebie czasu. – Ponownie ją przytuliłam, pożegnałam się i wyszłam z bidula.

Wychowywali mnie dziadkowie, a rodzice…? Rodzice pracowali w Anglii, żyjąc w przekonaniu, że pieniądze, które przysyłali, zastąpią mi ich obecność. W młodości ciągle miałam „pod górkę”, choć jak każda kotka spadałam na cztery łapy. Kiedy moje życie zaczęło się zmieniać, byłam studentką pierwszego roku stomatologii, ale moją pierwszą „uczelnią wyższą” był uniwersytet życia…

Nie byłam nikim wyjątkowym, tylko zwykłą dziewczyną, która jak każdy człowiek ma swoje potrzeby i pragnienia. Pragnęłam miłości, bezpieczeństwa, szczęścia i zabawy. Uwielbiałam się bawić. Jako nastolatka nie rozumiałam, dlaczego moimi prawdziwymi przyjaciółmi były dzieciaki z bidula. Dlaczego właśnie z nimi tak się świetnie dogadywałam. Zarówno one, jak i ja nie mieliśmy rodziców. Tylko że ja nie mieszkałam w tym domu. Czułam, że są tacy jak ja i są mi najbliżsi. Pragnęliśmy być kochani. Tylko tyle. Nie potrafiłam zrozumieć dzieci, które mają pełną, kochającą rodzinę, dlatego całe moje dzieciństwo spędziłam właśnie z „Bidulakami”. One mnie najlepiej rozumiały. Przeważnie były to osoby z traumatycznymi przeżyciami, które pozostawiam do waszej wyobraźni.

W tamtym okresie przyjaźniłam się z Moniką, reszta to sami koledzy. Lepiej dogadywałam się z chłopakami niż z dziewczynami. Nie raz dało się wyczuć, że nie jestem lubiana przez damskie towarzystwo. Mając naście lat, pracowałam jako wolontariuszka w schronisku dla zwierząt. Byłam też zakochana w chłopaku, którego bardzo się wstydziłam. Chodziłam wszędzie tam, gdzie on przebywał. Po wielu, wielu latach dostałam od niego piękny list, który utkwił w mojej pamięci:

Jesteś moją pierwszą, prawdziwą, młodzieńczą miłością. Niestety niespełnioną, ale taką, która zostanie do czasu, aż przestanę oddychać. Miłość do Ciebie trwa już od dawna. Nikt nie jest w stanie jej wymazać. Siedzisz w mojej głowie i przy serduchu. Do końca życia zostałaś wryta w moje serce. Czasami ten stan boli. Wystarczy, że o Tobie pomyślę i widzę Cię w myślach. Zakochałem się w Tobie po uszy. Teraz, jako facet w wieku dwudziestu paru lat, mimo że się nie znamy, tak jak byśmy chcieli, mogę śmiało stwierdzić, że dla mnie jesteś młodzieńczą miłością. Wiem, że chciałbym poznać Cię z innej strony, takiej z randkami, kinem, wygłupami, ale niestety nie ma już takiej możliwości. Podczas naszej rozmowy powiedziałem, że w moim życiu były tylko trzy kobiety, w tym dwie, które kocham. Jest nią „M” i Ty. Mam nadzieję, że przez to wyznanie nie zmienisz o mnie zdania i nie będziesz czuła do mnie urazy?

Powiedz mi, jak prawdziwe, mocne i wielkie musi być moje uczucie do Ciebie, które trwa od podstawówki do dziś? Bez żadnego kontaktu ze sobą, bez żadnych spotkań, bez SMS-ów? Począwszy od wyznania przez Internet… po późniejsze, spontaniczne i krótkie spotkania. Zobacz, jak nas do siebie ciągnęło. Aż w końcu po wielu latach doczekaliśmy się tego konkretnego zbliżenia, którego każde z nas chciało, mimo niewiedzy o sobie. To był dla nas cudowny wieczór. A ja, jak już wiesz, ponieważ po wszystkim powiedziałem prosto w Twoje oczy, że spełniłem swoje marzenie, na które czekałem wiele lat, żałuję, że nigdy nie zaczepiłem Cię pierwszy. Czasami ciekaw jestem tego, co by było gdyby… Ale nigdy się już tego nie dowiem i czuję się z tym koszmarnie. Gdybym chociaż tylko raz się odważył i spróbował. Nie zrobiłem tego… Chciałbym napisać do Ciebie ŻEGNAJ, ale wiem, że to nie przejdzie. Nigdy Cię nie zapomnę. I na zawsze zostaniesz moją małą Natalką.”

Jako nastolatka kolegowałam się również z dwoma braćmi z domu dziecka. Opowiadali, jak wyglądało ich rodzinne życie, gdy jeszcze mieszkali z rodzicami. Słuchałam ich z przerażeniem, a z drugiej strony cieszyłam się, że to nie jestem ja, choć czasem i u mnie brakowało pieniędzy na chleb. Chciałam jak najszybciej wyprowadzić się z domu, spróbować, jak to jest, kiedy mieszka się samemu. Nie chciałam już, aby ktoś mówił mi, co mam robić i o której mam wracać do domu.

Koleżeństwo z chłopcami z bidula przerodziło się w przyjaźń. W okresie wakacyjnym całe dnie siedzieliśmy na szkolnym boisku, graliśmy w karty i rozmawialiśmy o tym, co by było gdyby… Nasze drogi rozeszły się, kiedy poszłam do liceum i poznałam mojego pierwszego chłopaka. Zakochałam się w nim, a on we mnie. Jego ojciec pracował w Stanach Zjednoczonych. A każdy wie, że jak ktoś w tamtych latach żył w Ameryce, to był bogiem. Zawsze nosił drogie i markowe ubrania. Zaczęłam coraz więcej czasu spędzać u niego w domu. Zazdrościłam mu pełnej rodziny. W wieku dwudziestu lat zaszłam w ciążę. Może zabrzmi to dziwnie, ale ucieszyłam się widokiem dwóch kresek na teście. Ale… no właśnie.

Kiedy dowiedziała się o tym wszystkim mama Tediego, kazała usunąć „to coś” i to w trybie natychmiastowym.

– Natalia, trzeba iść z tobą do lekarza na zabieg, teraz nie możesz być w ciąży, sama rozumiesz – mówiła do mnie, a ja milczałam… – Za cztery miesiące jest wesele Krzyśka. Co ja powiem rodzinie?!

Tedi stał i słuchał, jaką propozycję ma dla mnie jego matka, i nic z tym nie robił. Nawet nie próbował stanąć w mojej obronie. Tak, jakby jej słowa były dla niego najważniejsze. A to, co ja czuję, nie ma dla nich najmniejszego znaczenia. Patrzyłam na nich z nienawiścią. Zawiodłam się zarówno na nim, jak i na jego matce. Poznając ją, myślałam, że jest super babeczką, z którą można o wszystkim porozmawiać i konie kraść. Myliłam się. I to bardzo.

– Jutro zadzwonię do mojego znajomego lekarza i umówię cię na wizytę. Jesteś młoda, po co będziesz marnowała sobie życie. Jeszcze tyle przed tobą, dopiero co poszłaś na studia. Na dziecko jeszcze będzie czas. Jak ty sobie wyobrażasz egzaminy? Przecież nie dasz rady – powtarzała aż do znudzenia.

Ona faworyzowała tylko starszego syna, Krzyśka, a Tedi był tym niechcianym. Nie wiedziałam, czy jest mi niedobrze przez buzujące we mnie hormony, czy od jej pierdolenia. Kiedy się jej tak przyglądałam, miałam ochotę na nią napluć. Przestałam słuchać, co do mnie mówi, i zaczęłam sobie wyobrażać, jak moja gęsta ślina spływa po jej paskudnym ryju. Życzyłam jej wtedy jak najgorzej. Chciałam, aby każda jej droga była dla niej wielką przeszkodą, której nie jest w stanie przeskoczyć. Życzyłam jej śmierci za to, do czego mnie zmuszała. Chciała wypruć ze mnie osóbkę, którą mogłabym pokochać. Byłam w amoku.

– Ta małpa, zwana twoją matką, chce, abym zabiła swoje dziecko, które we mnie rośnie! – wykrzyczałam Tediemu, ale on stał jak słup. Nie robiło to na nim wrażenia. Zajęty był czyszczeniem komputera.

Serce pękło mi na pół i zaczęło krwawić. Perfidna, stara suka, myśląca tylko o sobie i o swoich potrzebach. Na co dzień udawała świętą, a prawda była taka, że od lat pruła się z kochankiem jak stare prześcieradło.

„Jadę do Wiesi” – mówiła. Nie wspominała tylko, że Wiesia to w rzeczywistości jakiś stary dziad, który nie wiedzieć czemu, czuł popęd do tego próchna. OK, różne są zboczenia u ludzi albo po prostu stara miłość nie rdzewieje… Na pewno sami znacie takie przypadki – co niedziela do kościoła, dla sąsiadów „świętojebliwa”, a w rzeczywistości zdradza męża i zmusza młodą, niewinną dziewczynę do usunięcia dziecka własnego syna. Oczywiście wszystko w imię „dobra”.

Nigdy nie zastanowiła się nad tym, co ja mogę czuć. Widziała tylko swój czubek nosa i najbardziej interesowało ją to, co powiedzą inni. A mnie miała dosłownie za psie gówno. Zapamiętałam to uczucie bardzo dokładnie.

– Nie mówcie nic ojcu, bo wstyd na całą rodzinę. A poza tym on się nie może denerwować, bo ma chore serce. Dopiero co wrócił ze szpitala, ciśnienie ma wysokie. Nie są nam potrzebne dodatkowe kłopoty – powtarzała.

Nie miałam wsparcia, więc to zrobiłam. Tedi słuchał się matki, zdradzał jej nasze tajemnice. Najgorsze jest to, że nie miał własnego zdania. Długo nie mogłam dojść do siebie. Wpadłam w depresję, ciągle siedziałam sama i płakałam w zamkniętym pokoju. Zaniedbałam szkołę i przyjaciół. Każdy się o mnie martwił, ale ja milczałam jak grób.

Tedi i jego matka zakazali mi mówić o tym, co się wydarzyło. Nie pisnęłam słowem o aborcji. Wstydziłam się tego, co zrobiłam, a raczej do czego zostałam zmuszona. Bałam się reakcji innych. Teraz wiem, że to był błąd. Gdybym się komuś zwierzyła, to pewnie byłoby mi lżej. Wszystko dusiłam w sobie. Pomogła mi dopiero wizyta u psychologa.

Pamiętam dokładnie ten dzień, kiedy szłam razem z Tedim na zabieg, w milczeniu. Z ginekologiem umówiliśmy się na godzinę ósmą rano. Weszłam do gabinetu i zobaczyłam przygotowane narzędzia zbrodni. Inaczej nie da się tego nazwać. Lekarz przed przystąpieniem do zabiegu zapytał mnie jeszcze raz, czy jestem pewna, bo później nie będzie już odwrotu. Potwierdziłam i usiadłam na fotelu ginekologicznym z rozłożonymi nogami. Chciałam, aby jak najszybciej było po wszystkim. Nie wiem, ile tam siedziałam, ale to była dla mnie najdłuższa i najgorsza chwila w moim życiu. Dostałam głupiego jasia. W radio usłyszałam piosenkę U2 _With Or Without You_. Znienawidziłam ten kawałek. W tamtych czasach to był hit wakacji, więc puszczali ją co chwila. Niestety słyszałam ją wszędzie.

Po zabiegu moja psychika została zgwałcona, więc postanowiłam raz w tygodniu spotykać się z psychologiem, panią Dorotą, która wysłuchiwała moich gorzkich żali. Musiałam opowiedzieć od początku, jak wyglądał ten „najgorszy dzień”. Pytała o szczegóły, chciała, abym wszystko z siebie wydusiła. Kiedy wchodziłam do niej, na dzień dobry już płakałam. Pamiętam, jak kazała mi opowiedzieć, co widziałam podczas robienia zabiegu. To było coś strasznego. Kiedy zaczynałam mówić, pani Dorota co rusz podawała mi chusteczki higieniczne. Z tamtych chwil pamiętam jedynie tę beznadziejną piosenkę i metalową miskę, na której leżał sprzęt medyczny: nożyczki, szczypce i trzy duże strzykawki z igłami. Ból podczas aborcji jest nie do opisania. Lekarz, który robił mi zabieg, co chwila wychodził z gabinetu. Podniosłam głowę i na moje nieszczęście ujrzałam szczątki płodu. Widok, którego nie potrafię nawet opisać. Cała miska była we krwi, na fartuchu lekarza też widać było gdzieniegdzie czerwone ślady. Po tak długim czasie wiem, że bez wizyty u psychologa nie poradziłabym sobie.

Pani Dorota bardzo mi pomogła. Ostatnie nasze spotkania były już weselsze, opowiadałam, co robiłam przez ostatni tydzień. Dzięki niej zrozumiałam, że jestem niewolnicą psychola, który zamknął mnie w klatce. Nie była to jednak złota klatka. Nie mogłam spotykać się z przyjaciółmi i rodziną, która mieszkała od wielu lat w Anglii. To dopiero był hit!

Tedi był zazdrosny i natarczywy wobec mnie do tego stopnia, że gdy chciałam się umówić z przyjaciółką na kawę, to mi zwyczajnie zabraniał. Jak się postawiłam i powiedziałam, że idę, to mnie kopał i bił. Jednego dnia, gdybym się w porę nie odsunęła, dostałabym mocnego kopniaka w głowę. Kilka razy w miesiącu odbierał mnie z domu i zawoził do szkoły. Nie pozwalał mi jeździć samej, potrafił całą sobotę od godziny dziewiątej rano do dwudziestej pierwszej siedzieć na korytarzu i czekać, aż moje zajęcia się skończą. To było żenujące, a zarazem męczące. Pytałam go kilkukrotnie, czy nie szkoda mu czasu na jeżdżenie ze mną. Odpowiadał, że robi to dla mnie, bo wie, że będę zmęczona po tylu godzinach siedzenia w szkole. Jednego dnia odważyłam się zakończyć naszą znajomość. Albo związek. Zwał jak zwał. Wtedy zaczął lamentować, płakać, rzucać wszystkim, co miał pod ręką. Nawet próbował podciąć sobie żyły. Wzbudzał we mnie poczucie winy i powtarzał, że to przeze mnie jest taki i że to przeze mnie chce zrobić sobie krzywdę. Był jak detektyw. Na każdym kroku mnie śledził, wyczekiwał godzinami pod moim blokiem. Jeździł za mną do szkoły, stał wiecznie gdzieś z boku i obserwował. Wychodząc z mieszkania, odwracałam się za siebie dziesięć razy, upewniając się, czy przypadkiem za mną nie idzie. Zaczęłam się go bać, zrozumiałam, że jestem prześladowana. Wydzwaniał po nocy, miałam głuche telefony. Wyzywał od kurew, dziwek. Raz wychodząc do szkoły, ujrzałam na wycieraczce wieniec z ostatnim pożegnaniem. A w drzwi włożył kartkę z napisem: „Nigdy i z nikim nie będziesz szczęśliwa”. Przed samochodem stały trzy zapalone znicze.

Na studiach poznałam kolegę, z którym chodziłam do tej samej grupy. Miał na imię Sebastian. Chyba wpadliśmy sobie w oko, ale to był tylko szkolny kolega. Jednego dnia zaprosiłam go do mnie, do mojego rodzinnego miasta. Przyjechał o ósmej rano pociągiem. Pochodził z Jędrzejowa, więc skoro pojawił się tak wcześnie, to nieźle się poświęcił. Tego dnia, kiedy siedział u mnie, zaproponował, abym z nim poszła na urodziny do jego przyjaciela. Oczywiście się zgodziłam, to była dla mnie odskocznia. Brakowało mi wyjść z domu, spotkań z ludźmi, rozmowy, zabawy, zwykłego śmiechu i wyluzowanego towarzystwa. Nie zaznałam tego przy Tedim, przy nim czułam się stłamszona.

Po udanym przyjęciu urodzinowym Sebastian odwiózł mnie do domu. Czułam, że Tedi może na mnie czekać, więc poprosiłam kolegę, aby zatrzymał auto kilka bloków dalej. Słońce dopiero budziło się do życia. Miałam rację – Tedi czekał na mnie pod klatką schodową. Był bardzo zły. Opierał się o swój samochód i nerwowo zerkał jednocześnie na zegarek i telefon. Wydaje mi się, że czekał całą noc, debil.

– Gdzie byłaś? – spytał, ze złością ściskając telefon w dłoni.

Aż mu z uszu parowało. Myślałam, że znów oberwę. Zawsze bił, szarpał i kopał, jak miał zły dzień, kiedy sobie z czymś nie radził albo gdy czuł, że go okłamuję. I robił to tak, aby nie było widać śladów, czyli po brzuchu, rękach i nogach…

Tego ranka zlitował się nade mną. Kłóciliśmy się, stojąc pod blokiem. Szarpał mnie za rękę, wyrywając pierścionek z palca, który wyrzucił gdzieś w trawę. Widziałam tylko błysk kamienia i złoty krążek zniknął w trawie. Ten nieszczęsny pierścionek miał być zaręczynowym, ale ja tak go nie traktowałam. Kiedy się odwróciłam i chciałam iść do domu, zmęczona nieprzespaną nocą, Tedi wszedł za mną do klatki. Przestał się do mnie odzywać, udawał, że wszystko jest dobrze. W domu czekała na mnie babcia, która wszystko wiedziała i sama mnie broniła przed Tedim. On przy mojej rodzinie udawał niewiniątko, pokazywał, jaki jest grzeczny, dobrze wychowany, choć moi dziadkowie widzieli, co się dzieje. Samo słowo „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam” oraz otwieranie drzwi do samochodu nie zawsze świadczą o tym, że ktoś jest dobrze wychowany. Czasem są to proste triki zwykłego chama.

Czułam coraz większe zmęczenie, więc poszłam się wykąpać. Po cichu liczyłam, że jak wrócę do pokoju, to Tediego nie będzie. Wychodząc z łazienki, wzięłam dwa głębsze wdechy i weszłam do pokoju, na sobie miałam tylko ręcznik. Każdy mój ruch był obserwowany przez zwyrola. Kiedy zaczęłam się ubierać, Tedi zobaczył siniaki na moich plecach. Pogłaskał mnie i chciał przytulić, ale odsunęłam się od niego. Czułam do niego nienawiść. Nie chciałam, aby jego paskudne łapy lądowały na moim ciele.

– Co taki zdziwiony jesteś? Przecież to ty mnie uderzyłeś i to przez ciebie mam te sińce – powiedziałam spokojnym głosem, odwracając głowę w kierunku ściany.

Nie miałam już siły płakać. Jak nigdy byłam bardzo spokojna. Chciałam tylko, aby sobie poszedł i zostawił mnie w spokoju.

Tedi miał jakieś dziwne wahania nastroju, wpadł w szał, zaczął rzucać wszystkim co popadnie. Następnie wziął ramkę z naszym zdjęciem, wyjął szybkę i chciał po raz kolejny podciąć sobie żyły. Wcale go od tego nie odciągałam, tylko patrzyłam ze spokojem, co robi. Chciałam, aby właśnie to szkiełko, które trzyma przyciśnięte do żyły, wbiło się mocniej. Momentami pragnęłam mu w tym pomóc. W głębi duszy życzyłam mu, aby przez swoją głupotę wyrządził sobie krzywdę, choć wiedziałam, że jest tchórzem i tego nie zrobi. Jeszcze bardziej denerwował go mój spokój, a najbardziej zdziwiony był tym, że go nie powstrzymuję. Patrzył na mnie wściekłym wzrokiem i zapytał:

– Chcesz, żebym to zrobił? Wiesz, że to będzie twoja wina?

– Oboje wiemy, że tego nie zrobisz, bo jesteś tchórzem.

Mój spokój go przerażał. Wstałam z łóżka i chciałam wyjść z pokoju, wtedy poczułam szarpnięcie. Złapał mnie za ręce i wykręcił do tyłu tak, że nie mogłam się ruszyć.

– O co ci chodzi? – zapytałam.

Tedi nic nie odpowiedział, tylko dziwnie się zaśmiał. Pamiętam ten fałszywy uśmiech do dziś.

– A teraz się zabawimy, więc się ucisz – szepnął mi do ucha ze złością, zasłaniając moje usta ręką, aby nikt mnie nie usłyszał.

Zrozumiałam, że to już nie są żarty. Wiedziałam, co chce zrobić. Zaczęłam się wyrywać i protestować, ale on nic sobie z tego nie robił. Rzucił mną na łóżko, zerwał ręcznik, rozpiął swoje spodnie i mnie zgwałcił. Mogłam krzyczeć, ale nie chciałam, aby dziadkowie to wszystko widzieli. Kiedy skończył, podniósł się i włączył telewizor.

– Mam nadzieję, że te głupoty, które chodzą ci po głowie, zostały wydymane – powiedział z pogardą.

Oczywiście zachowywał się tak, jak gdyby nic się nie stało. Nie potrafię pojąć, jak można krzywdzić bliską osobę. Było mi wtedy wszystko jedno, zrobiłam się obojętna i znieczulona. W mojej głowie tkwiło tylko jedno marzenie: „Pragnę, aby ten psychopata dał mi spokój. On i jego cała chora rodzina. Na czele z mamusią”. Doprowadzają ludzi do depresji, do tego, że człowiek zapomina się uśmiechać, do poczucia winy, mimo że nie zrobiło się niczego złego. Dla mnie to jest rodzina psychopatów. Wszyscy! Bez wyjątku.

Przez dłuższy okres bałam się odejść od niego, ponieważ mnie szantażował. Mówił, że się zabije, i będzie to wyłącznie moja wina. Przez pewien czas wierzyłam w jego słowa, bałam się, że faktycznie kiedy to zrobi, cała rodzina będzie mnie o to obwiniać. On potrafił wszystko popsuć. Nawet studniówkę mi zrypał. Miałam zakaz zabawy z kolegami. Patrzyłam z zazdrością na koleżanki, które się śmieją i świetnie bawią. Byłam zbyt słaba, aby go zostawić.

***

Na studiach poznałam Sebastiana, z którym świetnie mi się rozmawiało. Mieliśmy się ku sobie, więc od jakiegoś czasu spotykałam się z nim po kryjomu, co dawało mi dużą satysfakcję. Dla mnie to był tylko zwykły kolega, nie żaden przyjaciel. Nie wierzę w przyjaźń damsko-męską. No, chyba że facet, którego uważamy za przyjaciela, jest zwyczajnie gejem. Zawsze w takiej relacji po czasie okazuje się, że jedna ze stron czuje coś więcej.

Z Sebastianem chodziłam tylko do łóżka, aby zaspokoić swoje potrzeby. Ale czy było mi z nim dobrze? Nie do końca. Jest krótkodystansowcem – trzy minuty poruszał biodrami i się spuszczał. Nie chciałam się z nim wiązać, ponieważ nic do niego nie czułam. Większość naszych znajomych ze studiów podejrzewała, że między nami coś iskrzy. Razem chodziliśmy na papierosa oraz coś przekąsić. Nawet wykładowcy uważali nas za parę, uśmiechając się pod nosem. Sebastian był specyficzny, ale lubiłam z nim spędzać czas, rozmawiać i wybierać się na przejażdżki. Chodziliśmy razem na imprezy. Siedzieliśmy nawet w jednej ławce. Razem się uczyliśmy do egzaminów, a co najlepsze, razem robiliśmy ściągawki, które później chciało pół grupy.

Wracając do Tediego – uwielbiałam go okłamywać. Sprawiało mi to radość. Mówiłam, że jadę do przyjaciółki, a tak naprawdę umawiałam się z kolegą na randki. W związku z Tedim brakowało mi wolności.

Któregoś dnia obudziłam się rano, stanęłam przed lustrem i powiedziałam głośno sama do siebie:

– Nie dam więcej robić szamba z mojego życia.

Ten poranek wydawał mi się ostatnim dniem, kiedy widziałam Tediego.

Marzyłam o przeprowadzce nad morze. Widziałam siebie stojącą na plaży, letni podmuch wiatru rozwiewał moje włosy. Chciałam poznać kogoś, z kim mogłabym spacerować po sopockim molo, obserwować zachodzące słońce. Długo się nie zastanawiałam nad tą decyzją. To był impuls. Wystarczył jeden telefon do koleżanek.

– Hej. Zapytam prosto z mostu: mogę was odwiedzić?

– Cześć. Pewnie – odpowiedziała Kasia. – A co to w ogóle za pytanie?

– Mam dość Tediego – wyznałam zapłakanym głosem.

– Co się stało?

– Nie chce mi się teraz o tym mówić. Wszystko opowiem, jak się spotkamy. Temat rzeka.

– Zawsze możesz do nas przyjechać.

– Jeżeli uda mi się jeszcze dziś kupić bilet na pociąg, to widzimy się za parę godzin! – Uśmiechnęłam się do słuchawki i z radości głośno krzyknęłam.

– Super!

Nie wahając się ani jednej chwili, szybko się spakowałam. Zabrałam kilka potrzebnych rzeczy, między innymi sukienki i szpilki. Kupiłam bilet, ale tylko w jedną stronę. Wsiadając do pociągu, wiedziałam, co dokładnie chcę robić, gdy dojadę na miejsce. Pierwszy weekend pragnęłam spędzić w sopockim klubie. Bardzo chciałam się wyluzować i zwyczajnie potańczyć, jak każda młoda dziewczyna.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: