- W empik go
Krew sióstr. Zieleń - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
Lipiec 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Krew sióstr. Zieleń - ebook
— Saga siedmiu barw — Krew sióstr.
Opowieść o tym, co zostało zrodzone z miłości, a co z nienawiści.
Część piąta — Zieleń. Światło i mrok, miłość i nienawiść.
Odkupienie, przebaczenie albo też unicestwienie. Co wybierzesz, to ocenię. Lecz to wszystko jest niczym, gdy wybierzesz… poświęcenie.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8221-401-7 |
Rozmiar pliku: | 422 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I. Srebrna Alabaster Ekru Soplica Srebrna Olbrzymia i Grad
Srebrna rozpostarła ramiona, odetchnęła pełną piersią zimnym powietrzem i w upojeniu się rozejrzała wokół. Oto znów dotarła do alabastrowej krainy na jej pogranicze z szarością. Popatrzyła na lodowy posąg anioła górujący nad okolicą. Przeniosła wzrok na rozciągające się na południu wysokie pasma Alabastrowych Gór. Wreszcie zerknęła za siebie.
Uśmiechnęła się. Kątem oka dostrzegła gramolącego się z igloo Złotego. Na myśl o ukochanym poczuła przyjemne ciepło roztapiające jej zwykle chłodne serce. Następnie ponownie spojrzała na białą krainę ciekawa co tym razem jej ona przyniesie.
Już zaraz za swym nagim i pół-syrenim ciałem miała księcia Złotego. Oplótł ramiona wokół jej łona, a ona poszerzyła błogi uśmiech. Nie odwracając się, wyciągnęła do tyłu rękę i pogładziła młodzieńca po złocistej skórze. Mimo panującego mrozu także nie przywdział ubrania.
– Zmarzniesz i zamarzniesz – rzuciła niby od niechcenia.
– Kiedy jest mi gorąco. To przez miłość do ciebie – odparł z przekonaniem.
– Naprawdę mnie kochasz? Taką… pół-syrenę? – droczyła się Srebrna.
– Wiedz, że me uczucie do ciebie tylko wzrasta!
– A… wraz z nim twa temperatura. Wielce to ciekawe. Bacz tylko, abyś za swoją sprawą nie sprowadził do krainy Alabaster odwilży. Szkoda by było stopić tutejszy śnieg i lód nawet złocistą miłością.
– Dla ciebie jestem gotów wręcz się przeistoczyć w lodową skałę! Bylebyś sama mnie otuliła niczym śnieżny puch…
– Wybacz, ale wolę gorącego i namiętnego księcia Złotego, niźli oziębły sopel lodu. – Wojowniczka się odwróciła, napotykając złociste usta. Podczas długiego pocałunku obejmowała i gładziła męskie ciało. Sama doczekała się podobnych pieszczot, w tym rozplątania złocistymi palcami srebrzystego warkocza.
Po skończonych amorach książę popatrzył na ukochaną pijanym od miłości wzrokiem. Zaś wskazując kciukiem na igloo, kusząco zasugerował:
– Wracamy…?
– Jeszcze ci mało?! – Srebrna wybałuszyła ze zdziwienia, ale i zachwytu, jaśniejące oczy.
– Mało to… mało powiedziane. Zrobiliśmy… to. I chyba mam ochotę robić to z tobą i tylko z tobą… bez końca, raz za razem.
Słysząc to, dziewczyna z dumną miną odgarnęła sobie z twarzy srebrzyste pasemka. Potem przewrotnie powiedziała:
– Ja też się raduję, że tego dokonaliśmy, iż zrobiliśmy… to. Wygraliśmy z czerwienią na szarych ziemiach.
– Miałem raczej na myśli…
– Wiem, co miałeś na myśli. – Wojowniczka zawadiacko pocałowała ukochanego w nos. – A wiesz co mi krąży teraz po głowie, wiruje tam i pląsa w miłosnym tanie… ?
– Tak… mów dalej. – Książę się jeszcze rozpromienił.
– Ja też nabrałam ochoty na kolejną… wygraną. – Srebrna zagryzła kokieteryjnie srebrzyste wargi i łakomie popatrzyła na igloo.
– To… do dzieła, po wygraną, po zwycięstwo! – podchwycił z entuzjazmem książę. – To jak pałacowy przewrót, rewolucja. Nie chcę już walczyć, prowadzić wojen. Chcę się tylko kochać, kochać, tylko kochać z tobą!
Śmiejąc się radośnie i trzymając za ręce, jako para srebrzysto-złocistych golasów, Srebrna ze Złotym pobiegli do jamy w lodzie, by oddać się tam miłości. Czyż między nimi nie było na ten czas po prostu złocisto-srebrzysto wspaniale? Dokładnie tak i w kąpaniu się w swym szczęściu, niczym srebrzysto-złocistej fontannie spełnienia, bynajmniej nie zamierzali ustawać.
*
Alabaster dumnie rozpostarła skrzydła, odetchnęła pełną piersią zimnym powietrzem i w upojeniu się rozejrzała wokół. W zawiesinie tradycyjnie otaczających ją płatków śniegu znów była pośród rozbielonych barw w anielskim niebie. Poczuła się jak w domu, jej domu.
Tym razem pojawiła się tu dyskretnie za sprawą furtki niebios. Z przewrotnym uśmiechem na ustach obróciła w dłoni krągły przedmiot. Załopotała skrzydłami i wzleciała do góry. Już zaraz opadła przed anielski tron, gdzie zasiadała nieświadoma dotąd obecności Alabaster jej władająca niebiosami siedmioletnia córka.
– Witaj, anielskie dziecię. Oto sama Najjaśniejsza Jasność zaszczyca cię swą osobą. Przybywa do ciebie z pozdrowieniami świetlistego blasku.
– Matko… To znaczy – zająknęła się zaskoczona dziewczynka. Na co wielka księżna położyła sobie palec na ustach i łagodnie oznajmiła:
– Ciii… Już dobrze, nie musisz dalej nic udawać. Owszem, jestem twą pierwotną matką. Jasna pamięć o tym do mnie wróciła. Obecnie zaś nadszedł pełen blasku czas, aby powrócił też do mnie mój skrzydlaty tron. Czy byłabyś tak łaskawa, aniołeczku? – Kobieta wykonała gest dłonią sugerujący, aby dziecko wstało ze swego siedliska. Jednak po początkowym szoku dziewczynka przybrała hardy wyraz twarzy. Chwyciła za skrzydlatą poręcz, drugą rękę, uzbrojoną w buławę, wymierzyła w kobietę i władczo zaznaczyła:
– Służę całym niebiosom, nie mogę porzucić mej misji. Bieli na świecie zagraża najczarniejsza z czarnych czerń i nie chodzi o demony z Czeluści!
– Oczywiście chodzi o czarne anioły. Nie doceniasz mamusi, jej wnikliwości oraz ptasich sług. No już, wstawaj, kochanie. – Alabaster ponowiła gest.
– Ale…
– Żadnych ale! Jestem twą pełną jasności matką i masz okazywać mi posłuch! To mój tron. Ty masz prawo zasiadać na nim dopiero, gdy ja z tego świata ponownie odejdę. Zanim to się stanie, na blask słońca i księżyca, się zachowuj, chmurna smarkulo!
Po matczynym wybuchu dziewczynka przybrała nadąsaną minę. Popatrzyła na rodzicielkę z wyrzutem i już miała wzlecieć nad tron. Ale raptem jeszcze mocniej do niego przywarła, po czym z determinacją syknęła:
– Ponad wszystko przekładam dobro anielskich istot. Zaufały mi i dopóki to się nie zmieni, dobrowolnie nie sfrunę z tronu.
– Tego samego, który podstępnie zabrałaś siostrze, zaznacz to. To wiele mówi o tym jak traktujesz zaufanie.
– Urwane Skrzydło była pół-syreną. Sama jej nienawidziłaś! – zacietrzewiła się dziewczynka. Na co Alabaster gniewnie ripostowała:
– Nie mówię o mym wyrodnym dziecku. Mam na myśli mą pierworodną córkę, o którą byłaś zazdrosna!
– Więc to też już… wiesz.
– Taaak… Wyobraź sobie, aniołeczku, że pamięć twojej mamusi wraca. Wraz z nią to, co uczyniłaś Egidzie.
– Żałuję tego, popełniłam… błąd, kierując ją do różnobarwnych kuzynów. – Dziecko zmarkotniało, oklapło na tronie i przysłoniło się skrzydłami, zupełnie jakby się chciało skryć za zasłoną z białych piór. – Popełniłam błąd – powtórzyła smutno Alabaster Chmurna.
– Więc spróbuj łaskawie nie popełniać kolejnych. Ustąp mi wreszcie należne mi miejsce w niebie.
– Naprawdę uważasz… że będziesz władać niebiosami lepiej niż ja? – Dziecko popatrzyło na matkę z niedowierzaniem.
– Masz wątpliwości?
– Tak, bo ty dopiero sobie przypominasz przeszłość, matko. Za to ja pamiętam wszystko. Pamiętam nader dobrze co mi, sobie i… innym uczyniłaś.
Wobec tego zawoalowanego wyrzutu Alabaster ciężko westchnęła. Spojrzała na przestrzeń nieba pełną pastelowych barw, przeniosła spojrzenie na córkę i wyjątkowo jak na siebie łagodnie rzekła:
– Nie będę się kajać. Wszak nie jesteśmy anielskimi wężami, przez co nasza przeszłość jest jak dodatkowa skóra, której nie da się zdjąć. Towarzyszy nam cały czas. Nie przyobiecam ci też, ani nikomu innemu, że w obecnym żywocie nie przyczynię się do cierpienia istot. Owszem, będą cierpieć za mą sprawą, taki ich los, by świat dalej się toczył do przodu, a nie pogrążył w unicestwieniu. Jednakże ja zdołam pokonać przeciwności, poświęcę każdego, kogo trzeba, i wytrzymam to brzemię. Ty zaś? Powiedz mi, córko, co uczynisz, gdy krainę Alabaster splugawią czarne anioły? Co zrobisz, kiedy nasycą mrokiem nasz niebiański dom? Powiem ci, cóż takiego zechcesz podówczas zdziałać. Otóż przegrana zapragniesz się schować pod maminą suknię. Lecz co, jeśli ta suknia będzie już wtedy splamiona matczyną krwią, a ciało matki, z twej winy, bez jaśniejącego życia w sobie?
– Nie chcę… tego – szepnęła dziewczynka.
– Żadna z nas tego nie chce. Dlatego na ten złowrogi czas zamienimy się miejscami. Ja zasiądę na skrzydlatym tronie. Ty staniesz u mego boku, by we właściwym czasie mnie na skrzydlatym tronie zastąpić.
– A czy… – Dziecko spuściło wzrok. Zaraz podniosło na matkę zaszklone oczy i z bólem zapytało: – Jak oddam ci niebiańską władzę, to wybaczysz mi to, co zrobiłam… Egidzie?
W odpowiedzi wielka księżna się uśmiechnęła przyjaźnie. Nachyliła się ku córce i przeczesała jej anielskie włosy, po czym jadowicie wysyczała do ucha: – Wiedz, drogi aniołeczku, że ci tego nie wybaczę, nigdy, przenigdy. Za to po wsze czasy zachowam w mym sercu dla ciebie nienawiść. – Chwyciła za dziecięcą twarzyczkę i złożyła specyficzny pocałunek na białym czółku.
– To boli… – jęknęło żałośnie dziecko.
– Ciii…
– To bardzo boli, pali…
– Dobrze, już dobrze… To musi boleć, kara musi boleć. To pierwsza z kar, którą ci wymierzam za współudział w zaklęciu w tarczy Egidy, mej ukochanej córki w przeciwieństwie do ciebie. – Wielka księżna się wyprostowała i otarła resztę białej pomadki z czerwono-czarnych ust. Załopotała skrzydłami i odlatując, rzuciła apodyktycznie za plecy: – Tak przy okazji, właśnie zabiłam twego ojca. Ty natomiast masz księżycowy tydzień, aby ostatecznie się pożegnać ze swym tronem, jak i obowiązkami z tytułu bycia niebiańską imperator. Po tym czasie powrócę, a ty podczas zgromadzenia aniołów oficjalnie się zrzekniesz władzy, po czym mi ją łaskawie przekażesz. I… – Alabaster spojrzała przez ramię na roztrzęsioną dziewczynkę – lepiej mnie dziecko… tym razem… nie zawiedź.
*
Ramiona Ekru opadły ciężko niczym wielorybie płetwy. Płytko westchnęła, zaciągając się zatęchłym powietrzem niewietrzonej komnaty. Zdegustowana przestała się rozglądać po skromnym pokoju. Było to lokum jakiejś pokojówki, które jej oraz Soplicy przydzieliła na czas połogu oraz późniejszy Alabaster. To tutaj, w tej białej klitce, której większą część zajmowało łoże, przyszły na świat tak odmienne dzieci sióstr z Ekros.
Spoczywająca na łóżku tyłem do Soplicy Ekru zrezygnowana spojrzała w bok pod ścianę. Bynajmniej nie stała tam dziecięca kołyska, a postawione na szafce… akwarium. W nim w najlepsze się pluskało syrenie niemowlę.
To prawda, pani Ekros, niedoszła wielka księżna i władczyni kontynentu Unton, powiła syrenę. Czy powinno to dziwić? Po pierwszym szoku uzmysłowiła sobie, że mimo poczęcia tego dziecka z miłości do Chamoisa, cała sytuacja miała przecież miejsce w świecie syren, przez co odbyła się na ich warunkach. Może i brzmiało to na swój sposób nawet romantycznie, ale dla pani Ekros w ogóle takowe nie było. Patrząc na syrenkę, czuła tylko wstyd i upokorzenie, jakby z jej łona wypełznął oślizgły potwór. Przede wszystkim zaś taka łuskowata potomkini stawiała pod znakiem zapytania przyszłość rodu Ekros i komplikowała kwestię dziedziczenia władzy nad miastem.
Cała sytuacja nieprzyjemnie przypominała również Ekru o podziemnym świecie syren. Tym samym, jaki obiecała wyzwolić z ziemskich okowów, a potem dla własnej wygody o danej obietnicy zapomniała. Czy zatem może doświadczała teraz syreniej zemsty pod postacią ukarania jej łuskowatą potomkinią? Być może. Niemniej zawiodła i sama się czuła ze wszech miar zawiedziona.
Z kolei jej srebrzysta siostra, Soplica? Ta zwinęła się obecnie w kłębek i od porodu kompletnie zamilkła. Z powodu swego połogu miała bowiem własne zgryzoty. W rezultacie w Pałacu Alabaster srebrzystej i alabastrowej smoczycy, którym ponoć pisana była wielka chwała, los nie szczędził trosk.
Czy można było coś uczynić, aby złowrogie fatum odwrócić? Niewątpliwie, należało się tylko przebić przez zasłonę niemocy, by wreszcie się odnaleźć w bieżącej sytuacji. Lecz na ten czas Ekru była tak wyczerpana. Zmęczona władaniem, siostrą, syrenim dzieckiem, perłowym tronem, siostrami krwi czy czarnymi aniołami… Wszystkim się czuła zbyt udręczona, by podjąć co do swej przyszłości jakąkolwiek decyzję.
*
Soplica popatrzyła na swe ramiona. Te same, które jeszcze nie tak dawno nosiły głównie topór i dzierżyły klanową tarczę. Potem z powodu biedy i dłonie miała zwykle puste. Obecnie przyjdzie jej na rękach nosić swe niemowlę. Jednak czy aby na pewno swoje?
Z niechęcią spojrzała w kierunku kremowej kołyski i kwilącego tam chłopczyka o siedmiobarwnej krwi, ale i skórze, gdzie twarzyczka dziecka była biało-szara, a reszta ciała zawierała pozostałe pięć barw. Niestety momentami nie widziała tam dziecka, a obcego sobie i wiekowego starca.
Ślepy mędrzec… A jakże, zawitał niegdyś do jej klanu! Miał w boku ranę, a w niej siedmiobarwną krew. Opatrzono go, a on w zamian bajał przy szarym ognisku i jak nawiedzony wieszczył koniec epoki naznaczony czerwienią. Soplica tych bzdur wówczas nie słuchała. Miała ciekawsze zajęcia! Lecz wcześniej, kiedy staruch leżał w gorączce od brudnej rany, to zasłyszała jego bajanie. Wył w malignie, że jest siedmiobarwnym bratem, legendarnym, jak siostry krwi. Ale kto by się tam przejmował zwidami leciwego staruszka? Otóż wtedy nikt. Jednak teraz ktoś taki, jak Soplica owszem, bo przejrzała perfidną grę przeciwnika.
Oto ten Wichrzyciel Czasów, czy jak mu tam, zaszczepił w jej dziecku ducha przeklętego starucha. Więc to już nie było jej dziecko! Dała się wykorzystać i swe łono dla demonicznych gierek. Zaś ostateczny dowód potwierdzający jej domysły z ptaszarni, że jej dziecię to tak naprawdę nie jej dziecię, znajdował się w oczach chłopczyka.
Jego oczy. One były bezbarwne, jak tamtego starucha. Oboje byli ułomnymi na ciele ślepcami. Zapewne także ze ślepą duszą! Skoro tak, to na siarczysty mróz i ostry lód, jak niby jej dziecko mogłoby zostać prawdziwym bohaterem, czempionem, co jej przyobiecano?!
Nadzmysł. Oczywiście istniał jeszcze stan jedności zastrzeżony dla wybrańców, którzy mogli walczyć bez pomocy naturalnego wzroku. Ale nie zmieniało to koszmarnego faktu, iż nikt nie pójdzie za ślepcem! Nie porwie on za sobą ludzi! Nie zostanie przywódcą klanowym, za którym ruszy na śmierć każdy wojownik i odda mu się każda siostra topora czy miecza!
Czy jej kaleki syn mógł zostać przynajmniej panem Ekros? O tak, ależ oczywiście. Uczyni to, nie inaczej, tylko zgodnie z wolą Ekru, biorąc za rękę białą syrenkę. Na uśmiercające okowy lodu, co za para, ślepiec z syreną, czyż to nie byłoby po prostu przepiękne?! Wraaah!
I pomyśleć, że miało być tak cudownie, macierzyńsko i władczo, a tu trach. Soplica się czuła, jakby pękł pod nią lód i wpadła do przerębla, który ktoś nakrył nad nią dodatkową warstwą lodu. Nie było stąd wyjścia, nie było ucieczki. Jej macierzyństwo w jej mniemaniu się okazywało wielką klęską, niczym ta poniesiona w zamierzchłych czasach przez demoniczne wojska w Przełęczy Cienistego Krzyku. Choć odczuwana przez nią porażka była chyba jeszcze większa. Skrzywdzono ją! Tak chciało się jej przez to krzyczeć, zwyczajnie wyć!
Zamiast wrzeszczeć i rwać srebrzyste warkocze z głowy, tylko tępo patrzyła w kołyskę. Mimo szczerego pragnienia jakoś nie mogła nienawidzić dziecka z jej łona, spod serca. Chociaż niewątpliwie powinna była! Zamiast tego czuła coś dziwnego w sobie, nieznaną jej miękkość.
W pewnym momencie chwyciła za biały dzwoneczek na mamkę i zadzwoniła. Do pokoju weszła alabastrowa kobieta z obfitym biustem pełnym pokarmu. Zawitała tu nie pierwszy raz, przez co wiedziała, co ma czynić. Wyjęła z kołyski niemowlę, usiadła z nim na stołku pod ścianą i obnażyła pierś. Soplica patrzyła, jak dziecko rączkami próbowało chwycić cycek, a jednocześnie po omacku szukało ustkami sutka, by się napić mleka. Wyglądało to tak jakoś… pociesznie i roztkliwiająco. W oczach drugiej pani Ekros stanęły łzy. Otarła je z szarych oczu, po czym wydała mamce polecenie:
– Podaj mi chłopca. Sama… Sama go nakarmię.
– Ale… – Alabastrowa kobieta spojrzała pytająco na Soplicę. Ta bowiem dotąd nie skorzystała jeszcze ze wspomnianego przywileju. Ona jednak potwierdziła swą wolę skinięciem głowy. Wzięła w ramiona niemowlę i się do niego… uśmiechnęła.
– Ti, ti, ti. Tia, tia, tia. – Jeszcze poszerzyła uśmiech, gdy dziecko chwyciło za jej palec i jak maminą pierś próbowało ssać. Nagle wszystko stało się inne. Naprawdę inne! Czyżby wbrew wszystkiemu rzeczywiście… przepiękne?
*
Alabastrowy mężczyzna otępiały, jak po monstrualnym nadużyciu białego wina, się rozejrzał wokół. Widok prezentował się tu jako iście niezwykły. Niczym dywanem Orle Gniazdo było zasłane czerwonymi trupami przyprószonymi różowym śniegiem. Wszak było tu coś jeszcze, coś niezwykłego. To czerwony maszt, który spoczywał poziomo, a czubek jego iglicy uprzednio tkwił w ręku białego trupa.
Czym to zaowocowało? Ano tym, że ów trup w osobie Grada przejął niezwykłą energię z masztu i powstał z martwych. Choć obecnie nie czuł się też zbyt żywy. Jego uprzednio połyskliwy i biały kolor skóry stał się matowy, wyblakły. Natomiast ręka, która miała styczność z czerwonym masztem, sama przybrała barwę czerwieni. Dotąd płynne ruchy ciała raziły sztywnością, wzrok zmętniał. Zaś samo ciało, cóż. Cuchnął tak, że wręcz go nie dziwiło, iż taką padliną wzgardziły nawet smoki.
Co to wszystko oznaczało? W półżywym umyśle Grada nie istniała żadna odpowiedź. Ziała tam bezdenna i martwicza pustka. Chociaż pośród tej otchłani zatliła się jednak pewna idea – namiastka celu sprowokowanego tęsknym uczuciem.
Gnany wewnętrznym przymusem mężczyzna, niczym jego niewolnik, zwrócił się w kierunku zniszczonej bramy:
– Soplica – wychrypiał nienaturalnym głosem. – Muszę ją odnaleźć – dodał i brnąc po kostki w różowym śniegu, rozpoczął niemrawy pochód na południe.
*
Szary wojownik objął się ramionami, przyciskając do ciała odzienie z futra. Poprawił pozycję w siadzie skrzyżnym i ponuro popatrzył na okolicę. Jak wzrokiem sięgnąć, jego spojrzenie się nadziewało na perłowo-mleczne szczyty. Kierując oczy niżej, dostrzegał już tylko szarość, popielatość, barwy siwe i bure – ludzi i ich namioty.
Tak kolorystycznie wyglądał obóz srebrzystych ludzi przywiedzionych w pobliże Alabastrowego Portu przez Srebrną Olbrzymią. Był to obóz i zarazem obraz nędzy i rozpaczy ludzi głodnych, zmarzniętych, a przede wszystkim przegranych, nie widzących dla siebie jasnej nadziei na przyszłość. Ta zasnuwała się dla nich mrokiem niczym pociemniały wygląd ich samych względem blasku Alabastrowych Gór.
– Powinniśmy ją zabić – wychrypiał siedzący mężczyzna.
– Kogo? – stęknął jego leżący na śniegu kamrat.
– Jak to, kogo, olbrzymkę. To ona od dawna wiedzie nas ku zgubie.
– Prawda li to, już nawet kołują nad nami smoki, srebrzyste i alabastrowe. Zwęszyły szarą padlinę – rzucił ktoś inny.
– Mało po drodze pozostawiliśmy już tym gadom padliny w postaci nas samych? – Siarczyste splunięcie flegmą. – Zresztą ci żywi z nas też są już niczym padlina i tylko patrzeć, jak gadzie bestie się rzucą na szarych ludzi.
– Rzucą, nie rzucą, to bez znaczenia. Nie ważne też kogo zabijemy. I tak nikt szary nie wyjdzie z białego świata żyw. To klątwa. Wyzwoliliśmy ją, atakując białą krainę.
– Pewien jesteś?!
– Pewien. Bo smoki, olbrzymka, mróz, czy głód to nic. To mniejsze plagi. Oto za tym pasmem gór szybują na niebie nasi ostateczni pogromcy. To na niebie z płonącymi mieczami same… anioły. Anioły białej pomsty.
*
Srebrna Olbrzymia zmiażdżyła w potężnych ramionach alabastrowego strażnika. Odrzuciła truchło na biały śnieg, po czym zlustrowała okolicę. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Oto przekonana o klęsce Srebrnej w Gnieździe wraz ze swymi ludźmi ze wschodnich klanów krętymi przełęczami dotarła aż do Alabastrowego Portu. Tu jednak, z powodu wysokich gór otaczających port, nie mogła rozwinąć szyku wojska, by z marszu zdobyć miasto. Za to nad samym miastem na ciemno kremowym niebie kołowały… anioły.
– Pani…
– Mów, tylko szczerze i całą prawdę. Nie ukarzę cię – warknęła olbrzymka do jednego ze swych zwiadowców. Ten popatrzył ze strachem na podniebne istoty i słabym głosem powiedział:
– Twoje dwa olbrzymy, pani. Olbrzymy się zaklinowały daleko na tyłach w wąwozie. Nie dotrą tu zbyt szybko. Za to wojownicy są głodni i zmęczeni. Oni też nie są gotowi, aby…
– Walczyć dla mnie z aniołami i… ginąć – dopowiedziała sobie olbrzymka. Z miasta przeniosła tęskne spojrzenie na morze, gdzie nad perłowym lustrem wody się unosiły zawieszone w powietrzu okręty. Rozczarowana pomyślała ze zgrozą, że nawet, gdyby jakimś cudem nawiązała skuteczną walkę o port z anielskimi istotami, to kontratak podniebnej eskadry statków jej ludzi zmasakruje. Przecież wiedziała już, co potrafił osiągnąć na placu boju latający okręt brązowej pary szczeniaków z republiki. Czuła przez to, że kolejny raz w ostatnim czasie przegrywała. Nie miała z tego tytułu zgryzoty, duma nigdy jej zanadto nie uwierała. Bolało ją co innego – wizja uwolnienia z Alabastrowych Gór lodowych olbrzymów nieznośnie się oddalała. Zresztą sama nie była nawet zdolna właściwie zadbać o własnych ludzi, których prawdopodobnie czekała rychła śmierć. Pasmo nieprzewidzianych klęsk narastało.
– Przygotować wojowników do… walki? – Z powodu przedłużającej się ciszy zwiadowca spróbował odgadnąć intencję przywódczyni. Znana była bowiem z tego, że atakowała, a nie dawała hasło do odwrotu. Lecz tym razem miało być znowu inaczej. Z odrazą wyrzuciła z płuc zatęchłe powietrze i pustym głosem wyraziła to, co nakazywał jej nie zimny honor, a rozsądek:
– Wracamy do Perły Północy. Obwarujemy to miasto skałami oraz lodem i tam będziemy czekać na czerwonych.
– Jak, pani, każesz… – Zwiadowca się ukłonił, a jednocześnie uderzył pięścią w tors. Na jego zmrożonej przez mróz i zmęczonej twarzy wymalował się wyraz ulgi. Już miał odejść, ale w wąskim przejściu między skałami trącił go i wyminął szary goniec. Ten stanął przed olbrzymką i otworzył usta, aby do niej przemówić. Ona zachowawczo przyzwała go do siebie bliżej, zniżyła sylwetkę i wskazała na swe ucho.
Cóż rzec, spodziewała się kolejnych złych wieści z białej krainy, które atakowały jej ludzi niczym postępujące po sobie nawałnice śniegu. Dlatego wolała, aby postronne osoby, jak zwiadowca, nie powracały do szarego obozu, wieszcząc następne plagi.
Tymczasem w miarę słuchania gońca, czyniła to z coraz większym zaciekawieniem. Równocześnie w swej monstrualnej grabie miętosiła przekazany jej właśnie list. Ów skrawek papieru przyniósł ponoć biały ptak. Sam list pochodził od Alabaster. Co znamienne, olbrzymka usłyszała akurat, że ta skrzydlata kobieta na powrót została wielką księżną rezydującą w Alabastrowym Pałacu. Co więcej, z treści listu wynikało, że Perlis Smoczy został przez nią zgładzony.
– Dość – syknęła Srebrna Olbrzymia do gońca, który nie zdążył przekazać wszystkich wieści. Jednak ta część, która została wypowiedziana, wystarczała kobiecie, by domyśleć się reszty przekazu i z tego powodu poczuć furię. Albowiem właśnie się okazywało, że przywódczyni szarych ludzi znalazła się z nimi w pułapce. Bo skoro to do Alabaster należała ponownie biała kraina, to szarzy ludzie na jej wschodnich rubieżach, jako pierwsi się spotkają z zemstą władczyni. W takich okolicznościach mogło ich uratować tylko jedno. Nie zważając na straty i niebezpieczeństwo, wypadało natychmiast zdobyć port i statki, aby stąd czym prędzej odpłynąć, czy też odlecieć. – Przekaż mój rozkaz. Atakujemy miasto jeszcze dziś! – krzyknęła do zwiadowcy. Pod mężczyzną się ugięły kolana i zamiast iść wypełnić wolę przywódczyni, zastygł w miejscu niczym kolejna z okolicznych skał. – Mam powtórzyć rozkaz, naprawdę?! – Gnana narastającą furią olbrzymka, była gotowa pochwycić sprzeciwiającego się jej zwiadowcę i cisnąć nim wprost w kołujące na niebie anioły. Zrobiłaby to, ale raptem poczuła ucisk przy żebrach. Odruchowo pomyślała o zadanym jej nieudolnie ciosie toporem przez gońca. Już miała na odlew machnąć w niego pięścią, lecz w porę się opamiętała. Przekonała się, że goniec złapał ją jedynie za futrzany ubiór. Popatrzył na nią z determinacją i przełamując własny strach, z siebie wydusił:
– Wysłuchaj, pani, wieści z białego listu do końca, wysłuchaj. Potem możesz mnie zabić. – W odpowiedzi Srebrna Olbrzymia obnażyła gniewnie zęby i kurczowo zacisnęła dłonie w pięści. Jednak powściągnęła gniew i skinęła głową na zgodę. Goniec zerknął jeszcze na anioły, po czym już nie ze strachem, a nutą nadziei w głosie, dokończył swą wypowiedź: – Alabaster ogłasza, że Wielkie Księstwo Wschodzącego Słońca i Księżyca wypowiada wojnę wszystkiemu, co czerwone. W tym celu skrzydlata władczyni zwołuje w pałacu Wiec Północy. To pradawny obyczaj zapraszania w jedno miejsce północnych władców, wszystkich białych i szarych, aby się zjednoczyli, by stawić czoła wspólnemu zagrożeniu. Niniejszym wielka księżna zaprasza cię, pani, do swej siedziby. Ona chce zawrzeć sojusz. Pisze też w białym liście, że jeśli przystaniesz na to, ona zapomni o dawnych urazach. Jeżeli zaś się powołasz na waszą przyjaźń, to Alabastrowy Port stoi przed tobą otworem. Anioły będą twymi sprzymierzeńcami i w wielkiej liczbie wezmą udział w nadchodzącej wojnie z czerwienią. To wszystko, co pragnęła przekazać skrzydlata władczyni.
Gdy mężczyzna skończył mówić, olbrzymka jeszcze dłuższy czas spoglądała na niego, czyniąc to z miażdżącym spokojem. Potem wręcz z natchnieniem popatrzyła na port. Oczyma wyobraźni już widziała tam swych utrudzonych ludzi ugoszczonych i zaznających ukojenia. Z miejskiej zabudowy prześlizgnęła spojrzenie na Alabastrowe Góry, gdzie niespodziewanie znowu pojawiała się szansa na ożywienie lodowych gigantów.
W efekcie radykalnej odmiany losu nawet się nie zorientowała, a utuliła gońca, klepiąc go po plecach i niemal łamiąc mu tym kręgosłup. W każdym razie bezwiednie obdarzyła mężczyznę szarymi sińcami, bo ten, w miarę przyjaznego poklepywania, boleśnie stękał.
Ale nic to. Oto w niespodziewanym sojuszu z Alabaster moc gigantów północy naprawdę mogła zostać wyzwolona z pradawnych gór. Wówczas Srebrna Olbrzymia spełni swe posłannictwo. Da zadość złożonej przysiędze i wreszcie będzie mogła żyć na tym świecie spełniona, bądź z tego świata spełniona odejdzie.
Srebrna rozpostarła ramiona, odetchnęła pełną piersią zimnym powietrzem i w upojeniu się rozejrzała wokół. Oto znów dotarła do alabastrowej krainy na jej pogranicze z szarością. Popatrzyła na lodowy posąg anioła górujący nad okolicą. Przeniosła wzrok na rozciągające się na południu wysokie pasma Alabastrowych Gór. Wreszcie zerknęła za siebie.
Uśmiechnęła się. Kątem oka dostrzegła gramolącego się z igloo Złotego. Na myśl o ukochanym poczuła przyjemne ciepło roztapiające jej zwykle chłodne serce. Następnie ponownie spojrzała na białą krainę ciekawa co tym razem jej ona przyniesie.
Już zaraz za swym nagim i pół-syrenim ciałem miała księcia Złotego. Oplótł ramiona wokół jej łona, a ona poszerzyła błogi uśmiech. Nie odwracając się, wyciągnęła do tyłu rękę i pogładziła młodzieńca po złocistej skórze. Mimo panującego mrozu także nie przywdział ubrania.
– Zmarzniesz i zamarzniesz – rzuciła niby od niechcenia.
– Kiedy jest mi gorąco. To przez miłość do ciebie – odparł z przekonaniem.
– Naprawdę mnie kochasz? Taką… pół-syrenę? – droczyła się Srebrna.
– Wiedz, że me uczucie do ciebie tylko wzrasta!
– A… wraz z nim twa temperatura. Wielce to ciekawe. Bacz tylko, abyś za swoją sprawą nie sprowadził do krainy Alabaster odwilży. Szkoda by było stopić tutejszy śnieg i lód nawet złocistą miłością.
– Dla ciebie jestem gotów wręcz się przeistoczyć w lodową skałę! Bylebyś sama mnie otuliła niczym śnieżny puch…
– Wybacz, ale wolę gorącego i namiętnego księcia Złotego, niźli oziębły sopel lodu. – Wojowniczka się odwróciła, napotykając złociste usta. Podczas długiego pocałunku obejmowała i gładziła męskie ciało. Sama doczekała się podobnych pieszczot, w tym rozplątania złocistymi palcami srebrzystego warkocza.
Po skończonych amorach książę popatrzył na ukochaną pijanym od miłości wzrokiem. Zaś wskazując kciukiem na igloo, kusząco zasugerował:
– Wracamy…?
– Jeszcze ci mało?! – Srebrna wybałuszyła ze zdziwienia, ale i zachwytu, jaśniejące oczy.
– Mało to… mało powiedziane. Zrobiliśmy… to. I chyba mam ochotę robić to z tobą i tylko z tobą… bez końca, raz za razem.
Słysząc to, dziewczyna z dumną miną odgarnęła sobie z twarzy srebrzyste pasemka. Potem przewrotnie powiedziała:
– Ja też się raduję, że tego dokonaliśmy, iż zrobiliśmy… to. Wygraliśmy z czerwienią na szarych ziemiach.
– Miałem raczej na myśli…
– Wiem, co miałeś na myśli. – Wojowniczka zawadiacko pocałowała ukochanego w nos. – A wiesz co mi krąży teraz po głowie, wiruje tam i pląsa w miłosnym tanie… ?
– Tak… mów dalej. – Książę się jeszcze rozpromienił.
– Ja też nabrałam ochoty na kolejną… wygraną. – Srebrna zagryzła kokieteryjnie srebrzyste wargi i łakomie popatrzyła na igloo.
– To… do dzieła, po wygraną, po zwycięstwo! – podchwycił z entuzjazmem książę. – To jak pałacowy przewrót, rewolucja. Nie chcę już walczyć, prowadzić wojen. Chcę się tylko kochać, kochać, tylko kochać z tobą!
Śmiejąc się radośnie i trzymając za ręce, jako para srebrzysto-złocistych golasów, Srebrna ze Złotym pobiegli do jamy w lodzie, by oddać się tam miłości. Czyż między nimi nie było na ten czas po prostu złocisto-srebrzysto wspaniale? Dokładnie tak i w kąpaniu się w swym szczęściu, niczym srebrzysto-złocistej fontannie spełnienia, bynajmniej nie zamierzali ustawać.
*
Alabaster dumnie rozpostarła skrzydła, odetchnęła pełną piersią zimnym powietrzem i w upojeniu się rozejrzała wokół. W zawiesinie tradycyjnie otaczających ją płatków śniegu znów była pośród rozbielonych barw w anielskim niebie. Poczuła się jak w domu, jej domu.
Tym razem pojawiła się tu dyskretnie za sprawą furtki niebios. Z przewrotnym uśmiechem na ustach obróciła w dłoni krągły przedmiot. Załopotała skrzydłami i wzleciała do góry. Już zaraz opadła przed anielski tron, gdzie zasiadała nieświadoma dotąd obecności Alabaster jej władająca niebiosami siedmioletnia córka.
– Witaj, anielskie dziecię. Oto sama Najjaśniejsza Jasność zaszczyca cię swą osobą. Przybywa do ciebie z pozdrowieniami świetlistego blasku.
– Matko… To znaczy – zająknęła się zaskoczona dziewczynka. Na co wielka księżna położyła sobie palec na ustach i łagodnie oznajmiła:
– Ciii… Już dobrze, nie musisz dalej nic udawać. Owszem, jestem twą pierwotną matką. Jasna pamięć o tym do mnie wróciła. Obecnie zaś nadszedł pełen blasku czas, aby powrócił też do mnie mój skrzydlaty tron. Czy byłabyś tak łaskawa, aniołeczku? – Kobieta wykonała gest dłonią sugerujący, aby dziecko wstało ze swego siedliska. Jednak po początkowym szoku dziewczynka przybrała hardy wyraz twarzy. Chwyciła za skrzydlatą poręcz, drugą rękę, uzbrojoną w buławę, wymierzyła w kobietę i władczo zaznaczyła:
– Służę całym niebiosom, nie mogę porzucić mej misji. Bieli na świecie zagraża najczarniejsza z czarnych czerń i nie chodzi o demony z Czeluści!
– Oczywiście chodzi o czarne anioły. Nie doceniasz mamusi, jej wnikliwości oraz ptasich sług. No już, wstawaj, kochanie. – Alabaster ponowiła gest.
– Ale…
– Żadnych ale! Jestem twą pełną jasności matką i masz okazywać mi posłuch! To mój tron. Ty masz prawo zasiadać na nim dopiero, gdy ja z tego świata ponownie odejdę. Zanim to się stanie, na blask słońca i księżyca, się zachowuj, chmurna smarkulo!
Po matczynym wybuchu dziewczynka przybrała nadąsaną minę. Popatrzyła na rodzicielkę z wyrzutem i już miała wzlecieć nad tron. Ale raptem jeszcze mocniej do niego przywarła, po czym z determinacją syknęła:
– Ponad wszystko przekładam dobro anielskich istot. Zaufały mi i dopóki to się nie zmieni, dobrowolnie nie sfrunę z tronu.
– Tego samego, który podstępnie zabrałaś siostrze, zaznacz to. To wiele mówi o tym jak traktujesz zaufanie.
– Urwane Skrzydło była pół-syreną. Sama jej nienawidziłaś! – zacietrzewiła się dziewczynka. Na co Alabaster gniewnie ripostowała:
– Nie mówię o mym wyrodnym dziecku. Mam na myśli mą pierworodną córkę, o którą byłaś zazdrosna!
– Więc to też już… wiesz.
– Taaak… Wyobraź sobie, aniołeczku, że pamięć twojej mamusi wraca. Wraz z nią to, co uczyniłaś Egidzie.
– Żałuję tego, popełniłam… błąd, kierując ją do różnobarwnych kuzynów. – Dziecko zmarkotniało, oklapło na tronie i przysłoniło się skrzydłami, zupełnie jakby się chciało skryć za zasłoną z białych piór. – Popełniłam błąd – powtórzyła smutno Alabaster Chmurna.
– Więc spróbuj łaskawie nie popełniać kolejnych. Ustąp mi wreszcie należne mi miejsce w niebie.
– Naprawdę uważasz… że będziesz władać niebiosami lepiej niż ja? – Dziecko popatrzyło na matkę z niedowierzaniem.
– Masz wątpliwości?
– Tak, bo ty dopiero sobie przypominasz przeszłość, matko. Za to ja pamiętam wszystko. Pamiętam nader dobrze co mi, sobie i… innym uczyniłaś.
Wobec tego zawoalowanego wyrzutu Alabaster ciężko westchnęła. Spojrzała na przestrzeń nieba pełną pastelowych barw, przeniosła spojrzenie na córkę i wyjątkowo jak na siebie łagodnie rzekła:
– Nie będę się kajać. Wszak nie jesteśmy anielskimi wężami, przez co nasza przeszłość jest jak dodatkowa skóra, której nie da się zdjąć. Towarzyszy nam cały czas. Nie przyobiecam ci też, ani nikomu innemu, że w obecnym żywocie nie przyczynię się do cierpienia istot. Owszem, będą cierpieć za mą sprawą, taki ich los, by świat dalej się toczył do przodu, a nie pogrążył w unicestwieniu. Jednakże ja zdołam pokonać przeciwności, poświęcę każdego, kogo trzeba, i wytrzymam to brzemię. Ty zaś? Powiedz mi, córko, co uczynisz, gdy krainę Alabaster splugawią czarne anioły? Co zrobisz, kiedy nasycą mrokiem nasz niebiański dom? Powiem ci, cóż takiego zechcesz podówczas zdziałać. Otóż przegrana zapragniesz się schować pod maminą suknię. Lecz co, jeśli ta suknia będzie już wtedy splamiona matczyną krwią, a ciało matki, z twej winy, bez jaśniejącego życia w sobie?
– Nie chcę… tego – szepnęła dziewczynka.
– Żadna z nas tego nie chce. Dlatego na ten złowrogi czas zamienimy się miejscami. Ja zasiądę na skrzydlatym tronie. Ty staniesz u mego boku, by we właściwym czasie mnie na skrzydlatym tronie zastąpić.
– A czy… – Dziecko spuściło wzrok. Zaraz podniosło na matkę zaszklone oczy i z bólem zapytało: – Jak oddam ci niebiańską władzę, to wybaczysz mi to, co zrobiłam… Egidzie?
W odpowiedzi wielka księżna się uśmiechnęła przyjaźnie. Nachyliła się ku córce i przeczesała jej anielskie włosy, po czym jadowicie wysyczała do ucha: – Wiedz, drogi aniołeczku, że ci tego nie wybaczę, nigdy, przenigdy. Za to po wsze czasy zachowam w mym sercu dla ciebie nienawiść. – Chwyciła za dziecięcą twarzyczkę i złożyła specyficzny pocałunek na białym czółku.
– To boli… – jęknęło żałośnie dziecko.
– Ciii…
– To bardzo boli, pali…
– Dobrze, już dobrze… To musi boleć, kara musi boleć. To pierwsza z kar, którą ci wymierzam za współudział w zaklęciu w tarczy Egidy, mej ukochanej córki w przeciwieństwie do ciebie. – Wielka księżna się wyprostowała i otarła resztę białej pomadki z czerwono-czarnych ust. Załopotała skrzydłami i odlatując, rzuciła apodyktycznie za plecy: – Tak przy okazji, właśnie zabiłam twego ojca. Ty natomiast masz księżycowy tydzień, aby ostatecznie się pożegnać ze swym tronem, jak i obowiązkami z tytułu bycia niebiańską imperator. Po tym czasie powrócę, a ty podczas zgromadzenia aniołów oficjalnie się zrzekniesz władzy, po czym mi ją łaskawie przekażesz. I… – Alabaster spojrzała przez ramię na roztrzęsioną dziewczynkę – lepiej mnie dziecko… tym razem… nie zawiedź.
*
Ramiona Ekru opadły ciężko niczym wielorybie płetwy. Płytko westchnęła, zaciągając się zatęchłym powietrzem niewietrzonej komnaty. Zdegustowana przestała się rozglądać po skromnym pokoju. Było to lokum jakiejś pokojówki, które jej oraz Soplicy przydzieliła na czas połogu oraz późniejszy Alabaster. To tutaj, w tej białej klitce, której większą część zajmowało łoże, przyszły na świat tak odmienne dzieci sióstr z Ekros.
Spoczywająca na łóżku tyłem do Soplicy Ekru zrezygnowana spojrzała w bok pod ścianę. Bynajmniej nie stała tam dziecięca kołyska, a postawione na szafce… akwarium. W nim w najlepsze się pluskało syrenie niemowlę.
To prawda, pani Ekros, niedoszła wielka księżna i władczyni kontynentu Unton, powiła syrenę. Czy powinno to dziwić? Po pierwszym szoku uzmysłowiła sobie, że mimo poczęcia tego dziecka z miłości do Chamoisa, cała sytuacja miała przecież miejsce w świecie syren, przez co odbyła się na ich warunkach. Może i brzmiało to na swój sposób nawet romantycznie, ale dla pani Ekros w ogóle takowe nie było. Patrząc na syrenkę, czuła tylko wstyd i upokorzenie, jakby z jej łona wypełznął oślizgły potwór. Przede wszystkim zaś taka łuskowata potomkini stawiała pod znakiem zapytania przyszłość rodu Ekros i komplikowała kwestię dziedziczenia władzy nad miastem.
Cała sytuacja nieprzyjemnie przypominała również Ekru o podziemnym świecie syren. Tym samym, jaki obiecała wyzwolić z ziemskich okowów, a potem dla własnej wygody o danej obietnicy zapomniała. Czy zatem może doświadczała teraz syreniej zemsty pod postacią ukarania jej łuskowatą potomkinią? Być może. Niemniej zawiodła i sama się czuła ze wszech miar zawiedziona.
Z kolei jej srebrzysta siostra, Soplica? Ta zwinęła się obecnie w kłębek i od porodu kompletnie zamilkła. Z powodu swego połogu miała bowiem własne zgryzoty. W rezultacie w Pałacu Alabaster srebrzystej i alabastrowej smoczycy, którym ponoć pisana była wielka chwała, los nie szczędził trosk.
Czy można było coś uczynić, aby złowrogie fatum odwrócić? Niewątpliwie, należało się tylko przebić przez zasłonę niemocy, by wreszcie się odnaleźć w bieżącej sytuacji. Lecz na ten czas Ekru była tak wyczerpana. Zmęczona władaniem, siostrą, syrenim dzieckiem, perłowym tronem, siostrami krwi czy czarnymi aniołami… Wszystkim się czuła zbyt udręczona, by podjąć co do swej przyszłości jakąkolwiek decyzję.
*
Soplica popatrzyła na swe ramiona. Te same, które jeszcze nie tak dawno nosiły głównie topór i dzierżyły klanową tarczę. Potem z powodu biedy i dłonie miała zwykle puste. Obecnie przyjdzie jej na rękach nosić swe niemowlę. Jednak czy aby na pewno swoje?
Z niechęcią spojrzała w kierunku kremowej kołyski i kwilącego tam chłopczyka o siedmiobarwnej krwi, ale i skórze, gdzie twarzyczka dziecka była biało-szara, a reszta ciała zawierała pozostałe pięć barw. Niestety momentami nie widziała tam dziecka, a obcego sobie i wiekowego starca.
Ślepy mędrzec… A jakże, zawitał niegdyś do jej klanu! Miał w boku ranę, a w niej siedmiobarwną krew. Opatrzono go, a on w zamian bajał przy szarym ognisku i jak nawiedzony wieszczył koniec epoki naznaczony czerwienią. Soplica tych bzdur wówczas nie słuchała. Miała ciekawsze zajęcia! Lecz wcześniej, kiedy staruch leżał w gorączce od brudnej rany, to zasłyszała jego bajanie. Wył w malignie, że jest siedmiobarwnym bratem, legendarnym, jak siostry krwi. Ale kto by się tam przejmował zwidami leciwego staruszka? Otóż wtedy nikt. Jednak teraz ktoś taki, jak Soplica owszem, bo przejrzała perfidną grę przeciwnika.
Oto ten Wichrzyciel Czasów, czy jak mu tam, zaszczepił w jej dziecku ducha przeklętego starucha. Więc to już nie było jej dziecko! Dała się wykorzystać i swe łono dla demonicznych gierek. Zaś ostateczny dowód potwierdzający jej domysły z ptaszarni, że jej dziecię to tak naprawdę nie jej dziecię, znajdował się w oczach chłopczyka.
Jego oczy. One były bezbarwne, jak tamtego starucha. Oboje byli ułomnymi na ciele ślepcami. Zapewne także ze ślepą duszą! Skoro tak, to na siarczysty mróz i ostry lód, jak niby jej dziecko mogłoby zostać prawdziwym bohaterem, czempionem, co jej przyobiecano?!
Nadzmysł. Oczywiście istniał jeszcze stan jedności zastrzeżony dla wybrańców, którzy mogli walczyć bez pomocy naturalnego wzroku. Ale nie zmieniało to koszmarnego faktu, iż nikt nie pójdzie za ślepcem! Nie porwie on za sobą ludzi! Nie zostanie przywódcą klanowym, za którym ruszy na śmierć każdy wojownik i odda mu się każda siostra topora czy miecza!
Czy jej kaleki syn mógł zostać przynajmniej panem Ekros? O tak, ależ oczywiście. Uczyni to, nie inaczej, tylko zgodnie z wolą Ekru, biorąc za rękę białą syrenkę. Na uśmiercające okowy lodu, co za para, ślepiec z syreną, czyż to nie byłoby po prostu przepiękne?! Wraaah!
I pomyśleć, że miało być tak cudownie, macierzyńsko i władczo, a tu trach. Soplica się czuła, jakby pękł pod nią lód i wpadła do przerębla, który ktoś nakrył nad nią dodatkową warstwą lodu. Nie było stąd wyjścia, nie było ucieczki. Jej macierzyństwo w jej mniemaniu się okazywało wielką klęską, niczym ta poniesiona w zamierzchłych czasach przez demoniczne wojska w Przełęczy Cienistego Krzyku. Choć odczuwana przez nią porażka była chyba jeszcze większa. Skrzywdzono ją! Tak chciało się jej przez to krzyczeć, zwyczajnie wyć!
Zamiast wrzeszczeć i rwać srebrzyste warkocze z głowy, tylko tępo patrzyła w kołyskę. Mimo szczerego pragnienia jakoś nie mogła nienawidzić dziecka z jej łona, spod serca. Chociaż niewątpliwie powinna była! Zamiast tego czuła coś dziwnego w sobie, nieznaną jej miękkość.
W pewnym momencie chwyciła za biały dzwoneczek na mamkę i zadzwoniła. Do pokoju weszła alabastrowa kobieta z obfitym biustem pełnym pokarmu. Zawitała tu nie pierwszy raz, przez co wiedziała, co ma czynić. Wyjęła z kołyski niemowlę, usiadła z nim na stołku pod ścianą i obnażyła pierś. Soplica patrzyła, jak dziecko rączkami próbowało chwycić cycek, a jednocześnie po omacku szukało ustkami sutka, by się napić mleka. Wyglądało to tak jakoś… pociesznie i roztkliwiająco. W oczach drugiej pani Ekros stanęły łzy. Otarła je z szarych oczu, po czym wydała mamce polecenie:
– Podaj mi chłopca. Sama… Sama go nakarmię.
– Ale… – Alabastrowa kobieta spojrzała pytająco na Soplicę. Ta bowiem dotąd nie skorzystała jeszcze ze wspomnianego przywileju. Ona jednak potwierdziła swą wolę skinięciem głowy. Wzięła w ramiona niemowlę i się do niego… uśmiechnęła.
– Ti, ti, ti. Tia, tia, tia. – Jeszcze poszerzyła uśmiech, gdy dziecko chwyciło za jej palec i jak maminą pierś próbowało ssać. Nagle wszystko stało się inne. Naprawdę inne! Czyżby wbrew wszystkiemu rzeczywiście… przepiękne?
*
Alabastrowy mężczyzna otępiały, jak po monstrualnym nadużyciu białego wina, się rozejrzał wokół. Widok prezentował się tu jako iście niezwykły. Niczym dywanem Orle Gniazdo było zasłane czerwonymi trupami przyprószonymi różowym śniegiem. Wszak było tu coś jeszcze, coś niezwykłego. To czerwony maszt, który spoczywał poziomo, a czubek jego iglicy uprzednio tkwił w ręku białego trupa.
Czym to zaowocowało? Ano tym, że ów trup w osobie Grada przejął niezwykłą energię z masztu i powstał z martwych. Choć obecnie nie czuł się też zbyt żywy. Jego uprzednio połyskliwy i biały kolor skóry stał się matowy, wyblakły. Natomiast ręka, która miała styczność z czerwonym masztem, sama przybrała barwę czerwieni. Dotąd płynne ruchy ciała raziły sztywnością, wzrok zmętniał. Zaś samo ciało, cóż. Cuchnął tak, że wręcz go nie dziwiło, iż taką padliną wzgardziły nawet smoki.
Co to wszystko oznaczało? W półżywym umyśle Grada nie istniała żadna odpowiedź. Ziała tam bezdenna i martwicza pustka. Chociaż pośród tej otchłani zatliła się jednak pewna idea – namiastka celu sprowokowanego tęsknym uczuciem.
Gnany wewnętrznym przymusem mężczyzna, niczym jego niewolnik, zwrócił się w kierunku zniszczonej bramy:
– Soplica – wychrypiał nienaturalnym głosem. – Muszę ją odnaleźć – dodał i brnąc po kostki w różowym śniegu, rozpoczął niemrawy pochód na południe.
*
Szary wojownik objął się ramionami, przyciskając do ciała odzienie z futra. Poprawił pozycję w siadzie skrzyżnym i ponuro popatrzył na okolicę. Jak wzrokiem sięgnąć, jego spojrzenie się nadziewało na perłowo-mleczne szczyty. Kierując oczy niżej, dostrzegał już tylko szarość, popielatość, barwy siwe i bure – ludzi i ich namioty.
Tak kolorystycznie wyglądał obóz srebrzystych ludzi przywiedzionych w pobliże Alabastrowego Portu przez Srebrną Olbrzymią. Był to obóz i zarazem obraz nędzy i rozpaczy ludzi głodnych, zmarzniętych, a przede wszystkim przegranych, nie widzących dla siebie jasnej nadziei na przyszłość. Ta zasnuwała się dla nich mrokiem niczym pociemniały wygląd ich samych względem blasku Alabastrowych Gór.
– Powinniśmy ją zabić – wychrypiał siedzący mężczyzna.
– Kogo? – stęknął jego leżący na śniegu kamrat.
– Jak to, kogo, olbrzymkę. To ona od dawna wiedzie nas ku zgubie.
– Prawda li to, już nawet kołują nad nami smoki, srebrzyste i alabastrowe. Zwęszyły szarą padlinę – rzucił ktoś inny.
– Mało po drodze pozostawiliśmy już tym gadom padliny w postaci nas samych? – Siarczyste splunięcie flegmą. – Zresztą ci żywi z nas też są już niczym padlina i tylko patrzeć, jak gadzie bestie się rzucą na szarych ludzi.
– Rzucą, nie rzucą, to bez znaczenia. Nie ważne też kogo zabijemy. I tak nikt szary nie wyjdzie z białego świata żyw. To klątwa. Wyzwoliliśmy ją, atakując białą krainę.
– Pewien jesteś?!
– Pewien. Bo smoki, olbrzymka, mróz, czy głód to nic. To mniejsze plagi. Oto za tym pasmem gór szybują na niebie nasi ostateczni pogromcy. To na niebie z płonącymi mieczami same… anioły. Anioły białej pomsty.
*
Srebrna Olbrzymia zmiażdżyła w potężnych ramionach alabastrowego strażnika. Odrzuciła truchło na biały śnieg, po czym zlustrowała okolicę. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Oto przekonana o klęsce Srebrnej w Gnieździe wraz ze swymi ludźmi ze wschodnich klanów krętymi przełęczami dotarła aż do Alabastrowego Portu. Tu jednak, z powodu wysokich gór otaczających port, nie mogła rozwinąć szyku wojska, by z marszu zdobyć miasto. Za to nad samym miastem na ciemno kremowym niebie kołowały… anioły.
– Pani…
– Mów, tylko szczerze i całą prawdę. Nie ukarzę cię – warknęła olbrzymka do jednego ze swych zwiadowców. Ten popatrzył ze strachem na podniebne istoty i słabym głosem powiedział:
– Twoje dwa olbrzymy, pani. Olbrzymy się zaklinowały daleko na tyłach w wąwozie. Nie dotrą tu zbyt szybko. Za to wojownicy są głodni i zmęczeni. Oni też nie są gotowi, aby…
– Walczyć dla mnie z aniołami i… ginąć – dopowiedziała sobie olbrzymka. Z miasta przeniosła tęskne spojrzenie na morze, gdzie nad perłowym lustrem wody się unosiły zawieszone w powietrzu okręty. Rozczarowana pomyślała ze zgrozą, że nawet, gdyby jakimś cudem nawiązała skuteczną walkę o port z anielskimi istotami, to kontratak podniebnej eskadry statków jej ludzi zmasakruje. Przecież wiedziała już, co potrafił osiągnąć na placu boju latający okręt brązowej pary szczeniaków z republiki. Czuła przez to, że kolejny raz w ostatnim czasie przegrywała. Nie miała z tego tytułu zgryzoty, duma nigdy jej zanadto nie uwierała. Bolało ją co innego – wizja uwolnienia z Alabastrowych Gór lodowych olbrzymów nieznośnie się oddalała. Zresztą sama nie była nawet zdolna właściwie zadbać o własnych ludzi, których prawdopodobnie czekała rychła śmierć. Pasmo nieprzewidzianych klęsk narastało.
– Przygotować wojowników do… walki? – Z powodu przedłużającej się ciszy zwiadowca spróbował odgadnąć intencję przywódczyni. Znana była bowiem z tego, że atakowała, a nie dawała hasło do odwrotu. Lecz tym razem miało być znowu inaczej. Z odrazą wyrzuciła z płuc zatęchłe powietrze i pustym głosem wyraziła to, co nakazywał jej nie zimny honor, a rozsądek:
– Wracamy do Perły Północy. Obwarujemy to miasto skałami oraz lodem i tam będziemy czekać na czerwonych.
– Jak, pani, każesz… – Zwiadowca się ukłonił, a jednocześnie uderzył pięścią w tors. Na jego zmrożonej przez mróz i zmęczonej twarzy wymalował się wyraz ulgi. Już miał odejść, ale w wąskim przejściu między skałami trącił go i wyminął szary goniec. Ten stanął przed olbrzymką i otworzył usta, aby do niej przemówić. Ona zachowawczo przyzwała go do siebie bliżej, zniżyła sylwetkę i wskazała na swe ucho.
Cóż rzec, spodziewała się kolejnych złych wieści z białej krainy, które atakowały jej ludzi niczym postępujące po sobie nawałnice śniegu. Dlatego wolała, aby postronne osoby, jak zwiadowca, nie powracały do szarego obozu, wieszcząc następne plagi.
Tymczasem w miarę słuchania gońca, czyniła to z coraz większym zaciekawieniem. Równocześnie w swej monstrualnej grabie miętosiła przekazany jej właśnie list. Ów skrawek papieru przyniósł ponoć biały ptak. Sam list pochodził od Alabaster. Co znamienne, olbrzymka usłyszała akurat, że ta skrzydlata kobieta na powrót została wielką księżną rezydującą w Alabastrowym Pałacu. Co więcej, z treści listu wynikało, że Perlis Smoczy został przez nią zgładzony.
– Dość – syknęła Srebrna Olbrzymia do gońca, który nie zdążył przekazać wszystkich wieści. Jednak ta część, która została wypowiedziana, wystarczała kobiecie, by domyśleć się reszty przekazu i z tego powodu poczuć furię. Albowiem właśnie się okazywało, że przywódczyni szarych ludzi znalazła się z nimi w pułapce. Bo skoro to do Alabaster należała ponownie biała kraina, to szarzy ludzie na jej wschodnich rubieżach, jako pierwsi się spotkają z zemstą władczyni. W takich okolicznościach mogło ich uratować tylko jedno. Nie zważając na straty i niebezpieczeństwo, wypadało natychmiast zdobyć port i statki, aby stąd czym prędzej odpłynąć, czy też odlecieć. – Przekaż mój rozkaz. Atakujemy miasto jeszcze dziś! – krzyknęła do zwiadowcy. Pod mężczyzną się ugięły kolana i zamiast iść wypełnić wolę przywódczyni, zastygł w miejscu niczym kolejna z okolicznych skał. – Mam powtórzyć rozkaz, naprawdę?! – Gnana narastającą furią olbrzymka, była gotowa pochwycić sprzeciwiającego się jej zwiadowcę i cisnąć nim wprost w kołujące na niebie anioły. Zrobiłaby to, ale raptem poczuła ucisk przy żebrach. Odruchowo pomyślała o zadanym jej nieudolnie ciosie toporem przez gońca. Już miała na odlew machnąć w niego pięścią, lecz w porę się opamiętała. Przekonała się, że goniec złapał ją jedynie za futrzany ubiór. Popatrzył na nią z determinacją i przełamując własny strach, z siebie wydusił:
– Wysłuchaj, pani, wieści z białego listu do końca, wysłuchaj. Potem możesz mnie zabić. – W odpowiedzi Srebrna Olbrzymia obnażyła gniewnie zęby i kurczowo zacisnęła dłonie w pięści. Jednak powściągnęła gniew i skinęła głową na zgodę. Goniec zerknął jeszcze na anioły, po czym już nie ze strachem, a nutą nadziei w głosie, dokończył swą wypowiedź: – Alabaster ogłasza, że Wielkie Księstwo Wschodzącego Słońca i Księżyca wypowiada wojnę wszystkiemu, co czerwone. W tym celu skrzydlata władczyni zwołuje w pałacu Wiec Północy. To pradawny obyczaj zapraszania w jedno miejsce północnych władców, wszystkich białych i szarych, aby się zjednoczyli, by stawić czoła wspólnemu zagrożeniu. Niniejszym wielka księżna zaprasza cię, pani, do swej siedziby. Ona chce zawrzeć sojusz. Pisze też w białym liście, że jeśli przystaniesz na to, ona zapomni o dawnych urazach. Jeżeli zaś się powołasz na waszą przyjaźń, to Alabastrowy Port stoi przed tobą otworem. Anioły będą twymi sprzymierzeńcami i w wielkiej liczbie wezmą udział w nadchodzącej wojnie z czerwienią. To wszystko, co pragnęła przekazać skrzydlata władczyni.
Gdy mężczyzna skończył mówić, olbrzymka jeszcze dłuższy czas spoglądała na niego, czyniąc to z miażdżącym spokojem. Potem wręcz z natchnieniem popatrzyła na port. Oczyma wyobraźni już widziała tam swych utrudzonych ludzi ugoszczonych i zaznających ukojenia. Z miejskiej zabudowy prześlizgnęła spojrzenie na Alabastrowe Góry, gdzie niespodziewanie znowu pojawiała się szansa na ożywienie lodowych gigantów.
W efekcie radykalnej odmiany losu nawet się nie zorientowała, a utuliła gońca, klepiąc go po plecach i niemal łamiąc mu tym kręgosłup. W każdym razie bezwiednie obdarzyła mężczyznę szarymi sińcami, bo ten, w miarę przyjaznego poklepywania, boleśnie stękał.
Ale nic to. Oto w niespodziewanym sojuszu z Alabaster moc gigantów północy naprawdę mogła zostać wyzwolona z pradawnych gór. Wówczas Srebrna Olbrzymia spełni swe posłannictwo. Da zadość złożonej przysiędze i wreszcie będzie mogła żyć na tym świecie spełniona, bądź z tego świata spełniona odejdzie.
więcej..