Kontroler. Kula Światów - ebook
Kontroler. Kula Światów - ebook
Co łączy wydarzenia na odwrotnej stronie Księżyca z atakiem chińskiej grupy uderzeniowej na rosyjską stację badawczą? Czy niezwykłe spotkanie polskiego laureata Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, ewakuacja rosyjskiego szpiega oraz prace nad tajemniczym artefaktem znalezionym na miejscu katastrofy tunguskiej mogą mieć wpływ na bezpieczeństwo świata?
To tylko niektóre z pytań towarzyszących najważniejszej kwestii: czy jesteśmy wyjątkowi we wszechświecie, a jeśli tak, to co nas wyróżnia?
Odpowiedź może determinować zmianę istniejących układów geopolitycznych w imię wyższych celów. Jedno jest pewne ‒ Kontroler sprawi, że zarówno nasz, jak i inne światy nigdy już nie będą takie same...
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65904-91-1 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
SOBOTA, 29.10.1927, GODZ. 16:12 GMT (17:12 CZASU LOKALNEGO), park Leopolda, Bruksela, Belgia
Niebo nad parkiem Leopolda w Brukseli było czyste, jedynie nieliczne białe obłoki przecinały błękit. Rześki październikowy wietrzyk poruszał leżącymi na ziemi żółtymi liśćmi.
Fotograf zakończył naświetlanie i naukowcy zaczęli rozchodzić się po pozowaniu do pamiątkowego zdjęcia. Część z nich ukradkiem spoglądała na stojącego nieco z tyłu, skrytego w cieniu drzew średniego wzrostu mężczyznę. Jego włosy koloru ciemny blond przykrywał brązowy kapelusz. Z lekko śniadą karnacją mocno kontrastowały ciemne oczy – wydawały się czarne, jednak po bliższym przyjrzeniu się można było zauważyć granatowe refleksy w tęczówkach. Usta miał mocno zaciśnięte, a gładko ogolone policzki sprawiały wrażenie, jakby nigdy nie pojawił się na nich nawet cień zarostu.
Mężczyzna ubrany był w ciemnobrązowy garnitur z kamizelką o lekko jaśniejszym odcieniu. Nosił perfekcyjnie zawiązany krawat w kolorze marynarki, odcinający się od śnieżnobiałej koszuli. Kieszeń kamizelki miał pustą, co było dość nietypowe w tych czasach, gdy większość eleganckich panów trzymała w niej zegarki na łańcuszku.
Tym, co również odróżniało go od większości innych mężczyzn, którzy w tym dniu zebrali się w parku Leopolda, był brak płaszcza. Dzień, mimo że pogodny, przypadał mimo wszystko na końcówkę października – temperatura nie nastrajała więc do przechadzek w samym garniturze. Chłód wydawał się jednak nie robić na mężczyźnie najmniejszego wrażenia.
Stał prosto, niczym żołnierz. Sprawiał wrażenie osoby pewnej siebie, ale brakowało mu odrobiny luzu, który powinien pojawić się u przekonanego o swej wartości człowieka. Jednocześnie był tak nieruchomy, jakby nie oddychał – przypominał manekina lub wycinek zdjęcia.
Niels Bohr zdążył już wyjść z kąta, w którym ustawił się do fotografii, i powoli podszedł do Alberta Einsteina. Twórca teorii względności wkładał właśnie płaszcz, którego pozbył się podobnie jak wszyscy uczestnicy pamiątkowego zdjęcia. Teraz jednak obydwu zaczął dokuczać chłód jesiennej aury.
– Sądzisz, że go przekonaliśmy? – spytał cicho Bohr, lekko wskazując głową mężczyznę pod drzewami.
Einstein zwrócił wzrok we wskazanym kierunku i zasępił się nieco.
– Jeśli nie, dowiemy się o tym dość szybko… – odpowiedział równie cicho.
Naukowcy spojrzeli po sobie i skierowali się ku drzwiom Instytutu Fizyki i Chemii.
Mężczyzna stojący niczym posąg pod drzewami odwrócił się i zdecydowanym, lecz niezbyt szybkim krokiem ruszył w stronę Chaussée d’Etterbeek. Bez zatrzymywania się przeszedł przez ulicę i wszedł do pobliskiej bramy. Zniknął w jej cieniu, lecz nie pojawił się z drugiej strony. Gdyby ktoś go śledził, mógłby powiedzieć, że człowiek ten rozpłynął się w mroku. ■Rozdział 1
SOBOTA, 23.10.2027, GODZ. 10:25 GMT (22:25 CZASU LOKALNEGO), chińska grupa uderzeniowa lotniskowca „Shandong”, około 100 kilometrów na północ od wyspy Attu, Morze Beringa
Kontradmirał Jang XiuXiu szybkim krokiem przemierzał korytarz pokładu jednego z największych chińskich lotniskowców typu 001A1) o nazwie „Shandong”, okrętu flagowego grupy uderzeniowej. Wiadomość o najwyższym priorytecie zastała go w jego kabinie podczas cowieczornego rytuału analizy jednego z rozdziałów słynnej _Sztuki wojny_ autorstwa Sun Tzu. Książka ta, choć powstała ponad dwa i pół tysiąca lat wcześniej, zawierała prawdy, które nadal były aktualne, pomimo zmian doktryn czy sposobów prowadzenia operacji militarnych wymuszonych postępem technologicznym. Wiadomość przyszła bezpośrednio z Qingdao2) i miała najwyższy poziom tajności, toteż zapoznanie się z jej treścią oraz wykonanie rozkazów w niej zawartych nie mogły czekać.
------------------------------------------------------------------------
1) Pierwszy typ lotniskowców o napędzie konwencjonalnym zbudowanych w ChRL. Próby morskie pierwszego egzemplarza zostały rozpoczęte 13 maja 2018 roku.
2) Siedziba dowództwa Floty Morza Północnego w prowincji Shandong.
Dowódca grupy uderzeniowej minął wyprężonego w salucie strażnika kabiny radiooperatorskiej i wszedł do środka. Dwaj pełniący wachtę oficerowie zerwali się z krzeseł i również oddali honory swojemu przełożonemu. Ten odpowiedział przepisowym salutem.
– Oficera politycznego jeszcze nie ma? – zapytał Jang.
– Został poinformowany o wiadomości, powinien zaraz być, towarzyszu admirale – odrzekł starszy stopniem z marynarzy, zastygły w pozycji zasadniczej.
– Dobrze… Spocznijcie – powoli odparł admirał i usiadł na wolnym krześle.
Wiedział, że nie otrzyma rozkazów bez obecności przedstawiciela Partii.
Pułkownik Ginu Hin, w nienagannie dopasowanym mundurze, wszedł do pomieszczenia, starannie zamykając za sobą drzwi. Jang zawsze zastanawiał się, czy oficer polityczny kiedykolwiek zdejmuje uniform. Niezależnie bowiem od pory nie tylko zawsze wyglądał, jakby kij połknął, ale jego ubiór sprawiał wrażenie, jakby właśnie opuścił pralnię. A może Ginu miał tych mundurów tyle, ile dni trwał rejs? Ewentualnie kilka, zmienianych rotacyjnie?
Rozmyślania nad sposobem utrzymania wizerunku pułkownika przerwał admirałowi wyższy rangą oficer, podając w milczeniu kopertę, w której schowane były rozkazy otrzymane zaledwie pół godziny wcześniej. Dowódca wyjął spod bluzy mundurowej małą saszetkę z kartą kodową. Podobny kawałek plastiku bez słowa z kieszeni na piersi wydobył również Ginu.
Admirał otworzył kopertę i wręczył jeden z niewielkich arkuszy papieru zadrukowanych ciągami chińskich znaków oficerowi politycznemu, samemu biorąc drugi. Obydwaj przez chwilę studiowali kartki, porównując je ze swoimi kartami kodowymi.
– Potwierdzam autentyczność wiadomości – pierwszy stwierdził pułkownik i spojrzał pytająco na kontradmirała.
– Również potwierdzam autentyczność rozkazów – odparł po chwili oficer marynarki, nie odrywając wzroku od części kartki zawierającej wytyczne.
Im dalej zagłębiał się w treść wiadomości, tym większe zdumienie malowało się na jego twarzy. Zrozumiał przerażenie mieszające się z podnieceniem, jakie zaobserwował u swoich podwładnych, gdy tylko wszedł do pomieszczenia komunikacyjnego. Oficerowie ci bowiem jako pierwsi poznali treść korespondencji. Nie byli, co prawda, w stanie potwierdzić jej wiarygodności, jednak zakładali ją już wcześniej.
Dowódca grupy i oficer polityczny doczytali wiadomość do końca prawie jednocześnie i spojrzeli na siebie. Rozumieli się bez słów.
– Ogłosić alarm bojowy dla całej grupy. Z mostka przemówimy do załogi – wydał rozkaz Jang i wraz z pułkownikiem Ginu opuścili pomieszczenie komunikacyjne, szybkim krokiem kierując się ku punktowi dowodzenia.
Zdążyli przejść zaledwie kilka metrów, gdy na całym okręcie, a po chwili również na towarzyszących mu jednostkach osłony rozległy się syreny, stawiając na baczność wszystkich członków załogi.
***
Półmrok panujący na mostku „Shandonga” rozświetlały czerwone lampy oznaczające mobilizację całego okrętu. Podobna atmosfera panowała na towarzyszących lotniskowcowi dwóch niszczycielach typu Renhai3) i pięciu fregatach typu Jiangwei4). Załoga całej grupy uderzeniowej postawiona w stan najwyższej gotowości bojowej zajmowała miejsca na swoich stanowiskach. Do niedawna pusty pokład lotniskowca zaroił się od żołnierzy i techników przygotowujących stacjonujące tam myśliwce do alarmowego startu. Dyżurujący piloci pośpiesznie ubierali się w kombinezony i zbierali w sali odpraw.
------------------------------------------------------------------------
3) Największe chińskie niszczyciele rakietowe typu 055, pierwszy zwodowany 28 czerwca 2017 roku.
4) Chińskie fregaty rakietowe typu 053H3, przystosowane zarówno do zwalczania okrętów nawodnych, podwodnych, jak i do zadań obrony przeciwlotniczej.
Oficer polityczny spojrzał porozumiewawczo na kontradmirała. Ten odpowiedział lekkim skinieniem głowy, po czym pułkownik Ginu wziął do ręki mikrofon. Przełączył go na komunikację do całej grupy.
– Mówi pułkownik Ginu Hin, oficer polityczny grupy uderzeniowej lotniskowca „Shandong”, do całej załogi grupy uderzeniowej – zaczął uroczystym tonem. – Towarzysze… Wczoraj, tuż po godzinie siedemnastej czasu GMT, nasza stacja badawcza znajdująca się na Księżycu została zaatakowana. Pomimo przewagi liczebnej wroga oraz zastosowania tajnych technologii militarnych naszym siłom szybkiego reagowania udało się odeprzeć atak. Ponieśliśmy jednak znaczące straty, zarówno w ludziach, jak i w bezcennym sprzęcie naukowym. Stacja badawcza na Księżycu jest jednostką cywilną, prowadzącą pokojowe działania. Atak ten, przypuszczony przez Rosjan, jest wobec tego całkowicie niesprowokowaną agresją na obywateli i mienie naszego kraju i nie tylko zostanie potępiony, ale również spotka się z naszą surową reakcją. Przewodniczący Partii podjął decyzję, że dokonamy odwetu o proporcjonalnej skali, niszcząc rosyjską stację badawczą nad jeziorem Nałyczewo. Zaszczyt przeprowadzenia tej akcji spotkał naszą grupę uderzeniową. Towarzysz admirał Jang za chwilę przedstawi szczegóły operacji, ja pozwolę sobie jedynie wyrazić radość z możliwości spełnienia patriotycznego obowiązku w tak szczytnym celu. Partia, jak i cały naród chiński liczą na nas i ich nie zawiedziemy! – zakończył przemowę chiński odpowiednik politruka.
Nikt nie odważył się przerwać ciszy, jaka zaległa na wszystkich okrętach. Żołnierze patrzyli jednak na głośniki, z których dobiegał głos, raczej ze zrezygnowaniem. Nie byli uszczęśliwieni otrzymaniem możliwości spełnienia „patriotycznego obowiązku”. Większość doskonale zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa związanego z akcją opisywaną przez oficera politycznego. I nikt tak naprawdę nie miał ochoty na wszczynanie wojny. Żyli jednak w Chińskiej Republice Ludowej – kraju, w którym dobro jednostki jest niewiele warte względem dobra ogółu. Nawet jeśli tym ogółem głównie była Partia, a tak naprawdę jej najwyższe władze.
Pułkownik oddał mikrofon dowódcy grupy. Jang z lekko cierpiętniczą miną rozpoczął swoją, dużo zwięźlejszą i bardziej konkretną część przemowy.
– Towarzysze. Przeprowadzimy atak rakietowy z powietrza. Szczegóły operacji lotniczej zostaną przekazane w ciągu piętnastu minut pilotom w sali odpraw. Oficerowie uzbrojenia otrzymają w najbliższych minutach informacje o koniecznych przezbrojeniach myśliwców pod kątem operacji. Jednocześnie proszę dowódców okrętów obstawy o zmianę szyku na obronny na wypadek potencjalnego kontrdziałania ze strony wroga. Cała grupa pozostaje w najwyższej gotowości aż do odwołania. Partia i nasz naród liczą na nas – zakończył pompatycznie, jak nakazywał obyczaj w Marynarce Wojennej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.
***
Piloci samolotów, biegnąc po pokładzie lotniskowca, pośpiesznie nakładali hełmy. Przy maszynach kręcili się jeszcze technicy, sprawdzając umieszczone w otwieranych lukach bombowych rakiety CM-400AKG5). Pierwszy samolot ustawił się naprzeciwko wzniesienia pokładu ułatwiającego start. Na znak sygnalisty z myśliwca buchnął płomień dopalacza. Szybko rosnące przeciążenie, spowodowane zarówno działaniem silników, jak i pracą katapulty, wcisnęło pilota w fotel i samolot już po krótkiej chwili zaczął zwiększać dystans od lotniskowca. Maszyna położyła się łagodnie na skrzydło, rozpoczynając wznoszenie, i przeszła na zewnętrzny krąg, czekając na resztę klucza. Sytuacja ta powtórzyła się pięciokrotnie, a gdy ostatni z myśliwców dołączył do eskadry, samoloty zniżyły lot do poziomu minimalizującego wykrycie z większej odległości i pomknęły z prędkością nieco przewyższającą jednego macha w stronę oddalonej o dziewięćset dwadzieścia kilometrów bazy Nałyczewo.
------------------------------------------------------------------------
5) Chińskie rakiety manewrujące typu powietrze–ziemia o zasięgu 240 km, zaprezentowane po raz pierwszy w 2012 roku.
Kontradmirał Jang obserwował maszyny, dopóki nie zniknęły z ekranu radaru. W momencie, gdy obrały swój docelowy kurs, spojrzał na zegar. Atak miał zostać przeprowadzony za niecałą godzinę.
***
Sto kilometrów na południe od grupy uderzeniowej, w bazie Navy Town, podoficer marynarki wojennej USA przyjrzał się dokładniej monitorowi radaru, na którym śledził chińską eskadrę okrętów. Komputer na chwilę oznaczył pięć nowych punktów, identyfikując je jako myśliwce klasy J-316). Po chwili, gdy samoloty zniżyły lot, punkty zniknęły, jednak w tym samym czasie można było zaobserwować zmiany w szyku okrętów wchodzących w skład grupy.
------------------------------------------------------------------------
6) Chiński myśliwiec piątej generacji wykonany w technologii _stealth_ – utrudniającej lokalizację przez radar.
– Panie poruczniku, może pan na to spojrzeć? – zwrócił się sierżant do swojego przełożonego.
Zwięźle przedstawił mu wyniki obserwacji. Porucznik sięgnął po tablet i zaczął coś w pośpiechu sprawdzać.
– Hmm… – zadumał się – nie mamy żadnych informacji o planowanych manewrach. Niedawno również przechwyciliśmy zaszyfrowaną transmisję o najwyższym priorytecie… Wyślę meldunek. Dziękuję, sierżancie.
Odpowiedź na raport porucznika przyszła w niecały kwadrans. W bazie zawyły syreny oznaczające alarm bojowy. ■Rozdział 2
WTOREK, 19.10.2027, GODZ. 12:15 GMT (20:15 CZASU LOKALNEGO), około 100 kilometrów nad powierzchnią Ziemi, okolice Xichang, prowincja Syczuan, Chińska Republika Ludowa
Cztery dni przed startem myśliwców z lotniskowca „Shandong” na wysokości linii Kármána7) prom nadal ogarniała czerń kosmosu. Schodzący pod niewielkim kątem statek transportowy należący do Chińskiej Narodowej Agencji Kosmicznej8) z napisem „Hu Jintao” wymalowanym czerwonymi literami na burcie swoją jasnoszarą barwą odcinał się od otaczającej go pustki. W skali kosmicznej stanowił jedynie niewielki punkcik powoli zbliżający się do ziemskiej mezosfery9). Jego poobijana i porysowana powierzchnia zewnętrzna świadczyła, że nie była to pierwsza podróż kosmiczna tego pojazdu.
------------------------------------------------------------------------
7) Umowna granica pomiędzy atmosferą Ziemi i przestrzenią kosmiczną przebiegająca na wysokości 100 km n.p.m.
8) Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna (CNSA – ang. Chinese National Space Agency) – państwowa instytucja utworzona w 1993 roku w celu zarządzania chińskim programem kosmicznym.
9) Warstwa atmosfery planety, w której temperatura maleje z wysokością. Położona nad stratosferą od około 50 km do 80 km nad powierzchnią Ziemi.
„Hu Jintao” był jednym z dwóch statków transportowych przypisanych do bazy naukowej znajdującej się na niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca. Nazwany na cześć przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej, w latach 2002–2012 służył jako transportowiec dla budowanej stacji orbitalnej. Wykonał najwięcej lotów ze wszystkich pojazdów będących obecnie w dyspozycji CNSA, więc pomimo stosunkowo krótkiego czasu eksploatacji jej intensywność spowodowała, że trapiły go częste usterki i awarie.
Czterej pasażerowie – dwaj piloci, nawigator i naukowiec – siedzieli przypięci pasami w kokpicie. Po kilkunastu godzinach spędzonych w stanie całkowitej nieważkości zaczynali odczuwać wpływ pola grawitacyjnego niebieskiej planety.
Wszyscy byli ubrani w białe kombinezony ochronne, które w połączeniu z przymocowanymi obok foteli kaskami miały zapewnić im przynajmniej podstawową ochronę w razie dekompresji kabiny. Oczywiście nie stanowiły wystarczającego zabezpieczenia w przypadku dłuższego przebywania w przestrzeni kosmicznej ani nie gwarantowały zapasu tlenu pozwalającego na prawdziwy spacer na zewnątrz, jednak zdecydowanie mniej ograniczały ruchy i były wygodniejsze od pełnowymiarowych kombinezonów próżniowych.
– Za dwadzieścia dwie minuty rozpoczniemy wchodzenie w górne warstwy atmosfery. Proszę o przygotowanie hełmów i sprawdzenie szczelności kombinezonów – zakomenderował starszy stopniem pilot pełniący funkcję kapitana statku. Na fakt, że był wojskowym, podobnie zresztą jak drugi pilot i nawigator, wskazywała naszywka z rangą i nazwą jednostki na prawym ramieniu – w jego wypadku mówiła ona, że właścicielem kombinezonu jest kapitan Chei Yo z Sił Strategicznych Chińskiej Republiki Ludowej.
Ostatni z członków załogi, reprezentujący Chińską Akademię Nauk10) profesor fizyki jądrowej Lee Huang, w tym samym miejscu nosił jedynie logo – ciemnoniebieską śnieżynkę otoczoną nazwą organizacji, na górze zapisaną chińskim, a na dole arabskim alfabetem. Kombinezony naukowców nie miały oznaczeń rangi czy tytułu naukowego.
------------------------------------------------------------------------
10) Największa chińska państwowa instytucja naukowa, główny chiński ośrodek badawczy w zakresie nauk ścisłych i techniki z siedzibą w Pekinie.
Wszyscy pasażerowie posłusznie sprawdzili status swoich skafandrów na ekranach komputerów wszytych w lewe rękawy każdego z nich. Cisza, która nastąpiła po tej operacji, oznaczała, że nikt nie zauważył żadnych nieprawidłowości.
– Wszystkie przedziały szczelne, wskazania w normie – chwilę później zameldował drugi pilot.
Do meldunku dołączył się również nawigator:
– Jesteśmy na poprawnym kursie, za cztery minuty i pięćdziesiąt sekund korekta kąta schodzenia o dwanaście stopni.
Niedługo potem statek przekroczył stratopauzę11) i można było wyczuć narastające drgania spowodowane zwiększonym oporem wyższych warstw atmosfery. Piloci w skupieniu obserwowali wskaźniki na tradycyjnych ekranach LED zamontowanych przed nimi. Hologramy, które w ostatnich latach coraz częściej zastępowały normalne, płaskie ekrany, nie zostały zamontowane na „Hu Jintao”. Modernizacja awioniki pojazdu była odkładana już kilka razy, w efekcie czego kokpit statku wyglądał dość tradycyjnie, jeśli go porównać z pojazdami wprowadzonymi do służby rok czy dwa lata temu. Plotki głosiły wręcz o pomysłach zezłomowania statku, z uwagi na bardzo wysokie koszty wiążące się z jego unowocześnieniem.
------------------------------------------------------------------------
11) Warstwa przejściowa pomiędzy stratosferą i mezosferą, znajdująca się na wysokości około 50 km nad powierzchnią Ziemi.
Profesor Lee od momentu, gdy dowiedział się o decyzji dotyczącej transportu znajdującego się obecnie w jednym z przedziałów ładunkowych artefaktu z bazy księżycowej, nalegał, aby odbył się on nowszym statkiem. Miał niejasne przeczucie, poparte historią awaryjności tego egzemplarza, że lądowanie może nie być tak miękkie, jak by sobie tego życzył. Sama stacja księżycowa leżała, co prawda, w strefie wpływów kręgów naukowych, gdzie profesor miał dużą siłę przebicia, logistyka jednak nadal pozostawała w gestii wojska. A tam nie tylko nie sięgała jego władza, ale również możliwości nacisku były niemal równe zeru.
Zresztą w Chinach od zawsze wszystkie gałęzie przemysłu, jak i nauki znajdowały się w hierarchii zdecydowanie niżej niż wojsko, które wydatnie pomagało władzom utrzymać ład i porządek w tym przeludnionym kraju.
Pikując pod kątem z jednej strony umożliwiającym efektywne hamowanie, z drugiej minimalizującym tarcie o wysłużone osłony termiczne statku, zbliżali się do krańca stratosfery12), gdy uwagę drugiego pilota przykuła czerwona kontrolka, która zapaliła się na jednym z monitorów.
------------------------------------------------------------------------
12) Druga, licząc od powierzchni, warstwa atmosfery planety. Zaczyna się od wysokości około 10 km nad powierzchnią Ziemi, a kończy na wysokości około 50 km.
– Mamy nieszczelność w przedziale ładunkowym numer trzy. Komputer wskazuje na postępującą dekompresję – zameldował.
Dowódca statku przełączył swój monitor na tryb diagnostyczny pozwalający mu na samodzielną ocenę sytuacji. Zgodnie ze wskazaniami nieszczelność rosła szybko. Zbyt szybko.
– Dekompresja przedziału ładunkowego numer trzy – rozkazał oficer i nacisnął odpowiedni przycisk na monitorze dotykowym. Profesor Lee spojrzał na niego z lekkim niepokojem.
– To ten przedział, gdzie jest obiekt. Czy uważa pan, że mamy zagrożenie ładunku? – spytał naukowiec.
– Teoretycznie nie… – zaczął dowódca, lecz przerwał, gdy jego monitor dosłownie rozbłysnął czerwonymi kontrolkami. Statkiem poważnie wstrząsnęło, a głośny metaliczny trzask wdarł się do uszu wszystkich pasażerów.
– Straciliśmy osłonę termiczną na przedziale trzecim! – krzyknął drugi pilot. – Czy możemy ustabilizować zejście? – rzucił do nawigatora.
– Nie wcześniej niż za trzydzieści sekund, inaczej odbijemy się od tropopauzy13). Musimy kontynuować zejście pod tym samym kątem – odpowiedział oficer nawigacyjny.
------------------------------------------------------------------------
13) Warstwa atmosfery ziemskiej o grubości około 1–2 km, tworząca strefę przejściową między troposferą a stratosferą. Nad biegunami rozciąga się na wysokości 6–8 km, w szerokościach umiarkowanych 10–12 km, nad równikiem podnosi się do 15–17 km.
– W przedziale trzecim jest artefakt, nie możemy go stracić! – rzucił naukowiec z lekką paniką w głosie.
Kapitana statku pochłonęły szybkie obliczenia wykonywane na ekranie. Po kilku sekundach spojrzał na profesora. Jego twarz wyrażała determinację.
– Odstrzeliwujemy przedział trzeci, w przeciwnym razie stracimy cały statek. Osłony na grodziach powinny nas ochronić – podjął szybką decyzję. Rozumiał, z czym się ona wiąże, jednak uznał, że lepiej spędzić resztę życia na jakiejś zapomnianej placówce w górach graniczących z Nepalem niż zakończyć je tu i teraz.
Profesor nie skomentował. Wiedział, że w tym przypadku nie ma prawa głosu. Konsekwencjami będzie musiał zająć się później. Zresztą utrata artefaktu nie będzie jego winą. Zawsze może przypomnieć o swoich obiekcjach co do wyboru pojazdu do transportu.
„Hu Jintao” ponownie wstrząsnęło i statek wyraźnie przyśpieszył, jakby ktoś z tyłu solidnie go popchnął. Kontrolki na pulpitach wszystkich trzech członków załogi na przemian migały albo świeciły ciągłym jaskrawoczerwonym światłem.
– Przedział ładunkowy numer trzy odstrzelony. Pozostała struktura statku nienaruszona. Piętnaście sekund do stabilizacji – zameldował drugi pilot.
Naukowiec tylko przymknął oczy. Na Ziemi czekała go trudna przeprawa i długie dyskusje, jak mógł do tego dopuścić. To było jednak nic w porównaniu ze stratą dla nauki. Otworzył oczy i spojrzał w iluminator. Niewiele mógł dostrzec, gdyż tarcie o atmosferę tworzyło wokół samego statku plazmową zasłonę. Dopiero po wyrównaniu lotu, już poniżej tropopauzy, mógł zobaczyć błękit nieba.
Na jego tle, dużo wyżej, zauważył ognistą łunę ciągnącą się za spadającym elementem statku. Przedział ładunkowy pozbawiony stabilizacji powoli spalał się w atmosferze. Zanim jednak zniknął mu z oczu, nagle eksplodował jasnym światłem. Profesor przymknął powieki, a gdy oślepienie spowodowane błyskiem minęło, zobaczył zbliżające się niebiesko-różowe źródło światła. Wyglądało jak piorun kulisty14), ale było znacznie większe i samodzielnie poruszało się w skoordynowany sposób. Ewidentnie pędziło w ich stronę, korygując trajektorię tak, aby pozostawała na kursie kolizyjnym z „Hu Jintao”.
------------------------------------------------------------------------
14) Bardzo rzadkie zjawisko meteorologiczne wyglądem przypominające świetlistą kulę o średnicy od kilku do kilkudziesięciu centymetrów, poruszającą się w różnych kierunkach i wydającą dźwięki w rodzaju warczenia czy syczenia.
– Kapitanie, czy widzi pan ten obiekt z lewej? – Nawigator również musiał dostrzec nietypowe zjawisko. – Na radarze nic nie ma… – dodał po zerknięciu na jeden z ekranów. Iskrzący się obiekt nadal ewidentnie chciał staranować pojazd.
– Zwiększenie kąta o trzydzieści stopni i zwrot o piętnaście w lewo! – krzyknął dowódca, chwytając za stery, do tej pory prowadzone przez autopilota. Pojazd zareagował natychmiast, a kombinezony pasażerów zacisnęły się na ich ciałach, próbując zniwelować skutki nagłego wzrostu przeciążenia. Naukowiec wpatrywał się w iluminator aż do momentu, gdy w oczach całkowicie mu pociemniało i stracił przytomność15). Na ułamek sekundy przed tym zobaczył tylko, jak obiekt zbliżył się do statku na kilka metrów, zrównał lot, jakby zatrzymując się przed iluminatorem profesora, a następnie ostro, pod niemożliwym do uzyskania przez jakikolwiek pojazd ziemski kątem, zapikował w stronę rozciągających się daleko pod nimi gór. Mając już kompletną ciemność przed oczami, profesor usłyszał jeszcze dowódcę statku wydającego rozkaz stabilizacji toru lotu i nawigatora informującego o wejściu w wyższe warstwy atmosfery. Przeciążenie zmalało zbyt późno – naukowiec wisiał nieprzytomny na pasach, którymi był przypięty do fotela.
------------------------------------------------------------------------
15) Efekt blackout spowodowany szybkim wzrostem przeciążenia działającego na ludzki organizm. Możliwy do zniwelowania przez stosowanie skafandrów przeciwprzeciążeniowych.
Okaleczony statek zatoczył koło, wytracając prędkość, i lotem ślizgowym rozpoczął podejście do lądowania na pasie Centrum Startowego położonego około sześćdziesięciu kilometrów od miasta Xichang.
***
Artefakt, wcześniej transportowany w zniszczonym module transportowym numer trzy, teraz leciał w stronę góry Atibacun. W ostatniej chwili lekko skręcił, nie uderzając w sam szczyt, a kierując się w stronę przełęczy pomiędzy pierwotnym celem a sąsiednią górą Asaxiang. Jakieś pięćdziesiąt metrów nad powierzchnią ziemi wytracił błyskawicznie prędkość do zaledwie kilkunastu kilometrów na godzinę i miękko spłynął na polanę. Zawisł na wysokości około metra nad podłożem.
Niebiesko-różowe światło stanowiące epicentrum świetlistej kuli zaczęło lekko pulsować. W rytm tego pulsowania dookoła pojawiły się niewielkie świetlne punkty, które ze zwiększającą się prędkością wirowały wokół osi obiektu. Było ich coraz więcej, a kształt, jaki tworzyły, zaczął przybierać ludzką postać. Gdy zataczane okręgi stały się już na tyle szybkie, że dla ludzkiego oka stanowiłyby linie, i przesłoniły całkowicie znajdującą się w środku niebiesko-różową iskrę, intensywność emitowanego światła zaczęła się powoli zmniejszać.
Teraz już wyraźnie widać było kształt ludzkiej postaci stojącej na trawie. O tym, że była ona zbudowana ze światła, świadczył brak jakiegokolwiek odcisku stóp na murawie. Powodowało to, że postać, nieposiadająca ani twarzy, ani większości szczegółów anatomicznych, sprawiała wrażenie niematerialnej, stworzonej z czystej energii. Po kilku sekundach to również zaczęło się zmieniać.
Źdźbła trawy wpierw lekko i niemal niezauważalnie, zaraz jednak już wyraźnie ugięły się pod tworzącym się humanoidem. Jednocześnie wraz z materializacją dotychczas emanujące światłem fragmenty przygasały i przybierały ciemnoszary kolor. Gdyby nie nieskazitelnie gładka powierzchnia materii, w którą przemieniała się świetlna sylwetka, przypominałoby to stygnącą lawę.
Reszta ciała zaczęła przybierać również coraz bardziej ludzkie kształty. Mężczyzna, którego formę przyjmował obiekt, ubrany był w proste spodnie, koszulę z długim rękawem i wysokie buty wojskowego typu. Początkowo wyglądał jak rzeźba, jednak po chwili na postaci pojawiły się naturalizujące kolory.
Coś, co było jeszcze przed chwilą tylko kulą w miejscu głowy, uzyskało rysy męskiej twarzy. Uformowały się uszy, nad czołem pojawiły się lekko kręcone włosy koloru ciemny blond. Prosty, nie za duży i nie za mały nos, zmaterializował się na cienkimi wargami zaciśniętych ust. Oczy początkowo rozbłysły czerwonym, później różowym blaskiem, takim samym jak emitowane przed momentem przez epicentrum kuli światło, z którego powstała postać. Po chwili jednak przygasły do poziomu bardzo ciemnej, przechodzącej w czerń czerwieni.
Na polanie stał mężczyzna ubrany w spodnie koloru khaki, koszulę w wojskowym, zielonym kolorze i czarne wojskowe buty za kostkę. Na jego twarzy nie było śladu zarostu, a skóra miała lekko śniady odcień.
Po zakończeniu transformacji mężczyzna rozejrzał się po otoczeniu, podniósł głowę i ponownie otoczyły go różowo-niebieskie światełka. Było ich jednak zdecydowanie mniej niż poprzednio i raczej drgały w miejscu, aniżeli zataczały kręgi. Przyjęły kształt ostrosłupa o podstawie kwadratu całkowicie skrywającego obcego. Gdy jego sylwetka otoczona została szczelną siatką iskierek, pojawił się biały błysk i postać zniknęła. Poza lekkim wgłębieniem w miejscu, gdzie stała, nie pozostał po niej żaden ślad.
Z daleka słychać było głuchy łopot wirników nadlatujących śmigłowców wojskowych.
***
Statek „Hu Jintao” miękko dotknął nawierzchni pasa startowego kosmodromu Xichang. Delikatne uderzenie ocuciło naukowca, który dopiero teraz odzyskał przytomność po blackoucie, którego doznał wskutek nadmiernego przeciążenia. Dowódca statku, drugi pilot i nawigator w milczeniu obserwowali przyrządy. Miny mieli grobowe. Wiedzieli, że utrata przedziału ładunkowego numer trzy, a przede wszystkim jego cennej zawartości, nie wróży im nic dobrego. Z drugiej strony zachowali życie i w głębi duszy, jak każda ludzka istota, to przecież je cenili sobie najbardziej.
Pojazd wytracił prędkość na końcu pasa i zatrzymał się. Podjechał do niego holownik, który po zaczepieniu przedniego koła promu rozpoczął podróż na miejsce postoju. Jeszcze zanim ruszyli, dowódca statku połączył się przez radio z kontrolą lotów.
– Kapitan Chei Yo ze statku transportowego Chińskiej Państwowej Agencji Kosmicznej „Hu Jintao”. Melduję zakończenie lądowania w bazie dwadzieścia siedem16). Podczas wejścia w atmosferę mieliśmy awarię, wskutek której osłona termiczna przedziału ładunkowego numer trzy uległa zniszczeniu. Konieczne było odstrzelenie modułu, co spowodowało całkowite zniszczenie zarówno modułu, jak i ładunku – służbiście, ale jednocześnie lekko ściszonym, jakby smutnym głosem zameldował dowódca statku. – Całkowitą odpowiedzialność za usterkę, spowodowaną, według mojej oceny, zejściem pod zbyt dużym kątem, ponoszę ja – dodał jeszcze ciszej.
------------------------------------------------------------------------
16) Wojskowa nazwa dla kosmodromu Xichang – chińskiego ośrodka rakietowego położonego około 64 km na północny zachód od miasta Xichang w prowizji Syczuan.
Profesor Lee spojrzał na żołnierza z uznaniem. Co prawda, wiedział, że jego wyznanie nie będzie miało większego znaczenia w kontekście rysującej się raczej w czarnych barwach przyszłości całej załogi statku, niemniej jednak doceniał odwagę cywilną kapitana, zwłaszcza że nie była to cecha powszechna w strukturach wojskowych armii chińskiej.
– Meldunek przyjęty. Po zdaniu statku proszę stawić się u generała Chow Honga w celu zdania pełnego raportu – sucho odpowiedział kontroler z centrum dowodzenia.
Chei wolno odpiął pasy i wyciągnął się na fotelu. Miał jeszcze jakieś dziesięć minut kołowania do miejsca postojowego. Później rozpęta się piekło. ■Rozdział 5
ŚRODA, 20.10.2027, GODZ. 08:35 GMT (09:35 CZASU LOKALNEGO), Warszawa, Polska
Adam Korsewicz, lekko dysząc, wpadł z impetem na salę wykładową. Wszystkie miejsca były zajęte, niektórzy studenci stali na końcu auli lub siedzieli na schodach. Gwar rozmów niczym na komendę przerodził się w cichy szmer, a po chwili, kiedy wszyscy zauważyli nowo przybyłego, zanikł całkowicie. W normalnych warunkach, gdyby wykładowca spóźnił się ponad pół godziny, nie zastałby w sali już nikogo. Studenci po kwadransie uznaliby, że czeka ich wolne półtorej godziny, i opuścili salę.
Noblista pamiętał, jak w czasach, kiedy był jeszcze świeżo upieczonym doktorem i dotarł do sali spóźniony o dwadzieścia minut, spotkał się w drzwiach z ostatnimi ze swoich podopiecznych. Jeszcze bardziej kuriozalny był fakt, że wychodząca grupka na wykładzie była chyba po raz pierwszy, gdyż nie skojarzyła prowadzącego i z uśmiechem doradziła mu również „urwanie się”, bo kwadrans studencki minął. Adam był wtedy niewiele starszy od nich, ale nieznajomość wykładowcy na miesiąc przed sesją i tak wprawiła go w znaczne zdumienie. Nie zdradził się jednak, a na egzaminie bardzo dokładnie wybadał wiedzę delikwentów – w ramach zarówno pierwszego terminu, jak i dwóch następnych.
Tym razem przychodził na wykład już jako laureat Nagrody Nobla, co samo w sobie nadawało mu status gwiazdy świata naukowego. Przybyli studenci natomiast nie stanowili zbieraniny osób z jednego roku, a grupę naprawdę zainteresowanych tematem przyszłych magistrów czy doktorów. Stąd pojawienie się po czasie nie miało dla nich większego znaczenia. Przez chwilę profesor pomyślał wręcz, że zapewniło mu odpowiednie „wejście”.
Jednym susem pokonał dwa schodki na podwyższenie i omiótł salę wzrokiem. Wszystkie oczy wpatrywały się w niego. Nie żeby nie był przyzwyczajony do wystąpień publicznych. Nauczał przez prawie całe swoje dorosłe życie. Pomimo prowadzonych przez siebie badań nigdy nie zrezygnował z etatu dydaktycznego. Uważał, że daje to zdrowy dystans, a niejednokrotnie dyskusje z młodymi, nieskażonymi umysłami na zajęciach laboratoryjnych stanowiły inspirację. Bardzo cenił prowadzony przez siebie zespół najwyższej klasy naukowców, jednak te młode osoby często otwierały przed nim drogi, których ani on, ani jego podwładni nie zauważali, zbyt skupieni na pierwotnej ścieżce rozumowania, którą podążali.
– Dzień dobry państwu, bardzo przepraszam za spóźnienie, proszę jeszcze o chwilkę cierpliwości, abym mógł przygotować się do wykładu – zaczął, po czym położył swoją teczkę na stole.
Wyjął z niej zgrabnego, dwunastocalowego laptopa ze szklanym, przeziernym ekranem i położył na kontuarze. Komputer, wykrywając wyjęcie go z torby, włączył się, a dotknięcie górnej pokrywy spowodowało, że ekran zajaśniał przed naukowcem pulpitem z ikonami. Ten na płytce pełniącej rolę zarówno gładzika, jak i klawiatury wybrał kombinację klawiszy, która zaowocowała wyświetleniem dużego hologramu z pierwszym slajdem prezentacji.
Znajdujący się w powietrzu…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej