- W empik go
Konstytucya 3 Maja: (kronika dni kwietniowych i majowych w Warszawie w r. 1791) - ebook
Konstytucya 3 Maja: (kronika dni kwietniowych i majowych w Warszawie w r. 1791) - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 320 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najpiękniejsza karta dziejów Polski upadającej, jej drgnienie ku odrodzeniu–konstytucya 3, maja – należała do wspomnień zakazanych.
Nie wolno było o niej pisać, nie wolno było przypominać jej pokoleniom współczesnym, a kiedy przed laty 15, w setną rocznicę konstytucyi, Warszawa dowiodła, że pomimo wszystko wielki fakt dziejowy tkwi w jej pamięci – opłaciła to więzieniem kilkudziesięciu osób z grona patryotycznej młodzieży uniwersyteckiej.
Dzisiaj dopiero czasy się zmieniają, a żywy prąd wolności, który wstrząsnął posadami państwa Rosyjskiego, pozwala nam wydać książkę, która jest kroniką dni majowych w Warszawie w roku 1791 i obok samej Ustawy konstytucyjnej zawiera wszystkie szczegóły, dotyczące przebiegu obrad, poprzedzających wiekopomną uchwałę Sejmu Czteroletniego, tudzież treściwy opis rozpraw, jakie się toczyły po ogłoszeniu konstytucyi, z entuzyazmem przyjętej przez miłujących ojczyznę obywateli.
Zdzisław Dębicki.
Nad „poprawą Rzeczypospolitej”, nad zmianą konstytucyi narodowej, myśleli oddawna troskliwi o los ojczyzny obywatele. Jeszcze za czasów kiedy Polska stała na szczycie swej potęgi nie brakło głosów ostrzegających o niebezpieczeństwie, jakiem grozi nieodpowiedni ustrój państwa. Elekcye, bezkrólewia, liberum veto, konfederacye, wolność szlachecka zamieniona w swawolę, tron bez władzy, skarb bez pieniędzy, obrona granic bez wojska – oto szereg przyczyn, który prowadził Polskę do nieuchronnego upadku. Już w połowie XVII w. o mało jej nie zalał „potop” wojen szwedzkich i kozackich – a kiedy ten spłynął, pozostawiając ślady w ruinach miast i zgliszczach siół, nie znalazło się dość silnych rąk i tęgich umysłów, aby przystąpić do gruntownej restauracyi skołatanej nawy państwowej; – spuszczano się na los szczęścia, na polskie,.jakoś to będzie". Wygrana wiedeńska była ostatnim świetnym występem rycerstwa polskiego, które, uratowawszy obce państwo i zapuściwszy się daleko w interesie „prywaty”, powróciło do ojczyzny nie jak tryumfator, lecz jako garść niedobitków. Wojna o tron między Sasem i Lasem otworzyła na oścież wrota Polski dla wszystkich sąsiadów.
Rządził w niej kto chciał i jak chciał – rządzili obcy, rządziły własne „królewięta”. Konfederacye, bunty, zrywanie sejmów, walka „familii”, rozpanoszenie możnowładztwa, swawola szlachecka, dochodząca do karykatury, zniszczenie miast, ucisk ludu, upadek handlu i przemysłu, niski stan oświaty, przedajność trybunałów, brak egzekutywy, pijatyka, „popuszczanie pasa”, nabożnisiostwo, zastępujące szczere przekonania religijne, zepsucie obyczajów, przekupstwo, służenie obcym interesom – oto obraz Polski w połowie XVIII wieku.
Lekceważono przestrogi – jakiś szał bezmyślności ogarnął szlachtę, jedyny „stan panujący”, zamykając oczy na gromadzące się chmury niebezpieczeństw.
„Nierządem Polska stała” – od nierządu też miała zginąć.
Pierwszy rozbiór Polski uderzył jak grom niespodziewany, a tak ogłuszający, że przerażenie odebrało siły, obezwładniło wszystkich, zaciemniło umysły, zgruchotało wolę, na miazgę rozbiło naturalne poczucie samoobrony. Tem tylko da się wytłomaczyć fakt, który jeszcze dziś wstydem rumieni nasze czoła, fakt, że oddano połowę dziedzin ojczystych bez jednego wystrzału, bez jednej próby powstrzymania najazdu…
Ale pod wpływem tego ciosu, obudziło się sumienie narodowe.
Pomimo bardzo ciężkich warunków, rozpoczęto dzieło naprawy Rzeczypospolitej. Pozbywano się zwolna, zwanej gwarancyą, opieki rosyjskiej, a jednocześnie wprowadzano ład i porządek w każdej prawie dziedzinie gospodarki narodowej. Budził się przemysł i handel, powstawały fabryki, formowano wojsko, napełniano spiżem arsenały, powiększano zasoby skarbowe, szerzyła się oświata, nastąpił rozkwit literatury i nauki, wzrastała ofiarność na cele publiczne. Komisya edukacyjna swoimi poglądami na wychowanie narodowe i swoim systemem szkolnictwa budziła zachwyt u postronnych. Cały szereg szlachetnych obywateli pracował nad poprawą doli ludu rolniczego, kładł podwaliny przyszłej jego wolności. Upadł wprawdzie projekt Zamoyskiego, wiążący w jedno ogniwo szlachtę z mieszczaństwem, ale rzucone ziarno nie zmarniało i lada chwila miało wydać owoce. Myśl obywatelska, chęć odrodzenia narodu, coraz potężniejszym taranem uderzała o przesądy, apatyę, sobkostwo… Koroną tych usiłowań miało być nadanie narodowi nowej konstytucyi, nowej formy rządu, któraby, zapewniając Polsce spokojny rozwój wewnętrzny, uczyniła ją zarazem silną na zewnątrz, zdolną, do odparcia obcej przemocy. A ta obca przemoc, jak było wiadomem, drugi rozbiór Polski uważała tylko za kwestyę czasu i czyniła do niego przygotowania,
Nad projektem reformy rządu pracowały najtęższe umysły – a dla propagandy tej zbawczej idei wychodził cały szereg dzieł, broszur i pism ulotnych; służyła jej nawet literatura piękna i scena narodowa.
Grunt był przygotowany – trzeba było tylko znaleźć chwilę stosowną, aby wprowadzić w czyn myśl powziętą przez „przyjaciół ojczyzny”.
Ta odpowiednia chwila nadeszła nareszcie.
Traktat obronnego przymierza z Prusami zawarty 29 marca 1790 r. za wiedzą Anglii, zdawał się zabezpieczać Polskę przed chciwością sąsiadów i pozwalał sądzić, że przeprowadzeniu wielkiego dzieła reformy nic nie stanie na przeszkodzie. Toczyły się przytem układy o przymierze Polski ze Szwecyą i Turcyą. Umowa Reichenbachska (27 lipca 1790) między Austrya a Prusami, rozwiewała wprawdzie nadzieję odzyskania Galicyi, ale wycofała Austryę z objęć Rosyi, wobec której Anglia zajmowała coraz groźniejsze stanowisko. Bitwa morska pod Swenskasund, w której Szwedzi zniszczyli flotę rosyjską na Bałtyku (w sierpniu 1790) podkopała siły Rosyi, a choć pokój pośpiesznie zawarty usunął grożące jej z tej strony niebezpieczeństwo, to długa, uciążliwa wojna Rosyi z Turcyą dla zamiarów patryotów polskich była szczęśliwą nad wyraz okolicznością…
Nie było więc podstawy do wahania się – o korzystniejszych warunkach myśleć było trudno.
Niniejsza praca jest kroniką ostatnich dni przed uchwaleniem nowej konstytucyi, podaje przebieg wiekowej sesyi sejmowej z d. 3 maja 1791 r., wreszcie streszcza dalsze obrady sejmowe aż do „limity” (odroczenia sejmu) o ile one odnosiły się bezpośrednio do uchwalonej ustawy rządowej.I. PRZED 3 MAJA
Od dnia 5-go do 18 go kwietnia zajmował się Sejm głównie uchwaleniem prawa dla miast królewskich. Projekt wygotował Joachim Chreptowicz, podkanclerzy litewski. Dyskusya nad projektem przeciągała się do nieskończoności. Szczególnie silnie atakowano propozycyę dopuszczenia reprezentantów miast do głosu decydującego na Sejmie. Propozycya ta wywołała ogromny opór ze strony przeciwników reform. Przez opozycyę do tego punktu projektu, doszli do sprzeciwiania się całej ustawie. Szczególniej w dniu 14 kwietnia rozgadano się na dobre. Po wymownem umotywowaniu "pryncypalnych artykułów" przez Chreptowicza, rozpoczęła się ognista walka na słowa. Kiedy król spostrzegł, że przemówienia przeciwników są coraz żwawsze i liczniejsze, sam podniósł głos w tej sprawie, przemawiając za mieszczanami. Poczem zaczął mówić Jan Suchorzewski, poseł kaliski, przeciw projektowi, a ponieważ miał głos donośny i łatwo się zapalał, przeto rozdadował oblicza „zelantów”. Ale Suchorzewski występując głównie przeciw głosowi decydującemu mieszczan na Sejmach, nie spostrzegł się, że lubo ganił cały projekt, to szło mu tylko właściwie o zmianę słów i porządek punktów. Zdawało mu się, że podaje nowe myśli, a tymczasem w rzeczywistości popierał nowe prawa z małemi wyjątkami, walczył o formę, a nie treść samą. Słysząc to, król skorzystał z nadarzonej sposobności i zabrawszy głos po raz drugi, oświadczył, że „winszuje zawsze sobie i Ojczyźnie gdy w świetle sejmujących najduję lepszość nad swoje zdanie”, poczem poparł stanowczo Suchorzewskiego. To ułatwiło doprowadzenie do zgody. Wprawdzie pisarz pol. koronny, Kazimierz. Rzewuski i Tomasz Wawrzecki, podkomorzy kowieński, poseł brasławski, zabierali głos jeszcze ten ostatni w obronie vocis decisivae, – ale król zaczął prosić wszystkich o zgodę i posłowie ulegli jego życzeniom. Polecono więc obu deputacyom, tak konstytucyjnej, jak do spraw miejskich, aby w myśl przyjętych zasad przygotowała poprawiony projekt prawa o miastach na sesyę następną.
Dnia 18 kwietnia rozpoczęła się dyskusya nad poprawionym projektem. Przeciwnicy uchwycili się 13 numeru artykułu 1-go, w którym powiedziane było, że mieszczanie posesyonaci mogą być bez różnicy powołania i wiary obierani na wszelkie urzędy miejskie. Stary Dłuski, poseł lubelski, widział w tem niebezpieczeństwo dla wiary katolickiej i pod tym pozorem radził cofnąć całkiem uchwałę z d. 14-go. Uszczypliwy Benedykt Hulewicz napadł na biskupów, pytając się czemu milczą? Wprawdzie biskup Kossakowski zręcznie odpowiedział napadającemu, ale Antoni Okęcki biskup poznański i warszwawski przychylał się do zdania Dłuskiego. Przeciwnicy tryumfowali, a obawa zdyskredytowania się zamykała wielu usta. W tem położeniu poczuł się Stanisław August królem i mniej więcej w te przemówił słowa: "Nie na toście mnie zrobili, żebym wam pochlebiał, żebym potakiwał dla chwilowej popularności, ale na to, abym was szczerze ostrzegał i bronił od błędów, podług światła i sił moich. Skrzywdzilibyście się w oczach całej Europy, któraby pojąć nie mogła, jak mogliśmy dziś wywrócić to, cośmy przed czterema dniami postanowili na fundamencie poważania dawnych praw miejskich i zastosowania ich do potrzeb dzisiejszych. W miastach Wielkopolskich tak mało jest katolików, że gdyby ich tylko wybierać było można, toby nie było kim obsadzić magistratur. W innych miastach zniechęcilibyśmy cudzoziemców, osiadających u nas z korzyścią dla handlu i przemysłu. Wiara katolicka nie przestanie i tak być panującą w Polsce, bo jeden wójt miejski dysydent cóż znaczyć będzie wobec tego, że niekatolicy nie mogą być ani senatorami, ani ministrami". Powoławszy się na wypowiedzianą poprzednio opinię Kossakowskiego tak król mówił dalej:
„Więc gdy z przekonania i sumienia mówię, że cośmy postanowili 14-go praesentis nic szkodzić wierze naszej nie może, a to co dziś propunuje J.M. P. Dłuski przyniosłoby największą szkodę, śmiało się przeciwię jego zdaniu". Dalej zaproponował król, aby w 13-ym paragrafie nic o wierze nie wspominać, a tylko powiedzieć, że każdy posesyonat ma prawo być wybranym. – „Gdybyśmy – kończył swe przemówienie, – uchwalili prawo, że wszystkie dzieci z małżeństw mieszanych mają być katolikami, to w przeciągu lat 30-tu innych mieszkańców w Polsce nie będzie jak katolicy. Przybędzie przez to jedność i siła, a krocie tysięcy chłopstwa dyzunickiego „wtopi się do Unii”.
Mowa królewska zrobiła swoje. Kilku ustępujących mówców wystąpiło przeciw Dłuskiemu, gdy jednak nie było jednomyślności, król jeszcze raz przemówił i trzykrotną jednomyślną stanów sejmowych zgodą stanęło prawo o miastach ¹ ).
–-
¹ ) Uchwalenie prawa o miastach miało organiczny związek z projektem konstytucyi. Dzieje jego uchwalenia
Był to potężny krok na drodze reformy, był to początek zrównania stanu mieszczańskiego ze szlachtą i słusznie też prawo zatytułowanem zostało: Miasta nasze Królewskie wolne w państwach Rzeczypospolitej. Pomijając zbliżające się do doskonałości urządzenia miast wewnętrzne, prawem tero zawarowane, nie należy zapominać o głównej tendencyi ustawy. Prawodawcom szło przedewszystkiem o to, aby mieszczanie poczuli się zupełnie obywatelami kraju i wiedzieli, że każda ich zasługa, każde wzniesienie się pracą, nauką, stanowiskiem, a choćby tylko zaufaniem współobywateli, daje im możność… a raczej prawo otrzymania szlachectwa, a co zatemidzie bezpośredniego wpływu na sprawy państwa i korzystania z wszelkich prerogatyw, jakie stan szlachecki, jako rządzący, miał w Rzeczypospolitej.
Wybrani przez miasta plenipotenci, obowiązani byli na dzień rozpoczynającego się Sejmu przedstawiać marszałkowi sejmowemu „dzieło swej elekcji”. Sesye prowincyonalne obowiązane były powoływać z pomiędzy nich pewną ilość na członków asesoryi oraz komisyi skarbu i policyi. Ci miejscy komisarze i asesorowie, w sprawach tyczących się miast – możnaby opowiadać bardzo szeroko, ale Kalinka dał ich dostateczny obraz w swoim „Sejmie czteroletnim”, opierając się przeważnie na listach króla Stanisława Augusta do Franciszka Bukatego, posła ekstraordynaryjnego do dworu angielskiego, znajdujących się w archiwum X. X. Czartoryskich. W tych listach sprawa uchwalenia prawa miejskiego całkiem inaczej się przedstawia, aniżeli to opowiadali poprzedni historycy tych czasów, opierający się głównie na Gazecie narodowej i obcej", wydawanej w roku 1791wWarszawie przez Dmochowskiego, Niemcewicza, Weyssenhoffa i Mostowskiego, Suchorzewskiemu wszędzie przypisywano główna… zasługę przeprowadzenia uchwały prawa miejskiego. Miał ją, jak widzimy, ale mimowolną. Lwia jej część przypada królowi i projektodawcy Chreptowiczowi. Kalinka w „Ostatnich latach panowania Stanisława Augusta” wydrukował czyść listów do Bukatego. Cytaty autora niniejszej rozprawy są z oryginału.
i handlowych, mieli zawarowany prawem głos stanowczy, w innych zaś sprawach głos doradczy. Również w sejmie mieli prawo popierać sprawy miast, „a gdy tego potrzeba będzie i gdy zechcą, będą u marszałka sejmowego u laski o głos prosić i ten im zabroniony być nie może”. Plenipotenci ci, po odbytej dwuletniej wysłudze publicznej w komisyach lub asesoryi, powinni byli zaraz na następnym sejmie, otrzymać nobilitacyę bez opłaty dyplomu szlacheckiego. Każdy mieszczanin kupujący prawem dziedzicznem wieś lub miasteczko, jeżeli tylko opłacał dziesiątego grosza 200 złp… rocznie, na wniesioną prośbę na najpierwszym sejmie otrzymywał nobilitacyę. Prócz tego na każdym sejmie trzydziestu mieszczan, posiadających posesye dziedziczne w miastach, miało być przypuszczonych do zaszczytu szlacheckiego, w czem jednak uwzględniać przedewszystkiem należało zasłużonych wojskowych, wybitniejszych rękodzielników i kupców „prowadzących handel z produktów krajowych". Ktokolwiek dosłuży się rangi sztabskapitana, kapitana chorągwi w piechocie, lub rotmistrza w pułku, otrzyma szlachectwo dziedziczne za okazaniem patentu (wyłączona tylko kawalerya narodowa) Również każdy regent kancelaryi w dykasteryach rządowych, miał zapewniony dyplom szlachectwa. Ażeby zaś to połączenie stanu szlacheckiego i mieszczańskiego tem silniejszem się okazało, ustawa każdemu szlachcicowi nadawała prawo przyjmowania prawa miejskiego i zapisania się w księgę obywatelów miasta, a tem samem sprawowania wszelkich urzędów miejskich.
Po uchwaleniu prawa o miastach marszałek sejmowy „przyjaciel ludu” ¹ ) , Stanisław Małachow- -
¹ ) Zaszczytna ta nazwa służyła zacnemu patryocie do końca życia. Na portrecie jego rytowa;:ym przez Jahna znajdujemy obok imienia i nazwiska, tylko tę zaszczytną nazwę „przyjaciela ludu”. Nosił jeszcze i drugą „Aristesa”, co oznaczało zarazem „najsprawiedliwszego” i zwolennika równouprawnienia stanów.
ski złożył na sejmie Stanisławowi Augustowi serdeczne powinszowanie z powodu uchwalenia ustawy, „która będzie wieczną pamiątką jego panowania, pożyteczną dla kraju, sławną dla narodu w całej Europie ¹ ) – poczem upraszał króla, ażeby pozwolił podziękować sobie przez pocałowanie ręki królewskiej. Ruszyli się z miejsc wszyscy ministrowie i posłowie, ażeby złożyć w przyjętej formie „osobiste u tronu podziękowanie” za mądrą radę królewską i za to, że „swemi uwagami, przełożeniem i silnem zachęcaniem Stanów w tej materyi, przyśpieszył koniec dla tak ważnego i zbawiennego dla ojczyzny dzieła” ²). Król skorzystał z tej chwili, aby dać nauczkę Hulewiczowi za przymawianie biskupom i wytknął mu jego życie „libertyńskie”. Dostało się i Radzickiemu, podkomorzemu zakroczymskiemu, za występowanie przeciw prawu, kiedy zasady były już przed czterema dniami przyjęte. – "Wstydzę się,– mówił król do niego, – że stary i rozumny człowiek tak gada i po sarmacku i po dziecinnemu ³).
Do innych posłów szeptał król ciągle: – dziękuję, dziękuję – a marszałka Małachowskiego uściskał. Na galeryi powstały głośne okrzyki: – Wiwat król, wiwat Sejm, wiwat naród, wiwat szlachta, wiwat mieszczanie! – Kilku z mieszczan wybiega z galeryi, aby dać znać o uchwale stojącemu na krużgankach i przed zamkiem mieszczaństwu. Dokoła rozbrzmiewają okrzyki, chyża wieść przebiega z ust do ust, dostaje się na Stare Miasto, kupcy i rzemieślnicy wybiegają ze sklepów i warsztatów, rynek zaludnia się wznoszącymi okrzyki mieszczanami.
Tymczasem w sali sejmowej dalej trwały obrady. Sprawy to jednak były drugorzędne, nie mają- -
¹ ) Suplement do Gazety Warszawskiej r. 1791 Nr. 32.
²) Gazeta Narodowa i obca r. 1791 Nr 32.
³) Listy króla do Bukatego z d. 20 kwietnia 1791.
Ms. XX Czartoryskich.
ce nic wspólnego z wielkiein dziełem, które przed chwilą stanęło.
Po wyczerpaniu porządku dziennego, marszałek z powodu nadchodzących świąt wielkanocnych salwował sesye sejmowe „do dwóch niedziel” t… j… do dnia 2-go maja. Wychodzącego z zamku króla opadło z radosnym płaczem i dziękczynieniem przeszło 300 mieszczan warszawskich „i innych”. Wzruszająca to była scena – król pojmował coraz bardziej, że staje się ojcem narodu. – „I jam się rozrzewnił – pisał sam o tej scenie do Bukatego – i podziękowałem Bogu za tę słodycz nagradzającą mi tyloliczne dwudziestokilkoletnie przykrości ¹ ).
O doniosłości zapadłej ustawy wspomniano już wyżej. Rozumieli posłowie sejmowi, że przez nią naród się wzmacnia, pojmowali to i posłowie cudzoziemscy. Poseł pruski de Goltz i austryacki de Caché natychmiast o zapadłej uchwale donieśli swoim dworom. Rezydent saski Essen zaznacza, że obu tym wymienionym panom uchwała prawa miejskiego wyrządziła wielką przykrość i sprawiła mocne nieukontentowanie, obawiali się bowiem „ażeby te przywileje nieprzewidywane nadane mieszczanom Królestwa, nie spowodowały prędzej lub później znacznego wychodźtwa z ich państw do Polski ²). Essen nie mógł poprostu zrozumieć tego, co się stało.
„Układu tego – pisał – nikt się nie spodziewał, wnosząc z ducha, który od wieków ożywiał szlachtę -
¹ ) Listy Bukatego w archiwum X. X. Czartoryskich, M. S
²) A było rzeczywiście czego się obawiać. „W tyra momencie,– pisze król w d. 20 kwietnia do Bukatego, – dowiaduję się, że dwóch Kuryerów Francuzów i jedem moskiewski, gdy się o tem prawie dowiedzieli, rzekli: „co mamy do swojego kraju powracać, wolimy tu zostać. Nasz majątek weźmiemy, do przyjaciół napiszemy”.– Nie mogli–dodaje król–utaić tu będący cudzoziemscy ministrowie zmartwienia swego z tego ewentu". Archiwum XX. Czartoryskich.
polską, wnosząc ze wzgardy i nienawiści przeciw wszystkiemu, co nie było szlachtą". Pan Goltz tem się tylko pocieszał, że „nikomu się nie zechce do Polski emigrować, gdzie nikt nie jest pewien swojego mienia i dobra” i tem, że inny sejm może to „pośpiesznie chwalone prawo” znieść lub odmienić.
Znaczna część posłów rozjechała się na święta, przypadające w tym roku na dzień 24 kwietnia. Zostali tylko ci, co albo zbyt daleko mieszkali, albo mieli swą stałą siedzibę w Warszawie. Ministrowie zostali wszyscy, z biskupów zaś: Feliks Turski, biskup krakowski, Tymoteusz Gorzeński, smoleński, Wojciech Skarszewski, chełmski i lubelski, Józef Rybiński, kujawski i dwaj najskrajniej sobie przeciwni pod względem postępowania i charakteru: smutnej pamięci Józef Kossakowski, biskup inflancki i czcigodny barszczanin biskup kamieniecki, Adam Stanisław Krasiński. Nie opuścili Warszawy także obaj marszałkowie sejmu konfederacyjnego: Stanisław Małachowski koronny i Kazimierz Sapieha litewski.
Staraniem, króla, marszałka sejmowego i wtajemniczonych w ułożoną i przygotowaną do wniesienia konstytucyę, było zatrzymać w Warszawie jaknajwięcej posłów przychylnych zamierzonej rewolucyi, lub też na których patryotyzmie śmiało polegać było można. Jeszcze 10-go kwietnia pisał król przez sztafetę do Aloyzego Sulistrowskiego byłego pisarza W. ks. Litewskiego, do Wincentego Hłaski, chorążego witebskiego, posła oszmiańskiego i do Morykoniego, starosty i posła wiłkomirskiego, aby natychmiast do Warszawy przyjeżdżali, ponieważ „nadchodzą materye nietylko ważne, ale najważniejsze i koniecznie potrzeba ludzi najwięcej światła i wagi mających”. List swój do Sulistrowskiego kończył Stanisław August słowy: „Sat sapienti; więc przyjeżdżaj sam i sprowadzaj niezwłocznie tych wszystkich, do których masz ufność i których światłu i cnocie ufać możesz ¹ )". W liście do Hłaski wyrażał się: „ten jest moment gdzie właśnie ciebie potrzeba tutaj” ² ). Podobnych listów musiało być znacznie więcej, a są ślady, że i marszałek Małachowski i biskup Krasiński, również pod tym względem nie… próżnowali.
Cel ściągania znanych z patryotyzmu posłów do Warszawy i zatrzymywania na Sejmie przebywających, był bardzo jasny. Przeciwnicy stanowczej reformy i przygotowanej w tajemnicy konstytucyi, rozjadą się na święta i nie staną wszyscy prawdopodobnie na pierwsze sesye po wielkanocne. Trzeba więc z tego skorzystać, zaskoczyć nieprzygotowanych, a uzyskawszy znaczną większość, uchwalić nowe formy rządu, mające zabezpieczyć byt skołatanej Ojczyzny.
To też wtajemniczeni w zamach stanu, postanowili użyć dwóch tygodni świątecznych do propagowania swych zasad i do ostatecznego omówienia, jak i kiedy przeprowadzić w Sejmie obmyślane dzieło. Narady, na które początkowo schodzono się u Stanisława Sołtyka, posła krakowskiego i Lanckorońskiego i komisarza skarbowego ³ ), teraz odbywały się u Kołłątaja, Stanisława Małachowskiego, a najczęściej u ks. Scypiona Piattolego, sekretarza królewskiego, który był pośrednikiem pomiędzy królem a reformatorami. Brali w nich udział marszałek litewski Ignacy Potocki, Aleksander Linowski, poseł krakowski, Stanisław Potocki, poseł lubelski, -
¹ ) Korespondencya Stanisława Augusta w archiwum.XX. Czartoryskich.
² ) Tamże MS. 7.7. Hłasko pod d. 21 kwietnia odpisał, że mimo 123 mil drogi stanie jaknajprędzej.
³ ) Siarczyński. Dzień Trzeci Maja, w przedmowie. Obu tych patryotów nazywa „przyjaciółmi ludzkości w życiu prywatnem, czynnymi obywatelami w życiu publicznem.”
Julian Niemcewicz i Michał Weyssenhoff, posłowie inflanccy, Józef Wybicki, Ignacy Działyński szef regimentu dziesiątego i poseł dobrzyński, wspomniany już Stanisław Sołtyk, były podstoli koronny poseł krakowski, Tomasz Ostrowski, kasztelan czerski, Józef Zabiełło, generał-major, poseł inflacki ¹ ) , Lanckoroński, rotmistrz kawaleryi, członek komisyi skarbu, wreszcie Józef Rybiński biskup kujawski, i Adam Krasiński biskup kamieniecki. Z pomiędzy wtajemniczonych brakowało w Warszawie Tadeusza Matuszewicza, rotmistrza kawaleryi, posła brzesko-litewskiego, członka deputacyi do interesów zagranicznych. Naturalnie oprócz wyliczonych, byli jeszcze inni wiedzący o przygotowanym zamachu stanu, ale współczesne pamiętniki i źródła nazwisk ich nie podają.
Przeciwne reformie stronnictwo o niczem jeszcze nie wiedziało, na pozór bowiem nic nie pozwalało spodziewać się tajnych przygotowań do odmiany rządu. Nikt z niewtajemniczonych nie przypuszczał, że święta Zmartwychwstania Pańskiego przeznaczone zostały do obmyślenia stanowczego planu zmartwychwstania narodu. Pewność tę przeciwników reformy, to jest partyi Branickiego i zacietrzewionych republikanów, mogło poniekąd utwierdzić nadanie w dniu 21 kwietnia orderu św. Stanisława Janowi Suchorzewskiemu, posłowi kaliskiemu, gwałtownemu przeciwnikowi sukcesyi tronu, który niedawno jeszcze, bo przed trzema miesiącami wywołał istny skandal w Sejmie, występując przeciw wystawieniu patryotycznej komedyi Niemcewicza „Powrót posła” i żądając zwołania sądu sejmowego na autora „za znieważenie praw narodu” przez popieranie sukcesyi tronu, warowanej paktami kon- -
¹ ) Nie trzeba go mieszać z innym Józefem Zabiełłą, ostatnim później hetmanem w. litewskim, targowiczaninem, powieszonym przez lud warszawski 9 maja 1794 r wentami ¹ ). Król zapewne sądził, że wynagradzając Suchorzewskiego za „zasługi” przy uchwaleniu prawa o miastach, zadowoli jego próżność i uzyska go dla konstytucyi.
Tegoż samego dnia (21 kwietnia), jako w Wielki czwartek, król znajdował się w kolegiacie św. Jana na mszy uroczystej i przyjmował św. komunię wielkanocną z rąk celebrującego księdza Antoniego Okęckiego, biskupa poznańskiego i warszawskiego, byłego kanclerza w. koronnego, poczem powróciwszy na pokoje zamkowe, stosownie do zwyczaju dopełnił obrzędu umywania nóg dwunastu ubogim starcom, których następnie sam gościnnie częstował ² ).
Nazajutrz, w Wielki piątek, słuchał król w tejże samej świątyni nabożeństwa, odprawionego przez ks. Malinowskiego, sufragana miednickiego, a popołudniu w towarzystwie ministrów, senatorów i dygnitarzy obchodził groby w kilku kościołach ³).