- W empik go
Komornica, czyli tajemnica życia wojskowego - ebook
Komornica, czyli tajemnica życia wojskowego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 231 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pociecha ta acz skuteczna, bo przekonywająca, niemogła jednak uspokoić matki. Skarżył i się juź przed południem, źe ją bardzo głowa boli. Zośka związała jej głowę mokrą szmatą, ale gdy ku wieczorowi zimne dreszcze zaczęły matkę przechodzić, ułożyła ją w łóżko, a sama pobiegła do karczmy kupić kwaterkę wina. W karczmie gdy jej żyd żądanego kordyjału odmierzył półkwaterek, raptem się Zośka spostrzegła, iź nie miała czćm zapłacić. Zmieszana i zmartwiona prosiła źyda, aby jej zborgował, zaręczając, iż z pierwszych zarobionych pieniędzy dług swej zapłaci. Żyd jednak ofuknąwszy ją mówił, źe komornicom nie borguje, tylko gospodarzom; bo gdyby miał wszystkim dziadom kredytować, toby musiał wszystek swej majątek utracić i zejść na takiego nędzarza, jak jest jej matka. Tę rozmowę i ten targ słyszeli gospodarze siedzący w karczmie za stołem. Jeden z nich rzekł: „Słusznie źyd mówi, bo przecież nie sposób lada komu borgować.” Drugi dodał: „Jużby się źyd ze swemi pićniądzmi nigdy nie zobaczył, bo moźe babsko kłapnie i gdzieżby jej szukał, chyba na tamtym świecie?” Trzeci znowu śmiejąc się, rzecze: „Ani na tamtym świecieby jej żyd nie dogonił, bo by tam święty Piotr żyda za nią nie puścił i tylko-by za wrotami wrzeszczało źydosko o swej dług.u Wszystkie te żarty nader były dla Zośki bolesne i upokarzające. Odwiązawszy z siebie zapaskę darowaną przez Wojciecha, ofiarowała ją w zastaw żydowi za ów półkwaterek wina. Żyd rozwinął zapaskę do światła patrząc, czy nie dziurawa i rzekł: „To starzyzna i co ja mam z tem zrobić?”
– Będziecie mieć czem odziać bachora (rzecze jeden z chłopów).
– Czegóż chcecie żydzie (doda drugi), przyda się wam na łaty do pierzyny, bo pasiasta.
– Weźcie arendarza i nic się nie bejcie (rzekł trzeci) bo obstanie za półkwaterek wina, i sam ją od was kupię dla pasterki, co lata za gęsiami.
Żyd zwinął zapaskę, położył na szynkfasie a Zosia zapłakana biegła czemprędzśj z flaszką do domu, aby nieść matce ratunek, – Chłopi, którzy pozostali w karczmie, mówili między sobą, ii pewno Regina kłapnie, bo na babsku niema mięsa, tylko sama skóra i kości. O dziewusze rozmawiali, iżby ona jeszcze uszła, ale ie się tćra przy matce, a bałamuci z Józkiem.
– Pytanie (rzecze jeden), co ma ksiądz w tóm, że tych dziadówek tak broni?
– Bo mu plewią w ogrodzie (rzecze drugi) ze samej tylko strawy.
– Ej! nie to jest, (rzecze trzeci), tylko, że musiał mu kowal kupując młyn, dać jaką ofiarę, aby za niego Pana Boga przejednał i on teraz
Ibabom świadczy za kowala. – Nie bajcie! (rzecze pierwszy) boby mu tam kowal nic nie dał, aleby jeszcze i wziął, jako ciągnie z księdza od rolnego naczynia i od kucia. – Ale, dlaczegóż dwór (rzecze drugi) tak się temi komornicami opiekuje? – A bo musi (rzekł trzeci), bo któżby przyszedł do niego na robotę, jeźli nie taki chudak, co juź nie ma co w gębę wrazić.
Gdy tak rozmawiali chłopi w karczmie, popijając, Zośka przy łóżu chorej matki siedziała… głaszcząc ją po twarzy, całując po nogach, a od czasu do czasu polewając jej głowę kroplami przyniesionego wina.
– Nie ulżyło wam się tóż co, matusiu? (rzecze Zośka) lubuje wam iii to wino?…. Moźe wam się kołtun z wije, matusiu, to wszystkę chorobę z was wyciągnie.
– Dziękuję ci, moja córko (rzecze Regina) juź mnie głowa tak nie łupie, tylko mnie do kolan mrozi i we wnątrzu mię taki źal ściska.
– Ofiarujcie się Panu Bogu i Matce najświętszej, matusiu (odpowie Zośka) i niech was ten źal nie trapi, bo Bóg jest najlepszy świadek a najpierwszy obrońca sprawiedliwości. Ja się tam nic nie frasuję, a owszem modlić się będę za złych łudzi, aby im Bóg naszą krzywdę przebaczył.
Matka słuchając córki, ciche łzy roniła, ręce złożyła do modlitwy, oczy wzniosła w górę i milczała. Zośka z pochyloną głową pokornie ułożoną zasełała zapewne do Boga tajemną modlitwę, nie odważając się przerywać dumania matki. Chwila to była, gdzie wzajemna tych dwóch nieszczęśliwych istot modlitwa wzlatując ku niebu, spotykała się u stóp Najwyższego. Ostatni promień dogorywającego słońca padał przez wązkie okienko na bladą twarz komornicy. Coraz ciemniej przyświewał on nieszczęśliwej Reginie, a później gasł, i cienie nocy zapełniły te izdebkę, która tyle cnot, i tyle nieszczęść mieściła.
– Czy śpicie, matusiu? (przerwie niespokojna Zosia) – nic się tez do mnie nie odzywacie, aż mnie okropny smutek ogarnia!
– Nie śpię, moja córko (rzecze Regina), tylko sobie myślę, kto cię tóż biódna siśroto przyjmie, i kto cię do siebie przygarnie, jakby mnje Pan Bóg zabrał z tego świata? Przy zdrowiu tom się nie bała śmierci, bo mi się zdawało, źe ci lepiej będzie samej, a teraz to mnie zdejmuje trwoga i tak się czegoś lękam, źe cała w sobie dygoczę.
Zosia łkając rzuciła się prawie cała w objęcia matki i palącą twarz swoją na zimnych jej licach składając, chciałaby życie swoje w ciało matki przelać, zdrowie swoje matce swej odstąpić i ciepłem miłości ją zagrzać. Matka chudemi rękami objęła szyję swej córki i nie mogąc mówić bez wzruszenia, jakieś tylko sinemi wargami niosła jej błogosławieństwo; aż później głęboko odetchnąwszy, rzekła córce: „Lepiej mi Zośko, ulżyło mi się – bądźźe spokojną i nie lamentuj.”
Zośka pobiegła do komina, aby ogień rozpalić, sięga pod komin, lecz nowy kłopot, bo drzewa nie było. Z płotu sąsiadowego nie godzi się wziąść patyka, bo grzóch, a tu w domu nióma co spalić, prócz jednej starej faski, w której się otręby dla prosięcia składały. Trudno! – trzeba i tego uźyć, aby matce ogrzać kamień w nogi i zmarzłe ciało ucieplić. Ten sprzęt, prawie ostatni, połamała na ogień, a wkrótce wybuchnął on płomieniem serdecznej ofiary. W nocy matka różne dziwy marzyła, a Zośka nadsłuchiwała każdego słowa, czerpiąc z niego na przemian to pociechę, to rozpacz. Przed północą raptem przebudzona, rzekła Regina donośnym głosem: „Słyszę i idę zaraz.” Zośka zapytała: „Gdzie matusiu idziecie? przecież wy w łóżku leżycie chora.Matka na to nic nie odpowiedziała; i czy w istocie zasnęła lub tez udawała źe śpi, tego trudno wiedzieć; dość, źe Zośka temi słowami strwożona, usiadła na krawędzi łóżka i ucho prawie do ust matki nachyliła.
Wjaki.4 czas później biedna Regina uśmiechać się przez sen poczęła, i ruszając wargami, zdawała się rozmawiać z przyjazną sobie osobą. Zośkę i to trwożyło, bo tak dawno usta jej bićdnej matki nie składały się do uśmiechu, a jej twarzy nie ożywiała wesołość, iź w tóm upatrywała coś osobliwego i nadzwyczajnego, Zaczęła więc poruszać matkę, aby ją obudzić, gdy ta, jakby Ben swej wyrazić chciała, rzekła: „Piękna Królowo ziemi i nieba! witam cię głębokim pokłonem.”
Zośka nie wiedziała czy to modlitwa na jawie, czy sen, i pyta matki: „Cóź wy matusiu o Królowej nieba i ziemi mówicie? czy się modlicie?'
Matka znowu na zapytanie nic nie odpowiedziała, ale rzekła tylko: „Nie budź mnie Zośko, bo mi się tak pięknie śni.” I jakoś wkrótce zasnęła, i znowu ten sam uśmiech na ustach powrócił, a jasnośó palącego się na kominie drzewa, tóm wydatniejszym ten wdzięk czyniła.
Juź była prawie trzecia po północy, rozbudzona kura kwoczeć poczęła i otrzepując się na grzędzie, głaskała dziobem rozczochrane po nocnym spoczynku skrzydła. Prosie odzywało się w sieni, i wszystko co źyło, witało powrót dnia. Regina tylko spała snem twardym, a czuwająca przy niej Zosia, strudzona bezsennością, obawą, i smutkiem, dygotała od zimna i często do komina, na którym się juź ogień dotlewał, dochodziła. Pierwszy brzask powracającego słońca zwiastował pogodę, ale wkrótce potem chmury ćmić' ją poczęły i zrobiło się posępno na świecie, tak, jak było posępne serce bićdnej Zosi, Moźe w godzinę potem Regina się obudziła, a widząc Zosię siedzącą przy niej na krawędzi łóżka, rzekła do niej z żałością: „Cóź ty biódna córko, całą noc przy mnie pokutujesz, i ani spoczniesz na chwilkę?!… Mnie już nic nie boli (rzekła dalej Regina) i głowa mi się ustatkowała, tylkobym tez bardzo pragnęła księdza. Święta spowiedź nikogo nie umorzy, ale każdego podźwignie a radabyra przyjąć Pana Jezusa (chociaż jesteśmy tego niegodni) do naszej lichej chaty.
Zośka aczkolwiek gorącą miała wiarę i pobożność, przeraziła się tórn żądaniem i rzekła ze łzami: „Przecież nie jesteście tak chorzy matusiu, abyście księdza potrzebowali; gdy wyzdrowiejecie, to się wysłuchacie4
– Nie moja córko! (rzecze Regina) opóźniać ani odkładać takich rzeczy nie można, bo człowiek w zdrowiu powinien być zawsze na śmierć gotowym, a gdy jest chorym, to bez opatrzenia świętemi Sakramentami zostawać nie może. Zbierz się więc moja córko i idź do księdza proboszcza a proś go, aby rychłej przychodził. Ja się tu tymczasem będę do spowiedzi gotowała, kiedy mi się na głowie ulżyło.
Zośka zalana łzami odziała się rajntuchem i koło cmentarza biegła ku kościołowi, kiedy wrona siedząca na topoli zasadzonćj w cmentarzu, przeraźliwie krakać poczęła. Zosię to przestraszyło i splunęła potrzykroć, ale jej to krakanie przypomniało od razu owego puszczyka, który hukał w nocy, gdy matka pierwszy raz chorowała. Przybywszy do księdza proboszcza, opowiedziała z płaczem o chorobie swej matki, i o gorącem jśj żądaniu przyjęcia Pana Jezusa, a razem o trwodze swojej, pochodzącej z nocnych marzeń matki. Ksiądz proboszcz natychmiast posłał po ko gcitilnego, dziadek w dzwon uderzył, na uczczenie najświętszego Sakramentu, błysnęły światła na ołtarzu, dziad wziął dzwonek i latarnią i poprzedzał księdza proboszcza, niosącego na piers:ach Roga Zbawcę, Boga jedynego w troistói osobie, Bga baranka Bożego, który gładzi grzćchy świata. Zosia zalana łzami, z pochyloną na dół głową postępowała za księdzem proboszczem. Dzwonek głosił pochód żywego Boga do przybytku ubogićj Reginy; kto dosłyszał, uklęknął, krzyżem się św. przeżegnał, a czyj słuch był znrówno twardy jak i serce, nie słyszał i nie nczcił św. gościa, lecz leniwo spoczywał jeszcze w łóżu, lub się koło spraw ziemskich krzątał. Jednym z tych ostatnich był Piotr, który nic nie wiedział i nie słyszał; lecz gdy mu powiedziano, źe ksiądz przeszedł z Panem Jezusem do Reginy, pobladł i bardzo się strwożył. Wyjął coś potajemnie ze skrzynki, włożył do kieszeni i wyszedł z domu. Gdzie wyszedł? nie wiadomo.
Nikt nie powiększa! pobożnego orszaku idącego za przenajświętszym Sakramentem. Bóg źywy w Hostyi świętej ksiądz, Zosia i dziad kościelny byli jedynymi gośdmi, którzy się do łóża umierającej Reginy zbliżyli. Zosia i dziadek wyszli z izby na podwórko, zostawiając samego księdza proboszcza z chorą. Spowiedź nie trwała długo, a przez ten czas Zosia klęcząc przy twęgle domu rzewnie płakała, kiedy dziadek pocieszał ją słowy: Ii Bóg jej nie opuści; źe Bóg ma zawsze nad sierotami zlitowanie, i że jeźli dwór lub ksiądz proboszcz do służby cię nie wezmą, to każdy cię gospodarz od nowego roku przyjmie. Mówił także, źe jeszcze lepiej będzie jej bez matki, bo łatwiśj jednemu jak dwojgu.
Ta nędzna pociecha, bodła w serce biódną Zosię, ale przez uszanowanie dla wieku dziadka nic mu nie odpowiadała, tylko tem rzewniej jeszcze płacząc, łączyła się w duchu z tą wielką sprawą, która się w tej chwili w izdebce odbywała, i od której Sąd, Miłosierdzie, Kara lub Zbawienie zależy.
Ksiądz proboszcz wyszedł przed chatę, kazał dziadowi zadzwonić dzwonkiem, dla zawiadomienia ludzi, o udzielić się mającym świętym Chlebie podróżnych, przywołał Zosie i wobec nich najświętszy Sakrament złożył w usta rozjaśnionej szczęściem i wielkiem pragnieniem Reginy. Zosia padła na twarz; długo w tej postawie leżała, gdy ksiądz proboszcz po udzielonem błogosławieństwie, modlitwy stosowne rozpoczął.
W tem się izdebka napełniać ludźmi poczęła, a między nimi przybiegła zadyszana Agniószka, która tóż obok Zosi na twarz upadłszy, rzewnie płakała. Poźniej nieco przyszedł Wojciech i Józek i uklękli w progu drzwi. Józek zaś blady i łzami zalany trzymał paciorki w ręku i bełkotał w roztargnieniu modlitwę, a poźniej, powstawszy, skłonił się księdzu proboszczowi i rzekł, ie chce jechać po doktora na swej koszt, i zapłaci, co będzie potrzeba, aby Reginę do zdrowia przy- ' prowadzić. Ksiądz proboszcz odniósł tę ofiarę – Józka do Reginy, która di żacy m głosem rzekła: „Niech mu Bóg płaci, ale nie chce juź doktora, kiedy mam w sercu Pana Jezusa; jak Bóg zechce, żebym żyła, to niech się dzieje Jego wola, a gdy mi śmierć przeznaczy, to ją z reki Boskiej wdzięcznie przyjmę.”
Zośka tym targiem jakby do życia powrócona, zerwała się nagle, i prosiła matki, iżby na doktora zezwoliła, obiecując zapłacić lśkarza i aptekę wartością prosięcia od Agnieszki. Agnić-azka tez powstała mówiąc, źe ona bierze koszt na siebie a prosi, iżby doktór przyjechał. Józek nie czekając dłuźej, biegł czemprędzey do domu, aby wóz słomą wysłać i spieszyć po lókarza.
Ksiądz proboszcz dopełniał potom w rozrzewnieniu Sakramentu ostatniego namaszczenia, wzmacniając tę piękną dusze do potyczki ze śmiercią, i usposobiając ją do odbycia podróży
2 krainy łez i niedoli, do ojczyzny błogosławionych i miejsca wiekuistej chwały. Wszyscy obecni odmawiali potom spólnie z księdzem proboszczem modlitwy, a Zośka klęcząc przy nogach matki, ze łkaniem ostatnie słowa litauii powtarzała przerywając ja tylko częstym n5g matki pocałunkiem. Kapłańska posługa juź się skończyła, ksiądz proboszcz pocieszył jeszcze i pobłogosławił chorą, również pocieszył córkę i wrócił do siebie. Lud pobożny znowu się różnemi ścieszkami po wsi rozsypał, a pry chorej Reginie pozostała tylko córka, stara Agnieszka i Wojciech. Ten ostatni zbliżył się do łóża chorej, mówiąc jej uroczyście: – Miałem przyjśd do was młynarko, w przyszłą niedzielę, i skłonid się wam do nóg o waszą Zośkę dla mojego Józka, ale kiedyście tak za-kiepśnieli, źe moźe z was i nic nie będzie, więc was teraz proszę, abyście mi Zośki nie odmawiali, bo ją sobie Józek naprawdę upodobał i innej dziewuchy pojąć nie chce, tylko ją samą. Ja im grunt spuszczę i przy nich będę siedział, bo mi krzywdy dzieci nie zrobią, gdyż Józek jest uczciwy, a Zośka wasza także. Więc póki żyjecie młynarko, to im pobłogosławcie i będzie wam spokojniej umieraó, jak będziecie wiedzieć', źe wasza córka na bićdę nie zejdzie.
Regina jakby z grobu do zmartwychwstania powołana, wzniosła się na łóżu i zapadłe w głowie oczy zwracając na Wojciecha, badała, czy to prawda lub udanie, i czy to słyszy we śnie lub na jawie? Odgarnęła na bok włosy, które jej na skroń spadały, i szukała wzrokiem to Zośki, to Józka: to znowu wodząc błędne spojrzenie po Agnieszce i Wojciechu, słowa przemówić nie mogła. Po chwilce zaś odezwała sie do Wojciecha:
– Jakżeby sie to stać miało, mej gospodarzu, abyście Józka z moją Zośką żenili, kiedy Zośka nic nie ma majątku i jest uboga, jakiej drugiej w całej naszćj wsi nićina. Z czegóżby-ście ją brali i cóżby ona wam do domu przyniosła?