Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Koreańska sztuka szczęścia - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
27 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Koreańska sztuka szczęścia - ebook

Fascynująca księga inspiracji koreańskim stylem życia, która pomoże napełnić codzienność radością i spełnieniem. Wyjątkowy prezent dla wszystkich zakochanych w koreańskiej kulturze.

Barbara Zitwer, amerykańska agentka literacka, wielokrotnie odwiedzała Koreę Południową, a w niej swoich klientów i przyjaciół. Dzieli się wszystkim, czego dowiedziała się o tym tętniącym życiem kraju ukształtowanym przez filozofie han, heung i jeong – wytrwałości, radości i sztuki dawania. Zabiera nas w podróż po koreańskich miastach, bezdrożach i wyspach, opowiadając o wyjątkowych chwilach zrozumienia i więzi. Odwiedzamy m.in. tętniący życiem Seul, buddyjską świątynię i tropikalną wyspę Jeju.

Zabawne anegdoty, ciekawostki nieznane turystom, wskazówki dotyczące podróży, wspomnienia magicznych momentów i… wiele oryginalnych przepisów kulinarnych!

Ta eklektyczna i inspirująca książka jest jednocześnie dziennikiem podróży, przewodnikiem i komentarzem kulturowym ¬– energiczna i optymistyczna.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68227-27-7
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POCZĄTEK:

Począ­tek:

Witaj­cie w Korei

한국에 오신 것을 환영합니다

Han­go­ogeh ohshin geu­seol hwa­ny­oun­ghap­ni­dah

Do Korei przy­wiódł mnie zbieg oko­licz­no­ści.

Dwa­dzie­ścia dwa lata temu zało­ży­łam w Nowym Jorku agen­cję lite­racką. Zarówno biz­nes, jak i repu­ta­cję zbu­do­wa­łam dzięki umie­jęt­no­ści odkry­wa­nia nowych auto­rów i auto­rek. Jed­nak po dwu­na­stu latach pracy zorien­to­wa­łam się, że coraz trud­niej jest mi tra­fić na twór­ców, któ­rych książki naprawdę by mnie pory­wały – a pasja i miłość to wszystko, co napę­dza mnie do dzia­ła­nia.

Tej wio­sny po raz pierw­szy spo­tka­łam się z moim kore­ań­skim współ­pra­cow­ni­kiem Jose­phem Lee, który przy­le­ciał zwie­dzić Nowy Jork. Zje­dli­śmy razem kola­cję, a Joseph oka­zał się cza­ru­ją­cym, cie­płym czło­wie­kiem, dosko­nale roze­zna­nym w zachod­niej lite­ra­tu­rze.

Gdy tak sie­dzie­li­śmy we wło­skiej restau­ra­cji, jedząc maka­ron i popi­ja­jąc czer­wone wino, wypa­li­łam nagle: – Nie masz przy­pad­kiem jakichś mło­dych auto­rów, któ­rych mogła­bym repre­zen­to­wać?

Na jego twa­rzy naj­pierw poja­wiło się zdzi­wie­nie, a potem odpo­wie­dział z uśmie­chem: – Ależ mam, i to wielu! Oka­zało się, że nikt ni­gdy wcze­śniej nie zadał mu takiego pyta­nia. Od lat zaj­mo­wał się sprze­da­wa­niem zagra­nicz­nych ksią­żek na rynku kore­ań­skim, ale ni­gdy nie wysy­łał kore­ań­skich ksią­żek w świat.

Od razu opo­wie­dział mi o mło­dym pisa­rzu imie­niem Young-ha Kim i jego książce _Mogę odejść, gdy zechcę_. Tytuł od razu mnie zain­try­go­wał, więc Joseph natych­miast zadzwo­nił do autora i zanim się obej­rza­łam, roz­ma­wia­łam z nim przez tele­fon. Książka Young-ha Kima była pierw­szą kore­ań­ską pozy­cją, którą sprze­da­łam – oraz począt­kiem wszyst­kiego, co nastą­piło potem.

W 2009 roku, gdy na moim biurku wylą­do­wało angiel­skie tłu­ma­cze­nie dwu­dzie­stu stron książki _Zaopie­kuj się moją mamą_ autorki Kyung-sook Shin, zoba­czy­łam w nich ogromny poten­cjał.

Jej powieść o zanie­dba­nej matce była dla mnie prze­ło­mowa – inna niż wszystko, co do tej pory czy­ta­łam. Ta nie­zwy­kle emo­cjo­nalna, ale nie nazbyt sen­ty­men­talna histo­ria matki opo­wie­dziana z per­spek­tywy jej dzieci i męża dosłow­nie mnie ocza­ro­wała.

Powieść Kyung-sook otwo­rzyła przede mną kró­li­czą norę pełną kore­ań­skiej lite­ra­tury – a ja bar­dzo chęt­nie do niej wsko­czy­łam! Szcze­gól­nie urze­kały mnie książki kore­ań­skich auto­rek, któ­rych histo­rie wyra­żały repre­sje, izo­la­cję i wyob­co­wa­nie kobiet. Dokład­nie takie powie­ści chcia­łam mieć w swoim port­fo­lio agentki lite­rac­kiej… jed­nak na początku napo­tka­łam na opór.

– O co ci cho­dzi z tymi kore­ań­skimi książ­kami, o któ­rych nikt ni­gdy nie sły­szał? – pytali cią­gle redak­to­rzy i wydawcy. Żadna z tych osób nie miała wcze­śniej styku z kore­ań­ską lite­ra­turą i uwa­żali mnie za wariatkę. Więk­szo­ści ludzi Korea koja­rzyła się z Koreą Pół­nocną, jej zagro­że­niami ata­kiem jądro­wym i sto­ją­cym na jej czele dyk­ta­to­rem, z lśniącą fry­zurą „na gar­nek” i dużym brzu­chem.

A jed­nak książka Kyung-sook oka­zała się gło­śnym począt­kiem cze­goś znacz­nie więk­szego. _Zaopie­kuj się moją mamą_ stało się best­sel­le­rem „New York Timesa”, tym samym dając do zro­zu­mie­nia wydaw­com na całym świe­cie, że czy­tel­nicy są gotowi i głodni kore­ań­skich pisa­rek i pisa­rzy. (Prawa do książki zostały sprze­dane do trzy­dzie­stu pię­ciu kra­jów, a w 2011 roku zdo­była ona nagrodę Man Asian Prize).

A ja znowu zna­la­złam powo­ła­nie, a nie tylko pracę. Moją obse­sją stało się pro­mo­wa­nie twór­czo­ści kore­ań­skich auto­rek i auto­rów na całym świe­cie – i mogę z dumą powie­dzieć, że odnio­słam na tym polu suk­ces.

• • •

Moja klientka Han Kang zdo­była w 2014 roku Booker Trans­la­tion Prize za książkę _Wege­ta­rianka_. Yun Ko-eun była pierw­szą Kore­anką, która zdo­była nagrodę CWA Dag­ger Prize for Trans­la­ted Fic­tion w 2020 roku za _Turystkę_, a _The Hole_ autor­stwa Hye-young Pyun zdo­była nagrodę Shir­ley Jack­son w 2017 roku.

Z rado­ścią odkry­wa­łam rów­nież książki kore­ań­skich pisa­rzy, w tym _The Plot­ters_ autora Un-su Kima (nomi­no­wa­nej do Dublin Prize w 2020 roku), _The Inve­sti­ga­tion_ i _Bro­ken Sum­mer_ J.M. Lee oraz _Oskar­że­nie. Opo­wie­ści tota­li­tarne_ Ban­diego.

Do dziś kore­ań­skie książki, które odkry­łam i przed­sta­wi­łam światu, zostały opu­bli­ko­wane w ponad czter­dzie­stu kra­jach, a do wielu z nich sprze­dano prawa do adap­ta­cji fil­mo­wej i tele­wi­zyj­nej.

Lite­ra­tura kore­ań­ska pozwo­liła mi ponow­nie zna­leźć moty­wa­cję do pracy w roli agentki lite­rac­kiej. W 2016 roku spo­tkał mnie ogromny zaszczyt w postaci nagrody za pracę od kore­ań­skiego Mini­ster­stwa Kul­tury, a rok póź­niej otrzy­ma­łam Nagrodę Agenta Lite­rac­kiego Lon­dyń­skich Tar­gów Książki (Lon­don Book Fair’s Lite­rary Agent Award). Jed­nak naj­więk­szą nagrodą jest dla mnie każda kolejna prze­tłu­ma­czona książka moich auto­rek i auto­rów, która przy­cho­dzi do mojego biura. Uwiel­biam to uczu­cie eks­cy­ta­cji i odkry­wa­nia, otwie­ra­nie pudełka wysła­nego z dru­giego końca świata i sta­wia­nie naj­now­szej zagra­nicz­nej edy­cji na pół­kach, które cią­gną się przez całą dłu­gość mojego biura. Lite­ra­tura kore­ań­ska nie jest już nie­znana ani obca. Pomo­głam jej uzy­skać glo­balne auten­tyczne, róż­no­rodne i głę­bo­kie uzna­nie, na które zasłu­guje. Jestem prze­ko­nana, że pew­nego dnia lite­racka Nagroda Nobla trafi wła­śnie do rąk autorki lub autora z tego kraju.

Tym­cza­sem po zale­d­wie roku repre­zen­to­wa­nia kore­ań­skich ksią­żek poczu­łam, że ten kraj mnie wzywa. Wyru­szy­łam więc w podróż, czu­jąc się jak Indiana Jones – i zna­la­złam swoją Zagi­nioną Arkę! Podróż do Korei otwo­rzyła mi oczy, serce i umysł na naj­bar­dziej fascy­nu­ją­cych, pięk­nych i inspi­ru­ją­cych ludzi i naj­wspa­nial­sze kra­jo­brazy, jakie mogłam sobie wyobra­zić. Poza tym nie było tu innych Ame­ry­ka­nów, Bry­tyj­czy­ków, Euro­pej­czy­ków czy w ogóle tury­stów. Byłam jedyną blon­dynką w morzu ciem­no­wło­sych Kore­ań­czy­ków, a jed­nak czu­łam się zupeł­nie jak w domu.

Ni­gdy nie zapo­mnę swo­jego pierw­szego pobytu w bud­dyj­skiej świą­tyni, wysoko w górach pod mia­stem Incheon. Sku­pił on bowiem jak w soczewce wszystko, co spra­wiło, że zako­cha­łam się w Korei. W owym cza­sie byłam sza­le­nie prze­jęta sta­nem zdro­wia mojego męża, który potrze­bo­wał prze­szczepu ratu­ją­cego życie. Pijąc her­batę z bud­dyj­skim mni­chem, zala­łam się łzami. Wtedy mnich spoj­rzał mi pro­sto w oczy i powie­dział: „Jeste­śmy teraz szczę­śliwi”. Wypowie­dział te słowa tak sta­now­czo, że w ciągu mili­se­kundy mój płacz zmie­nił się w śmiech. „Jeste­śmy teraz szczę­śliwi” jest zda­niem, które moty­wo­wało moją trwa­jącą wiele lat duchową i psy­chiczną trans­for­ma­cję. Nauczy­łam się doce­niać naturę i pro­stotę oraz tego, jak być bez­wa­run­kowo wspie­ra­jącą. Zro­zu­mia­łam, że głę­boki, wieczny ból jest czę­ścią życia, ale można go stłu­mić i prze­kształ­cić w moty­wa­cję i zado­wo­le­nie. A co naj­waż­niej­sze, odna­la­złam nowe poczu­cie szczę­ścia i ener­gii.

„Jeste­śmy teraz szczę­śliwi” to wybór, któ­rego możemy doko­nać, bez względu na oko­licz­no­ści, i który stał się moją man­trą.

• • •

Korea jest cudem – i uży­wam tego słowa z całą świa­do­mo­ścią jego zna­cze­nia. I rze­czy­wi­ście Koreę opi­suje się cza­sem jako „Cud nad rzeką Han” ze względu na nie­sa­mo­witą trans­for­ma­cję z jed­nego z naj­bied­niej­szych w jeden z naj­bo­gat­szych kra­jów na świe­cie.

Histo­ria Korei ubie­głego wieku zaczyna się od wielu kon­flik­tów i bólu: od oku­pa­cji przez Japo­nię w 1910 roku, przez roz­biory w 1945 roku, po wojnę w 1950 roku i wresz­cie ist­nie­jącą do dziś strefę zde­mi­li­ta­ry­zo­waną (DMZ) wyzna­cza­jącą podział mię­dzy Koreą Pół­nocną a Połu­dniową. W poło­wie lat 50. XX wieku kraj ten, z gospo­darką opartą głów­nie na rol­nic­twie, był jed­nym z naj­bied­niej­szych na świe­cie. A potem, w ciągu 70 lat, Korea odbu­do­wała się wła­ści­wie od pod­staw dzięki połą­cze­niu inno­wa­cyj­nych reform rzą­do­wych, wyso­kiego poziomu sys­temu edu­ka­cji i odda­nej, pra­co­wi­tej siły robo­czej. Roz­kwi­ta­jąca branża moto­ry­za­cyjna, trans­por­towa, tech­no­lo­giczna, elek­tro­niczna i – a jakże! – muzyka pop prze­kształ­ciły kraj w jeden z azja­tyc­kich tygry­sów i 10. naj­więk­szą gospo­darkę na świe­cie.

Poza byciem potęgą gospo­dar­czą Korea ma to _coś_, co w Hol­ly­wood nazywa się „the _it_ fac­tor”. Dzięki nagra­dza­nym książ­kom, fil­mom, seria­lom TV i muzyce dzi­siaj kore­ań­ska kul­tura jest popu­larna wła­ści­wie wszę­dzie. Nie­za­leż­nie od tego, czy jesteś w Lon­dy­nie, Nowym Jorku, Sztok­hol­mie czy Tokio, znasz zespoły K-popowe BTS i Black­pink, serial _Squid Game_ czy film _Para­site_ i pły­niesz na _hal­lyu_, czyli „kore­ań­skiej fali”.

Etyka pracy i hart ducha Kore­ań­czy­ków są dla wielu inspi­ra­cją. Dowie­dzia­łam się jed­nak, że ten postęp i osią­gnię­cia wyni­kają rów­nież z cze­goś, co wykra­cza poza ciężką pracę i dumę naro­dową. To rów­nież zasługa tajem­nicy, która sięga wieki wstecz.

Dusza Korei i tajem­nica jej suk­cesu i szczę­ścia spro­wa­dza się do odda­nia kon­fu­cjań­skim war­to­ściom rodziny, wspól­noty, har­mo­nii i rytu­ału, a także filo­zo­fii _han_, _heung_ i jeong – wytrwa­ło­ści, rado­ści i sztuki dawa­nia. Te filo­zo­fie, zako­rze­nione w kul­tu­rze i czę­sto przy­wo­ły­wane w tra­dy­cyj­nych kore­ań­skich opo­wie­ściach, wier­szach i muzyce, skła­dają się na DNA kore­ań­skiego życia.

_Han_ cele­bruje cha­rak­ter, sza­cu­nek dla wysiłku i wytrwa­ło­ści, ale też nie­usta­jące poczu­cie melan­cho­lii wyni­ka­jące z histo­rii oku­pa­cji, wojny oraz sepa­ra­cji Pół­nocy i Połu­dnia. Kore­ań­czycy zdają sobie sprawę z tego, że w życiu możemy doświad­czyć inten­syw­nych oso­bi­stych i naro­do­wych trud­no­ści, i akcep­tują ist­nie­nie głę­bo­kiego smutku.

Jedna z moich kore­ań­skich przy­ja­ció­łek pod­su­mo­wała to w ten spo­sób: – _Han_ to nie tylko uczu­cie bólu i cier­pie­nia; to ener­gia, która popchnęła Koreę do przodu po woj­nie i w tym sen­sie była pozy­tywna. Ona nas prze­kształ­ciła.

_Heung_ to uczu­cie nie­sa­mo­wi­tej rado­ści, któ­rego doświad­czasz na spo­tka­niach rodzin­nych, na łonie natury, delek­tu­jąc się fili­żanką her­baty z igieł sosno­wych lub czy­ta­jąc świetną książkę. Z kolei _jeong_ to sztuka dawa­nia bez ocze­ki­wa­nia cze­go­kol­wiek w zamian, prio­ry­te­to­wego trak­to­wa­nia dobro­bytu swo­jej rodziny, przy­ja­ciół, spo­łecz­no­ści i kraju, a także wła­snego. To lojal­ność i poczu­cie wspól­noty. _Jeong_ to nie­wi­dzialna nić, która łączy nas wszyst­kich.

• • •

Korea wzy­wała mnie wiele razy i będąc tam, za każ­dym razem odkry­wa­łam i doświad­cza­łam nowych cudów, nawią­zy­wa­łam nowe przy­jaź­nie i pogłę­bia­łam rela­cje z kra­jem i ze sobą. Mia­łam też nie­zwy­kłe szczę­ście, że autorka i moja przy­ja­ciółka Kyung-sook Shin zabrała mnie w miej­sca rzadko odwie­dzane przez tury­stów, a któ­rymi mogę się teraz z wami podzie­lić. Każda podróż, każde spo­tka­nie w Korei pozy­tyw­nie zmie­niło moje życie i mam nadzieję, że czy­ta­nie o nich będzie mieć cudowny wpływ rów­nież na was.

Zapra­szam was teraz na wspólną wycieczkę. Na kolej­nych stro­nach będziemy chło­nąć maje­stat i splen­dor kraju zbu­do­wa­nego na nie­ustę­pli­wo­ści, rado­ści i sil­nym poczu­ciu wspól­noty. Wyru­szymy z tęt­nią­cego życiem Seulu, aby spo­tkać się z bud­dyj­skimi zakon­ni­cami w górach; będziemy spa­ce­ro­wać po tune­lach szpie­gow­skich w DMZ; zwie­dzimy tro­pi­kalną wyspę Jeju, będącą domem _haenyeo_, inspi­ru­ją­cych osiem­dzie­się­cio­let­nich płe­two­nur­kiń; zjemy też wspól­nie duży gar­nek pysz­nej zupy z żeń-sze­nia, sie­dząc na sło­mia­nych matach na pod­ło­dze restau­ra­cji oto­czo­nej polami kwia­tów lotosu.

Po doświad­cze­niu każ­dego nowego miej­sca podzielę się z wami lek­cją, która sprawi, że wasze życie będzie szczę­śliw­sze i bar­dziej satys­fak­cjo­nu­jące, tak jak i moje. A na końcu każ­dego roz­działu znaj­dzie­cie prze­ka­zane mi przez moich kore­ań­skich przy­ja­ciół prze­pyszne prze­pisy na tra­dy­cyjne dania, aby­śmy wszy­scy mogli je goto­wać i cie­szyć się nimi.

Mam nadzieję, że piękno, które zna­la­złam w Korei, ocza­ruje i zain­spi­ruje do odwie­dzin także was.

Miłej podróży!POWITANIA I KOMUNIKACJA

Powi­ta­nia i komu­ni­ka­cja

인사말 그리고 소통

Insa­mal geu­rigo sotong

Witamy w Seulu, najgorętszym mieście Azji

Seul jest niczym połą­cze­nie Nowego Jorku, Hong­kongu, Paryża, Lon­dynu, Szan­ghaju i Tokio. To mia­sto para­dok­sów: z jed­nej strony jedno z naj­bar­dziej tęt­nią­cych życiem, nowo­cze­snych miast na świe­cie, a z dru­giej miej­scami sta­ro­żytne i pełne zie­lo­nych prze­strzeni ofe­ru­ją­cych chwile wytchnie­nia i spo­koju. Futu­ry­styczne dra­pa­cze chmur stoją obok wie­ko­wych bud­dyj­skich świą­tyń, a kaskady neo­nów, auto­strad, przejść pod­ziem­nych i wia­duk­tów prze­ci­nają kra­jo­braz roz­le­głych gór i rzek. Dzięki ponad 10 milio­nom miesz­kań­ców ruch uliczny ni­gdy się nie zatrzy­muje, a ener­gia mia­sta ni­gdy nie słab­nie. Seul to tęt­niące życiem serce Korei, sto­lica, w któ­rej dzieje się wszystko.

To tutaj zjesz naj­lep­sze pie­rożki na świe­cie, zasza­le­jesz na zaku­pach jak ni­gdy dotąd i dowiesz się, jak kore­ań­ski masaż i maseczka ze śluzu śli­maka mogą zmie­nić twoje życie. Nie opusz­cza­jąc gra­nic mia­sta, zoba­czysz też przy­rodę w całej oka­za­ło­ści, spa­ce­ru­jąc wśród kwia­tów wiśni wzdłuż rzeki Han.

Pod­czas pierw­szej wizyty w Seulu, bio­rąc pod uwagę fakt, że o Korei wie­dzia­łam nie­wiele poza książ­kami, posta­no­wi­łam, że moją bazą ope­ra­cyjną będzie hotel Westin Josun. Oto­czony amba­sa­dami, pała­cami kró­lew­skimi, świą­ty­niami bud­dyj­skimi i maje­sta­tycz­nymi górami, Josun jest nie tylko naj­bar­dziej histo­rycz­nym, ale też naj­bar­dziej kul­to­wym hote­lem Korei Połu­dnio­wej. Zbu­do­wany w 1914 roku, został zapro­jek­to­wany jako luk­su­sowy budy­nek w stylu euro­pej­skim, z apar­ta­men­tem kró­lew­skim, krysz­ta­ło­wym żyran­do­lem od Tif­fany’ego i bie­li­zną poście­lową pro­sto z Irlan­dii. Wśród gości hote­lo­wych bywali pre­zy­denci i dygni­ta­rze, a nawet sama Mari­lyn Mon­roe. Hotel był wów­czas szczy­tem wyra­fi­no­wa­nia, piękna i spo­koju i tak jest do dziś, choć w nieco innej for­mie, ponie­waż więk­szość ory­gi­nal­nego czte­ro­kon­dy­gna­cyj­nego budynku została roze­brana pod koniec lat 60. XX wieku. Sta­ro­świecki gla­mour został zastą­piony nowo­cze­snym, ele­ganc­kim pię­cio­gwiazd­ko­wym hote­lem: z mar­mu­ro­wym lobby wypeł­nio­nym kwia­to­wymi aran­ża­cjami, oknami wycho­dzą­cymi z sypialni na ciche ogrody i bud­dyj­ską świą­ty­nię oraz – to moje ulu­bione udo­god­nie­nie! – wspa­nia­łym spa, w któ­rym doświad­czy­łam naj­bar­dziej nie­biań­skiego masażu w życiu.

W chwili, gdy weszłam do Josun, rytm mojego serca zwol­nił i poczu­łam, jak się odprę­żam. Seul to tęt­niące życiem mia­sto, a ten hotel zapew­nił mi natychmia­stowe wytchnie­nie, łącząc tra­dy­cyjny kore­ań­ski urok z nowo­cze­snym luk­su­sem.

W trak­cie pobytu moim zada­niem było zor­ga­ni­zo­wa­nie roz­rywki zarówno dla prasy, jak i moich auto­rek i auto­rów. Josun oka­zał się na to naj­lep­szym miej­scem. Pomy­słowy i nie­zwy­kle życz­liwy per­so­nel pomógł mi zapla­no­wać i zor­ga­ni­zo­wać wszystko: od drin­ków z autor­kami po noc­leg w naj­star­szej świą­tyni w kraju i wycieczkę do strefy zde­mi­li­ta­ry­zo­wa­nej. Bar­dzo szybko hotel stał się moim oso­bi­stym asy­sten­tem, a potem czymś nawet waż­niej­szym: moim por­ta­lem do Korei…

W odle­gło­ści krót­kiego spa­ceru od hotelu znaj­duje się Pałac Deok­su­gung, jeden z pię­ciu wiel­kich pała­ców zbu­do­wa­nych przez kró­lów kore­ań­skiej dyna­stii Joseon, która rzą­dziła kra­jem w latach 1392–1910. Na kom­pleks pała­cowy Deok­su­gung skła­dają się pawi­lon ban­kie­towy i sala Jeu­kjo­dang (prze­bu­do­wana po poża­rze), w któ­rej koro­no­wano kró­lów. Następ­nie można przejść przez słynny most Geum­che­on­gyo. Zbu­do­wany w 1411 roku, jest naj­star­szym zacho­wa­nym mostem w Seulu. Trzy razy dzien­nie przed Bramą Daehan­mun nastę­puje zmiana warty kró­lew­skiej. Jest to pokaz odtwa­rza­jący cere­mo­nię z wcze­snej epoki Joseon (czę­sto porów­ny­wany do zmianą warty w Pałacu Buc­kin­gham) i dla­tego sta­nowi obo­wiąz­kowy punkt na liście każ­dego odwie­dza­ją­cego Seul. Ubrani w tra­dy­cyjne kró­lew­skie mun­dury w wyra­zi­stych kolo­rach nie­bie­skim, czer­wo­nym i żół­tym nio­sący flagi straż­nicy masze­rują przy pory­wa­ją­cych dźwię­kach rogów i bęb­nów. Po prze­pa­ra­do­wa­niu przed bramą dwie zmiany straż­ni­ków wymie­niają hasło w celu wery­fi­ka­cji, po czym pokaz koń­czy się gło­śnym bęb­nie­niem i wyda­wa­niem roz­ka­zów, gdy obie grupy zamie­niają się pozy­cjami. To świetna oka­zja do prze­ży­cia praw­dzi­wie histo­rycz­nej sceny.

Ale pałac ten nie jest tylko miej­scem dla tury­stów. Stał się ulu­bio­nym miej­scem Kore­anek, które pra­gnąc nawią­zać do swo­jego dzie­dzic­twa kul­tu­ro­wego, prze­bie­rają się w _han­bok_, tra­dy­cyjny kore­ań­ski strój, na który skła­dają się krótka mary­narka zawią­zy­wana wstążką i kolo­rowa, długa, falu­jąca spód­nica nakła­dana na pięć do sied­miu warstw bie­li­zny. Dla mnie ten sza­cu­nek dla prze­szło­ści poprzez strój uosa­bia sztukę _heung_ (rado­ści) i _jeong_ (poczu­cia wspól­noty). (W roz­dziale 9. dowiesz się, w jaki spo­sób _han­bok_ jest dziś obecny w modo­wych tren­dach).

Z Pałacu Deok­su­gung jedy­nie krótki spa­cer dzieli nas od jego kon­tra­punktu, czyli fla­go­wego domu towa­ro­wego Lotte. To coś jakby pomno­żyć lon­dyń­ski Har­rods razy tysiąc! To miej­sce było moim wpro­wa­dze­niem do kore­ań­skich luk­su­so­wych zaku­pów i boga­tego stylu życia, ide­al­nego ucie­le­śnie­nia współ­cze­snego suk­cesu gospo­dar­czego tego kraju.

W trak­cie pierw­szej podróży do Seulu nowe dozna­nia towa­rzy­szyły mi prak­tycz­nie w każ­dej godzi­nie każ­dego dnia. Mia­sto sty­mu­lo­wało wszyst­kie moje zmy­sły: zapa­chy uno­szące się w kuch­niach, aro­maty egzo­tycz­nych her­bat, odgłosy bud­dyj­skich gon­gów roz­brzmie­wa­ją­cych pośród ruchu i gwaru tłu­mów. Uświa­do­mi­łam sobie też, że zatrzy­ma­nie się w pięk­nym i spo­koj­nym hotelu, do któ­rego wra­ca­łam każ­dej nocy, dało mi ener­gię i pew­ność sie­bie, aby śmiało zwie­dzać mia­sto.

The Westin Josun Seoul Adres: 106, Sogong-ro, Jung-gu, Seul www.echo­sun­ho­tel.com

Pałac Deok­su­gung Adres: Sejong-daero 99, Jung-gu, Seul deok­su­gung.gi.kr

Lekcje etykiety

Aby w pełni doświad­czyć Seulu i Korei, ważne jest, aby zro­zu­mieć zwy­czaje tego kraju, się­ga­jące nie­kiedy nawet 5000 lat wstecz i prze­siąk­nięte kon­fu­cjań­skimi zasa­dami sza­cunku dla star­szych i har­mo­nii we wspól­no­cie. Cho­ciaż Kore­ań­czycy na ogół akcep­tują wszel­kie kul­tu­rowe faux pas popeł­niane przez obco­kra­jow­ców, znacz­nie lepiej jest dowie­dzieć się, jak ich unik­nąć i zamiast tego zro­bić dobre wra­że­nie. Uwierz­cie mi, bo ja nauczy­łam się tego na wła­snej skó­rze!

Kie­dyś umó­wi­łam się na poranne spo­tka­nie na Zoo­mie z bar­dzo ważną kore­ań­ską wydaw­czy­nią. Byłam wtedy w Nowym Jorku i roz­mowa miała miej­sce o mojej pią­tej rano. Po wypi­ciu dużej ilo­ści kawy, zało­że­niu odpo­wied­niego stroju i nało­że­niu maki­jażu byłam gotowa. Moja kore­ań­ska współ­pra­cow­niczka, Sue, peł­niła rolę tłu­maczki. Spo­tka­nie trwało pra­wie godzinę. Wyda­wało mi się, że poszło dobrze i że udało mi się poło­żyć fun­da­ment pod przy­szłą współ­pracę. Jed­nak ku mojemu prze­ra­że­niu nie­długo potem Sue otrzy­mała list od wydaw­czyni mówiący, że byłam nie­uprzejma i że ni­gdy nie będzie robić ze mną inte­re­sów. Byłam zdu­miona. Myśla­łam prze­cież, że poszło mi świet­nie!

Nato­miast Sue rozu­miała, co się stało. Wyja­śniła mi, że gdy roz­ma­wiam z innymi, jestem bar­dzo oży­wiona i dużo gesty­ku­luję. (Nie jestem Włoszką, ale mogła­bym być!) Powie­działa mi, że w kul­tu­rze kore­ań­skiej macha­nie rękami pod­czas roz­mowy jest uwa­żane za obraź­liwe i robiąc to, nie­świa­do­mie znie­wa­ży­łam swoją roz­mów­czy­nię. Oczy­wi­ście prze­pro­si­łam ją za ten błąd i sytu­ację udało się zała­go­dzić, ale była to lek­cja, któ­rej nie zapo­mnę.

Cza­sami nie­po­ro­zu­mie­nia w Korei mogą mieć naprawdę poważne kon­se­kwen­cje. Kilka lat temu zgo­dzi­łam się wypro­mo­wać wstrzą­sa­jącą, a zara­zem bar­dzo poetycką książkę _Oskar­że­nie. Opo­wie­ści tota­li­tarne_ autor­stwa Kore­ań­czyka z Pół­nocy, piszą­cego pod pseu­do­ni­mem Bandi. Jest to zbiór krót­kich opo­wia­dań o życiu zwy­kłych ludzi pod jarz­mem dyk­ta­tury. Napi­sana w tajem­nicy w latach 1989–1995 książka została prze­my­cona z kraju w 2013 roku. Dane osób, które za tym stały, nie mogą oczy­wi­ście zostać ujaw­nione ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa. Ale mia­łam zaszczyt spo­tkać się z kobietą z Korei Pół­noc­nej (która ucie­kła na Połu­dnie), a teraz tłu­ma­czyła tę książkę z pół­noc­no­ko­re­ań­skiego dia­lektu. (Wyja­śniła mi, do jakiego stop­nia pół­noc­no­ko­re­ań­ska kul­tura „zasty­gła w cza­sie” od czasu wojny).

Pamię­tam, że wspól­nie z nią, moim kore­ań­skim agen­tem i wydaw­cami zje­dli­śmy wspa­niałą kola­cję, pod­czas któ­rej robi­łam dużo zdjęć. Byłam wszyst­kim tak pod­eks­cy­to­wana, że przed pój­ściem spać wysła­łam jedno zdję­cie mężowi i sio­strze. Następ­nego ranka mąż zadzwo­nił do mnie z Nowego Jorku. Powie­dział mi, że moja sio­stra obu­dziła go spa­ni­ko­wana w środku nocy, mar­twiąc się, że opu­bli­ko­wa­łam zdję­cia z kola­cji w mediach spo­łecz­no­ścio­wych. (Nie zrobi­łam tego).

„Bar­bara przez to zgi­nie! Kore­ań­czycy z Pół­nocy będą ją ści­gać. Powiedz jej, żeby nie publi­ko­wała żad­nych zdjęć na Face­bo­oku ani w innych mediach spo­łecz­no­ścio­wych”. Roze­śmia­łam się z typo­wej dla niej prze­sad­nej reak­cji i zapew­ni­łam, że ni­gdzie nic nie opubli­ko­wałam. Ona i tak była już wystar­cza­jąco prze­jęta i uwa­żała, że nara­żam życie samym fak­tem zaj­mo­wa­nia się tą książką.

Gdy póź­niej powie­dzia­łam mojemu kore­ań­skiemu agen­towi, co się stało, zgo­dził się, że publi­ko­wa­nie zdjęć byłoby nie­bez­pieczne, ponie­waż rodzina naszej tłu­maczki na­dal żyła w Korei Pół­noc­nej i mogłaby stać się celem tam­tej­szej wła­dzy. Cza­sami publi­ko­wa­nie postów w mediach spo­łecz­no­ścio­wych może mieć kon­se­kwen­cje w praw­dzi­wym świe­cie. Bio­rąc pod uwagę, że wszy­scy żyjemy online, chęć udo­stęp­nia­nia i publi­ko­wa­nia postów jest cał­kiem natu­ralna. Trzeba jed­nak zawsze pamię­tać, żeby spraw­dzić, czy można to zro­bić.

Kore­ań­czycy są bar­dzo chętni do pomocy, nawet jeśli nie mówisz w ich języku. Pew­nego razu pod­czas tar­gów książki w Seulu posta­no­wi­ły­śmy z moją przy­ja­ciółką Gabriellą zwie­dzić nie­znany nam obszar mia­sta. W porze lun­chu zna­la­zły­śmy malutką, skromną kawiar­nię pro­wa­dzoną przez trzy poko­le­nia kore­ań­skich kobiet, z bab­cią sto­jącą nad ogrom­nym garn­kiem i mie­sza­jącą jego zawar­tość. Miej­sce wyda­wało nam się cał­ko­wi­cie auten­tyczne. Był tylko jeden pro­blem: my nie mówi­ły­śmy po kore­ań­sku, a menu nie miało angiel­skiego tłu­ma­cze­nia. Pamię­tajmy, że były to czasy przed Google Trans­late. Dodat­kowo, gdy dosta­ły­śmy menu, Gabriella przy­po­mniała mi, że jest śmier­tel­nie uczu­lona na ryby. Tym­cza­sem wiele kore­ań­skich potraw przy­go­to­wuje się z sosem ryb­nym, więc sprawa była poważna. Jak mia­ły­śmy wyja­śnić to naszym gospo­da­rzom? Nad­szedł czas, aby przy­po­mnieć sobie wszyst­kie moje umie­jęt­no­ści komu­ni­ka­cyjne.

I teraz wyobraź­cie sobie taką scenę: udaję rybę, wycią­gam ramiona, jak­bym pły­wała, a oczy i usta mam sze­roko otwarte. Prze­su­wam dło­nią po szyi, jak­bym pod­ci­nała sobie gar­dło, po czym dra­ma­tycz­nie upa­dam na pod­łogę. – Ryby nie! – mówię. – Ryby zabi­jają!

Gabriella dostała napadu śmie­chu, kel­nerka też, aż bab­cia-kucharka przy­szła popa­trzeć.

Nie był to może występ aktor­ski godny Oscara, ale jak już wszy­scy prze­stali się śmiać, kobiety ski­nęły głową; dosko­nale zro­zu­miały, o co mi cho­dziło. Doce­niły mój wysi­łek i nie poczuły się ura­żone tym, że nie mówię po kore­ań­sku. Nie­długo potem podały nam pyszną miskę wypeł­nioną maka­ro­nem z dużą ilo­ścią zie­lo­nych warzyw. Tam­tego dnia nie tylko zyska­ły­śmy wspa­nia­łych przy­ja­ciół, ale też Gabriella zja­dła duży posi­łek i nie wylą­do­wała w szpi­talu!

W każ­dym kraju, który odwie­dzasz, umie­jęt­ność komu­ni­ka­cji (lub impro­wi­za­cji) jest tak samo ważna, jak pasz­port. Ale w Korei stawka może być wyż­sza, ponie­waż zwy­czaje i ety­kieta wple­cione w codzienne życie są tam bar­dziej skom­pli­ko­wane, niż może się wyda­wać.

Dla­tego nie­za­leż­nie od tego, czy wybie­rasz się do Korei jako tury­sta, czy w inte­re­sach, pozna­nie lokal­nych zwy­cza­jów nie jest tylko oznaką sza­cunku; to twój pierw­szy klucz do tego kraju.

Naucz się kłaniać po koreańsku

Ja na przy­kład nauczy­łam się tego, ude­rza­jąc się w głowę i nie­omal dozna­jąc wstrząsu mózgu. Za kamienną bramą na tere­nie hotelu Josun znaj­duje się piękny ogród z Hwan­gu­dan, zabyt­ko­wym kom­plek­sem ołta­rzo­wym w kształ­cie ośmio­kąta. Trzy­kon­dy­gna­cyjna kapliczka stoi na gra­ni­to­wej pod­sta­wie strze­żo­nej przez kil­ka­na­ście kamien­nych ognio­żer­nych stwo­rzeń zwa­nych _haetae_. Została zbu­do­wana w 1897 roku przez nowo ogło­szo­nego cesa­rza Gojonga, przy­wódcę krót­ko­trwa­łego impe­rium Daehan, aby odpra­wiać „obrzędy nieba” i zapew­nić pod­da­nym obfite żniwa. Obok kapliczki znaj­dują się trzy olbrzy­mie kamienne bębny z mister­nie wyrzeź­bio­nymi smo­kami (nawią­za­nie do bęb­nów uży­wa­nych w obrzę­dach cere­mo­nial­nych).

Pew­nego dnia poszłam do ogrodu i, praw­do­po­dob­nie z powodu jet lagu, ude­rzy­łam głową w kamienny łuk bramy wjaz­do­wej. Musia­łam aż przy­sta­nąć na chwilę, żeby zła­pać oddech. W pew­nym momen­cie zauwa­ży­łam star­szego męż­czy­znę. Zoba­czył, co się stało, i gdy doszłam do sie­bie, przed­sta­wił się, ofe­ru­jąc mi pomoc przy podej­ściu i wej­ściu do kom­pleksu ołta­rzo­wego, czyli świę­tego miej­sca.

Wyja­śnił mi, że aby oka­zać sza­cu­nek, przed wej­ściem muszę wyko­nać mały ukłon. Poka­zał mi, co dokład­nie mam zro­bić, ukła­da­jąc ramiona wzdłuż ciała i zgi­na­jąc tułów w pozio­mie. – Twoja głowa ni­gdy nie powinna być wyżej niż nie­biosa – dodał.

To była moja pierw­sza lek­cja o kore­ań­skich zwy­cza­jach i ety­kie­cie. Tra­dy­cja kła­nia­nia się, zwana _jeol_, ist­nieje od wie­ków i jest bar­dzo ważna. Jest czę­ścią wszyst­kich aspek­tów życia jako znak sza­cunku i jako powi­ta­nie. To spo­sób na wej­ście do pokoju, przy­wi­ta­nie się, poże­gna­nie i powie­dze­nie „Do zoba­cze­nia póź­niej”. A kiedy ktoś kła­nia się tobie, w odpo­wie­dzi zawsze trzeba się odkło­nić.

Różne poziomy ukłonu

Jeśli spo­ty­kasz się z przy­ja­cie­lem, pochyl głowę lekko w dół.

Gdy spo­ty­kasz współ­pra­cow­ni­ków lub prze­ło­żo­nych, pochyl głowę tro­chę bar­dziej, aby oka­zać więk­szy sza­cu­nek.

_Keun­jeol_ (duży ukłon) jest naj­bar­dziej for­mal­nym i naj­głęb­szym ukło­nem, odda­wa­nym zazwy­czaj star­szym człon­kom rodziny pod­czas cere­mo­nii i róż­nych świąt. Kiedy spo­ty­kasz się z kimś ze świata reli­gii, np. z mni­chem, przy ukło­nie złóż też ręce jak do modli­twy.

A po ukło­nie czas na powi­ta­nie!

Powitanie

W Korei ety­kieta towa­rzy­ska jest bar­dziej for­malna niż w więk­szo­ści kra­jów zachod­nich. Panuje zwy­czaj zwra­ca­nia się do innych po ich tytule zawo­do­wym, chyba że popro­szą o mówie­nie do nich po imie­niu i nazwi­sku. (W Korei nazwi­sko podaje się przed imie­niem – odwrot­nie niż na Zacho­dzie).

Trzeba też uwa­żać z kon­tak­tem fizycz­nym pod­czas powi­tań. Nie należy cało­wać w poli­czek (ani raz, ani dwa razy) pod­czas spo­tka­nia z przy­ja­cie­lem lub współ­pra­cow­ni­kiem; nie należy się też przy­tu­lać ani kle­pać nikogo po ple­cach. Zamiast tego możesz uści­snąć dłoń, ale pamię­taj, że spo­sób uści­sku zależy od wieku lub sta­tusu osoby, z którą się spo­ty­kasz. (Ważna uwaga: kore­ań­skie kobiety nie podają sobie dłoni, tylko lekko kiwają gło­wami). Jedną rękę (tak jak na Zacho­dzie) podamy, wita­jąc się tylko z osobą o niż­szym sta­tu­sie. Aby oka­zać sza­cu­nek oso­bie o wyż­szym sta­tu­sie niż ty, użyj lewej ręki, aby pod­trzy­mać prawą, gdy będziesz się nią witać. Dobrą prak­tyką jest uży­cie obu rąk pod­czas pierw­szego powi­ta­nia z kimś.

Jeśli spo­ty­kasz się z Kore­ań­czy­kami w miej­scu pracy, po ukło­nie i powi­ta­niu nastę­puje wymiana wizy­tó­wek. Jest to istotne w nawią­zy­wa­niu rela­cji, ponie­waż daje infor­ma­cje o tytule i sta­no­wi­sku w fir­mie nowo pozna­nej osoby.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: