- W empik go
Kołysanka i inne fantazje - ebook
Kołysanka i inne fantazje - ebook
Baśniowe historie, które chętnie przeczyta dorosły, tęskniący za odrobiną magii w codzienności. Czytając o mówiących, elokwentnych wróblach czy chmurze, której można dotknąć, odkrywa się po chwili uniwersalne opowieści o uczuciach oraz emocjach niezmiennych bez względu na czas czy miejsce. W trzech opowieściach wzruszenia łączą się z żartem i grozą, a uśmiech oraz smutek tworzą niepowtarzalną mozaikę, zapadającą w pamięć i skłaniającą do refleksji nad pięknem, tragizmem i ulotnością życia.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-9017-4 |
Rozmiar pliku: | 210 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pierwszą opowieść zaczęłam pisać, gdy miałam sześć lat. Nadałam jej tytuł _Lilia wśród syren._ Bohaterka marzyła o spotkaniu z prawdziwą syreną. Następna historia opowiadała o Maklim, nastoletnim chłopcu, który pragnął poznać mieszkańców innej planety.
Każda opowieść rodzi się z marzeń. Marzeń bohaterów i ich twórców – pisarzy. Lilia i Makli śnili o innym fascynującym świecie. Ja zaś chciałam go pokazać za pomocą słów. Moja wyobraźnia pękała w szwach od pomysłów, fabuł, postaci, scenerii. W głowie grała muzyka, raz pogodna, innym razem pełna dramatycznego napięcia, a bohaterowie walczyli, kochali, cieszyli się i cierpieli. Świat fantazji rozrastał się we mnie i rozrastał, domagając się literackiego wyrazu. Wreszcie dojrzałam do tego, by przenieść wykreowaną rzeczywistość na papier. Tak rozpoczęła się wspaniała przygoda z pisaniem. Wspaniała, a zarazem wymagająca...
Trzy opowiadania, które znalazły się w tej książce, przeszły wraz ze mną długą i wyboistą drogę. Zanim je zapisałam, rozwijały się w mojej wyobraźni niekiedy kilka lat. W tym czasie pozwalałam im dojrzewać, zmieniać się, a czasem nawet zawrócić z wcześniejszej ścieżki i rozpocząć podróż od nowa. Fantazje wędrowały, a ja szukałam słów, porządkowałam zdarzenia, nadawałam bohaterom i miejscom konkretne kształty. Niespodziewanie odkryłam, że to dopiero początek przygody... Nie chciałam tworzyć tylko dla siebie, dlatego musiałam spojrzeć na opowieść oczami czytelnika. Musiałam spojrzeć na nią tak, jakbym ją czytała po raz pierwszy; jakbym pierwszy raz słyszała słowa, widziała bohaterów, doznawała ich emocji.
W tym jakże trudnym zadaniu pomogła mi pani Anna Błachucka, opiekunka grupy literacko-artystycznej „Słowniacy Świętokrzyscy”. Jej doświadczeniu, otwartości i życzliwości naprawdę wiele zawdzięczam. Wsparły mnie również koleżanki z grupy – dzieliły się ze mną wrażeniami, spostrzeżeniami i uwagami, dzięki którym mogłam zdystansować się do własnych tekstów, dostrzec zarówno ich walory, jak i słabości.
_Kołysanka, Wróble_ i _Mur –_ co łączy te historie? Nie chcę narzucać Czytelnikom interpretacji, jestem bowiem przekonana, że każdy, kto zechce wejść do mojego świata fantazji, zapełni go własnymi skojarzeniami, przeżyciami i doświadczeniami. Pragnę jedynie podzielić się perspektywą autora, która, mam nadzieję, ubogaci punkt widzenia Odbiorców.
Od zawsze fascynowały mnie momenty, w których po raz pierwszy krzyżują się spojrzenia dwojga ludzi; chwile, kiedy wbrew wszelkim regułom prawdopodobieństwa przecinają się ścieżki, które miały się nigdy nie zetknąć; impulsy, zbliżające ku sobie dwa światy, które na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego. Tak rodzi się niezwykłe spotkanie. Co z niego wyniknie?
Drodzy Czytelnicy! Mam nadzieję, że książka, którą z wielkim przejęciem oddaję do Waszych rąk, przyniesie Wam radość, pozwoli na chwilę zatrzymać się w codziennym biegu, pomoże docenić wrażliwość – cechę dziś niepopularną, traktowaną niczym kłopotliwy balast, a przecież tak potrzebną w relacjach międzyludzkich.
Pragnę, by trzy opowieści, które znajdziecie na kartach _Kołysanki i innych fantazji,_ zainspirowały Was do twórczych poszukiwań. Życzę Wam, aby i Wasze marzenia, które zakiełkowały w dzieciństwie, odnalazły drogę do spełnienia. Życzę Wam budujących spotkań, które uszlachetniają duszę i czynią ten świat choć trochę lepszym.
Katarzyna SobotaWRÓBLE
Miały swoje umówione miejsce – gałąź rozłożystego dębu, rosnącego przy parkowej alei. Stąd mogły bez przeszkód obserwować ludzi. Sfruwały się codziennie o czwartej po południu, by wymieniać się nowinami. Zazwyczaj trzy wróble przybywały na spotkanie wszystkie razem. Dziś jednak stało się inaczej. Pierwszy przyleciał Dudzio. Przez chwilę szukał wzrokiem towarzyszy. Dopiero kilka minut później przyfrunął zdyszany Kajzerek.
– A gdzie Zofik? – zapytał Dudzio. Drugi wróbel nie zdążył odpowiedzieć. Silny podmuch wiatru szarpnął gałęziami tak mocno, że ptaszki aż podskoczyły. Próbowały znów usiąść na gałęzi, która kołysała się na wszystkie strony, groźnie trzeszcząc. Dopiero po chwili wiatr nieco zelżał i wróble wróciły na swoje miejsce.
– Nie wiem, gdzie się podział. – Kajzerek przycupnął blisko przyjaciela i nastroszył piórka. – Nigdy się dotąd nie spóźniał.
Dudzio popatrzył z niepokojem na niebo zakryte ciemnoszarymi chmurami.
– Mam nadzieję, że zaraz przyleci – odezwał się po chwili milczenia.
– Ja też – przytaknął Kajzerek. – Jakoś mi dziś nieswojo i... – nie dokończył, bo gałęzią wstrząsnął kolejny podmuch. Wicher wzbił w górę tuman jesiennych kolorowych liści, które leżały na trawie i alei. Wirowały z taką prędkością, że oszołomione ptaszki nie mogły rozpoznać ich kształtów.
– Widzę go! – zaćwierkał nagle Dudzio, starając się przekrzyczeć szum. Spomiędzy latających w koło liści wypadł ich przyjaciel. Z wielkim trudem utrzymywał tor lotu. W końcu, zmęczony walką z wichurą, sfrunął na trawę. Dudzio i Kajzerek szybko do niego dołączyli. Gdy wreszcie znaleźli się w komplecie, wiatr znów przycichł, a liście powoli opadły.
– Gdzie byłeś? Co widziałeś? – dopytywał się dociekliwy jak zawsze Dudzio.
– Martwiliśmy się – dodał zatroskany Kajzerek.
– Dajcie mi odetchnąć! – fuknął Zofik. – Ledwo tu dotarłem.
Oba wróble posłusznie umilkły. Zofik był najstarszy i najmądrzejszy z ich trójki, więc liczyli się z jego zdaniem. Zazwyczaj spokojny i opanowany, dzisiaj wyglądał na bardzo wzburzonego. Podskakiwał w tę i z powrotem, po czym zatrzymał się i utkwił wzrok w suchym zszarzałym liściu dębu. Dotknął go nóżką, a w wysuszonej skórce liścia zrobiła się niewielka dziura.
– Jakie to wszystko kruche... – szepnął ponuro. Dudzio i Kajzerek patrzyli na towarzysza zmartwieni.
– Obserwowaliście dziś ludzi? – zapytał Zofik. Ptaszki kiwnęły główkami. Takie było zadanie wróbli, które trzej przyjaciele wypełniali każdego dnia, odkąd weszli w dorosłość. Ludziom przyglądali się ich rodzice, dziadkowie, pradziadkowie. Ot, tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie.
– Dudzio, ty pierwszy.
– Widziałem ogromny tłum przed centrum handlowym. Ludzie czekali w kolejce, która ciągnęła się aż do końca ulicy i jeszcze dalej. Wielu stało na jezdni, tak, że samochody nie mogły przejechać. Każdy, kto zdołał wyjść ze sklepu, dźwigał wypełnione po brzegi siatki. Niektórzy mieli plecaki, a nawet torby podróżne.
– Kajzerku? – Zofik zwrócił się do drugiego wróbla.
– Zobaczyłem mnóstwo samochodów, które zamiast jechać, tkwiły w długim korku. Obleciałem wszystkie główne ulice, wszędzie auta i auta. Strasznie hałasowały, co chwila odzywały się klaksony. Kierowcy wyglądali przez okna i krzyczeli coś do siebie nawzajem, ale przez ten harmider niewiele zrozumiałem.
Zofik słuchał przyjaciół z zafrasowaniem. Kiedy Kajzerek skończył, najstarszy wróbel cicho westchnął. Skinął na towarzyszy, by podeszli bliżej. Szeptał im coś przez dłuższą chwilę. Wreszcie umilkł, jakby wyczerpany ćwierkaniem. Dudzio zamachał nerwowo skrzydłami. Kajzerek dygotał na całym ciele.
Wiatr z wolna przybierał na sile. Wszystkie opadłe liście znów znalazły się w powietrzu. Wróble przylgnęły do pnia dębu. Trzymały się blisko siebie, by choć trochę się ogrzać. Nagle usłyszały gromki stukot. Obróciły główki w kierunku tej części parku, gdzie rosły kasztanowce. Wicher wstrząsnął koronami drzew, strącając z gałęzi mnóstwo kasztanów. Spadały na ziemię z taką prędkością, że kilkakrotnie podskakiwały na asfaltowej alei, nim wreszcie się zatrzymały.
– Istny grad – szepnął oszołomiony Dudzio.
– Spójrzcie! – Kajzerek aż wyciągnął skrzydło, by pokazać przyjaciołom nietypową scenę. Alejką szła dziewczyna i zasłaniała głowę przed kasztanami. W pewnej chwili spojrzała w górę i głośno się śmiejąc, próbowała chwytać kasztany w locie. Parę sztuk udało się jej złapać. Z uśmiechem i wprost dziecięcą radością obejrzała swoją „zdobycz”, po czym schowała kasztany do kieszeni płaszcza.
Wróble patrzyły na nieznajomą zaintrygowane. Szalejący wicher zdawał się w ogóle jej nie przeszkadzać, choć miotał długimi ciemnymi włosami, niekiedy zasłaniając zupełnie twarz dziewczyny. Odrzucała wtedy głowę w tył lub chowała niesforne kosmyki za uszy.
– Jaka ona wesoła – szepnął zdumiony Zofik. – Czyżby o niczym nie wiedziała?
– To chyba niemożliwe – powątpiewał Kajzerek. Tymczasem z powrotem zapanował spokój. Przynajmniej na parę chwil. Dziewczyna usiadła na ławce, zdjęła z pleców czarny futerał i położyła obok siebie.
– Co ona tam ma? – chciał natychmiast wiedzieć Dudzio. Zofik nie zdążył odpowiedzieć, bo Kajzerek zerwał się nagle do lotu i wylądował tuż przy ławce. Przyjaciele dobrze wiedzieli, co przyciągnęło jego uwagę. Nieznajoma wyciągnęła bułkę z foliowej torebki i sypała okruchy na drogę.
– Zostaw trochę dla nas, łasuchu! – zaćwierkał Dudzio. Oba wróble pofrunęły w ślad za Kajzerkiem, który skakał uradowany, delektując się każdym kawałeczkiem.
– Mmm... Świeżutka bułeczka prosto z piekarni – mruczał rozmarzony, klepiąc się skrzydłem po okazałym brzuszku.
– Nie sądzę – odparł smutno Zofik, który dzióbnął zaledwie kilka okruszków. – Dziś rano pozamykali wszystkie piekarnie. Dostawy nie dotarły.
– Może przez te korki? – myślał głośno Dudzio.
– Jedzcie, nie gadajcie – burknął rozdrażniony Kajzerek. – Przepyszna bułeczka, a wy narzekacie.
– Ty jak zwykle o jedzeniu. – Zofik z dezaprobatą pokręcił burą główką. – Chyba nie rozumiesz powagi sytuacji.
– Rozumiem ją dużo lepiej niż sobie wyobrażasz – zaperzył się Kajzerek. – Trzeba jeść, póki jest co włożyć do dzioba.
– W sumie racja – podchwycił Dudzio. – Co stanie się z pokarmem, kiedy...
– Cicho! Nie mów o tym na głos! – wrzasnął Zofik, prawie z rozpaczą. Oba wróble umilkły speszone, patrząc po sobie.
W czasie dyskusji ptaszki nie zauważyły, że dziewczyna od dłuższej chwili bacznie je obserwuje.
– O czym tak rozmawiacie? – zapytała rozbawiona. Zaskoczeni jej słowami przyjaciele podnieśli główki. Nieznajoma otrzepała dłonie z okruchów i pochyliła się ku wróblom. Miała śniadą cerę i zielone oczy, które śmiały się do całego świata. Sprawiała wrażenie osoby, która mogłaby zaprzyjaźnić się z każdym stworzeniem na Ziemi. Patrzyła na ptaszki z głębokim szacunkiem, jakby miała do czynienia z ludźmi.
– Nic nie powiecie, moje wróblisie? – odezwała się po chwili milczenia. – No cóż, pewnie macie swoje ptasie sekrety, co? – Przekręciła głowę w bok i uśmiechnęła się szeroko. Dudzio spojrzał na Zofika.
– Powiedzmy jej.
– O tym?
– Tak.
– Przecież nas nie zrozumie.
– A skąd wiesz?
– To człowiek.
– Przynajmniej spróbujmy – naciskał Dudzio.
Zofik milczał. Dudzio skinął na Kajzerka i stanęli obaj po dwu stronach przyjaciela. Zawsze tak robili, gdy usiłowali przekonać go do swych racji.
– To niemożliwe, żeby była tak pogodna, a zarazem wiedziała, co ma się wydarzyć – perswadował Dudzio.
– Właśnie, właśnie – przytakiwał Kajzerek.
– Wiem – przerwał im Zofik. – Ale czy wyście przypadkiem nie zapomnieli, że ludzie nigdy nie rozumieli naszego języka, choć my doskonale znamy ich mowę? Ileż to razy próbowaliśmy do nich przemówić? Dać dobrą radę? Ostrzec? Pojął ktoś kiedy nasze słowa? Posłuchał? Rozważył?
Dudzio i Kajzerek westchnęli ciężko. Musieli przyznać rację przyjacielowi. Ludzie zajmowali się swoimi sprawami, a poza tym komu przyszłoby do głowy, że takie niepozorne wróbelki mają coś ważnego do powiedzenia? Z drugiej strony dwóm ptaszkom zrobiło się żal dziewczyny, czym natychmiast podzieliły się z Zofikiem.
– Spójrz, jak ona na nas patrzy! – Dudzio nie dawał za wygraną. – Inni to by nawet uwagi nie zwrócili. Ot, w najlepszym wypadku pokarmiliby i poszli w swoją stronę.
– Właśnie, właśnie – skwapliwie wtórował mu Kajzerek. Najstarszy wróbel zamyślił się głęboko. W końcu usiadł na oparciu ławki. Na jego widok nieznajoma klasnęła w dłonie.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.