- nowość
- promocja
Kreta - ebook
Kreta - ebook
Między grudniem 1940 a lutym 1941 roku generał Archibald Wavell przeprowadził operację „Compass” rozbijając wojska włoskie w Libii, a następnie zajął Włoską Afrykę Wschodnią. Dalszą ofensywę w Afryce Północnej powstrzymała w kwietniu 1941 niemiecka inwazja na Grecję. Wavell otrzymał rozkaz przerzucenia części oddziałów na ten teatr walki i poniósł tam spektakularną porażkę. W czasie operacji „Merkury” niemieckie wojska powietrznodesantowe zdołały opanować Kretę.
Ten kolejny tomik z reaktywowanego legendarnego cyklu wydawniczego wydawnictwa Bellona przybliża czytelnikowi dramatyczne wydarzenia największych zmagań wojennych w historii; przełomowe, nieznane momenty walk; czujnie strzeżone tajemnice pól bitewnych, dyplomatycznych gabinetów, głównych sztabów i central wywiadu.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-17663-8 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nagłe hamowanie samochodu wyrwało Toma Hopkinsa z niespokojnego snu, po raz setny chyba tej nocy. Cicho klnąc przelazł przez kilku kolegów leżących między skrzyniami z amunicją, by wyjrzeć spod plandeki na drogę. _Goddam_! Tym razem utknęli chyba na dobre.
Szosa prowadząca z Tripoli do Kalamaty była na całej swej szerokości zapchana przez gęsto zbitą masę pojazdów, które w tej chwili stały nieruchomo nie mogąc przedrzeć się na przód. Między wielkimi ciężarówkami obok ciągników artyleryjskich i carrierów¹ stały grupki żołnierzy, którzy podobnie jak Hopkins chcieli zobaczyć, co znów spowodowało zakorkowanie drogi. Z daleka dobiegały jakieś krzyki i wymyślania. Hopkins ruszył szybkim krokiem w tym kierunku i po kilku minutach znalazł się na miejscu zamieszania.
Wielki żółty autobus z tablicą „Ateny–Pireus” wpadł przednim swym kołem w rów, zatrzymując się w skos szosy biegnącej tutaj wąskim przekopem. Jadąca za autobusem ciężarówka usiłowała widocznie wyminąć przeszkodę i wsunęła się do prawego rowu, blokując w ten sposób przejazd do reszty. Dwa tuziny rosłych Nowozelandczyków, łatwych do rozpoznania nawet w świetle księżyca dzięki wielkim kapeluszom, usiłowały wepchnąć ciężarówkę z powrotem na drogę. W pobliżu manewrował lekki czołg, któremu wydawał rozkazy wysoki i chudy oficer stojący na stoku.
– Na łańcuch go, to żółte bydlę! Nie szukaj haka, ofermo, to przecież nie wóz wojskowy. Przywiąż do zderzaka.
Hopkins poznał oficera. Porucznik Dickson z jego pułku, 4 pułku huzarów..
– Kapral Hopkins melduje się posłusznie, sir.
– Ach to wy, Hopkins! Gdzie się podziewaliście, nie widziałem was od wieczora?
– Panie poruczniku, mój wóz nawalił zaraz po wyjeździe. Samochód spaliłem zgodnie z rozkazem, a sam zabrałem się z jakimiś Nowozelandczykami.
– No dobra, teraz pokażcie temu ofermie, jak zaczepić łańcuch, i wsiadajcie do mojego łazika. Całe szczęście, że dojeżdżamy już do Kalamaty i wkrótce będziemy daleko od tej… cholernej Grecji!
Trudno dziwić się, że porucznik Dickson wyraził się tak brzydko o pięknej ziemi greckiej, gdyż Brytyjski Korpus Ekspedycyjny dowodzony przez generała Wilsona, składający się z angielskiej 1. Brygady Pancernej, w skład której wchodził właśnie 4. pułk huzarów, 6. Dywizji Australijskiej i 2. Dywizji Nowozelandzkiej, doznał był samych niepowodzeń w czasie krótkotrwałej kampanii rozpoczętej dnia 6 kwietnia 1941 roku najazdem niemieckim na Grecję i Jugosławię.
Już od pół roku słabo uzbrojona armia grecka bohatersko walczyła na froncie albańskim z Włochami i nie mogła wystawić większych sił przeciwko nowemu potężnemu wrogowi, który uderzył z terytorium Bułgarii. Wejście do akcji brytyjskiego korpusu posiłkowego, który jeszcze w marcu przybył z Egiptu, nie mogło wpłynąć w poważniejszym stopniu na sytuację i było tylko politycznym gestem mającym na celu zachęcenie Grecji do stawiania dalszego oporu wobec państw Osi.
Po trzech dniach ofensywy przeważające siły niemieckie złamały rozpaczliwy opór grecki i zajęły Saloniki. W ten sposób wojska greckie znajdujące się na wschód od tego miasta zostały odcięte, a Niemcy wkroczyli na teren Grecji Środkowej, atakując front trzymany tutaj przez korpus brytyjski. Wobec niekorzystnej ogólnej sytuacji strategicznej generał Wilson zarządził w dniu 11 kwietnia odwrót na pozycje leżące po obu stronach góry Olimp, a w 4 dni później na historyczne Termopile. Wkrótce jednak po obsadzeniu tej ostatniej pozycji główne siły greckie walczące na froncie przeciwko Włochom zostały odcięte od zaplecza przez niemiecki XL Korpus i otoczone ze wszystkich stron skapitulowały w dniu 21 kwietnia. Krótko przed tym przybył do Aten samolotem z Kairu brytyjski głównodowodzący na Bliskim Wschodzie, generał Wavell i przeprowadził krótką naradę z generałem Wilsonem. Ogólne położenie było niewesołe. Regularna armia jugosłowiańska złożyła broń już 17 kwietnia, a obecnie wyraźne oznaki załamania zaczęły występować także w Grecji. Zacięty przeciwnik Niemiec, premier Koryzis, popełnił samobójstwo, a głównodowodzący Papagos był całkowicie ogarnięty defetyzmem.
Pozycje w Termopilach, gdzie górzysty półwysep miał niespełna 50 km szerokości, były bardzo dogodne do obrony, lecz Wavell zdecydował się na ewakuację swoich wojsk. Korpus ekspedycyjny wykonał swoje zadanie polityczne i mógł być wycofany w kierunku portów. W Termopilach pozostały jedynie jednostki ubezpieczające odwrót.
Większość wojsk miała być załadowana na statki w małych portach w okolicy Aten, reszta została skierowana drogami wiodącymi przez Peloponez do portów położonych na samym południu Grecji, do Nauplia, Monemvasia i Kalamata.
– Spójrzcie – zawołał porucznik Dickson trącając łokciem Hopkinsa – czekają już na nas.
Tom obudzony nagle z drzemki rozejrzał się. Kolumna chwilowo zatrzymała się na szosie biegnącej wzdłuż wysokiego brzegu, z którego roztaczał się widok na zatokę Kalamata. W srebrzystym świetle księżyca wyraźnie były widoczne ciemne sylwetki kilku transportowców i okrętów wojennych. Hopkins przyglądał się uważnie.
– Coś mi się widzi, że oni już odpływają, _sir_.
Porucznik podniósł do oczu lornetkę. Rzeczywiście, największy z transportowców był już w ruchu i oddalał się od brzegu. Do dwóch pozostałych dobijały łodzie naładowane ewakuowanymi żołnierzami. Niektóre z nich wciągano już na pokład. Ciemną masę krążownika widniejącego w oddali rozświetlało uporczywe migotanie lampy sygnalizacyjnej.
– No tak, macie rację. Oczywiście. Niedługo już będzie świtać, a ewakuacji nie można prowadzić w dzień, bo Niemcy panują całkowicie w powietrzu. Całe szczęście, że nie nauczyli się jeszcze bombardować w ciemnościach. Przynajmniej w nocy mamy spokój.
– Panie poruczniku, ale co będzie z nami?
– Nie bójcie się, na pewno Royal Navy nie zapomni o nas. Pamiętacie chyba Dunkierkę?
Hopkins pamiętał doskonale Dunkierkę, choć jego wspomnienia z tego okresu nie należały do najprzyjemniejszych.
Jako osiemnastoletni chłopiec wstąpił ochotniczo do wojska na początku 1939 roku, nie kierując się właściwie żadnymi istotnymi motywami. Po prostu pewnego dnia zwrócił jego uwagę barwny plakat przedstawiający dziarskiego żołnierza na tle pięknych palm i równie pięknych, egzotycznych dziewcząt. Napis na plakacie głosił: „Chcesz poznać dalekie kraje, wstąp do Armii”. Do tego wydrukowane drobniejszym drukiem dane co do wysokości żołdu i możliwości zdobycia później także zawodu cywilnego. Wszystko razem było dla chłopca z ubogiego przedmieścia londyńskiego bardzo interesujące i zaprowadziło go już następnego dnia do biura werbunkowego. Gdy otrzymał przydział do pułku huzarów, entuzjazm jego doszedł do szczytu. Wyobrażał już sobie, jak w pięknej, szamerowanej, czerwonej kurtce będzie dosiadał białego rumaka budząc na wszystkich paradach zachwyt dziewcząt.
Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie odmienna od jego marzeń. Po przybyciu do pułku stacjonującego w środkowej Anglii dowiedział się przede wszystkim, że właśnie niedawno huzarzy oddali swe konie, otrzymując w zamian lekkie czołgi i samochody terenowe. Rozpoczęły się długie, szare miesiące nauki, bezmyślnej musztry, ćwiczeń i manewrów. Horyzont polityczny chmurzył się coraz bardziej i nikt już nawet nie myślał o paradach i galowych mundurach.
Wreszcie przyszła wojna i niedługo później pułk wyruszył, i to nie do żadnego egzotycznego kraju, lecz do pobliskiej Francji. Później zaczęła się ofensywa niemiecka i odwrót. Długi odwrót pod niemieckimi bombami… Wtedy też porucznik Dickson zaczął dostrzegać Toma, do czego przyczyniły się wspólne polowania na żywność, noclegi pod samochodem w deszczowe noce, a przede wszystkim łączące wszystkich niebezpieczeństwo. Doszło nawet do pewnego spoufalenia, oczywiście w rozmiarach dopuszczalnych między przedstawicielem wyższych sfer, który ukończył Eton, a zwykłym szeregowcem. Wreszcie Dunkierka. Tom nie mógł zapomnieć tej chwili, gdy musiał wybierać między ogniem szalejącym na zbombardowanym statku, a spienionymi falami morza. Wybrał to ostatnie i w rezultacie jakaś litościwa ręka wciągnęła go na łódź ratunkową. Nie obyło się jednak bez połknięcia kilku solidnych łyków słonej wody.
Teraz w Grecji cała historia zaczęła się powtarzać w zupełnie podobny sposób i Tom nie mógł wstrzymać się od uwagi:
– Całe szczęście, że tutejsze morze jest bardzo ciepłe. Sądzę, _sir_, że uprzyjemni nam to ewakuację.
Dickson skończył się golić i wyszedł ze swej kwatery znajdującej się w małym domku położonym na północnym skraju Kalamaty. Przeciągnął się i głęboko zaczerpnął w płuca orzeźwiającego powietrza. Dwie godziny snu to stanowczo za mało, ale słońce stoi już wysoko na niebie. Spojrzał w dół, gdzie nad błękitną zatoką szeroko rozłożyło się białe miasto. Kilka domów kończyło się dopalać po wczorajszym bombardowaniu, największe chmury dymu wznosiły się jednak bliżej – obok głównej szosy. To płonęły setki samochodów pozostawionych przez 16. i 17. Brygady australijskie, które ostatniej nocy załadowały się na statki. Uwagę oficera zwrócił jednak niezwykły ruch na drodze przebiegającej w pobliżu domu. Szosę zapełniał teraz tłum ludzi idących pieszo, przetykany gęsto wozami zaprzężonymi w woły. Byli to żołnierze greccy upadający prawie ze zmęczenia, częściowo zmieszani z chłopami jadącymi na wozach załadowanych dobytkiem, pędzącymi wychudłe krowy i stadka baranów. Zmotoryzowane oddziały brytyjskie w ciągu nocy zdołały się oderwać od Niemców i fali uchodźców greckich, lecz fala ta dościgała ich obecnie. Dickson zrozumiał, co to znaczy.
– Sierżancie Smith, Niemcy muszą już być blisko. Czy sprawdzaliście wykonanie moich rozkazów?
Zagadnięty zerwał się z ławki, na której beztrosko drzemał, i przytomniejąc momentalnie stanął na baczność.
– _Yes, sir._ Ostatni czołg, który pozostał w naszym szwadronie, zajął stanowisko tuż przy szosie w gaju oliwnym. Działko przeciwpancerne i 15 ludzi z dwoma brenami² znajdują się po drugiej stronie. Reszta szwadronu na kwaterach.
Porucznik wyraźnie jednak nie był w humorze. Spojrzał jeszcze raz na drogę z niezadowoleniem.
– A czego ci się właściwie tu pchają? To czyste szaleństwo. Wkrótce będą tu już samoloty i zrobią jatki. Czego tu zresztą szukają w porcie? Czy myślą, że zabiorą ich nasze okręty? Nie wiadomo, czy nawet dla nas starczy miejsca.
Sierżant nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć.
– Każdy boi się Niemców, _sir_ – bąknął niepewnie.
– Co to znaczy: „każdy”? A jak wy w ogóle wyglądacie, sierżancie? Czy tak powinien się prezentować huzar Jego Królewskiej Mości?
Biedny sierżant wyglądał rzeczywiście dosyć żałośnie. Jego _battledress_ był podarty i ubłocony, nie goloną od kilku dni twarz pokrywała gęsta ryża szczecina. Cóż, podoficerowie nie mają ordynansów, którzy by dbali o ich wygląd zewnętrzny…
Było to jednak wystarczająco niezgodne z regulaminem, by oficer wyładowujący ma podwładnym swój kiepski humor miał okazję do przyczynienia sierżantowi nie byle jakich przykrości.
Wybawili Smitha z opresji ci, którzy spowodowali zarówno to jego zaniedbanie, jak i zły humor porucznika. Dał się bowiem słyszeć narastający szum silników i po chwili obaj huzarzy, zgodnie szukający schronienia w pobliskim rowie, zobaczyli dziewięć lecących trójkami bombowców. Samoloty przeleciały wysoko nad nimi, kierując się wprost na miasto,
– Przeklęte szwaby, lecą nawet bez eskorty myśliwskiej – zauważył sierżant.
– Nic dziwnego – odparł porucznik. – Od kilku dni nie widać przecież żadnego naszego samolotu.
Rzeczywiście angielskie lotnictwo w Grecji – liczące początkowo 80 samolotów – nie mogło stanowić przeszkody w działaniach niemieckiej i włoskiej floty powietrznej, posiadającej przeszło tysiąc maszyn. Wkrótce zresztą stopniało do nielicznej garstki, a ostatnich 6 hurricane’ów³ zostało w dniu 24 kwietnia odesłane na Kretę, dla uniknięcia ich zniszczenia na ustawicznie bombardowanych lotniskach.
Na spotkanie niemieckich bombowców wybiegły tymczasem sznury pocisków smugowych z paru działek Boforsa umieszczonych w pobliżu portu.
– Za wysoko lecą, nic im nie zrobią – zauważył Dickson.
Samoloty szły na wysokości 3000 metrów, przekraczającej zasięg działek małokalibrowych, zatoczyły majestatyczny łuk i wkrótce między białymi domami miasta wyrosły w górę czarne pióropusze wybuchów.
– Bandyci – zawołał jeden z żołnierzy wygrażając bombowcom w bezsilnej złości. – Jak długo będzie im wolno bezkarnie zabijać ludzi?!
27 kwietnia 1941 roku nikt jeszcze nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.EWAKUACJA Z KALAMATY
– Niestety, dzisiejszej nocy nie będzie ewakuacji – major Scott rozłożył bezradnie ręce – – natomiast jutro wieczór na pewno przybędą okręty. Tak przynajmniej twierdzi brygadier Parrington.
– Czy to nie będzie za późno? – zapytał porucznik Dickson.
– Niemcy są jeszcze daleko, powstrzymują ich jakieś oddziałki greckie, no i zniszczenie dróg i mostów dokonane przez saperów. W każdym razie my, huzarzy, batalion nowozelandzki i pozostałe jeszcze tutaj oddziały australijskie mamy bronić miasta i portu do chwili wznowienia ewakuacji. W sumie jest nas niespełna 1500 ludzi, ale są to jedyne formacje liniowe zdolne jeszcze do walki. Ponadto brygadier dysponuje jeszcze 6000 ludzi, lecz czwarta część tego to Jugosłowianie, którzy są zupełnie wyczerpani odwrotem przez całą Grecję i prawie bez broni, trochę Greków w nielepszym stanie i różne oddziały robocze, przeważnie palestyńskie i cypryjskie.
Miasto w istocie przypominało współczesną wersję biblijnej wieży Babel. Wśród tłumów, które koczowały na ulicach, placach i w okolicach miasta, można było dostrzec różnorodność strojów, mundurów, a także usłyszeć mieszankę wielu języków. Cała ta wielokulturowa zbieranina żyła w coraz większym napięciu, które nieustannie rosło, podsycane zarówno przez nieprzerwane naloty, jak i przez jeszcze bardziej niepokojącą groźbę zbliżającej się inwazji niemieckich wojsk. Wszyscy spodziewali się, że Niemcy nadejdą lada moment, jednak, ku zaskoczeniu, nie pojawili się ani tego dnia, ani następnego. Nieustępliwy i bohaterski opór niewielkich oddziałów greckich żołnierzy, którzy zacięcie walczyli na górzystych terenach Peloponezu, znacząco opóźnił marsz nieprzyjaciela.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki