- W empik go
Korona miłości - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook
Korona miłości - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook
Giona i Chloris to dwie piękne siostry, które wraz z matką żyją szczęśliwie w Anglii. Ich ciotka jest królowa Wiktoria, przed którą czuja bardzo duży respekt. Podczas jednego z balów Chloris zakochuje się z wzajemnością w księciu Hull. Zgodę na ślub musi wyrazić królowa. Na drodze pojawi się jednak problem natury dyplomatycznej. Chcąc zachować brytyjskie wpływy na Bałkanach królowa obiecała angielską żoną królowi Slawonii. Na kandydatkę wyznacza Chloris. Na szczęście matce Chloris udaje się przekonać królową, że Chloris się nie nadaje i ocalić jej małżeństwo z księciem Hull. Królowa jest jednak stanowcza i apodyktyczna i zamiast Chloris żoną ma zostać młodsza córka Giona. Giona nie jest zachwycona tym pomysłem, ale gdy w końcu godzi się ze swoim losem, postanawia przygotować się do tego zadania i dowiedzieć jak najwięcej o kraju, do którego się udaje. Gdy już przybędzie na miejsce okaże się, że los który ją tam czeka wcale nie jest tak bajkowy, jak początkowo mogło się wydawać. Brutalny i apodyktyczny król Slawonii nie będzie godnie traktował swojej młodej żony. Na szczęście znajdzie się ktoś, kto pomoże Gionie.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-117-7032-0 |
Rozmiar pliku: | 416 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROK 1876
Giona weszła do salonu. Jej siostra była bez reszty pochłonięta szyciem.
— Mama się spóźnia — niepokoiła się Giona. — Mam nadzieję, że nie spotkało jej nic niemiłego ze strony królowej.
— Niemiłego? — zdziwiła się Chloris. — A to czemuż?
— Z królową nigdy nic nie wiadomo — odparła Giona — a mama zawsze jej się bała.
— Sądziłam, że Jej Królewska Mość darzy mamę sympatią — stwierdziła poważnie Chloris. — W końcu jest jej chrzestną.
Giona nie miała ochoty się kłócić, ale znów nawiedziło ją przeczucie, a jej przeczucia często były wyśmiewane przez rodzinę, że wizyta matki na zamku w Windsorze wcale nie oznaczała radosnej pogawędki.
Jej Królewska Wysokość księżnę Luizę Grecką od dzieciństwa wychowywano w lęku przed groźną, potężną królową Wiktorią.
Opowiadano, że nawet książę Walii drżał przed audiencją u matki, a już z pewnością można tak powiedzieć o mniej ważnych członkach rodziny królewskiej.
Królowa faktycznie okazała swego rodzaju sympatię dla chrześniaczki, gdy ta, zmuszona do opuszczenia swojego kraju, schroniła się z mężem w Anglii. Obdarowała wówczas dożywotnio uciekinierów w dowód łaski i życzliwości skromnym domem, jednakowoż hojność ta nie rozproszyła ich lęku.
Usiadłszy przy oknie, w cieple wpadających przez otwarte okno promieni słonecznych, Giona usiłowała sobie wmówić, że obawy o matkę były nieuzasadnione.
Ale mimo to sądziła, że dar przewidywania, a raczej, jak mawiano, „wyczuwania w powietrzu”, jej nie myli, i że coś jest nie w porządku.
Piękna Giona miała w sobie wiele z ojca. Rysy jej twarzy doskonałością mogły konkurować z obliczami greckich bogiń, zaś oczy zdawały się kryć wszelkie tajemnice, jakie łączono z tym nieszczęsnym i wciąż rozdartym krajem.
Natomiast starsza siostra, nie mniej śliczna, nie miała w sobie nic tajemniczego.
Uroda Chloris była angielska, i to bardzo angielska. Księżniczka odziedziczyła po matce jasne włosy, niebieskie oczy i przepiękną jasną cerę z rumieńcami.
Giona często mawiała, że do siostry nie pasuje greckie imię, i że właściwie powinna nazywać się Rose, Elizabeth czy Edith.
— To tata wybierał dla nas imiona — wyjaśniała w takich razach Chloris — jako Grek, pragnął dać wyraz uczuciom patriotycznym.
— Ale jego matka też była Angielką — zauważyła Giona — więc właściwie jesteśmy tylko ćwierć krwi Greczynkami, choćbyśmy się tym nie wiadomo jak pyszniły.
Chloris zwykle nie odpowiadała, bo nie lubiła się sprzeczać, a zresztą w pojedynkach słownych z młodszą siostrą z reguły przegrywała.
Gionę uważano za najbystrzejszą osobę w rodzinie, a księżna Luiza często wzdychała ze smutkiem, że nie stać jej na nauczycieli przedmiotów, które córka chciałaby zgłębiać.
— Dlaczego nie urodziłam się chłopcem, mamo? — żałowała czasem Giona. — Mogłabym wówczas pójść do dobrej szkoły, na przykład do Eton, a potem może do Oxfordu.
A księżna zamiast się roześmiać, mawiała poważnie:
— Marzyłam o tym, aby dać twojemu ojcu syna. Ale on zawsze był dumny z was, jego pięknych córek, a o tobie mawiał, że jesteś podobna do jego prababki, którą swego czasu okrzyknięto najpiękniejszą kobietą Grecji, wcieleniem Afrodyty.
— To musiało być cudowne, mieć całą Grecję u swych stóp — odparła Giona.
Księżna wysiliła się na uśmiech. Jej młodsza córka stale wprawiała ją w zakłopotanie przypominaniem bolesnej przeszłości.
Żyjąc tak spokojnie, jak zostały do tego zmuszone, licząc każdy grosz, nie bywały na przyjęciach. Nikt ich nawet nie zapraszał, gdyż po prostu nie wiedziano o ich istnieniu.
Jednakże raz los się do nich uśmiechnął, i podczas pewnej dorocznej ceremonii na zamku w Windsorze, jedynej, na którą księżna ze starszą córką zostały zaproszone, pewien młodzieniec zapałał płomienną miłością do Chloris.
Gdy tylko młodszy syn księcia Hull spojrzał na księżniczkę, stwierdził, że żyć bez niej nie sposób.
Zatańczyli razem, a następnego ranka młodzieniec odwiedził ich skromną siedzibę.
Chloris oczekiwała go z roziskrzonym wzrokiem i nieco drżącymi z podniecenia rękami.
Świat wydawał się zakochanym wspaniały i radosny, nic nie mąciło ich wiary, że będą odtąd żyć długo i szczęśliwie.
Jedynie księżna Luiza zdawała sobie sprawę, że małżeństwo może nie dojść do skutku.
Tak bardzo obawiała się poruszyć ten temat przy królowej, że podupadła na zdrowiu.
— Dlaczego książę sam nie przedstawi swojej prośby na dworze, mamo? — pytała Giona. — Nie widzę powodu, abyś tak się zamęczała.
— Lepiej abym to zrobiła ja, jako członek królewskiej rodziny niż miałby powiadomić królową ktoś z zewnątrz — wyjaśniła księżna, a potem, złożywszy ręce, zawołała z rozpaczą w głosie: — Giono, cóż my poczniemy, jeśli królowa nie pozwoli Chloris wyjść za pana Johna? Wiesz, że to złamie serce twojej siostry!
— Jeżeli królowa postąpi tak okrutnie i nieludzko — odparła Giona — to po prostu będą musieli razem uciec.
Księżna wyglądała na wstrząśniętą.
— Oczywiście Chloris nie popełni podobnego czynu — powiedziała z mocą. — To by wywołało okropny skandal, a Jej Królewska Mość nigdy by nam nie wybaczyła!
Na szczęście jej obawy okazały się bezzasadne.
Królowa Wiktoria zezwoliła Chloris poślubić lorda Johna Cressingtona, a księżniczka nie posiadała się z radości.
Pobraliby się niemal natychmiast, gdyby nie żałoba po matce lorda Johna. Przed upływem zwyczajowych dwunastu miesięcy o oficjalnych zaręczynach nie mogło być mowy.
— Tak więc musicie poczekać z tym do początku kwietnia, zaś sama ceremonia może odbyć się latem.
— Muszę wyjść za mąż w maju! — postanowiła Chloris. — Jak można czekać tak długo, mamo? John bardzo pragnie przedstawić mnie swoim krewnym, a królowa nałożyła na nas ten śmieszny nakaz milczenia, żebyśmy nie mogli nikomu się pochwalić.
Księżna nie odpowiedziała. Rozumiała frustracje córki. Zarazem zdawała sobie sprawę, jakie mieli szczęście, że uzyskali zgodę królowej bez zamieszania, towarzyszącego zwykle zamążpójściu poza rodziną królewską.
W rzeczywistości Jej Królewska Mość nie zastosowała tu swej szeroko znanej zasady wyrażania sprzeciwu tylko dlatego, że nie uważała swej chrześniaczki za osobę wpływową. Książę Alfeusz był dość daleko spokrewniony z domem panującym w Grecji, a teraz, kiedy na tronie tego kraju zasiadł Duńczyk, rodzina księcia nie liczyła się wcale ani politycznie, ani nawet towarzysko.
Istotnie, gdy wkrótce po przybyciu do Anglii, książę Alfeusz zmarł, koronowane głowy stawiły się na jego pogrzebie tak nielicznie, że jego żona uznała to za obrazę.
Tak była jednakowoż przygnębiona stratą ukochanego męża, że poczucie zniewagi zachowała dla siebie.
Nie poruszała tego tematu przy córkach, choć Giona domyślała się jej uczuć, i odtąd dokładała wszelkich starań, aby nieść matce ulgę w cierpieniu.
Od razu zauważyła, jak mało liczyły się z siostrą po nie opłakiwanej, wręcz nie zauważonej przez nikogo śmierci ojca.
Lecz teraz Chloris cieszyła się myślą o zaślubinach, z każdym dniem bliższych, a wobec braku środków wszyscy w domu pilnie szyli dla niej wyprawę, może niezbyt wykwintną, ale nieodzowną.
— Jestem przekonana, że gdy zostaną ogłoszone zaręczyny, królowa sprawi ci suknię ślubną — marzyła księżna. — Obdarowała już w ten sposób wiele panien z rodziny królewskiej. Jeśli tego nie uczyni, bardzo trudno nam będzie zakupić naprawdę piękną, drogą suknię.
— Wiem o tym, mamo — odparła Chloris — ale tamte panny wychodziły za królów i książąt krwi.
Nastąpiła cisza, gdyż matka i Giona w duchu przyznawały jej rację.
Praktycznie na każdym europejskim tronie zasiadali potomkowie królowej Wiktorii, a jej poparcie dla ślubu wyrażało się z reguły wytwornym prezentem dla pana młodego i wyprawą dla panny młodej.
— Właściwie jakie to ma znaczenie? —zapytała Chloris po chwili milczenia. — Jeśli królowa nie podaruje mi sukni nie przeszkodzi mi tym w zamążpójściu, a John uważa, że we wszystkim wyglądam prześlicznie.
Giona wmawiała sobie optymistycznie, że przyczyną, dla której matka została dziś wezwana, była wyprawa Chloris. Pozostało tylko trzydzieści dni do chwili, kiedy zaręczyny zostaną ogłoszone w „The London Gazette”, więc jeśli ktoś z otoczenia królowej zwróci na to jej uwagę, czemuż nie miałaby okazać odrobiny serca dla córki swojej chrześniaczki?
— Pewnie o to chodzi, na pewno o to— Giona nie traciła nadziei.
Lecz jakiś głos, który nazywała swoim „trzecim okiem” mówił jej, że jest sprawa ważniejsza niż suknia Chloris.
Tyle że nie było sensu mówić o tym głośno i martwić siostry. Zamiast tego siedziała sobie w słońcu, wyglądając na mały, nieszczególnie piękny ogródek przed domem i zastanawiała się, dlaczego matka tak długo nie wraca.
Wreszcie dobiegł ją tętent kopyt i szczęk kół, a za chwilę królewski powóz zaprzężony w dwa białe konie, przysłany z zamku Windsor po matkę, zatrzymał się przed wejściem do domu.
Giona czym prędzej podniosła się i zawołała:
— Jest mama! Nareszcie dowiemy się prawdy.
Wybiegła z pokoju nie czekając na odpowiedź siostry i otwarła drzwi frontowe. Lokaj w kapeluszu z kokardą ledwie zdążył zsiąść z kozła, ale nie zdołał jeszcze uderzyć kołatką w drzwi.
Dopiero podnosił rękę, gdy Giona stanęła w progu.
Uśmiechnął się, jakby ubawiony jej impulsywnością, i pospieszył otworzyć księżnej Luizie drzwi karety.
Księżna wysiadła, po czym z właściwym sobie wdziękiem i taktem podziękowała lokajowi i woźnicy, którzy przywieźli ją z pałacu. Obaj w odpowiedzi podnieśli kapelusze. Potem podeszła do stojącej w wejściu córki.
— Jesteś nareszcie, mamo! — zawołała niepotrzebnie Giona. — Strasznie długo cię nie było!
— — Nie chciałam, abyś się niepokoiła, kochanie — księżna pocałowała ją w policzek.
Nie powiedziała nic więcej, lecz Gionę ogarniał niepokój, gdy w ślad za matką szła do salonu, gdzie Chloris właśnie odkładała szycie, by pobiec ucałować matkę.
— Giona wszczęła już zamieszanie, mamo — skarżyła się Chloris — ale ja domyślam się przyczyny, dla której zabawiłaś u królowej dłużej niż oczekiwałyśmy.
Księżna Luiza zdjęła spowijającą jej szczupłą postać pelerynę. Wręczyła ją Gionie, która miała złożyć ją na krześle. Potem usiadła. Nawet Chloris, nieco przelękniona jej milczeniem, patrzyła na nią z niepokojem na twarzy.
— Co się stało, mamo? Musisz nam powiedzieć — ponaglała Giona. — Czekając na ciebie byłam pewna, że coś jest nie w porządku.
— Nic się nie stało, to znaczy mam nadzieję, że nic — przemówiła księżna.
Giona cały czas nie spuszczała wzroku z matki, a teraz, gdy księżna zdawała się szukać właściwych słów, podeszła i przyklękła u jej boku.
— O co chodzi, mamo? — zapytała niskim głosem.
— To była dość trudna rozmowa — mówiła księżna niepewnie — ale wiem, że zrozumiecie mnie, dziewczęta, gdy powiem, że Jej Królewska Mość nie znosi sprzeciwu.
— O czym mówisz? — zapytała nagle Giona.
Księżna Luiza głęboko westchnęła zanim odpowiedziała:
— Król Slawonii Ferdynand poprosił królową, oczywiście przez swojego ambasadora, o żonę Angielkę, która dzieliłaby z nim tron.
Powiedziała to w taki sposób, że księżniczki oniemiały ze zdumienia. Obie wpatrzyły się w matkę z otwartymi ustami. Nastąpiła cisza. Zdawało się, że dziewczętom odebrało głos. Wreszcie Chloris zapytała prędko:
— Czy Jej Królewska Mość pamięta, że jestem zaręczona?
— Zaręczyny nie zostały oficjalnie ogłoszone, a królowa początkowo sądziła, że będzie najlepiej i najwygodniej dla wszystkich, jeśli o nich zapomnimy.
Okrzyk Chloris rozniósł się echem po pokoju.
— Czy chcesz przez to powiedzieć... mamo... że ona sugeruje, iż nie powinnam wychodzić za Johna?
— Jej Królewska Mość wyraziła się bardzo jasno — odpowiedziała księżna — że w związku z ustaloną linią polityczną, Wielka Brytania wspiera małe państwa bałkańskie, aby zachować ich niepodległość. Zgodnie z zapewnieniami ambasadora Slawonii, królowi Ferdynandowi trudno będzie utrzymać swoje państwo, jeśli Wielka Brytania nie udzieli poparcia, którego dowodem stałaby się żona Angielka.
Chloris znów zaczęła krzyczeć.
— Ale ja muszę... wyjść za Johna... ona już zgodziła się na to małżeństwo! Prędzej umrę niż... poślubię kogoś innego! — coraz bardziej podnosiła głos.
— Nic się nie stało, Chloris! — uspokoiła ją prędko księżna Luiza. — Wreszcie przekonałam Jej Królewską Mość, że ty nie możesz złamać słowa, a ona cofnąć pozwolenia na twój ślub, ale... nie poszło łatwo.
Westchnęła, jakby wspomnienie tej rozmowy było bardzo bolesne, a Giona sięgnęła po rękę matki i mocno ją uścisnęła.
— Czy była dla ciebie niemiła, mamo?
— Tylko trochę apodyktyczna. Przez chwilę myślałam, że nie zdołam ocalić Chloris.
— Ale udało ci się? I mogę wyjść za Johna? — Chloris domagała się potwierdzenia.
Matka skinęła głową.
— Och, dziękuję ci, dziękuję, mamo! Jak można okazać się tak okrutną, tak potworną, i usiłować nas rozdzielić?
— Musisz zdać sobie sprawę, że Jej Królewska Mość musi dbać o politykę europejską.
— Polityka polityką, ale wszyscy jesteśmy ludźmi — w głosie Giony brzmiał bunt — a królowa nie ma prawa traktować nas jak marionetki i manipulować naszymi uczuciami wedle swojego uznania!
Księżna Luiza, dotąd wpatrzona tylko w starszą córkę, teraz spuściła wzrok na siedzącą u jej stóp Gionę.
— Wiem, co czujesz, kochanie — powiedziała — ale musisz zrozumieć, że królewska krew niesie ze sobą nie tylko przywileje, ale i obowiązek ponad wszystko inne.
Giona słyszała to już wcześniej, więc odparła tylko:
— Ale uratowałaś Chloris, mamo, musiałaś być bardzo, bardzo mądra.
— Tak, bardzo mądra! — powtórzyła jak echo Chloris ocierając łzy, które wywołała sama myśl o zerwaniu zaręczyn.
— Tak, jesteś bezpieczna i możesz poślubić Johna — potwierdziła księżna Luiza — a królowa obiecała zapłacić za twoją suknię ślubną, najdroższa, oraz za część wyprawy.
Tym razem okrzyk Chloris wyrażał najwyższą radość. Księżniczka podbiegła do matki, objęła ją za szyję i pochyliła się, by ucałować jej oblicze.
— Mamo, jesteś mądra — łkała. — Cudowna! Nigdy ci się nie odwdzięczę, a John też na pewno podziękuje.
Księżna ociągała się z odpowiedzią, dopiero Giona przerwała milczenie:
— Co się stało, mamo? Widzę, że coś cię jeszcze trapi.
Księżna spojrzała na rękę Giony wciąż ściskającą jej dłoń.
— Jak powiedziałam, uratowałam Chloris — przemówiła łagodnie — ale Jej Królewska Mość wciąż ma zamiar dopomóc Slawonii w zachowaniu niepodległości.
I znowu nastała złowieszcza cisza.
— Jej Królewska Mość zaznaczyła, że nie ma w tej chwili żadnej innej krewnej w odpowiednim wieku, aby oddać ją za mąż królowi Ferdynandowi, poza Chloris i oczywiście tobą, Giono!
Chloris głośno odetchnęła, za to Giona nagle zamarła w bezruchu, jej palce zesztywniały w dłoni matki.
— Mówisz... o mnie, mamo?
— Tak, najdroższa. Uważam, że jesteś za młoda i zwróciłam na to uwagę Jej Królewskiej Mości, ale skoro ona zwolniła z obowiązku Chloris, musiałam się zgodzić, abyś zastąpiła siostrę.
— Nie mogę w to uwierzyć — Giona oddychała z trudem.
Podniosła się z klęczek i podeszła do okna, jakby zabrakło jej powietrza.
Widok jej smukłej i niedojrzałej sylwetki na tle słońca przywiódł księżnej na myśl niedawną rozmowę. Nie sposób było oprzeć się presji królowej.
— Giona jest o wiele za młoda, pani — protestowała — a choć zdaję sobie sprawę, jak wielki zaszczyt ją spotyka, że Wasza Królewska Mość proponuje jej taką partię, wydaje się to niemożliwe.
— Co znaczy niemożliwe? — zapytała ostro królowa.
Księżna starannie dobierała słowa, wiedząc, że każde z nich ma wielką wagę.
— Giona dopiero za miesiąc skończy osiemnaście lat, pani. Wiodła dotychczas bardzo spokojne życie i, jak zapewne Wasza Królewska Mość wie, wcale nie brała udziału w życiu towarzyskim.
Księżna Luiza zamilkła na chwilę, wiedząc, że zainteresowała królową. Lecz wrogie spojrzenie rozmówczyni rozwiało wszelkie nadzieje na zrozumienie.
— Właśnie nosiłam się z zamiarem — szybko ciągnęła dalej —poprosić cię, pani, abyś zezwoliła jej uczestniczyć w którymś przyjęciu, z nadzieją, że dzięki temu zostanie zaproszona na niektóre bale debiutanckie tego sezonu.
Królowa chwilę zwlekała z odpowiedzią.
— Wolałabym, aby to Chloris udała się do Slawonii, ale skoro, jak słyszę, nie może złamać danego lordowi Johnowi Cressingtonowi słowa, muszę posłać tam Gionę.
— Ależ Wasza Królewska Wysokość, ona jest zbyt młoda! — powtórzyła księżna Luiza.
— Nie jest to kwestia młodości, ani w ogóle wieku, moja droga Luizo — odparła królowa— ale dobra tego kraju. — Na chwilę zamilkła wymownie. — Jeśli nie poślemy tam młodej królowej, poddamy tym samym Slawonię ekspansji cesarza Austro-Węgier, który chętnie uczyniłby to państewko swoją kolejną prowincją.
Podczas tej przemowy księżna wiedziała już, że przegrała. Nie pozostało więc nic innego, jak powiedzieć teraz dziewczętom:
— Nie mogłam nic zrobić, musiałam wyrazić zgodę.
— Ależ mamo, jakże mam jechać do Slawonii, przecież to tak daleko od ciebie, jak wyjść za mąż za człowieka, którego nigdy nie widziałam?
— Może go polubisz — podnosiła ją na duchu Chloris. — W końcu on przyjedzie do nas i kto wie, może się w nim zakochasz? Przecież nie jesteś związana innym uczuciem.
Giona pomyślała, że Chloris łatwo tak mówić, skoro ją samą ominął ślub z królem.
Księżna Luiza oparła się o poręcz krzesła, jakby nagle poczuła się zmęczona, i powiedziała:
— Obawiam się, że nie możemy liczyć na przyjazd króla i zawarcie znajomości przed ślubem.
Giona odwróciła się od okna.
— Co ty mówisz, mamo?
— Ambasador Slawonii przekonał Jej Królewską Mość, że sytuacja nagli i że trzeba działać natychmiast. Dlatego królowa postanowiła, abyś wyruszyła do Slawonii, gdy tylko uda się nam wspólnie zebrać wyprawę dla ciebie, zaś ceremonia ślubu odbędzie się w tamtejszej katedrze, aby zapewnić lud o poparciu Wielkiej Brytanii, i oczywiście samej królowej, dla jego monarchy.
Giona nie odrzekła nic, otwarła tylko szeroko swe ogromne oczy.
Księżna popatrzyła na nią i powiedziała łagodnie:
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.