- W empik go
Kradzione pocałunki - ebook
Kradzione pocałunki - ebook
Ona – przebojowa i pewna siebie, on – skromny i nieśmiały. Oto Hela i Antek, młodzi pracownicy jednej z warszawskich korporacji. Poznają się zupełnie przypadkowo w dniu, w którym chłopak rozpoczyna pracę w nowym miejscu, i od razu zwracają na siebie uwagę. A dokładnie – to Hela postanawia, że Antek zostanie jej mężem. Dziewczyna robi wszystko, aby przekonać go do siebie, ale… czy zasada przyciągających się przeciwieństw tym razem zadziała?
To nie jest kolejna banalna opowieść o korporacyjnym romansie. To pełna emocji, wzruszająca historia miłości, która może przydarzyć się każdemu i której nie wolno pozwolić odejść. Dajcie się jej porwać i… przygotujcie chusteczki!
Kiedy podszedł, dziewczyna natychmiast zrobiła mu miejsce. Posłusznie usiadł obok niej i rozejrzał się nerwowo dookoła. Ani się spostrzegł, jak czyjaś dłoń postawiła przed nim szklankę, a inna napełniła ją piwem ze szklanego dzbanka. Ktoś trącił jego szklankę swoją, uśmiechnął się przyjaźnie, zagadał.
Pociągnął łyk piwa. Było gorzkie. Nie smakowało mu. Rozejrzał się ponownie. Już był spokojny. Sporo twarzy było mu już znajomych, inne nie.
– Fajnie że jesteś.
Hela z radości cmoknęła go po koleżeńsku w policzek.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-280-3 |
Rozmiar pliku: | 660 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na trzecim piętrze jednego z biurowców warszawskiego Mordoru rozległ się cichy gong. Nadjechała winda. Z jej wnętrza wynurzył się młody, dwudziestoparoletni, dobrze zbudowany chłopak i zamarł w progu.
Grupa osób stojących w korytarzu blokowała drzwi. Obie strony zmierzyły się zaskoczonymi spojrzeniami, po czym grupa rozstąpiła się, umożliwiając młodzieńcowi wyjście. Wtedy stojąca najbliżej wychodzącego wysoka brunetka z lekką nadwagą zapytała nagle:
– Hej! Czekaj no! A ty przypadkiem nie jesteś ten nowy? Antoni? Przybylak?
Chłopak zatrzymał się jak wryty i odparł z lekka spłoszonym głosem, że tak.
– To ty do Andrzeja idziesz? Znaczy się do kierownika? – upewniła się dziewczyna.
Na ponowne potwierdzenie odparła z olbrzymią pewnością siebie:
– To chodź z nami, idziemy coś zjeść. Andrzej będzie dopiero około dziewiątej.
Po czym dodała wesoło:
– Ja jestem Hela i dowodzę tą bandą dzieciaków. Jak nie masz nic przeciwko, to cię przedstawię.
Zwróciła się do pozostałych i powiedziała, wskazując ręką na zdumionego Antka:
– Grupa, to jest Antek.
A obróciwszy się do jeszcze bardziej oszołomionego młodego mężczyzny, dodała:
– Antek, to jest grupa.
Następnie wśród chóralnego śmiechu chwyciła osłupiałego chłopaka za rękę i pociągnęła z powrotem do windy. Za nią ruszyli pozostali.
Jak zwykle w takich przypadkach, wszyscy gapili się z ciekawością na nowego. A ten peszył się coraz bardziej. Jazda windą z trzeciego piętra na parter wydawała się trwać całą wieczność i być nieznośną torturą.
Sytuację uratowała Hela. Dziewczyna, widząc, co się dzieje, nagle głośno zakomenderowała:
– Grupa! Nie gapić się na nowego! Co to jest?!
Wszyscy ponownie wybuchnęli śmiechem.
– Ej, Hela, ty jak coś powiesz…
– Co ty chcesz? Ma rację dziewczyna!
– Helka nie byłaby sobą, jakby nie porządziła!
– Super dziewczyna! Lubię ją!
– Ja też!
– I ja!
Ponownie wybuchł chóralny śmiech. Tymczasem winda dojechała na parter.
– Grupa! Ustawić się parami – zakomenderował ktoś wesoło, naśladując głos Heli.
Do bufetu wkroczyli w szampańskich humorach.
– Co będziesz jadł? – zapytała chłopaka samorzutna przywódczyni i dodała natychmiast: – Pewno jesteś bez kasy, nie martw się, postawię ci śniadanie, a ty postawisz mi, jak już będziesz miał pieniądze. O! Sałatka ziemniaczana! Jest świetna! Jadłeś kiedyś? Nie? No to musisz spróbować!
Hela chyba nie uznawała znaków przestankowych ani przerw nawet na nabranie oddechu.
– Pani Ewo – zwróciła się do szczupłej, uśmiechniętej kobiety po drugiej stronie bufetu. – Dwie porcje sałatki ziemniaczanej, dla mnie i dla tego tu nowego kolegi!
Kobieta spojrzała uważnie na stremowanego Antka.
– To pan u nas dziś pierwszy dzień? No to zapraszamy, zapraszamy.
Uśmiechnęła się zachęcająco.
– A tak w ogóle to skąd jesteś? – ciągnęła wypytywanie Hela, gdy tylko usiedli przy stoliku. – Bo ja z Gniewu. Wiesz, takie małe miasteczko po trasie na Malbork. Też mamy zamek krzyżacki, tylko nie taki wielki jak w Malborku. Ale do nas latem też rycerze przyjeżdżają – dodała z dumą. – I są turnieje rycerskie, i mamy fajny hotel… Tylko z pracą krucho.
Zasępiła się nagle. Ucichła na moment. Ale tylko na moment, bo zaraz ponownie spytała:
– To skąd jesteś?
– Spod Gniezna – mruknął jakby z zawstydzeniem milczący do tej pory chłopak.
– Uuu, z pierwszej stolicy Polski – odezwał się radośnie chudy blondyn siedzący obok niewysokiej, szczupłej, młodej kobiety. – Jak tam święty Wojciech? – kontynuował. – Oglądałeś relikwie? – zaciekawił się.
– No… tak – odparł Antek.
– A wiesz, że w trumience nic nie ma? Żadnych gnatów. Wywiózł je Brzetysław podczas najazdu na Polskę w tysiąc trzydziestym ósmym roku. Jak już się otrząśnięto po najeździe, zebrano jakieś poniewierające się kości i wsadzono do trumny, że to rzekomo szczątki Wojciecha. A głowę złożono do oddzielnego naczynia. W okresie międzywojennym…
– Ty, no co jest? Przestań z tą historią! Ja teraz jem! Inni również – pisnęła z irytacją siedząca z jego drugiej strony szczuplutka czarnulka.
– Fuj! No tak, my tu jemy, a ten o ludzkich głowach! – zirytowała się najstarsza z obecnych, na oko trzydziestoparoletnia, bardzo korpulentna, krótko ostrzyżona kobieta.
– Wszyscy wiedzą, że lubisz historię, ale przy jedzeniu mógłbyś opowiedzieć o czymś innym. Na przykład o jakichś ciekawych potrawach – wsparła obie koleżanki Hela.
– Na przykład o wiśniach kandyzowanych w cukrze? – Chłopak najwidoczniej miał temat na każdą chwilę.
– A więc to twoja pierwsza praca? – Dziewczyna nie odpuszczała nowemu. Wyraźnie mocno ją ciekawił.
Chłopak, zachłannie pochłaniający sałatkę, zawahał się.
– Daj chłopakowi zjeść – wzięła go w obronę ta przy tuszy.
Młodzieniec znów się zmieszał.
– Jedz, jedz – Hela ucieszyła się. – Widzisz, mówiłam ci, że sałatka ziemniaczana jest naprawdę dobra. Zaraz ci doniosę jeszcze jedną porcję. Jedz, jedz, bo jeszcze zasłabniesz u Andrzeja na przesłuchaniu i dopiero się narobi – śmiała się pogodnie.
– No fakt, Andrzej chłop do rany przyłóż, ale jak się wnerwi, to nie daj Panie Boże – odezwał się chłopak od świętego Wojciecha i kandyzowanych wiśni.
*
Antek przyglądał się nieśmiało mężczyźnie w ciemnym garniturze, siedzącemu za dużym biurkiem zawalonym papierami. Był to kierownik działu, w którym został zatrudniony.
Chłopak był tak zdenerwowany, że nie mógł sobie przypomnieć nazwiska mężczyzny. Pamiętał tylko, że na imię ma Andrzej. I że grupa, z którą jadł śniadanie, w większości wyrażała się o nim bardzo pozytywnie.
Kierownik miał rzeczywiście miły głos i pogodną, uśmiechniętą twarz. I wcale nie był stary. Antek nie wiadomo dlaczego uważał, że kierownik powinien być stary. Stary, siwy, w okularach, z brodą…
W pokoju było jeszcze drugie biurko, ustawione _vis-à-vis_ biurka Andrzeja. Siedział przy nim jakiś starszy facet. Ten był siwy. I nosił okulary. Ale nie miał brody. No i to nie on był przecież kierownikiem.
– A więc to twoja pierwsza praca?
Pytanie wyrwało nowego z rozmyślań na temat związku siwizny ze stanowiskami kierowniczymi.
– Skończyłeś prawo, dobrze.
Andrzej patrzył na niego z przyjaznym uśmiechem.
– Na początek zajmiesz się windykacją. Masz o niej jakieś pojęcie? Uczyli was na studiach?
Antek z lekka przybladł. A potem wypalił:
– Uczyli. Mieliśmy to na czwartym roku. Ale niewiele – dodał szczerze.
Z niepokojem spojrzał na pytającego. Ten pokręcił głową z lekką dezaprobatą, a potem kontynuował.
– No to najpierw musisz zapoznać się z aktualnymi przepisami.
Powiedziawszy to, mężczyzna zaczął intensywnie grzebać w papierach porozkładanych na parapecie okiennym, a potem na półkach regałów stojących za jego plecami.
Antek rozejrzał się z lekkim popłochem wokół. Ale on tu tego ma, pomyślał, patrząc na poustawiane pod ścianami szafy wypełnione papierami.
Tymczasem do rozmowy włączył się drugi z siedzących w pokoju, ten siwy w okularach.
– Wiesz już, gdzie będziesz siedział? – spytał.
Widząc potakujące kiwnięcie głową, kontynuował:
– Masz już tam biurko i krzesło. Chłopaki z informatyki obiecali mi, że dadzą ci dziś komputer. Szklankę albo kubek na herbatę czy kawę masz? Gdzie toalety i kuchenka, wiesz? – upewniał się z uśmiechem. – Jakieś materiały piśmiennicze, długopis, ołówek, gumkę i tym podobne gadżety weźmiesz sobie z naszego podręcznego magazynu. Dziewczyny z twojego pokoju ci pokażą, gdzie jest. Jakbyś czegoś jeszcze potrzebował, a nie znajdziesz, wal do mnie jak w dym.
Andrzej skończył grzebać w papierach i słysząc ostatnie słowa, dodał:
– Tak, słuchaj, jakby coś, a mnie by nie było, to do Pawła, bo on mnie zastępuje. I potrafi wszystko załatwić.
– Poza podwyżką.
Tamten parsknął śmiechem, najwyraźniej rozbawiony ostatnim stwierdzeniem, a potem, poważniejąc, zapytał:
– Ty, młody, masz komórę? No jasne, że masz, po co ja się, głupi, pytam? Wszyscy wy młodzi jesteście komórkowe dzieci… Wstukaj sobie mój numer. I Andrzeja. Jakby coś, zaspałeś, zapiłeś… chociaż lepiej, żeby ci się nie przytrafiło, chyba że nie chcesz u nas pracować.
W momencie, gdy mówił te słowa, uśmiech zniknął z twarzy Pawła, również twarz Andrzeja nagle spochmurniała.
– Krótko mówiąc, nie będzie cię albo będziesz później, albo coś nagłego, a żadnego z nas nie możesz znaleźć, to dzwonisz. Wstukaj sobie… Sześćset sześćdziesiąt…
*
Antek ze stertą papierów pod pachą lekko chwiejnym krokiem szedł korytarzem.
– Hej, będziesz siedział w trzysta osiem? – rozległ się za jego plecami znajomy głos Heli.
Widząc potakujące kiwnięcie głową, dziewczyna kontynuowała paplaninę.
– Andrzej, twój kierownik, znaczy się, mówił już wcześniej, że będziesz tam siedział. Ja siedzę naprzeciwko, w trzysta siedem. Jak coś, to przychodź. Zresztą, masz fajne koleżanki w pokoju. A w piątek idziemy paczką na piwo. Dołączysz? Poznałbyś trochę lepiej ludzi… A o pieniądze się nie martw, ja stawiam, a potem po wypłacie ty mi postawisz, co ty na to?
Hela paplała radośnie, a coraz bardziej zestresowany Antek myślał z narastającą udręką: Boże, czy ta dziewczyna nigdy nie przestanie mówić?