Kosztowna miłość - ebook
Kosztowna miłość - ebook
Pierwsza książka bestsellerowej serii o przygodach inspektora Gregera Thulina Podczas włamania do luksusowej rezydencji Kenneta i Violi Svalborgów, ktoś starannie wyciął z ram obrazy o wartości czterech milionów koron. Zniknęła także piętnastoletnia córka sąsiadów, Elina Gullberg, która opiekowała się synami Svalborgów. Czy dziewczyna była w zmowie ze złodziejami i razem z nimi uciekła? Rodzice Eliny, Daniel i Miriam Gullbergowie, są zrozpaczeni i w olbrzymim napięciu czekają na wiadomości o córce. Prowadzący dochodzenie główny inspektor Greger Thulin wyraźnie wyczuwa napięcie między rodzinami. Kennet Svalborg chce się rozwieść z żoną, matką dwójki ich dzieci. Viola podejrzewa, że poznał inną kobietę, ale Kennet temu zaprzecza. Kilka tygodni po włamaniu do Svalborgów w pobliskim lesie zostaje znalezione pobite nagie ciało kobiety. Niewiele później nad rzeką zostaje odnaleziony młody zastrzelony mężczyzna. Greger Thulin oraz śledczy Charlotte Engman dostrzegają w obydwu morderstwach pewne podobieństwa. Czy pomiędzy ofiarami istnieje jakiś związek?
Ramona Fransson jest uznaną szwedzką autorką thrillerów i kryminałów. Największą sławę przyniosła jej seria o przygodach inspektora Gregera Thulina – Kosztowna miłość to pierwszy tytuł w tej serii. Ramona urodziła się w Boras w 1956 roku i mieszkała tam do 1967 roku. Następnie przeniosła się do Göteborga, aby wreszcie odnaleźć spokój na niewielkiej wysepce Tjörn, u zachodnich wybrzeży Szwecji. Tam też umiejscowiła fabułę licznych bestsellerowych powieści.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8139-457-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Ależ, mamo, musisz tak ciągle zrzędzić? Zdjąłem go tylko na chwilę.
Chłopiec stał obok swojego nowego, błyszczącego roweru i ze złością grzebał końcem buta w piasku. Głupio się czuł, że dostał od mamy burę w obecności kolegów, którzy stali kilka metrów dalej i przysłuchiwali się ich rozmowie.
– Zakładaj go i koniec dyskusji!
– Okej, okej.
Chłopiec mruknął coś, czego kobieta nie dosłyszała, i posłusznie założył kask na głowę. Zerknął przy tym na kolegów, którzy nie używali kasków i szyderczo się do niego uśmiechali. Ale on i tak dobrze wiedział, co zrobi, gdy tylko skręci za róg i zniknie mamie z oczu. Kobieta patrzyła, jak syn zakłada kask i odjeżdża. Głęboko westchnęła i weszła do domu. W tym samym momencie zadzwonił telefon.
– Miriam Gullberg, słucham.
– Witaj, kochanie, to ja.
Daniel. Jej mąż. Chciał się dowiedzieć, co będzie na kolację. Irytacja, którą przed chwilą odczuwała, od razu ustąpiła. Podczas rozmowy przeglądała się w lustrze i ku swojemu zdumieniu zauważyła, że ostatnio trochę się opaliła. Wprawdzie był już koniec lipca, ale słońce nadal mocno przygrzewało. Pewnie złapała trochę opalenizny, gdy pieliła grządki róż w ogródku. Z lustra spoglądała na nią postać o żywych oczach. Na policzkach, wokół małego nosa, zauważyła wianuszek piegów. Gęste, kasztanowate włosy, teraz spięte gumową wstążką, sięgały jej aż do pasa i dlatego zawsze miała spocone plecy, zwłaszcza w tak ciepłe dni jak dzisiaj. Poszła do kuchni i usiadła przy stole. Od wczorajszego ranka leżał na nim ostatni numer „Göterborgs-Posten”. Jak zwykle przejrzała poszczególne strony i jak zwykle nic nie przeczytała. Prenumeruje tylko tę jedną gazetę, a szkoda. Jako mieszkanka Göteborga powinna czytać przynajmniej dwa czasopisma, ale tak to już bywa, gdy się mieszka w dużym mieście.
Złożyła gazetę, wyprostowała się i popatrzyła przez okno na swój kwitnący ogródek. Płatki róż zabarwiły się na różne kolory: różowy, czerwony, żółty, a niedawno również na fioletowy. Kwiaty były wprost przepiękne. Postanowiła zasadzić tylko te rośliny, które pachną. Najbardziej intensywny zapach rozsiewają po deszczu, ale od dwóch tygodni nie spadła nawet kropla wody, więc codziennie musi je podlewać. Popatrzyła na ponadtrzydziestoletnią jabłoń, która rosła na środku ogrodu, a jej gałęzie rozkładały się na wszystkie strony. Owoce jeszcze nie dojrzały, ale już teraz widać, że są duże, bo ciężko zwisają z gałęzi. Każdego roku jej czerwone jabłka nie tylko są ogromne, mają też wyśmienity smak. Kiedyś, gdy miała dziesięć lat, ugryzła zbyt duży kawałek i sok pociekł jej po brodzie. Mama roześmiała się na ten widok i wytarła jej twarz fartuchem. Jesienią mama stała godzinami w kuchni, piekła pyszne szarlotki i gotowała mus jabłkowy. Na początku jej też się to podobało, ale w końcu ją znudziło. Teraz, kiedy przychodzi jesień, rzadko zajmuje się robieniem przetworów. Woli rozdawać jabłka dzieciom i przyjaciołom.
Większość czasu zabiera jej praca zawodowa. Jako pielęgniarka terenowa ma pod swoją opieką tylu pacjentów, że z trudem się wyrabia. W służbie zdrowia jak zwykle brakuje pieniędzy na zatrudnienie większej liczby pielęgniarek, dlatego ciągle muszą improwizować, żeby każdy pacjent otrzymał należytą pomoc. Najczęściej nie traktuje więc tego jako pracy, w której musi zadbać o potrzeby innych ludzi, tylko jako zajęcie, na które należy poświęcić jak najmniej czasu. Teraz ma urlop, ale w każdej chwili ktoś może do niej zadzwonić i poprosić, żeby wzięła zastępstwo. W ciągu ostatnich pięciu lat zdarzało się to bardzo często. To dla niej problem, bo w takich sytuacjach nie umie odmawiać. Kiedy słyszy, jak ktoś błaga, by wzięła dodatkowe godziny… Nagle uświadomiła sobie, że od dawna nie była na grobie rodziców. Może jutro znajdzie trochę czasu? Stara się chodzić na cmentarz regularnie. Zerknęła na zegarek i doszła do wniosku, że dzisiaj jest już za późno.
Za godzinę wróci do domu Daniel. Wieczorem rozpalą grilla. Ciekawe, czy została im jeszcze resztka wina po ostatnim wyjeździe do Kilonii? Wstała, poszła do spiżarni i włączyła światło. W środku panował przyjemny chłód. Spiżarnia była pojemna, na półkach stało pełno słoików z marynowanymi buraczkami i różnego rodzaju dżemami. Wszystko kupiła w sklepie, więc na żadnym słoiku nie mogłaby przykleić kartki z informacją, że to wyrób domowy. Mama opowiadała, że sama zaprojektowała tę spiżarnię. Jej rodzice zbudowali ten dom trzy lata po wojnie. Ludzie się wtedy dziwili, że sami zaprojektowali dużą część budynku, ale ona była dumna z wyników ich pracy. Przed dwoma laty postanowili z Danielem wyremontować dom i teraz jest bardzo szczęśliwa, że przejęli go po rodzicach. Jej starsza siostra, która mieszka w Umeå, nie miała nic przeciwko temu. Przeciwnie – bardzo się ucieszyła, że została spłacona ze swojej części.
Wystawiła zza drzwi drabinkę, weszła na trzeci szczebel i uniosła ręce, żeby sięgnąć na najwyższą półkę z butelkami. Jedną z nich zestawiła niżej, zeszła z drabinki, odstawiła ją na miejsce i zerknęła na etykietę. Wino pochodziło z winiarni Weinhaus Ernst Bretz w Hesji Reńskiej. Lepszego czerwonego wina ze świecą by szukać. Ostrożnie postawiła butelkę na zlewozmywaku.
Ciekawe, gdzie są teraz ich dzieci i co robią. Zerknęła na kuchenny zegar. Kwadrans po piątej. Prosiła Elinę i Christoffera, żeby wrócili do domu przed piątą i pomogli jej przygotować kolację. Niestety, oboje są mistrzami w wymyślaniu wymówek, by się od takich prac wymigać. Może dzieci są zbyt rozpieszczone? Uśmiechnęła się do siebie. Wspólnie z Danielem starali się obdarzyć je tym, czego sami nie mieli w dzieciństwie. Kupowali im zabawki, ładne ubrania i współczesne gadżety. To oczywiste, że okazują im wiele miłości i we wszystkim je wspierają. Jej rodzice też ją tak traktowali. Dzisiaj sposób ubierania się jest w szkole o wiele ważniejszy, niż to było za jej czasów. Liczy się przede wszystkim to, by kupować tylko w wybranych sklepach. Mimo to tłumaczą swoim dzieciom, że to, jak ktoś jest ubrany, wcale się nie liczy. Najważniejsze, żeby to, co się ma na sobie, było schludne i czyste i żeby w odpowiedni sposób traktować kolegów i nauczycieli. Należy być tolerancyjnym, chętnie okazywać pomoc i nad nikogo się nie wywyższać, a tych, którzy są inni, trzeba traktować z szacunkiem. Każdy człowiek jest na swój sposób wyjątkowy i każdy coś znaczy. Bardzo ją cieszy, że ich dzieci wzięły sobie do serca te nauki i wskazówki. Kiedy była młoda, w domu się nie przelewało, ale nigdy nie brakowało jedzenia i miłości.
Daniel urodził się i wychowywał w rodzinie żydowskiej. Jego rodziców wywieziono do Auschwitz, jednego z najstraszniejszych obozów koncentracyjnych, jakie powstały w czasie drugiej wojny światowej. Mimo wielu przeciwności losu zdołali przeżyć, a gdy trafiła im się okazja, wyjechali do Szwecji i od razu zabrali się do pracy.
Rodzice Daniela mieli problemy finansowe i dlatego każdą koronę oglądali przed wydaniem po kilka razy. Pod koniec lat czterdziestych osobom, które nie urodziły się w Szwecji, nie przysługiwał zasiłek. Ojciec Daniela wystąpił o azyl, posłużył się w tym celu sfałszowanymi dokumentami. Kiedy wyszedł z obozu, stał się wolnym człowiekiem, jednak był kompletnie rozbity. Okrucieństwa, których doświadczył za drutami, oznaczały nie tylko cierpienia fizyczne, ale doprowadziły także do poważnych zaburzeń psychicznych. Niestety, nikt w Szwecji nie potrafił pomóc ludziom, którzy cierpieli na wywołane wojną neurozy. Rodzicom Daniela też nikt nie udzielił specjalistycznej pomocy. Władze Szwecji wychodziły z założenia, że najlepszym lekarstwem dla takich ludzi jest praca, bo dzięki niej uporają się ze swoimi problemami. Założenie było proste: im więcej ktoś pracuje, tym mniej czasu poświęca na zastanawianie się nad swoimi przeżyciami. Niestety, szybko się okazało, że takie podejście nie wszystkim pomaga. Jednym z takich przypadków był ojciec Daniela. Fizyczny ból i cierpienia duszy sprawiły, że któregoś dnia przestał sobie z nimi radzić. Dwunastego kwietnia tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego drugiego roku powiesił się w sypialni w swoim mieszkaniu. Daniel znalazł go tam, gdy wrócił ze szkoły. Miał wtedy osiem lat.
Miriam domyślała się, jak strasznym przeżyciem musiał być dla małego chłopca widok ojca wiszącego na sznurze przywiązanym do żyrandola. Jego matka nie zdołała się pozbierać po tym nieszczęściu i powoli gasła. Dziesięć lat po samobójstwie męża pękło jej serce i zmarła w szpitalu. To dlatego ona, Miriam, nie zdążyła poznać swoich teściów. Czasem prosi Daniela, żeby jej opowiedział o swoim dzieciństwie, ale on wybiera jakieś pojedyncze epizody. Unika takich rozmów, ale ona i tak się domyśliła, że był samotnym dzieckiem. Nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego jego ojciec posłużył się sfałszowanymi dokumentami. Przecież po drugiej wojnie światowej wszyscy wiedzieli, kim był Hitler i jaki los zgotował wielu mieszkańcom Europy tylko dlatego, że byli Żydami, Cyganami albo pacjentami szpitali psychiatrycznych.
Była przekonana, że gdyby ojciec Daniela od razu pokazał prawdziwe dokumenty, bez problemu pozwolono by mu zostać w Szwecji. Na pewno nie odmówiono by mu azylu. Kiedy w rozmowach z Danielem używała tego argumentu, lekko się uśmiechał i mawiał:
– Kochana Miriam, której zawsze się wydaje, że wszyscy są dobrzy i uczciwi… Mam nadzieję, że kiedyś zostaniesz za to należycie wynagrodzona. Masz szczęście, że urodziłaś się w Szwecji, a nie gdzie indziej.
Daniel studiował prawo na uniwersytecie, a teraz ma własną kancelarię adwokacką. Po ukończeniu szkoły średniej targały nim rozterki. Nie wiedział, czy powinien iść do pracy, żeby zarabiać na życie, czy kontynuować naukę na wyższej uczelni, a tym samym przez kilka kolejnych lat głodować i żyć na granicy ubóstwa. Ona też miała podobny dylemat. Oboje prawie jednocześnie zdecydowali się kontynuować naukę. Kiedy pierwszy raz umówili się na kawę w uniwersyteckiej stołówce, szybko doszli do wniosku, że dokonali właściwego wyboru. Po studiach Daniel podjął pracę w kancelarii adwokackiej, a po dziesięciu latach, gdy był już uznanym prawnikiem, otworzył własną praktykę. Współczuła mu, zwłaszcza z powodu przykrych przeżyć w dzieciństwie, chociaż niewiele o nich mówił. Ale nie dlatego go pokochała. Najbardziej spodobały jej się jego oczy: dobre, serdeczne i piękne, brązowe jak mleczna czekolada Marabou. Poza tym był zabawny, bystry i opiekuńczy. Kiedy komunizm w końcu upadł, znikła nie tylko żelazna kurtyna oddzielająca Wschód od Zachodu, ale także otworzono stare, zakurzone archiwa. Daniel przez kilka lat szukał krewnych, ale nikogo nie znalazł. W rocznicę zaręczyn wzięli ślub, a ona bez wahania powiedziała „tak”. Kiedy rodziła Elinę, Daniel był przy niej, a gdy pierwszy raz wziął córeczkę na ręce, oboje się rozpłakali. Małżeństwem są od osiemnastu lat, jej za dwa lata stuknie pięćdziesiątka. Dziwnie się z tym czuje. Niedługo skończy pięćdziesiąt lat, ale wcale tego po niej nie widać. To chyba dzięki genom. Na twarzy ma głównie zmarszczki śmiechu i trochę zmarszczek pod oczami. Od kącików ust biegną pojedyncze cienkie kreski. Wiele osób w jej wieku ma znacznie więcej zmarszczek. Kiedyś sobie obiecała, że nie będzie stosować drogich kremów odmładzających. Nigdy też nie przyszłoby jej do głowy zrobienie sobie operacji plastycznej, na przykład naciągnięcie skóry na twarzy. Wyglądałaby jak napięty balon. Lepiej nie przesadzać. Woli się starzeć z godnością niż ze szwami na twarzy.
Nagle rozległ się dzwonek. Miriam wstała z krzesła, wyszła do przedpokoju i otworzyła drzwi. W progu stała jej sąsiadka Viola Svalborg.
– Cześć, co porabiasz? – spytała Viola, obrzucając ją badawczym wzrokiem.
– Nic konkretnego. Siedzę i rozmyślam. Napijesz się kawy?
Viola przeszła przez przedpokój i kuchnię, a gdy znalazła się na tarasie, usiadła na jednej z grubych, kwiecistych poduszek w kolorze tęczy. Miriam poszła za nią, bo od razu zauważyła, że przyjaciółkę coś gnębi.
– Masz jakiś problem? – spytała.
– Chyba tak to można nazwać. Kennet zamierza nas zostawić – odparła Viola, po czym ukryła twarz w dłoniach i głośno się rozpłakała.
Miriam podeszła i przytuliła ją.
– Czy mogę ci jakoś pomóc? – spytała.
– Sama nie wiem – zaszlochała Viola. – Najważniejsze, że tu jesteś.
– Czy Kennet ma kogoś? Spotyka się z jakąś kobietą?
– Nie. Tak przynajmniej twierdzi – odparła Viola i znowu głośno zaszlochała. – Pewnie pamiętasz, że nie pierwszy raz nie dotrzymuje mi wierności. Poprzednim razem pozwoliłam mu wrócić, bo okazał skruchę i obiecał, że się zmieni, ale znowu zrobił to samo. Pieprzeni faceci!
Miriam dobrze pamiętała wyskok Kenneta sprzed trzech lat. Daniel spędził wtedy przy telefonie wiele godzin. Próbował nakłonić go do rozmowy z Violą, żeby omówić warunki separacji, ale Kennet za każdym razem starał się od takiego spotkania wymigać. Viola i ich synowie – Patrik i Gustaf – przez trzy miesiące praktycznie u nich mieszkali. To był naprawdę okropny czas. W końcu Kennet wrócił ze swojej eskapady do domu i okazał skruchę. Viola mu przebaczyła i wszyscy myśleli, że kryzys udało się zażegnać i wszystko wróci do normy. Niestety, wygląda na to, że Kennet znowu to zrobił. Ciekawe, czy Viola i tym razem mu przebaczy – pomyślała. Nagle przyjaciółka głośno krzyknęła. Zrobiła to tak głośno, że Miriam aż podskoczyła na poduszce.
– Ależ mnie przeraziłaś – powiedziała nerwowo i uśmiechnęła się do Daniela, który właśnie wrócił do domu i przyszedł na taras. Uśmiechnął się do Miriam i nagle ujrzał zapłakaną twarz Violi.
– Co się stało? – zaniepokoił się. – Coś złego z mamą? A może chodzi o dzieci?
– To przez Kenneta – powiedziała Viola i westchnęła. – Znowu ma dosyć naszej rodziny.
– Znalazł sobie inną?
– Twierdzi, że nie. Chyba nadszedł czas, żebym zaczęła się samorealizować.
– Czyżby przechodził spóźniony kryzys wieku średniego? – spytał żartobliwym tonem Daniel.
Podszedł do Violi i mocno ją objął. Próbowała się roześmiać, ale głos uwiązł jej w gardle i po prostu się rozpłakała. Daniel od razu sobie przypomniał pięćdziesiąte piąte urodziny Kenneta, które świętowali przed dwoma miesiącami. Nigdy nie zapomni tego, co się tam wtedy wydarzyło. Tego nie da się zapomnieć. Kennet urżnął się w sztok i zaczął się użalać przed wszystkimi na swój los. Szlochał i skarżył się, że w życiu mu się nie wiedzie. Daniel już wtedy przeczuwał, czym to się skończy. Głęboko westchnął. Miał nadzieję, że Viola będzie miała wystarczająco silną motywację, aby raz na zawsze uwolnić się od swojego niewiernego męża. Bywają różni faceci, lepsi albo gorsi. Poklepał Violę po ramieniu.
– Może coś zjesz? – spytał.
– Urządzamy dziś grilla… Będą kotlety i czerwone wino – dodała Miriam, patrząc w jej zaczerwienione od płaczu oczy.
– Ciebie też zapraszamy, prawda? – Daniel popatrzył na Miriam, która skinęła głową.
– Chętnie zostanę – powiedziała Viola, patrząc na nich zaczerwienionymi oczami. – Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam.
– W żadnym wypadku – odparł Daniel i lekko się do niej uśmiechnął. – Po to ma się przyjaciół, żeby pomogli, gdy ich najbardziej potrzebujemy.
– Wyjmę mięso z lodówki. – Miriam wyszła do kuchni. – Jak wrócą dzieci, przyślij je do mnie. Niech też pomogą.
Zerknęła na zegarek: wpół do szóstej. Oboje powinni być w domu od pół godziny.
– Ja rozpalę w tym czasie ogień – zaproponował Daniel, podchodząc do grilla. Poklepał go lekko po pokrywie i dodał: – To najlepszy grill, jaki kiedykolwiek miałem. Mogę też przygotować sałatkę! – zawołał do Miriam, która krzątała się w kuchni.
– Może ja to zrobię? – zaoferowała się Viola. – Chętnie się czymś zajmę.
• • •
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.