- W empik go
Koła żywotów - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Koła żywotów - ebook
Próba poetyckiego odczytania strzępów zapomnianych mitologii Bałtów i Słowian poprzez osobiste odczucia spontanicznie wyrażone w tych paru utworach.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8221-227-3 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wicher dziejowy
na wielkiej równinie
wrzał śmiertelny bój
w „nieprawości” czynie
trwał wierny zastęp mój
nagle coś ustało
osłabł bitwy zgiełk
nieznanym powiało
drgnęło serce me
w „barbarzyńskim” szyku
przeciw wrogom mym
w nerwowym uniku
patrzyłem okiem „złym”
bezlitosny wiatr historii
zmiótł mnie z jej kart
triumf tamtej glorii
w „piekle” jednak trwa
z „bluźnierczym” ryknięciem
runął „pogański” ród
równany z bydlęciem
zatrzymał ten „cud”Zza lasu po siedmiokroć groza
czarnym płaszczem pieścisz noc
wnet poznałeś czym jest zło
mroczny zamek, krwisty mur
zimne lochy, gnilny dur…
szarą sierścią karmisz strach
wnet poznałeś śmierci smak
stary szałas, ciężar chmur
ciemne drzewa, cichy bór…
kraj rozdarty między was
rozstrzygnięcia nadszedł czas
dumne grody, zbrojny chór
nędzne chaty — zewsząd Mór…
i ta dolina w łuku gór
świadek wiecznej wojny
wybrańców Mary cór
przyjmie od ich ból ogromny…
gdy nastanie czarów kres
rzeknie o nich świadectwo
krew, zło, gniew i śmierć
przeznaczeniem z nich każdego…
siedmiu władców, siedem plag
siedem znaków, siedem miast
siódma pieczęć, siódmy rok
siódmy syn — odwieczny mrok!
czarci jad, juchy smak
gwałtu brud, sumienia brak
łgarstwa trąd, prawdy miód
zgubny los i odrodzenia cud!Dębowy gród
o przeklęty grodzie dębowy
wyrosły w pradawnej puszczy
sprzeciwiłeś się jej prawom
wyklęli cię nasi Bogowie!
zawierzyłeś Piastowi,
który w imię Gryfa
rozorał twego ducha szponami
i prochem zasypał ci oczy…
przyszły pomory i wojny
nieprawdziwi bracia pogrozili ci winą i karą,
a ty karnie ugiąłeś się w jarzmie
Bogowie nasi odwrócili twarze!
czarne słońce wypaliło twoje serce
wola twoja rozcięta
a duch zgnieciony
płaczą stare dęby…
krew ich woła do ciebie
żądasz żertw z życia
obrzydły jesteś naszym Bogom
nie proś Ich nigdy o nic więcej…
co chore i spaczone
musi zmarnieć i zginąć
czy odrodzisz się z pyłów?
Święty Ogień może ci powie…
Zielonooka Bogini walczy o tę ziemię
z przenikliwą zmarzliną
o Złotogłowa Pani czy warto?
Koło Życia już nie obraca się dla niej…
prochy Magiczów i Jowów wołają w milczeniu
czy usłyszych ich głos?
czy ujrzysz skrzącą się iskrę?
poczuj ten zew, przeklęta ziemio i odpowiedz…U boru
na uschłym drzewie przysiadł kruk
nie był Duchem Rodu
we wszechzmarnieniu utkwi tu na zawsze…
spojrzał w pola zobaczył drzewa w oddali,
ale nie dojrzał nawet chęci wróżdy…
z korzeni kikutów wyzierała martwa woda
nie ujrzał w jej lustrze nikogo i niczego,
a wiatr rozpaczał tarzając się w kurzu zapomnienia
Bogowie przeklęli tę ziemię…
daleki bór wciąż szumi
przez zwiędłe liście swoje żale wylewając
igłami zaschłych łez…Na rubieży jednego świata
wapień, korund, żelazo?
Trzechsyn by to wiedział…
wola woniąca jak jadło w dwojakach
gładkie złoto i szorstka zieleń
upojony polem i lasem szumię trawom spalonym szczytem Swaroga,
a one szepczą mi pieśń minionych żeńców
Trzygłowie mieniący się światłem, mrokiem i krwią
wejrzyj na mnie
nad głową szara ćma
wstanę, skrzeszę ogień na rozstaju dróg
na mą Dolę i Niedolę, Twoje Gody a me Dziady
trzebę złożę z plonów czarnej ziemi
jestestwo moje znika stąd
nie byłem — nie będę
nie jestem w Jawii skąd przyszedłem
czy z rubieży rodzimej?
czy ze świata?
Wy to wiecie
Ty go znasz
los mój wyczytany z przedwiecznych ksiąg
jakby mnie nie było — jakbym nie był
nigdy, nigdzie…
gwiazda moja zgasła
wypaliła się jak owe ziele
ostatniej wody woń
orzeźwia mnie chmurą, w oddali piorun
krzesi nową iskrę
znajdą mnie, już znaleźli
bogoburcy prawowierstwa
wróżdę zostawiam umarłym i mojej Bogini
nagle wzięła mnie za ramię
by przeniknąć z nią
do osnowy innych dziejów…***
plugawe gwiazdy rozświetliły mrokiem jeszcze żywą planetę
bezlitosny ucisk, poczucie winy i nieuchronność kary zgładziły jej ducha
łkające fale i ponure szczyty skarżą się w beznadziei istnienia
nieprzebyty bór milczy w niepokoju bezczynność
lecz trzewia ziemi pulsują w spazmach krnąbrności
rozpalając stos nadziei aż Jaźń otworzyła swe oczy
żeby choć raz spojrzeć na martwą już planetę
Czarnogłów uniósł przedsię prawe ramię
mierząc obumarłe niebo
spuścił zasię lewe ramię mierząc obumarłą ziemię
zwrócił wole rogi w górę mierząc nieruchome lody łez
spojrzał wężowym okiem w dół mierząc nieruchome wydmy pyłów
usiekł mieczem spękaną kopułę
przeszył włocznią zmurszałe odrzwia
kluczem jego żar pomsty
echem jego wycie wichrów
uszedł z ruin cień jedynowładztwa
z pustki zagorzało zarzewie rozumu, wolności, godności, miłości…
Zajaśnieli Swarożyc i Chors
złotem i srebrem ponownego Jestestwa,
a skromny Czarnogłów skrył się w otchłani człowieczej niepamięci
w bezmiar uszły nocne motyleModły sławskie
Modlitwa Mężów Słońca:
o Trzygłowie
ześlij ducha, wolę i serce
Białebogi
dajcie siłę, hart i ryt
Czarnebogi
dajcie myśl, moc i mit
Krasnebogi
dajcie rzemiosło, żony i byt
Modlitwa Żon Miesiąca:
o Trzygłowie
ześlij ducha, wolę i serce
Białebogi
dajcię dumę, gościnność i ryt
Czarnebogi
dajcie sztukę, ciekawość i mit
Krasnebogi
dajcie wiedzę, mężów i byt
Modlitwa Ludu Słowa:
o Trzygłowie
ześlij życie, śmierć i świat
Białebogi
dajcie ogień, wiarę i ryt
Czarnebogi
dajcie wodę, płodność i mit
Krasnebogi
dajcie ziemię, wolność i byt
o Jaźni
ześlij SłowoŚwiątki
Koło Czasu obraca się powoli
nieprzerwanie
kruszy istnienia zmieniając żywioły
od zawsze
na zawsze
świętujmy!
już Dziki Gon pędzony przez Welesa
tratuje zaprzaństwo
od Godów
do Godów
wilki gonią kozy
przez osnowę Jawii,
a Jaźń obraca Kołem Życia
miażdżąc odszczepieńców, którym niesie kres
śmierć ducha narodzeniem ciała?!
płomień nie zmoże fali niemocnej go zagasić
żyzność zadrug przyniesie wolność
świętujmy!
złote i srebrne rydwany popędzą po widnokresie
puszcze i morza zagrają starą pieśń
garncem piwa i miodu wyprawiam przeszłe trzyzny
przyszłe kosopleciny
własne postrzyżyny
świętuję!
barwy Jaźni i stany Jestestw przesileniami
okrywają mego umęczonego ciałem ducha
pokrzepiają me duchem wycharsłe ciało
w świetle ciemności
w mroku jasności
składam żertwy z własnych myśli
wznoszę miecz i róg
o Bezmierny Czarnogłowie!
świętujmy!Kryształy Śmierci
nierzmierzona przestrzeń
załamująca czas
zmieniająca widnokręgi zdarzeń
wpływająca na osnowy dziejów
lecę w niej
utrzymuje mnie tam płynnie parujący kamień
zmieniający wszystko
zwyciężający wszystkich
jego oparami oddycham
jego kroplami żyję
jego okruchami tworzę i niszczę
zbliżam się do chmary wrogów
nie widzą mnie — omijam ich z dala
mając w głowie cel, do którego dążę
czarne gwiazdy płoną w otchłani wieloświatów mroku
zstępuję na plugawą planetę
jej bluźniercze chramy błyszczą zaprzaństwem
rozbijam kryształy przebrzydłych żertw
brodzę pośród krwi, kości i prochów skąpanych w czerni geniusza duchów mroku
Śmierć jest tylko początkiem
drzazgi jej kryształów skruszonych Trójkołowrotem
ranią nowy świt, który odejdzie
kiedy szara ćma zatoczy nocą okręg nad płomieniem świecy i spłonie
w brzasku jej płomienia,
a Zorza tchnie jej popioły w nowy kryształ wpadający w źrenicę świata
powstałego już na zawsze
po zmierzchu odrzucenia
po świt przyjęciaPrzyczynek latopiśmienny do dziejów Ludów Słońca
z gór, z lasów i z rzek
wyszli ludzie o jaszczurczych oczach i w wilczych skórach
Neurowie
z bagien Meotydy i stepów Antii poszli za horyzont
Skołoci
elektronowym berłem rozbili zagony uzurpatorów
niepodzielnoprzeciwny elektr wiódł ich nieboskłonem
od Hiperborei
do Sklawinii,
a świątynie nad morzami, w górach i w puszczach
przyjęły bogomiłe trzeby
mieniące się barwnymi światłami,
a Ojciec Szlachetnych i Wybranka Bogów
ponieśli zarzewie Słowa w ziemskie żywioły i ludzkie żywoty
powstań i nie wahaj się za nie umrzeć…
zapadła ciemność
przemówiły duchy:
„głupotą jest…
lepiej zginąć…
nic więcej nam nie trzeba…”***
prawowiercy Słowiańszczyzny powstają
z pyłów, z prochów, z kości umęczonej ziemi
z ruin upodlonych chramów
Peruń i Wełeś wznoszą dumne oblicza epatując światłem i mrokiem
Mokosz powstaje z sinego morza i szarych skał przywracając życie światu
siwa mgła rozrzedza się na styku wymiarów pod berłem Trzechsyna
Trzygłów wskrzesza, tworzy i wyznacza kres
i my powstańmy!
Ludu Słowa!
nie daj sobie znowu napluć w twarz
i dbaj o wszystkich pobratymców
niech otworzą się stare kurhany
niech Ziemia odda zapomnianego ducha
niech Bogi o Tobie nie zapominają
jak Ty zapomniałeś o nich…Pieśń o Dragowicie
jakiż to wywód zebrał Joseph Bédier?
było to po Świątkach Mokszy
tylna straż wycięta w pień
gwałtownicy wybici do nogi
nie usprawiedliwiajmy Karola Wielkiego
krwawego jedynowładcę, który poszedł na równych sobie wrogów
proroków kłamstwa
pod Saragossą zebrały się chorągwie Dragowita
Milczanie niby porośnięci szczecią od lędźwi przez grzbiet do wielkich głów
Łużyczanie i Wilcy zebrani pod stanicami Jarowita i Trzygłowa
czy może Świętowita i Wołosa?
ruszyli Frankowie,
ale na kogóż to?
załgany Turold rzecze, że na Saracenów
a może na Basków?
wracaj na Połabie, Dragowicie!
wracaj na Zaodrze, Dapamorcie!
Karol wojuje już siedem lat, dość krwi przelanej i dębów wyciętych!
strzeż się niemych wrogów
strzeż się ich bogów gwałtu i wojny
Jehowy i Jezukrysta — czartów saskich!
wracaj Dragowicie w te puszcze, rzeki, bagna, wyspy
nie Twoja to wojna
pluńże na szubrawców i nie wykrwawiaj bez potrzeby zastępów prawowiernych
mury i wieże Saragossy i tak obrócą się w proch
wróć mężny witeziu!Zorza
los mój
wydarty ze starych ksiąg
napisaliście go dla mnie, o Pradawni
uprzędłyście go z pogmatwanych wątków mojej osnowy, o Rodzanice
moje Dole i Niedole
szukam siebie we własnym przeznaczeniu
łuna moja jeszcze płonie
skrzy się krwawym odbiciem
tego co było, jest i będzie moim duchem
przedwieczny kruk być może zasiądzie na gałęzi mego rodu
gdzie go szukać?
Zorza rozpala nowy dzień
wstanę, pójdę
ruszę za Słońcem i Gwiazdą Północną
prowadź Jutrzenko
woła zew…Twórstwo
w mroku zajaśniało
wybuch światła i ciemności otworzył nowe Wieloświaty,
a może to skłębiona Nicość wypluła ciemność i światło?
Jaźń rzuciła gorejąca iskrę w zimną pustkę,
a Jestestwa zeszły do jej trzewi poświęcając się żertwą własnych istnień
zapłonął ogień…
sinoszare zagęszczenie żywiołów oddało swe duchy
kształtując je wedle
swej woli z siwej mgły
z wolna unoszącej się znad pierwocin wiecznych
aktów i gestów trwających w nieskończoności
gdzie tworzenie — tam niszczenie
gdzie życie — tam śmierć
pod okiem oczyszczającego ognia trójbarwna krew
dokonuje wzniosłych czynów, które nie przeminą
trwać będą jej owoce mimo ludzkiej niepamięci…
zeszły Bogi i z Jestestw stworzyły Drzewo Życia,
a Jaźń była ich natchnieniem
przenikające się wymiary przemawiają do nas
wypatrujmy czarnych kruków pożerających szare ćmy w bezmiesięczne noce…***
gdy nie wiesz gdzie i kiedy
zaczyna się i dokąd biegnie Twoja linia czasu
pomyśl o Nich
skąd przychodzili i dokąd zmierzali
najdrobniejsze okruchy pamięci mają swoją wagę
wydzieraj je z kruczych dziobów
przyj śmiało przez nici dziejów,
a znajdziesz coś, co mają nieliczni
czy dojdziesz do Sołunia zza Meocji przez Suroż
czy zwyciężysz Obrów i Sasów
spoglądaj wstecz po to aby ujrzeć przedsię
zbolały duch Twój nie opuści teraz tego czasu ani miejsca
jego zwierciadło odbija wielobarwne zorze
pióra Twoich myśli jak Siemargł zniżają się do żyznej toni Ziemi
Ogień Twój rozpali na nowo głód wyjścia z ciemności
za światłem Twoim pójdę skryty w mroku własnej nicościNad Ossą
wiosną…
łuna kłębiastych obłoków przeszła nad leśnym rozlewiskiem
borowy westchnął, a korzenie drzew poczęły się cofać znad omszałych brzegów jezior
Słońce świeciło lecz wnet czarne chmury pokryły sklepienie
wieszcz westchnął, a znak pewien przesłonił koronę puszczy
zbeszczeszczono święty gaj i jego owoce
wypuszczono siedem włóczni na pomstę
z obrzydliwego kałduna rzuconego psom spłynęła rdzawa posoka
tamtych odesłano precz jako niewolników niegodziwca
widzący ostrzegał:
„A po cóż nam wasza sól i żelazo? Wracajcie skąd przyszliście!”
król o dwóch diademach na dumnej głowie wykupił śmierdzące truchło
za wagę łysej pały i tłustego bandziocha
jesienią…
wieszcze i wiedzące trwali w borach i na rozlewiskach,
a rycerze rabujący ziemie i dusze zagrabili nawet miano
plugawym znakiem zhańbili kraje przodków
niech ten błękit się wylewa na płótno tej sinej zieleni, która nie zblaknie,
a niema czerń niech powróci na pustynię niebytu
niech nie składa hołdów
drugiego cudu w tym domu nie będzie
na wielkiej równinie
wrzał śmiertelny bój
w „nieprawości” czynie
trwał wierny zastęp mój
nagle coś ustało
osłabł bitwy zgiełk
nieznanym powiało
drgnęło serce me
w „barbarzyńskim” szyku
przeciw wrogom mym
w nerwowym uniku
patrzyłem okiem „złym”
bezlitosny wiatr historii
zmiótł mnie z jej kart
triumf tamtej glorii
w „piekle” jednak trwa
z „bluźnierczym” ryknięciem
runął „pogański” ród
równany z bydlęciem
zatrzymał ten „cud”Zza lasu po siedmiokroć groza
czarnym płaszczem pieścisz noc
wnet poznałeś czym jest zło
mroczny zamek, krwisty mur
zimne lochy, gnilny dur…
szarą sierścią karmisz strach
wnet poznałeś śmierci smak
stary szałas, ciężar chmur
ciemne drzewa, cichy bór…
kraj rozdarty między was
rozstrzygnięcia nadszedł czas
dumne grody, zbrojny chór
nędzne chaty — zewsząd Mór…
i ta dolina w łuku gór
świadek wiecznej wojny
wybrańców Mary cór
przyjmie od ich ból ogromny…
gdy nastanie czarów kres
rzeknie o nich świadectwo
krew, zło, gniew i śmierć
przeznaczeniem z nich każdego…
siedmiu władców, siedem plag
siedem znaków, siedem miast
siódma pieczęć, siódmy rok
siódmy syn — odwieczny mrok!
czarci jad, juchy smak
gwałtu brud, sumienia brak
łgarstwa trąd, prawdy miód
zgubny los i odrodzenia cud!Dębowy gród
o przeklęty grodzie dębowy
wyrosły w pradawnej puszczy
sprzeciwiłeś się jej prawom
wyklęli cię nasi Bogowie!
zawierzyłeś Piastowi,
który w imię Gryfa
rozorał twego ducha szponami
i prochem zasypał ci oczy…
przyszły pomory i wojny
nieprawdziwi bracia pogrozili ci winą i karą,
a ty karnie ugiąłeś się w jarzmie
Bogowie nasi odwrócili twarze!
czarne słońce wypaliło twoje serce
wola twoja rozcięta
a duch zgnieciony
płaczą stare dęby…
krew ich woła do ciebie
żądasz żertw z życia
obrzydły jesteś naszym Bogom
nie proś Ich nigdy o nic więcej…
co chore i spaczone
musi zmarnieć i zginąć
czy odrodzisz się z pyłów?
Święty Ogień może ci powie…
Zielonooka Bogini walczy o tę ziemię
z przenikliwą zmarzliną
o Złotogłowa Pani czy warto?
Koło Życia już nie obraca się dla niej…
prochy Magiczów i Jowów wołają w milczeniu
czy usłyszych ich głos?
czy ujrzysz skrzącą się iskrę?
poczuj ten zew, przeklęta ziemio i odpowiedz…U boru
na uschłym drzewie przysiadł kruk
nie był Duchem Rodu
we wszechzmarnieniu utkwi tu na zawsze…
spojrzał w pola zobaczył drzewa w oddali,
ale nie dojrzał nawet chęci wróżdy…
z korzeni kikutów wyzierała martwa woda
nie ujrzał w jej lustrze nikogo i niczego,
a wiatr rozpaczał tarzając się w kurzu zapomnienia
Bogowie przeklęli tę ziemię…
daleki bór wciąż szumi
przez zwiędłe liście swoje żale wylewając
igłami zaschłych łez…Na rubieży jednego świata
wapień, korund, żelazo?
Trzechsyn by to wiedział…
wola woniąca jak jadło w dwojakach
gładkie złoto i szorstka zieleń
upojony polem i lasem szumię trawom spalonym szczytem Swaroga,
a one szepczą mi pieśń minionych żeńców
Trzygłowie mieniący się światłem, mrokiem i krwią
wejrzyj na mnie
nad głową szara ćma
wstanę, skrzeszę ogień na rozstaju dróg
na mą Dolę i Niedolę, Twoje Gody a me Dziady
trzebę złożę z plonów czarnej ziemi
jestestwo moje znika stąd
nie byłem — nie będę
nie jestem w Jawii skąd przyszedłem
czy z rubieży rodzimej?
czy ze świata?
Wy to wiecie
Ty go znasz
los mój wyczytany z przedwiecznych ksiąg
jakby mnie nie było — jakbym nie był
nigdy, nigdzie…
gwiazda moja zgasła
wypaliła się jak owe ziele
ostatniej wody woń
orzeźwia mnie chmurą, w oddali piorun
krzesi nową iskrę
znajdą mnie, już znaleźli
bogoburcy prawowierstwa
wróżdę zostawiam umarłym i mojej Bogini
nagle wzięła mnie za ramię
by przeniknąć z nią
do osnowy innych dziejów…***
plugawe gwiazdy rozświetliły mrokiem jeszcze żywą planetę
bezlitosny ucisk, poczucie winy i nieuchronność kary zgładziły jej ducha
łkające fale i ponure szczyty skarżą się w beznadziei istnienia
nieprzebyty bór milczy w niepokoju bezczynność
lecz trzewia ziemi pulsują w spazmach krnąbrności
rozpalając stos nadziei aż Jaźń otworzyła swe oczy
żeby choć raz spojrzeć na martwą już planetę
Czarnogłów uniósł przedsię prawe ramię
mierząc obumarłe niebo
spuścił zasię lewe ramię mierząc obumarłą ziemię
zwrócił wole rogi w górę mierząc nieruchome lody łez
spojrzał wężowym okiem w dół mierząc nieruchome wydmy pyłów
usiekł mieczem spękaną kopułę
przeszył włocznią zmurszałe odrzwia
kluczem jego żar pomsty
echem jego wycie wichrów
uszedł z ruin cień jedynowładztwa
z pustki zagorzało zarzewie rozumu, wolności, godności, miłości…
Zajaśnieli Swarożyc i Chors
złotem i srebrem ponownego Jestestwa,
a skromny Czarnogłów skrył się w otchłani człowieczej niepamięci
w bezmiar uszły nocne motyleModły sławskie
Modlitwa Mężów Słońca:
o Trzygłowie
ześlij ducha, wolę i serce
Białebogi
dajcie siłę, hart i ryt
Czarnebogi
dajcie myśl, moc i mit
Krasnebogi
dajcie rzemiosło, żony i byt
Modlitwa Żon Miesiąca:
o Trzygłowie
ześlij ducha, wolę i serce
Białebogi
dajcię dumę, gościnność i ryt
Czarnebogi
dajcie sztukę, ciekawość i mit
Krasnebogi
dajcie wiedzę, mężów i byt
Modlitwa Ludu Słowa:
o Trzygłowie
ześlij życie, śmierć i świat
Białebogi
dajcie ogień, wiarę i ryt
Czarnebogi
dajcie wodę, płodność i mit
Krasnebogi
dajcie ziemię, wolność i byt
o Jaźni
ześlij SłowoŚwiątki
Koło Czasu obraca się powoli
nieprzerwanie
kruszy istnienia zmieniając żywioły
od zawsze
na zawsze
świętujmy!
już Dziki Gon pędzony przez Welesa
tratuje zaprzaństwo
od Godów
do Godów
wilki gonią kozy
przez osnowę Jawii,
a Jaźń obraca Kołem Życia
miażdżąc odszczepieńców, którym niesie kres
śmierć ducha narodzeniem ciała?!
płomień nie zmoże fali niemocnej go zagasić
żyzność zadrug przyniesie wolność
świętujmy!
złote i srebrne rydwany popędzą po widnokresie
puszcze i morza zagrają starą pieśń
garncem piwa i miodu wyprawiam przeszłe trzyzny
przyszłe kosopleciny
własne postrzyżyny
świętuję!
barwy Jaźni i stany Jestestw przesileniami
okrywają mego umęczonego ciałem ducha
pokrzepiają me duchem wycharsłe ciało
w świetle ciemności
w mroku jasności
składam żertwy z własnych myśli
wznoszę miecz i róg
o Bezmierny Czarnogłowie!
świętujmy!Kryształy Śmierci
nierzmierzona przestrzeń
załamująca czas
zmieniająca widnokręgi zdarzeń
wpływająca na osnowy dziejów
lecę w niej
utrzymuje mnie tam płynnie parujący kamień
zmieniający wszystko
zwyciężający wszystkich
jego oparami oddycham
jego kroplami żyję
jego okruchami tworzę i niszczę
zbliżam się do chmary wrogów
nie widzą mnie — omijam ich z dala
mając w głowie cel, do którego dążę
czarne gwiazdy płoną w otchłani wieloświatów mroku
zstępuję na plugawą planetę
jej bluźniercze chramy błyszczą zaprzaństwem
rozbijam kryształy przebrzydłych żertw
brodzę pośród krwi, kości i prochów skąpanych w czerni geniusza duchów mroku
Śmierć jest tylko początkiem
drzazgi jej kryształów skruszonych Trójkołowrotem
ranią nowy świt, który odejdzie
kiedy szara ćma zatoczy nocą okręg nad płomieniem świecy i spłonie
w brzasku jej płomienia,
a Zorza tchnie jej popioły w nowy kryształ wpadający w źrenicę świata
powstałego już na zawsze
po zmierzchu odrzucenia
po świt przyjęciaPrzyczynek latopiśmienny do dziejów Ludów Słońca
z gór, z lasów i z rzek
wyszli ludzie o jaszczurczych oczach i w wilczych skórach
Neurowie
z bagien Meotydy i stepów Antii poszli za horyzont
Skołoci
elektronowym berłem rozbili zagony uzurpatorów
niepodzielnoprzeciwny elektr wiódł ich nieboskłonem
od Hiperborei
do Sklawinii,
a świątynie nad morzami, w górach i w puszczach
przyjęły bogomiłe trzeby
mieniące się barwnymi światłami,
a Ojciec Szlachetnych i Wybranka Bogów
ponieśli zarzewie Słowa w ziemskie żywioły i ludzkie żywoty
powstań i nie wahaj się za nie umrzeć…
zapadła ciemność
przemówiły duchy:
„głupotą jest…
lepiej zginąć…
nic więcej nam nie trzeba…”***
prawowiercy Słowiańszczyzny powstają
z pyłów, z prochów, z kości umęczonej ziemi
z ruin upodlonych chramów
Peruń i Wełeś wznoszą dumne oblicza epatując światłem i mrokiem
Mokosz powstaje z sinego morza i szarych skał przywracając życie światu
siwa mgła rozrzedza się na styku wymiarów pod berłem Trzechsyna
Trzygłów wskrzesza, tworzy i wyznacza kres
i my powstańmy!
Ludu Słowa!
nie daj sobie znowu napluć w twarz
i dbaj o wszystkich pobratymców
niech otworzą się stare kurhany
niech Ziemia odda zapomnianego ducha
niech Bogi o Tobie nie zapominają
jak Ty zapomniałeś o nich…Pieśń o Dragowicie
jakiż to wywód zebrał Joseph Bédier?
było to po Świątkach Mokszy
tylna straż wycięta w pień
gwałtownicy wybici do nogi
nie usprawiedliwiajmy Karola Wielkiego
krwawego jedynowładcę, który poszedł na równych sobie wrogów
proroków kłamstwa
pod Saragossą zebrały się chorągwie Dragowita
Milczanie niby porośnięci szczecią od lędźwi przez grzbiet do wielkich głów
Łużyczanie i Wilcy zebrani pod stanicami Jarowita i Trzygłowa
czy może Świętowita i Wołosa?
ruszyli Frankowie,
ale na kogóż to?
załgany Turold rzecze, że na Saracenów
a może na Basków?
wracaj na Połabie, Dragowicie!
wracaj na Zaodrze, Dapamorcie!
Karol wojuje już siedem lat, dość krwi przelanej i dębów wyciętych!
strzeż się niemych wrogów
strzeż się ich bogów gwałtu i wojny
Jehowy i Jezukrysta — czartów saskich!
wracaj Dragowicie w te puszcze, rzeki, bagna, wyspy
nie Twoja to wojna
pluńże na szubrawców i nie wykrwawiaj bez potrzeby zastępów prawowiernych
mury i wieże Saragossy i tak obrócą się w proch
wróć mężny witeziu!Zorza
los mój
wydarty ze starych ksiąg
napisaliście go dla mnie, o Pradawni
uprzędłyście go z pogmatwanych wątków mojej osnowy, o Rodzanice
moje Dole i Niedole
szukam siebie we własnym przeznaczeniu
łuna moja jeszcze płonie
skrzy się krwawym odbiciem
tego co było, jest i będzie moim duchem
przedwieczny kruk być może zasiądzie na gałęzi mego rodu
gdzie go szukać?
Zorza rozpala nowy dzień
wstanę, pójdę
ruszę za Słońcem i Gwiazdą Północną
prowadź Jutrzenko
woła zew…Twórstwo
w mroku zajaśniało
wybuch światła i ciemności otworzył nowe Wieloświaty,
a może to skłębiona Nicość wypluła ciemność i światło?
Jaźń rzuciła gorejąca iskrę w zimną pustkę,
a Jestestwa zeszły do jej trzewi poświęcając się żertwą własnych istnień
zapłonął ogień…
sinoszare zagęszczenie żywiołów oddało swe duchy
kształtując je wedle
swej woli z siwej mgły
z wolna unoszącej się znad pierwocin wiecznych
aktów i gestów trwających w nieskończoności
gdzie tworzenie — tam niszczenie
gdzie życie — tam śmierć
pod okiem oczyszczającego ognia trójbarwna krew
dokonuje wzniosłych czynów, które nie przeminą
trwać będą jej owoce mimo ludzkiej niepamięci…
zeszły Bogi i z Jestestw stworzyły Drzewo Życia,
a Jaźń była ich natchnieniem
przenikające się wymiary przemawiają do nas
wypatrujmy czarnych kruków pożerających szare ćmy w bezmiesięczne noce…***
gdy nie wiesz gdzie i kiedy
zaczyna się i dokąd biegnie Twoja linia czasu
pomyśl o Nich
skąd przychodzili i dokąd zmierzali
najdrobniejsze okruchy pamięci mają swoją wagę
wydzieraj je z kruczych dziobów
przyj śmiało przez nici dziejów,
a znajdziesz coś, co mają nieliczni
czy dojdziesz do Sołunia zza Meocji przez Suroż
czy zwyciężysz Obrów i Sasów
spoglądaj wstecz po to aby ujrzeć przedsię
zbolały duch Twój nie opuści teraz tego czasu ani miejsca
jego zwierciadło odbija wielobarwne zorze
pióra Twoich myśli jak Siemargł zniżają się do żyznej toni Ziemi
Ogień Twój rozpali na nowo głód wyjścia z ciemności
za światłem Twoim pójdę skryty w mroku własnej nicościNad Ossą
wiosną…
łuna kłębiastych obłoków przeszła nad leśnym rozlewiskiem
borowy westchnął, a korzenie drzew poczęły się cofać znad omszałych brzegów jezior
Słońce świeciło lecz wnet czarne chmury pokryły sklepienie
wieszcz westchnął, a znak pewien przesłonił koronę puszczy
zbeszczeszczono święty gaj i jego owoce
wypuszczono siedem włóczni na pomstę
z obrzydliwego kałduna rzuconego psom spłynęła rdzawa posoka
tamtych odesłano precz jako niewolników niegodziwca
widzący ostrzegał:
„A po cóż nam wasza sól i żelazo? Wracajcie skąd przyszliście!”
król o dwóch diademach na dumnej głowie wykupił śmierdzące truchło
za wagę łysej pały i tłustego bandziocha
jesienią…
wieszcze i wiedzące trwali w borach i na rozlewiskach,
a rycerze rabujący ziemie i dusze zagrabili nawet miano
plugawym znakiem zhańbili kraje przodków
niech ten błękit się wylewa na płótno tej sinej zieleni, która nie zblaknie,
a niema czerń niech powróci na pustynię niebytu
niech nie składa hołdów
drugiego cudu w tym domu nie będzie
więcej..