Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kroki na strychu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kroki na strychu - ebook

To miał być wymarzony dom. Skrywał jednak mroczną tajemnicę

Demony przeszłości zawsze mają imię…

Patrycja przenosi się na południe Polski. Chce żyć na własnych zasadach. Jest silna i ma ustalone życiowe priorytety. Liczy się dla niej tylko kariera. Uporem i ciężką pracą zdobywa najwyższe stanowiska.

Okazyjnie kupuje stary dom, a wraz z nim tragicznąhistorię.

Pewnej nocy słyszy kroki, a w komodzie znajduje zakurzony pamiętnik poprzedniej właścicielki. Wydarzenia sprzed lat wracają do niej ze zdwojoną siłą. Teraz musi walczyć nie tylko z własnymi wspomnieniami, ale i z fatum ciążącym nad tym miejscem.

Jakie mroki skrywa stary dom?

Kroki na strychu to trzymająca w napięciu opowieść o traumach dzieciństwa, próbie budowania siebie od nowa i niezwykłych zdarzeniach, które wpływają na nasz los.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-277-3472-3
Rozmiar pliku: 600 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Rok 1978

Wiesław Kot jak każdego por­anka wyszedł na spacer ze swoim psem. Na­jbardziej lu­bił te wczesne przechadzki, kiedy słońce dopiero wschodz­iło, a nowy dzień budził się do ży­cia. Wziął głęboki oddech i rozkoszował się rześkim powietrzem, w którym czuć było wiosnę. Spacer­ując, rozejrzał się dokoła, ale tak jak niemal każdego ranka oprócz wi­ernego to­war­zysza Sz­arika dziel­nie machającego ogonem nie dostrzegł ży­wej duszy. Wiesła­wowi podobała się okolica, w której mieszkał wraz z żoną i synem. Kam­er­alne os­iedle domków jed­norodzin­nych usytuow­ane w centrum miasta, a jed­nak z dala od ulicznego zgiełku. Pewnie za kilka czy kilkanaście lat miasto znów poszerzy swoje granice i nie będzie tu tak cicho i spoko­jnie jak na wsi, za którą Wiesław tęsknił, ale na ra­zie nie miał po­wodu do nar­zekania.

Sz­arik jak zwykle pod­czas spaceru pod­biegł do swo­jego ulu­bionego słupa, by ozn­aczyć teren. Wiesław kole­jny raz spojrzał na wiszące od miesiąca ogłoszenie o za­gin­ię­ciu sąsi­ada. Stan­isław Konieczny wyszedł ponoć do sklepu po mleko i nigdy nie wró­cił do domu, jakby rozpłynął się w powietrzu. To było jakoś niedługo przed Świętami Wielkanocnymi.

– Jaka to musi być straszna tra­gedia dla Janinki – west­ch­nął Wiesław. – Widzisz, Sz­arik – zwró­cił się do czworo­no­giego przy­ja­ciela – my to mamy jed­nak dobre życie, rodz­ina w kom­plecie i jeszcze codzi­enna chwila wytch­ni­enia na spacerze.

Pies w odpow­iedzi zamer­dał ogonem i po­ciągnął swo­jego właś­ciciela w kier­unku za­krętu, za którym mieś­cił się sklep.

Wiesław posłusznie ski­erował swoje kroki za pu­pilem i ser­decznie pozdrowił prac­ującą w ogrodzie sąsi­adkę. Przez os­tat­nie kilka dni właśnie tam na­jczęś­ciej widy­wał Marię.

– Pewnie w ten sposób próbuje sobie poradzić z własną traumą, której niedawno doświad­czyła. A do tego wszys­tkiego jeszcze ten wiecznie pi­jany Henryk. – Wiesław znów na głos wypo­w­iedział swoje myśli, po czym ski­erował wzrok na dom sto­jący naprze­ciwko tego, w którym mieszkała Maria z mężem. W oknie dostrzegł niezn­aczny ruch i falującą fir­ankę. Z pewnoś­cią Jan­ina roz­poczyna kole­jny dzień od stania w oknie w nadziei, że Stan­isław nagle wyłoni się zza za­krętu i wróci do domu, jakby nigdy nic się nie stało.

– Biedna stoi tak całymi dniami od miesiąca. – Wiesła­wowi zrobiło się żal kobi­ety. W końcu z dnia na dzień została sama z córeczką. – Ona bez męża, a córka bez ojca – west­ch­nął. – Chodź, piesku, idziemy w stronę sklepu, to kupimy świeże bułeczki na śni­adanie.

Przy sklepie Wiesław za­uważył kole­jne ogłoszenie o za­gin­ię­ciu sąsi­ada. Za­stanowił go fakt, że służby nic z tym nie robią. Prze­cież nazwa Milicja Oby­wa­tel­ska do czegoś zobowiązuje i oby­wa­tele pow­inni być na­jważniejsi. Co prawda po kilku dniach od zniknię­cia Stan­isława funk­c­jon­ari­usze chodz­ili po okolicy i py­tali sąsi­adów, czy nie za­uważyli czegokolwiek. Do Wiesława również przyszli, ale ak­urat nie mógł im w żaden sposób pomóc. Dopiero co wró­cił z rodz­iną z Oleśnicy od si­o­stry, gdzie wspól­nie spędz­ali Wielkanoc. Krystyna, jego żona, chciała wyprawić święta w kam­er­alnym gronie, tylko we trójkę, ale Tereska tak bardzo zaprasz­ała i przekony­wała, że nareszcie będzie więcej czasu dla rodz­iny, że Krysia w końcu uległa. Spakowali się i po­jechali na kilka dni. Nacieszyli się sobą, odpoczęli, nawet za­częli snuć wspólne plany na wakacje. Mogliby się trochę rozer­wać i wyjechać na kilka dni nad morze albo nad jezi­oro. Zatrzymaliby się na polu nami­otowym, w końcu to za­wsze tan­iej niż na kwa­t­er­ach. Por­anki spędz­a­liby, wypatrując wschodu słońca, a wieczorami ob­ser­wowaliby gwiazdy. To całkiem ro­mantyczne, tak jak Krysia lubi. A z młodym w ciągu dnia mógłby po­grać w piłkę albo pły­wać w chłod­nej wodzie i wszy­scy byliby zad­o­woleni. Te piękne plany i mar­zenia nies­podziewanie przyćmiła in­form­acja o za­gin­ię­ciu sąsi­ada, którego zresztą całą rodz­iną dar­zyli sym­patią.

– Ech… te dzi­ałania milicji to o kant dupy rozbić! Psiakrew! – Wiesław się zden­er­wował i os­ten­tacyjnie splunął na ziemię. – Chodź, Sz­arik, wracamy do domu – pow­iedział do psa i po­ciągnął go za smycz.

Kiedy szedł z powro­tem tą samą trasą, Jan­ina nadal nieruchomo stała w oknie niczym posąg. Jej twarz nie wyrażała żad­nych emocji.Rozdział 1

Patrycja

Rok 2021

Gorące promi­enie słońca padają na moją twarz, gdy tylko wysi­adam z sam­ochodu. Szpilki od Man­olo Blahnika za­padają się lekko w topniejący as­falt. Poprawiam ok­u­lary prze­ciwsłoneczne i wyjmuję torebkę. Ledwo zamknęłam swoje służbowe audi, a już czuję, jak się topię w up­alnym powietrzu. Dobrze, że w domu mam za­mon­tow­aną klimatyz­a­cję, za chwilę więc poczuję przyjemny chłód.

Staję przed nowym domem i podzi­wiam odre­mon­tow­aną ele­wację. Piękna, niemal śnieżna biel ścian oraz granatowe oki­en­nice. Jak na­jpiękniejsze wspom­ni­enia z wakacji w greckich klimatach. Podoba mi się ten efekt. Ekipa budow­lańców wykon­ała dobrą ro­botę. Nie widzi­ałam jeszcze środka, ale czuję, że nie będę za­w­iedziona.

Po­woli wyciągam klucz z torebki i otwi­eram drzwi mo­jego nowego domu. W powietrzu un­osi się jeszcze za­pach farby oraz drobinki kurzu, które wirują, podświetlone przez promi­enie słoneczne.

Mi­jam schody prowadzące na strych i udaję się do głów­nych pom­ieszczeń mieszkal­nych, które otwi­eram dod­atkowym kluczem. Bezpieczeństwa nigdy dość! Lu­bię mieć wszys­tko pod kon­trolą. Przestępując przez próg, roz­poczy­nam nowy rozdział w moim ży­ciu.

Gdyby kilka miesięcy temu ktoś mi pow­iedział, że awan­suję, w ogóle by mnie to nie zdzi­wiło. W końcu dążę do tego od początku. Gdyby jed­nak do tego dodać, że będę dyrektorem nowego oddzi­ału FalaBanku we Wrocławiu, mieście tak bardzo oddalonym od mo­jego poprzed­niego domu, to chyba bym nie uwi­erzyła. Mam ogromną satys­fak­cję, że moje zaangażow­anie w pracę za­wodową oraz całkow­ite poświę­cenie nareszcie przyn­oszą efekty. Owszem, świet­nie wykony­wałam pracę w nowo powstałym FalaBanku, który początkowo miał dzi­ałać tylko na Wybrzeżu, ale rozwijał się tak dobrze, że pod­jęto decyzję o kole­j­nych oddzi­ałach. Mój ukochany Gdańsk ideal­nie wpasow­y­wał się w idee firmy, która od początku en­er­gicznie rozwijała żagle.

Nawet na na­jn­iższym szczeblu kari­ery doskonale wiedzi­ałam, czego chcę i do czego dążę. Nie in­teresowała mnie praca odtąd dotąd i wypełni­anie obowiązków po łeb­kach. Za­danie ma być wykon­ane na sto pro­cent, z głową ot­wartą na wszelkie sug­estie szefa, by doskonale realizować je krok po kroku na na­jwyższym poziomie. Kon­sek­wencja i per­fek­cja doprowadz­iły mnie po dra­binie suk­cesu aż do tego miejsca.

Nigdy nie lu­b­iłam miejsca, z którego pochodzę – przeklęte Mielno! Samo mi­asteczko ma swój urok, morze też, ale ci chol­erni turyści… Co mi po spa­cer­ach plażą, skoro nie ma tam spokoju, którego oczekuję od takiego miejsca? Początkowo nie dawałam za wygraną i nie po­jawiałam się tam w godz­in­ach szczytu, kiedy tłumy biegną na plażę, by złapać promi­enie słońca, wraz z całym bałaganem, jaki im to­war­zyszy. Ha, ha, i te rodz­iny truchta­jące z wielkimi torbami wypchanymi leżakami, parawanami, kocami i ręcznikami. Do tego obowiązkowo prowi­ant (jakby nie można było wytrzymać kilku godzin bez żar­cia), na­jczęś­ciej śmieciowe jedzenie, jak chrupki czy bat­oniki. Poza tym oczy­wiście al­ko­hol (prze­cież Janusz z Grażyną przyjechali nad morze na ur­lop i będą korzys­tać ze wszys­tkich przyjem­ności, a jedną z na­jważniejszych jest zi­mne pi­wko na plaży pośród szumu fal). A do tego wszys­tkiego banda rozwrzeszcza­nych ba­chorów, które nie po­trafią się zachować. Brrr! Ok­ropne! Aż mnie ciarki przechodzą na wspom­ni­enie pełni sezonu wakacyjnego. Nawet z samego rana lub wieczorową porą niemal potykałam się o turys­tów. Po­tra­fili zry­wać się w środku nocy, by zdążyć na wschód słońca na plaży, lub też siedzieli długo po zachodzie, um­il­a­jąc sobie czas al­ko­holem i głośną muzyką. Nie mi­ałam sz­ans zebrać myśli, aż wreszcie całkow­icie odpuś­ciłam sobie takie wycieczki.

Ni­estety w samym centrum tego nad­mor­skiego kur­ortu wcale nie było lepiej. W całym Miel­nie czułam smród smażonej ryby oraz słysz­a­łam wszędzie: „Go­tow­ana kukur­y­dza!”, „Zi­mne piwo!”, „Lody Bambino, takie jak daw­niej!”. Jak ludzie mogą jeść takie świństwa? Czy naprawdę po to prac­ują cały rok, by odłożone pien­iądze wydawać na trucie włas­nego or­gan­izmu? I jeszcze pchają te fast foody w dziecięce żołądki. Aż mi niedobrze, jak pomyślę o ocieka­ją­cych tłuszczem frytkach, go­frach z bitą śmi­etaną czy wszechobec­nych lo­dach przy­go­tow­y­wa­nych na różne sposoby. Do tego brak jakich­kolwiek za­sad dotyczą­cych ubioru. To skan­daliczne! Jak można parad­ować środkiem miasta bez koszulki, dum­nie wyp­ina­jąc tors, który nie dość, że obrośn­ięty jest ohydnymi włosami, to jeszcze za­raz pod nim zna­j­duje się na­jczęś­ciej ogrom­nych rozmi­arów brzuch. A do tego niezmi­en­nie od lat na­jwięk­szym krzykiem mody są plastikowe klapki za­łożone na stopy w skar­petach. Panie wcale nie są lepsze. Przemierzają nad­mor­skie stragany w sa­mych biu­s­tono­sz­ach (co z tego, że od bikini?) oraz w spód­niczkach tak krótkich, że chcąc nie chcąc, ek­sponują wszys­tkim swój cel­lulit. Taka widokówka Mielna jest ohydna i ob­leśna. Poza tym jest jeszcze jeden powód, dlaczego nie lu­bię tego miejsca. To moje miasto rodzinne, a rodz­ina to twór, o którym pragnę po prostu za­pom­nieć.

Od za­wsze postę­powałam in­aczej i zdrowo się odży­wiałam. Prze­cież odpow­ied­nio zb­il­ansow­ana i zdrowa di­eta to pod­st­awa dłu­giego ży­cia i dobrego sam­o­poczu­cia. Gdybym zjadła cokolwiek z tego, czym ży­wią się turyści nad pol­skim morzem, nie byłabym w stanie nawet myśleć, a co dopiero pra­cować. Om­i­jam też szer­okim łukiem wszelkie uży­wki, ni­en­aw­idzę papi­erosów oraz al­ko­holu. Stępiają umysł, a mój musi pra­cować na na­jwyższych obrotach. Je­dyny nałóg, któremu jestem wi­erna od lat, to ko­feina – i to tylko w postaci kawy. Na­jlepiej, gdy jest par­zona ze świeżo mielo­nych zi­aren, ale cza­sami pozwalam sobie także na zwykłą sypaną lub os­tatecznie rozpuszcza­lną. A właś­ciwie tylko wtedy, kiedy w pob­liżu nie ma in­nej ka­wowej op­cji. Po wyp­i­ciu aro­matycznej filiżanki od razu czuję, jak dostaję kopa do dzi­ałania, i mogę się za­b­rać do pracy, która jest dla mnie na­jważniejsza. Jestem zdania, że jeśli ktoś się decy­duje z włas­nej woli na pracę w takim miejscu jak bank, pow­inien całkow­icie oddać się pracy. Należy za­pom­nieć o po­si­adaniu rodz­iny, pasji lub in­nych zain­t­eresow­a­niach. Do tego każdy pra­cownik banku pow­inien się odpow­ied­nio prezentować. Mężczyźni w garnitu­r­ach, kobi­ety w ideal­nie sk­rojo­nych i dopasow­a­nych gar­sonkach, maryn­arkach, ewen­tu­al­nie suki­en­kach czy spód­nic­ach, oczy­wiście zachow­ując odpow­ied­nią długość. Bank to miejsce, które pow­inno być wzorem pro­fes­jon­al­izmu. Do tego też nieus­tan­nie dążę.

Po otrzy­maniu pro­pozycji ob­ję­cia nowego oddzi­ału we Wrocławiu od razu wiedzi­ałam, że to dla mnie sz­ansa na dalszy rozwój. Trochę szkoda mi było mo­jego gus­townie urząd­zonego aparta­mentu w samym centrum Gdańska – miasta, do którego uciekłam z rodzin­nego Mielna tak szybko, jak to tylko było możliwe, ale niechęć do turys­tów, którzy ni­estety po­jawiają się już nie tylko w sezonie i psują at­mos­ferę tego miejsca, wygrała. W całym marnym dzieciństwie mi­ałam tyle szczęś­cia, że jakaś daleka ci­otka zostaw­iła mi w spadku swój ma­jątek, bo in­nej bliższej rodz­iny nie mi­ała. Dz­ięki temu mo­głam, z niew­ielkim kredytem, kupić własny kąt. Z żalem postanow­iłam go jed­nak sprzedać, by dać sz­ansę in­nemu wielkiemu mi­astu. Wrocław daje równie wiele możli­wości roz­woju co Gdańsk, a poza tym ma dod­atkową zaletę – leży bardzo daleko od moich rodzin­nych stron. Po znalez­i­eniu kilku ciekaw­ych ofert mieszkań w samym sercu Dol­nego Śląska zdecy­dowałam się wziąć parę dni wolnego i przyjechać tu, by znaleźć swój nowy dom. Na szczęście gdziekolwiek bym zam­ieszkała, nie zna­jdę tego ob­leśnego tłumu, który widy­wałam na plaży. Za­pewne będzie mi nieco brakować nad­mor­skiej bryzy, ale jeśli się skupię na pracy oraz nowym zespole pra­cowników, wszys­tko pow­inno się ułożyć.

Dom, który od tej pory będzie moim nowym miejscem na ziemi, zn­alazłam dość szybko. Jego niska cena w porównaniu z innymi tego typu nierucho­moś­ciami tylko dod­atkowo przyspieszyła decyzję o za­k­upie, więc spotkałam się z właś­cicielką, by jak na­j­prędzej dopełnić wszelkich form­al­ności i roz­począć re­mont. Jej także za­leżało na cza­sie, tym bardziej że wiąz­ała z tym miejscem dość smutne wspom­ni­enia, a ja okaza­łam się je­dyną tak zdes­perow­aną os­obą, która dążyła do sprawnego za­łatwienia sprawy.

**

Kiedy po raz pier­wszy rozmawiałam z właś­cicielką, od razu złapałyśmy kon­takt i umówiłyśmy się do not­ari­usza. Obejrzenie domu trak­towałam je­dynie jako form­al­ność, w końcu byłam zdecy­dow­ana i wiedzi­ałam, na co się piszę, a to ozn­aczało całkow­ity re­mont wszys­tkich pom­ieszczeń. Niska cena dod­atkowo mnie przekon­ała.

Ag­nieszka wyszła mi naprze­ciwko, gdy tylko pod­jechałam pod bramę. Panowała niemiło­si­erna duch­ota, cho­ciaż był led­wie początek wiosny. Przy­wit­ała mnie miło i ser­decznie, pewnie dlat­ego, że naprawdę za­leżało jej, by szybko sprzedać tę nierucho­mość. Ag­nieszka okazała się sym­patyczną, choć trochę naiwną blon­dynką, ale kiedy za­raz po przek­roczeniu progu zapro­ponowała mi kawę, spojrz­a­łam na nią nieco ła­god­niej, choć to nie leży w mo­jej naturze.

Dom urząd­zony był w stylu lat sześćdziesią­tych, no na­jwyżej siedem­dziesią­tych, lecz dla mnie to prze­cież żadna różn­ica. Nie dzi­wił mnie ten wys­trój, kiedy się dow­iedzi­ałam, kto w nim mieszkał.

– Dom należał do mo­jej babci – tłu­maczyła Ag­nieszka – ale po jej śmierci okazało się, że przepisała go na mnie.

– To dlaczego chcesz się go pozbyć? Ro­zu­miem, że wymaga odnowienia, ale taki dom w dość dobrej lokal­iz­a­cji Wrocławia to chyba niezła gratka dla tak młodej dziew­czyny. – Nie mo­głam po­jąć, kto nor­malny, o zdrow­ych zmysłach chce sprzedać (i to naprawdę za niew­ielką kwotę jak na tę okolicę) tak duży dom, który poza częś­cią mieszkalną ma również strych.

– Chcę go sprzedać, bo ciąży na nim fatum – stwi­er­dz­iła ze smutkiem.

– Fatum? – dopy­tałam, choć w duchu chciało mi się śmiać. Nie wi­erzę w takie rzeczy.

– Tak. Jak wiesz, przedtem mieszkała tu moja bab­cia, na­jpi­erw z mężem i córką, czyli moją mamą, a po­tem sama. Ni­estety wiosną tego roku zmarła. – Os­tat­nie słowa Ag­nieszka wypo­w­iedzi­ała niemal szeptem. Widać, że nadal to przeży­wała. – Praw­do­podob­nie przedawkowała leki nasenne.

– Jak to? – Ta his­toria za­czyn­ała mnie nawet in­teresować.

– Wzięła zbyt dużą dawkę tab­letek na sen, bo od wielu lat ci­er­pi­ała na bez­sen­ność, i już się nie obudz­iła. Być może zwycza­jnie pomyliła dawkę, nawet nie chcę myśleć, że mo­głaby to zrobić świadomie.

– O, ro­zu­miem, przykro mi, ale nadal nie po­jmuję, dlaczego przez jedną śmi­erć, choćby i tra­giczną, mi­ałoby na tym domu ciążyć fatum.

– Bab­cią opiekowała się moja mama, ale ona wraz z tatą także nie żyją. – Ag­nieszka mi­ała już łzy w oczach. Odwró­ciła się na mo­ment w stronę okna i ukradkiem wytarła oczy, po czym po chwilach kontynuowała: – Rod­zice jechali razem na ur­lop, chcieli pochodzić po górach, zwiedzić Za­ko­pane, ale… – Głos jej się łamał. – … mama praw­do­podob­nie za­s­nęła za kierown­icą i wjechała prosto w drzewo. Zginęli na miejscu.

Fak­tycznie his­toria brzmi­ała tra­gicznie, ale bez przesady. Nie widzi­ałam związku z miejscem, w którym właśnie piję kawę. Up­iłam kole­jny łyk, by zebrać myśli i pow­iedzieć coś ­sensownego.

Fatum sratum – pomyślałam, ale nie wypo­w­iedzi­ałam tego na głos. Zami­ast wewnętrznego śmiechu, który chciałby się wydostać na zewnątrz, przy­brałam na­jbardziej zatroskaną minę, jaką tylko po­trafiłam.

– Bardzo mi przykro, to mu­siał być dla ciebie ogromny cios. – De­likat­nie dotknęłam ręki dziew­czyny w geście zro­zu­mi­enia.

– Tak, nasza rodz­ina była bardzo szczęśliwa, ale wszys­tko skończyło się w jed­nej chwili. Śmi­erć rod­z­iców i babci tego samego dnia. Jakby wiedzi­ała, co się wydarzy, i nie była w stanie dłużej żyć bez ukochanej córki i zię­cia.

– No, ale mi­ała prze­cież jeszcze ciebie. – Próbowałam ją trochę rozweselić i naprowadzić na konkrety, które doprowadzą do za­łatwienia wszys­tkich form­al­ności. W końcu za­leżało mi na cza­sie.

– Tak, ale bab­cia zn­ała moje plany, które po tej całej tra­gedii tylko przyspieszyły moją decyzję – poin­for­mowała.

– To zn­aczy? – Aż dzi­wne, jak ta his­toria mnie za­ciekaw­iła.

– Za­wsze chciałam wyjechać nad morze, kupić tam mały pens­jonat i przyj­mować gości przez cały rok. Uwiel­biam Bałtyk! – Jej oczy na chwilę się roz­promi­en­iły jak u małej dziew­czynki, która w swej dziecięcej naiwności wi­erzy, że mar­zenia za­wsze się spełniają, a życie jest piękne i pełne przyjem­ności.

– Jesteś pewna, że tego chcesz? – zapy­tałam, zami­ast ją zniechęcać. – Pochodzę znad morza i po­mimo że lu­bię nad­mor­skie spacery, to jest wiele in­nych rzeczy, które po­trafią obrzy­dzić życie w tamtym re­jonie Pol­ski.

– Pewnie, że tak! Jak tylko za­łatwimy wszys­tko, co trzeba, jeśli oczy­wiście nadal jesteś zdecy­dow­ana, to pak­uję się i jadę prosto do Gdańska! – wykrzyknęła niemal w euforycznym szale.

To dopiero los po­trafi płatać nam różne figle – ja wyprowadz­iłam się z Gdańska do Wrocławia, a ta niewinna dziew­czyna pełna pasji i mar­zeń właśnie do niego zmierz­ała, by tam za­cząć wszys­tko od początku. Kończąc mój ulu­biony napój, patrzyłam jeszcze na nią w mil­czeniu. Jakże była piękna w tej swo­jej mydlanej bańce. Ciekawe, czy ja też kiedyś taka byłam? Była ode mnie jakieś dziesięć lat młod­sza, pewnie dopiero co skończyła stu­dia i myśli, że świat stoi przed nią ot­worem. Ja w jej wieku już wiedzi­ałam, czego chcę, i mi­ałam świado­mość, bolesną świado­mość, że życie to nie jest ba­jka i trzeba mieć twardy tyłek, by odnieść w nim jakiś suk­ces. Cóż, w każdym ra­zie nie życzyłam jej źle, w końcu dz­ięki tej słodkiej dziew­czynie kupowałam wielki dom za tak niew­iele i mo­głam odciąć się od przeszłości.

– Mam tylko jedną prośbę odnośnie do tego domu – dodała.

– Tak?

– Możesz tu sobie wyre­mon­tować, zmi­enić wszys­tko tak, jak tylko chcesz, ale na strychu zostało jeszcze sporo rzeczy po mo­jej babci. Proszę, abyś tego nie wyrzu­cała. Teraz nie mam do tego czasu ani głowy, ale jak tylko się zaak­limatyzuję w Gdańsku, to z pewnoś­cią wrócę po wszys­tko i sama up­orządkuję.

– Oczy­wiście, nie ma sprawy, na ra­zie wys­tar­czy mi ta przestrzeń na dole.

– Dz­iękuję. Pewnie to nic takiego, kilka pam­iątek po babci, jakieś zdję­cia, wspom­ni­enia. Wiele z nich za­pewne trzeba będzie wyrzu­cić, ale jestem dość sen­ty­ment­alna i chciałabym wszys­tko przejrzeć.

– Dobrze, ro­zu­miem, nie będę ruszać strychu. Zresztą za­leży mi na cza­sie i chcę się jak najszy­b­ciej wprowadzić, więc w pier­wszej kole­jności za­jmę się tym, co jest na parterze.

**

Si­adam na mo­jej nowiutkiej sofie, wspom­ina­jąc tamten czas, i ze zdu­mi­eniem stwi­er­dzam, że owszem, klimatyz­a­cja dzi­ała, ale chyba nawet zbyt dobrze. W środku jest za zi­mno. Szybko pod­chodzę do pan­elu ster­ującego tym us­trojstwem, ponieważ nig­dzie nie mogę znaleźć pi­lota. Z niedow­i­erz­aniem dostrzegam, że jest led­wie pięt­naście stopni. Na­tych­mi­ast poprawiam ten błąd, a następnie idę do sam­ochodu po bagaże. Przy aucie spotykam praw­do­podob­nie sąsi­ada z domku obok, więc kiwam mu głową na pow­it­anie, ale widocznie jemu to nie wys­tar­cza.

– Dzień dobry, pani kochana – zwraca się do mnie.

No tak, dzi­wne przy­wit­ania to dom­ena starszych ludzi, a chyba tylko tacy mieszkają w okolicy. Cóż, przyna­jm­niej nie będzie tu hucz­nych im­prez, a ja w spokoju będę mo­gła oddać się pracy w do­mowym za­ciszu. Okolica wydaje się całkiem przyjemna. Wokół cisza i spokój, a jak się wyjdzie z tego labiryntu domków jed­norodzin­nych, to mamy niemal centrum miasta. W pob­liżu zaled­wie kilka małych sklepów, ogól­nie nuda. A i do mo­jej nowej pracy nie jest daleko. Ta os­tat­nia myśl wy­wołuje u mnie uśmiech na twarzy, jakim nieświadomie ob­dar­zam sto­jącego przede mną sąsi­ada.

– Dzień dobry – odpowiadam, ma­jąc nadzieję, że na tym się skończy, mam prze­cież mnóstwo rzeczy do rozpakow­ania.

– To pani się wprowadza do tego domu po Marysi? – ­dopy­tuje.

– Tak, to ja we włas­nej os­obie. – Staram się być miła, choć nie pałam zbyt­nią sym­patią do starszych osób. W ogóle nie pałam sym­patią chyba do nikogo, ale to już moja sprawa.

– A nie boi się pani? Chyba słysz­ała pani, co się tutaj wy­dar­zyło?

Pewnie ma na myśli tę rodzinną tra­gedię.

– Tak, słysz­a­łam, ale proszę mi wi­erzyć, że w ogóle mi to nie przeszkadza. Lu­bię takie miejsca i za­pewniam pana, że będę się tu świet­nie czuła. A teraz, proszę wybaczyć, ale chciałabym się rozpakować, bo dopiero co przyjechałam. – Mam nadzieję, że tymi słowami go spławię.

– Tak, tak, oczy­wiście – przy­tak­uje i kłania mi się niezn­acznie, dotyka­jąc ręką swego kape­lusza. – Tylko proszę na siebie uważać – dodaje na odchodnym. – Fatum to fatum.

– Na pewno będę – odpowiadam mu, po czym sama do siebie dorzu­cam: fatum sratum, i wracam do wyciągania kole­j­nych bagaży.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: