Korzenie totalitaryzmu - ebook
Korzenie totalitaryzmu - ebook
Książka Hannah Arendt to jedno z najwybitniejszych dzieł XX wieku, a analizy i przemyślenia autorki zachowują nadal niezwykłą aktualność. Jak pisze we wstępie do wydania polskiego Daniel Grinberg, w pojęciu totalitaryzmu "mieści się równie dobrze Związek Radziecki pod rządami Stalina, jak państwo Hitlera. Źródeł nowego stylu rządzenia,
porażającego obserwatorów równie skutecznym co bezwzględnym likwidowaniem społeczeństwa obywatelskiego oraz wszelkich form autonomii jednostek wobec państwa, doszukuje się ona w kondycji człowieka współczesnego".
Hannah Arendt (1906 - 1975), filozof, jedna z najbardziej wpływowych myślicielek naszych czasów. Studiowała na uniwersytecie w Marburgu, gdzie poznała Martina Heideggera, a następnie we Fryburgu i Heidelbergu. Była profesorem na uniwersytecie w Chicago oraz New School for Social Research w Nowym Jorku. Poza Korzeniami totalitaryzmu jej najbardziej znaną książką jest Eichmann w Jerozolimie: rzecz o banalności zła (wyd. pol.1987).
Kategoria: | Polityka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8139-833-6 |
Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od tłumaczy
Podstawą niniejszego wydania jest ostateczna wersja _The Origins of Totalitarianism_ przygotowana do druku przez Hannah Arendt w 1966 roku. Różni się ona nieznacznie układem treści i zawartością od edycji poprzednich: z 1951 i 1958 roku. _Korzenie totalitaryzmu_ są zatem pełnym i wiernym tłumaczeniem wydania trzeciego. Jedyne zmiany wprowadzone przez wydawców polegają na uzupełnieniu niektórych mało precyzyjnych przypisów bibliograficznych i dodaniu kilkudziesięciu przypisów rzeczowych dostosowanych do potrzeb czytelnika polskiego. Ponadto w celu przybliżenia postaci autorki oraz problematyki, którą się zajęła, do oryginalnego tekstu książki dodano wstęp i zestawienie bibliograficzne. Czytelnikom zainteresowanym dyskusją o totalitaryzmie lub twórczości Hannah Arendt addenda te powinny ułatwić dotarcie do interesujących ich publikacji.
Kilka słów wyjaśnienia wymaga również kwestia tłumaczenia. Mimo że myśl autorki jest zazwyczaj logiczna i precyzyjna, przekład _Korzeni totalitaryzmu_ na język polski okazał się żmudnym i niełatwym przedsięwzięciem. Była to bowiem pierwsza książka Arendt napisana po angielsku – w języku, którego nie wszystkie subtelności opanowała wówczas w stopniu dostatecznym. Daje się to odczuć zarówno w stylu pracy, przywodzącym chwilami na myśl długie, ciężkie i zawiłe zdania, w których lubuje się język niemiecki, jak i w samym słownictwie. Używana w pracy terminologia odbiega znacznie od standardowej w anglosaskim słownictwie naukowym, a sytuację komplikuje jeszcze to, że niektórym powszechnie używanym pojęciom autorka nadaje swoiste znaczenia. W efekcie dla wielu podstawowych dla książki kategorii trudno było znaleźć zwięzłe polskie odpowiedniki. Mając do wyboru albo elegancję, albo precyzję przekładu wybieraliśmy zazwyczaj to drugie, toteż styl polskiego tłumaczenia jest zbliżony do stylistyki oryginału. Pozostaje nam tylko wyrazić nadzieję, że czytelnicy zaakceptują ten punkt widzenia.
_Warszawa, czerwiec 1988_WSTĘP DO PIERWSZEGO WYDANIA
_Weder dem Vergangenen anheimfallen_
_noch dem Zukünftigen._
_Es kommt darauf an gegenwärtig zu sein._
Karl Jaspers
Wstęp do pierwszego wydania
Oddzielone nieprzerwanym łańcuchem lokalnych wojen i rewolucji, dwie wojny światowe za życia jednego pokolenia, nieuwieńczone traktatem pokojowym dla zwyciężonych ani wytchnieniem dla zwycięzców, zakończyły się oczekiwaniem trzeciej wojny między pozostałymi przy życiu mocarstwami. Ta chwila oczekiwania podobna jest do ciszy, która nastaje, kiedy gaśnie wszelka nadzieja. Przestaliśmy wierzyć w możliwość przywrócenia dawnego porządku świata i dawnych tradycji lub w ponowną integrację rzesz ludzkich na pięciu kontynentach pogrążonych w chaosie spowodowanym przez gwałtowność wojen i rewolucji oraz przez postępujący rozkład tego wszystkiego, co jeszcze przetrwało. Mimo ogromnej różnorodności warunków i okoliczności lokalnych wszędzie obserwujemy narastanie tego samego zjawiska – poczucia bezdomności na nieznaną dotąd skalę, poczucia wykorzenienia o nieznanej dotąd sile.
Nasza przyszłość nigdy nie była bardziej nie do przewidzenia, nigdy nie byliśmy tak bardzo uzależnieni od sił politycznych, którym nie można ufać, że będą postępowały zgodnie z wymaganiami zdrowego rozsądku i własnego interesu – sił, które oceniane za pomocą norm minionych stuleci zdają się wcielać czyste szaleństwo. Ludzkość podzieliła się jakby na tych, którzy wierzą we wszechmoc człowieka (wierzą, że wszystko jest możliwe, jeśli się wie, jak pokierować masami), oraz tych, dla których podstawowym doświadczeniem stała się własna bezsilność.
Na poziomie uogólnień historycznych i myśli politycznej rozpowszechniony jest mało precyzyjny pogląd, że podstawowa struktura wszystkich cywilizacji weszła w fazę rozkładu. Chociaż w niektórych częściach świata może sprawiać wrażenie bardziej spójnej niż w innych, nigdzie nie widać perspektyw dla naszego stulecia ani odpowiedniej reakcji na jego okropności. Desperacka nadzieja i desperacki strach zdają się często lepiej oddawać istotę wydarzeń niż wyważone sądy oraz przemyślane analizy. O zasadniczych wydarzeniach naszej doby z równą łatwością zapominają osoby przywiązane do wiary w nieuchronność losu, jak i te, które cechuje lekkomyślny optymizm.
W książce tej staram się nie poddawać ani beztroskiemu optymizmowi, ani beznadziejnej rozpaczy. Głosi ona, że postęp i przeznaczenie to dwie strony tego samego medalu, że oba są wyrazem przesądu, a nie wiary. Została napisana z przekonaniem, że możliwe okaże się odkrycie ukrytego mechanizmu, pod wpływem którego rozpadły się wszystkie tradycyjne elementy naszego świata duchowego i politycznego, a powstał konglomerat, którego składniki utraciły swoją specyficzną wartość, stając się nierozpoznawalne i bezużyteczne dla ludzi. Podporządkowanie się owemu procesowi dezintegracji stanowi nieodpartą pokusę nie tylko dlatego, że przyobleka się w fałszywą dostojność „historycznej konieczności”, lecz także dlatego, że wszystko poza nim zaczęło wydawać się zamarłe, bezkrwiste, pozbawione znaczenia i nierzeczywiste.
Przekonanie, że wszystko, co się dzieje na ziemi, musi być zrozumiałe dla człowieka, może prowadzić do zdroworozsądkowej interpretacji dziejów za pomocą komunałów. Zrozumienie jednak to nie negowanie tego, co woła o pomstę do nieba, wnioskowanie o bezprecedensowych wydarzeniach na podstawie precedensów lub wyjaśnianie zjawisk przy użyciu takich analogii i uogólnień, że przestaje się odczuwać nacisk rzeczywistości i wstrząs wywołany przeżyciami. To raczej badanie i świadome dźwiganie ciężaru, którym obarczyły nas wydarzenia, bez zaprzeczania przy tym ich istnieniu i bez poddawania się obciążeniu z pokorą. Krótko mówiąc, zrozumienie to stawianie czoła rzeczywistości i przeciwstawianie się jej, jakakolwiek może lub mogła być.
W takim sensie musi okazać się możliwe zrozumienie i ustosunkowanie się do skandalicznego faktu, że zjawisko tak drobne (i w polityce światowej tak nieistotne), jak kwestia żydowska i antysemityzm, mogło się stać katalizatorem najpierw dla ruchu nazistowskiego, potem dla wojny światowej, a w końcu dla stworzenia fabryk śmierci. Musimy też zdobyć się na zrozumienie groteskowej niewspółmierności przyczyn i skutków na progu ery imperialistycznej, gdy trudności gospodarcze w ciągu kilkudziesięciu lat doprowadziły do głębokich przeobrażeń warunków politycznych na całym świecie; albo dziwacznej sprzeczności między jawnym, cynicznym „realizmem” ruchów totalitarnych a przejawianym przez nie lekceważeniem całej materii rzeczywistości; bądź też irytującej niezgodności między rzeczywistą potęgą współczesnego człowieka (większą niż kiedykolwiek przedtem – tak wielką, że zagraża już istnieniu jego własnego świata) a niezdolnością ludzkości do życia w stworzonych przez siebie warunkach i do zrozumienia sensu współczesnego świata.
Totalitarne dążenia do podboju całej kuli ziemskiej i nieograniczonego panowania wskazywały zgubną drogę wyjścia z pułapki. Ich realizacja mogła oznaczać zniszczenie ludzkości; gdziekolwiek dochodziły do głosu, zaczynały niszczyć samą istotę człowieczeństwa. A jednak nie ma sensu udawanie, że się nie dostrzega niszczycielskich sił działających w naszym stuleciu.
Kłopot polega na tym, że w naszej epoce doszło do takiego pomieszania dobra ze złem, iż bez imperialistycznej „ekspansji dla samej ekspansji” świat mógłby zatrzymać się w rozwoju. Bez „władzy dla samej władzy”, jako politycznego narzędzia burżuazji, być może nigdy nie ujawniłyby się zasoby ludzkiej energii; bez fikcyjnego świata totalitarnych ruchów, w których z niezrównaną jasnością znalazły wyraz niepokoje naszej doby, być może pędzilibyśmy ku przeznaczeniu nie zdając sobie w ogóle sprawy z tego, co się dzieje.
A jeśli prawdą jest, że w ostatnich stadiach totalitaryzmu ujawnia się zło absolutne (absolutne, ponieważ do jego wyjaśnienia przestają wystarczać zwykłe ludzkie motywy), prawdą jest również, że gdyby tak nie było, być może nigdy nie poznalibyśmy prawdziwych korzeni zła.
Antysemityzm (a nie zwykła nienawiść do Żydów), imperializm (a nie zwykły podbój), totalitaryzm (a nie sama dyktatura), prześcigając się w brutalności, ujawniły dobitnie, że godność ludzka potrzebuje nowych gwarancji, które można znaleźć tylko w nowej zasadzie politycznej, w nowym prawie na ziemi, którego doniosłość musi tym razem pojąć cała ludzkość, podczas gdy jego potęga musi pozostać ściśle ograniczona, musi mieć źródła w nowo określonych całościach terytorialnych i w ich ramach musi być kontrolowana.
Nie możemy sobie dłużej pozwalać na czerpanie z przeszłości tego, co było w niej dobre, i nazywanie tego po prostu dziedzictwem, a odrzucanie rzeczy złych jak martwego ciężaru, który sam czas pogrzebie w zapomnieniu. Podskórny nurt historii Zachodu wydobył się w końcu na powierzchnię i domaga się uznania go za cząstkę naszej tradycji. Oto dlaczego na nic się nie zdadzą wszystkie wysiłki zmierzające do schronienia się przed srogością teraźniejszości w nostalgii za cichą, nienaruszoną przeszłością lub w ukojeniu oczekiwanym od lepszej przyszłości.
_Hannah Arendt_
_Lato 1950_Wstęp
Wstęp
Antysemityzm, świecka ideologia XIX stulecia, która z nazwy, chociaż nie z argumentacji, była nieznana do lat siedemdziesiątych, i religijna nienawiść do Żydów wzniecana przez wzajemną wrogość dwóch ścierających się wiar to oczywiście nie to samo. I nawet to, w jakim stopniu ideologia wykorzystywała argumentację oraz oddziaływanie emocjonalne religii, jest sprawą otwartą. Koncepcja nieprzerwanego ciągu prześladowań, wygnań i rzezi od schyłku Cesarstwa Rzymskiego przez średniowiecze, epokę nowożytną, aż po czasy najnowsze, często upiększona przekonaniem, że współczesny antysemityzm to po prostu zeświecczona wersja ludowych średniowiecznych przesądówK1, jest równie zwodnicza (choć oczywiście mniej szkodliwa), jak odpowiadające jej przekonanie antysemitów o istnieniu od czasów starożytnych tajnej organizacji Żydów rządzącej lub aspirującej do rządzenia światem. Z punktu widzenia dziejów kwestii żydowskiej przepaść między późniejszym średniowieczem a epoką nowożytną jest jeszcze głębsza niż między starożytnością rzymską a wiekami średnimi lub niż traktowana często jako przełomowy moment dziejów Żydów w diasporze – przepaść oddzielająca katastrofy pierwszych krucjat od wczesnego średniowiecza. Od XV w. do końca XVI w., przez prawie dwa stulecia, kiedy to stosunki żydów z chrześcijanami układały się kiepsko, obojętność Żydów na „okoliczności i wypadki świata zewnętrznego” osiągnęła niespotykane rozmiary, judaizm zaś stał się „bardziej niż kiedykolwiek przedtem zamkniętym systemem myślenia”. Wtedy właśnie Żydzi, bez żadnego wpływu z zewnątrz, doszli do wniosku, że „zasadnicza odmienność narodu żydowskiego od innych nacji nie jest skutkiem innej wiary czy religii, lecz jego wewnętrznej natury”, i że odwieczny podział na żydów i chrześcijan prawdopodobnie miał „charakter raczej rasowy niż doktrynalny”K2. Owa zmiana w ocenie odmienności narodu żydowskiego, która upowszechniła się wśród nie-Żydów znacznie później, bo dopiero w epoce Oświecenia, była, rzecz jasna, warunkiem _sine qua non_ narodzin antysemityzmu; warto zwrócić uwagę na to, że doszło do niej najpierw wśród samych Żydów, i to mniej więcej w tym czasie, kiedy europejskie chrześcijaństwo podzieliło się na grupy etniczne, które uzyskały polityczną samodzielność w systemie nowożytnych państw narodowych.
Historia antysemityzmu, jak historia nienawiści do Żydów, to nieodłączna część długich i zawiłych dziejów relacji między chrześcijanami a żydami żyjącymi w rozproszeniu. Dzieje te nie obchodziły praktycznie nikogo aż do połowy XIX w., kiedy to zainteresowanie nimi zbiegło się z powstaniem antysemityzmu i z jego pełną wściekłości reakcją na równouprawnienie oraz asymilację Żydów – układ to najgorszy z możliwych do powstania wiarygodnej historiografiiK3. Od tej pory wspólnym błędem żydowskiej i nieżydowskiej historiografii – chociaż popełnianym przeważnie z odmiennych pobudek – było wyodrębnianie dowodów wrogości w źródłach chrześcijańskich i żydowskich oraz uwypuklanie serii katastrof, wygnań i rzezi, którymi odznaczały się dzieje Żydów, tak jak konflikty zbrojne i niezbrojne, wojny, głód i zarazy znamionowały historię Europy. Nie trzeba dodawać, że to historiografia żydowska, nastawiona zdecydowanie polemicznie i apologetycznie, poszukiwała śladów nienawiści do Żydów w dziejach chrześcijaństwa, podczas gdy antysemici skoncentrowali się na wyszukiwaniu podobnych wypowiedzi u starożytnych powag judaizmu. Kiedy wyszła na jaw owa żydowska tradycja gwałtownego niekiedy nastawienia przeciwko chrześcijanom i nie-Żydom, „żydowska opinia publiczna była nie tylko urażona, ale i szczerze zaskoczona”K4, tak skutecznie jej rzecznicy przekonywali siebie i innych o tym, co nie było prawdą, a więc o tym, że odrębność Żydów była spowodowana wyłącznie wrogością i ciemnotą nie-Żydów. Judaizm, jak twierdzili teraz na ogół żydowscy historycy, zawsze przewyższa inne religie tolerancją i wiarą w równość wszystkich ludzi. Fakt, że ta samooszukańcza teoria – której towarzyszyło przekonanie, iż Żydzi zawsze byli biernym, cierpiącym przedmiotem chrześcijańskich prześladowań, w rzeczywistości oznaczała kontynuację i uwspółcześnienie dawnego mitu narodu wybranego i wywoływała nowe, często bardzo skomplikowane formy odrębności podtrzymujące starodawną dychotomię – musi mieć zapewne ironiczną wymowę dla tych, którzy z rozmaitych powodów usiłują upiększać przeszłość i manipulowć danymi historycznymi. Bo jeśli w ogóle Żydzi mieli ze swoimi nieżydowskimi sąsiadami coś wspólnego, co podtrzymywałoby świeżo uzyskaną równość, to była tym właśnie określona przez religię wzajemnie wroga przeszłość, równie bogata w osiągnięcia kulturalne na najwyższym poziomie, jak obfitująca w przejawy fanatyzmu oraz prymitywne przesądy na poziomie nieoświeconych mas.
Jednakże nawet irytujące stereotypy tego rodzaju żydowskiej historiografii opierają się na solidniejszej podstawie faktograficznej niż przestarzałe aspiracje społeczne i polityczne Żydów europejskich w XIX i na początku XX w. Chociaż dzieje kultury żydowskiej były nieskończenie bardziej różnorodne, niż to wtedy zakładano, a przyczyny katastrofy zależne od różnych okoliczności historycznych i geograficznych, to prawdą jest, że przyczyny te były bardziej zróżnicowane w środowisku nieżydowskim niż w żydowskich wspólnotach. O fatalnych nieporozumieniach, wciąż widocznych w popularnych prezentacjach żydowskich dziejów, zadecydowały dwa bardzo istotne czynniki. Nigdzie i nigdy, od chwili zniszczenia świątyni¹, Żydzi nie mieli własnego terytorium ani własnego państwa. Ich fizyczne przetrwanie zawsze uzależnione było od ochrony nieżydowskich władz, mimo że pewne środki samoobrony – prawo noszenia broni – przyznawano „Żydom we Francji i Niemczech aż do XIII stulecia”K5. Nie oznacza to, że Żydzi zawsze byli odsunięci od władzy, ale prawdą jest, że przy każdym gwałtownym starciu, niezależnie od jego przyczyn, nie tylko byli narażeni na ataki, ale i bezsilni, toteż było zupełnie naturalne, zwłaszcza w czasach ich kompletnego odosobnienia poprzedzających przyznanie im równości politycznej, że skierowane przeciwko sobie wybuchy przemocy odczuwali jako kolejne nawroty. Co więcej, w żydowskiej tradycji katastrofy były rozpatrywane w kategoriach martyrologii, to zaś miało uzasadnienie w wydarzeniach pierwszych stuleci naszej ery, kiedy to zarówno żydzi, jak i chrześcijanie rzucili wyzwanie potędze Cesarstwa Rzymskiego, oraz w warunkach średniowiecznych, kiedy dawano Żydom możliwość wyrażenia zgody na chrzest i tym samym uniknięcia prześladowań, nawet jeśli przemoc miała wówczas podłoże polityczne i gospodarcze, a nie religijne. Taka konfiguracja faktów stworzyła złudzenie, któremu do dziś ulegają żydowscy i nieżydowscy historycy. Historiografia „zajmowała się dotychczas bardziej oddzieleniem się chrześcijan od żydów niż na odwrót”K6, zacierając ważniejszy skądinąd fakt, że dla dziejów Żydów większe znaczenie miało ich oddzielenie się od świata nie-Żydów, szczególnie od środowiska chrześcijańskiego, z tego oczywistego powodu, że samo przetrwanie narodu jako widocznej całości uzależnione było od takiej dobrowolnej separacji, a nie, jak wówczas przyjmowano, od wrogości chrześcijan i nie-Żydów. Dopiero w XIX i XX w., po równouprawnieniu i wraz z postępami asymilacji, antysemityzm zaczął odgrywać pewną rolę w utrzymywaniu spójności narodu, bo dopiero wtedy Żydzi zaczęli przejawiać chęć wejścia do nie-żydowskiego społeczeństwa.
Podczas gdy antyżydowskie uprzedzenia rozpowszechnione były szeroko wśród wykształconych Europejczyków w minionym stuleciu, to antysemityzm jako ideologia pozostał w zasadzie, z bardzo nielicznymi wyjątkami, przywilejem ekscentryków, a zwłaszcza politycznych ekstremistów i maniaków. Nawet wątpliwe produkty żydowskiej apologetyki, które nigdy nie przekonały nikogo, z wyjątkiem już przekonanych, stanowiły przykłady niebotycznej erudycji i wiedzy w porównaniu z tym, co w dziedzinie badań historycznych mieli do zaoferowania ludzie wrogo nastawieni do ŻydówK7. Kiedy po zakończeniu wojny przez ponad dziesięć lat gromadziłam materiał do tej książki, czerpiąc go z dokumentów źródłowych oraz doskonałych niekiedy monografii, nie było ani jednej książki, która przedstawiałaby temat wszechstronnie, w sposób odpowiadający elementarnym wymaganiom nauki. I od tej pory prawie nic się nie zmieniło². Jest to tym bardziej godne ubolewania teraz, kiedy zapotrzebowanie na bezstronne, uczciwe przedstawienie historii Żydów jest większe niż kiedykolwiek przedtem. Konflikty polityczne XX w. umieściły Żydów w centrum wydarzeń; kwestia żydowska oraz antysemityzm, sprawy drugorzędne z punktu widzenia polityki światowej, stały się katalizatorami rozwoju najpierw ruchu nazistowskiego i struktury organizacyjnej III Rzeszy, w której każdy obywatel musiał udowodnić, że nie jest Żydem, potem toczonej z bezprecedensowym okrucieństwem wojny światowej i wreszcie narodzin w środku zachodniej cywilizacji nieznanej dotąd zbrodni ludobójstwa. Wydało mi się oczywiste, że prócz lamentów i oskarżeń niezbędna jest także próba zrozumienia. Książka ta jest próbą zrozumienia tego, co nawet przy wnikliwszym oglądzie budziło przede wszystkim oburzenie.
Zrozumienie jednak to nie negowanie tego, co woła o pomstę do nieba, wnioskowanie o bezprecedensowych wydarzeniach na podstawie precedensów lub wyjaśnianie zjawisk przy użyciu takich analogii i uogólnień, że przestaje się odczuwać nacisk rzeczywistości i wstrząs wywołany przeżyciami. To raczej badanie i świadome dźwiganie ciężaru, którym obarczyły nas wydarzenia, bez zaprzeczania przy tym ich istnieniu i bez poddawania się obciążeniu z pokorą, tak jakby wszystko, co się przecież naprawdę zdarzyło, skądinąd nie mogło się zdarzyć. Krótko mówiąc, to stawianie czoła rzeczywistości, pozbawione³ uprzedzeń i pełne uwagi, i przeciwstawianie się jej, jakakolwiek może lub mogła być.
Warunkiem koniecznym, choć niewystarczającym, osiągnięcia takiego zrozumienia jest pewna znajomość dziejów Żydów i równoległego rozwoju antysemityzmu w dziewiętnastowiecznej Europie. W kolejnych rozdziałach zajmuję się tylko tymi zjawiskami i wydarzeniami z ubiegłego stulecia, które wiążą się bezpośrednio z „korzeniami totalitaryzmu”. Wyczerpująca historia antysemityzmu nie została jeszcze napisana i wykracza poza problematykę tej książki*. Dopóki istnieje owa luka, ten fragment książki jest usprawiedliwiony nawet z punktu widzenia wymagań nauki, jako niezależny wkład do pełniejszego ujęcia historii, mimo że pierwotnie pomyślany był jako element opisu prehistorii totalitaryzmu. Poza tym to, co jest charakterystyczne dla historiografii antysemityzmu – zdominowanie jej przez nieżydowskich szaleńców oraz żydowskich apologetów i staranne unikanie tej problematyki przez renomowanych historyków – dotyczy, mutatis mutandis, niemal wszystkich czynników, z których wykrystalizowało się później nowe zjawisko totalitaryzmu. Prawie nie dostrzegł ich świat nauki ani opinia publiczna, ponieważ należały do podskórnego nurtu historii Europy, gdzie, ukryte przed społeczeństwami i uwagą światłych ludzi, potrafiły nabrać zupełnie nieoczekiwanej zjadliwości.
Ponieważ dopiero ostateczna katastrofa ujawniła i uświadomiła ludziom obecność tych podskórnych nurtów, istniała skłonność do utożsamiania totalitaryzmu z jego składnikami i korzeniami – jak gdyby każdy wybuch antysemityzmu, rasizmu czy imperializmu można było utożsamiać z „totalitaryzmem”. Złudzenie to jest tyleż mylące przy ustalaniu prawdy historycznej, ileż szkodliwe przy ferowaniu ocen politycznych. Totalitarna polityka – nie będąc bynajmniej po prostu polityką antysemicką, rasistowską, imperialistyczną bądź komunistyczną – używa i nadużywa zaczerpniętych z rzeczywistości, wybranych elementów składowych tych ideologii, takich jak walka klasowa czy konflikt interesów między Żydami a ich otoczeniem, do chwili aż zupełnie zatracą swoją pierwotną siłę oddziaływania oraz wartość propagandową. Niedocenianie roli, jaką w Stanach Zjednoczonych odgrywał i nadal odgrywa czysty rasizm w rządzeniu południowymi stanami, byłoby na pewno poważnym błędem, lecz popełnilibyśmy jeszcze większy błąd wyciągając z tego wniosek, że przez ponad sto lat ta część kraju znajdowała się pod władzą totalitarną. Jedynym bezpośrednim i niezafałszowanym następstwem dziewiętnastowiecznych ruchów antysemickich nie był nazizm, ale przeciwnie, syjonizm, który – przynajmniej w formie ideologicznej, jaką przybrał na Zachodzie był rodzajem kontrideologii, „odpowiedzią” na antysemityzm. Nie oznacza, to nawiasem mówiąc, że samoświadomość Żydów była po prostu wytworem antysemityzmu; przecież choćby pobieżna znajomość historii Żydów, której osią, od czasów babilońskiego wygnania, było pragnienie przetrwania jako odrębnego narodu wbrew przygniatającym realiom rozproszenia, powinna wystarczyć do rozwiania tego najnowszego mitu, który stał się dość modny w kręgach intelektualnych po „egzystencjalistycznej” interpretacji Żyda przez Sartre’a jako kogoś postrzeganego i określanego jako Żyd przez innych.
Najlepszej ilustracji zarówno odrębności, jak i powiązań między pretotalitarnym i totalitarnym antysemityzmem dostarcza chyba absurdalna sprawa _Protokołów mędrców Syjonu._ Posługiwanie się przez nazistów tym falsyfikatem jako podręcznikiem do nauki podboju świata na pewno nie należy do dziejów antysemityzmu, ale tylko ten fakt może wyjaśnić, dlaczego ta nieprawdopodobna opowieść okazała się dostatecznie wiarygodna, aby czerpała z niej pożywkę antyżydowska propaganda. Natomiast nie może to wyjaśnić, dlaczego totalitarne roszczenia do rządów nad światem przy pomocy członków i z udziałem tajnych stowarzyszeń w ogóle stały się atrakcyjnym celem politycznym. Ta ostatnia funkcja, o wiele istotniejsza z politycznego (chociaż nie propagandowego) punktu widzenia, ma źródła w imperializmie w ogóle, w jego wybuchowej kontynentalnej wersji, szczególnie zaś w postaci „_pan_-ruchów” _(pan movements)._
Książka ta jest zatem ograniczona nie tylko w czasie i przestrzeni, ale także w zakresie przedmiotu. Zajmuje się historią Żydów w Europie Środkowej i Zachodniej, od czasów dworskich Żydów po sprawę Dreyfusa, z punktu widzenia jej znaczenia dla narodzin antysemityzmu i wpływu na niego. Przedstawia ruchy antysemickie, silnie zakorzenione w ówczesnej rzeczywistości na tle specyficznych stosunków łączących Żydów z nie-Żydami, a więc z jednej strony na tle roli, jaką Żydzi odgrywali w rozwoju państwa narodowego, a z drugiej – ich związków z nieżydowską częścią społeczeństwa. Pojawienie się pierwszych partii antysemickich w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX w. wyznacza moment, w którym sprawa wykracza poza ograniczony, konkretny konflikt interesów związany z doświadczeniem jednostek i wchodzi na drogę wiodącą do „ostatecznego rozwiązania”. Od tej chwili, w erze imperializmu, po której nastąpił okres ruchów i rządów totalitarnych, nie sposób odizolować kwestii żydowskiej lub ideologii antysemickiej od problemów zupełnie niezwiązanych z realiami nowożytnej historii Żydów. I to nie tylko dlatego ani nawet nie zasadniczo dlatego, że sprawy te odgrywały główną rolę w polityce światowej, ale dlatego, że sam antysemityzm stał się teraz narzędziem służącym do wyższych celów. Cele te zdecydowanie przerastały partykularne interesy zarówno Żydów, jak i wrogo do nich nastawionych środowisk, mimo że ich osiągnięcie wymagało, aby Żydzi występowali w roli głównych ofiar.
Imperialistyczne i totalitarne wersje dwudziestowiecznego antysemityzmu znajdzie czytelnik w drugiej i trzeciej części tej pracy.
_Hannah Arendt_
_Lipiec 1967_
1. Świątynia w Jerozolimie została zburzona w ٧٠ r. n.e. za panowania cesarza Tytusa.
2. W ciągu 36 lat dzielących nas od pierwszej edycji Korzeni totalitaryzmu w badaniach nad dziejami Żydów dokonał się znaczny postęp. Przestarzałe prace Graetza i Dubnowa zastąpiły nowsze opracowania z fundamentalną wielotomową edycją World History of the Jewish People (Jerusalem 1964–1980) na czele. Nowożytne dzieje Żydów przedstawiają kompetentnie Paul R. Mendes-Flohr i Jehuda Reinhart w opublikowanej niedawno książce The Jew in the Modem World. A Documentary History (New York-Oxford 1980). W powodzi publikacji poświęconych tragicznym i powikłanym losom „narodu wybranego” w XX w. wyróżniają się prace: Salo Barona, The Russian Jews under Tsars and Soviets (New York 1970); Herel Fein, Accounting for Genocide (New York 1979); Paula Hilberta, The Destruction of the European Jewry (Chicago 1961); Lucy Dawidowicz, The War Aga-inst the Jews. 1933–1945 (New York 1975) oraz historie ruchu syjonistycznego pióra Waltera Laquexura i Shlomo Avineri. Interesującą polemikę z poglądami H. Arendt na temat holocaustu, zwłaszcza zaś z opiniami wyrażonymi w książce Eichmann in Jerusalem, zawiera książka Jacoba Robinsona, And Crooked Shall Be Made Straight. The Eichmann Trial and Hannah Arendt’s Narration (Philadelphia 1965).
3. Od chwili napisania tych słów powstało kilka wybitnych prac poświęconych tej problematyce. Należą do nich książki Leona Poliakova (m.in. tłumaczona na wiele języków trzytomowa L’Histoire de l’antisémitisme)’, George’a L. Mosse’a, Towards the Final Solution. A History of European Racism (New York 1978); Normana Cohna, Warrant for Genocide. The Myth of Jewish World Conspiracy and the Protocols of the Elders of Zion (London 1967).Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Najnowszym przykładem takiego poglądu jest książka Normana Cohna _Warrant for Genocide. The Myth of the Jewish World-conspiracy and the „Protocols of the Elders of Zion”,_ New York 1966. W przyjętym założeniu, autor w ogóle neguje istnienie czegoś takiego jak historia Żydów. Żydami są w jego ujęciu „ludzie (…) rozproszeni po całej Europie od kanału La Manche po Wołgę, których łączyło bardzo niewiele poza pochodzeniem od wyznawców religii mojżeszowej” (s. 15). Antysemici, przeciwnie, mogą się powołać bezpośrednio na utrzymującą się nieprzerwanie od średniowiecza tradycję dopatrywania się w Żydach „narzędzi Szatana, czcicieli diabła, demonów w ludzkiej postaci” (s. 41), a jedyną podstawą tak daleko idących uogólnień, na jakie decyduje się uczony autor _Pursuit of the Millenium,_ jest wyłączne zainteresowanie „najskrajniejszym rodzajem antysemityzmu, takim, który doprowadza do rzezi i prób ludobójstwa” (s. 16). Autor ten stara się również wykazać, że „ludność Niemiec w swojej masie w rzeczywistości nigdy nie uległa antyżydowskiemu fanatyzmowi” i że eksterminację „zorganizowali i zasadniczo przeprowadzali fachowcy z SD i SS”, organizacji, które „w żadnym razie nie reprezentują typowego przekroju społeczeństwa niemieckiego” (s. 212 i n.). Jak bardzo chciałoby się, aby to stwierdzenie było zgodne z faktami! Skutek jest taki, że książkę czyta się tak, jak gdyby została napisana jakieś 40 lat temu przez nazbyt pomysłowego członka nieszczęsnej pamięci Verein zur Bekämpfung des Antisemitismus.
2. Cytaty pochodzą z książki J. Katza, _Exclusiveness and Tolerance. Jewish-Gentile Relations in Medieval and Modem Times,_ New York 1962 (rozdz. 12), całkowicie oryginalnej pracy na najwyższym poziomie, która powinna była doprawdy podważyć, jak głosi obwoluta, „wiele złudzeń współczesnych Żydów”, lecz nie dokonała tego wskutek prawie zupełnego braku omówień w prasie. Katz należy do młodszego pokolenia żydowskich historyków, z których wielu wykłada na Uniwersytecie Jerozolimskim i publikuje po hebrajsku. Pozostaje dla mnie tajemnicą, dlaczego ich prace nie są szybciej tłumaczone i publikowane w Stanach Zjednoczonych. Wraz z nimi definitywnie skończyło się „łzawe” przedstawianie żydowskich dziejów, przeciwko czemu blisko 40 lat temu protestował Salo W. Baron.
3. Warto zauważyć, że pierwszy nowożytny historyk żydowski, J.M. Jost, piszą cy w Niemczech w połowie XIX w., był znacznie mniej podatny na przesądy świeckiej historiografii niż jego sławniejsi następcy.
4. J. Katz, op. cit., s. 196.
5. Ibid., s. 6.
6. Ibid., s. 7.
7. Jedynym wyjątkiem jest antysemicki historyk Walter Frank, stojący na czele Reichsinstitut für Geschichte des Neuen Deutschland, wydawca dziewięciu tomów _Forschungen zur Judenfrage_ (1937–1944). Zwłaszcza jego własne arty kuły wciąż jeszcze mogą przynieść korzyść czytającym.
8. Zob. A. de Tocqueville, _Dawny ustrój i rewolucja,_ tłum. A. Wolska, Warszawa 1970, ks. II, rozdz. 1.
9. Prawa i swobody przyznane dworskim Żydom w ciągu XVII i XVIII w. mogą się wydawać współczesnym historykom zaledwie zwiastunami równości: dworscy Żydzi mogli mieszkać, gdzie im się podobało, mogli swobodnie podróżować w granicach władania suwerena, mogli nosić broń i mieli prawo do specjalnej ochrony ze strony władz lokalnych. W rzeczywistości ci dworscy Żydzi, w Prusach noszący charakterystyczną nazwę _Generalprivilegierte Juden,_ nie tylko mieli lepsze warunki od swoich rodaków, nadal poddanych niemal średniowiecznym restrykcjom, ale też wiodło im się lepiej niż ich nieżydowskim sąsiadom. Standardem życiowym przewyższali wyraźnie ówczesne klasy średnie; ich przywileje były na ogół większe od tych, które przyznano kupcom. Taka sytuacja nie mogła ujść uwagi współczesnych. Christian Wilhelm Dohm – wybitny rzecznik równouprawnienia Żydów w osiemnastowiecznych Prusach – skarżył się na wprowadzoną przez Fryderyka Wilhelma I praktykę udzielania bogatym Żydom wszelkiego typu faworów i wsparcia, często „kosztem i z pominięciem pracowitych, legalnych (tj. nieżydowskich) obywateli”. Ch.W. Dohm, _Denkwürdigkeiten meiner Zeit,_ Lemgo 1814–1819, t. IV, s. 487.
10. Jacob Lestschinsky w jednej z wczesnych analiz kwestii żydowskiej wska zał, że Żydzi nie należą do żadnej klasy społecznej, i pisał o _Klasseneinschiebsel_ („Weltwirtschafts Archiv” 1929, t. 30, s. 123), ale dostrzegał wy łącznie ujemne strony tej sytuacji w Europie Wschodniej, a nie jej wielkie pozytywy w krajach Europy Zachodniej i Środkowej.
11. Na przykład za panowania Fryderyka II, po wojnie siedmioletniej, pod jęto w Prusach zdecydowane wysiłki, aby wprowadzić dla Żydów swoisty system handlowy. Dotychczasowe, ogólne przepisy w sprawie Żydów z 1750 r. zastąpiono systemem zezwoleń wydawanych wyłącznie tym mieszkańcom, którzy zainwestują poważną część swoich fortun w nowe manufaktury. Ale i w Prusach, jak wszędzie, tego typu przedsięwzięcia zakończyły się klęską.
12. Felix Priebatsch, _Die Judenpolitik des fürstlichen Absolutismus im 17. und 18. Jahrhundert,_ „Forschungen und Versuche zur Geschichte des Mittela lters und der Neuzeit” 1915, przy tacza ty pow y przyk ład z początku XVIII w.: „Kiedy subsydiowana przez administrację wytwórnia luster w Neuhaus w Dolnej Austrii przestała produkować, Żyd Wertheimer dał cesarzowi pieniądze na jej kupno. Gdy Wertheimera poproszono, aby za kupił wytwórnię, ten odmówił, oświadczając, że ma czas zupełnie zajęty prowadzeniem transakcji finansowych”.
Zob. też M. Köhler, _Beiträge zur neueren jüdische Wirtschaftsgeschichte. Die Juden in Halberstadt und Umgebung,_ „Studien zur Geschichte der Wirtschaft und Geisenkultur” 1927, t. 3.
Zgodny z tą tradycją powstrzymywania się bogatych Żydów od zajmowania naprawdę ważnych pozycji władzy w kapitalizmie jest fakt, że w 1911 r. paryscy Rotszyldowie sprzedali grupie Royal Shell swój udział w polach naftowych w Baku, a przecież przedtem byli, poza Rockefellerem, największymi potentatami naftowymi na świecie. O tym incydencie wspomina R. Lewinsohn, _Wie sie gross und reich wurden,_ Berlin 1927.
Za ogólnie obowiązującą regułę można przyjąć takie oto stwierdzenie André Sayona (_Les Juifs,_ „Revue Economique Internationale” 1923) w polemice z Wernerem Sombartem, który Żydów utożsamiał z rozwojem kapitalizmu: „Rotszyldowie i inni Izraelici, którzy przecież głównie byli zaangażowani w udzielanie pożyczek państwowych i w międzynarodowe obroty kapitałem, wcale nie próbowali (…) stworzyć wielkiego przemysłu”.
13. Nie sposób jednak przecenić wpływów tych eksperymentów na dalszy bieg wydarzeń. Francja była jedynym krajem, który konsekwentnie eksperymentował z systemem merkantylistycznym, co doprowadziło do wczesnego rozkwitu manufaktur zawdzięczających istnienie ingerencji państwa. Po tym doświadczeniu nigdy już nie doszła do siebie. W erze wolnej przedsiębiorczości francuska burżuazja wystrzegała się nieekonomicznego inwestowania w rodzime zakłady wytwórcze, podczas gdy biurokracja francuska, będąca również produktem systemu merkantylistycznego, przeżyła jego upadek. Mimo utraty wszystkich funkcji produkcyjnych, jeszcze i dziś biurokracja jest dla Francji bardziej charakterystyczna i stanowi większą przeszkodę w poprawie położenia kraju niż burżuazja.
14. Tak było w Anglii od czasów Marrano, bankiera królowej Elżbiety, i w przypadku żydowskich finansistów na usługach armii Cromwella, do chwili gdy jeden z dwunastu żydowskich maklerów do puszczonych do londyńskiej giełdy przejął czwartą część wszystkich ówczesnych pożyczek rządowych. (Zob. też S.W. Baron, _A Social and Religious History of the Jews,_ New York 1937, t. II: _Jews and Capitalism)._ Tak było również w Austrii, gdzie w ciągu zaledwie czterdziestu lat (1695–1739) Żydzi udzielili władcom kredytów na sumę ponad 35 mln florenów i gdzie śmierć Samuela Oppenheimera w 1703 r. spowodowała ciężki kryzys finansowy państwa i cesarza. W Bawarii w 1808 r. Żydzi żyrowali i negocjowali 80% wszystkich pożyczek rządowych (zob. M. Grunwald, _Samuel Oppenheimer und sein Kreis,_ Wien 1913). We Francji warunki szczególnie sprzyjały Żydom; już Colbert zachwalał ich użyteczność dla państwa (zob. S.W. Baron, op. cit.), a w połowie XVIII w. wdzięczny król nadał tytuł barona niemieckiemu Żydowi, Liefmanowi Calmerowi, doceniając jego usługi i lojalność wobec „Naszego państwa i Naszej Oso by” (zob. R. Anchel, _Un baron juif français au 18e siècle, Liefman Calmer,_ „Souvenir et Science” 1930, 1.I, s. 52–55). Podobnie było w Prusach, gdzie _Münzjuden_ Fryderyka II otrzymywali tytuły i gdzie w końcu XVIII w. czterysta żydowskich rodzin tworzyło jedną z najbogatszych grup w Ber linie. (Jeden z najlepszych opisów Berlina i roli Żydów w społeczeństwie u schyłku XVIII w. można znaleźć w: W. Dilthey, _Das Leben Schleierma- chers,_ w: _Gesammelte Schriften,_ t. 2, Stuttgart 1970, s. 182 i n.)
15. Na początku XVIII w. Żydom austriackim udało się zakazać druku _Ent- decktes Judentum_ Eisenmengera z 1703 r., a w końcu tego stulecia berlińskie przedstawienia _Kupca weneckiego_ musiały być poprzedzane małym prologiem, przepraszającym żydowskich widzów (jeszcze nierówno-uprawnionych).
16. Jedynym i nieistotnym wyjątkiem mogą być poborcy podatków, nazywa ni we Francji _fermiers-généraux,_ którzy wydzierżawili od państwa prawo do ściągania podatków, gwarantując władzom stałe dochody. Swoje wielkie fortuny zawdzięczali monarchii absolutnej, od której byli bezpośrednio uzależnieni. Byli jednak zbyt wąską grupą i zbyt odosobnionym zjawiskiem, aby odgrywać samodzielną rolę w gospodarce kraju.
17. Niezbędność i pilną potrzebę powiązań między przedsiębiorcami państwowymi a Żydami można najwyraźniej dostrzec w tych wypadkach, kiedy decyzje leżały w rękach urzędników o zdecydowanie antyżydowskim nastawieniu. I tak Bismarck miał w młodości na koncie kilka antysemickich wystąpień, aby jako kanclerz Rzeszy stać się bliskim przyjacielem Bleichrödera i niezawodnym obrońcą Żydów przed ruchem berlińskich antysemitów, kierowanym przez kapelana nadwornego – Stoeckera. Wilhelm II, który jako następca tronu i przedstawiciel nastawionej antysemicko szlachty pruskiej miał bardzo przyjazny stosunek do ruchów antysemickich z lat osiemdziesiątych, wstąpiwszy na tron w jednej chwili zmienił poglądy i odżegnał się od swych protegowanych – antysemitów.
18. Już w XVIII w., gdziekolwiek grupy Żydów stawały się dostatecznie za możne, aby być przydatne dla państwa, uzyskiwały przywileje i były oddzielane od swoich mniej zamożnych i użytecznych braci w tym samym kraju. Tak jak _Schutzjuden_ w Prusach, Żydzi z Bordeaux i Bajonny we Francji cieszyli się równością na długo przed rewolucją francuską i proszono ich nawet o przedstawienie swoich skarg i propozycji razem z innymi Stanami Generalnymi w Convocation des Etats Généraux w 1787 roku.
19. Jean Capefigue, _Histoire des grandes opérations financières,_ t. III: _Banque, Bourses, Emprunts,_ Paris 1855, sugeruje, że za monarchii lipcowej jedynie Żydzi, zwłaszcza dynastia Rotszyldów, zapobiegli powstaniu silnego kredytu państwowego opartego na Banku Francji. Twierdzi także, że wydarzenia z 1848 r. uczyniły Rotszyldów zbędnymi. Raphael Strauss, _The Jews in the Economic Evolution of Central Europe,_ „Jewish Social Studies” 1941, t. III, nr 1, też uważa, że po 1830 r. „kredyt publiczny stał się już mniej ryzykowny i wobec tego obsługiwały go w coraz większym stopniu banki chrześcijańskie”. Przeciwko tej interpretacji przemawiają doskonałe stosunki Rotszyldów z Napoleonem III, mimo że nie ma wątpliwości co do ogólnych tendencji ujawniających się w tamtych czasach.
20. Zob. F. Priebatsch, op. cit.
21. Według pewnej anegdoty przekazywanej przez wszystkich biografów, natychmiast po pokonaniu Francuzów w 1871 r. Bismarck miał powiedzieć: „Przede wszystkim Bleichröder musi się udać do Paryża, aby spotkać się z tamtejszymi Żydami i omówić to z bankierami”. Zob. O. Joechlinger, _Bismarck und die Juden,_ Berlin 1921.
22. Zob. W. Frank, _Walther Rathenau und die blonde Rasse_, „Forschungen zur Judenfrage”, t. I V, 1940. Mimo oficjalnej pozycji u nazistów Frank zachował pewną staranność w doborze źródeł i metod. W cytowanym artykule powołuje się na nekrologi Rathenaua z „Israelitisches Familien- blatt” (Hamburg, 6 lipca 1922), „Die Zeit” (czerwiec 1922) i „Berliner Tageblatt” (31 maja 1922).
23. W. von Humboldt, _Tagebücher_ (oprac. Leitzmann), Berlin 1916–1918, t. I, s. 475.
W artykule _Juif_ w: _Encyclopedie,_ 1751–1765, t. IX, napisanym prawdopodobnie przez Diderota, czytamy: „I tak rozproszeni w naszych czasach (…) stali się pośrednikami w komunikacji między najodleglejszymi krajami. Są jak koła zębate i gwoździe potrzebne przy wielkiej budowli do złączenia i utrzymania razem wszystkich części”.
24. Walther Rathenau, minister spraw zagranicznych Republiki Weimarskiej w 1921 r. i jeden z wybitnych reprezentantów świeżych dążeń Niemiec do demokracji, jeszcze w 1917 r. rozgłaszał swoje „głęboko monarchiczne przekonania”, zgodnie z którymi krajem rządzić powinien tylko człowiek „namaszczony”, a nie żaden „parweniusz, któremu się powiodło”. Zob. W. Rathenau, _Von kommenden Dingen,_ Berlin 1917, s. 247.
25. Nie powinniśmy jednak zapominać o tym mieszczańskim wzorcu. W sferze indywidualnych motywów oraz wzorów postępowania metody dynastii Rotszyldów nie różniły się zbytnio od metod ich chrześcijańskich kolegów. Na przykład bankier Napoleona, Ouvrard, dostarczywszy mu środków finansowych na prowadzenie „studniowej” wojny, niezwłocznie zaoferował swoje usługi powracającym Burbonom.
26. J. A. Hobson, _Imperialism_, London 1905; cyt. z niepoprawionego wydania, London 1938, s. 57.
27. O tym, jak dobrze znali Rotszyldowie źródła swojej siły, świadczy obowiązujące ich pierwotnie prawo dynastyczne, zgodnie z którym córki wraz z mężami były wyłączane z interesów rodziny. Dziewczętom pozwalano poślubiać nieżydowskich arystokratów (a po 1871 r. wręcz je do tego zachęcano); męscy potomkowie musieli żenić się wyłącznie z Żydówkami i jeśli to możliwe (jak było w pierwszym pokoleniu) z członkiniami rodziny.
28. Zob. zwłaszcza E. Cesar Conte Corti, _The Rise of the House of Rotschild,_ New York 1927.
29. J. Capefigue, op. cit.
30. Nigdy nie można było się przekonać, w jakim stopniu Rotszyldowie korzystali z żydowskich kapitałów dla własnych interesów i jak daleko sięgała ich kontrola nad żydowskimi bankierami. Rodzina nigdy nie dopuściła badaczy do swoich archiwów.
31. J.W. Parkes, _The Emergence of the Jewish Problem, 1878–1939,_ b.m. 1946, w rozdziałach IV i VI zwięźle i bezstronnie przedstawia te warunki.
32. Ch.W. Dohm, _Über die bürgerliche Verbesserung der Juden,_ Berlin-Stettin 1781,1.I, s. 174.
33. _Wilhelm und Caroline von Humboldt in ihren Briefen,_ Berlin 1900, t. V, s. 236.
34. Doskonały opis tych urzędników, zasadniczo nieróżniących się od urzędników z innych krajów, podaje H. Pirenne, _A History of Europe from the Invasion to the XVI Century,_ London 1939, s. 361-362: „Wolni od uprzedzeń klasowych i wrodzy przywilejom wielkich panów, którzy nimi gardzili (…) to nie król przemawiał przez nich, ale anonimowa monarchia, stojąca ponad wszystkim, poddająca wszystko swojej władzy”.
35. Zob. _Kleines Jahrbuch des Nützlichen und Angenehmen für Israeliten,_ 1847.