Krew i żelazo - ebook
Krew i żelazo - ebook
„Krew i żelazo” – to słynne słowa Ottona von Bismarcka z 1862 roku. Ówczesny premier Prus, zwany później niemieckim Żelaznym Kanclerzem, twierdził, że tylko tak można rozwiązać problemy polityczne współczesności. Miał na myśli przede wszystkim zjednoczenie Niemiec. I Niemcy zjednoczone w postaci Drugiego Cesarstwa Niemieckiego rzeczywiście powstały z „krwi i żelaza”, czyli wojny francusko-pruskiej z lat 1870–1871. Cesarstwo, którego „ojcem założycielem” był Bismarck, przetrwało niecałe pół wieku i upadło również w wyniku konfliktu zbrojnego – pierwszej wojny światowej – w 1918 roku. Jego krótkie, lecz burzliwe dzieje opisuje Katja Hoyer. W zwięzłej i arcyciekawej formie opowiada o blaskach i cieniach Drugiej Rzeszy, wielkiego mocarstwa gospodarczego, politycznego i militarnego, które w końcu przeceniło swoje siły. Po czteroletnich krwawych zmaganiach przegrało wojnę, co oznaczało również upadek cesarskiego tronu Hohenzollernów."
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16577-9 |
Rozmiar pliku: | 3,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
Pogodnego, mroźnego poranka 17 stycznia 1871 roku król Prus Wilhelm I przeżył załamanie nerwowe. Nie mogąc zapanować nad sobą, rozpłakał się: „Jutro będzie najnieszczęśliwszy dzień w moim życiu! Złożymy królestwo pruskie do grobu i jest to pańska wina, hrabio Bismarck!”. Siedemdziesięciotrzyletni monarcha nie był dobrym kandydatem do roli mistycznego cesarza, który miał zjednoczyć Niemców. A tego właśnie od niego oczekiwano. Nazajutrz, 18 stycznia 1871 roku, około południa kilkuset pruskich oficerów, członków arystokracji i przedstawicieli wszystkich pułków niemieckich walczących w wojnie francusko-pruskiej zebrało się w Galerii Zwierciadlanej Pałacu Wersalskiego. Przez wielkie okna tej wspaniałej sali napływały dźwięki orkiestry dętej, mieszające się z gwarem podekscytowanego tłumu. W pewnej chwili ogromne dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się i do sali tonącej w świetle odbitym od wysokich luster wszedł Wilhelm I w towarzystwie następcy tronu Fryderyka i reprezentantów państw niemieckich. Zapadła cisza pełna napięcia i oczekiwania. Obecni mieli świadomość, że są świadkami historycznego wydarzenia o prawdziwie epickich wymiarach.
Proklamowanie Cesarstwa Niemieckiego w pałacu w Wersalu pod Paryżem, 18 stycznia 1871 roku, rycina według obrazu Antona von Wernera. Na podeście widoczny Wilhelm I, król Prus i nowy cesarz Drugiej Rzeszy, przed podestem stoją kanclerz Otto von Bismarck i szef Sztabu Generalnego, gen. Helmuth von Moltke. Fot. Archiwum Bellony.
W trakcie podniosłej ceremonii Wilhelm, który tymczasem zdążył się uspokoić, przyjął tytuł cesarza ofiarowany mu oficjalnie przez książąt niemieckich. Już wówczas jednak panowało przekonanie, że nowo utworzone państwo niemieckie czeka niełatwa przyszłość. Na jego czele miał stanąć władca, który do końca swoich dni czuł się przede wszystkim królem Prus. Otto von Bismarck, architekt nowego państwa i jego pierwszy kanclerz, też nie był nacjonalistą. Zjednoczone Niemcy uważał jedynie za rozszerzenie potęgi i wpływów Prus. Na proklamację Cesarstwa Niemieckiego z rozmysłem wybrał dzień pruskiego święta narodowego. Wilhelm I i jego kanclerz mieli rządzić federacją, do której mniej jej przychylne państwa południowoniemieckie przystąpiły tylko po to, aby chronić niemieckich rodaków przed groźbą francuskiej inwazji – takiej, jaką sprowokował niedawno Bismarck. Więzy łączące nowe państwo były więc dość słabe i potencjalnie krótkotrwałe, Żelazny Kanclerz musiał zatem dołożyć wielu starań, żeby nie uległy zerwaniu. Nie śmiał nawet zorganizować uroczystości proklamowania nowej Rzeszy w którymś z państw niemieckich. Dlatego właśnie odbyła się ona w pałacu królewskim w Wersalu, w sercu pokonanej Francji. Świadczyło to wymownie o tym, że pojęcia walki i wojny zajęły w ideologii nowych Niemiec centralne miejsce.
Budując zjednoczone państwo z wielu drobnych państewek, Bismarck mógł czerpać z kilkuwiekowej, bogatej mitologii narodowej. W pierwszych latach istnienia Cesarstwa Niemieckiego wznoszono pomniki inspirowane starymi legendami; miały one nadawać sens nowym Niemcom i kształtować pamięć narodową. Twierdzono nawet, że Wilhelm I to nowe wcielenie średniowiecznego cesarza Fryderyka Barbarossy. Zgodnie z niemiecką wersją arturiańskiej legendy Barbarossa śpi skamieniały w górach Kyffhäuser w Turyngii i pewnego dnia powróci, żeby znów uczynić Niemcy wielkimi. W latach dziewięćdziesiątych XIX wieku powstał wielki pomnik ilustrujący ten mit. Rozwijaniem narodowej mitologii zajmowało się wielu niemieckich myślicieli i pisarzy (między innymi bracia Grimm). Od dawna dowodzili oni, że kultura, język i tradycja historyczna łączą Niemców silniej niż więzy lokalnego patriotyzmu. Do tego dochodziły względy gospodarcze. Nieubłagane prawa ekonomii epoki przemysłowej, która trwała w Europie Zachodniej już od ponad stulecia, wymagały większej koordynacji zasobów, siły roboczej i polityki, jeśli państwa niemieckie nie chciały pozostać jeszcze bardziej w tyle za Francją i Wielką Brytanią. Ziemie niemieckie, z ich bogactwami naturalnymi, korzystnym położeniem geograficznym i tradycyjną pracowitością mieszkańców, miały ogromne możliwości rozwoju. Powstająca klasa średnia nie omieszkała zauważyć, że zjednoczenie pozwoliłoby na maksymalne wykorzystanie tych możliwości.
Jednakże powiązania kulturalne, gospodarcze i polityczne, nawet bardzo silne, nie mogły wystarczyć do zjednoczenia. Sam Bismarck w słynnym przemówieniu z 1862 roku podkreślił, że zjednoczenie narodu niemieckiego nie może dokonać się bez wojny. Okazało się to prawdą zarówno przed rokiem 1871, jak i później. Wykuwając nowe państwo w ogniu wojen z Danią, Austrią i Francją, Bismarck stworzył Niemcy, w których jedynym wspólnym doświadczeniem obywateli był konflikt z wrogiem zewnętrznym. Rządzenie konglomeratem trzydziestu dziewięciu bytów państwowych okazało się trudne i zanim jeszcze na nowej konstytucji wysechł atrament, na budowli pojawiły się rysy. Kanclerz wiedział, że nowe państwo nie jest zwartą całością, formowaną przez stulecia wspólnej historii, ale mozaiką pospiesznie zlepioną krwią nieprzyjaciół. Chcąc więc uchronić nowe Niemcy przed rozpadem, starał się, aby walka trwała nadal.
Była to ryzykowna strategia. Żelazny Kanclerz, polityk przebiegły, prawdopodobnie jeden z największych mężów stanu w całej historii Niemiec, zdawał sobie sprawę, jak kruchy jest w 1871 roku tak zwany koncert mocarstw. Wprowadzając na arenę europejską nowe mocarstwo, postępował jak ktoś, kto stawia małe dziecko z trąbką pośrodku orkiestry symfonicznej. Wiedział, że nowicjusz musi powstrzymać się od gry, dopóki nie opanuje swej sztuki i nie zdobędzie szacunku wytrawnych muzyków. W najbliższej przyszłości nie przewidywał więc konfliktów z innymi państwami. Skupił się na walce z wrogami wewnętrznymi, która mogła mu pozyskać większość społeczeństwa. W zjednoczonym państwie nie brakowało mniejszości narodowych – Polaków, Duńczyków, Francuzów – którym Bismarck przeciwstawiał obywateli mówiących od najmłodszych lat po niemiecku. Mając do czynienia na przykład z Francuzami, obywatele ci czuli się Niemcami, a nie Bawarczykami albo Prusakami. Innym dogodnym polem walki była religia. Dwie trzecie ludności Cesarstwa Niemieckiego stanowili protestanci, a jedną trzecią katolicy. Laicyzując społeczeństwo niemieckie, Bismarck starał się zastąpić religię uczuciami narodowymi, tworząc nowe wyznaczniki tożsamości i niwelując różnice między Niemcami. Zagrożeniem dla tożsamości narodowej wydawał się też internacjonalizm propagowany przez ruch socjalistyczny, Bismarck więc uznał socjalistów za wrogów państwa.
Kiedy w roku 1888, burzliwym Roku Trzech Cesarzy, na tron wstąpił Wilhelm II, szybko doszło między nim a kanclerzem do sporu w sprawie jedności Niemiec. Władca dostrzegł ten sam problem – że wspólnota gospodarcza i kulturalna nie wystarczy do zachowania spoistości Drugiej Rzeszy – ale rozwiązanie Bismarcka, czyli ciągłe wewnątrzniemieckie waśnie, uważał za nie do przyjęcia. Chciał być cesarzem wszystkich Niemców, miłowanym przez swoich poddanych. Skoro jego dziad Wilhelm I nie chciał być wcieleniem Fryderyka Barbarossy, to on musiał wziąć na swoje barki zadanie doprowadzenia narodu do ponownej wielkości. Zamiast szukać wrogów w Rzeszy – dowodził – Niemcy muszą wywalczyć swe miejsce pośród innych narodów w zmaganiach z zewnętrznymi nieprzyjaciółmi. W toku tej walki miała powstać między Niemcami tak silna więź krwi i żelaza, aby nic nie mogło jej rozerwać. Myśl, że walka Niemiec o „miejsce pod słońcem”, o zbudowanie mocarstwa, które mogłoby się równać z brytyjskim i francuskim, doprowadzi do wewnętrznej jedności, była oczywiście chybiona i w końcu stała się przyczyną upadku Drugiej Rzeszy. Ale nowy kajzer był człowiekiem młodym (miał zaledwie dwadzieścia dziewięć lat) i zapalczywym, pozbawionym politycznej zręczności Żelaznego Kanclerza. Ten ostatni, zgorzkniały i urażony, odszedł ze stanowiska w 1890 roku i Wilhelm sam przejął stery władzy w niestabilnym państwie. Nie znano zjednoczonych Niemiec bez Bismarcka, kiedy więc ten doświadczony i wybitny polityk opuścił urząd, kraj stanął w obliczu niepewnej przyszłości.
Wilhelm szybko się przekonał, że podziałów religijnych, społecznych, kulturalnych i narodowych nie zasypie tylko dzięki sile swej osobowości i królewskiej charyzmie, którą sobie przypisywał. Socjaliści wciąż strajkowali, katolicy nadal traktowali króla pruskiego podejrzliwie, a Polacy domagali się własnego państwa. Cesarz liczył, że imperium, z którego wszyscy oni będą dumni, pozwoli im poczuć się wyłącznie Niemcami i zapomnieć o reszcie. Jego donkiszotowska walka o „miejsce pod słońcem” dla Niemiec spowoduje, że młode państwo znajdzie się na skraju zagłady.
Kiedy w 1914 roku wybuchła wojna światowa, Wilhelm przeżył szok. Mała bałkańska wojna, na którą liczył, nagle przerodziła się w wielki, ogólnoeuropejski konflikt. Cesarz jednak wciąż upatrywał w niej szansę na ostateczne zjednoczenie wszystkich Niemców. W przemówieniu wygłoszonym 1 sierpnia 1914 roku oświadczył: „Dziś wszyscy jesteśmy niemieckimi braćmi i tylko niemieckimi braćmi”. Najnowsze badania historyczne rozwiały wprawdzie mit o powszechnej euforii na wieść o wybuchu wojny, ale pozostaje faktem, że wszyscy Niemcy byli przekonani o konieczności obrony „ojczyzny”. W końcu jednak okazało się, że pierwsza wojna światowa wymaga tyle krwi i żelaza, iż jest to ponad siły młodego państwa. W listopadzie 1918 roku naród niemiecki poniósł klęskę, jego korona została strącona, tarcza i miecz leżały zdruzgotane, a duch był złamany. Francja, główny wróg, szykowała się do zniszczenia i rozbioru Niemiec, twierdząc, że państwo, w którym tożsamość narodową zbudowano na wojnie, może być tylko przyczyną kolejnego rozlewu krwi. Druga Rzesza miała zostać zniszczona tam, gdzie została kiedyś proklamowana – w Galerii Zwierciadlanej Pałacu Wersalskiego.
Wielka Brytania i Stany Zjednoczone dostrzegły jednak w gruzach Drugiej Rzeszy inne Niemcy. Z ziaren demokracji i dobrobytu, które zasiał Bismarck, powoli wyrosła nowa wizja narodu niemieckiego, wizja, w której miał on znaleźć swe miejsce pomiędzy narodami świata dzięki wymianie handlowej, demokracji i pokojowemu współistnieniu. Ale trzeba było jeszcze jednej wojny światowej, znacznie bardziej krwawej niż ta z lat 1914–1918, żeby Niemcy odrzuciły w końcu swe militarystyczne i wojownicze dziedzictwo.
Cesarstwo Niemieckie było nieustannie wstrząsane konfliktami, których korzenie sięgały jego gwałtownych narodzin. Z jednej strony Bismarck uznawał liberalną tradycję i ustanowił powszechne prawo wyborcze (dla mężczyzn), co pozwoliło na rozwój autentycznie pluralistycznego systemu wielopartyjnego. Z drugiej jednak strony istniało stałe napięcie między tym systemem a elitą rządzącą krajem, wychowaną w duchu pruskiego autorytaryzmu. Utrzymujące się partykularyzmy i patriotyzmy lokalne rywalizowały z tożsamością narodową, a czasem nawet usuwały ją w cień. Dlatego Bismarck i Wilhelm II celowo rozniecali konflikty, bo te zawsze sprzyjają zwieraniu szeregów. Ani jeden, ani drugi nie zapewnił państwu jedności i dobrobytu w swoich czasach, ale czy tego chcieli, czy nie obaj położyli podwaliny gospodarczego i demokratycznego mocarstwa niemieckiego, które znamy dziś.ROZDZIAŁ I. POWSTANIE CESARSTWA NIEMIECKIEGO 1815–1866
Rozdział I
Powstanie Cesarstwa Niemieckiego 1815–1866
Wielkie zagadnienia naszych czasów nie zostaną rozstrzygnięte przemówieniami ani uchwałami większości ale krwią i żelazem.
Otto von Bismarck
1815. Niemcy stają do walki
D_o mojego ludu_¹ – taki był tytuł dramatycznej odezwy króla Prus Fryderyka Wilhelma III, w której wzywał on poddanych do wyzwolenia ziem pruskich spod francuskiej okupacji. Lecz sam monarcha nie bardzo wiedział, kim są jego poddani. W pierwszej części odezwy zwracał się do „Brandenburczyków, Prusaków, Ślązaków, Pomorzan, Litwinów”, ale w miarę jak ton jego apelu stawał się bardziej emocjonalny, nawoływał „Prusaków”, a wreszcie „Niemców”, żeby połączyli siły przeciwko nieprzyjacielowi i jego „obcemu” władcy. Fryderyk Wilhelm zdawał sobie chyba sprawę, że jego poddani nie mają jednej tożsamości narodowej. Wytworzeniu się takiej tożsamości przeszkadzały silne patriotyzmy lokalne, które jednak w obliczu zewnętrznego wroga zeszły na dalszy plan. Walki z Napoleonem zapoczątkowały stuletni okres formowania się nowoczesnego narodu niemieckiego.
Znamienne, że Otto von Bismarck przyszedł na świat w roku klęski Napoleona pod Waterloo – 1815. W dzieciństwie, podobnie jak większość Niemców z jego pokolenia, często słuchał opowieści o walkach swoich rodaków z Francuzami. Po upokarzających klęskach armii pruskiej pod Jeną i Auerstedt w 1806 roku Prusy znalazły się pod panowaniem francuskim. Dla wielu Prusaków jeszcze bardziej hańbiący od porażek na polu bitwy był zawarty w 1807 roku traktat pokojowy w Tylży. Na mocy tego traktatu Prusy straciły połowę terytorium i ludności, zrzekając się między innymi wszystkich ziem na zachód od Łaby. Było to ciężkie upokorzenie i od Fryderyka Wilhelma domagano się podjęcia stanowczych działań. Król miał opinię władcy łagodnego i chwiejnego, który zbyt długo nie mógł się zdecydować na stawienie oporu francuskiej agresji. Jakże inaczej w podobnej sytuacji postępował jego legendarny przodek Fryderyk Wielki. „Stary Fryc”, jak poufale nazywali go poddani, odniósł wiele zwycięstw (między innymi nad Francją w 1757 roku), często osobiście prowadząc żołnierzy do boju i narażając się na śmiertelne niebezpieczeństwo – nieprzyjacielskie kule kilkakrotnie zabiły pod nim wierzchowca. Tymczasem Fryderyk Wilhelm mógł się pochwalić tylko piękną i popularną wśród poddanych małżonką, Luizą. Inteligentna, obdarzona silną wolą i kobiecym urokiem, osobiście interweniowała u Napoleona w Tylży, próbując uzyskać dla Prus lepsze warunki pokoju. Chociaż nic nie wskórała, zdobyła wielki szacunek w społeczeństwie, co jednak spowodowało, że słabość charakteru jej męża stała się jeszcze widoczniejsza. Po ucieczce z Berlina do Prus Wschodnich, na krańce swego królestwa, Fryderyk Wilhelm przegrał kampanię, tracąc stolicę, godność i wsparcie poddanych. Była to chwila największego upadku Prus, lecz poczucie urażonej dumy połączyło wielu Niemców. Narodowej mitologii nie buduje się na poczuciu upokorzenia i hańby, ale dzięki niemu powstała między Niemcami więź, do której będą się odwoływać późniejsi przywódcy.
Rodzice Ottona von Bismarcka byli świeżo po ślubie, gdy armia francuska zajęła i splądrowała ich rodzinną miejscowość Schönhausen, leżącą kilka kilometrów na wschód od Łaby. Kiedy w 1813 roku Fryderyk Wilhelm wezwał wreszcie poddanych do broni, społeczeństwo pruskie, podobnie jak większość mieszkańców innych ziem niemieckich, ogarnął bojowy zapał. Odzyskanie narodowej godności i honoru warte było największych ofiar, nawet ofiary życia. Paradoksalnie to słabość króla Prus przyczyniła się do wzmocnienia woli walki z okupantami. Po nagłej śmierci w 1810 roku w wieku zaledwie trzydziestu czterech lat Luiza stała się patronką niemieckiego ruchu patriotycznego, który będzie wzywał kolejne rządy pruskie do zjednoczenia Niemców wokół wspólnej sprawy narodowej. Przykład młodej królowej, która nie bała się stawić czoło samemu Napoleonowi w obronie Prus i Niemiec, dodał ducha jej pogrążonemu w żałobie mężowi. Zimą 1812–1813 armia napoleońska poniosła w Rosji straszliwą klęskę i Fryderyk Wilhelm w końcu znalazł w sobie siły, by przystąpić do działania. Jego płomienna odezwa z wiosny 1813 roku skupiła pruskich poddanych wokół władcy i umocniła w nich poczucie, że mają wspólną ojczyznę. Wielu zwykłych ludzi, bez względu na warstwę społeczną, wyznanie, płeć, wiek i miejsce zamieszkania, odpowiedziało na wezwanie króla. Wstępowali do ochotniczych oddziałów, ofiarowywali „złoto na żelazo”, zakładali towarzystwa dobroczynne i pomagali pielęgnować rannych.
Jednakże wypędzenie Francuzów z ziem niemieckich okazało się niełatwe. Pod bronią znalazło się 290 000 Niemców. Po długich i krwawych walkach doszło w październiku 1813 roku do wielkiej bitwy pod Lipskiem, w której wzięło udział pół miliona żołnierzy. Była to największa bitwa w Europie przed pierwszą wojną światową. Nazwana „bitwą narodów”, stanowiła dla Niemców kamień milowy na drodze do zjednoczonego państwa. Naród niemiecki, jak głosi patriotyczna opowieść, powstał przeciwko francuskim okupantom i zrzucił z siebie jarzmo obcego panowania. Już w 1814 roku zaczęto wzywać do wzniesienia pomnika na polu bitwy pod Lipskiem, a filozofowie i pisarze, na przykład Ernst Moritz Arndt, poparli te żądania. Kamień węgielny pod budowę ogromnego, dziewięćdziesięciometrowego monumentu położono jednak dopiero w 1898 roku. Ciekawe, że potrzebne środki finansowe pochodziły ze składek społecznych i dotacji miasta Lipska, a nie władz federalnych albo skarbu cesarskiego. W uroczystym odsłonięciu pomnika w 1913 roku uczestniczyło ponad 100 000 ludzi. Był to dowód siły i popularności mitów i legend związanych z powstaniem państwa niemieckiego. Pomnik widać z odległości wielu kilometrów i dziś robi nie mniej imponujące wrażenie niż wówczas.
Pomnik upamiętniający Bitwę Narodów pod Lipskiem z 1813 roku, w której wojska prusko-rosyjsko-austriacko-szwedzkie zadały klęskę armii Napoleona I. Fot. Dziajda/Shutterstock.com.
Bismarck i jego współcześni wychowali się więc na opowieściach o bohaterstwie i wspaniałym duchu uczestników „wojen wyzwoleńczych”, jak je później nazwano. Ochotnicy, którzy odpowiedzieli na apel króla pruskiego z 1813 roku, utworzyli jednostki landwery (_Landwehr_) liczące w sumie 120 565 osób (na 290 000 żołnierzy armii pruskiej). Do tego dochodziły jeszcze korpusy ochotnicze (_Freikorps_) złożone z ochotników z Prus i innych państw niemieckich. Do powstania legendy przyczynił się nie tylko fakt, że ochotnicy stanowili tak dużą część sił zbrojnych, które umożliwiły pozbycie się Francuzów. Co ważniejsze, w przeciwieństwie do żołnierzy oddziałów regularnych, nie składali oni przysięgi na wierność królowi pruskiemu. Walczyli dla niemieckiej ojczyzny. Mundur słynnego korpusu ochotniczego Lützowa (czarne sukno obszyte czerwonym rąbkiem z miedzianymi guzikami w kolorze złota) stanie się natchnieniem dla ruchu patriotycznego. Z jego barw zestawiona zostanie przyszła flaga narodowa Niemiec.
Ciekawe, że bitwa pod Waterloo z 18 czerwca 1815 roku nigdy nie zajęła w niemieckiej świadomości narodowej tak ważnego miejsca, jakie zyskała w zbiorowej pamięci Brytyjczyków i Francuzów. Owszem, to wtedy Napoleon poniósł ostateczną klęskę, a głos Prus i Austrii dzięki ich udziałowi w koalicji antyfrancuskiej zaczął liczyć się w dyskusjach nad przyszłością Europy. Dla niemieckich patriotów jednak historia ich kraju tworzyła się pod Lipskiem. Bitwa narodów, stoczona w sercu Niemiec, znacznie silniej przemawiała do wyobraźni jako apogeum bohaterskiej walki o narodowe wyzwolenie niż udział wojsk pruskich w bitwie na ziemi holenderskiej. Niemniej rok 1815 roku stał się przełomowym momentem w dziejach Niemiec w takim samym stopniu jak w historii reszty Europy. Powstał nowy układ sił na kontynencie, a państwa niemieckie zyskały szansę na znalezienie w nim swego miejsca.
Pertraktacje toczone podczas kongresu wiedeńskiego (1814–1815) okazały się dla Prus trudne i denerwujące. Władze pruskie uznały, że mają prawo współdecydować o nowym podziale Europy i zażądały Królestwa Saksonii, aby rozciągnąć swą władzę na środkowe Niemcy. Brytyjski minister spraw zagranicznych lord Castlereagh poparł ich stanowisko. Zjednoczone państwo niemieckie, na którym można by polegać, powinno zyskać silną pozycję w Europie Środkowej, tworząc mocną zaporę przed ewentualną nową agresją Francji. Jednakże planowi temu stanowczo sprzeciwił się gospodarz konferencji, austriacki minister spraw zagranicznych hrabia Klemens von Metternich. Austria była wciąż najsilniejszym i najbardziej dojrzałym gospodarczo i politycznie państwem niemieckim. Należało więc znaleźć jakieś kompromisowe rozwiązanie. Dokonano zatem podziału Saksonii między Austrię a Prusy, którym przypadło około 40 procent saksońskiego terytorium. Co ciekawe, Prusy domagały się miasta Wittenbergi, gdzie przed blisko trzystu laty Marcin Luter przybił do drzwi katedry dziewięćdziesiąt pięć tez, dając w ten sposób początek reformacji. To historyczne wydarzenie stało się też inspiracją dla niemieckiego ruchu zjednoczeniowego. Studenci i inteligencja organizowali wielkie manifestacje polityczne w Wartburgu, gdzie Luter ukrywał się przez trzysta dni, gdy Kościół obwołał go heretykiem; tutaj też dokonał wiekopomnego przekładu _Biblii_ na język niemiecki, przyczyniając się do językowego zjednoczenia narodu. Jego zasługi dla Niemiec na tym się nie skończyły, ponieważ kilka stuleci później protestanccy patrioci dostrzegli analogie między ruchem reformacyjnym a wojnami wyzwoleńczymi z Francuzami. Według nich Niemcy zawsze zrzucali jarzmo obcego ucisku dzięki sile i woli walki swego narodu – czy chodziło o Napoleona, czy o papieża. Przedstawiciele Prus nie mogli więc opuścić Wiednia, nie uzyskawszy Wittenbergi, narodowego symbolu. Katolickiej Austrii było właściwie wszystko jedno, więc bez trudu dobito targu.
Postanowieniem kongresu, które miało największe znaczenie dla powstania w przyszłości Rzeszy Niemieckiej, było przyznanie Prusom rozległego terytorium nad Renem. Wielka Brytania chciała mieć gwarancję, że potencjalna agresja francuska napotka solidną barierę w środkowej Europie i że polityczna próżnia, którą wytworzyło wycofanie się Habsburgów z Belgii, zostanie wypełniona. Takie rozwiązanie odpowiadało wszystkim stronom, więc porozumienie szybko osiągnięto. Wpływy pruskie – bardziej przez przypadek niż za sprawą przemyślanego planu – rozciągały się teraz na całą północną połowę Niemiec. Jedyną chmurką na pogodnym niebie było to, że nowo nabyte ziemie były oddzielone od pruskiej macierzy małymi państewkami: księstwem Hanoweru, Brunszwiku i landgrafostwem Hesji-Kassel. Niemniej znaczne zwiększenie terytorium, zasobów i liczby ludności miało umocnić w nadchodzących dekadach supremację Prus na arenie niemieckiej.
Rok 1815 był więc punktem zwrotnym w procesie narodzin Cesarstwa Niemieckiego. Co prawda, już przed inwazją napoleońską uczucia narodowe stanowiły ukrytą sprężynę wydarzeń zachodzących na ziemiach niemieckich, ale dopiero najazd obcych wojsk spowodował, że masy zjednoczyły się wokół wspólnego celu. Żarliwemu umiłowaniu ojczyzny, którego dowody złożyli ochotnicy wstępujący do landwery i freikorpsów, towarzyszyła niezwykła ofiarność uczestników kampanii „złoto na żelazo” i innych ruchów obywatelskich. Każdy mieszkaniec ziemi niemieckiej – mężczyzna, kobieta i dziecko – czuł, że jego kultura, język i kiełkująca tożsamość narodowa są w niebezpieczeństwie i wielu z nich nie szczędziło sił i środków, aby to niebezpieczeństwo odeprzeć. To zbiorowe przeżycie miało ogromną moc spajającą. Jak wykazał brytyjski historyk Neil MacGregor w swojej popularnej monografii o dziejach niemieckiej kultury, wojny napoleońskie były równie potężnym czynnikiem jednoczenia się Niemców jak tragiczna dla nich wojna trzydziestoletnia sprzed prawie dwustu lat. Duch nacjonalizmu, który przepoił wówczas naród niemiecki, stanie się siłą sprawczą zarówno narodzin, jak i zagłady Cesarstwa Niemieckiego.
1815–1840. Dwaj rywale
Wielu niemieckich patriotów pilnie śledziło obrady kongresu wiedeńskiego. Jednak ich cicha nadzieja, że rewizja granic europejskich przyczyni się do powstania bardziej zjednoczonych Niemiec, nie ziściła się. Austria zrobiła wszystko, żeby utrącić pruskie wysiłki zmierzające w tym kierunku. Prusy wciąż uznawały wyższość Cesarstwa Austriackiego i celem ich dążeń było utworzenie związku państw, który umożliwiłby obu mocarstwom niemieckim kontrolę nad mniejszymi państwami. Władze pruskie widziały potrzebę powołania rządu centralnego, który formułowałby i wcielałby w życie określony program gospodarczy, społeczny i polityczny. Austria jednak obawiała się, że takie rozwiązanie zrówna ją z Prusami, a zależało jej na zachowaniu pozycji pierwszego mocarstwa. Toteż austriacki minister spraw zagranicznych Klemens von Metternich opowiadał się za luźną konfederacją państw niemieckich pod przewodnictwem Austrii. Ponieważ dwaj czołowi uczestnicy kongresu wiedeńskiego, Wielka Brytania i Austria, zgadzali się w tej sprawie, przyjęty został projekt austriacki, a koncepcję pruską odrzucono. W ten sposób powstał Związek Niemiecki (_Deutscher Bund_).
Związek ten jako pewna forma zjednoczonych Niemiec rozczarował nie tylko pruskie elity, lecz także wielu zwykłych ludzi, którzy swego czasu bohatersko walczyli za ojczyznę i pragnęli teraz ujrzeć namacalne owoce tej walki. Na plus Związkowi Niemieckiemu należało jednak zapisać, że nie był powrotem do pstrokacizny państewek i księstw, z których składało się Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. Napoleon, chcąc sprawować kontrolę nad niemieckimi państwami, które podbił zbrojnie, zmusił je prośbą, groźbą, przekupstwem i przemocą do utworzenia w 1806 roku tak zwanego Związku Reńskiego. W jego skład wchodziło w 1808 roku trzydzieści sześć państw (bez Austrii, Prus i ich wasali). Związek Niemiecki był w swojej ostatecznej postaci repliką Związku Reńskiego i obejmował trzydzieści dziewięć państw niemieckich. Był to postęp w stosunku do setek jednostek administracyjnych podupadającego Świętego Cesarstwa Rzymskiego, ale władza polityczna w nowej konfederacji miała tak samo zdecentralizowany charakter. Jedyny organ federalny, Zgromadzenie Związkowe (_Bundesversammlung_), składał się z delegatów państw członkowskich; nie był parlamentem mającym prawo uchwalania ustaw obowiązujących wszystkich członków związku. W takim systemie nie dało się uzgadniać żadnych działań gospodarczych, politycznych i społecznych. Co gorsza, funkcja przewodniczącego związku nie była obsadzana na zasadzie wyboru ani rotacji, lecz została na stałe przyznana Austrii. Ostatnio historycy kwestionują tezę, że związek był luźną konfederacją państw. Zwracają uwagę, że członkom nie przysługiwało prawo do jego opuszczenia, a ustawodawstwo związkowe miało z zasady prymat nad ustawami poszczególnych państw. Oba te twierdzenia są prawdziwe, ale w praktyce związek nie narzucał federalnych postanowień państwom członkowskim – wyjątkiem była wspólna obrona przed zewnętrzną agresją. W porównaniu ze Świętym Cesarstwem Rzymskim Związek Niemiecki był krokiem w kierunku zjednoczenia kraju. Miał mniejszą liczbę członków, dzięki czemu łatwiej można nim było sterować, a państwa składowe mogły być zmuszone do walki z wrogiem (Święte Cesarstwo Rzymskie musiało polegać na chwiejnych sojuszach zawieranych w drodze negocjacji). W gruncie rzeczy jednak oznaczał niewiele więcej niż przymierze obronne.
Taki stan rzeczy budził wielkie niezadowolenie wśród idealistów-patriotów, którzy liczyli na konkretniejsze rozwiązanie kwestii niemieckiej. Ich marzenie o niemieckim państwie narodowym było równie dalekie od spełnienia jak przedtem. Swój stan ducha wyrażali w różny sposób. Jednym z nich było zakładanie korporacji studenckich o nacjonalistycznej orientacji (_Burschenschaften_). Duchową siedzibą tych bractw był (i nadal jest) uniwersytet w Jenie. Pierwsza taka organizacja (_Urburschenschaft_) powstała w 1815 roku. Jej flaga była trójkolorowa: czarno-czerwono-złota. Żarliwi młodzi intelektualiści nie mogli pogodzić się z tym, że kongres wiedeński zawiódł ich nadzieje. Organizowali demonstracje i wiece, które przyczynią się potem do wybuchu rewolucji 1848 roku. Podczas takich wydarzeń jak Wartburg Festival w 1817 roku albo marsz studentów na zamek w Hambach w 1832 roku wezwaniom do zjednoczenia towarzyszyły żądania rozszerzenia demokracji oraz praw i swobód jednostki.
Studentów wspierały wybitne osobistości z kręgów umysłowych, między innymi filozofowie Johann Gottlieb Fichte i Georg Wilhelm Friedrich Hegel (obaj wykładali wcześniej w Jenie). Najnowsze badania wykazały, że nazywanie ich „niemieckimi nacjonalistami”, które to określenie przyjęło się pod koniec XIX wieku, nie jest do końca słuszne. Uczeni niemieccy z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIX wieku usilnie szukali ideologicznych protoplastów i stworzyli uproszczony obraz poglądów obu filozofów, który okazał się bardzo trwały. Trudno jednak zaprzeczyć, że Fichte i Hegel wywarli głęboki wpływ na ruch narodowo-liberalny i przyczynili się do nadania mu kierunku w pierwszej połowie XIX wieku. Pisarze o poglądach narodowych, na przykład Ernst Moritz Arndt, stali się również ważnymi postaciami ruchu na rzecz zjednoczenia. Pieśń Arndta _Was ist des Deutschen Vaterland?_ (Czym jest niemiecka ojczyzna?) odgrywała rolę hymnu narodowego.
Jeśli chodzi o szerokie kręgi społeczeństwa, to w dzieło zjednoczenia kulturalnego Niemiec po wojnach napoleońskich istotny wkład wnieśli bracia Grimm. Ich zbiory bajek niemieckich, opublikowane w 1812 i 1815 roku, nie zawierały nowych treści. Opowiadania o złych wilkach, dziewczynkach zamkniętych w wieży i wiedźmach z głębi lasu od wieków przerażały niemieckie dzieci. Zasługa braci Grimm polegała na ujęciu tych baśni, przekazywanych dotąd tylko ustnie, w jednolitą formę pisemną. Posłuszeństwo to motyw wielu bajek Grimmów – ich dziecięcych bohaterów spotyka często straszny los, gdy nie są posłuszni starszym. Przykładem jest opowieść o Czerwonym Kapturku. Matka Czerwonego Kapturka, posyłając córkę do ciemnego lasu z ciastem i winem dla chorej babci, surowo przykazała jej iść prosto do celu. W oryginalnej wersji francuskiej Charles’a Perraulta nie znajdziemy tej matczynej przestrogi, jest ona pomysłem Grimmów. Jak można się było spodziewać, dziewczynka łatwo ulega namowom złego wilka, który mówi do niej przymilnym głosem, i zbacza z drogi. Dzięki temu wilk pierwszy dociera do domu babci, zjada ją, a potem, przebrawszy się za babcię, pożera też dziewczynkę. Każde niemieckie dziecko słuchające tej bajki miało zapamiętać, że jeśli nie będzie posłuszne rodzicom, zostanie srogo ukarane. Las jest scenerią wielu bajek Grimmów. To zawsze miejsce mroczne i niebezpieczne w przeciwieństwie do bezpiecznej i spokojnej wsi. Częstym bohaterem bajek jest myśliwy, człowiek odważny, który nie lęka się niebezpieczeństw czających się w leśnych ostępach. Tak oto Grimmowie stworzyli wspólny dla kolejnych pokoleń Niemców świat wyobrażeń i wartości moralnych. Może się to wydać rzeczą banalną, ale nie wolno nie doceniać psychologicznego znaczenia wspólnoty przeżyć kulturalnych w dzieciństwie. Literacka działalność Grimmów oraz poczucie braterstwa, jakie zrodziła wśród Niemców walka z Napoleonem, umacniały ich w przekonaniu, że istnieje jeden naród niemiecki (_Volk_).
Ponieważ po drugiej wojnie światowej słowo „nacjonalizm” zostało ściśle skojarzone z prawicową orientacją polityczną, trzeba przypomnieć, że jego dziewiętnastowieczna odmiana była mocno zabarwiona liberalnymi i romantycznymi ideałami. Wielu Niemców wzorem braci Grimm uważało, że narodowa kultura, tożsamość i język są czymś prawdziwie pięknym. Malarze romantyczni, na przykład Caspar David Friedrich, zdobyli ogromną popularność. Obrazy Friedricha często przedstawiały zamyślone postaci na tle typowo niemieckiego krajobrazu, podkreślając nieomal mityczny związek między narodem a ziemią. Najbardziej znane płótno tego gatunku pochodzi z 1818 roku i nosi tytuł _Wędrowiec nad morzem mgły_. Motywem wielu późniejszych obrazów Friedricha jest Germania, personifikacja Niemiec, zwykle ukazywana jako silna, barczysta kobieta gotowa do walki. Francuskiej Mariannie malarze nadawali zazwyczaj rysy bardziej kobiece, była uosobieniem piękna i wolności, a nie odwagi i waleczności. Romantyzm, liberalizm i nacjonalizm stały się nierozłączne.
Caspar David Friedrich, _Wędrowiec nad morzem mgły_, 1817 rok. Ten obraz to kwintesencja niemieckiego romantyzmu w sztuce. Repr. Wikimedia Commons, domena publiczna.
W latach po kongresie wiedeńskim konserwatywne elity w całej Europie nadal walczyły ze skutkami rewolucji francuskiej. Tymczasem niemieccy nacjonaliści domagali się scentralizowanego państwa, licząc, że dzięki temu powstanie parlament z prawdziwego zdarzenia, ograniczający arbitralną władzę monarszą. Przeżyli bolesny zawód, gdy się okazało, że mocarstwa europejskie sprzysięgły się, aby zachować istniejący porządek polityczny, a nie go zreformować. Tryby liberalizmu zostały jednak wprawione w ruch i trudno było je zatrzymać. Wydając w 1813 roku swoją odezwę, Fryderyk Wilhelm uznał za konieczne poczynić pewne ustępstwa wobec poddanych, więc odebranie teraz tych koncesji musiało wzbudzić oburzenie. W latach trzydziestych XIX wieku zamieszki i niepokoje, choć niewielkie rozmiarami, były coraz częstsze. W kwietniu 1833 roku studenci próbowali nawet zakłócić posiedzenie Zgromadzenia Związkowego we Frankfurcie. Prusy i Austria uznały incydent za tak groźny, że wysłały wojska, aby spacyfikować miasto. Pomimo zaciętej rywalizacji między dwoma niemieckimi mocarstwami ich władze zgadzały się, że wszelkie próby radykalnych reform politycznych należy zdławić w zarodku. Pod egidą Austrii i Prus w państwach niemieckich nastąpiła konserwatywna reakcja przeciwko liberalizmowi: wprowadzono cenzurę i ścisłą kontrolę działalności politycznej. Jednakże szczelne zamknięcie pokrywy zwiększyło tylko ciśnienie wewnątrz kotła. Gniew społeczny nabrzmiewał i w 1848 roku doprowadził do wybuchu.
Nadrenia, którą w 1815 roku przyznano Prusom, weszła w okres szybkiego rozwoju gospodarczego. Pokłady węgla w Zagłębiu Ruhry należą do największych na świecie, a złoża tego surowca znajdowały się również w okolicach Akwizgranu i w regionie Saary. Duże ilości rud żelaza można było wydobywać ze złóż pod Koblencją, nie brakowało też innych ważnych surowców: ołowiu, cynku, miedzi i łupków. Najważniejszy był jednak bez wątpienia węgiel. Jako kraj rolniczy – a także z powodu niedorozwoju przemysłu w Europie Środkowej – Austria nie przewidziała, jak cenny gospodarczo nabytek uzyskały Prusy. Słusznie nazwano Nadrenię „najcenniejszym klejnotem w koronie pruskiej”².
Jedyna trudność polegała na tym, że Prusy nie mogły wykorzystać w pełni swoich nowych bogactw na zachodzie. Ponieważ terytorium państwa nie stanowiło jednolitej całości, we wszystkich sprawach – od budowy połączeń transportowych po przepisy celne – trzeba było pertraktować z innymi państwami niemieckimi. Surowce nadreńskie umożliwiły i nakręciły koniunkturę w budownictwie kolejowym. Po skromnych początkach (pierwsza linia kolejowa łącząca Berlin i Poczdam powstała w 1838 roku) Prusy musiały podjąć wielki wysiłek, żeby nadążyć za tempem rewolucji przemysłowej w innych krajach europejskich, zwłaszcza Wielkiej Brytanii. Skoordynowanie działalności gospodarczej było nie tylko wskazane, ale wręcz niezbędne. Ponieważ pomoc Austrii nie wchodziła w grę, Prusy przejęły inicjatywę i doprowadziły do utworzenia w 1834 roku Niemieckiego Związku Celnego (_Deutscher Zollverein_). Książę Metternich nie przywiązywał do związku większej wagi i Austria nigdy nie została jego członkiem. Związek Celny pozwolił na połączenie zasobów, infrastruktury i ludzi, dzięki czemu możliwe stało się wyzyskanie w pełni potencjału przemysłowego Niemiec. Mocarstwa obradujące na kongresie wiedeńskim nie przewidziały, że dają Prusom narzędzia do gospodarczego zjednoczenia państw niemieckich. Mapa Związku Celnego z 1866 roku do złudzenia przypomina mapę Cesarstwa Niemieckiego, które powstanie pięć lat później. Historyk William Carr trafnie nazwał Związek Celny „potężną dźwignią zjednoczenia Niemiec”.
Choć jednak w latach trzydziestych między państwami niemieckimi istniały mocne więzi ideologiczne, kulturalne i gospodarcze, znów bardziej niż słowa i pieniądze jednoczyła Niemców groźba nieprzyjacielskiej agresji. Nieprzyjacielem tym był ulubiony adwersarz Niemiec – Francja. Druga rewolucja francuska z 1830 roku obaliła restaurowaną monarchię Burbonów w osobie Karola X i wyniosła na tron Ludwika Filipa z linii orleańskiej tej dynastii. Monarchia francuska, chociaż opierająca swą prawomocność na woli ludu, a nie boskim nadaniu, była wciąż atakowana przez elementy republikańskie, które dążyły do jej usunięcia raz na zawsze. Panowanie Ludwika Filipa upływało więc pod znakiem ciągłej walki o popularność i poparcie społeczne. Pozycję króla osłabiła nieudana próba zdobycia wpływów w Egipcie w 1840 roku, która przysporzyła Francji poważnych kłopotów w kraju i za granicą. Aby odwrócić uwagę opinii od tego niepowodzenia, francuski premier Adolphe Thiers³ sprowokował konflikt bliżej Francji. Zażądał mianowicie przywrócenia granicy niemiecko-francuskiej na Renie i zmobilizował prawie pół miliona żołnierzy, aby pokazać, że nie żartuje. Gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że Ludwik Filip nie był zadowolony ze swego premiera i w październiku owego roku zastąpił go bardziej dyplomatycznym François Guizotem. Tymczasem po drugiej stronie Renu Związek Niemiecki chciał pokazać, że potrafi być użytecznym narzędziem dyplomatycznym, i usilnie starał się pokojowo rozwiązać kryzys. Było już jednak za późno. W obu krajach rozgorzały nacjonalistyczne namiętności, ożyły dramatyczne wspomnienia wojen napoleońskich i dawniejszych konfliktów. W Niemczech powstały popularne pieśni patriotyczne: Nicholausa Beckera _Sie sollen ihn nicht haben, den freien deutschen Rhein_ (Nie dostaną go, wolnego niemieckiego Renu), Maxa Schneckenburgera _Die Wacht am Rhein_ (Straż nad Renem), a zwłaszcza Hoffmanna von Fallerslebena _Das Deutschlandlied_ (Pieśń Niemiec), która jest dziś niemieckim hymnem narodowym. Niemcy, wciśnięte między Rosję i Francję i pozbawione ściśle określonych granic naturalnych, były wyjątkowo czułe na groźbę obcej inwazji. Polityczne argumenty, baśnie i interesy ekonomiczne nigdy nie znajdą takiego oddźwięku w niemieckich sercach i umysłach, jak nacjonalizm obronny, którego płomień mógł rozniecić w nich wróg zewnętrzny.
1840–1848. Niemiecka rewolucja
„Historia Niemiec osiągnęła punkt zwrotny, lecz nie dokonała zwrotu”⁴. Od wydania książki Alana Johna Percivale’a Taylora, z której pochodzą te słowa, upłynęło wprawdzie siedemdziesiąt pięć lat, lecz jego słynną ocenę rewolucji 1848 roku można i dziś uznać za trafną. Kiedy walka o ideały rewolucji francuskiej napotkała twardy opór konserwatywnych elit, fala zamieszek i zbrojnych powstań przetoczyła się przez Europę. W Niemczech jednak wydarzenia przybrały nieco inny obrót. Niemcy mieli coraz silniejsze poczucie tożsamości narodowej, ale byli też coraz bardziej podzieleni w kwestii charakteru przyszłego zjednoczonego państwa. Rewolucja 1848 roku, chociaż nie przyniosła natychmiastowej zmiany, uruchomiła potężne, długotrwałe procesy, które będą z dobrym lub złym skutkiem kształtować historię Niemiec.
Po kryzysie reńskim z 1840 roku narodowa euforia zaczęła opadać, a jednocześnie słabło poparcie dla elit rządzących Związkiem Niemieckim. Powróciło dobrze znane poczucie niezadowolenia z braku reform społecznych i politycznych. Nikt nie spodziewał się niczego innego po starym księciu Metternichu, który działał w polityce od trzydziestu lat i wszystkie te lata poświęcił umacnianiu _ancien régime’u_. Dlatego nadzieje na liberalne reformy wiązano z Prusami. Czyż Fryderyk Wilhelm III nie obiecywał – i to kilkakrotnie – nadania Prusom konstytucji, ostatni raz po kongresie wiedeńskim? Uczestnicy demonstracji z lat trzydziestych żądali od króla dotrzymania obietnicy, ale kiedy władca zmarł w 1840 roku po długiej chorobie i został pochowany obok ukochanej żony Luizy, wielu wybaczyło mu i z nadzieją czekało, co zrobi jego syn i następca Fryderyk Wilhelm IV. Znów jednak spotkało ich rozczarowanie. Nowy król wypowiedział słynne słowa: „Żaden świstek papieru nie wciśnie się między mnie a mój lud”, był bowiem święcie przekonany, że umowa społeczna między władcą a poddanymi jest sprzeczna z boskimi prawami królów. Jego władza pochodziła od Boga, a nie od ludu.
W innej sytuacji Niemcy mogliby potraktować takie poglądy wyrozumiale, ale Fryderyk Wilhelm IV był najmniej charyzmatycznym władcą Prus od pokoleń. Już w dzieciństwie jego przyjaciele i rodzina przezwali go „Flądrą”, bo miał pulchną sylwetkę, krótką szyję i się garbił. Szybko okazało się, że chodzi nie tylko o wygląd. Fryderyk Wilhelm pozbawiony był zdolności politycznych, wypowiadał się też niezbyt składnie. W latach czterdziestych zyskał opinię człowieka nierozgarniętego, niemęskiego i pozbawionego charakteru. Uważali tak nie tylko jego wrogowie, lecz także poplecznicy. Początkowe próby porozumienia się z reformatorami przez lekkie złagodzenie cenzury i uwolnienie części więźniów politycznych uznano za nieudolną grę pozorów. Na domiar złego młodszy brat króla Wilhelm, późniejszy pierwszy władca Cesarstwa Niemieckiego, został mianowany dowódcą królewskiej kawalerii i postanowił odznaczyć się na tym stanowisku. Ponieważ ilekroć dochodziło do jakichś demonstracji czy rozruchów, Fryderyk Wilhelm wahał się, inicjatywę przejmował jego brat, który krwawo tłumił zaburzenia. Słynne było powiedzenie Wilhelma: _Gegen Demokraten helfen nur Soldaten_ (Na demokratów pomagają tylko żołnierze). Tandem: człowiek rozlazły – despota nie mógł się podobać ani radykałom, ani ludziom umiarkowanym i przyczynił się do wybuchu rewolucji 1848 roku.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki