Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Krew i żelazo - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 kwietnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Krew i żelazo - ebook

„Krew i żelazo” – to słynne słowa Ottona von Bismarcka z 1862 roku. Ówczesny premier Prus, zwany później niemieckim Żelaznym Kanclerzem, twierdził, że tylko tak można rozwiązać problemy polityczne współczesności. Miał na myśli przede wszystkim zjednoczenie Niemiec. I Niemcy zjednoczone w postaci Drugiego Cesarstwa Niemieckiego rzeczywiście powstały z „krwi i żelaza”, czyli wojny francusko-pruskiej z lat 1870–1871. Cesarstwo, którego „ojcem założycielem” był Bismarck, przetrwało niecałe pół wieku i upadło również w wyniku konfliktu zbrojnego – pierwszej wojny światowej – w 1918 roku. Jego krótkie, lecz burzliwe dzieje opisuje Katja Hoyer. W zwięzłej i arcyciekawej formie opowiada o blaskach i cieniach Drugiej Rzeszy, wielkiego mocarstwa gospodarczego, politycznego i militarnego, które w końcu przeceniło swoje siły. Po czteroletnich krwawych zmaganiach przegrało wojnę, co oznaczało również upadek cesarskiego tronu Hohenzollernów."

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-16577-9
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Wstęp

Pogod­nego, mroź­nego poranka 17 stycz­nia 1871 roku król Prus Wil­helm I prze­żył zała­ma­nie ner­wowe. Nie mogąc zapa­no­wać nad sobą, roz­pła­kał się: „Jutro będzie naj­niesz­czę­śliw­szy dzień w moim życiu! Zło­żymy kró­le­stwo pru­skie do grobu i jest to pań­ska wina, hra­bio Bismarck!”. Sie­dem­dzie­się­cio­trzy­letni monar­cha nie był dobrym kan­dy­da­tem do roli mistycz­nego cesa­rza, który miał zjed­no­czyć Niem­ców. A tego wła­śnie od niego ocze­ki­wano. Naza­jutrz, 18 stycz­nia 1871 roku, około połu­dnia kil­ku­set pru­skich ofi­ce­rów, człon­ków ary­sto­kra­cji i przed­sta­wi­cieli wszyst­kich puł­ków nie­miec­kich wal­czą­cych w woj­nie fran­cu­sko-pru­skiej zebrało się w Gale­rii Zwier­cia­dla­nej Pałacu Wer­sal­skiego. Przez wiel­kie okna tej wspa­nia­łej sali napły­wały dźwięki orkie­stry dętej, mie­sza­jące się z gwa­rem pod­eks­cy­to­wa­nego tłumu. W pew­nej chwili ogromne dwu­skrzy­dłowe drzwi otwo­rzyły się i do sali toną­cej w świe­tle odbi­tym od wyso­kich luster wszedł Wil­helm I w towa­rzy­stwie następcy tronu Fry­de­ryka i repre­zen­tan­tów państw nie­miec­kich. Zapa­dła cisza pełna napię­cia i ocze­ki­wa­nia. Obecni mieli świa­do­mość, że są świad­kami histo­rycz­nego wyda­rze­nia o praw­dzi­wie epic­kich wymia­rach.

Pro­kla­mo­wa­nie Cesar­stwa Nie­miec­kiego w pałacu w Wer­salu pod Pary­żem, 18 stycz­nia 1871 roku, rycina według obrazu Antona von Wer­nera. Na pode­ście widoczny Wil­helm I, król Prus i nowy cesarz Dru­giej Rze­szy, przed pode­stem stoją kanc­lerz Otto von Bismarck i szef Sztabu Gene­ral­nego, gen. Hel­muth von Moltke. Fot. Archi­wum Bel­lony.

W trak­cie pod­nio­słej cere­mo­nii Wil­helm, który tym­cza­sem zdą­żył się uspo­koić, przy­jął tytuł cesa­rza ofia­ro­wany mu ofi­cjal­nie przez ksią­żąt nie­miec­kich. Już wów­czas jed­nak pano­wało prze­ko­na­nie, że nowo utwo­rzone pań­stwo nie­miec­kie czeka nie­ła­twa przy­szłość. Na jego czele miał sta­nąć władca, który do końca swo­ich dni czuł się przede wszyst­kim kró­lem Prus. Otto von Bismarck, archi­tekt nowego pań­stwa i jego pierw­szy kanc­lerz, też nie był nacjo­na­li­stą. Zjed­no­czone Niemcy uwa­żał jedy­nie za roz­sze­rze­nie potęgi i wpły­wów Prus. Na pro­kla­ma­cję Cesar­stwa Nie­miec­kiego z roz­my­słem wybrał dzień pru­skiego święta naro­do­wego. Wil­helm I i jego kanc­lerz mieli rzą­dzić fede­ra­cją, do któ­rej mniej jej przy­chylne pań­stwa południowonie­miec­kie przy­stą­piły tylko po to, aby chro­nić nie­miec­kich roda­ków przed groźbą fran­cu­skiej inwa­zji – takiej, jaką spro­wo­ko­wał nie­dawno Bismarck. Więzy łączące nowe pań­stwo były więc dość słabe i poten­cjal­nie krót­ko­trwałe, Żela­zny Kanc­lerz musiał zatem doło­żyć wielu sta­rań, żeby nie ule­gły zerwa­niu. Nie śmiał nawet zor­ga­ni­zo­wać uro­czy­sto­ści pro­kla­mo­wa­nia nowej Rze­szy w któ­rymś z państw nie­miec­kich. Dla­tego wła­śnie odbyła się ona w pałacu kró­lew­skim w Wer­salu, w sercu poko­na­nej Fran­cji. Świad­czyło to wymow­nie o tym, że poję­cia walki i wojny zajęły w ide­olo­gii nowych Nie­miec cen­tralne miej­sce.

Budu­jąc zjed­no­czone pań­stwo z wielu drob­nych pań­ste­wek, Bismarck mógł czer­pać z kil­ku­wie­ko­wej, boga­tej mito­lo­gii naro­do­wej. W pierw­szych latach ist­nie­nia Cesar­stwa Nie­miec­kiego wzno­szono pomniki inspi­ro­wane sta­rymi legen­dami; miały one nada­wać sens nowym Niem­com i kształ­to­wać pamięć naro­dową. Twier­dzono nawet, że Wil­helm I to nowe wcie­le­nie śre­dnio­wiecz­nego cesa­rza Fry­de­ryka Bar­ba­rossy. Zgod­nie z nie­miecką wer­sją artu­riań­skiej legendy Bar­ba­rossa śpi ska­mie­niały w górach Kyffhäuser w Turyn­gii i pew­nego dnia powróci, żeby znów uczy­nić Niemcy wiel­kimi. W latach dzie­więć­dzie­sią­tych XIX wieku powstał wielki pomnik ilu­stru­jący ten mit. Roz­wi­ja­niem naro­do­wej mito­lo­gii zaj­mo­wało się wielu nie­miec­kich myśli­cieli i pisa­rzy (mię­dzy innymi bra­cia Grimm). Od dawna dowo­dzili oni, że kul­tura, język i tra­dy­cja histo­ryczna łączą Niem­ców sil­niej niż więzy lokal­nego patrio­ty­zmu. Do tego docho­dziły względy gospo­dar­cze. Nie­ubła­gane prawa eko­no­mii epoki prze­my­sło­wej, która trwała w Euro­pie Zachod­niej już od ponad stu­le­cia, wyma­gały więk­szej koor­dy­na­cji zaso­bów, siły robo­czej i poli­tyki, jeśli pań­stwa nie­miec­kie nie chciały pozo­stać jesz­cze bar­dziej w tyle za Fran­cją i Wielką Bry­ta­nią. Zie­mie nie­miec­kie, z ich bogac­twami natu­ral­nymi, korzyst­nym poło­że­niem geo­gra­ficz­nym i tra­dy­cyjną pra­co­wi­to­ścią miesz­kań­ców, miały ogromne moż­li­wo­ści roz­woju. Powsta­jąca klasa śred­nia nie omiesz­kała zauwa­żyć, że zjed­no­cze­nie pozwo­li­łoby na mak­sy­malne wyko­rzy­sta­nie tych moż­li­wo­ści.

Jed­nakże powią­za­nia kul­tu­ralne, gospo­dar­cze i poli­tyczne, nawet bar­dzo silne, nie mogły wystar­czyć do zjed­no­cze­nia. Sam Bismarck w słyn­nym prze­mó­wie­niu z 1862 roku pod­kre­ślił, że zjed­no­cze­nie narodu nie­miec­kiego nie może doko­nać się bez wojny. Oka­zało się to prawdą zarówno przed rokiem 1871, jak i póź­niej. Wyku­wa­jąc nowe pań­stwo w ogniu wojen z Danią, Austrią i Fran­cją, Bismarck stwo­rzył Niemcy, w któ­rych jedy­nym wspól­nym doświad­cze­niem oby­wa­teli był kon­flikt z wro­giem zewnętrz­nym. Rzą­dze­nie kon­glo­me­ra­tem trzy­dzie­stu dzie­wię­ciu bytów pań­stwowych oka­zało się trudne i zanim jesz­cze na nowej kon­sty­tu­cji wysechł atra­ment, na budowli poja­wiły się rysy. Kanc­lerz wie­dział, że nowe pań­stwo nie jest zwartą cało­ścią, for­mo­waną przez stu­le­cia wspól­nej histo­rii, ale mozaiką pospiesz­nie zle­pioną krwią nie­przy­ja­ciół. Chcąc więc uchro­nić nowe Niemcy przed roz­pa­dem, sta­rał się, aby walka trwała na­dal.

Była to ryzy­kowna stra­te­gia. Żela­zny Kanc­lerz, poli­tyk prze­bie­gły, praw­do­po­dob­nie jeden z naj­więk­szych mężów stanu w całej histo­rii Nie­miec, zda­wał sobie sprawę, jak kru­chy jest w 1871 roku tak zwany kon­cert mocarstw. Wpro­wa­dza­jąc na arenę euro­pej­ską nowe mocar­stwo, postę­po­wał jak ktoś, kto sta­wia małe dziecko z trąbką pośrodku orkie­stry sym­fo­nicz­nej. Wie­dział, że nowi­cjusz musi powstrzy­mać się od gry, dopóki nie opa­nuje swej sztuki i nie zdo­bę­dzie sza­cunku wytraw­nych muzy­ków. W naj­bliż­szej przy­szło­ści nie prze­wi­dy­wał więc kon­flik­tów z innymi pań­stwami. Sku­pił się na walce z wro­gami wewnętrz­nymi, która mogła mu pozy­skać więk­szość spo­łe­czeń­stwa. W zjed­no­czo­nym pań­stwie nie bra­ko­wało mniej­szo­ści naro­do­wych – Pola­ków, Duń­czy­ków, Fran­cu­zów – któ­rym Bismarck przeciwsta­wiał oby­wa­teli mówią­cych od naj­młod­szych lat po nie­miecku. Mając do czy­nie­nia na przy­kład z Fran­cu­zami, oby­wa­tele ci czuli się Niem­cami, a nie Bawar­czy­kami albo Pru­sa­kami. Innym dogod­nym polem walki była reli­gia. Dwie trze­cie lud­no­ści Cesar­stwa Nie­mieckiego sta­no­wili pro­te­stanci, a jedną trze­cią kato­licy. Laicy­zu­jąc spo­łe­czeń­stwo nie­miec­kie, Bismarck sta­rał się zastą­pić reli­gię uczu­ciami naro­do­wymi, two­rząc nowe wyznacz­niki toż­sa­mo­ści i niwe­lu­jąc róż­nice mię­dzy Niem­cami. Zagro­że­niem dla toż­sa­mo­ści naro­do­wej wyda­wał się też inter­na­cjo­na­lizm pro­pa­go­wany przez ruch socja­li­styczny, Bismarck więc uznał socja­li­stów za wro­gów pań­stwa.

Kiedy w roku 1888, burz­li­wym Roku Trzech Cesa­rzy, na tron wstą­pił Wil­helm II, szybko doszło mię­dzy nim a kanc­le­rzem do sporu w spra­wie jed­no­ści Nie­miec. Władca dostrzegł ten sam pro­blem – że wspól­nota gospo­dar­cza i kul­tu­ralna nie wystar­czy do zacho­wa­nia spo­isto­ści Dru­giej Rze­szy – ale roz­wią­za­nie Bismarcka, czyli cią­głe wewnątrz­nie­miec­kie waśnie, uwa­żał za nie do przy­ję­cia. Chciał być cesa­rzem wszyst­kich Niem­ców, miło­wa­nym przez swo­ich pod­da­nych. Skoro jego dziad Wil­helm I nie chciał być wcie­le­niem Fry­de­ryka Bar­ba­rossy, to on musiał wziąć na swoje barki zada­nie dopro­wa­dze­nia narodu do ponow­nej wiel­ko­ści. Zamiast szu­kać wro­gów w Rze­szy – dowo­dził – Niemcy muszą wywal­czyć swe miej­sce pośród innych naro­dów w zma­ga­niach z zewnętrz­nymi nie­przy­ja­ciółmi. W toku tej walki miała powstać mię­dzy Niem­cami tak silna więź krwi i żelaza, aby nic nie mogło jej roze­rwać. Myśl, że walka Nie­miec o „miej­sce pod słoń­cem”, o zbu­do­wa­nie mocar­stwa, które mogłoby się rów­nać z bry­tyj­skim i fran­cu­skim, dopro­wa­dzi do wewnętrz­nej jed­no­ści, była oczy­wi­ście chy­biona i w końcu stała się przy­czyną upadku Dru­giej Rze­szy. Ale nowy kaj­zer był czło­wie­kiem mło­dym (miał zale­d­wie dwa­dzie­ścia dzie­więć lat) i zapal­czy­wym, pozba­wio­nym poli­tycz­nej zręcz­no­ści Żela­znego Kanc­le­rza. Ten ostatni, zgorzk­niały i ura­żony, odszedł ze sta­no­wi­ska w 1890 roku i Wil­helm sam prze­jął stery wła­dzy w nie­sta­bil­nym pań­stwie. Nie znano zjed­no­czo­nych Nie­miec bez Bismarcka, kiedy więc ten doświad­czony i wybitny poli­tyk opu­ścił urząd, kraj sta­nął w obli­czu nie­pew­nej przy­szło­ści.

Wil­helm szybko się prze­ko­nał, że podzia­łów reli­gij­nych, spo­łecz­nych, kul­tu­ral­nych i naro­do­wych nie zasy­pie tylko dzięki sile swej oso­bo­wo­ści i kró­lew­skiej cha­ry­zmie, którą sobie przy­pi­sy­wał. Socja­li­ści wciąż straj­ko­wali, kato­licy na­dal trak­to­wali króla pru­skiego podejrz­li­wie, a Polacy doma­gali się wła­snego pań­stwa. Cesarz liczył, że impe­rium, z któ­rego wszy­scy oni będą dumni, pozwoli im poczuć się wyłącz­nie Niem­cami i zapo­mnieć o resz­cie. Jego don­ki­szo­tow­ska walka o „miej­sce pod słoń­cem” dla Nie­miec spo­wo­duje, że młode pań­stwo znaj­dzie się na skraju zagłady.

Kiedy w 1914 roku wybu­chła wojna świa­towa, Wil­helm prze­żył szok. Mała bał­kań­ska wojna, na którą liczył, nagle prze­ro­dziła się w wielki, ogól­no­eu­ro­pej­ski kon­flikt. Cesarz jed­nak wciąż upa­try­wał w niej szansę na osta­teczne zjed­no­cze­nie wszyst­kich Niem­ców. W prze­mó­wie­niu wygło­szo­nym 1 sierp­nia 1914 roku oświad­czył: „Dziś wszy­scy jeste­śmy nie­miec­kimi braćmi i tylko nie­miec­kimi braćmi”. Naj­now­sze bada­nia histo­ryczne roz­wiały wpraw­dzie mit o powszech­nej eufo­rii na wieść o wybu­chu wojny, ale pozo­staje fak­tem, że wszy­scy Niemcy byli prze­ko­nani o koniecz­no­ści obrony „ojczy­zny”. W końcu jed­nak oka­zało się, że pierw­sza wojna świa­towa wymaga tyle krwi i żelaza, iż jest to ponad siły mło­dego pań­stwa. W listo­pa­dzie 1918 roku naród nie­miecki poniósł klę­skę, jego korona została strą­cona, tar­cza i miecz leżały zdru­zgo­tane, a duch był zła­many. Fran­cja, główny wróg, szy­ko­wała się do znisz­cze­nia i roz­bioru Nie­miec, twier­dząc, że pań­stwo, w któ­rym toż­sa­mość naro­dową zbu­do­wano na woj­nie, może być tylko przy­czyną kolej­nego roz­lewu krwi. Druga Rze­sza miała zostać znisz­czona tam, gdzie została kie­dyś pro­kla­mo­wana – w Gale­rii Zwier­cia­dla­nej Pałacu Wer­sal­skiego.

Wielka Bry­ta­nia i Stany Zjed­no­czone dostrze­gły jed­nak w gru­zach Dru­giej Rze­szy inne Niemcy. Z zia­ren demo­kra­cji i dobro­bytu, które zasiał Bismarck, powoli wyro­sła nowa wizja narodu nie­miec­kiego, wizja, w któ­rej miał on zna­leźć swe miej­sce pomię­dzy naro­dami świata dzięki wymia­nie han­dlo­wej, demo­kra­cji i poko­jo­wemu współ­ist­nie­niu. Ale trzeba było jesz­cze jed­nej wojny świa­to­wej, znacz­nie bar­dziej krwa­wej niż ta z lat 1914–1918, żeby Niemcy odrzu­ciły w końcu swe mili­ta­ry­styczne i wojow­ni­cze dzie­dzic­two.

Cesar­stwo Nie­miec­kie było nie­ustan­nie wstrzą­sane kon­flik­tami, któ­rych korze­nie się­gały jego gwał­tow­nych naro­dzin. Z jed­nej strony Bismarck uzna­wał libe­ralną tra­dy­cję i usta­no­wił powszechne prawo wybor­cze (dla męż­czyzn), co pozwo­liło na roz­wój auten­tycz­nie plu­ra­li­stycz­nego sys­temu wie­lo­par­tyj­nego. Z dru­giej jed­nak strony ist­niało stałe napię­cie mię­dzy tym sys­te­mem a elitą rzą­dzącą kra­jem, wycho­waną w duchu pru­skiego auto­ry­ta­ry­zmu. Utrzy­mu­jące się par­ty­ku­la­ry­zmy i patrio­ty­zmy lokalne rywa­li­zo­wały z toż­sa­mo­ścią naro­dową, a cza­sem nawet usu­wały ją w cień. Dla­tego Bismarck i Wil­helm II celowo roz­nie­cali kon­flikty, bo te zawsze sprzy­jają zwie­ra­niu sze­re­gów. Ani jeden, ani drugi nie zapew­nił pań­stwu jed­no­ści i dobro­bytu w swo­ich cza­sach, ale czy tego chcieli, czy nie obaj poło­żyli pod­wa­liny gospo­dar­czego i demo­kra­tycz­nego mocar­stwa nie­miec­kiego, które znamy dziś.ROZ­DZIAŁ I. POWSTA­NIE CESAR­STWA NIE­MIEC­KIEGO 1815–1866

Roz­dział I

Powsta­nie Cesar­stwa Nie­miec­kiego 1815–1866

Wiel­kie zagad­nie­nia naszych cza­sów nie zostaną roz­strzy­gnięte prze­mó­wie­niami ani uchwa­łami więk­szo­ści ale krwią i żela­zem.

Otto von Bismarck

1815. Niemcy stają do walki

D_o mojego ludu_¹ – taki był tytuł dra­ma­tycz­nej ode­zwy króla Prus Fry­de­ryka Wil­helma III, w któ­rej wzy­wał on pod­da­nych do wyzwo­le­nia ziem pru­skich spod fran­cu­skiej oku­pa­cji. Lecz sam monar­cha nie bar­dzo wie­dział, kim są jego pod­dani. W pierw­szej czę­ści ode­zwy zwra­cał się do „Bran­den­bur­czy­ków, Pru­sa­ków, Ślą­za­ków, Pomo­rzan, Litwi­nów”, ale w miarę jak ton jego apelu sta­wał się bar­dziej emo­cjo­nalny, nawo­ły­wał „Pru­sa­ków”, a wresz­cie „Niem­ców”, żeby połą­czyli siły prze­ciwko nie­przy­ja­cie­lowi i jego „obcemu” władcy. Fry­de­ryk Wil­helm zda­wał sobie chyba sprawę, że jego pod­dani nie mają jed­nej toż­sa­mo­ści naro­do­wej. Wytwo­rze­niu się takiej toż­sa­mo­ści prze­szka­dzały silne patrio­ty­zmy lokalne, które jed­nak w obli­czu zewnętrz­nego wroga zeszły na dal­szy plan. Walki z Napo­le­onem zapo­cząt­ko­wały stu­letni okres for­mo­wa­nia się nowo­cze­snego narodu nie­miec­kiego.

Zna­mienne, że Otto von Bismarck przy­szedł na świat w roku klę­ski Napo­le­ona pod Water­loo – 1815. W dzie­ciń­stwie, podob­nie jak więk­szość Niem­ców z jego poko­le­nia, czę­sto słu­chał opo­wie­ści o wal­kach swo­ich roda­ków z Fran­cu­zami. Po upo­ka­rza­ją­cych klę­skach armii pru­skiej pod Jeną i Auer­stedt w 1806 roku Prusy zna­la­zły się pod pano­wa­niem fran­cu­skim. Dla wielu Pru­sa­ków jesz­cze bar­dziej hań­biący od pora­żek na polu bitwy był zawarty w 1807 roku trak­tat poko­jowy w Tylży. Na mocy tego trak­tatu Prusy stra­ciły połowę tery­to­rium i lud­no­ści, zrze­ka­jąc się mię­dzy innymi wszyst­kich ziem na zachód od Łaby. Było to cięż­kie upo­ko­rze­nie i od Fry­de­ryka Wil­helma doma­gano się pod­ję­cia sta­now­czych dzia­łań. Król miał opi­nię władcy łagod­nego i chwiej­nego, który zbyt długo nie mógł się zde­cy­do­wać na sta­wie­nie oporu fran­cu­skiej agre­sji. Jakże ina­czej w podob­nej sytu­acji postę­po­wał jego legen­darny przo­dek Fry­de­ryk Wielki. „Stary Fryc”, jak poufale nazy­wali go pod­dani, odniósł wiele zwy­cięstw (mię­dzy innymi nad Fran­cją w 1757 roku), czę­sto oso­bi­ście pro­wa­dząc żoł­nie­rzy do boju i nara­ża­jąc się na śmier­telne nie­bez­pie­czeń­stwo – nie­przy­ja­ciel­skie kule kil­ka­krot­nie zabiły pod nim wierz­chowca. Tym­cza­sem Fry­de­ryk Wil­helm mógł się pochwa­lić tylko piękną i popu­larną wśród pod­da­nych mał­żonką, Luizą. Inte­li­gentna, obda­rzona silną wolą i kobie­cym uro­kiem, oso­bi­ście inter­we­nio­wała u Napo­le­ona w Tylży, pró­bu­jąc uzy­skać dla Prus lep­sze warunki pokoju. Cho­ciaż nic nie wskó­rała, zdo­była wielki sza­cu­nek w spo­łe­czeń­stwie, co jed­nak spo­wo­do­wało, że sła­bość cha­rak­teru jej męża stała się jesz­cze widocz­niej­sza. Po ucieczce z Ber­lina do Prus Wschod­nich, na krańce swego kró­le­stwa, Fry­de­ryk Wil­helm prze­grał kam­pa­nię, tra­cąc sto­licę, god­ność i wspar­cie pod­da­nych. Była to chwila naj­więk­szego upadku Prus, lecz poczu­cie ura­żo­nej dumy połą­czyło wielu Niem­ców. Naro­do­wej mito­lo­gii nie buduje się na poczu­ciu upo­ko­rze­nia i hańby, ale dzięki niemu powstała mię­dzy Niem­cami więź, do któ­rej będą się odwo­ły­wać póź­niejsi przy­wódcy.

Rodzice Ottona von Bismarcka byli świeżo po ślu­bie, gdy armia fran­cu­ska zajęła i splą­dro­wała ich rodzinną miej­sco­wość Schönhausen, leżącą kilka kilo­me­trów na wschód od Łaby. Kiedy w 1813 roku Fry­de­ryk Wil­helm wezwał wresz­cie pod­da­nych do broni, spo­łe­czeń­stwo pru­skie, podob­nie jak więk­szość miesz­kań­ców innych ziem nie­miec­kich, ogar­nął bojowy zapał. Odzy­ska­nie naro­do­wej god­no­ści i honoru warte było naj­więk­szych ofiar, nawet ofiary życia. Para­dok­sal­nie to sła­bość króla Prus przy­czy­niła się do wzmoc­nie­nia woli walki z oku­pan­tami. Po nagłej śmierci w 1810 roku w wieku zale­d­wie trzy­dzie­stu czte­rech lat Luiza stała się patronką nie­miec­kiego ruchu patrio­tycz­nego, który będzie wzy­wał kolejne rządy pru­skie do zjed­no­cze­nia Niem­ców wokół wspól­nej sprawy naro­do­wej. Przy­kład mło­dej kró­lo­wej, która nie bała się sta­wić czoło samemu Napo­le­onowi w obro­nie Prus i Nie­miec, dodał ducha jej pogrą­żo­nemu w żało­bie mężowi. Zimą 1812–1813 armia napo­le­oń­ska ponio­sła w Rosji strasz­liwą klę­skę i Fry­de­ryk Wil­helm w końcu zna­lazł w sobie siły, by przy­stą­pić do dzia­ła­nia. Jego pło­mienna ode­zwa z wio­sny 1813 roku sku­piła pru­skich pod­da­nych wokół władcy i umoc­niła w nich poczu­cie, że mają wspólną ojczy­znę. Wielu zwy­kłych ludzi, bez względu na war­stwę spo­łeczną, wyzna­nie, płeć, wiek i miej­sce zamiesz­ka­nia, odpo­wie­działo na wezwa­nie króla. Wstę­po­wali do ochot­ni­czych oddzia­łów, ofia­ro­wy­wali „złoto na żelazo”, zakła­dali towa­rzy­stwa dobro­czynne i poma­gali pie­lę­gno­wać ran­nych.

Jed­nakże wypę­dze­nie Fran­cu­zów z ziem nie­miec­kich oka­zało się nie­ła­twe. Pod bro­nią zna­la­zło się 290 000 Niem­ców. Po dłu­gich i krwa­wych wal­kach doszło w paź­dzier­niku 1813 roku do wiel­kiej bitwy pod Lip­skiem, w któ­rej wzięło udział pół miliona żoł­nie­rzy. Była to naj­więk­sza bitwa w Euro­pie przed pierw­szą wojną świa­tową. Nazwana „bitwą naro­dów”, sta­no­wiła dla Niem­ców kamień milowy na dro­dze do zjed­no­czo­nego pań­stwa. Naród nie­miecki, jak głosi patrio­tyczna opo­wieść, powstał prze­ciwko fran­cu­skim oku­pan­tom i zrzu­cił z sie­bie jarzmo obcego pano­wa­nia. Już w 1814 roku zaczęto wzy­wać do wznie­sie­nia pomnika na polu bitwy pod Lip­skiem, a filo­zo­fo­wie i pisa­rze, na przy­kład Ernst Moritz Arndt, poparli te żąda­nia. Kamień węgielny pod budowę ogrom­nego, dzie­więć­dzie­się­cio­me­tro­wego monu­mentu poło­żono jed­nak dopiero w 1898 roku. Cie­kawe, że potrzebne środki finan­sowe pocho­dziły ze skła­dek spo­łecz­nych i dota­cji mia­sta Lip­ska, a nie władz fede­ral­nych albo skarbu cesar­skiego. W uro­czy­stym odsło­nię­ciu pomnika w 1913 roku uczest­ni­czyło ponad 100 000 ludzi. Był to dowód siły i popu­lar­no­ści mitów i legend zwią­za­nych z powsta­niem pań­stwa nie­mieckiego. Pomnik widać z odle­gło­ści wielu kilo­me­trów i dziś robi nie mniej impo­nu­jące wra­że­nie niż wów­czas.

Pomnik upa­mięt­nia­jący Bitwę Naro­dów pod Lip­skiem z 1813 roku, w któ­rej woj­ska pru­sko-rosyj­sko-austriacko-szwedz­kie zadały klę­skę armii Napo­le­ona I. Fot. Dziajda/Shut­ter­stock.com.

Bismarck i jego współ­cze­śni wycho­wali się więc na opo­wie­ściach o boha­ter­stwie i wspa­nia­łym duchu uczest­ni­ków „wojen wyzwo­leń­czych”, jak je póź­niej nazwano. Ochot­nicy, któ­rzy odpo­wie­dzieli na apel króla pru­skiego z 1813 roku, utwo­rzyli jed­nostki lan­dwery (_Lan­dwehr_) liczące w sumie 120 565 osób (na 290 000 żoł­nie­rzy armii pru­skiej). Do tego docho­dziły jesz­cze kor­pusy ochot­ni­cze (_Fre­ikorps_) zło­żone z ochot­ni­ków z Prus i innych państw nie­miec­kich. Do powsta­nia legendy przy­czy­nił się nie tylko fakt, że ochot­nicy sta­no­wili tak dużą część sił zbroj­nych, które umoż­li­wiły pozby­cie się Fran­cu­zów. Co waż­niej­sze, w prze­ci­wień­stwie do żoł­nie­rzy oddzia­łów regu­lar­nych, nie skła­dali oni przy­sięgi na wier­ność kró­lowi pru­skiemu. Wal­czyli dla nie­miec­kiej ojczy­zny. Mun­dur słyn­nego kor­pusu ochot­ni­czego Lützowa (czarne sukno obszyte czer­wo­nym rąb­kiem z mie­dzia­nymi guzi­kami w kolo­rze złota) sta­nie się natchnie­niem dla ruchu patrio­tycz­nego. Z jego barw zesta­wiona zosta­nie przy­szła flaga naro­dowa Nie­miec.

Cie­kawe, że bitwa pod Water­loo z 18 czerwca 1815 roku ni­gdy nie zajęła w nie­miec­kiej świa­do­mo­ści naro­do­wej tak waż­nego miej­sca, jakie zyskała w zbio­ro­wej pamięci Bry­tyj­czy­ków i Fran­cu­zów. Ow­szem, to wtedy Napo­leon poniósł osta­teczną klę­skę, a głos Prus i Austrii dzięki ich udzia­łowi w koali­cji anty­fran­cu­skiej zaczął liczyć się w dys­ku­sjach nad przy­szło­ścią Europy. Dla nie­miec­kich patrio­tów jed­nak histo­ria ich kraju two­rzyła się pod Lip­skiem. Bitwa naro­dów, sto­czona w sercu Nie­miec, znacz­nie sil­niej prze­ma­wiała do wyobraźni jako apo­geum boha­ter­skiej walki o naro­dowe wyzwo­le­nie niż udział wojsk pru­skich w bitwie na ziemi holen­der­skiej. Nie­mniej rok 1815 roku stał się prze­ło­mo­wym momen­tem w dzie­jach Nie­miec w takim samym stop­niu jak w histo­rii reszty Europy. Powstał nowy układ sił na kon­ty­nen­cie, a pań­stwa nie­miec­kie zyskały szansę na zna­le­zie­nie w nim swego miej­sca.

Per­trak­ta­cje toczone pod­czas kon­gresu wie­deń­skiego (1814–1815) oka­zały się dla Prus trudne i dener­wu­jące. Wła­dze pru­skie uznały, że mają prawo współ­de­cy­do­wać o nowym podziale Europy i zażą­dały Kró­le­stwa Sak­so­nii, aby roz­cią­gnąć swą wła­dzę na środ­kowe Niemcy. Bry­tyj­ski mini­ster spraw zagra­nicz­nych lord Castle­re­agh poparł ich sta­no­wi­sko. Zjed­no­czone pań­stwo nie­miec­kie, na któ­rym można by pole­gać, powinno zyskać silną pozy­cję w Euro­pie Środ­ko­wej, two­rząc mocną zaporę przed ewen­tu­alną nową agre­sją Fran­cji. Jed­nakże pla­nowi temu sta­now­czo sprze­ci­wił się gospo­darz kon­fe­ren­cji, austriacki mini­ster spraw zagra­nicz­nych hra­bia Kle­mens von Met­ter­nich. Austria była wciąż naj­sil­niej­szym i naj­bar­dziej doj­rza­łym gospo­dar­czo i poli­tycz­nie pań­stwem nie­miec­kim. Nale­żało więc zna­leźć jakieś kom­pro­mi­sowe roz­wią­za­nie. Doko­nano zatem podziału Sak­so­nii mię­dzy Austrię a Prusy, któ­rym przy­pa­dło około 40 pro­cent sak­soń­skiego tery­to­rium. Co cie­kawe, Prusy doma­gały się mia­sta Wit­ten­bergi, gdzie przed bli­sko trzy­stu laty Mar­cin Luter przy­bił do drzwi kate­dry dzie­więć­dzie­siąt pięć tez, dając w ten spo­sób począ­tek refor­ma­cji. To histo­ryczne wyda­rze­nie stało się też inspi­ra­cją dla nie­miec­kiego ruchu zjed­no­cze­nio­wego. Stu­denci i inte­li­gen­cja orga­ni­zo­wali wiel­kie mani­fe­sta­cje poli­tyczne w Wart­burgu, gdzie Luter ukry­wał się przez trzy­sta dni, gdy Kościół obwo­łał go here­ty­kiem; tutaj też doko­nał wie­ko­pom­nego prze­kładu _Biblii_ na język nie­miecki, przy­czy­nia­jąc się do języ­ko­wego zjed­no­cze­nia narodu. Jego zasługi dla Nie­miec na tym się nie skoń­czyły, ponie­waż kilka stu­leci póź­niej pro­te­stanccy patrioci dostrze­gli ana­lo­gie mię­dzy ruchem refor­ma­cyj­nym a woj­nami wyzwo­leń­czymi z Fran­cu­zami. Według nich Niemcy zawsze zrzu­cali jarzmo obcego uci­sku dzięki sile i woli walki swego narodu – czy cho­dziło o Napo­le­ona, czy o papieża. Przed­sta­wi­ciele Prus nie mogli więc opu­ścić Wied­nia, nie uzy­skaw­szy Wit­ten­bergi, naro­do­wego sym­bolu. Kato­lic­kiej Austrii było wła­ści­wie wszystko jedno, więc bez trudu dobito targu.

Posta­no­wie­niem kon­gresu, które miało naj­więk­sze zna­cze­nie dla powsta­nia w przy­szło­ści Rze­szy Nie­miec­kiej, było przy­zna­nie Pru­som roz­le­głego tery­to­rium nad Renem. Wielka Bry­ta­nia chciała mieć gwa­ran­cję, że poten­cjalna agre­sja fran­cu­ska napo­tka solidną barierę w środ­ko­wej Euro­pie i że poli­tyczna próż­nia, którą wytwo­rzyło wyco­fa­nie się Habs­bur­gów z Bel­gii, zosta­nie wypeł­niona. Takie roz­wią­za­nie odpo­wia­dało wszyst­kim stro­nom, więc poro­zu­mie­nie szybko osią­gnięto. Wpływy pru­skie – bar­dziej przez przy­pa­dek niż za sprawą prze­my­śla­nego planu – roz­cią­gały się teraz na całą pół­nocną połowę Nie­miec. Jedyną chmurką na pogod­nym nie­bie było to, że nowo nabyte zie­mie były oddzie­lone od pru­skiej macie­rzy małymi pań­stew­kami: księ­stwem Hano­weru, Brunsz­wiku i land­gra­fo­stwem Hesji-Kas­sel. Nie­mniej znaczne zwięk­sze­nie tery­to­rium, zaso­bów i liczby lud­no­ści miało umoc­nić w nad­cho­dzą­cych deka­dach supre­ma­cję Prus na are­nie nie­miec­kiej.

Rok 1815 był więc punk­tem zwrot­nym w pro­ce­sie naro­dzin Cesar­stwa Nie­miec­kiego. Co prawda, już przed inwa­zją napo­le­oń­ską uczu­cia naro­dowe sta­no­wiły ukrytą sprę­żynę wyda­rzeń zacho­dzą­cych na zie­miach nie­miec­kich, ale dopiero najazd obcych wojsk spo­wo­do­wał, że masy zjed­no­czyły się wokół wspól­nego celu. Żar­li­wemu umi­ło­wa­niu ojczy­zny, któ­rego dowody zło­żyli ochot­nicy wstę­pu­jący do lan­dwery i fre­ikorp­sów, towa­rzy­szyła nie­zwy­kła ofiar­ność uczest­ni­ków kam­pa­nii „złoto na żelazo” i innych ruchów oby­wa­tel­skich. Każdy miesz­ka­niec ziemi nie­miec­kiej – męż­czy­zna, kobieta i dziecko – czuł, że jego kul­tura, język i kieł­ku­jąca toż­sa­mość naro­dowa są w nie­bez­pie­czeń­stwie i wielu z nich nie szczę­dziło sił i środ­ków, aby to nie­bez­pie­czeń­stwo ode­przeć. To zbio­rowe prze­ży­cie miało ogromną moc spa­ja­jącą. Jak wyka­zał bry­tyj­ski histo­ryk Neil Mac­Gre­gor w swo­jej popu­lar­nej mono­gra­fii o dzie­jach nie­miec­kiej kul­tury, wojny napo­le­oń­skie były rów­nie potęż­nym czyn­ni­kiem jed­no­cze­nia się Niem­ców jak tra­giczna dla nich wojna trzy­dzie­sto­let­nia sprzed pra­wie dwu­stu lat. Duch nacjo­na­li­zmu, który prze­poił wów­czas naród nie­miecki, sta­nie się siłą spraw­czą zarówno naro­dzin, jak i zagłady Cesar­stwa Nie­miec­kiego.

1815–1840. Dwaj rywale

Wielu nie­miec­kich patrio­tów pil­nie śle­dziło obrady kon­gresu wie­deń­skiego. Jed­nak ich cicha nadzieja, że rewi­zja gra­nic euro­pej­skich przy­czyni się do powsta­nia bar­dziej zjed­no­czo­nych Nie­miec, nie ziściła się. Austria zro­biła wszystko, żeby utrą­cić pru­skie wysiłki zmie­rza­jące w tym kie­runku. Prusy wciąż uzna­wały wyż­szość Cesar­stwa Austriac­kiego i celem ich dążeń było utwo­rze­nie związku państw, który umoż­li­wiłby obu mocar­stwom nie­miec­kim kon­trolę nad mniej­szymi pań­stwami. Wła­dze pru­skie widziały potrzebę powo­ła­nia rządu cen­tral­nego, który for­mu­ło­wałby i wcie­lałby w życie okre­ślony pro­gram gospo­dar­czy, spo­łeczny i poli­tyczny. Austria jed­nak oba­wiała się, że takie roz­wią­za­nie zrówna ją z Pru­sami, a zale­żało jej na zacho­wa­niu pozy­cji pierw­szego mocar­stwa. Toteż austriacki mini­ster spraw zagra­nicznych Kle­mens von Met­ter­nich opo­wia­dał się za luźną kon­fe­de­ra­cją państw nie­miec­kich pod prze­wod­nic­twem Austrii. Ponie­waż dwaj czo­łowi uczest­nicy kon­gresu wie­deń­skiego, Wielka Bry­ta­nia i Austria, zga­dzali się w tej spra­wie, przy­jęty został pro­jekt austriacki, a kon­cep­cję pru­ską odrzu­cono. W ten spo­sób powstał Zwią­zek Nie­miecki (_Deut­scher Bund_).

Zwią­zek ten jako pewna forma zjed­no­czo­nych Nie­miec roz­cza­ro­wał nie tylko pru­skie elity, lecz także wielu zwy­kłych ludzi, któ­rzy swego czasu boha­ter­sko wal­czyli za ojczy­znę i pra­gnęli teraz ujrzeć nama­calne owoce tej walki. Na plus Związ­kowi Nie­mieckiemu nale­żało jed­nak zapi­sać, że nie był powro­tem do pstro­ka­ci­zny pań­ste­wek i księstw, z któ­rych skła­dało się Święte Cesar­stwo Rzym­skie Narodu Nie­mieckiego. Napo­leon, chcąc spra­wo­wać kon­trolę nad nie­miec­kimi pań­stwami, które pod­bił zbroj­nie, zmu­sił je prośbą, groźbą, prze­kup­stwem i prze­mocą do utwo­rze­nia w 1806 roku tak zwa­nego Związku Reń­skiego. W jego skład wcho­dziło w 1808 roku trzy­dzie­ści sześć państw (bez Austrii, Prus i ich wasali). Zwią­zek Nie­miecki był w swo­jej osta­tecz­nej postaci repliką Związku Reń­skiego i obej­mo­wał trzy­dzie­ści dzie­więć państw nie­miec­kich. Był to postęp w sto­sunku do setek jed­no­stek admi­ni­stra­cyj­nych pod­upa­da­ją­cego Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego, ale wła­dza poli­tyczna w nowej kon­fe­de­ra­cji miała tak samo zde­cen­tra­li­zo­wany cha­rak­ter. Jedyny organ fede­ralny, Zgro­ma­dze­nie Związ­kowe (_Bun­de­sver­sam­m­lung_), skła­dał się z dele­ga­tów państw człon­kow­skich; nie był par­la­men­tem mają­cym prawo uchwa­la­nia ustaw obo­wią­zu­ją­cych wszyst­kich człon­ków związku. W takim sys­te­mie nie dało się uzgad­niać żad­nych dzia­łań gospo­dar­czych, poli­tycz­nych i spo­łecz­nych. Co gor­sza, funk­cja prze­wod­ni­czą­cego związku nie była obsa­dzana na zasa­dzie wyboru ani rota­cji, lecz została na stałe przy­znana Austrii. Ostat­nio histo­rycy kwe­stio­nują tezę, że zwią­zek był luźną kon­fe­de­ra­cją państw. Zwra­cają uwagę, że człon­kom nie przy­słu­gi­wało prawo do jego opusz­cze­nia, a usta­wo­daw­stwo związ­kowe miało z zasady pry­mat nad usta­wami poszcze­gól­nych państw. Oba te twier­dze­nia są praw­dziwe, ale w prak­tyce zwią­zek nie narzu­cał fede­ral­nych posta­no­wień pań­stwom człon­kow­skim – wyjąt­kiem była wspólna obrona przed zewnętrzną agre­sją. W porów­na­niu ze Świę­tym Cesar­stwem Rzym­skim Zwią­zek Nie­miecki był kro­kiem w kie­runku zjed­no­cze­nia kraju. Miał mniej­szą liczbę człon­ków, dzięki czemu łatwiej można nim było ste­ro­wać, a pań­stwa skła­dowe mogły być zmu­szone do walki z wro­giem (Święte Cesar­stwo Rzym­skie musiało pole­gać na chwiej­nych soju­szach zawie­ra­nych w dro­dze nego­cja­cji). W grun­cie rze­czy jed­nak ozna­czał nie­wiele wię­cej niż przy­mie­rze obronne.

Taki stan rze­czy budził wiel­kie nie­za­do­wo­le­nie wśród ide­ali­stów-patrio­tów, któ­rzy liczyli na kon­kret­niej­sze roz­wią­za­nie kwe­stii nie­miec­kiej. Ich marze­nie o nie­miec­kim pań­stwie naro­do­wym było rów­nie dale­kie od speł­nie­nia jak przed­tem. Swój stan ducha wyra­żali w różny spo­sób. Jed­nym z nich było zakła­da­nie kor­po­ra­cji stu­denc­kich o nacjo­na­li­stycz­nej orien­ta­cji (_Bur­schen­scha­ften_). Duchową sie­dzibą tych bractw był (i na­dal jest) uni­wer­sy­tet w Jenie. Pierw­sza taka orga­ni­za­cja (_Urbur­schen­schaft_) powstała w 1815 roku. Jej flaga była trój­ko­lo­rowa: czarno-czer­wono-złota. Żar­liwi mło­dzi inte­lek­tu­ali­ści nie mogli pogo­dzić się z tym, że kon­gres wie­deń­ski zawiódł ich nadzieje. Orga­ni­zo­wali demon­stra­cje i wiece, które przy­czy­nią się potem do wybu­chu rewo­lu­cji 1848 roku. Pod­czas takich wyda­rzeń jak Wart­burg Festi­val w 1817 roku albo marsz stu­den­tów na zamek w Ham­bach w 1832 roku wezwa­niom do zjed­no­cze­nia towa­rzy­szyły żąda­nia roz­sze­rze­nia demo­kra­cji oraz praw i swo­bód jed­nostki.

Stu­den­tów wspie­rały wybitne oso­bi­sto­ści z krę­gów umy­sło­wych, mię­dzy innymi filo­zo­fo­wie Johann Got­tlieb Fichte i Georg Wil­helm Frie­drich Hegel (obaj wykła­dali wcze­śniej w Jenie). Naj­now­sze bada­nia wyka­zały, że nazy­wa­nie ich „nie­miec­kimi nacjo­na­li­stami”, które to okre­śle­nie przy­jęło się pod koniec XIX wieku, nie jest do końca słuszne. Uczeni nie­mieccy z lat osiem­dzie­sią­tych i dzie­więć­dzie­sią­tych XIX wieku usil­nie szu­kali ide­olo­gicz­nych pro­to­pla­stów i stwo­rzyli uprosz­czony obraz poglą­dów obu filo­zo­fów, który oka­zał się bar­dzo trwały. Trudno jed­nak zaprze­czyć, że Fichte i Hegel wywarli głę­boki wpływ na ruch naro­dowo-libe­ralny i przy­czy­nili się do nada­nia mu kie­runku w pierw­szej poło­wie XIX wieku. Pisa­rze o poglą­dach naro­do­wych, na przy­kład Ernst Moritz Arndt, stali się rów­nież waż­nymi posta­ciami ruchu na rzecz zjed­no­cze­nia. Pieśń Arndta _Was ist des Deut­schen Vater­land?_ (Czym jest nie­miecka ojczy­zna?) odgry­wała rolę hymnu naro­do­wego.

Jeśli cho­dzi o sze­ro­kie kręgi spo­łe­czeń­stwa, to w dzieło zjed­no­cze­nia kul­tu­ral­nego Nie­miec po woj­nach napo­le­oń­skich istotny wkład wnie­śli bra­cia Grimm. Ich zbiory bajek nie­miec­kich, opu­bli­ko­wane w 1812 i 1815 roku, nie zawie­rały nowych tre­ści. Opo­wia­da­nia o złych wil­kach, dziew­czyn­kach zamknię­tych w wieży i wiedź­mach z głębi lasu od wie­ków prze­ra­żały nie­miec­kie dzieci. Zasługa braci Grimm pole­gała na uję­ciu tych baśni, prze­ka­zy­wa­nych dotąd tylko ust­nie, w jed­no­litą formę pisemną. Posłu­szeń­stwo to motyw wielu bajek Grim­mów – ich dzie­cię­cych boha­te­rów spo­tyka czę­sto straszny los, gdy nie są posłuszni star­szym. Przy­kła­dem jest opo­wieść o Czer­wo­nym Kap­turku. Matka Czer­wo­nego Kap­turka, posy­ła­jąc córkę do ciem­nego lasu z cia­stem i winem dla cho­rej babci, surowo przy­ka­zała jej iść pro­sto do celu. W ory­gi­nal­nej wer­sji fran­cu­skiej Char­les’a Per­raulta nie znaj­dziemy tej mat­czy­nej prze­strogi, jest ona pomy­słem Grim­mów. Jak można się było spo­dzie­wać, dziew­czynka łatwo ulega namo­wom złego wilka, który mówi do niej przy­mil­nym gło­sem, i zba­cza z drogi. Dzięki temu wilk pierw­szy dociera do domu babci, zjada ją, a potem, prze­braw­szy się za bab­cię, pożera też dziew­czynkę. Każde nie­miec­kie dziecko słu­cha­jące tej bajki miało zapa­mię­tać, że jeśli nie będzie posłuszne rodzi­com, zosta­nie srogo uka­rane. Las jest sce­ne­rią wielu bajek Grim­mów. To zawsze miej­sce mroczne i nie­bez­pieczne w prze­ci­wień­stwie do bez­piecz­nej i spo­koj­nej wsi. Czę­stym boha­te­rem bajek jest myśliwy, czło­wiek odważny, który nie lęka się nie­bez­pie­czeństw cza­ją­cych się w leśnych ostę­pach. Tak oto Grim­mo­wie stwo­rzyli wspólny dla kolej­nych poko­leń Niem­ców świat wyobra­żeń i war­to­ści moral­nych. Może się to wydać rze­czą banalną, ale nie wolno nie doce­niać psy­cho­lo­gicz­nego zna­cze­nia wspól­noty prze­żyć kul­tu­ral­nych w dzie­ciń­stwie. Lite­racka dzia­łal­ność Grim­mów oraz poczu­cie bra­ter­stwa, jakie zro­dziła wśród Niem­ców walka z Napo­le­onem, umac­niały ich w prze­ko­na­niu, że ist­nieje jeden naród nie­miecki (_Volk_).

Ponie­waż po dru­giej woj­nie świa­to­wej słowo „nacjo­na­lizm” zostało ści­śle sko­ja­rzone z pra­wi­cową orien­ta­cją poli­tyczną, trzeba przy­po­mnieć, że jego dzie­więt­na­sto­wieczna odmiana była mocno zabar­wiona libe­ral­nymi i roman­tycz­nymi ide­ałami. Wielu Niem­ców wzo­rem braci Grimm uwa­żało, że naro­dowa kul­tura, toż­sa­mość i język są czymś praw­dzi­wie pięk­nym. Mala­rze roman­tyczni, na przy­kład Caspar David Frie­drich, zdo­byli ogromną popu­lar­ność. Obrazy Frie­dricha czę­sto przed­sta­wiały zamy­ślone postaci na tle typowo nie­miec­kiego kra­jo­brazu, pod­kre­śla­jąc nie­omal mityczny zwią­zek mię­dzy naro­dem a zie­mią. Naj­bar­dziej znane płótno tego gatunku pocho­dzi z 1818 roku i nosi tytuł _Wędro­wiec nad morzem mgły_. Moty­wem wielu póź­niej­szych obra­zów Frie­dri­cha jest Ger­ma­nia, per­so­ni­fi­ka­cja Nie­miec, zwy­kle uka­zy­wana jako silna, bar­czy­sta kobieta gotowa do walki. Fran­cu­skiej Marian­nie mala­rze nada­wali zazwy­czaj rysy bar­dziej kobiece, była uoso­bie­niem piękna i wol­no­ści, a nie odwagi i walecz­no­ści. Roman­tyzm, libe­ra­lizm i nacjo­na­lizm stały się nie­roz­łączne.

Caspar David Frie­drich, _Wędro­wiec nad morzem mgły_, 1817 rok. Ten obraz to kwin­te­sen­cja nie­miec­kiego roman­ty­zmu w sztuce. Repr. Wiki­me­dia Com­mons, domena publiczna.

W latach po kon­gre­sie wie­deń­skim kon­ser­wa­tywne elity w całej Euro­pie na­dal wal­czyły ze skut­kami rewo­lu­cji fran­cu­skiej. Tym­cza­sem nie­mieccy nacjo­na­li­ści doma­gali się scen­tra­li­zo­wa­nego pań­stwa, licząc, że dzięki temu powsta­nie par­la­ment z praw­dzi­wego zda­rze­nia, ogra­ni­cza­jący arbi­tralną wła­dzę monar­szą. Prze­żyli bole­sny zawód, gdy się oka­zało, że mocar­stwa euro­pej­skie sprzy­się­gły się, aby zacho­wać ist­nie­jący porzą­dek poli­tyczny, a nie go zre­for­mo­wać. Tryby libe­ra­li­zmu zostały jed­nak wpra­wione w ruch i trudno było je zatrzy­mać. Wyda­jąc w 1813 roku swoją ode­zwę, Fry­de­ryk Wil­helm uznał za konieczne poczy­nić pewne ustęp­stwa wobec pod­da­nych, więc ode­bra­nie teraz tych kon­ce­sji musiało wzbu­dzić obu­rze­nie. W latach trzy­dzie­stych XIX wieku zamieszki i nie­po­koje, choć nie­wiel­kie roz­mia­rami, były coraz częst­sze. W kwiet­niu 1833 roku stu­denci pró­bo­wali nawet zakłó­cić posie­dze­nie Zgro­ma­dze­nia Związ­ko­wego we Frank­fur­cie. Prusy i Austria uznały incy­dent za tak groźny, że wysłały woj­ska, aby spa­cy­fi­ko­wać mia­sto. Pomimo zacię­tej rywa­li­za­cji mię­dzy dwoma nie­miec­kimi mocar­stwami ich wła­dze zga­dzały się, że wszel­kie próby rady­kal­nych reform poli­tycznych należy zdła­wić w zarodku. Pod egidą Austrii i Prus w pań­stwach nie­miec­kich nastą­piła kon­ser­wa­tywna reak­cja prze­ciwko libe­ra­li­zmowi: wpro­wa­dzono cen­zurę i ści­słą kon­trolę dzia­łal­no­ści poli­tycz­nej. Jed­nakże szczelne zamknię­cie pokrywy zwięk­szyło tylko ciśnie­nie wewnątrz kotła. Gniew spo­łeczny nabrzmie­wał i w 1848 roku dopro­wa­dził do wybu­chu.

Nad­re­nia, którą w 1815 roku przy­znano Pru­som, weszła w okres szyb­kiego roz­woju gospo­dar­czego. Pokłady węgla w Zagłę­biu Ruhry należą do naj­więk­szych na świe­cie, a złoża tego surowca znaj­do­wały się rów­nież w oko­li­cach Akwi­zgranu i w regio­nie Saary. Duże ilo­ści rud żelaza można było wydo­by­wać ze złóż pod Koblen­cją, nie bra­ko­wało też innych waż­nych surow­ców: oło­wiu, cynku, mie­dzi i łup­ków. Naj­waż­niej­szy był jed­nak bez wąt­pie­nia węgiel. Jako kraj rol­ni­czy – a także z powodu niedoroz­woju prze­my­słu w Euro­pie Środ­ko­wej – Austria nie prze­wi­działa, jak cenny gospo­dar­czo naby­tek uzy­skały Prusy. Słusz­nie nazwano Nad­re­nię „naj­cen­niej­szym klej­no­tem w koro­nie pru­skiej”².

Jedyna trud­ność pole­gała na tym, że Prusy nie mogły wyko­rzy­stać w pełni swo­ich nowych bogactw na zacho­dzie. Ponie­waż tery­to­rium pań­stwa nie sta­no­wiło jed­no­li­tej cało­ści, we wszyst­kich spra­wach – od budowy połą­czeń trans­por­to­wych po prze­pisy celne – trzeba było per­trak­to­wać z innymi pań­stwami nie­miec­kimi. Surowce nad­reń­skie umoż­li­wiły i nakrę­ciły koniunk­turę w budow­nic­twie kole­jo­wym. Po skrom­nych począt­kach (pierw­sza linia kole­jowa łącząca Ber­lin i Pocz­dam powstała w 1838 roku) Prusy musiały pod­jąć wielki wysi­łek, żeby nadą­żyć za tem­pem rewo­lu­cji prze­my­sło­wej w innych kra­jach euro­pej­skich, zwłasz­cza Wiel­kiej Bry­ta­nii. Sko­or­dy­no­wa­nie dzia­łal­no­ści gospo­dar­czej było nie tylko wska­zane, ale wręcz nie­zbędne. Ponie­waż pomoc Austrii nie wcho­dziła w grę, Prusy prze­jęły ini­cja­tywę i dopro­wa­dziły do utwo­rze­nia w 1834 roku Nie­miec­kiego Związku Cel­nego (_Deut­scher Zol­lve­rein_). Książę Met­ter­nich nie przy­wią­zy­wał do związku więk­szej wagi i Austria ni­gdy nie została jego człon­kiem. Zwią­zek Celny pozwo­lił na połą­cze­nie zaso­bów, infra­struk­tury i ludzi, dzięki czemu moż­liwe stało się wyzy­ska­nie w pełni poten­cjału prze­my­sło­wego Nie­miec. Mocar­stwa obra­du­jące na kon­gre­sie wie­deń­skim nie prze­wi­działy, że dają Pru­som narzę­dzia do gospo­dar­czego zjed­no­cze­nia państw nie­miec­kich. Mapa Związku Cel­nego z 1866 roku do złu­dze­nia przy­po­mina mapę Cesar­stwa Nie­mieckiego, które powsta­nie pięć lat póź­niej. Histo­ryk Wil­liam Carr traf­nie nazwał Zwią­zek Celny „potężną dźwi­gnią zjed­no­cze­nia Nie­miec”.

Choć jed­nak w latach trzy­dzie­stych mię­dzy pań­stwami nie­miec­kimi ist­niały mocne więzi ide­olo­giczne, kul­tu­ralne i gospo­dar­cze, znów bar­dziej niż słowa i pie­nią­dze jed­no­czyła Niem­ców groźba nie­przy­ja­ciel­skiej agre­sji. Nie­przy­ja­cie­lem tym był ulu­biony adwer­sarz Nie­miec – Fran­cja. Druga rewo­lu­cja fran­cu­ska z 1830 roku oba­liła restau­ro­waną monar­chię Bur­bo­nów w oso­bie Karola X i wynio­sła na tron Ludwika Filipa z linii orle­ań­skiej tej dyna­stii. Monar­chia fran­cu­ska, cho­ciaż opie­ra­jąca swą pra­wo­moc­ność na woli ludu, a nie boskim nada­niu, była wciąż ata­ko­wana przez ele­menty repu­bli­kań­skie, które dążyły do jej usu­nię­cia raz na zawsze. Pano­wa­nie Ludwika Filipa upły­wało więc pod zna­kiem cią­głej walki o popu­lar­ność i popar­cie spo­łeczne. Pozy­cję króla osła­biła nie­udana próba zdo­by­cia wpły­wów w Egip­cie w 1840 roku, która przy­spo­rzyła Fran­cji poważ­nych kło­po­tów w kraju i za gra­nicą. Aby odwró­cić uwagę opi­nii od tego nie­po­wo­dze­nia, fran­cu­ski pre­mier Adol­phe Thiers³ spro­wo­ko­wał kon­flikt bli­żej Fran­cji. Zażą­dał mia­no­wi­cie przy­wró­ce­nia gra­nicy nie­miecko-fran­cu­skiej na Renie i zmo­bi­li­zo­wał pra­wie pół miliona żoł­nie­rzy, aby poka­zać, że nie żar­tuje. Gwoli spra­wiedliwości trzeba powie­dzieć, że Ludwik Filip nie był zado­wo­lony ze swego pre­miera i w paź­dzier­niku owego roku zastą­pił go bar­dziej dyplo­ma­tycz­nym François Guizo­tem. Tym­cza­sem po dru­giej stro­nie Renu Zwią­zek Nie­miecki chciał poka­zać, że potrafi być uży­tecz­nym narzę­dziem dyplo­ma­tycz­nym, i usil­nie sta­rał się poko­jowo roz­wią­zać kry­zys. Było już jed­nak za późno. W obu kra­jach roz­go­rzały nacjo­na­li­styczne namięt­no­ści, ożyły dra­ma­tyczne wspo­mnie­nia wojen napo­le­oń­skich i daw­niej­szych kon­fliktów. W Niem­czech powstały popu­larne pie­śni patrio­tyczne: Nicho­lausa Bec­kera _Sie sol­len ihn nicht haben, den fre­ien deut­schen Rhein_ (Nie dostaną go, wol­nego nie­miec­kiego Renu), Maxa Schnec­ken­bur­gera _Die Wacht am Rhein_ (Straż nad Renem), a zwłasz­cza Hof­f­manna von Fal­ler­sle­bena _Das Deutsch­lan­dlied_ (Pieśń Nie­miec), która jest dziś nie­miec­kim hym­nem naro­do­wym. Niemcy, wci­śnięte mię­dzy Rosję i Fran­cję i pozba­wione ści­śle okre­ślo­nych gra­nic natu­ral­nych, były wyjąt­kowo czułe na groźbę obcej inwa­zji. Poli­tyczne argu­menty, baśnie i inte­resy eko­no­miczne ni­gdy nie znajdą takiego oddźwięku w nie­miec­kich ser­cach i umy­słach, jak nacjo­na­lizm obronny, któ­rego pło­mień mógł roz­nie­cić w nich wróg zewnętrzny.

1840–1848. Nie­miecka rewo­lu­cja

„Histo­ria Nie­miec osią­gnęła punkt zwrotny, lecz nie doko­nała zwrotu”⁴. Od wyda­nia książki Alana Johna Per­ci­vale’a Tay­lora, z któ­rej pocho­dzą te słowa, upły­nęło wpraw­dzie sie­dem­dzie­siąt pięć lat, lecz jego słynną ocenę rewo­lu­cji 1848 roku można i dziś uznać za trafną. Kiedy walka o ide­ały rewo­lu­cji fran­cu­skiej napo­tkała twardy opór kon­ser­wa­tyw­nych elit, fala zamie­szek i zbroj­nych powstań prze­to­czyła się przez Europę. W Niem­czech jed­nak wyda­rze­nia przy­brały nieco inny obrót. Niemcy mieli coraz sil­niej­sze poczu­cie toż­sa­mo­ści naro­do­wej, ale byli też coraz bar­dziej podzie­leni w kwe­stii cha­rak­teru przy­szłego zjed­no­czo­nego pań­stwa. Rewo­lu­cja 1848 roku, cho­ciaż nie przy­nio­sła natych­mia­sto­wej zmiany, uru­cho­miła potężne, dłu­go­trwałe pro­cesy, które będą z dobrym lub złym skut­kiem kształ­to­wać histo­rię Nie­miec.

Po kry­zy­sie reń­skim z 1840 roku naro­dowa eufo­ria zaczęła opa­dać, a jed­no­cze­śnie sła­bło popar­cie dla elit rzą­dzą­cych Związ­kiem Nie­miec­kim. Powró­ciło dobrze znane poczu­cie nie­za­do­wo­le­nia z braku reform spo­łecz­nych i poli­tycz­nych. Nikt nie spo­dzie­wał się niczego innego po sta­rym księ­ciu Met­ter­ni­chu, który dzia­łał w poli­tyce od trzy­dzie­stu lat i wszyst­kie te lata poświę­cił umac­nia­niu _ancien régime’u_. Dla­tego nadzieje na libe­ralne reformy wią­zano z Pru­sami. Czyż Fry­de­ryk Wil­helm III nie obie­cy­wał – i to kil­ka­krot­nie – nada­nia Pru­som kon­sty­tu­cji, ostatni raz po kon­gre­sie wie­deń­skim? Uczest­nicy demon­stra­cji z lat trzy­dzie­stych żądali od króla dotrzy­ma­nia obiet­nicy, ale kiedy władca zmarł w 1840 roku po dłu­giej cho­ro­bie i został pocho­wany obok uko­cha­nej żony Luizy, wielu wyba­czyło mu i z nadzieją cze­kało, co zrobi jego syn i następca Fry­de­ryk Wil­helm IV. Znów jed­nak spo­tkało ich roz­cza­ro­wa­nie. Nowy król wypo­wie­dział słynne słowa: „Żaden świ­stek papieru nie wci­śnie się mię­dzy mnie a mój lud”, był bowiem świę­cie prze­ko­nany, że umowa spo­łeczna mię­dzy władcą a pod­da­nymi jest sprzeczna z boskimi pra­wami kró­lów. Jego wła­dza pocho­dziła od Boga, a nie od ludu.

W innej sytu­acji Niemcy mogliby potrak­to­wać takie poglądy wyro­zu­miale, ale Fry­de­ryk Wil­helm IV był naj­mniej cha­ry­zma­tycz­nym władcą Prus od poko­leń. Już w dzie­ciń­stwie jego przy­ja­ciele i rodzina prze­zwali go „Flą­drą”, bo miał pulchną syl­wetkę, krótką szyję i się gar­bił. Szybko oka­zało się, że cho­dzi nie tylko o wygląd. Fry­de­ryk Wil­helm pozba­wiony był zdol­no­ści poli­tycz­nych, wypo­wia­dał się też nie­zbyt skład­nie. W latach czter­dzie­stych zyskał opi­nię czło­wieka nie­roz­gar­nię­tego, nie­mę­skiego i pozba­wio­nego cha­rak­teru. Uwa­żali tak nie tylko jego wro­go­wie, lecz także poplecz­nicy. Począt­kowe próby poro­zu­mie­nia się z refor­ma­to­rami przez lek­kie zła­go­dze­nie cen­zury i uwol­nie­nie czę­ści więź­niów poli­tycz­nych uznano za nie­udolną grę pozo­rów. Na domiar złego młod­szy brat króla Wil­helm, póź­niej­szy pierw­szy władca Cesar­stwa Nie­miec­kiego, został mia­no­wany dowódcą kró­lew­skiej kawa­le­rii i posta­no­wił odzna­czyć się na tym sta­no­wi­sku. Ponie­waż ile­kroć docho­dziło do jakichś demon­stra­cji czy roz­ru­chów, Fry­de­ryk Wil­helm wahał się, ini­cja­tywę przej­mo­wał jego brat, który krwawo tłu­mił zabu­rze­nia. Słynne było powie­dze­nie Wil­helma: _Gegen Demo­kra­ten hel­fen nur Sol­da­ten_ (Na demo­kra­tów poma­gają tylko żoł­nie­rze). Tan­dem: czło­wiek roz­la­zły – despota nie mógł się podo­bać ani rady­ka­łom, ani ludziom umiar­ko­wa­nym i przy­czy­nił się do wybu­chu rewo­lu­cji 1848 roku.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: