Kołakowski [pytania]. Minibook - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
26 sierpnia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Kołakowski [pytania]. Minibook - ebook
Wybór najlepszych tekstów z ponad 60 letniej historii miesięcznika „Znak” z okazji wydania ! O przemocy | Uwaga o modernizmie | Prawda i wolność, co pierwsze? | Gdzie jest miejsce dzieci w filozofii liberalnej | Wybór tekstów Leszka Kołakowskiego z okazji 700 wydania miesięcznika "Znak"
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-2838-2 |
Rozmiar pliku: | 875 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
SŁOWO WSTĘPNE
Niektóre pytania mimo upływu lat pozostają bez odpowiedzi. Inne rodzi współczesność.
„Znak” od ponad 67 lat nie boi się stawiać zarówno jednych jak i drugich.
700 numerów miesięcznika kryje bogactwo kilkunastu tysięcy tekstów i ponad 100 tys. stron! Minibooki to wybór tych najważniejszych, najciekawszych i najbardziej kontrowersyjnych ułożonych w trzy serie: Człowiek, Kontrowersje, Autorytety.
Z okazji jubileuszu wydania 700. numeru miesięcznika „Znak” zapraszamy do zmagania się z tematami trudnymi, ale ważnymi. Kontrowersyjnymi, ale niesensacyjnymi. Z myślami i poglądami postaci nie tylko znanych, ale i mądrych. Robimy to od 1946 roku. Dołącz do nas!
Redakcja
Miesięcznika „Znak”
PS. Minibooki powstały dzięki uprzejmości właścicieli i spadkobierców praw autorskich, którzy zrezygnowali z wynagrodzeń za ponowne wykorzystanie tekstów. Serdecznie Im dziękujemy za wsparcie tego projektu. Przychody ze sprzedaży minibooków zostaną przeznaczone na kontynuowanie działalności miesięcznika „Znak”. Więcej: www.700.znak.com.plO PRZEMOCY
Przemoc jest częścią kultury, nie zaś natury – nie mówimy bowiem, że jaskółka używa przemocy połykając komara albo wilk, gdy sarnę zagryza. Nie mówimy też na ogół, jeśli pominąć oszalałych obrońców zwierząt, że przemocą jest ugotowanie krewetki. Słowo jest zastrzeżone dla stosunków między ludźmi i odnosi się do wszelkiego użycia siły albo groźby siły po to, by zmusić innych ludzi do pewnego zachowania, jakieś czyny udaremnić czy po prostu dla własnej przyjemności coś złego innym wyrządzić. Zazwyczaj też odróżniamy przemoc usprawiedliwioną od nieusprawiedliwionej, jasne jest bowiem, że instytucje państwowe – policja, sądy, prawodawstwo – korzystają z przemocy, by różnym zachowaniom, za przestępcze uznanym, zapobiegać albo je karać.
Tu jednak nasuwać się mogą wątpliwości, są bowiem tacy, co wszelką przemoc potępiają, chociaż nie wiadomo, jak sobie wyobrazić świat, gdzie nic nie byłoby karalne. Niektórzy powołują się przy tym na Jezusowe Kazanie na Górze i Jego wezwanie, by złemu się nie sprzeciwiać. Nie jest to jednak przekonujący argument. Jezus mówił o postawach poszczególnego człowieka w obliczu przemocy innych; sam też, w męczeństwie swoim i śmierci, dał przykład tego, jak można nie ze strachu, ale z mocy duchowej, przemocą na przemoc nie odpowiadać, a jednak świat zawojować. Nie mówił o urządzeniu państwa i żadnej politycznej doktryny nie zostawił; żył w oczekiwaniu rychłego końca świata, nie znając wszakże, jak sam wyznał, daty tego końca. Sam jednak posłużył się przemocą, gdy wypędzał ze świątyni kupców.
Przemoc była nieusuwalną częścią ludzkich dziejów od ich początku, była nią także zorganizowana przemoc zbiorowa, czyli wojna. Nie wynika stąd, że wojnę i przemoc należy sławić jako rzecz zgodną z naturą i życiu służącą, chociaż nie brakło takich, co tak czynili; powiadali oni, że wojna jest sposobnością do kwitnienia cnót męskich, odwagi i gotowości do oddania życia za sprawę własnego plemienia, że w niej się wykształca wielkość duchowa, heroizm, zdolność do znoszenia cierpień. W rzeczy samej trudno się kłócić z poglądem, że odwaga jest rzeczą dobrą, lecz w tych pochwałach chodziło o to, że wojna jest rzeczą dobrą, bo wychowuje ludzi w cnotach, które są pożyteczne na wojnie. Było w tym milczące założenie, że wojny nie tylko zawsze były, lecz zawsze będą.
Otóż, jeśli można bez obawy przypuszczać, że różne formy przemocy będą zawsze towarzyszyły przyszłym naszym losom, to nie jest jeszcze pewne, czy również wojny kiedyś ustaną. Są powody, by sądzić, że wojny będą się ciągnąć nadal, nie tylko w wyniku zastarzałych nienawiści plemiennych, ale także wskutek realnych konfliktów, na przykład o dostęp do wody lub terenów uprawnych albo po prostu o przestrzeń, gdy zagęszczenie ludności staje się nieznośne. Jednakże gloryfikacja wojny jako takiej wydaje się chyba niepojętym obłędem dla ogromnej większości ludzi, którzy przeżyli drugą wojnę światową z jej okropnościami. Proudhon, potem Sorel chwalili wojny, lecz ci, co w późniejszych pokoleniach to czynili, jak Ernst Jünger, mieli na uwadze pierwszą wojnę światową.
Dziś rzadko spotkać można takich, co by wojnę jako taką wychwalali, a niezliczone rzezie plemienne w Afryce czy też okropności w Bośni nie dostarczają wiele materiału dla wysławiania uroków wojennego rzemiosła. Jest w każdym razie rzeczą godną uwagi, że wśród niezliczonych wojen, dużych i małych, jakie miały miejsce we wszystkich prawie zakątkach świata po zakończeniu pierwszej wojny światowej, nie było ani jednej, gdzie by po obu stronach walczących były kraje demokratyczne; tyrania rodzi wojny. Z pewnością kraje demokratyczne miały na sumieniu mnóstwo grzechów i nieraz używały przemocy w polityce imperialnej, a jednak nie wojowały ze sobą i potrafiły zbudować mechanizmy, za pomocą których konflikty między nimi załatwiane były drogą negocjacji i kompromisów, włączając nieraz oszustwa i szantaże, ale bez rzezi. Stereotypowe przeciwstawienie Ateny-Sparta ma swoje racje. Kultura nasza naprawdę z Aten, miasta portowego, przyszła, gdzie się kształciło młodzież (obywateli, oczywiście, nie niewolników) w umiłowaniu poezji, sztuki i filozofii, nie zaś ze Sparty, gdzie sprawności militarne całkiem w edukacji dominowały; ale i Ateny prowadziły politykę imperialną. Chociaż więc założyć trzeba, że przemoc jest niezbywalnym składnikiem życia, chociaż musimy być gotowi do oczekiwania przemocy, to jednak lakedaimonizować (tj. po spartańsku myśleć) nie trzeba i nie trzeba w przemocy czego innego się dopatrywać aniżeli złej konieczności.
Odróżnienie przemocy usprawiedliwionej od nieusprawiedliwionej, czy też – co jest tego odróżnienia poszczególnym przypadkiem – wojny obronnej od zaczepnej wydaje się pojęciowo łatwe, lecz mało jest okazji, gdy żadnych wątpliwości nie ma. W naszym wieku we wszystkich wojnach, jak wiemy, są tylko napadnięci, nikt nie nazywa siebie agresorem, jeśli nawet ma w rozporządzeniu ideologiczne podstawy agresji (potrzeba Lebellsraumu dla wyższej rasy w doktrynie hitlerowskiej, czy też, w teorii Leninowskiej, zasada, że liczy się tylko, jaka jest treść klasowa wojny, nie zaś „kto zaczął?”, tak że każda wojna jest sprawiedliwa, jeśli ją prowadzi państwo socjalistyczne, wcielenie postępowej klasy. W niektórych wypadkach identyfikacja agresora jest łatwa (Niemcy w 1939 roku, Japonia w 1941, Związek Radziecki w 1939 i w 1956 na Węgrzech, Korea Północna w 1953), w wielu jednak wątpliwości są dopuszczalne, a pytanie „kto zaczął?” bywa równie trudne do rozstrzygnięcia jak w przypadku bojki chłopców w szkole („On mnie przewrócił”, „bo on mnie kopnął” , „bo on mnie popchnął”, „bo on mnie nazwał świnią”, „nieprawda, to on mnie pierwszy obraził” itd.).
Jak przemoc usprawiedliwioną od nieusprawiedliwionej odróżnić pojęciowo bez wątpliwości, jest to więc sprawa kłopotliwa, chociaż, powtarzam, nie ma kłopotu w wielu poszczególnych wypadkach. Bicie dzieci w celach wychowawczych jest przemocą i zapewne można się bez tego obejść, ale różnych fizycznych ograniczeń na małe dzieci nakładanych, by sobie samym krzywdy nie robiły, przemocą nie nazwiemy. A cóż z tak zwaną indoktrynacją, narzucaniem dzieciom, istotom umysłowo bezbronnym, pewnych wierzeń? Indoktrynacją jest przecież każda inicjacja w kulturę, niepodobna tego uniknąć; powiemy więc, że trzeba odróżnić indoktrynację w dobrych, a nie złych zasadach, wierzeniach, normach i tylko tę drugą nazywać przemocą? Wtedy z kolei do definicji przemocy włączamy własne widzenie świata, a to trudno uznać.
Czy wolno w ogólności mówić o „przemocy moralnej”, gdzie nie ma nacisku fizycznego? Szantażysta chyba używa przemocy, ale czy używa jej także człowiek, który ogłasza głodówkę, aby wymóc, na przykład, na władzach pewne ustępstwa? Więzień, który głodówką protestuje przeciw okrutnym warunkom w więzieniu, jest chyba usprawiedliwiony, skoro nie ma innego sposobu walki; ale ktoś, kto chce głodówką od demokratycznego rządu jakieś ustępstwa polityczne wymusić, usprawiedliwiony bodaj nie jest.
Niepodobna się obejść, w odróżnieniu usprawiedliwionej od nieusprawiedliwionej przemocy, bez oceny celów, o które chodzi. Tam, gdzie cel jest ponad wszelką wątpliwość godziwy i gdzie – co bardzo ważne – nie ma innych sposobów walki, przemoc jest usprawiedliwiona, chociaż nie zawsze jest rozsądna. W walce z okrutną tyranią nie sposób bez przemocy działać i również teologowie chrześcijańscy usprawiedliwiali zabójstwo tyrana. Widzieliśmy w krajach totalitarnych skuteczną walkę bez przemocy. Tak, lecz było to w czasach, gdy totalitaryzm był już znacznie osłabiony; kiedy był silny, pozbawiony wahań w okrucieństwie, walka taka była bezskuteczna, reżim był w stanie każdy przejaw nieposłuszeństwa w zarodku zdławić i nie dopuścić do tego, by wieść o nim się rozniosła.
Cel, który może przemoc usprawiedliwić, musi być wyraźnie określony, specyficzny, uchwytny, na przykład wywalczenie niepodległości dla zniewolonego kraju, uśmiercenie okrutnego despoty, ukaranie zbrodniarza. Młodzieńcy, którzy w latach 60. wzywali do przemocy i uciekali się do przemocy „rewolucyjnej”, aby zbudować „alternatywne społeczeństwo”, o którym absolutnie nie umieli powiedzieć i nawet chlubili się tym właśnie, że tego nie umieli, nie mieli najmniejszego usprawiedliwienia (podobnie jak ich nauczyciele, na przykład Sartre i Mareuse). Roiło im się po prostu, że zniszczą demokratyczne instytucje i zaprowadzą własną tyranię. Wszystko, na szczęście, spełzło na niczym. W tych samych latach inni ludzie w krajach komunistycznych podejmowali walkę z tyranią samą bronią słowa, bez przemocy – sto procent przemocy było po stronie rządzących – i walka ta okazywała się w końcu skuteczna, o ile zmieniała, choćby powoli, umysły ludzi, pokazywała, że można strach pokonać, odsłaniała kłamstwa i nieprawości władzy. Wtedy, z kolei, stosowanie pewnych form przemocy dało się usprawiedliwić, lecz byłoby praktycznie bezskuteczne.
Łatwo powiedzieć, że chcemy świata bez przemocy, ale nikt jeszcze nie podał rozsądnej recepty na taki świat. Potępiać absolutnie wszelką przemoc, bez różnicy, to potępiać życie. Nie jest jednak nierozumne starać się o taki świat, gdzie przemoc skierowana będzie tylko przeciw niewoli, zbrodni, agresji i tyranii. Nie jest to nierozumne również wtedy, gdy mamy wielkie i dobrze uzasadnione wątpliwości co do tego, czy taki świat kiedykolwiek istnieć będzie.
„Znak” styczeń 1997, nr 500
Niektóre pytania mimo upływu lat pozostają bez odpowiedzi. Inne rodzi współczesność.
„Znak” od ponad 67 lat nie boi się stawiać zarówno jednych jak i drugich.
700 numerów miesięcznika kryje bogactwo kilkunastu tysięcy tekstów i ponad 100 tys. stron! Minibooki to wybór tych najważniejszych, najciekawszych i najbardziej kontrowersyjnych ułożonych w trzy serie: Człowiek, Kontrowersje, Autorytety.
Z okazji jubileuszu wydania 700. numeru miesięcznika „Znak” zapraszamy do zmagania się z tematami trudnymi, ale ważnymi. Kontrowersyjnymi, ale niesensacyjnymi. Z myślami i poglądami postaci nie tylko znanych, ale i mądrych. Robimy to od 1946 roku. Dołącz do nas!
Redakcja
Miesięcznika „Znak”
PS. Minibooki powstały dzięki uprzejmości właścicieli i spadkobierców praw autorskich, którzy zrezygnowali z wynagrodzeń za ponowne wykorzystanie tekstów. Serdecznie Im dziękujemy za wsparcie tego projektu. Przychody ze sprzedaży minibooków zostaną przeznaczone na kontynuowanie działalności miesięcznika „Znak”. Więcej: www.700.znak.com.plO PRZEMOCY
Przemoc jest częścią kultury, nie zaś natury – nie mówimy bowiem, że jaskółka używa przemocy połykając komara albo wilk, gdy sarnę zagryza. Nie mówimy też na ogół, jeśli pominąć oszalałych obrońców zwierząt, że przemocą jest ugotowanie krewetki. Słowo jest zastrzeżone dla stosunków między ludźmi i odnosi się do wszelkiego użycia siły albo groźby siły po to, by zmusić innych ludzi do pewnego zachowania, jakieś czyny udaremnić czy po prostu dla własnej przyjemności coś złego innym wyrządzić. Zazwyczaj też odróżniamy przemoc usprawiedliwioną od nieusprawiedliwionej, jasne jest bowiem, że instytucje państwowe – policja, sądy, prawodawstwo – korzystają z przemocy, by różnym zachowaniom, za przestępcze uznanym, zapobiegać albo je karać.
Tu jednak nasuwać się mogą wątpliwości, są bowiem tacy, co wszelką przemoc potępiają, chociaż nie wiadomo, jak sobie wyobrazić świat, gdzie nic nie byłoby karalne. Niektórzy powołują się przy tym na Jezusowe Kazanie na Górze i Jego wezwanie, by złemu się nie sprzeciwiać. Nie jest to jednak przekonujący argument. Jezus mówił o postawach poszczególnego człowieka w obliczu przemocy innych; sam też, w męczeństwie swoim i śmierci, dał przykład tego, jak można nie ze strachu, ale z mocy duchowej, przemocą na przemoc nie odpowiadać, a jednak świat zawojować. Nie mówił o urządzeniu państwa i żadnej politycznej doktryny nie zostawił; żył w oczekiwaniu rychłego końca świata, nie znając wszakże, jak sam wyznał, daty tego końca. Sam jednak posłużył się przemocą, gdy wypędzał ze świątyni kupców.
Przemoc była nieusuwalną częścią ludzkich dziejów od ich początku, była nią także zorganizowana przemoc zbiorowa, czyli wojna. Nie wynika stąd, że wojnę i przemoc należy sławić jako rzecz zgodną z naturą i życiu służącą, chociaż nie brakło takich, co tak czynili; powiadali oni, że wojna jest sposobnością do kwitnienia cnót męskich, odwagi i gotowości do oddania życia za sprawę własnego plemienia, że w niej się wykształca wielkość duchowa, heroizm, zdolność do znoszenia cierpień. W rzeczy samej trudno się kłócić z poglądem, że odwaga jest rzeczą dobrą, lecz w tych pochwałach chodziło o to, że wojna jest rzeczą dobrą, bo wychowuje ludzi w cnotach, które są pożyteczne na wojnie. Było w tym milczące założenie, że wojny nie tylko zawsze były, lecz zawsze będą.
Otóż, jeśli można bez obawy przypuszczać, że różne formy przemocy będą zawsze towarzyszyły przyszłym naszym losom, to nie jest jeszcze pewne, czy również wojny kiedyś ustaną. Są powody, by sądzić, że wojny będą się ciągnąć nadal, nie tylko w wyniku zastarzałych nienawiści plemiennych, ale także wskutek realnych konfliktów, na przykład o dostęp do wody lub terenów uprawnych albo po prostu o przestrzeń, gdy zagęszczenie ludności staje się nieznośne. Jednakże gloryfikacja wojny jako takiej wydaje się chyba niepojętym obłędem dla ogromnej większości ludzi, którzy przeżyli drugą wojnę światową z jej okropnościami. Proudhon, potem Sorel chwalili wojny, lecz ci, co w późniejszych pokoleniach to czynili, jak Ernst Jünger, mieli na uwadze pierwszą wojnę światową.
Dziś rzadko spotkać można takich, co by wojnę jako taką wychwalali, a niezliczone rzezie plemienne w Afryce czy też okropności w Bośni nie dostarczają wiele materiału dla wysławiania uroków wojennego rzemiosła. Jest w każdym razie rzeczą godną uwagi, że wśród niezliczonych wojen, dużych i małych, jakie miały miejsce we wszystkich prawie zakątkach świata po zakończeniu pierwszej wojny światowej, nie było ani jednej, gdzie by po obu stronach walczących były kraje demokratyczne; tyrania rodzi wojny. Z pewnością kraje demokratyczne miały na sumieniu mnóstwo grzechów i nieraz używały przemocy w polityce imperialnej, a jednak nie wojowały ze sobą i potrafiły zbudować mechanizmy, za pomocą których konflikty między nimi załatwiane były drogą negocjacji i kompromisów, włączając nieraz oszustwa i szantaże, ale bez rzezi. Stereotypowe przeciwstawienie Ateny-Sparta ma swoje racje. Kultura nasza naprawdę z Aten, miasta portowego, przyszła, gdzie się kształciło młodzież (obywateli, oczywiście, nie niewolników) w umiłowaniu poezji, sztuki i filozofii, nie zaś ze Sparty, gdzie sprawności militarne całkiem w edukacji dominowały; ale i Ateny prowadziły politykę imperialną. Chociaż więc założyć trzeba, że przemoc jest niezbywalnym składnikiem życia, chociaż musimy być gotowi do oczekiwania przemocy, to jednak lakedaimonizować (tj. po spartańsku myśleć) nie trzeba i nie trzeba w przemocy czego innego się dopatrywać aniżeli złej konieczności.
Odróżnienie przemocy usprawiedliwionej od nieusprawiedliwionej, czy też – co jest tego odróżnienia poszczególnym przypadkiem – wojny obronnej od zaczepnej wydaje się pojęciowo łatwe, lecz mało jest okazji, gdy żadnych wątpliwości nie ma. W naszym wieku we wszystkich wojnach, jak wiemy, są tylko napadnięci, nikt nie nazywa siebie agresorem, jeśli nawet ma w rozporządzeniu ideologiczne podstawy agresji (potrzeba Lebellsraumu dla wyższej rasy w doktrynie hitlerowskiej, czy też, w teorii Leninowskiej, zasada, że liczy się tylko, jaka jest treść klasowa wojny, nie zaś „kto zaczął?”, tak że każda wojna jest sprawiedliwa, jeśli ją prowadzi państwo socjalistyczne, wcielenie postępowej klasy. W niektórych wypadkach identyfikacja agresora jest łatwa (Niemcy w 1939 roku, Japonia w 1941, Związek Radziecki w 1939 i w 1956 na Węgrzech, Korea Północna w 1953), w wielu jednak wątpliwości są dopuszczalne, a pytanie „kto zaczął?” bywa równie trudne do rozstrzygnięcia jak w przypadku bojki chłopców w szkole („On mnie przewrócił”, „bo on mnie kopnął” , „bo on mnie popchnął”, „bo on mnie nazwał świnią”, „nieprawda, to on mnie pierwszy obraził” itd.).
Jak przemoc usprawiedliwioną od nieusprawiedliwionej odróżnić pojęciowo bez wątpliwości, jest to więc sprawa kłopotliwa, chociaż, powtarzam, nie ma kłopotu w wielu poszczególnych wypadkach. Bicie dzieci w celach wychowawczych jest przemocą i zapewne można się bez tego obejść, ale różnych fizycznych ograniczeń na małe dzieci nakładanych, by sobie samym krzywdy nie robiły, przemocą nie nazwiemy. A cóż z tak zwaną indoktrynacją, narzucaniem dzieciom, istotom umysłowo bezbronnym, pewnych wierzeń? Indoktrynacją jest przecież każda inicjacja w kulturę, niepodobna tego uniknąć; powiemy więc, że trzeba odróżnić indoktrynację w dobrych, a nie złych zasadach, wierzeniach, normach i tylko tę drugą nazywać przemocą? Wtedy z kolei do definicji przemocy włączamy własne widzenie świata, a to trudno uznać.
Czy wolno w ogólności mówić o „przemocy moralnej”, gdzie nie ma nacisku fizycznego? Szantażysta chyba używa przemocy, ale czy używa jej także człowiek, który ogłasza głodówkę, aby wymóc, na przykład, na władzach pewne ustępstwa? Więzień, który głodówką protestuje przeciw okrutnym warunkom w więzieniu, jest chyba usprawiedliwiony, skoro nie ma innego sposobu walki; ale ktoś, kto chce głodówką od demokratycznego rządu jakieś ustępstwa polityczne wymusić, usprawiedliwiony bodaj nie jest.
Niepodobna się obejść, w odróżnieniu usprawiedliwionej od nieusprawiedliwionej przemocy, bez oceny celów, o które chodzi. Tam, gdzie cel jest ponad wszelką wątpliwość godziwy i gdzie – co bardzo ważne – nie ma innych sposobów walki, przemoc jest usprawiedliwiona, chociaż nie zawsze jest rozsądna. W walce z okrutną tyranią nie sposób bez przemocy działać i również teologowie chrześcijańscy usprawiedliwiali zabójstwo tyrana. Widzieliśmy w krajach totalitarnych skuteczną walkę bez przemocy. Tak, lecz było to w czasach, gdy totalitaryzm był już znacznie osłabiony; kiedy był silny, pozbawiony wahań w okrucieństwie, walka taka była bezskuteczna, reżim był w stanie każdy przejaw nieposłuszeństwa w zarodku zdławić i nie dopuścić do tego, by wieść o nim się rozniosła.
Cel, który może przemoc usprawiedliwić, musi być wyraźnie określony, specyficzny, uchwytny, na przykład wywalczenie niepodległości dla zniewolonego kraju, uśmiercenie okrutnego despoty, ukaranie zbrodniarza. Młodzieńcy, którzy w latach 60. wzywali do przemocy i uciekali się do przemocy „rewolucyjnej”, aby zbudować „alternatywne społeczeństwo”, o którym absolutnie nie umieli powiedzieć i nawet chlubili się tym właśnie, że tego nie umieli, nie mieli najmniejszego usprawiedliwienia (podobnie jak ich nauczyciele, na przykład Sartre i Mareuse). Roiło im się po prostu, że zniszczą demokratyczne instytucje i zaprowadzą własną tyranię. Wszystko, na szczęście, spełzło na niczym. W tych samych latach inni ludzie w krajach komunistycznych podejmowali walkę z tyranią samą bronią słowa, bez przemocy – sto procent przemocy było po stronie rządzących – i walka ta okazywała się w końcu skuteczna, o ile zmieniała, choćby powoli, umysły ludzi, pokazywała, że można strach pokonać, odsłaniała kłamstwa i nieprawości władzy. Wtedy, z kolei, stosowanie pewnych form przemocy dało się usprawiedliwić, lecz byłoby praktycznie bezskuteczne.
Łatwo powiedzieć, że chcemy świata bez przemocy, ale nikt jeszcze nie podał rozsądnej recepty na taki świat. Potępiać absolutnie wszelką przemoc, bez różnicy, to potępiać życie. Nie jest jednak nierozumne starać się o taki świat, gdzie przemoc skierowana będzie tylko przeciw niewoli, zbrodni, agresji i tyranii. Nie jest to nierozumne również wtedy, gdy mamy wielkie i dobrze uzasadnione wątpliwości co do tego, czy taki świat kiedykolwiek istnieć będzie.
„Znak” styczeń 1997, nr 500
więcej..