Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kolory ognia - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Kolory ognia - ebook

Po przejęciu władzy przez nieudolnego uzurpatora stolica Artanu – Fene – staje się miejscem ponurym, podupadłym i skostniałym. Pozostaje jednak względnie spokojna, co przynosi mieszkańcom odrobinę upragnionego wytchnienia. Niestety tylko do czasu, kiedy w mieście nie pojawia się tajemnicza karawana z odległych i mrocznych zakątków królestwa, a po wąskich uliczkach nie zaczynają kręcić się podejrzane postaci, za którymi kroczy śmierć. Wówczas w okolicy przestaje być tak bezpiecznie i nawet Wieczny Ogień, który dotąd był opoką dla mieszkańców, ujawnia swoją niszczycielską naturę. Wychowanka maga, Larina, żeby ratować życie, jest zmuszona uciekać z miasta. Ponadto jej opiekun i namiastka rodziny, Eren, wpada w poważne tarapaty i trzeba wyruszyć mu na ratunek. Larina od dawna marzyła o dalekich podróżach, ale wyobrażała je sobie zupełnie inaczej. Jej marzenia nie uwzględniały obecności asasynów i czarnoksiężników... Na szczęście dziewczynie towarzyszy dwójka oddanych przyjaciół i Kot. Kot, bez którego cała historia mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Lecz czy w tych mrocznych czasach jest jeszcze szansa na to, że kiedyś powróci legendarna Księżniczka Światła i przywróci światu ład i harmonię?

Kategoria: Fantastyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66533-57-8
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Nad jej głową pojawił się smok. Mrugnęła. Nie, to jednak był orzeł. Jego oczy świeciły niczym rozżarzone węgle, zakrzywiony dziób zbliżał się do niej, a skrzydła poruszały się szybko, jakby chciały przegonić wiatr. Ten jednak powiał mocniej i ptak zniknął, a chmury znów przybrały nieokreślony kształt.

Siedziała na wzgórzu, patrzyła na swoje miasto i myślała. Przed sobą miała strome, brukowane uliczki, przy których tuliły się do siebie drewniano-kamienne, piętrowe domy, rzucające cień na przemykających przechodniów. Drobne sylwetki postaci kontrastowały z bielonymi ścianami poprzecinanymi belkami przyciemnionymi przez czas. W biedniejszej dzielnicy trzeszczące, drewniane ściany chyliły się niczym drzewa przygniecione ciężarem wiatru. Odległy stukot końskich kopyt niósł się echem pośród ścian, niekiedy zagłuszany przez buszujący wśród zaułków wicher. Spośród morza domów wyłaniały się dwie wyspy: rozległy, parterowy pałac królewski z dużym dziedzińcem oraz otwarty plac w centrum miasta i widoczna już z daleka Płonąca Świątynia. W oddali, po drugiej stronie miasta, ciągnęły się nieliczne rezydencje szlacheckie.

Fene. Nigdy go nie opuszczała. Słyszała o niesamowitościach dalekich krain – z namaszczeniem przechowywała egzotyczne podarki od Erena, wąchała je i starała się usłyszeć z nich opowieści o nieznanych krajach, ale nigdy tam nie była. Słyszała też o bezwzględnych i przerażających Czarnoksiężnikach, na których polował Eren, a którzy nawet u tak nieustraszonego Maga wywoływali ciarki na plecach. Wiedziała o potworach, rabusiach i wszystkich innych niebezpieczeństwach. A jednak... Zawsze prześladowały ją takie myśli, gdy Eren wyjeżdżał.

Westchnęła. Wiedziała, że Eren chciał ją chronić, nie dopuszczając do swojej tajemnej wiedzy, ale czuła, iż kiedyś tego pożałuje. Schodzące z zenitu słońce zamajaczyło za chmurami.

Wstała. Trzeba przygotować posiłek dla Dziadka. I Kota.

Schodząc ze wzgórza, zauważyła Ithena. Czyżby znowu jej szukał? Irytowała ją nadopiekuńczość Erena. W ciemnych zaułkach Fene radziła sobie lepiej niż ten mający jej pilnować chłopczyna. Jakim cudem udało mu się przekonać syna bogatych arystokratów, żeby biegał za nią po polach – nie wiedziała. I nie obchodziło jej to.

Wychyliła się zza głazu i rzuciła garścią kamieni. Ithen pognał za nimi.

„Kretyn” – pomyślała i poszła dalej.

Na ulicach co chwila odpowiadała na czyjeś ukłony. W Fene znał ją każdy, od kupca po żebraka. Erenowi się to nie podobało. Sam był sobie winien, skoro zostawiał ją na długie, nudne tygodnie z Dziadkiem. Właściwie nie łączyło ich pokrewieństwo. Sama nie wiedziała, kim był, ale tak starego i zniedołężniałego człowieka nie potrafiła nazywać inaczej. Nie chodziło o to, że za nim nie przepadała. Wręcz przeciwnie. Był niezwykle inteligentny i mądry, choć lubił popadać w nieoczekiwaną zadumę. Tkwiło w nim wtedy coś tajemniczego... Larina nie umiała tego określić. Odkąd pamiętała, mieszkała z Magiem i zbzikowanym staruszkiem.

Skąd się wzięła? Nie miała pojęcia. I od pewnego czasu przestało ją to obchodzić. Zbyt wiele razy jej pytania pozostały bez odpowiedzi. Zbyt wiele razy zbywano ją półsłówkami. Po zbyt wielu nieprzespanych nocach doszła do wniosku, że tak naprawdę nic ta wiedza w jej życiu nie zmieni. Skoro jej rodzice nie żyli, to i tak ich nie odzyska. Okoliczni mieszkańcy sądzili, że musi być jakąś daleką krewną Maga. Sądząc po jego zachowaniu w stosunku do innych sierot, prawdopodobnie mieli rację. Odsunęła więc myśli na ten temat w najdalsze zakamarki umysłu i czekała na dzień, gdy w końcu dorośnie na tyle, by nie usłyszeć po raz kolejny: „Jesteś na to za młoda”. I Eren jeszcze się dziwił, że ciągle pakuje się w kłopoty, zamiast zajmować się damskimi sprawami. Jakby którykolwiek z nich to umiał. Od kogo się miała nauczyć? Potrafiła za to otworzyć każde drzwi, bezgłośnie chodzić po dachach, udawać odgłosy zwierząt i była doskonałą aktorką. Poza tym Eren przeczył sam sobie, goniąc ją do mycia garów, skoro chciał, żeby była księżniczką.

Gdy znajdowała się już blisko domu, z bocznej uliczki wyłonił się przybrudzony wyrostek w podartych spodniach i złapał ją za rękę. Nie złamała mu kończyny tylko dlatego, że w porę zorientowała się, iż to Samuel.

– Jak nie chcesz stracić kilku kości, to wcześniej dawaj znać, że to ty.

– Tak jest, pani, następnym razem się odpowiednio wcześnie zamelduję na audiencję – odpowiedział z sarkastycznym uśmieszkiem.

Larina zmierzyła go niezadowolonym spojrzeniem.

– Czego chcesz? Spieszę się.

– Nie martw się. Dziadek obędzie się jeszcze trochę bez twojej paskudnej zupy. Muszę ci coś pokazać.

– Wcale nie jest aż tak...

Nie zdążyła dokończyć, bo pociągnął ją w stronę wąskich uliczek i ich ciemnych zaułków.

– Dlaczego wiem, że nie będzie z tego nic dobrego? – zapytała z przekąsem.

– Bo, po pierwsze, mnie znasz, a po drugie znasz siebie.

– Co masz na myśli?

– Że tobie rzadko zdarza się coś dobrego.

Zamyśliła się na chwilę. To była prawda, chociaż, wypowiedziana na głos, okazała się dość bolesna. Larina nie zdążyła się jednak nad tym zastanowić, bo potknęła się o wystający kamień i cicho krzyknęła. Samuel zatkał jej usta dłonią.

– Mówiłem ci, że wychodzisz z wprawy.

– Było mnie nie rozpraszać. Po diabła mnie tu prowadzisz?

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wiedzie ją tajnymi korytarzami na pałacowy dziedziniec.

„Niedobrze” – pomyślała.

Samuel, widząc jej minę, uśmiechnął się tryumfalnie.

– Zobaczysz.

Pociągnął ją dalej. Wspięli się wąskimi schodkami, których żywotność była już od dawna wystawiona na próbę, i wczołgali się na płaski dach pawilonu dla pałacowej służby przylegającego do dziedzińca. Chowając się za kominem, wyjrzeli na plac.

Stało tam kilka wozów, które Larina widziała pierwszy raz w życiu. Mimo że do miasta zjeżdżały liczne karawany kupieckie, te zbudowane z ciemnego drewna konstrukcje na wysokich kołach kojarzyły jej się tylko z opowieściami Erena o krainach, których nawet on od dawna już nie odwiedzał.

– Karawana z Grumstrandu?

Samuel z zadowoleniem pokiwał głową.

– Siostra mi dała znać, że dzieje się coś ciekawego.

Faktycznie, to była nowina. A siostra Samuela, Sala, jako jedna z najbystrzejszych i najbardziej spostrzegawczych służących w pałacu, stanowiła doskonałe źródło informacji. Tym lepsze, że po mistrzowsku ukrywała swój spryt i bystre oko pod szarym strojem sprzątaczki. Dzięki temu oraz swojemu zachowaniu stawała się niewidoczna dla osób z bardzo wysoko zadartym nosem. A tylko takie, poza służbą i gwardią, znajdowały się w pałacu.

– Co starego Tetrychta podkusiło, żeby robić interesy z Grumstrandem? Przecież to ziemie skażone diabelskim ogniem. Nawet Eren się tam już nie zapuszcza.

– Może jednak nie wszystkie opowieści, które do nas docierają, są prawdziwe – mruknął Samuel. Jak na obdartego urwipołcia z biednej dzielnicy był zaskakująco rozumny.

– Nie wiesz, czy razem z towarem przyjechał też jakiś ukryty dyplomata?

– Niestety, tego Sala nie wiedziała. Gdy tylko wozy pojawiły się w mieście, z pałacu odesłano do pawilonu prawie całą służbę. A nawet ta, która została, ma nie przeszkadzać i nie zbliżać się ani do wozów, ani chociażby do korytarzy, którymi przemieszczają się goście.

– Dziwne...

Nagle usłyszeli okrzyk i szybki tupot stóp obutych w metal.

„Cholera” – pomyślała.

Znowu ich zauważyli.

Już się nie ukrywając, zerwali się z miejsca i rzucili do schodków, unikając po drodze kilku strzał.

– Jak to jest, że im intensywniej myślisz, tym dalej się wychylasz? – zapytał ze śmiechem Samuel, przeskakując nad stertą starych beczek i skręcił w uliczkę tak małą, że niemal niewidoczną dla kogoś, kto nie wie, że ona tam jest.

Larina prychnęła. Nie bali się pościgu żołnierzy. Gonili ich już wielokrotnie. Było to nawet zabawne, gdy w ciężkich, metalowych zbrojach, klinując się w wąskich uliczkach i zapleczach między budynkami, próbowali złapać dwójkę szybkich i zwinnych nastolatków. Król bardziej dbał o pozory i wygląd swojej straży niż o jej skuteczność. Dobrze to opisywało sposób jego rządów.

Po kilku skrętach i wąskich przejściach wyszli w zupełnie innej części miasta. Samuel zwolnił kroku i zatrzymał się przy małym strumyczku wypływającym z niewielkiego otworu w jednym z budynków. Było to coś w rodzaju źródła wody dla okolicznych mieszkańców. Z zadowoleniem podsunął twarz pod strużkę zimnej, brudnawej cieczy.

– Nigdy nas nie dogonią! – zawołał z radością, jakby ucieczka przed królewskimi żołnierzami należała do jego ulubionych rozrywek. Niewykluczone zresztą, że tak właśnie było.

Larina przykucnęła obok niego z nieobecną miną. Chłopak spojrzał na nią.

– Nie myśl tyle o naszym drogim władcy i jego głupich pomysłach.

Ledwo na niego zerknęła. Ten jednak nie dawał za wygraną.

– Podobno miałaś jakąś zupę ugotować.

Larina wytrzeszczyła oczy, jakby obudziła się z głębokiego snu, i zerwała się na nogi. Bez pożegnania pognała w górę ulicy.

– Jasne. Nie dziękuj mi tak wylewnie! – zawołał za nią Samuel, ale go zignorowała.Rozdział 2

Do domu dotarła niespiesznym marszem. Nigdy nie lubiła dużo biegać, a położenie Fene na zboczu wzgórza szczególnie do tego nie zachęcało. Dom, w którym mieszkała, był w większości drewniany, miał jedno piętro, małe okienka i wyglądał, jakby za chwilę miał się zawalić. Budynek nie różnił się zbytnio od pozostałych, poza jednym, charakterystycznym elementem.

Z trudem pchnęła dębowe drzwi. Dopiero od niedawna udawało jej się tego dokonać samodzielnie. Były zadziwiająco ciężkie. Dawniej, podczas licznych nieobecności Erena, godzinami wyczekiwała, aż Dziadek usłyszy jej wołanie i wpuści ją do środka. Dlatego symbole wyryte na drzwiach znała na pamięć. Eren nigdy nie chciał jej wyjaśnić, co oznaczają, więc podejrzewała, że to tylko jego inwencja twórcza mająca robić wrażenie na wchodzących ciekawskich, by poczuli się mali w obliczu jego magii.

Przywitało ją groźne spojrzenie brązowych oczu patrzących czujnie spod strzechy siwiejących już brwi. Długi płaszcz okrywał dość tęgie, choć wciąż krzepkie ciało. Przez ciemne włosy przebijały się coraz bardziej widoczne wstęgi siwizny, a na twarzy pojawiło się kilka nowych zmarszczek. Eren siedział na wysokim krześle i stukał palcami w blat pustego stołu. Larina wiedziała, że była to jedna z licznych chwil, w których podejrzewał ją o zaburzenia umysłowe. Powinna wrócić do domu kilka godzin temu. Na dworze było wietrznie i pochmurno. Co niby mogła robić?

– Gdzie żeś znowu polazła? – Eren zmierzył ją przenikliwym wzrokiem, który zatrzymywał na każdej z błotnistych plam na jej ubraniu – skutkach ubocznych ucieczki przed żołnierzami.

– Też się cieszę, że cię widzę po ponad miesiącu rozłąki – odpowiedziała pogodnie Larina. – Przywiozłeś mi coś ładnego?

Eren prychnął.

– Tak myślałam.

Zdjęła płaszcz i obmyła ręce wodą z przegniłego wiadra, ignorując przy tym pełen wyrzutu wzrok znad pieca. Spojrzała na kwaśną minę Erena.

– Nie zrzędź od samego wejścia. Zaraz zrobię zupę, ale najpierw chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. Widziałeś się z Dziadkiem?

– Śpi. Czyli zaraz się dowiem, co znowu nabroiłaś?

– Uważaj, bo nic ci nie powiem.

– Powiesz, powiesz. Przecież widzę, że się niezmiernie cieszysz z mojego powrotu, bo inaczej nie miałabyś się przed kim wygadać ze swoich bajek.

Larina patrzyła na niego spode łba, zaciskając usta w wąską linię.

– Nie pochlebiaj sobie – burknęła.

Eren mlasnął z rozbawieniem.

– Teraz ty się nie zgrywaj i powiedz mi, czemu jeszcze nie ma obiadu.

Larina rzuciła mu ostatnie mordercze spojrzenie i opowiedziała, co widziała na pałacowym dziedzińcu. Kiedy skończyła, Eren spojrzał na nią z dezaprobatą.

– Nie przesadzaj, Lar. Może to prezent, a nie zamówienie.

– Tym gorzej.

– Chcesz oberwać za włażenie gdzie nie trzeba? W każdej chwili mogli cię dopaść żołnierze.

– Ale nie dopadli. Nie zmieniaj tematu. Nie jestem już małą dziewczynką, nie postawisz mnie do kąta. Nie obchodzi cię, co kombinuje stary zgred? To nadzwyczajna aktywność jak na niego.

– Jeśli kogoś powinno to obchodzić, to na pewno nie ciebie. Czemu ciągle pakujesz się w kłopoty, zamiast szyć i gotować coś innego niż zupę?

– Jakby miał mnie kto tego nauczyć.

– Wolałbym, żebyś zadawała się z porządniejszymi chłopakami niż ten rzezimieszek, który zapewne cię zaprowadził do pałacu.

– Już to przerabialiśmy. Skoro chciałeś mieć w domu księżniczkę, to chyba trochę nie te warunki – powiedziała, patrząc z niechęcią na przegniłe wiadro, które właśnie podniosła.

Eren puścił tę uwagę mimo uszu, jak zwykle zresztą.

– Zupę ugotujesz później. Idź posprzątaj mój pokój, bo spodziewam się gości.

– Jakich gości? – W gruncie rzeczy niewiele ją to obchodziło, ale lubiła irytować Erena tak samo jak on ją.

– Nie twój interes.

– To nie posprzątam.

Eren spojrzał na nią z groźną miną.

– Ważnych gości – wycedził przez zęby.

Larina prychnęła, ale odwróciła się w stronę ciemnych drzwi prowadzących do pokoju Erena. Po kilku krokach okręciła się jednak na pięcie.

– Aha, jeszcze jedno. Jak jeszcze raz naślesz na mnie tego kretyna, Ithena, to przysięgam, skręcę mu kark.

– Też nie masz czego przysięgać. – Eren z ociąganiem podniósł się z krzesła.

– Mówię poważnie!

– Ja też – odpowiedział, wręczając jej miotłę.

Przewróciła oczami i odeszła, mamrocząc pod nosem. Wiedziała, że Eren tylko się zgrywa. Bardzo dokładnie przeanalizuje to, co mu powiedziała. Zaraz pójdzie na przechadzkę. Zawsze tak robił, gdy chciał pomyśleć.

Coś otarło jej się o nogę, głośno miaucząc. Czarne futro zalśniło w bladym świetle, a zielone oczy zapłonęły wyrzutem. Larina jednak je zignorowała.

Pogrążona w myślach otworzyła drzwi do pokoju. Były bardzo podobne do tych zewnętrznych, tyle że trochę lżejsze. Weszła do ciemnego pomieszczenia. Sama nie wiedziała, jak interpretować emocje, które w niej wzbudzało. Z jednej strony rodziło w jej sercu niepokój. Z drugiej – jego tajemniczość wyostrzała zmysły, a chęć odkrycia wszystkich sekretów tego miejsca stawała się wręcz nieznośna. Mimo wszystko wiedziała jednak, że wiele nie znajdzie. Próbowała, odkąd zaczęła chodzić. Pokój był wypełniony najróżniejszymi dziwnymi przedmiotami o nieznanym pochodzeniu i przeznaczeniu: drewniane figurki, poskręcane metalowe konstrukcje, pióropusze, pęki liści, zakurzone słoje, skrzynie zamknięte na wiele kluczy. Z sufitu zwieszały się wszelkiej maści łańcuchy.

Pokój Erena był największym pomieszczeniem w całym domu, choć nie dało się w nim ruszyć. W jego ponurych i dusznych zakamarkach nie było tylko jednego: ksiąg. Jako Mag Eren musiał przecież skądś czerpać swoją wiedzę. Jednak wielokrotne poszukiwania Lariny były bezowocne: nigdzie ani jednej strony. Podejrzewała, że Eren celowo ukrył przed nią księgi. Tylko gdzie?

W pokoju właściwie nie było wiele do sprzątania. Większości sprzętów miała nie dotykać. Zaczęła myć podłogę, ostrożnie lawirując pomiędzy stertami, jej zdaniem, śmieci. Gdy dotarła do samego środka pokoju, przystanęła. To miejsce zawsze fascynowało ją najbardziej. Wyczuwała jego szczególne, magiczne właściwości. Dokładnie pośrodku pomieszczenia stał stół. Nie byle jaki, tylko do gry w karty. Był kwadratowy, niezbyt duży – mogły się przy nim zmieścić najwyżej cztery osoby. Przy każdym siedzeniu, pod blatem, znajdowały się pojemniki na karty. Nad nim wisiał świecznik, a właściwie unosił się w powietrzu, bo nie był w żaden sposób przyczepiony do sufitu. Jego bazę stanowiła sześcienna kostka. Z każdego jej boku wychodziła długa świeca. Larina nie przypominała sobie, by kiedykolwiek widziała, żeby ich długość się zmieniała lub żeby zmywała ślady wosku ze stołu. Choć może była to kolejna z wielu rzeczy, które Eren wolał robić sam.

Dziewczyna mogła godzinami wpatrywać się w ten świecznik, obserwując, jak wolno obracał się wokół własnych osi. Dzisiaj jednak nie miała na to czasu.

Stół pod świecznikiem, ze względu na swoje wyjątkowe przeznaczenie, miał jeszcze tę szczególną cechę, że był bardzo wysoki. Pod nim, związani, siedzieli dwaj Czarnoksiężnicy. Tych Larina jeszcze nie widziała – Eren musiał ich złapać w czasie ostatniej podróży. Co się stało z poprzednimi – nie wiedziała. Ci dwaj wyglądali wyjątkowo groźnie. Jeden miał głowę orła, a drugi wściekłej małpy. Nie poruszali się. Za to wyglądali, jakby płonęli, jakby zrobiono ich z jarzących się węgli. Był to efekt zaklęcia, za pomocą którego pozostawali więźniami Erena. Kształt głów Czarnoksiężników ujawniał się dopiero po rzuceniu na nich tego zaklęcia. Oznaczał jakąś szczególną cechę lub moc danej osoby, jednak jaką – dziewczyna znów nie wiedziała. Otaczały ją same tajemnice.

Larina przykucnęła, by przyjrzeć się Czarnoksiężnikowi z głową orła. Miał długi, ostro zakończony dziób i wielkie, płonące ogniem oczy. Reszta ciała pozostała ludzka. Siedział z podkurczonymi nogami, plecami do drugiego Czarnoksiężnika. Na jednym kolanie opierał wyciągniętą rękę, palcem wskazując przed siebie. Nigdy tego nie robiła, ale tym razem nie mogła się powstrzymać: wyciągnęła dłoń i dotknęła go. Palec poruszył się, a z dzioba wyrwał się przerażający krzyk.

Dziewczyna odskoczyła z przerażeniem i upadła do tyłu. Dysząc ciężko, rozejrzała się w popłochu, czy nie nadbiega Eren, ale nic się nie działo. Pewnie poszedł na spacer, jak przewidziała.

Spojrzała znów przed siebie. Czarnoksiężnik siedział nieruchomo pod stołem jakby nigdy nic. Wokół panowała niezmącona cisza. Żaden z więźniów ani drgnął. Odetchnęła głęboko i wstała.

„Musiało mi się coś przywidzieć” – pomyślała, podnosząc się z podłogi. Eren zawsze jej powtarzał, że ma zbyt bujną wyobraźnię.

Wróciła do mycia podłogi. Nie mogła przestać myśleć o Czarnoksiężnikach. Za co spotykała ich taka kara? Co się z nimi stanie? Eren mówił, że łapie tylko tych, którzy dopuszczają się potwornych czynów. Ale czy rzeczywiście? Niechętnie opowiadał jej o magii i o tym, co robi, a ją zaczynało to coraz bardziej męczyć.

***

Wchodząc do pustej kuchni, od razu zauważyła małą paczuszkę na stole.

„A jednak” – pomyślała i schowała ją do kieszeni. Otworzy, gdy będzie miała więcej światła. Często wychodziła z domu, bo, mimo że pogoda zazwyczaj nie zachęcała do spacerów, nie lubiła tego budynku. Wszystkie pomieszczenia były przytłaczające i ponure: niskie, ciemne (przy pochmurnym niebie przez małe okna wpadało niewiele światła), zbudowane z ciemnego, gnijącego drewna. Nigdy nie rozumiała, dlaczego Eren upierał się, żeby tu mieszkać. Miał dość pieniędzy, by kupić coś chociażby nowszego i jaśniejszego, jednak on nawet nie chciał o tym słyszeć.

Wytarła stół i zaczęła przygotowywać zupę, do której ograniczały się jej zdolności kulinarne. Gdy po kilku dniach pobytu w domu Eren miał jej już całkowicie dość, ze znaczącym westchnieniem wysyłał ją po coś jadalnego do tawerny. Larina nie przejmowała się tym. Jak zwykle kroiła warzywa i wrzucała je do gotującej się na ogniu wody. Gospodyni, która ją tego nauczyła, robiła tak samo, jednak jej zupa znana była w całej okolicy z doskonałego smaku. Cóż, albo Larina coś pomieszała z przepisem, albo kobieta nie chciała zdradzić jej wszystkich swoich sekretów. Albo jedno i drugie. Nieważne. Dziadek się nie skarżył, a to z nim Larina spędzała najwięcej czasu podczas przedłużających się nieobecności Erena.

Ostatni raz zamieszała wywar i poszła obudzić Dziadka. Rzadko wychodził z pokoju, nie mówiąc już o opuszczaniu domu. Zazwyczaj próbował czytać, siedząc w swoim ulubionym, wytartym fotelu, ale zwykle już po kilku stronach smacznie chrapał. Również tym razem dziewczyna znalazła go drzemiącego z otwartą księgą na kolanach. Niestety, biblioteczka mężczyzny nie zawierała nic związanego z magią. Jego interesowały jedynie historia, legendy i zioła.

– Dziadku, chodź na zupę – powiedziała, szturchając staruszka lekko w ramię.

– Co? Już ta godzina? – zapytał, mrugając nieprzytomnie, i wstał z fotela. To było ich rytualne przywitanie.

W kuchni Larina postawiła przed nim talerz parującej cieczy i zaczęła zbierać się do wyjścia.

– Gdzie idziesz? – zainteresował się Dziadek, jak zawsze z uśmiechem jedząc zupę. W jego pytaniu nie było nic ze zwykłej nagany i podejrzliwości Maga.

– Niedługo przyjdą goście Erena. Nie mam ochoty się z nimi spotkać. Zwykle są dziwni i upiorni.

„Jak na przykład ten z rogami zamiast uszu lub ten z wielką żabą na ramieniu” – pomyślała.

– Nasz Mag wrócił?

– Tak, kilka godzin temu.

– Interesujące...

Dziewczyna zostawiła Dziadka mamroczącego coś do siebie i wyszła na dwór.Rozdział 3

Od razu uderzył w nią chłodny, wschodni wiatr. Wszystko co złe zawsze nadchodziło ze wschodu.

Otuliła się płaszczem i ruszyła w dół ulicy.

Na rogu zauważyła znajomą żebraczkę. Kobieta kilka lat wcześniej straciła męża i dzieci w pożarze domu. Po tym zdarzeniu postradała zmysły. Larina podała jej kilka drobnych monet. Kobieta nawet jej nie zauważyła, tylko powtarzała swoją mantrę:

– Świetlista dzieweczko, Księżniczko Światła! Przybądź i ocal nas! Ocal...

Larina zamyśliła się. Dobrze znała legendy o Księżniczce Światła, mimo że ich rozpowszechnianie było zakazane i surowo karane. Dziewczyna już od dawna zastanawiała się, dlaczego kara nie dotknęła jeszcze żebraczki. Przypuszczała, że albo żołnierze rzadko zapuszczali się w te strony, albo było im żal oszalałej kobiety i udawali, że jej nie widzą. Możliwe również, że żebraczka umiała się dobrze ukryć.

Tetrycht nie był złym królem, jednak nie zaliczał się do prawowityych władców, chociaż niewielu już o tym pamiętało. Przejął rządy kilkanaście lat temu, ale okoliczności tego zdarzenia zatarły się z biegiem lat. Nikt nie chciał przypominać sobie tych ponurych czasów. Podobno miało to coś wspólnego z potężnym Czarnoksiężnikiem, który uwięził, a prawdopodobnie również zabił króla i królową. Pochodzili oni z dynastii Wenian, która od wieków mądrze i sprawiedliwie władała tymi ziemiami. Lecz kilkadziesiąt lat temu jakiś potężny Czarnoksiężnik (a może było ich kilku; legendy przekazywały sprzeczne informacje) zaczął wypełniać świat mrokiem i strachem. Dni stawały się coraz czarniejsze, a przerażenie dławiło lud. Gdy niespodziewanie ciemność zaczęła blednąć, mieszkańcy Artanu odkryli, że mają nowego monarchę.

Tetrycht starał się rządzić rozważnie i sprawiedliwie, ale brakowało mu mądrości i doświadczenia dawnych królów, dlatego też kraj, osłabiony i przerażony czasami mroku, pogrążył się w stagnacji. Szlachta prowadziła swoje interesy, chłopi pracowali na polach, mieszczanie przywozili towary, ale tylko z pobliskich krain. Jednak na Artanie nadal ciążyły czasy mroku i ich fatum. Ziemia jałowiała, chłopi zmieniali się w miejskich żebraków, a chmury nieustannie zakrywały niebo. Ludzie nie mieli nadziei, że ich życie kiedyś się poprawi. Nie można było narzekać, że król rządzi niesprawiedliwie czy zanadto wyzyskuje chłopów. Po prostu nie potrafił poprawić sytuacji w kraju, co podobno ze zmartwienia pozbawiało go już i tak nielicznych włosów na głowie. Niektórzy kaznodzieje byli zdania, że król nic nie mógł zrobić, bo mroczna siła dalej miała pewną władzę nad tymi ziemiami. Nikt jednak do końca nie wiedział, co mają na myśli.

Dlatego właśnie, jak to zwykle w ponurych czasach bywa, powstała legenda. Ludzie żywili się nadzieją, że odnajdzie się tak zwana Księżniczka Światła. Miała to być zaginiona córka prawowitego króla. Powiadano, że jej włosy będą niczym utkane ze światła, jej skóra porcelanowo biała i nawet jej imię będzie świetliste, a gdy nadejdzie, zza chmur znów wyjrzy słońce i ziemia zacznie rodzić wysokie plony.

Larina uważała, że to zwykła opowiastka mająca pocieszać ludzi w trudnych czasach. Blond włosy i jasna cera były typowe dla tutejszych mieszkańców. Dziewczyna wyróżniała się jednak na tym tle – miała niemal kruczoczarne włosy.

„Przynajmniej nie mam co marzyć, że to o mnie chodzi” – pomyślała z lekkim rozbawieniem. Co się zaś tyczy legendy, świetlistość imienia miała pewnie dodawać niesamowitości opowieści, bo niby jak imię może być świetliste? Poza tym, jaki wpływ na pogodę może mieć jakikolwiek człowiek? To bez sensu. A jednak... Musiało tkwić w tych bajkach coś istotnego, skoro Tetrycht bał się ich jak ognia, a Larina sama przed sobą nie chciała się przyznać, że w głębi duszy miała nadzieję, iż te legendy kiedyś okażą się prawdziwe.

Dziewczyna dotarła w końcu do celu swej wędrówki. Musiała pomyśleć, i to było najlepsze miejsce. Świątynia w kształcie strzelającego w niebo płomienia wyróżniała się na tle reszty miasta i była odległym wspomnieniem czasów świetności Fene.

Larina weszła do środka. Mimo że świątynia nie miała okien, a jedynie niewielkie otwory w suficie, było to najjaśniejsze, a jednocześnie najcichsze miejsce w Fene. Nic dziwnego -to w końcu Świątynia Wiecznego Ognia: Ognia potężnego, trawiącego wszystko, co napotka na swojej drodze. Larina nie wierzyła w te nowe religie przychodzące ze wschodu, opowiadające o ludziach obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami. Potrafiła wierzyć jedynie w ogień – żywioł, jego niepohamowaną siłę i bezwzględność, a jednocześnie prostotę i oczyszczenie, którego dokonywał. Poza tym bardzo lubiła światło. Brakowało jej go w otaczającym ją świecie. Ten ogień zawsze wydawał jej się czerwieńszy od domowego ogniska, zapewne dlatego, że tutaj było go znacznie więcej. Lubiła tu przychodzić i obserwować na ścianach odbicia tańczących płomieni. W ich blasku tkwiły jakieś nadzieja i tajemnica. Trzask ognia koił jej nerwy i pozwalał spokojnie pomyśleć.

Wrzuciła monetę do niewielkiej szkatułki i wzięła wiązkę drobnych, wonnych gałązek. Wyszła na środek świątyni, zbliżając się do wielkiej kadzi, w której buzował Wieczny Ogień. Gdy podpaliła patyczki, otoczył ją wonny dym. W płomienie rzuciła garść drobnych owoców w ofierze, po czym ułożyła płonące witki na kamiennym stojaku i usiadła po turecku na podłodze. Kiwnęła na powitanie ognistemu mnichowi, który odwzajemnił ukłon i zniknął w komnacie przeznaczonej dla kapłanów.

Larina została w świątyni sama. Właśnie dlatego zawsze przychodziła o tej porze. Siedziała w pierwszym z kamiennych kręgów otaczających Wieczny Ogień. Czuła jego żar na twarzy, na plecach zaś ciepło bijące od mniejszych płomieni znaczących każdy krąg i z większych kadzielnic ustawionych wzdłuż wszystkich ścian. Odetchnęła głęboko, wdychając wonny dym. Poza ładnym zapachem nie miał żadnego wpływu na jej zmysły, a przynajmniej tak jej zawsze mówiono.

Wyjęła z kieszeni podarek od Erena. Nie był zbyt duży ani opakowany w kolorowy papier, jak to miało miejsce zazwyczaj. Larina rozwinęła zawiniątko i znalazła w nim kryształowy amulet. Sądząc po materiale, z którego był wykonany, jak i bogato rzeźbionych symbolach, musiał mieć dużą moc oraz chronić przed wieloma niebezpieczeństwami. Wiedziała, że to nie zabawka.

Zamyśliła się, patrząc, jak światło płomieni przechodzi przez kryształ i odbija się od jego nierówności. Zwykle Eren przywoził jej jakieś błyskotki albo mało użyteczne przedmioty o ciekawym wyglądzie. Co to miało znaczyć? Czyżby działo się coś złego? Nigdy o tym nie wspominał. Czy groziło jej jakieś niebezpieczeństwo? Przecież była nikim. A co z Erenem? Czy jego podróże nie stawały się coraz bardziej ryzykowne? Zmartwił ją ten prezent. Wiedziała, że Mag nie dałby jej takiego amuletu bez powodu. Zastanawiała się nad tym przez chwilę, ale nie doszła do żadnych wniosków. Eren nigdy nic jej nie mówił, a ona nie zauważyła nic podejrzanego. Na odpowiedzi musiała poczekać.

Wróciła myślami do tego, co powiedział jej Samuel: że rzadko przydarza jej się coś dobrego. Znów westchnęła z ciężkim sercem. To była prawda. Nie znała swoich rodziców, nawet nie wiedziała, kim byli. Mieszkała w mieście bez przyszłości, w niezbyt przytulnym domu. Choć nie mogła narzekać na opiekę Erena, całe życie czuła się dość samotna. Przyjaciół nie posiadała – co najwyżej kilku mało zainteresowanych znajomych. Szczególnych talentów do niczego nie wykazywała. Urodę miała przeciętną. I przyciągała kłopoty. Efekt uboczny spędzania zbyt dużej ilości czasu na ulicy.

„Jak to jest” – zastanawiała się, bezmyślnie obracając amulet w dłoni – „że tak mało interesuje mnie moja przeszłość?”.

Wszelkie pytania kierowane do Erena lub Dziadka kończyły się tym samym. Twierdzili, że Mag znalazł ją na ulicy, gdy była niemowlęciem, i ją przygarnął. Nie bardzo chciało jej się w to wierzyć. Nie wątpiła w dobre serce Erena, jednak nigdy nie zauważyła, by szczególnie interesował go los żebraków i sierot, których nie brakowało na ulicach Fene. Przecież nie znosił Samuela.

Odkąd pamiętała, otaczały ją tajemnice: o to nie pytaj, tamtego nie dotykaj, tu nie wchodź. Właściwie nie mogła być pewna niczego, co dotyczy jej otoczenia. Kim był Dziadek? Czym dokładnie zajmował się Eren? Jak używał magii? Czy mógł ją tego nauczyć? Czy w domu ukryto coś niezwykłego? Tu również jej rozmyślania utknęły w martwym punkcie. Zaczynało ją to irytować, a ogólnikowe stwierdzenia już nie wystarczały.

„A co z moją przyszłością?” – pomyślała. – „Co mnie czeka?”. Zdawało się, że Eren chce się jej pozbyć i ma zamiar wydać ją za jakiegoś szlachcica, gdy tylko trafi się odpowiednia partia. Co mogło się zdarzyć niedługo. Była już przecież w tym wieku...

Ale jaką ona mogła być partią? Nikt się nią nie interesował. Zresztą to i tak wszystko jedno. Czy znajdzie szlachcica, czy nie – albo będzie salonową lalką, albo pomywaczką. Jej życie stanie się jeszcze nudniejsze niż teraz, bo nie będzie jej już wypadało ganiać po ulicach. Zacisnęła pięść. Coś musi z tym zrobić. Nie może się poddać wszechobecnej szarości.

Pomyślała o swoim marzeniu, ukrytym głęboko w sercu. Tak, chciałaby stąd wyjechać, podróżować, zobaczyć inne krainy i miasta. Nie wiedziała, jaki cel miałyby te podróże, ale czuła ich zew, wiedziała, że to byłoby coś ważnego. Może znalazłaby odpowiedź na pytanie, jak pomóc mieszkańcom Fene? A może zrozumiałaby w końcu samą siebie i odkryła, kim tak naprawdę chciała być?

W jej głowie nieśmiało zakwitł pewien pomysł. A gdyby... Nie, nigdy się na to nie zgodzi. Nie pozwoli jej zostawić Dziadka. Ale może jednak...? Może gdyby go poprosiła...? Chociaż na parę dni... Potem odeśle ją z powrotem. Przecież zawsze powtarzał, że w drodze brakuje mu kogoś do pomocy.

Larina zerwała się z miejsca, a płomienie wokół niej zamigotały. Tak, musi przekonać Erena, żeby zabrał ją w następną podróż. Nagle doznała olśnienia: goście! Musi się dowiedzieć, o co im chodzi i na czym będzie polegało kolejne zadanie Maga. Może wtedy uda jej się go przekonać, że będzie użyteczna.

Ruszyła biegiem przed siebie, przeskakując nad płomieniami, i z impetem wybiegła ze świątyni. Nie zniechęcił jej silny wiatr, który uderzył w nią z wielką siłą, gdy tylko znalazła się na dworze. Wręcz przeciwnie – miała wrażenie, że niesie ją na swoich skrzydłach. Biegła ulicami. Ignorowała dźwięczące w jej umyśle szepty, że nie ma szans i że Eren nigdy się na to nie zgodzi. Potrząsnęła głową, by je odgonić.

Nie, nie podda się. Nie tym razem. Musi coś zrobić. Będzie chronić tę iskierkę nadziei, która pojawiła się w jej sercu. Dlatego biegła tak szybko jak jeszcze nigdy w życiu.Rozdział 4

Z impetem otworzyła ciężkie drzwi wejściowe i wpadła do środka. Dziadek, drzemiący przy stole w kuchni, aż podskoczył.

– Co się dzieje? Gdzie jest pożar? – zapytał nieprzytomnie.

„W mojej głowie” – pomyślała Larina.

– Nic się nie dzieje – powiedziała pospiesznie. – Przyszli już?

– Kto?

Dziewczyna z niecierpliwością przewróciła oczami. Z podekscytowania ledwo mogła ustać w miejscu.

– Jak to kto? Goście Erena!

Dziadek ziewnął.

– Chyba tak.

– Jak wyglądali?

– A ja wiem? Upiornie, jak mówiłaś. Nie przyglądałem im się.

Larina machnęła ręką i minęła zaspanego Dziadka. Udała, że kieruje się do swojego pokoju. Zamiast tego, sprawdzając, czy staruszek jej nie widzi, wślizgnęła się za stertę mioteł – nawyk z dzieciństwa. Znajdowała się tam mała szpara między deskami, przez którą można było zajrzeć do gabinetu Erena. O ile nie zawalono jej z drugiej strony jakimiś śmieciami.

Dziewczyna odetchnęła.

„Los mi sprzyja” – pomyślała, widząc strumyczek światła sączący się ze ściany. Eren posprzątał. Larina ostrożnie przysunęła się do ściany i zajrzała do środka.

Przy stole towarzyszyły Erenowi dwie zakapturzone postaci – nic nowego, jego goście zazwyczaj tak wyglądali. Larina nie widziała ich twarzy, bo siedzieli do niej tyłem. Dlatego nie myślała o nich jako o ludziach. Niektórzy goście Maga niewiele już mieli cech tego gatunku. Za to dokładnie mogła zobaczyć twarz Erena – był taki jak zwykle: opanowany, dostojny, trochę wyniosły, ale też spokojny i rozluźniony, gdy w powietrzu przesuwał karty w ich stronę. Magowie i ich klienci właśnie tak rozmawiali – to był język magii, wyrażający więcej niż zwykłe słowa.

Wymiana kart trwała przez kilka minut. W pewnym momencie jedna z zakapturzonych postaci po raz kolejny posłała kartę w stronę Erena. Ten odruchowo wziął ją do ręki i znieruchomiał. Podniósł wzrok i Larinę przeszył dreszcz: w jego oczach po raz pierwszy w życiu zobaczyła strach. Zaraz potem jednocześnie zgasły wszystkie świece w magicznym świeczniku. Rozległ się huk i oślepiający błysk. Eksplozja zrzuciła Dziadka z krzesła, a Larinę uwięziła pod stertą mioteł. Napastnikom natomiast umożliwiła ucieczkę. Dziewczyna usłyszała tupot stóp i trzaśnięcie wielkimi drzwiami wejściowymi. Po odgłosach wnioskowała, że uciekinierów było więcej niż dwóch, ale mogło jej się tylko tak wydawać.

Larina z bijącym sercem wydostała się ze swojej kryjówki. Podbiegła do Dziadka, lecz ten już sam stanął na nogi i rozglądał się najbardziej skupionym wzrokiem, jaki dziewczyna kiedykolwiek u niego widziała. Czy jej się wydawało, czy stał teraz bardziej wyprostowany?

– Eren – powiedział stanowczo.

Pobiegła do pokoju Maga, Dziadek natomiast pokuśtykał za nią. W środku było ciemno, a powietrze wypełniał gryzący dym. W pomieszczeniu panowało też przeraźliwe zimno. Larina zadrżała.

– To groza – powiedział Dziadek, mijając stojącą w progu dziewczynę, gdy ta próbowała przyzwyczaić oczy do ciemności. Mimo że nie miał świecy, bez problemu manewrował pomiędzy magicznymi przyrządami.

Larina podążała jego śladem. Miała mętlik w głowie.

„Co tu się dzieje?” – myślała. Kim były te postaci? Co się właściwie wydarzyło? I do tego to dziwne zachowanie Dziadka...

Ten właśnie dotarł do Erena.

Larina usłyszała ciche jęknięcie Maga:

– Wrócił.

Świecznik znów zapłonął, jednak tym razem czarnym płomieniem. Pokój wypełniło upiorne migotanie świec, które w żaden sposób nie rozpraszało dymu ani przejmującego chłodu. Larina rozejrzała się i zamarła: stół był przewrócony, dookoła leżały porozrzucane karty, a tam, gdzie jeszcze niedawno stał... na wypalonej ziemi leżały porzucone łańcuchy. Czarnoksiężnicy zniknęli.

Eren zakrztusił się dymem. Był poparzony i posiniaczony. Dziewczyna wraz z Dziadkiem pomogła mu wstać.

– Larina – powiedział starzec. – Przynieś mi z mojego pokoju torbę, którą znajdziesz w komodzie.

Jego rozkazujący ton i mocny głos zaskoczyły dziewczynę.

Pospiesznie udała się we wskazanym kierunku. W komodzie znalazła poprzecieraną torbę pokrytą symbolami podobnymi do tych na drzwiach wejściowych.

Wracając, usłyszała rozmowę w kuchni.

– To musieli być jego ludzie. Ale jak mogłem tego nie zauważyć? I jak oszukali wszelkie zabezpieczenia? – zastanawiał się Eren.

– Przynajmniej jej nie widzieli. Mówiłem ci ostatnio, że coś się dzieje. Te znaki... – Dziadek przerwał, gdy Larina weszła do kuchni.

Dziewczyna postawiła torbę na stole i zapaliła świece, bo na zewnątrz już zmierzchało. Rzuciła okiem do wnętrza pokoju Erena – świece znów paliły się ciepłym, czerwonawym płomieniem. Usiadła pod oknem. Kot prychał obok niej zdenerwowany. Dziadek z wprawą otworzył torbę i zaczął wyjmować słoiczki wypełnione ziołami oraz innymi rzeczami, których Larina nie mogła zidentyfikować.

– A myślałem, że już nie będę musiał tego robić – mruknął, dokładnie odważając składniki i wrzucając je do kociołka.

– Nie spodziewałem się, że nadal masz zapas oczu lampona, które kiedyś dla ciebie zebrałem – powiedział obserwujący go Eren.

Oczu czego?! Larina sama wytrzeszczyła oczy.

– Masz szczęście, że zachowuję różne rzeczy na czarną godzinę. Pewnie nie sądziłeś, że kiedyś przydadzą się tobie – odpowiedział Dziadek, nie podnosząc wzroku znad wywaru.

– Rzeczywiście nie.

Larina wzięła głęboki wdech i odchrząknęła.

– Może mi ktoś wyjaśnić, co tu się dzieje?

Zignorowali ją. Dziadek podał Erenowi kubek z naparem.

– Nie rozumiem jednak – ciągnął Mag, popijając wywar – co się stało z Czarnoksiężnikami. Zaklęcie nie powinno tak łatwo ustąpić. Coś musiało je osłabić, ale co?

Larina cicho pisnęła i zaczerwieniła się. Mężczyźni znieruchomieli i powoli odwrócili się w jej stronę.

– Chcesz coś powiedzieć? – zapytał Eren.

– Ja... – zająknęła się. – Ja... kiedy dzisiaj sprzątałam... przez przypadek... lekko dotknęłam jednego z nich i... i on tak wrzasnął.

Czekała, przygryzając wargę i wpatrując się w Maga.

– Dlatego wiedzieli, gdzie szukać – powiedział bezbarwnym głosem Dziadek.

Eren milczał przez dłuższą chwilę.

– Przez przypadek? – warknął w końcu.

Larina skuliła się w sobie. Osłabienie Maga zniknęło. Bladość ustąpiła z jego twarzy, za to pojawiły się na niej złość i determinacja. Jednym haustem wypił resztę zawartości kubka, po czym zerwał się na nogi. Oparzenia zniknęły.

– Muszę natychmiast wyjechać – rzucił, ruszając w stronę swojego zrujnowanego pokoju.

– Dokąd?! – krzyknęła Larina, biegnąc za nim.

Nie odpowiedział.

– Zabierz mnie ze sobą!

– Nie. – Eren zbierał już swoje rzeczy do torby.

– Proszę! – powiedziała ze łzami w oczach.

Eren zatrzymał się i spojrzał na nią.

– Mogę ci się przydać!

– Nie – powtórzył. – Już wystarczająco dużo zrobiłaś.

Ominął osłupiałą dziewczynę, kiwnął Dziadkowi i wyszedł. Larina po raz kolejny tego dnia usłyszała trzask ciężkich drzwi.

Zapadła cisza. Dym zaczynał rzednąć, temperatura w pokoju powoli się podnosiła.

„To tyle z moich marzeń” – pomyślała sfrustrowana Larina. Trzęsła się, lecz nie wiedziała, czy to z rozpaczy, ze strachu czy ze złości.

Odwróciła się i powoli skierowała się do kuchni. Dziadek zbierał swoje ingrediencje z powrotem do torby. Powróciły jego przygarbiona sylwetka, niezgrabne ruchy i zamyślone spojrzenie.

Larina usiadła ciężko przy stole.

– Co się tu dzieje? – zapytała.

Dziadek zamknął torbę.

– Nic, o czym powinnaś wiedzieć – powiedział, kierując się w stronę swojego pokoju.

Larinę ogarnęły wściekłość i frustracja. Zerwała się z miejsca i pobiegła za nim.

– Jasne, w moim domu są niekontrolowane wybuchy, Eren zostaje ranny, a ja o niczym nie powinnam wiedzieć? Myślisz, że po tym, co się dzisiaj stało, dalej dam się mamić historyjkami dla dzieci?! – wrzasnęła.

Dziadek przystanął zdziwiony. Nigdy dotąd nie podniosła na niego głosu. Ani nawet na Erena. Jego spojrzenie złagodniało. Westchnął.

– Zrób herbatę z melisą na uspokojenie. Obojgu nam się przyda. Zaraz do ciebie przyjdę.

Odwrócił się i odszedł. Wydawał się jeszcze bardziej przygarbiony. Zabolało ją to. Nie chciała być dla niego taka ostra. Musiała się jednak w końcu dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło.

***

Larina siedziała niecierpliwie w kuchni. Po chwili Dziadek wrócił i opadł ciężko na krzesło po przeciwnej stronie stołu. Wydawał się starszy i słabszy niż zazwyczaj, co w porównaniu z jego zachowaniem jeszcze kilka minut temu stanowiło duży kontrast. Westchnął.

– A więc co byś chciała wiedzieć?

– Co tu się dzieje? – rzuciła szybko Larina.

– Ba! – Dziadek odchylił się na oparciu krzesła. – Sam chciałbym to wiedzieć.

– Ale... – Larina zaniemówiła. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. – Przecież jeszcze przed chwilą zachowywałeś się inaczej... I rozmawiałeś z Erenem, jakbyś wszystko rozumiał!

– Dziecko, nawet Eren nie rozumie całej tej sytuacji. A to, co wiemy, to jedynie domysły, którymi nie będę się z tobą dzielił, bo i tak ich nie zrozumiesz.

– Ale dokąd pojechał Eren?

– Ścigać Czarnoksiężników, którzy mu uciekli.

– Ale...

– Moje zachowanie wynikało z tego, że w młodości byłem, powiedzmy, dość biegły w leczeniu schorzeń wywołanych magią. Stare nawyki pozostały.

Mężczyzna podniósł się powoli z krzesła.

– Idę się położyć. Jestem zmęczony.

– Ale... – powtórzyła skonsternowana dziewczyna.

– Żadnych więcej „ale”. Koniec dyskusji.

Odszedł, pozostawiając oniemiałą Larinę samą w kuchni. On też jeszcze nigdy nie był w stosunku do niej tak stanowczy. Jeżeli kilka godzin wcześniej myślała, że wielu rzeczy nie rozumiała, to była w błędzie. Teraz nie rozumiała już zupełnie nic. A najbardziej tego, co ona robi wśród tego wszystkiego.

Westchnęła. Musiała się czymś zająć. Rozejrzała się po kuchni, którą całe to zamieszanie pozostawiło w sporym nieładzie. Zabrała się do sprzątania, wylewając jednocześnie długo wstrzymywane łzy.Rozdział 6

Larina biegła przed siebie, nie zwracając uwagi na rozpryskujące się pod jej stopami kałuże. Gdy sparaliżowana ze strachu patrzyła na zgliszcza i martwe ciało, dotarło do niej, że nie rozumie tego, w co całe życie wierzyła. Potrzebowała odpowiedzi.

Wpadła do świątyni, jak zwykle cichej i wypełnionej wonnym dymem. Lekceważąc wszelkie zasady, wbiegła do pokoi kapłanów. Herao, najwyższy z nich, zerwał się na nogi. Mimo później pory miał na sobie prostą, purpurową szatę kapłanów ognia, ze złotym pasem oznaczającym jego pozycję.

– Panienko Larino? Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony. Spojrzał na jej przemoczone ubranie i zapłakaną twarz. – Co się stało?

– Musimy porozmawiać. Musisz mi coś wyjaśnić, bo... bo... – Jej ciałem znów wstrząsnęły spazmy.

Pozostali kapłani zaczęli się schodzić i przyglądać z ciekawością i oburzeniem całej scenie.

– Dobrze, porozmawiajmy – zgodził się Herao. – Przejdźmy do świątyni. Tylko, na Wieczny Ogień, uspokój się.

Odprawił gestem dłoni pozostałych kapłanów i wyprowadził roztrzęsioną dziewczynę do głównej sali świątyni.

Larina usiadła w pierwszym kręgu, wpatrując się tępo w Wieczny Ogień. Czerwonopomarańczowe płomienie tańczyły jej przed twarzą. Jego żar przypomniał jej o tym, jak bardzo była przemarznięta. Nie cieszyło jej jednak wszechogarniające ciepło. Ten sam żar był zabójczy.

Kapłan podszedł do niej i podał jej kubek parującego naparu. Przyjęła go, chociaż nie miała zamiaru go wypić. Owszem, uspokoiłby ją, ale również otumanił zmysły, a w tej chwili musiała myśleć trzeźwo. Nawet jeśli trochę histerycznie. I tak już przed oczami miała mgłę. Nie wiedziała, czy to ze zmęczenia, czy to para unosząca się z jej przemoczonych ubrań.

Herao usiadł obok Lariny, przyglądając jej się z troską. Znał ją bardzo dobrze. Mimo że Eren nie darzył czcią żadnej religii, przyprowadził ją tu, gdy miała siedem lat. Był to wiek inicjacji Wyznawców Wiecznego Ognia. Wiara w Ogień była religią panującą w Artanie przed czasami mroku. Ludzie wciąż żywo ją wyznawali, ponieważ przypominała im o lepszym życiu. Gdy dziewczyna była mała, nie zastanawiała się, dlaczego Eren przyprowadził ją do świątyni. Robił przecież tyle dziwnych i niewyjaśnionych rzeczy. Fascynowała ją taka ilość ognia, wonne zapachy i to, jak Herao wyjaśniał jej nauki i zasady religii. Te dogmaty wystarczały jej przez wiele lat. Aż do tej nocy.

– Co się stało? – zapytał ponownie kapłan.

– Czy Ogień jest dobry? – odpowiedziała pytaniem dziewczyna, tępo wpatrując się w płomienie; po raz kolejny tej nocy.

– Ogień to uniwersalna i rozumna potęga, większa niż dobro czy zło. To oczyszczenie. Namiastka boga na ziemi. Posłaniec zapraszający na ucztę bogów. Dlaczego pytasz?

– Widziałam dziś pożar. Z bliska. Ogień uwięził w budynku dwie niewinne kobiety. Krzyczały z bólu i strachu. A gdy dom się zawalił... zwęglone ciało jednej z nich wypadło na ulicę.

Gdy mówiła, łzy spłynęły jej po policzkach.

– Nie miały żadnych szans – dodała.

Herao westchnął.

– Rozumiem. – Zamyślił się na chwilę. – Czasami Ogień sam bierze ofiary, których mu nie składamy.

– Ale one były bezbronne!

– Każdy jest bezbronny w obliczu Ognia. Ma on zdolność tworzenia, kucia nowej rzeczywistości. Odesłał ich dusze w zaświaty, gdzie, niczym Feniks, odrodzą się na nowo.

– To niczego nie wyjaśnia!

– Wyjaśnia wszystko. Ogień to siła i żywioł, których my, zwykli śmiertelnicy, nie zdołamy objąć rozumem.

– Jak mam wierzyć, skoro nie rozumiem?

– Posłuchaj. Ogień to symbol zmienności, dynamiki, powstawania i niszczenia, konfliktu i walki, który jako błyskawica stanowi przyczynę i rozumnie kieruje całością wszechrzeczy...

Larina zerwała się na równe nogi. Zaczerwieniła się na twarzy, oddychała szybko.

– Wciąż nie widzę sensu w śmierci dwóch niewinnych kobiet! Śmierci okrutnej i bolesnej! Okazuje się, że to, w co tyle lat wierzyłam, nie ma sensu! Jest zwykłym wymysłem!

– Przecież wiedziałaś o niszczycielskiej sile Ognia. Dlaczego nagle cię ona dziwi?

– Bo nigdy nie widziałam jej z tak bliska. W mojej naiwności nie sądziłam, że coś, w co wierzę, jest tak niesprawiedliwe. Myślałam, że skoro go czcimy... to Ogień jest czymś więcej!

– Larino, uspokój się.

– Nie! – wrzasnęła. Kubek, wcześniej podany jej przez kapłana, wyciągnęła w stronę Wiecznego Ognia.

Herao spoważniał.

– Nie rób tego – powiedział cicho, lecz stanowczo. – Jeżeli znieważysz Wieczny Ogień nieczystością, zostaniesz wyklęta. Już nigdy nie będziesz mogła wejść do tej ani żadnej innej świątyni. Inni Wyznawcy się od ciebie odwrócą.

– I co z tego? – powiedziała gniewnie Larina, wyciągając rękę coraz bliżej płomieni. – Po co mi wiara, skoro...

I wtedy usłyszeli rozdzierający krzyk.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: