- W empik go
Kordian - ebook
Kordian - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 206 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PIERWSZA OSOBA PROLOGU
Boże! zeszlij na lud twój wyniszczony bojem
Sen cichy, sen przespany, z pociech jasnym zdrojern;
Niechaj widmo rozpaczy we śnie go nie dręczy.
Rozwieś nad nim kotarę z rąbka niebios tęczy,
Niech się we łzach nie budzi przed dniem zmartwych-
A mnie daj łzy ogromne i męki niespania, [wstania.
Po mękach wręcz mi trąbę sądnego anioła;
A kogo przed tron Boga ta trąba zawoła,
Niechaj stanie przed tobą. Daj mi siłę, Boże,
A komu palec przekleństw na czoło położę,
Niech nosi znak na czole… Pozwól, Panie, tuszyć,
Że słowem zdołam cielce złote giąć i kruszyć…
Z brązu wzniosę posągi, gdzie pokruszę gipsy.
A kto ja jestem? – Jestem duch Apokalipsy-
Obróćcie ku mnie oczu zamglonych i twarzy…
Oto stoję wśród siedmiu złocistych lichtarzy
Podobny do człowieka… szata w długość szczodra
Spływa do stóp; pas złoty przewiązał mi biodra,
Głowa kryje włos biały jak śniegi, jak wełna;
Z oczu skra leci ogniów dyjamentu pełna,
Nogi mam jak miedź świeżym ogniskiem czerwona,
Głos huczy jako woda wezbraniem szalona,
W ręku siedem gwiazd niosę, a z ust mi wytryska
Miecz ostry obosieczny, a twarz moja błyska
Jak słońce w całej mocy wyświecone kołem.
A gdy przede mną na twarz upadniecie czołem,
Powiem wam: "Jestem pierwszy… i ostatnim będę…"
DRUGA OSOBA PROLOGU
Ja wam zapał poety na nici rozprzędę,
Wy śmiejcie się z zapału mego towarzysza…
Kto on? – Do tureckiego podobny derwisza;
Owe siedem lichtarzy jest to siedem gradów,
Stoi wśród siedmiu złotem nalanych narodów,
Wygnaniec. – A włos czarny w siwość mu zamienia
Nie wiek, ale zgryzota… W oczach blask natchnienia,
W ręku gwiazdy… to myśli, z których jasność dniowa
Miecz w ustach obosieczny, jest to sztylet słowa,
Którym zabija ludzi głupich… albo wrogów.
TRZECIA OSOBA PROLOGU
Zwaśnionych obu spędzam ze scenicznych progów.
Dajcie mi proch zamknięty w narodowej urnie,
Z prochu lud wskrzeszę, stawiam na mogił koturnie
I mam aktorów wyższych o całe mogiły.
Z przebudzonych rycerzy zerwę całun zgniły,
Wszystkich obwieję nieba polskiego błękitem,
Wszystkich oświecę duszy promieniem – i świtem
Urodzonych nadziei – aż przyjdą przed wami
Pozdrowieni uśmiechem, pożegnani łzami.AKT I
SCENA I
KORDIAN, młody 15-stoletni chłopiec, leży pod wielką lipą na wiejskim dziedzińcu, GRZEGORZ, stary sługa, nieco opodal czyści broń myśliwską. Z jednej strony widać dóm wiejski, z drugiej ogród… za ogrodzeniem dziedzińca staw, pola – i lasy sosnowe
KORDIAN
zadumany
Zabił się – młody… Zrazu jakaś trwoga
Kładła mi w usta potępienie czynu,
Była to dla mnie posępna przestroga,
Abym wnet gasił myśli zapalone;
Dziś gardzę głupią ostrożnością gminu,
Gardzę przestrogą, zapalam się, płonę,
Jak kwiat liściami w niebo otwartemi
Chwytam powietrze, pożeram wrażenia.
Myśl Boga z tworów wyczytuję ziemi
I głazy pytam o iskrę płomienia.
Ten staw odbite niebo w sobie czuje
I myśli nieba błękitem.
Ta cicha jesień, co drzew trzęsie szczytem,
Co na drzewach liście truje
I różom rozwiewa czoła
Podobna do śmierci anioła,
Ciche wyrzekła słowa do drzew: "Gińcie drzewa!"
Zwiędły – opadły.
Myśl śmierci z przyrodzenia w duszę się przelewa;
Posępny, tęskny, pobladły
Patrzę na kwiatów skonanie
I zdaje mi się, że mię wiatr rozwiewa.
Cicho. Słyszę po łąkach trzód błędnych wołanie.
Idą trzody po trawie chrzęszczącej od szronu
I obracają głowy na niebo pobladłe,
Jakby pytały nieba: "Gdzie kwiaty opadłe?
Gdzie są kwitnące maki po wstęgach zagonu?"-
Cicho, odludnie, zimno… Z wiejskiego kościoła
Dzwon wieczornych pacierzy dźwiękiem szklannym bije.
Ze skrzepłych traw modlitwy żadnej nie wywoła,
Ziemia się modlić będzie, gdy słońcem ożyje…
Otom ja sam, jak drzewo zwarzone od kiści,
Sto we mnie żądz, sto uczuć, sto uwiędłych liści;
Ilekroć wiatr silniejszy wionie, zrywa tłumy.
Celem uczuć – zwiędnienie; głosem uczuć – szumy
Bez harmonii wyrazów. Niech grom we mnie wali!
Niech w tłumie myśli jaką myśl wielką zapali…
Boże! zdejm z mego serca jaskółczy niepokój,
Daj życiu duszę i cel duszy wyprorokuj…
Jedną myśl wielką roznieć, niechaj pali żarem,
A stanę się tej myśli narzędziem, zegarem,
Na twarzy ją pokażę, popchnę serca biciem,
Rozdzwonię wyrazami i dokończę życiem.
po chwili
Jam się w miłość nieszczęsną całym sercem wsączył…
myśli – potem nagle obraca się do Grzegorza
Grzegorzu, porzuć strzelbę czyścić…
GRZEGORZ
Jużem skończył.
Co mi panicz rozkaże?
KORDIAN
Chodź tutaj,mój stary…
Nudzę się.
GRZEGORZ
Nie nowina; cóż ja pocznę na to?
Chcesz panicz, powiem bajkę, szlachetnie bogatą,
Mam ja w szkatule mózgu dykteryjki, czary
Po babce mojej starej, co w Bogu spoczywa.-
Chcesz pan tej, co się gada? czy tej, co się śpiewa?…
Kordian milczy; Grzegorz mówi następującą bajkę:
Było sobie niegdyś w szkole
Piękne dziecię, zwał się Janek.
Czuł zawczasu bożą wolę,
Ze starymi suszył dzbanek.
Dobry z niego byłby wiarus,
Bo w literach nie czuł smaku
Co dzień stary bakalarus
Łamał wierzby na biedaku,
I po setnej, setnej probie
Rzekł do matki: "Oj, kobieto!
Twego Janka w ciemię bito,
Nic nie wbito – weź go sobie!…"
Biedna matka wzięła Jana,
Szła po radę do plebana.
Przed plebanem w płacz na nowo;
A księżulo słuchał skargi
I poważnie nadął wargi,
Po ojcowsku ruszał głową.
Wysłuchawszy pacierz złego:
"Patrz mi w oczy" – rzekł do żaka-
"Nic dobrego! nic dobrego!"
Potem hożą twarz pogładził,
Dał opłatek i piętaka
I do szewca oddać radził…
Jak poradził, tak matczysko
I zrobiło… Szewc był blisko…
Lecz Jankowi nie do smaku
Przy szewieckiej ślipać igle.
Diabeł mięszał żółć w biedaku,
Śniły mu się dziwy, figle;
Zwyciężyła wilcza cnota,
Rzekł: "W świat pójdę o piętaku!"
A więc tak jak był – hołota,
Przed terminem rzucił szewca
I na strudze do Królewca
Popłynął…
Jak do wody wpadł i zginął…
Matka w płacz, łamała dłonie;
A ksiądz pleban na odpuście
Przeciw dziatkom i rozpuście
Grzmiał jak piorun na ambonie.
W końcu dodał: "Bogobojna
Trzódko moja, bądź spokojna,
Co ma wisieć, nie utonie".
Mały Janek gdzie się chował
Przez rok cały, zgadnąć trudno.
Wsiadł na okręt i żeglował,
I na jakąś wyspę ludną
Przypłynąwszy – wylądował…
Owdzie król przechodził drogą.
Jaś pokłonił się królowi
I dworzanom, i ludowi;
A kłaniając szastał nogą
Tak układnie, że król stary
Włożył na nos okulary.
I wnet tymże samym torem
Dwór za królem, lud za dworem
Powkładali szkła na oczy…
Owoż król ten posiadł sławę,
Jakoby miał wzrok proroczy;
I choć stracił oko prawe,
Tak kunsztownie lewym władał,
Że człowieka zaraz zbadał,
Na co mierzy, na co zdatny:
Czy zeń ma być rządca kraju,
Czy podstoli, czy też szatny…
Lecz tą razą, wbrew zwyczaju,
Król pan oczom nie dowierza:
Czy żak Janek na tancerza?
Czy na rządcę dobry kraju?
Więc zapytał: "Mój kochanku,.
Jak masz imię?"
"Janek".
"Janku,
Coż ty umiesz?"
"Psóm szyć buty"
"A czy dobrze?"
"Oj tatulu!
Czyli raczej, panie królu!
Jak szacuję, ręczyć mogę,
Że but każdy ostro kuty
I na jedną zrobię nogę,
Czyli raczej na łap dwoje…
To na zimę. – Z letnich czasów
But o jednym szwie wystroję
Na opłatku bez obcasów;
A robota takiej wiary,
Że psy puszczaj na moczary,
Suchą nogą przejdą stawy".
"Masz więc służbę, złotem płacę"-
Rzekł do Janka pan łaskawy
I za sobą wiódł w pałace.
A gdy dzień zaświtał czwarty,
Szły na łowy w butach charty;
A szewc chartów w aksamicie
Przy królewskiej jechał świcie;
Złoty order miał na szyi,
W trzy dni został szambelanem,
W sześć dni rządcą prowincyji,
W dni dwanaście został panem.
Starą matkę wziął z chałupy,
Król frejliną ją mianował.
A plebana pożałował
W biskupy…
KORDIAN
Cha! Cha! cha! przednia powieść.
GRZEGORZ
A widzi pan, widzi,
Jak zabawiłem gadką… Niech się pan nie wstydzi,
W tej powieści moralna kryje się nauka.
KORDIAN
Jaka? pawiedz mi, stary.
GRZEGORZ
A któż jej wyszuka?
Dość, że jest sens, powiadam.
KORDIAN
Wierzę.
GRZEGORZ
Trzeba wiary.
Bo widzi panicz, kiedy gada sługa stary,
To w słowach dziecku dawać nie będzie trucizny.
Błąkałem się ja długo z dala od ojczyzny.
I tak mi było ciężko od tęsknego żalu,
Że żołnierze ciesali kołki na wąsalu;
Odcinając się szablą, nie brałem pociechy,
Bo żadnych kłosów ludziom nie wysieją śmiechy,
A smutek niby mądra książka w sercu żyje
I mówi wiele rzeczy, i człowiek nie gnije
Jak muchomór pod sosną, lecz zbiera po szczypcie
Przestrogę do przestrogi… Byłem ja w Egipcie!
Ponoś no o tej walce nie mówiłem panu?
Czy wolno?
KORDIAN
Mów! mów, stary.
GRZEGORZ
kręcąc wąsa
Daj go tam szatanu
Kaprala… tęgi człowiek!… Wywiódł wojsko w pole,
Nie w pole, w piaski raczej; równo jak po stole,
Otwarto na wsze strony, kędyś wzrok obrócił,
Oko biegnąc po piaskach Boga szuka w niebie.
Wódz szyki w pięć kwadratów sprawił ku potrzebie
I niby pięć gwiazd jasnych na pustynie rzucił.
Mnie, świecącemu w jednej, widać było cztery.
Przed walką, przypominam, śmiech nas ruszył szczery;
Bo trzeba panu wiedzieć: na wojska ogonie
Snuły się z bagażami osły… przy bagażach
Przywlekli się z Francyji w bagnetów zachronie
Mędrkowie, co to baśnie piszą w kalendarzach.
Gardziliśmy jak Niemcem tą chmurą komorów,
Tą psiarnią, co jak truflów wietrzyła kamieni;
Więc gdy do walki wiele stanęło pozorów,
Zawołaliśmy głośno: "Osły i uczeni!
Chowajcie się w kwadraty! dalej za pas nogi!"
Dalibóg, korzystali z łagodnej przestrogi.
Przyznam się jednak panu, że choć żołnierz bitny,
Przed walką byłem nieco nad zwyczaj panury.-
Jak dziś pamiętam, z dala lał się Nil błękitny,
Dalej jakiegoś miasta widać było mury;
I nad głowami niebo czyste, bez obłoku,
A powietrze, choć bardzo jasne, grało w oku,
Nad katafalkiem niby od gromnic płomyki…
Lecz co najbardziej ludu zadziwiło szyki,
To były owe wielkie, murowane góry;
Stąd by je było widzieć, gdyby nie Karpaty
I gdyby z nieba można zetrzeć wszystkie chmury.
Wtem wódz przyjechał konno… zagrzmiały wiwaty,
Acz bez winnych kielichów. Wódz wskazał na wieże
I rzekł: "Soldats!", co znaczy powiedział: "Żołnierze!"
Słyszałem wszystko; wódz rzekł: "Patrzcie, wojownicy!
Ze szczytu piramidy – co znaczy: z dzwonnicy-
Ze szczytu tych piramid sto wieków was widzi".
Więc spojrzałem, gdzie wskazał po nieba błękicie;
Aż tu patrz… niech kto ze mnie jak z prostaka szydzi,
Opowiem… Klnę się panu, na piramid szczycie,
Jak w kościołach sławnego malują Michała,
Taki stał rycerz, w zbroi, promiennego ciała,
I płomienistą dzidą przebijał z wysoka
Wijącego się z dala na pustyni smoka,
Co ku nam leciał w chmurze kurzawy i piasku.
Sto dział zagrzmiało, oczy zgubiłem od blasku.
A kiedym wzrok odpytał, aż tu mameluki
Krzywymi nas szablami dziobią gdyby kruki,
To końmi do ucieczki obróceni wkoło
Siadają na bagnetach jak małpy.
KORDIAN
Cóż dalej?…
GRZEGORZ
A wstydźże się pan pytać, każdemu wiadomo,
Żeśmy zawsze łamane parole wygrali,
I gdyby nie ta dżuma… Ale pan nie słucha!….
KORDIAN
zamyślony, mówi sam do siebie
Wstyd mi! Starzec zapala we mnie iskrę ducha.
Nieraz z myślą zburzoną w ciemne idę lasy,
Szczęk broni rzucam w sosen rozchwianych hałasy,
Widzę siebie wśród świateł czarodziejskich sławy,
Wśród promienistych szyków; szyki wstają z ziemi,
Ziemia wstaje jak miasto odgrzebane z lawy…
Głupstwo… dzieciństwo marzeń… Z myślami takiemi