- W empik go
Król w kraju rozkoszy - ebook
Król w kraju rozkoszy - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 208 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Scena I
Alzor, Filander, Ludwila, Barasz, Gamoń
FILANDER
Tak tedy rozmaite zwędrowawszy kraje -
I gdzie słońce zapada, i gdzie jutrznia wstaje,
Lądem, morzem, powietrzem, jak nikt z ludzi może -
Pozwolisz Alzor, że mu winne dzięki złożę.
Któż jeżeli nie czarne sprawiły to księgi,
Że nad ludzką moc większe zgromiłem potęgi,
Żem się tylu piorunom, tylu burzom złożył?
GAMOŃ
A ja, żem z trwogi umarł, żem tu przecie ożył.
Zwłaszcza gdy człowiek wspomni na tę podróż naszą
Prawdziwie osobliwą, nie ludzką, lecz ptaszą.
ALZOR
Prawda, że was niejednej odjąłem napaści:
Lądem, abyście w ziemne nie wpadli przepaści,
Mocą moją dźwignąłem w powietrzną dzielnicę,
W drodze wiązałem burze, dusił błyskawice,
Lecz co najgorsza, na co kunszt innych jest słaby,
Pomnicie te dwie łyse na ożogach baby,
Tę trzecią w zgrzybiałego wieku szczątkach zdartą,
Tę ledwie że mającą ludzką postać czwartą…
BARASZ
Przerywając
Złe mniejsze…
ALZOR
Zły twój, owszem, sąd o płci niewieściej;
Jak pierwsza młodość w gronie niebianek ją mieści,
Jak po całej naturze jej uroków władza
Szerokie panowania swoje rozprowadza,
Tak, gdy trupieje, dziwnej zmiany postać bierze,
Złość małp, a szpetność jaką mają nietoperze…
LUDWILA
Przerywając
Za tak wielką uprzejmość jakież odwdzięczenie?
ALZOR
Nad wszystko szczęście twoje i Filandra cenię.
Nadgroda dobrych czynów tym jednym objęta:
Gdy kto świadczy, nie pomni, kto bierze, pamięta.
Filandrze, przy kochaniu uleganie statek!
Królewno, ty masz w liczbie wiernych, być mężatek!
BARASZ
Co ma być, a co będzie – różnicy niemało.
Ale pytam, dokąd nas nieszczęście zagnało?
Jak bowiem sądzić można, choć w tak krótkiej chwili,
Wszystko nie tak jak u nas, wszystko piękniej, milej,
Inne widoki, krzewy, zioła, kwiaty, drzewa,
Powietrze nawet lżejsze i leksze powiewa.
Jak się ten kraj nazywa?
ALZOR
Trudność go nazwania
Ułatwiona zmyślonym imieniem Kokania,
Ja zaś ku zrozumieniu waszemu tłumaczę:
Kraj Zbytników. A jeśli nierządne, próżniacze
I zniewieściałe życie, jak niektórzy wnoszą,
Jest losem najszczęśliwszym i ludzi rozkoszą,
Ten kąt, w którym krajowców nie inne jest życie,
Krajem Rozkoszy można nazwać przyzwoicie.
GAMOŃ
Gdy ten kraj Kraj Rozkoszy, nieźle się nam wiedzie.
Jeść najpierwsza jest rozkosz, myślmyż o obiedzie.
ALZOR
Cierpliwość…
GAMOŃ
Podrzyźniając
Tak, cierpliwość! Kto nie chce, niech nie je,
Ale ja żyć nie mogę tym wiatrem, co wieje.
BARASZ
krzywiąc się
Ani ja! Jeść co prędzej!
FILANDER
Jakby mazgaj kwili!
Toć i my nic, tak jak wy, ni jedli, ni pili.
BARASZ
Tak, "ni jedli, ni pili"! Małeż to łakocie
W ustawicznych umizgach, w ciągłej żyć pieszczocie?
Łzy, westchnienia, jeszcze łzy, i jeszcze westchnienia -
Toć to rosół, to sztuka mięsa, to pieczenia.
GAMOŃ
z podziwieniem
Patrzcie no, patrzcie! Jakaś z oblicza, z odzieży
I z postaci szczególna ku nam maska bieży.
BARASZ
Fraszka odzież, patrzcie twarz! Jakie znamię zdrady!
ALZOR
Tajny też to minister królewskiej jest rady.
SCENA II
Alzor, Filander, Ludwila, Barasz, Gamoń, Sztufada
SZTUFADA
prędko jak głupi
Kłaniam! Cóż nam wydarza mieć tak rzadkich gości?
BARASZ
Głód najpierwej, potem chęć poznania waszmości.
SZTUFADA
Gdy tu jestem, macie mnie, pomyślę o reszcie,
Lecz najprzód niech się godzi spytać, kto jesteście?
FILANDER
Ja rycerz wędrujący, w tym pięknym obrazie
Bogini moja.
Wskazuje Ludwilę
BARASZ
A my tej bogini pazie.
Ten zaś pan,
Wskazuje Alzora
zwięzły dając rys jego przymiotom
W jednym słowie zamykam, jest dworskim faktotum.
FILANDER
Wszedłszy o nią w turnieje z ludźmi olbrzymami,
Mimo tych wielkoludów pobitych krociami,
Mimo zdrowia i życia tysiączne ofiary,
Gdy przy mnie było męstwo, a za nimi czary,
Musiałem pójść na odwód; lecz straszne przypadki
Pokonane, mam męstwa niewątpliwe świadki.
Nie szerzę się z opisem, iłem przebył morza,
Ziemi, powietrza… dosyć, że mnie szczęsna zorza
Tu stawi, gdzie zajęte mnóstwem cudów oko
O narodzie i królu sprawia myśl wysoką.
SZTUFADA
Jak minister, gospodarz kraju, mam z urzędu
Powinność przyjęcia was, a przez wdzięczność względu
Dla podróżnych, co (nie jak wędrowni oszczerce)
Krajom, gdzie goszczą, niosą szacunek i serce,
Że ten sam będzie króla sentyment i dworu,
Ręczę słowem ministra i słowem honoru.
BARASZ
Honor dworów i słowa, was ministrów, znamy,
Jak są szczere, rzetelne, bez cienia, bez plamy
I gdyby przyszło zgrzeszyć złą myślą w tej mierze,
Szukałbym przywar w prostych ludzi charakterze,
Nie zaś w klasie magnatów, którym, jak na wiano,
W kolebce od natury wszystko dobre dano.
Lecz mówiąc o tym kraju, co w pierwszą myśl wpada,
Jakie jego granice, jaka też posada?
SZTUFADA
Granice nierozległe; miarą tego kraju
Nie przeciąg, lecz wszelkiego jest rozkosz rodzaju…
GAMOŃ
Przerywa
Prawdaż to, czemu wierzyć nie można tak snadno,
Że tu krajowce rzeczą nie trudnią się żadną?
BARASZ
I że tu ustawiczne, czemu ja nie wierzę,
Śniadania, podwieczorki, obiady, wieczerze,
Reduty, maskarady, bankiety, biesiady,
Że sama prawda, nie fałsz, otwartość, nie zdrady,
Że nie macie jurystów, sądownictwa, sporów,
Pieni, chorób i nad nie szkodliwszych doktorów,
Że nie sieją, nie orzą, a przecież szczęśliwa
Obfite rok w rok ziemia wydaje wam żniwa,
Że u was zaraz skutek styka się z nadzieją;
Wreszcie, że starki młodną, niegładkie pięknieją?
SZTUFADA
Wszystko jest tak, jak mówisz, istotnie, prawdziwie,
Ale tym, co wam powiem, więcej was zadziwię.
U nas tak jest: gdy komu ubrać się podoba,
Idzie w gaj, jest gotowa w gaju garderoba;
Chce jeść czy pić, co czyja może spragnąć wola,
Kuchnie, piwnice – pełne ich są gaje, pola;
Jak u was w źródłach wody, u nas tryska wino.
GAMOŃ
O najszczęśliwsza ziemio!
BARASZ
O rajska kraino!
SZTUFADA
Zamiast deszczów i śniegów, jak pora, jak czasy,
Tu spadają kwiczoły, jarząbki, bekasy,
Kuropatwy, cietrzewie, spadają przysmaki:
Pająki, glisty, żaby, polipy, ślimaki…
GAMOŃ
A barany na przykład, a woły, cielęta?
SZTUFADA
Czekajże, tamto jedzą przebrane panięta,
Te zaś jak pośledniejsze, mniej kosztowne dary,
Spadają także na stół, lecz na koniec szary,
Tak dalece, że aby apetyt umorzyć,
Dość jest w górę nos zadrzeć i usta otworzyć.
GAMOŃ
Patrz, waszmość, ja otwieram, przecież nic nie czuję,
Jak tylko to, że mi wiatr po gębie plądruje.
SZTUFADA
Najprzód, gościu, tutejsze masz poznać zwyczaje,
U nas nikt nie je pierwej, aż się król pan naje.
BARASZ
Dobrze to jest; z tym wszystkim, jak na nasz stan niski,
Nie spadłyby nam z deszczem choć ze dwa półmiski?
SZTUFADA
Nie spadną, lecz wam powiem jeszcze tajemnicę,
Którą, jak potem macie sprawiać się, oświecę.
Tu nie ma kąska ziemi, iskry ognia, wody,
Powietrza kropli, gdzie by nie miało gospody
Jakieś stworzenie, które choć w istotach różne,
W tym jak jedno, że wszystkie są ludziom usłużne.
Lecz tak trwałą niezmiennie wszystko idzie drogą,
Że jej w niczym nikt chybić nie ma dla nikogo.
FILANDER
Tym tworom, chcąc choć myślą dać jakieś korpusy,
Nie sąż one jak u nas upiory, pokusy?
SZTUFADA
Rzeczy trudnych objaśniać nie chcę przez trudniejsze,
Lecz jakie są, nie zwiększę, ani ich pomniejszę.
Wy mniemacie, widząc to, co oko zobaczy,
Żeście wszystko widzieli – tu wszystko inaczej.
Tych stworzeń, których mamy głównych różnic cztery,
Najprzód powiem imiona, potem charaktery.
LUDWILA
do Filandra
Prawdziwie osobliwość! W żywiołach narody!
SZTUFADA
Tak jest, ma je powietrze, ziemia, ogień, wody.
I tak w powietrzu żyją Sylfy, Gnomy w ziemi,
Najady pod wodami kryją się czystemi,
A Salamandry żadnym ogniem niepożyte
Składają jedną wspólną tę rzeczpospolitę.
BARASZ
Gamoniu, gdyby można wnijść z nimi w sojusze,
Sobie w tym mniej, lecz tobie wiele szczęścia tuszę!
Ja bym mógł jąć się wody, ciebie szczęścia godło
Może by na powietrze szczeblami powiodło.
GAMOŃ
Ja szczęściu nierad ufam, lecz twoje przymioty…
Jeśli kto godzien za nie podwyższenia, to ty.
SZTUFADA
Dosłuchajcież mnie! Sylfy polują na ptaki,
Najady tym są u nas, czym u was rybaki,
Gnomy na czworonożne sidła stawią zwierze;
To wszystko, gdy się celne z podłego wybierze,
Odnoszą do Salamandr, królewskich kucharzy,
Tam się sosuje, tam się dusi, tam się warzy,
Tam zagniata, przyprawia i wędzi, i piecze
Na użytki, jak wszystkim wiadomo, człowiecze.
Ale ma król pan nadejść. Właśnie zwykł tą porą
Trawić czas swój w ogrodzie na rozrywkach z Florą
I czynić popis kwiatów. Wiecież, jakie kwiaty?
GAMOŃ
Zapewne co najrzadsze: kaktusy, granaty…
SZTUFADA
Rzecz ta nie wiem, czy od was będzie dość pojęta:
Naszych ogrodów kwiaty są piękne dziewczęta,
Lecz biorą im właściwą barwę, wonią, postać.
BARASZ
Brawo! Skoro tu takich kwiatów można dostać,
Tak jak tu stoję, biegnę, bo takie ogrody
Bawiły mnie, gdy byłem więcej jak dziś młody,
A lubo w ziołozbiorze zależałem pole,
Może coś i przypomnę, choć się namozolę,
Zawsze pierwej podjadłszy. Ale że tu róże
Samiczki, tak jak u nas, mają swój cierń może,
Aby się nie utrudzić pracą bezowocną,
Uszczknę sobie roślinkę jaką łacną, nocną,
Aby wiedzieć, czy równie w każdej świata stronie
Jednakich kwiatów też są i smaki, i wonie,
Powaby, i odrazy, i tam, i tam dalej…
Lecz zda mi się, że słychać coś tak, jakby grali
Tu się opodal daje słyszeć głos dętych instrumentów