- nowość
Koreańska sztuka szczęścia - ebook
Koreańska sztuka szczęścia - ebook
Fascynująca księga inspiracji koreańskim stylem życia, która pomoże napełnić codzienność radością i spełnieniem. Wyjątkowy prezent dla wszystkich zakochanych w koreańskiej kulturze.
Barbara Zitwer, amerykańska agentka literacka, wielokrotnie odwiedzała Koreę Południową, a w niej swoich klientów i przyjaciół. Dzieli się wszystkim, czego dowiedziała się o tym tętniącym życiem kraju ukształtowanym przez filozofie han, heung i jeong – wytrwałości, radości i sztuki dawania. Zabiera nas w podróż po koreańskich miastach, bezdrożach i wyspach, opowiadając o wyjątkowych chwilach zrozumienia i więzi. Odwiedzamy m.in. tętniący życiem Seul, buddyjską świątynię i tropikalną wyspę Jeju.
Zabawne anegdoty, ciekawostki nieznane turystom, wskazówki dotyczące podróży, wspomnienia magicznych momentów i… wiele oryginalnych przepisów kulinarnych!
Ta eklektyczna i inspirująca książka jest jednocześnie dziennikiem podróży, przewodnikiem i komentarzem kulturowym ¬– energiczna i optymistyczna.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68227-27-7 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Początek:
Witajcie w Korei
한국에 오신 것을 환영합니다
Hangoogeh ohshin geuseol hwanyounghapnidah
Do Korei przywiódł mnie zbieg okoliczności.
Dwadzieścia dwa lata temu założyłam w Nowym Jorku agencję literacką. Zarówno biznes, jak i reputację zbudowałam dzięki umiejętności odkrywania nowych autorów i autorek. Jednak po dwunastu latach pracy zorientowałam się, że coraz trudniej jest mi trafić na twórców, których książki naprawdę by mnie porywały – a pasja i miłość to wszystko, co napędza mnie do działania.
Tej wiosny po raz pierwszy spotkałam się z moim koreańskim współpracownikiem Josephem Lee, który przyleciał zwiedzić Nowy Jork. Zjedliśmy razem kolację, a Joseph okazał się czarującym, ciepłym człowiekiem, doskonale rozeznanym w zachodniej literaturze.
Gdy tak siedzieliśmy we włoskiej restauracji, jedząc makaron i popijając czerwone wino, wypaliłam nagle: – Nie masz przypadkiem jakichś młodych autorów, których mogłabym reprezentować?
Na jego twarzy najpierw pojawiło się zdziwienie, a potem odpowiedział z uśmiechem: – Ależ mam, i to wielu! Okazało się, że nikt nigdy wcześniej nie zadał mu takiego pytania. Od lat zajmował się sprzedawaniem zagranicznych książek na rynku koreańskim, ale nigdy nie wysyłał koreańskich książek w świat.
Od razu opowiedział mi o młodym pisarzu imieniem Young-ha Kim i jego książce _Mogę odejść, gdy zechcę_. Tytuł od razu mnie zaintrygował, więc Joseph natychmiast zadzwonił do autora i zanim się obejrzałam, rozmawiałam z nim przez telefon. Książka Young-ha Kima była pierwszą koreańską pozycją, którą sprzedałam – oraz początkiem wszystkiego, co nastąpiło potem.
W 2009 roku, gdy na moim biurku wylądowało angielskie tłumaczenie dwudziestu stron książki _Zaopiekuj się moją mamą_ autorki Kyung-sook Shin, zobaczyłam w nich ogromny potencjał.
Jej powieść o zaniedbanej matce była dla mnie przełomowa – inna niż wszystko, co do tej pory czytałam. Ta niezwykle emocjonalna, ale nie nazbyt sentymentalna historia matki opowiedziana z perspektywy jej dzieci i męża dosłownie mnie oczarowała.
Powieść Kyung-sook otworzyła przede mną króliczą norę pełną koreańskiej literatury – a ja bardzo chętnie do niej wskoczyłam! Szczególnie urzekały mnie książki koreańskich autorek, których historie wyrażały represje, izolację i wyobcowanie kobiet. Dokładnie takie powieści chciałam mieć w swoim portfolio agentki literackiej… jednak na początku napotkałam na opór.
– O co ci chodzi z tymi koreańskimi książkami, o których nikt nigdy nie słyszał? – pytali ciągle redaktorzy i wydawcy. Żadna z tych osób nie miała wcześniej styku z koreańską literaturą i uważali mnie za wariatkę. Większości ludzi Korea kojarzyła się z Koreą Północną, jej zagrożeniami atakiem jądrowym i stojącym na jej czele dyktatorem, z lśniącą fryzurą „na garnek” i dużym brzuchem.
A jednak książka Kyung-sook okazała się głośnym początkiem czegoś znacznie większego. _Zaopiekuj się moją mamą_ stało się bestsellerem „New York Timesa”, tym samym dając do zrozumienia wydawcom na całym świecie, że czytelnicy są gotowi i głodni koreańskich pisarek i pisarzy. (Prawa do książki zostały sprzedane do trzydziestu pięciu krajów, a w 2011 roku zdobyła ona nagrodę Man Asian Prize).
A ja znowu znalazłam powołanie, a nie tylko pracę. Moją obsesją stało się promowanie twórczości koreańskich autorek i autorów na całym świecie – i mogę z dumą powiedzieć, że odniosłam na tym polu sukces.
• • •
Moja klientka Han Kang zdobyła w 2014 roku Booker Translation Prize za książkę _Wegetarianka_. Yun Ko-eun była pierwszą Koreanką, która zdobyła nagrodę CWA Dagger Prize for Translated Fiction w 2020 roku za _Turystkę_, a _The Hole_ autorstwa Hye-young Pyun zdobyła nagrodę Shirley Jackson w 2017 roku.
Z radością odkrywałam również książki koreańskich pisarzy, w tym _The Plotters_ autora Un-su Kima (nominowanej do Dublin Prize w 2020 roku), _The Investigation_ i _Broken Summer_ J.M. Lee oraz _Oskarżenie. Opowieści totalitarne_ Bandiego.
Do dziś koreańskie książki, które odkryłam i przedstawiłam światu, zostały opublikowane w ponad czterdziestu krajach, a do wielu z nich sprzedano prawa do adaptacji filmowej i telewizyjnej.
Literatura koreańska pozwoliła mi ponownie znaleźć motywację do pracy w roli agentki literackiej. W 2016 roku spotkał mnie ogromny zaszczyt w postaci nagrody za pracę od koreańskiego Ministerstwa Kultury, a rok później otrzymałam Nagrodę Agenta Literackiego Londyńskich Targów Książki (London Book Fair’s Literary Agent Award). Jednak największą nagrodą jest dla mnie każda kolejna przetłumaczona książka moich autorek i autorów, która przychodzi do mojego biura. Uwielbiam to uczucie ekscytacji i odkrywania, otwieranie pudełka wysłanego z drugiego końca świata i stawianie najnowszej zagranicznej edycji na półkach, które ciągną się przez całą długość mojego biura. Literatura koreańska nie jest już nieznana ani obca. Pomogłam jej uzyskać globalne autentyczne, różnorodne i głębokie uznanie, na które zasługuje. Jestem przekonana, że pewnego dnia literacka Nagroda Nobla trafi właśnie do rąk autorki lub autora z tego kraju.
Tymczasem po zaledwie roku reprezentowania koreańskich książek poczułam, że ten kraj mnie wzywa. Wyruszyłam więc w podróż, czując się jak Indiana Jones – i znalazłam swoją Zaginioną Arkę! Podróż do Korei otworzyła mi oczy, serce i umysł na najbardziej fascynujących, pięknych i inspirujących ludzi i najwspanialsze krajobrazy, jakie mogłam sobie wyobrazić. Poza tym nie było tu innych Amerykanów, Brytyjczyków, Europejczyków czy w ogóle turystów. Byłam jedyną blondynką w morzu ciemnowłosych Koreańczyków, a jednak czułam się zupełnie jak w domu.
Nigdy nie zapomnę swojego pierwszego pobytu w buddyjskiej świątyni, wysoko w górach pod miastem Incheon. Skupił on bowiem jak w soczewce wszystko, co sprawiło, że zakochałam się w Korei. W owym czasie byłam szalenie przejęta stanem zdrowia mojego męża, który potrzebował przeszczepu ratującego życie. Pijąc herbatę z buddyjskim mnichem, zalałam się łzami. Wtedy mnich spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: „Jesteśmy teraz szczęśliwi”. Wypowiedział te słowa tak stanowczo, że w ciągu milisekundy mój płacz zmienił się w śmiech. „Jesteśmy teraz szczęśliwi” jest zdaniem, które motywowało moją trwającą wiele lat duchową i psychiczną transformację. Nauczyłam się doceniać naturę i prostotę oraz tego, jak być bezwarunkowo wspierającą. Zrozumiałam, że głęboki, wieczny ból jest częścią życia, ale można go stłumić i przekształcić w motywację i zadowolenie. A co najważniejsze, odnalazłam nowe poczucie szczęścia i energii.
„Jesteśmy teraz szczęśliwi” to wybór, którego możemy dokonać, bez względu na okoliczności, i który stał się moją mantrą.
• • •
Korea jest cudem – i używam tego słowa z całą świadomością jego znaczenia. I rzeczywiście Koreę opisuje się czasem jako „Cud nad rzeką Han” ze względu na niesamowitą transformację z jednego z najbiedniejszych w jeden z najbogatszych krajów na świecie.
Historia Korei ubiegłego wieku zaczyna się od wielu konfliktów i bólu: od okupacji przez Japonię w 1910 roku, przez rozbiory w 1945 roku, po wojnę w 1950 roku i wreszcie istniejącą do dziś strefę zdemilitaryzowaną (DMZ) wyznaczającą podział między Koreą Północną a Południową. W połowie lat 50. XX wieku kraj ten, z gospodarką opartą głównie na rolnictwie, był jednym z najbiedniejszych na świecie. A potem, w ciągu 70 lat, Korea odbudowała się właściwie od podstaw dzięki połączeniu innowacyjnych reform rządowych, wysokiego poziomu systemu edukacji i oddanej, pracowitej siły roboczej. Rozkwitająca branża motoryzacyjna, transportowa, technologiczna, elektroniczna i – a jakże! – muzyka pop przekształciły kraj w jeden z azjatyckich tygrysów i 10. największą gospodarkę na świecie.
Poza byciem potęgą gospodarczą Korea ma to _coś_, co w Hollywood nazywa się „the _it_ factor”. Dzięki nagradzanym książkom, filmom, serialom TV i muzyce dzisiaj koreańska kultura jest popularna właściwie wszędzie. Niezależnie od tego, czy jesteś w Londynie, Nowym Jorku, Sztokholmie czy Tokio, znasz zespoły K-popowe BTS i Blackpink, serial _Squid Game_ czy film _Parasite_ i płyniesz na _hallyu_, czyli „koreańskiej fali”.
Etyka pracy i hart ducha Koreańczyków są dla wielu inspiracją. Dowiedziałam się jednak, że ten postęp i osiągnięcia wynikają również z czegoś, co wykracza poza ciężką pracę i dumę narodową. To również zasługa tajemnicy, która sięga wieki wstecz.
Dusza Korei i tajemnica jej sukcesu i szczęścia sprowadza się do oddania konfucjańskim wartościom rodziny, wspólnoty, harmonii i rytuału, a także filozofii _han_, _heung_ i jeong – wytrwałości, radości i sztuki dawania. Te filozofie, zakorzenione w kulturze i często przywoływane w tradycyjnych koreańskich opowieściach, wierszach i muzyce, składają się na DNA koreańskiego życia.
_Han_ celebruje charakter, szacunek dla wysiłku i wytrwałości, ale też nieustające poczucie melancholii wynikające z historii okupacji, wojny oraz separacji Północy i Południa. Koreańczycy zdają sobie sprawę z tego, że w życiu możemy doświadczyć intensywnych osobistych i narodowych trudności, i akceptują istnienie głębokiego smutku.
Jedna z moich koreańskich przyjaciółek podsumowała to w ten sposób: – _Han_ to nie tylko uczucie bólu i cierpienia; to energia, która popchnęła Koreę do przodu po wojnie i w tym sensie była pozytywna. Ona nas przekształciła.
_Heung_ to uczucie niesamowitej radości, którego doświadczasz na spotkaniach rodzinnych, na łonie natury, delektując się filiżanką herbaty z igieł sosnowych lub czytając świetną książkę. Z kolei _jeong_ to sztuka dawania bez oczekiwania czegokolwiek w zamian, priorytetowego traktowania dobrobytu swojej rodziny, przyjaciół, społeczności i kraju, a także własnego. To lojalność i poczucie wspólnoty. _Jeong_ to niewidzialna nić, która łączy nas wszystkich.
• • •
Korea wzywała mnie wiele razy i będąc tam, za każdym razem odkrywałam i doświadczałam nowych cudów, nawiązywałam nowe przyjaźnie i pogłębiałam relacje z krajem i ze sobą. Miałam też niezwykłe szczęście, że autorka i moja przyjaciółka Kyung-sook Shin zabrała mnie w miejsca rzadko odwiedzane przez turystów, a którymi mogę się teraz z wami podzielić. Każda podróż, każde spotkanie w Korei pozytywnie zmieniło moje życie i mam nadzieję, że czytanie o nich będzie mieć cudowny wpływ również na was.
Zapraszam was teraz na wspólną wycieczkę. Na kolejnych stronach będziemy chłonąć majestat i splendor kraju zbudowanego na nieustępliwości, radości i silnym poczuciu wspólnoty. Wyruszymy z tętniącego życiem Seulu, aby spotkać się z buddyjskimi zakonnicami w górach; będziemy spacerować po tunelach szpiegowskich w DMZ; zwiedzimy tropikalną wyspę Jeju, będącą domem _haenyeo_, inspirujących osiemdziesięcioletnich płetwonurkiń; zjemy też wspólnie duży garnek pysznej zupy z żeń-szenia, siedząc na słomianych matach na podłodze restauracji otoczonej polami kwiatów lotosu.
Po doświadczeniu każdego nowego miejsca podzielę się z wami lekcją, która sprawi, że wasze życie będzie szczęśliwsze i bardziej satysfakcjonujące, tak jak i moje. A na końcu każdego rozdziału znajdziecie przekazane mi przez moich koreańskich przyjaciół przepyszne przepisy na tradycyjne dania, abyśmy wszyscy mogli je gotować i cieszyć się nimi.
Mam nadzieję, że piękno, które znalazłam w Korei, oczaruje i zainspiruje do odwiedzin także was.
Miłej podróży!POWITANIA I KOMUNIKACJA
Powitania i komunikacja
인사말 그리고 소통
Insamal geurigo sotong
Witamy w Seulu, najgorętszym mieście Azji
Seul jest niczym połączenie Nowego Jorku, Hongkongu, Paryża, Londynu, Szanghaju i Tokio. To miasto paradoksów: z jednej strony jedno z najbardziej tętniących życiem, nowoczesnych miast na świecie, a z drugiej miejscami starożytne i pełne zielonych przestrzeni oferujących chwile wytchnienia i spokoju. Futurystyczne drapacze chmur stoją obok wiekowych buddyjskich świątyń, a kaskady neonów, autostrad, przejść podziemnych i wiaduktów przecinają krajobraz rozległych gór i rzek. Dzięki ponad 10 milionom mieszkańców ruch uliczny nigdy się nie zatrzymuje, a energia miasta nigdy nie słabnie. Seul to tętniące życiem serce Korei, stolica, w której dzieje się wszystko.
To tutaj zjesz najlepsze pierożki na świecie, zaszalejesz na zakupach jak nigdy dotąd i dowiesz się, jak koreański masaż i maseczka ze śluzu ślimaka mogą zmienić twoje życie. Nie opuszczając granic miasta, zobaczysz też przyrodę w całej okazałości, spacerując wśród kwiatów wiśni wzdłuż rzeki Han.
Podczas pierwszej wizyty w Seulu, biorąc pod uwagę fakt, że o Korei wiedziałam niewiele poza książkami, postanowiłam, że moją bazą operacyjną będzie hotel Westin Josun. Otoczony ambasadami, pałacami królewskimi, świątyniami buddyjskimi i majestatycznymi górami, Josun jest nie tylko najbardziej historycznym, ale też najbardziej kultowym hotelem Korei Południowej. Zbudowany w 1914 roku, został zaprojektowany jako luksusowy budynek w stylu europejskim, z apartamentem królewskim, kryształowym żyrandolem od Tiffany’ego i bielizną pościelową prosto z Irlandii. Wśród gości hotelowych bywali prezydenci i dygnitarze, a nawet sama Marilyn Monroe. Hotel był wówczas szczytem wyrafinowania, piękna i spokoju i tak jest do dziś, choć w nieco innej formie, ponieważ większość oryginalnego czterokondygnacyjnego budynku została rozebrana pod koniec lat 60. XX wieku. Staroświecki glamour został zastąpiony nowoczesnym, eleganckim pięciogwiazdkowym hotelem: z marmurowym lobby wypełnionym kwiatowymi aranżacjami, oknami wychodzącymi z sypialni na ciche ogrody i buddyjską świątynię oraz – to moje ulubione udogodnienie! – wspaniałym spa, w którym doświadczyłam najbardziej niebiańskiego masażu w życiu.
W chwili, gdy weszłam do Josun, rytm mojego serca zwolnił i poczułam, jak się odprężam. Seul to tętniące życiem miasto, a ten hotel zapewnił mi natychmiastowe wytchnienie, łącząc tradycyjny koreański urok z nowoczesnym luksusem.
W trakcie pobytu moim zadaniem było zorganizowanie rozrywki zarówno dla prasy, jak i moich autorek i autorów. Josun okazał się na to najlepszym miejscem. Pomysłowy i niezwykle życzliwy personel pomógł mi zaplanować i zorganizować wszystko: od drinków z autorkami po nocleg w najstarszej świątyni w kraju i wycieczkę do strefy zdemilitaryzowanej. Bardzo szybko hotel stał się moim osobistym asystentem, a potem czymś nawet ważniejszym: moim portalem do Korei…
W odległości krótkiego spaceru od hotelu znajduje się Pałac Deoksugung, jeden z pięciu wielkich pałaców zbudowanych przez królów koreańskiej dynastii Joseon, która rządziła krajem w latach 1392–1910. Na kompleks pałacowy Deoksugung składają się pawilon bankietowy i sala Jeukjodang (przebudowana po pożarze), w której koronowano królów. Następnie można przejść przez słynny most Geumcheongyo. Zbudowany w 1411 roku, jest najstarszym zachowanym mostem w Seulu. Trzy razy dziennie przed Bramą Daehanmun następuje zmiana warty królewskiej. Jest to pokaz odtwarzający ceremonię z wczesnej epoki Joseon (często porównywany do zmianą warty w Pałacu Buckingham) i dlatego stanowi obowiązkowy punkt na liście każdego odwiedzającego Seul. Ubrani w tradycyjne królewskie mundury w wyrazistych kolorach niebieskim, czerwonym i żółtym niosący flagi strażnicy maszerują przy porywających dźwiękach rogów i bębnów. Po przeparadowaniu przed bramą dwie zmiany strażników wymieniają hasło w celu weryfikacji, po czym pokaz kończy się głośnym bębnieniem i wydawaniem rozkazów, gdy obie grupy zamieniają się pozycjami. To świetna okazja do przeżycia prawdziwie historycznej sceny.
Ale pałac ten nie jest tylko miejscem dla turystów. Stał się ulubionym miejscem Koreanek, które pragnąc nawiązać do swojego dziedzictwa kulturowego, przebierają się w _hanbok_, tradycyjny koreański strój, na który składają się krótka marynarka zawiązywana wstążką i kolorowa, długa, falująca spódnica nakładana na pięć do siedmiu warstw bielizny. Dla mnie ten szacunek dla przeszłości poprzez strój uosabia sztukę _heung_ (radości) i _jeong_ (poczucia wspólnoty). (W rozdziale 9. dowiesz się, w jaki sposób _hanbok_ jest dziś obecny w modowych trendach).
Z Pałacu Deoksugung jedynie krótki spacer dzieli nas od jego kontrapunktu, czyli flagowego domu towarowego Lotte. To coś jakby pomnożyć londyński Harrods razy tysiąc! To miejsce było moim wprowadzeniem do koreańskich luksusowych zakupów i bogatego stylu życia, idealnego ucieleśnienia współczesnego sukcesu gospodarczego tego kraju.
W trakcie pierwszej podróży do Seulu nowe doznania towarzyszyły mi praktycznie w każdej godzinie każdego dnia. Miasto stymulowało wszystkie moje zmysły: zapachy unoszące się w kuchniach, aromaty egzotycznych herbat, odgłosy buddyjskich gongów rozbrzmiewających pośród ruchu i gwaru tłumów. Uświadomiłam sobie też, że zatrzymanie się w pięknym i spokojnym hotelu, do którego wracałam każdej nocy, dało mi energię i pewność siebie, aby śmiało zwiedzać miasto.
The Westin Josun Seoul Adres: 106, Sogong-ro, Jung-gu, Seul www.echosunhotel.com
Pałac Deoksugung Adres: Sejong-daero 99, Jung-gu, Seul deoksugung.gi.kr
Lekcje etykiety
Aby w pełni doświadczyć Seulu i Korei, ważne jest, aby zrozumieć zwyczaje tego kraju, sięgające niekiedy nawet 5000 lat wstecz i przesiąknięte konfucjańskimi zasadami szacunku dla starszych i harmonii we wspólnocie. Chociaż Koreańczycy na ogół akceptują wszelkie kulturowe faux pas popełniane przez obcokrajowców, znacznie lepiej jest dowiedzieć się, jak ich uniknąć i zamiast tego zrobić dobre wrażenie. Uwierzcie mi, bo ja nauczyłam się tego na własnej skórze!
Kiedyś umówiłam się na poranne spotkanie na Zoomie z bardzo ważną koreańską wydawczynią. Byłam wtedy w Nowym Jorku i rozmowa miała miejsce o mojej piątej rano. Po wypiciu dużej ilości kawy, założeniu odpowiedniego stroju i nałożeniu makijażu byłam gotowa. Moja koreańska współpracowniczka, Sue, pełniła rolę tłumaczki. Spotkanie trwało prawie godzinę. Wydawało mi się, że poszło dobrze i że udało mi się położyć fundament pod przyszłą współpracę. Jednak ku mojemu przerażeniu niedługo potem Sue otrzymała list od wydawczyni mówiący, że byłam nieuprzejma i że nigdy nie będzie robić ze mną interesów. Byłam zdumiona. Myślałam przecież, że poszło mi świetnie!
Natomiast Sue rozumiała, co się stało. Wyjaśniła mi, że gdy rozmawiam z innymi, jestem bardzo ożywiona i dużo gestykuluję. (Nie jestem Włoszką, ale mogłabym być!) Powiedziała mi, że w kulturze koreańskiej machanie rękami podczas rozmowy jest uważane za obraźliwe i robiąc to, nieświadomie znieważyłam swoją rozmówczynię. Oczywiście przeprosiłam ją za ten błąd i sytuację udało się załagodzić, ale była to lekcja, której nie zapomnę.
Czasami nieporozumienia w Korei mogą mieć naprawdę poważne konsekwencje. Kilka lat temu zgodziłam się wypromować wstrząsającą, a zarazem bardzo poetycką książkę _Oskarżenie. Opowieści totalitarne_ autorstwa Koreańczyka z Północy, piszącego pod pseudonimem Bandi. Jest to zbiór krótkich opowiadań o życiu zwykłych ludzi pod jarzmem dyktatury. Napisana w tajemnicy w latach 1989–1995 książka została przemycona z kraju w 2013 roku. Dane osób, które za tym stały, nie mogą oczywiście zostać ujawnione ze względów bezpieczeństwa. Ale miałam zaszczyt spotkać się z kobietą z Korei Północnej (która uciekła na Południe), a teraz tłumaczyła tę książkę z północnokoreańskiego dialektu. (Wyjaśniła mi, do jakiego stopnia północnokoreańska kultura „zastygła w czasie” od czasu wojny).
Pamiętam, że wspólnie z nią, moim koreańskim agentem i wydawcami zjedliśmy wspaniałą kolację, podczas której robiłam dużo zdjęć. Byłam wszystkim tak podekscytowana, że przed pójściem spać wysłałam jedno zdjęcie mężowi i siostrze. Następnego ranka mąż zadzwonił do mnie z Nowego Jorku. Powiedział mi, że moja siostra obudziła go spanikowana w środku nocy, martwiąc się, że opublikowałam zdjęcia z kolacji w mediach społecznościowych. (Nie zrobiłam tego).
„Barbara przez to zginie! Koreańczycy z Północy będą ją ścigać. Powiedz jej, żeby nie publikowała żadnych zdjęć na Facebooku ani w innych mediach społecznościowych”. Roześmiałam się z typowej dla niej przesadnej reakcji i zapewniłam, że nigdzie nic nie opublikowałam. Ona i tak była już wystarczająco przejęta i uważała, że narażam życie samym faktem zajmowania się tą książką.
Gdy później powiedziałam mojemu koreańskiemu agentowi, co się stało, zgodził się, że publikowanie zdjęć byłoby niebezpieczne, ponieważ rodzina naszej tłumaczki nadal żyła w Korei Północnej i mogłaby stać się celem tamtejszej władzy. Czasami publikowanie postów w mediach społecznościowych może mieć konsekwencje w prawdziwym świecie. Biorąc pod uwagę, że wszyscy żyjemy online, chęć udostępniania i publikowania postów jest całkiem naturalna. Trzeba jednak zawsze pamiętać, żeby sprawdzić, czy można to zrobić.
Koreańczycy są bardzo chętni do pomocy, nawet jeśli nie mówisz w ich języku. Pewnego razu podczas targów książki w Seulu postanowiłyśmy z moją przyjaciółką Gabriellą zwiedzić nieznany nam obszar miasta. W porze lunchu znalazłyśmy malutką, skromną kawiarnię prowadzoną przez trzy pokolenia koreańskich kobiet, z babcią stojącą nad ogromnym garnkiem i mieszającą jego zawartość. Miejsce wydawało nam się całkowicie autentyczne. Był tylko jeden problem: my nie mówiłyśmy po koreańsku, a menu nie miało angielskiego tłumaczenia. Pamiętajmy, że były to czasy przed Google Translate. Dodatkowo, gdy dostałyśmy menu, Gabriella przypomniała mi, że jest śmiertelnie uczulona na ryby. Tymczasem wiele koreańskich potraw przygotowuje się z sosem rybnym, więc sprawa była poważna. Jak miałyśmy wyjaśnić to naszym gospodarzom? Nadszedł czas, aby przypomnieć sobie wszystkie moje umiejętności komunikacyjne.
I teraz wyobraźcie sobie taką scenę: udaję rybę, wyciągam ramiona, jakbym pływała, a oczy i usta mam szeroko otwarte. Przesuwam dłonią po szyi, jakbym podcinała sobie gardło, po czym dramatycznie upadam na podłogę. – Ryby nie! – mówię. – Ryby zabijają!
Gabriella dostała napadu śmiechu, kelnerka też, aż babcia-kucharka przyszła popatrzeć.
Nie był to może występ aktorski godny Oscara, ale jak już wszyscy przestali się śmiać, kobiety skinęły głową; doskonale zrozumiały, o co mi chodziło. Doceniły mój wysiłek i nie poczuły się urażone tym, że nie mówię po koreańsku. Niedługo potem podały nam pyszną miskę wypełnioną makaronem z dużą ilością zielonych warzyw. Tamtego dnia nie tylko zyskałyśmy wspaniałych przyjaciół, ale też Gabriella zjadła duży posiłek i nie wylądowała w szpitalu!
W każdym kraju, który odwiedzasz, umiejętność komunikacji (lub improwizacji) jest tak samo ważna, jak paszport. Ale w Korei stawka może być wyższa, ponieważ zwyczaje i etykieta wplecione w codzienne życie są tam bardziej skomplikowane, niż może się wydawać.
Dlatego niezależnie od tego, czy wybierasz się do Korei jako turysta, czy w interesach, poznanie lokalnych zwyczajów nie jest tylko oznaką szacunku; to twój pierwszy klucz do tego kraju.
Naucz się kłaniać po koreańsku
Ja na przykład nauczyłam się tego, uderzając się w głowę i nieomal doznając wstrząsu mózgu. Za kamienną bramą na terenie hotelu Josun znajduje się piękny ogród z Hwangudan, zabytkowym kompleksem ołtarzowym w kształcie ośmiokąta. Trzykondygnacyjna kapliczka stoi na granitowej podstawie strzeżonej przez kilkanaście kamiennych ogniożernych stworzeń zwanych _haetae_. Została zbudowana w 1897 roku przez nowo ogłoszonego cesarza Gojonga, przywódcę krótkotrwałego imperium Daehan, aby odprawiać „obrzędy nieba” i zapewnić poddanym obfite żniwa. Obok kapliczki znajdują się trzy olbrzymie kamienne bębny z misternie wyrzeźbionymi smokami (nawiązanie do bębnów używanych w obrzędach ceremonialnych).
Pewnego dnia poszłam do ogrodu i, prawdopodobnie z powodu jet lagu, uderzyłam głową w kamienny łuk bramy wjazdowej. Musiałam aż przystanąć na chwilę, żeby złapać oddech. W pewnym momencie zauważyłam starszego mężczyznę. Zobaczył, co się stało, i gdy doszłam do siebie, przedstawił się, oferując mi pomoc przy podejściu i wejściu do kompleksu ołtarzowego, czyli świętego miejsca.
Wyjaśnił mi, że aby okazać szacunek, przed wejściem muszę wykonać mały ukłon. Pokazał mi, co dokładnie mam zrobić, układając ramiona wzdłuż ciała i zginając tułów w poziomie. – Twoja głowa nigdy nie powinna być wyżej niż niebiosa – dodał.
To była moja pierwsza lekcja o koreańskich zwyczajach i etykiecie. Tradycja kłaniania się, zwana _jeol_, istnieje od wieków i jest bardzo ważna. Jest częścią wszystkich aspektów życia jako znak szacunku i jako powitanie. To sposób na wejście do pokoju, przywitanie się, pożegnanie i powiedzenie „Do zobaczenia później”. A kiedy ktoś kłania się tobie, w odpowiedzi zawsze trzeba się odkłonić.
Różne poziomy ukłonu
Jeśli spotykasz się z przyjacielem, pochyl głowę lekko w dół.
Gdy spotykasz współpracowników lub przełożonych, pochyl głowę trochę bardziej, aby okazać większy szacunek.
_Keunjeol_ (duży ukłon) jest najbardziej formalnym i najgłębszym ukłonem, oddawanym zazwyczaj starszym członkom rodziny podczas ceremonii i różnych świąt. Kiedy spotykasz się z kimś ze świata religii, np. z mnichem, przy ukłonie złóż też ręce jak do modlitwy.
A po ukłonie czas na powitanie!
Powitanie
W Korei etykieta towarzyska jest bardziej formalna niż w większości krajów zachodnich. Panuje zwyczaj zwracania się do innych po ich tytule zawodowym, chyba że poproszą o mówienie do nich po imieniu i nazwisku. (W Korei nazwisko podaje się przed imieniem – odwrotnie niż na Zachodzie).
Trzeba też uważać z kontaktem fizycznym podczas powitań. Nie należy całować w policzek (ani raz, ani dwa razy) podczas spotkania z przyjacielem lub współpracownikiem; nie należy się też przytulać ani klepać nikogo po plecach. Zamiast tego możesz uścisnąć dłoń, ale pamiętaj, że sposób uścisku zależy od wieku lub statusu osoby, z którą się spotykasz. (Ważna uwaga: koreańskie kobiety nie podają sobie dłoni, tylko lekko kiwają głowami). Jedną rękę (tak jak na Zachodzie) podamy, witając się tylko z osobą o niższym statusie. Aby okazać szacunek osobie o wyższym statusie niż ty, użyj lewej ręki, aby podtrzymać prawą, gdy będziesz się nią witać. Dobrą praktyką jest użycie obu rąk podczas pierwszego powitania z kimś.
Jeśli spotykasz się z Koreańczykami w miejscu pracy, po ukłonie i powitaniu następuje wymiana wizytówek. Jest to istotne w nawiązywaniu relacji, ponieważ daje informacje o tytule i stanowisku w firmie nowo poznanej osoby.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki