Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Korzenne ciasteczka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 listopada 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,00

Korzenne ciasteczka - ebook

Jeszcze niedawno była u Bambaryły popychadłem, potem na krótko zgorzkniałą emerytką, a teraz jest dyrektorem wielkiej spółki. Służbowe wyjazdy, piękne hotele, restauracje, gdzie kelnerzy kłaniają jej się w pas. Droga do sukcesu w branży florystycznej nie jest jednak usłana różami, o czym Brygidka szybko się przekona. W nowej roli bohaterka opanuje bankowość elektroniczną, wybierze się do Holandii, a także znajdzie się w centrum tajemniczej intrygi uknutej przez przystojnego księdza proboszcza. Dla otoczenia jej pojawienie się będzie jak eksplozja, która rozsadzi ustalony porządek.

”Korzenne ciasteczka” to bardzo zabawna i oryginalna historia o przygodach Brygidy Pająk, upartej i ekscentrycznej marzycielki lub bezczelnej i nieodpowiedzialnej mitomanki. Choć mamy do czynienia z komedią, zmysł obserwacji autorki, a także bezpośredniość w opisywaniu współczesnych polskich realiów sprawiły, że śmiech więźnie w gardle, gdy uświadamiamy sobie, że to wszystko mogło wydarzyć się naprawdę.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66670-63-1
Rozmiar pliku: 810 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Chwyciła delikatnie za klamkę i pchnęła drzwi. Nie drgnęły ani na milimetr. Pchnęła jeszcze raz, ale drzwi były jak zaklęte: nie miały zamiaru się otworzyć. Spociła się ze strachu, że nawet takiej prostej rzeczy nie potrafi zrobić. Czując bezsilność, nerwowo odgarnęła grzywkę.

„Brygidka!”, zawyło jej w sercu. „Skup się. To tylko drzwi, dasz radę, no spróbuj jeszcze raz, postaraj się. Musisz, musisz dać sobie radę sama, silna baba jesteś”.

Ponownie nacisnęła na klamkę i... nic. Drzwi ani drgnęły. Oparła się o nie zrozpaczona. Półmrok w korytarzu wywoływał stany lękowe. Gęsta ślina napłynęła jej do ust, poczuła silny skurcz w żołądku: zaraz zwymiotuje. Panicznie rozejrzała się wokół. Nie było nikogo, kto mógłby wybawić ją z kłopotu. Już chciała iść po pomoc, gdy zorientowała się, że trzyma w dłoni klucz. Dostała go w sekretariacie wraz z informacją, do którego gabinetu się udać. Spojrzała na tabliczkę: pokój numer dwa, dobrze trafiła. Drżącą ręką wsunęła klucz do zamka. Pasował! Przekręciła i odetchnęła z ulgą. Nareszcie je pokonała, drzwi otworzyły się na całą szerokość.

„Widzisz! Dałaś radę, dzielna z ciebie kobieta”, pochwaliła siebie i powoli weszła do środka. Uliczna lampa rzucała przez okno smugę bladego światła na pomieszczenie. Rozejrzała się z zaciekawieniem. Pokój nie był duży, ale miał wszystko, co jest potrzebne do pracy. Jej nowej pracy!

„Tutaj osiągnę sukces. Otworzyłam szeroko drzwi do wielkiego świata!”. Podskoczyła radośnie.

Dzisiaj jest jej wielki dzień. Czekała na niego z niecierpliwością i właśnie nadszedł. Dzisiaj bezpowrotnie zmienia swoje monotonne życie emerytki. Wkracza w wielki świat celebrytów. Pokonała niewidzialną barierę, odniosła zwycięstwo i nikt jej w tym nie pomagał. Uśmiechnęła się jednak ze smutkiem. Bała się tego, co może jej przynieść przyszłość. Została sama: bez żadnego wsparcia, bez pomocy. Wiedziała, że jest silna, inteligentna i przebojowa, że ten awans należał się jej jak nikomu na świecie. Musi tylko pokonać ten okropny strach, który siedzi w niej mocno, a wtedy na pewno da sobie radę.

Fucha, którą otrzymała, to trampolina, która pozwoli jej wyskoczyć wysoko, bardzo wysoko. To jest przepustka do lepszego życia. To jest marzenie, które właśnie się spełnia. Marzenie, które dogoniła na swoich chudych nóżkach.

„Jestem wielka, wszystkim utrę nosa: i Gizeli, i Rudemu, nawet temu wstrętnemu Bambaryle”. Z radością zakręciła się wokół, wykonując piruet. Ponownie poczuła jednak skurcz w sercu. Obawy nie zniknęły, a nawet zaczęły się nasilać. Ze zdenerwowania nagle zrobiło jej się duszno, zaczęła łykać powietrze jak wyłowiona z wody ryba. Podeszła szybko do okna i gwałtownie otworzyła je na oścież.

Do pomieszczenia wpadło ostre, jesienne powietrze. Na dworze była nieprzyjemna październikowa plucha. Krople deszczu mocno bębniły o parapet, formując drobne strużki wody skapujące do gabinetu. Wzdrygnęła się i szybko zamknęła okno. Zapaliła światło. Świetlówka krótkim błyskiem ogarnęła pokój i zgasła. Dotknęła kontaktu jeszcze raz: udało się.

„Jak na takie stanowisko to jednak jest tu bardzo nieprzytulnie. Gabinet wygląda jak cela zakonnicy”, pomyślała wzburzona. „Nie będę siedziała w takiej norze przez cały dzień. Muszę coś z tym zrobić, i to szybko”.

Podeszła do biurka i usiadła w fotelu, czując, że sprężyna wbija jej się w pośladek. Odskoczyła gwałtownie. Przejechała ręką po blacie biurka: zakurzone. Była coraz bardziej zirytowana. Otworzyła szufladę. Pusto, tylko jakieś połamane ołówki turlały się we wnętrzu. Otworzyła drugą, tam tylko papier do drukarki, a w trzeciej nic nie było.

Wzruszyła ramionami. „Może to i dobrze”, pomyślała. „Nie mam zamiaru się przemęczać, już się w swoim życiu ciężko napracowałam”. Popatrzyła na monitor komputera, do którego podłączona była klawiatura i myszka. Nacisnęła przycisk znajdujący się z boku ekranu. Komputer nie odpalił, ekran dalej był czarny. Patrzyła na niego zaskoczona.

„Popsuty jest?”, pomyślała ze złością. Była już mocno rozjuszona. „To co ja będę robiła przez cały dzień? Nawet po internecie nie będę mogła surfować”.

Odczekała jeszcze chwilę, może uda się uruchomić sprzęt. Nic z tego, komputer nie wydał żadnego dźwięku, czarny ekran patrzył na nią nieprzychylnie.

Z ociąganiem udała się do sekretariatu po pomoc. Stanęła niepewnie w drzwiach, a sekretarka spojrzała na nią z zaciekawieniem.

– Już się pani zapoznała ze swoim stanowiskiem pracy? – zapytała grzecznie dziewczyna. – Właśnie kadrowa przyniosła umowę o pracę. Czeka do podpisu u prezesa. Jak będzie gotowa, to poproszę panią. W czym mogę pomóc? – ciągnęła dalej, widząc zakłopotaną minę kobiety.

– Komputer nie działa! – odpowiedziała zirytowana. – Może mi ktoś pomóc?

– Jeszcze wczoraj działał – odparła sekretarka. – Informatyk wszystko sprawdzał, gdy pani Maria zdawała gabinet. Zaraz zadzwonię do niego.

Brygidka oparła się o futrynę drzwi, nie przestępując progu sekretariatu. Czekała niecierpliwie na informatyka. Czuła, że nogi jej drżą ze zdenerwowania. Za chwilę zjawił się młody chłopak i zlustrował ją wzrokiem.

„Nowa twarz”, pomyślał. „Ciekawe, jak będzie się z nią pracowało?”.

– Co się stało z komputerem? – zapytał zaniepokojony. – Wczoraj nic mu nie dolegało, sam sprawdzałem. Chodźmy zobaczyć.

W gabinecie schylił się pod biurko i uruchomił komputer, a na ekranie już po chwili pokazały się ikonki. Spojrzał na kobietę z osłupieniem.

– Pani nie włączyła komputera – powiedział. – To jak ma działać?

– Włączyłam! – zaprotestowała stanowczo. – Tu, tym przyciskiem. – Wskazała na monitor. – Powinien był się włączyć. A co pan zrobił, że teraz chodzi?

– To jest komputer stacjonarny – odpowiedział zszokowany. – Ma jednostkę centralną, połączoną z monitorem i klawiaturą. Tu jest przycisk do włączania i wyłączania. Jak pani go nie wciśnie, to komputer się nie odpali. Tak to działa. – Patrzył na nią z niedowierzaniem.

– To nie działa jak laptop? – zapytała naiwnie. – Ja znam się tylko na obsłudze laptopa.

– Działa jak laptop – stwierdził opryskliwie. – Laptop to mniejsza wersja komputera stacjonarnego.

– Aha! – Kiwnęła głową. – Pan jeszcze sprawdzi, czy dobrze to robię. – Usiadła w fotelu i wyłączyła komputer, a za chwilę znowu go włączyła. – To proste. Już wiem, jak to zrobić. Dziwne urządzenie.

Chłopak patrzył na nią podejrzliwie. „Żarty sobie stroi czy rzeczywiście nie potrafi obsłużyć komputera?”, pomyślał zirytowany. „Jest dwudziesty pierwszy wiek i małe dziecko wie, jak działa komputer, a ta kobieta chyba jeszcze jest w średniowieczu”.

Przyjrzał jej się uważniej. Była już chyba po pięćdziesiątce, niewysoka, drobnej budowy ciała. Na twarzy miała trochę zmarszczek i nosiła dziwną fryzurę. Przypominała mu Kopernika, chociaż nie do końca. Nasz astronom miał ciemne włosy, a te były wyblakłe, takie bardziej myszowate, grzywka zakrywająca czoło, długość lekko za uszy. Hipotetycznie można przyjąć, że uczesanie przyjęła od niego. Kopernik był też chyba ładniejszy od niej, bo że mądrzejszy, to na pewno. Na sobie miała rozkloszowane, długie do pół łydki czarne spodnie, intensywnie różowy żakiet, a na nogach sandały na grubej koturnie.

Brygidka rozsiadła się wygodniej w fotelu i myszką klikała po ikonkach. Zafascynowana komputerem nie zwracała na niego uwagi. Dawid – bo tak miał na imię – odwrócił się na pięcie i poszedł do sekretariatu. Usiadł na krzesełku, rękoma zakrył głowę i milczał.

– Co się stało? – zapytała zaniepokojona sekretarka. – Komputer się popsuł?

– Kaja – zaczął chłopak – na jakie stanowisko została przyjęta ta kobieta?

– Na stanowisko pani Marii – odpowiedziała szybko. – A dlaczego pytasz?

– No to będą kłopoty – warknął zdenerwowany. – Bardzo duże kłopoty, inteligencją nie grzeszy. Idę do siebie.

Gdy za informatykiem zamknęły się drzwi, Brygidka wstała od biurka i otworzyła szafę z dokumentami. Zerknęła z ciekawością na segregatory. Były równo poustawiane i podpisane. Wzięła jeden do ręki, przerzuciła kartki. Nic z nich nie rozumiała. Wzruszyła ramionami i odłożyła z powrotem.

Usiadła przed komputerem, włączyła Onet i zaczęła czytać plotkarskie ciekawostki. To bardzo lubiła, była nimi wręcz urzeczona. Dzień zaczynała zawsze od takich newsów. Poprawiało jej to humor i w marzeniach była jak rodzime celebrytki. Piękne, młode i bogate. Ten wielki świat przyciągał ją do siebie jak magnes, imponował i kusił. To był jej świat: na razie jeszcze odległy, ale wiedziała, że do niego wstąpi, i to już niedługo. Czuła na ciele dreszcz emocji. Dzisiaj wszystko zmieni się na lepsze, była tego pewna. Osiągnie cel i sen się spełni.

„Tylko głupole nie mają marzeń”, pomyślała, podskakując radośnie w fotelu. Odgarnęła grzywkę z czoła i z wypiekami na twarzy wpatrywała się w ekran monitora.

„O, proszę! Wiśnia ma już piątą żonę”. Żachnęła się oburzona. „Ma facet bogate życie erotyczne. Co te baby w nim widzą? Ani piękny, ani bogaty, przehulał majątek, a i tak się do niego lepią”.

Nagle zadzwonił telefon. Wzdrygnęła się, spojrzała w jego stronę z niechęcią. Była już sztywna ze strachu, poczuła wilgoć w majtkach. Dreszcz niepokoju ogarnął jej ciało, ale powoli wyciągnęła rękę w stronę aparatu, gdy nagle uchyliły się drzwi i ujrzała głowę sekretarki.

– Myślałam, że pani nie ma – powiedziała dziewczyna. – Dzwoniłam, ale nikt nie odbierał. Jest już umowa podpisana, może pani odebrać.

Drzwi zamknęły się cicho. Brygidka pokręciła się jeszcze w fotelu. Była jak w amoku, nie czuła nawet, że sprężyna uwiera ją w tyłek, a strach powoli opuszczał jej umęczone ciało.

„Mój wielki dzień właśnie wystartował”, pomyślała rozemocjonowana, klaszcząc z radości w ręce.

Zerwała się i dumnie pomaszerowała do sekretariatu. Sekretarka podniosła głowę znad komputera i podała jej dokumenty do podpisu.

– To jest umowa o pracę. Na razie na rok. A tu zakres obowiązków. Wszystko zgodnie z ustaleniami prezesa. Proszę o podpis – powiedziała dziewczyna.

Bez słowa pokwitowała dokumenty, kiwnęła zarozumiale głową i wróciła do swojego gabinetu. Była podekscytowana: interesowała ją umowa, a właściwie wynagrodzenie. Spojrzała na kwotę. Nie była zadowolona. Wzruszyła z niechęcią ramionami.

„Na początek może być, potem będę walczyła o podwyżkę”, pomyślała rozczarowana. „Trochę poskąpił prezes. Z moją wiedzą i elokwencją powinnam dostać znacznie więcej”.

Na zakres obowiązków nawet nie spojrzała, nie interesował jej. Została właśnie dyrektorem operacyjnym i teraz będzie tylko zarządzać i zarządzać.

„To jest stanowisko dla mnie przeznaczone”, uśmiechnęła się pod nosem. „Wszystko inne jest nieważne. Niechętnie zerknęła jeszcze raz na dokumenty i wrzuciła je do szuflady. Włączyła Pomponik.pl i dalej zachłannie czytała plotkarskie wiadomości.

„To jest mój świat”, myślała zadowolona. „Ci celebryci wiedzą, że żyją, w niczym się nie ograniczają. Wiszą na ściankach i jeszcze im za to płacą. Ja też dzisiaj wkraczam w nowy etap swojego życia”. Promiennie się uśmiechnęła. „Kiedyś ich dogonię, jestem tego pewna”.

Wreszcie znużona czytaniem plotek w internecie przeciągnęła się leniwie w fotelu. Ścierpła jej noga od siedzenia w jednej pozycji. Wstała i zaczęła chodzić w tę i z powrotem po pokoju. Spojrzała na zegarek: dopiero dwunasta.

„Nudno tu jest, jak wytrzymać do godziny piętnastej?”, myślała rozeźlona. „Może zadzwonię do Gizeli. Ale będzie zaskoczona!”. Wyciągnęła telefon. W tej samej chwili otworzyły się drzwi i wszedł prezes. Spojrzała na niego spłoszona i usiadła szybko za biurkiem.

– Jak tam pierwszy dzień pracy? – zagadnął uprzejmie. – Zapoznała się pani już ze swoimi obowiązkami? Duży zakres, ale wiem, że te sprawy nie są pani obce. Stanowisko jest odpowiedzialne i sporo ludzi ma pani pod sobą. Poznała już pani pracowników? To dobra i zgrana kadra, znają się na swojej robocie. Na razie jest pani zatrudniona jako p.o., a potem zobaczymy.

– Jeszcze nie zdążyłam poznać pracowników – odpowiedziała zmieszana. – Przeglądałam dokumenty po mojej poprzedniczce.

– Na pewno wszystkie są w porządku – powiedział. – Maria była dobrym i sumiennym pracownikiem. Wszystko trzymała w karbach. Znała się na swojej robocie i miała bardzo dobre relacje z pracownikami. Atmosfera w pracy jest najważniejsza. Poproszę Kaję, żeby oprowadziła panią po firmie. Do widzenia.

Zamknął drzwi. Brygidka była przerażona. Sprężyna wirowała między jej pośladkami. Nagle wystraszyła się, czy podoła obowiązkom. Nigdy nie była dyrektorem, wyłącznie szeregowym pracownikiem. Zawsze nad nią był ktoś, kto podejmował decyzje. Teraz ona musi się z tym zmierzyć i pokazać prezesowi, że warto było jej taką fuchę powierzyć.

Postanowiła, że zadzwoni jednak do Gizeli, w niej ma oparcie i ma się teraz czym pochwalić. Wzięła telefon do ręki i wystukała jej numer.

– Cześć, to ja – rzuciła słodko-pierdząco w słuchawkę. – Mam newsa, i to niesamowitego.

– Co tam znowu narozrabiałaś? – zapytała znudzona Gizela.

– Zostałam dyrektorem operacyjnym – odpowiedziała zadowolona.

– Kim zostałaś? – W głosie Gizeli było słychać zaskoczenie. – Co ty bredzisz, gdzie jesteś tym dyrektorem?

– W spółce, na razie „pe-o” – powiedziała wesoło – a potem chyba normalnie.

– Brygidka, co ty pieprzysz! Całkiem już zgłupiałaś? – W słuchawce rozległo się dyszenie. – Chyba „pe-o” to pełniąca obowiązki. W jakiej spółce jesteś dyrektorem, czym ona się zajmuje i gdzie się mieści?

– Kwiatami się zajmuje. To jakaś spółka miejska w Brzeziu. Florystyka. Wiesz, o co chodzi? – odpowiedziała zadowolona z efektu, jaki wywarła na Gizeli. Niech jej teraz zazdrości.

– Przecież ty na kwiatach się nie znasz, na emeryturze już jesteś. – Gizela aż dostała czkawki. – Po co ci takie odpowiedzialne stanowisko na stare lata? Wiesz chociaż, czym zajmuje się dyrektor operacyjny?

– Gizela, jak możesz? Znam się na kwiatach – powiedziała ponuro. – Przecież mam ogródek koło domu, to wiem, co tam rośnie, same kwiatki, przecież widziałaś. A że mam emeryturę, to jeszcze nic nie znaczy. Młoda jestem i mogę jeszcze popracować. A dyrektorem nigdy nie byłam, to teraz będę. Zazdrosna jesteś czy co?

– Całkiem zgłupiałaś na stare lata! – odpowiedziała zniechęcona Gizela. – Zadzwonię jutro, jeszcze obgadamy sprawę.

„Zdenerwowała mnie Gizela, nie wierzy w moje umiejętności zarządzania”, pomyślała wzburzona Brygidka. „Ja im wszystkim pokażę, jak się to robi. Widziałam, jak w poprzedniej firmie Bambaryła zarządzał. Nic nie robił, tylko się czepiał. Łaził z pokoju do pokoju i podglądał, co inni robią. Na mnie szczególnie się uwziął. Prawie nie wychodził ode mnie, tylko wisiał jak nietoperz i ciągle poprawki kazał nanosić. Patrzeć już na niego nie mogłam, ale on uparty był. A może podkochiwał się we mnie i dlatego tyle czasu mi poświęcał? Nieśmiały był, to prawda, niewiele mówił, tylko palcem pokazywał. Premii też mi nie dawał, żeby nie było podejrzeń, że mnie faworyzuje. Tajemniczy był okropnie, ale ja wiedziałam swoje. Jak ktoś tyle czasu spędza z kobietą, to na pewno coś do niej czuje”. Poczuła lekkość w sercu, westchnęła z radością. „Ale ja będę miała nowocześniejsze metody zarządzania. Jeszcze nie wiem jakie, ale się dowiem. Jak będę miała czas, to może jakiś poradnik przeczytam. Przecież nikt się dyrektorem nie urodził”, myślała zadowolona. „Inteligentna przecież jestem i jeszcze pokażę Gizeli, na co mnie stać. Nie będę się teraz nią przejmowała”. Z radością przeczesała rękoma fryzurkę.

Odłożyła telefon i zaczęła znowu surfować po internecie, z zachwytu wydając dziwne dźwięki. Nie słyszała nawet, że drzwi się otworzyły i weszła sekretarka. Zaskoczona podniosła głowę i patrzyła wyczekująco na dziewczynę.

– Prezes prosił, żebym panią zapoznała z pracownikami. Na jutro przygotowane są nowe zlecenia i powinna się pani z nimi zapoznać. Najpierw przejdziemy do działu sprzedaży, potem do księgowości i kadr. Jutro Rajmund pokaże pani szklarnie.

Poderwała się z miejsca jak uczennica. Na jej twarzy malował się strach. Jakie szklarnie? O co chodzi tej dziewczynie? Przecież mam tu być dyrektorem operacyjnym, a nie ogrodnikiem.

Ruszyła jednak posłusznie za dziewczyną. Weszły do działu sprzedaży. Kaja otworzyła drzwi do drugiego pokoju, gdzie mieściła się księgowość.

– Dziewczyny, chodźcie na chwilę tutaj, chcę wam przedstawić nowego dyrektora – powiedziała.

Księgowe wyszły z pokoju i z zainteresowaniem przyglądały się kobiecie. Agata zmrużyła oczy i wpatrzyła się w postać, która stała bezradnie na środku i z niepokojem czekała na prezentację. Widać było po niej zdenerwowanie. Twarz miała spiętą, nieprzyjemnym wzrokiem badała każdą z nich. Dłonie zacisnęła w pięści, żeby nie było widać, jak drżą jej ręce.

„Przecież ona wygląda jak Kopernik”, przemknęło przez myśl Agacie, „tylko że on wstrzymał Słońce, a ruszył Ziemię. Coś mi się wydaje, że zrobi tu niezłe trzęsienie ziemi. Żmijowata jest z wyglądu i te jej fałszywe oczka niczego dobrego nie wróżą. Trzeba się pilnować i to mocno”.

– To jest pani Brygida Pająk – powiedziała Kaja. – Nowy dyrektor operacyjny. Teraz wszystkie sprawy będziecie załatwiać z panią.

Brygidka podeszła do Agaty i podała jej rękę na przywitanie. Agata wzdrygnęła się, czując śliską maź na swojej dłoni, szybko wyrwała rękę. Poczuła dziwną niechęć do dyrektorki, w jej oczach było coś obłudnego i przerażającego. Udawała kogoś innego niż była. Ubrana w czarne, szerokie, sięgające do połowy łydki spodnie i różowy żakiecik, który raził po oczach. Niewysoki wzrost podwyższały sandały na koturnie, nieodpowiednie na październikową pogodę. Wyglądała jak klaun.

Była przeciwieństwem Marii, która była piękną kobietą, a elegancję miała wrodzoną. Zawsze pogodna i uśmiechnięta, nie podniosła głosu na żadnego pracownika. Merytorycznie przygotowana do pracy, mogły na nią liczyć w każdej sytuacji. Sprawiedliwa i życzliwa. Prezes liczył się z jej zdaniem. Smutno im się zrobiło, gdy powiedziała, że odchodzi. A teraz chyba nastanie czas niepokoju. Agata westchnęła.

Brygidka z ulgą wróciła do swojego gabinetu. Usiadła w fotelu i głęboko oddychała. Ta prezentacja ją przerosła. Bała się tych kobiet, które stały w wianku i patrzyły na nią przeszywającym wzrokiem. Ze strachu aż się spociła. Czuła, że bluzka przykleiła jej się do pleców. Każdej uścisnęła dłoń. Ta pierwsza, do której podeszła, z odrazą ją cofnęła. Widziała też kątem oka, że przygląda jej się bacznie, przez co poczuła mrowienie na ciele.

Tak się czuła w poprzedniej pracy, gdy szef wzywał ją na dywanik. Będzie musiała je poobserwować. Zresztą stanowczo do nich podejdzie, przecież została mianowana dyrektorem, i to nie byle jakim, tylko operacyjnym.

„Niech od początku wiedzą, z kim mają do czynienia. Dyrektor to jednak odpowiedzialne stanowisko”, pomyślała zadowolona, „tylko zarządza i nic nie robi. Tak im narzucę zadania, że będą mi z ręki jeść. Na razie muszę być miła i uprzejma, żeby mi zaufali, ale to mi przyjdzie łatwo”.Gizela ze złością rzuciła telefon na kanapę. Wstała gwałtownie, przeszła się parę razy po pokoju. Musiała uspokoić skołatane nerwy. Podeszła do okna, rozsunęła nerwowo firanę i patrzyła na rozhuśtaną wiatrem pogodę. Wiało i padało, typowa jesienna słota. „Niestety to już październik”, pomyślała rozdrażniona, miesiąc depresji, która przeciągnie się na listopad”. Patrzyła z niepokojem na spadające wielkie krople. Wiatr z całą mocą walił deszczem w szyby i parapet. Metaliczny dźwięk dzwonił w uszach jak młot kowalski. Zaczynało ją to drażnić.

„Jaka aura, takie samopoczucie”, pomyślała poirytowana. Gwałtownie szarpnęła firanę, zasłoniła okno. Nie chciała już patrzeć na ulicę zalaną deszczem. „Ciśnienie podskoczyło mi chyba do czterystu”. Czuła wzbierającą wściekłość.

Brygidka wyprowadziła ją z równowagi, zresztą nie po raz pierwszy. Miała dziwną tendencję do wywracania jej życia do góry nogami. Robiła to perfekcyjnie, niczym kapłanka niosąca wiadro kłopotów. Wzdrygnęła się na samą myśl, czym ją teraz zadziwi. Wróciła na kanapę. Nie chciała o niej myśleć. Niestety, Brygidka siedziała w jej głowie niczym sublokator wynajmujący pokój w mieszkaniu, była wszechobecna.

Gizela zerwała się gwałtownie i poszła do kuchni zrobić kawę. Musiała się czymś zająć, ale w tych nerwach nawet kawa jej nie smakowała. Odstawiła filiżankę na stolik. Wzięła do ręki książkę, przerzuciła parę stron i odłożyła z niechęcią. Włączyła telewizor, żeby zagłuszyć wirujące w głowie myśli. Patrzyła na twarze znanych mądrali i słuchała ich bełkotu bez przekonania. Docierała do niej mowa nienawiści wysoko postawionych polityków i doniesienia o przemocy ze strony policji wobec środowisk LGBT. Patrzyła na to wszystko tępym wzrokiem, obrazy się zamazywały.

W jej głowie odzywała się Brygidka na przemian z Brudzińskim i Jakim. Znowu Brygidka wyskoczyła na pierwsze miejsce. Dogoniła ją Szydło, następna była Mazurek, przebił ich wszystkich Prezes. „Dość!”, mruknęła ze złością do siebie i wyłączyła telewizor.

Cisza. Nastała cisza, ale pozorna. Brygidka przeniknęła w jej ciało jak duch, osaczyła ją całą od stóp do głów. Chwyciła się nerwowo za głowę.

„Kurwa! Co ja mam teraz z nią zrobić? Ta kretynka znowu wkopała się w jakąś aferę. Dyrektorem operacyjnym nagle została, przecież to... to do niczego się nie nadaje. Teraz nagle zrobiła się specjalistką od uprawy kwiatów. Jej przydomowy ogródek ma może ze dwadzieścia metrów kwadratowych, rosną tam mizerne i cherlawe roślinki, a ona już jest fachowcem od florystyki”, myślała wkurzona. „Dość! Dość! Dość!”. Wstała z kanapy i zaczęła kręcić się nerwowo po pokoju.

„Co znowu jej do głowy wpadło?”, irytacja Gizeli sięgnęła zenitu. „Już tyle razy dupę jej ratowałam, że nie chcę tego robić nigdy więcej. Ledwo namówiłam szefa, żeby dał jej szansę przejścia na wcześniejszą emeryturę. Myślałam, że już będzie spokój, że wróci stabilizacja, a tu taką niespodziankę znowu zgotowała. Szef dał się uprosić, i tak nie miał nic do stracenia. Atmosfera w pracy od razu się poprawiła...”.

„Brygidka umiała tylko perfekcyjnie po internecie surfować. Szukała okazji na wyprzedażach ciuchów. Kupowała co popadnie, żeby tylko było tanie, nawet na rozmiar nie patrzyła. Doskonale markowała robotę. Jak szef wisiał jej na plecach, to nie miała wyjścia, usiłowała coś tam zrobić, a gdy wychodził, ja zapieprzałam za nas obie. Nie mogłam patrzeć, jak ona nieporadnie to robi. Żal mi jej było. Dziwną i niewytłumaczalną słabość do niej miałam. I tak nam razem, jak w małżeństwie, stuknęła porcelanowa rocznica. Nie wiadomo, kiedy minęło te dwadzieścia lat w pocie i znoju. Ja tyrałam, a Brygidka była do dekoracji, jak ten kiczowaty obraz z jelonkami wiszący na ścianie salonu w jej domu. Mówiłam jej, że to paskudztwo jarmarczne, że to żadnej wartości nie przedstawia, że psuje wystrój salonu. Ona twierdziła, że jest piękny, klimatyczny i przyrodą rozjaśnia salon. Machnęłam ręką – jej dom, jej wystrój. Żeby chociaż była atrakcyjna i inteligentna, ale nie, nic z tych rzeczy. Nawet jej styl ubierania się był szokiem dla innych. Tyle razy mówiłam, prosiłam: zmień garderobę na bardziej przyswajalną, która ci będzie pasować do twarzy, figury. Niech twoja sylwetka nabierze wreszcie kobiecych kształtów. Nie dała się przekonać. Kupowała tylko z wyprzedaży, po sezonie, jak leci, czy jej rozmiar, czy dwa rozmiary większe, nieważne. Miała to i cieszyła się jak dziecko. O fryzurze nie wspomnę, tu była nieustępliwa i o żadnej zmianie nie chciała słyszeć. Odporna na wszelkie prośby i uwagi. Nie wiem, kiedy owinęła mnie sobie wokół palca. A ja głupia jej ulegałam, chyba było mi już wszystko jedno, nie widziałam szansy na poprawę. Tak naprawdę to było mi jej szkoda. Nieporadna jest i prywatnie, i zawodowo. Mąż zostawił ją na pastwę losu, więc została mi przypisana, aż do śmierci. Tylko czy udźwignę ten ciężar nieprzewidywalnej Brygidki? Nurtuje mnie jednak, jak została tym dyrektorem? Kwiatki, rabatki to nie jej bajka. Co z tego wyjdzie? Dupy już jej ratować nie będę, na florystyce się nie znam”. Westchnęła i znów wzięła do ręki książkę. „To lepsze niż rozważania o Brygidce”, pomyślała rozgoryczona.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: