Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Królestwo Boże nie z tego świata - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 lipca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,90

Królestwo Boże nie z tego świata - ebook

Królestwo Boże to idea, która wyjaśnia, czym w istocie jest nasze życie. A także czym może się ono stać. I czym się w końcu stanie. Podobnie świat, który znamy, jest naszym rajem utraconym. Miejscem, które rozpaczliwie szuka choćby namiastki doskonałości utraconej w wyniku upadku.

Człowiek jest rozdarty pomiędzy dwoma światami, między tym, co przyziemne i konkretne, a tym, co jest naszym marzeniem i metafizyczną tęsknotą, jak pisał o tym Zbigniew Herbert. Mówiąc językiem Biblii – jesteśmy rozdarci pomiędzy tym, co doczesne, a tym, co wieczne. Im szybciej każdy z nas zrozumie, do którego z tych światów należy na stałe, tym lepiej.

Gdybym ideę Królestwa Bożego musiał zawrzeć tylko w dwóch słowach, byłyby to: nadzieja i doskonałość. Pierwszego potrzebujemy, aby znieść nieznośną doczesność, drugie jest darem, który przekazał nam Jezus, i to na wieczność.

Prawda o wieczności, a co za tym idzie prawda o Królestwie Bożym, zmienia nasze tu i teraz. Ona zmienia wszystko na zawsze.

I o tym jest ta książka.

WŁODZIMIERZ TASAK jest absolwentem studiów historycznych na Uniwersytecie Gdańskim oraz studiów teologicznych w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, gdzie uzyskał tytuł doktora teologii. Od 2018 r. jest rektorem Wyższego Baptystycznego Seminarium Teologicznego w Warszawie, gdzie od 1995 r. jest też wykładowcą Historii Kościoła. Wieloletni pastor. Tłumacz literatury wojskowo-historycznej i teologicznej oraz autor licznych artykułów z obu tych dziedzin. Jest też autorem książek: Historia statusu prawnego Kościoła Baptystycznego w Polsce w latach 1918-1995 (2015) oraz Reformacja – sukces czy porażka? (2017). Prowadzi blog: patrząc szeroko/mierząc wysoko (www.zgory.com).

 

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7829-358-3
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

To wbrew pozorom książka bardzo osobista. Pisana także dla siebie samego – i wiele mi dała. Odkrywam w niej przed czytelnikiem swoje serce i swoją duszę. Nie lubię takich sytuacji, bo jestem człowiekiem raczej zamkniętym – moje życie należy głównie do mnie, nie umiałbym być celebrytą. Ale tym razem inaczej się nie dało. Królestwo Boże to temat, który mocno mnie porusza. Nie miało większego sensu pisać o tym w sposób osobiście niezaangażowany.

Motyw Królestwa Bożego rósł we mnie od jakiegoś czasu. Zaczęło się od tego, że poświęciłem mu kilka kazań i dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że często do tej idei nawiązuję. Po jakimś czasie zrozumiałem, że Duch Święty może chcieć mi na coś zwrócić uwagę. Jednak sam początek pisania był bardzo niemrawy. Nie mogłem złapać właściwego rytmu. Ten przyszedł wiosną 2020 roku wraz z rozwojem pandemii. To było bardzo ciekawe doświadczenie, ale niech zostanie pomiędzy mną a Bogiem.

Właśnie dlatego, że książka ta powstawała w czasie trudnym dla wielu ludzi – właściwie na całym świecie – tym bardziej chciałem ją napisać. Bo nie ma dla nas większej pociechy niż myśl o tym, że Bóg zrobił absolutnie wszystko, aby nasze życie stało się czymś nie tyle po prostu znośnym, nie jedynie do wytrzymania, ile spełnionym, przemienionym, ubogaconym w niepojęty dla nas sposób.

Dziś dla wielu ludzi temat Królestwa Bożego to idea, którą lokują gdzieś w dalekim średniowieczu, a w najlepszym razie w czasach, gdy mężczyźni chodzili w upudrowanych perukach. Inaczej mówiąc – pomysł staroświecki, przebrzmiały i niemający nic wspólnego z nowoczesnością. Trudno o bardziej mylny wniosek. Idea Królestwa Bożego nie tylko się nie starzeje, ale – przeciwnie – wciąż jest absolutną awangardą pomysłów na pełnię życia człowieka. Na taką jego intensywność i doskonałość, że speców od marketingu zostawia w pół słowa i w pół kroku, bo nie potrafią wymyślić niczego choćby podobnego, a co dopiero zrealizować swój pomysł.

Królestwo Boże to rzeczywistość tak rewolucyjna – w najlepszym znaczeniu tego słowa – tak zmieniająca nasz stosunek do siebie, swojego życia, świata wokół i do Boga, że możemy sobie tylko zadawać pytania: „Jak to możliwe, że straciliśmy to wszystko z pola widzenia? Jak to możliwe, że uwierzyliśmy, iż nie ma nic ponad to, co widzimy i znamy z rzeczywistości materialnej?”. Jeśli chodzi o ludzi religijnych: „Jak to możliwe, że tak często przyjęliśmy prawdę o świecie duchowym w wydaniu tak płaskim i szaro-burym?”.

Wiecie, co najbardziej lubię w odniesieniu do Boga i Jego dzieła, które my, ludzie, opisujemy? To, że nigdy nie uda nam się przesadzić, choćbyśmy bardzo chcieli, bo prawda o Nim zawsze będzie o wiele wspanialsza. Analogicznie, prawda o Królestwie Bożym zawsze przewyższy to, co ja czy ktokolwiek inny zdoła napisać na ten temat.

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu ludzi ta książka może być kompletnie niezrozumiała. Nie dlatego, że jest trudna, bo nie jest. Ale dlatego, że prezentuje pewien rodzaj duchowej wrażliwości, który może być dla niektórych całkowicie obcy, a może wręcz denerwujący. Nic na to nie poradzę. Jeśli ktoś szuka beznamiętnej relacji z tego, co można wiedzieć o Królestwie Bożym, na pewno znajdzie dla siebie coś odpowiedniego, tyle że gdzie indziej. Także dlatego, że ta książka nie jest monografią o Królestwie Bożym, mającą wyczerpać temat albo omówić go w sposób możliwie pełny. To prawda, chciałem poruszyć jeszcze kilka wątków systematyzujących wiedzę na temat Królestwa Bożego – przedstawić rozwój tej idei w myśli żydowskiej przed Chrystusem czy w myśli chrześcijańskiej. Uznałem jednak, że mniej znaczy lepiej. Może niech o tym i paru innych rzeczach napisze ktoś inny, podchodzący do tematu w sposób systematyczny, monograficzny. Ja snuję na tych ponad dwustu stronicach osobistą opowieść o Bożym Królestwie. Wybieram subiektywnie wątki, dobieram nici, ich kolory, długość i grubość. To trochę jak tkanie dywanu, o którym piszę w innym miejscu.

O czym w tej książce nie napisałem, choć bardzo chciałem? Miałem już gotowy rozdział o Kazaniu na Górze, a właściwie o jego początku. O błogosławieństwach. Pomyślałem jednak, że całego Kazania na Górze nie opiszę, bo zaburzyłoby to proporcje tej opowieści – tak wielostronnie bogaty to materiał, że szkoda potraktować go pobieżnie, byle jak, skracając treść i spiesząc się. A same błogosławieństwa to jak nagłe skończenie uczty przed podaniem dań głównych. Może do tego wrócę. Tak naprawdę bardzo chciałbym. Kazanie na Górze towarzyszy mi od lat – zarówno kiedy jestem czytelnikiem słowa Bożego, jak i jego nauczycielem.

Może właśnie z mojego zamiłowania do wnikania w głąb Słowa wzięła się nietypowa konstrukcja tej książki – z tak dużą liczbą fragmentów biblijnych poddanych analizie. Bierze się to stąd, że wersety biblijne nie są dla mnie podpórkami do wyeksponowania własnych pomysłów. Nie są też poprawną dekoracją jedynie po to, żeby było „biblijnie”. Dlatego przyjąłem zasadę, aby o Królestwie Bożym uczyła nas sama Biblia. O jego charakterze i właściwościach dowiadujemy się przede wszystkim ze słów i dzieł samego Króla, Jezusa. Warto sięgać do źródła, szukać informacji z pierwszej ręki. Warto poznawać okoliczności założenia Królestwa, jego dzieje, a także zasady w nim panujące.

O czym więc będzie mowa? Głównie o odkrywaniu, także o podróżowaniu – w przeszłość i w przyszłość. Będzie też o snuciu największej opowieści, jaka kiedykolwiek powstała. I najlepszej, jaka mogła się nam trafić. Wreszcie – a właściwie przede wszystkim – będzie mowa o Nim. Bo to On jest początkiem i końcem naszej opowieści, naszego świata i naszej drogi. Tej książki nie da się skończyć. Jak bowiem w sposób skończony pisać o nieskończonym (i Nieskończonym)? Ale zamiast do końca życia poprawiać i uzupełniać, może warto poprzestać na tym, że człowiek i tak nie będzie w stanie uznać, że „lepiej już się nie da”. I postawić tę ostatnią kropkę. Tego wymaga pokora względem własnych ograniczeń i... zdrowy rozsądek.

Zakończę ten wstęp słowami pastora Martyna Lloyda-Jonesa, postaci wybitnej, szkoda, że nie tak znanej, jak na to zasługuje:

Wierz mi, przyjacielu, że „droga niewiernych prowadzi do zguby” (Prz 13,15, Biblia Warszawska); „Nie mają pokoju bezbożnicy – mówi mój Bóg” (Iz 57,21, Biblia Warszawska). A wasi bystrzy, współcześnie żyjący mężczyźni i kobiety w epoce atomowej mają poważne kłopoty i dopóki odwracają się plecami do Boga, ich problemy będą się nasilać. Ale królestwo Boże jest właśnie tego przeciwieństwem. To jest władza Boga, to królestwo Boga. Oznacza nadejście sprawiedliwości, nadejście pokoju. Oznacza to, że zło jest pod kontrolą i zostało pokonane; oznacza to, że Boże błogosławieństwo spływa na chrześcijanina. Oznacza to, że wygrzewamy się w słońcu łaski Bożej. Oznacza to, że stajemy się dziedzicami Boga i mamy nadzieję na wieczną szczęśliwość. Tak właśnie jest¹.

Włodzimierz TasakPROLOG

Rzuciłem wokół trwożne spojrzenie: teraźniejszość, nic oprócz teraźniejszości. Meble lekkie i ciężkie, wbudowane w swoją teraźniejszość, stół, łóżko, szafa z lustrem − i ja sam. Odsłaniała się prawdziwa natura teraźniejszości: była tym, co istnieje, a wszystko, co nie było obecne, nie istniało. Przeszłość nie istniała. Zupełnie. Ani w rzeczach, ani nawet w mojej myśli. Oczywiście, od dawna zrozumiałem, że moja przeszłość wymknęła mi się. Wierzyłem jednak, że jedynie wycofała się poza mój zasięg. Dla mnie przeszłość stanowiła tylko odejście na emeryturę: był to inny sposób bytowania, stan wakacji i bezczynności; każde wydarzenie, odegrawszy rolę do końca, układało się grzecznie, samo z siebie, w pudełku, i stawało się wydarzeniem honorowym: tak bowiem trudno jest wyobrazić sobie nicość. Teraz wiedziałem już, że rzeczy są tym właśnie, czym się wydają − a poza nimi... nie ma nic².

Jean Paul Sartre

Jeszcze nigdy w dziejach ludzkość nie była tak zaawansowana technologicznie, tak rozwinięta naukowo i tak pewna siebie, jeśli chodzi o własną sprawiedliwość, a jednocześnie tak pełna lęku o własną przyszłość. Jeszcze nigdy życie nie było tak wygodne (mówimy o cywilizacji Zachodu, nie o Afryce Subsaharyjskiej), a jednocześnie tak nieznośne, jeśli chodzi o problemy, jakie sami sobie stworzyliśmy. Jeszcze nigdy tak zdecydowanie nie rozliczaliśmy się z przeszłością, jednocześnie tak bezwstydnie nie radząc sobie z teraźniejszością. Świat jest coraz bardziej pogubiony we wszystkich swoich wymiarach, z nieszczęsną pewnością siebie żeglując w nieznane i z zatrważającą dumą odrzucając przy tym możliwość, że gdzieś istnieje lepsze życie niż to stworzone przez człowieka.

P.S. Sartre się mylił.1.
CZYM JEST KRÓLESTWO BOŻE, A CZYM NIE JEST

Duch Wszechmocnego PANA nade mną, gdyż PAN namaścił mnie, abym ogłosił dobrą wieść ubogim; posłał mnie, abym opatrzył tych, których serca są złamane, abym ogłosił jeńcom wyzwolenie, więźniom mroków przejrzenie, abym ogłosił rok dobrej woli PANA i dzień pomsty naszego Boga, abym pocieszył wszystkich zasmuconych, abym włożył opłakującym Syjon zawój na głowę zamiast popiołu, dał im olejek radości zamiast żałobnej szaty i pieśń pochwalną zamiast ducha zwątpienia. Wtedy nazwą ich dębami sprawiedliwości i szczepem PANA – ku Jego sławie.

(Iz 61,1-3)

Oto odwieczne marzenie ludzkości, różnie nazywane, ale zawsze zmierzające do tego samego: nadejdą czasy, kiedy przeminie zło, zapanuje zaś dobro, obfitość i pokój. Dla Homera będzie to czas, kiedy „ludzi czeka żywot błogi”. Często zresztą oznaczało to czas powrotu do pierwotnej szczęśliwości – owego chrześcijańskiego raju utraconego, o którym Petrarka pisał: Nel dolce tempo della prima etade... („W słodkich czasach pierwszego wieku...”)³. Jednakże nie trzeba sięgać do chrześcijańskiego średniowiecza. To odwołanie jest o wiele starsze. Z glinianej tabliczki zapisanej przez Sumerów 4 tys. lat temu odczytaliśmy zapis:

Dawno, dawno temu nie było żmij ani skorpionów, / Nie było hien, ani lwów, / Nie było dzikich psów, ani wilków, / Nie było strachu ni przerażenia, / Człowiek nie miał rywali⁴.

Jednak potem kłótnie bogów to zniweczyły. Złoty wiek powszechnej szczęśliwości albo miał nadejść, albo za nim tęskniono, odszedł bowiem dawno temu. O pierwszym marzył Platon, za drugim wzdychał Hezjod. Zresztą nie tylko oni. Jak pisze George Eldon Ladd w książce The Gospel of the Kingdom:

W starożytności poeci i wieszcze wypatrywali idealnego społeczeństwa. Hezjod marzył o Złotym Wieku utraconym w odległej przeszłości, ale nie widział jasności w teraźniejszości, ciągłej troski o jutro i żadnej nadziei na przyszłość. Platon przedstawił idealne państwo zorganizowane na zasadach filozoficznych; ale sam zdawał sobie sprawę, że jego plan był zbyt idealistyczny, aby go zrealizować. Wergiliusz śpiewał o tym, który wybawi świat od cierpień i przez którego „wielka linia wieków zaczyna się od nowa”. Wiara hebrajsko-chrześcijańska wyraża tę nadzieję w kategoriach Królestwa Bożego. Ta biblijna nadzieja nie należy do tej samej kategorii, co sny greckich poetów, znajduje się bowiem w samym sercu religii objawionej⁵.

BÓG, KTÓRY DO NAS PRZYCHODZI

Utopie mnożyły się także w czasach nowożytnych, budowane na różnym podłożu – zarówno chrześcijańskim, jak i niereligijnym, socjalistycznym. Pierwsze odwoływały się do rzeczywistości, w której uczniowie Chrystusa zawojują świat – nie na drodze wojny, ale miłości i braterstwa, które pociągnie innych – tak było choćby w koncepcjach amerykańskich purytanów chcących budować Nowe Jeruzalem. Drugie przeciwnie – nie stroniły od wojny („walki klas”) i zwolenników utopii o podłożu chrześcijańskim uważały za największych wrogów własnej utopii („religia opium dla mas”). Utopie achrześcijańskie zostawmy zainteresowanym, sami zajmiemy się zaś tym, skąd te drugie czerpały natchnienie. Przy okazji może uda nam się znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego pozostały li tylko utopiami.

W naszych czasach ogromne zamieszanie we wszelkich dyskusjach nader często wprowadza brak zgodności co do znaczenia pojęć, którymi posługują się ich uczestnicy. Aby tego uniknąć, zacznijmy od odpowiedzi na pytanie, co takiego kryje się pod pojęciem Królestwa Bożego (choć rąbka tej tajemnicy już nieco uchylono).

Pierwszy dotyczy tego, że Bóg przyszedł w przeszłości i interweniował na korzyść swego ludu. Drugi to nadzieja, że Bóg przyjdzie znowu w przyszłości.

Określenie to wywodzi się z judaizmu i mocno zakorzenia się w wierzeniach Izraelitów. Georges Pidoux, biblista z Uniwersytetu Lozańskiego pisał:

Wiara Starego Testamentu opiera się na dwóch pewnikach, równie głębokich i nierozerwalnie związanych ze sobą. Pierwszy dotyczy tego, że Bóg przyszedł w przeszłości i interweniował na korzyść swego ludu. Drugi to nadzieja, że Bóg przyjdzie znowu w przyszłości⁶.

Idea ta, jakże bliska chrześcijanom (może z wyjątkiem deistów), bazuje na fundamentalnej prawdzie, iż Bóg troszczy się o swój lud i swoje dzieło – tak było, jest i zawsze będzie. Jest to wiara w Boga, który panuje niepodzielnie, w sposób niezachwiany. Cały świat (a właściwie wszechświat) jest terenem Jego panowania. Oto nasz punkt wyjścia. Prawda, która działa prawdziwie kojąco w tych czasach zamieszania i chaosu. Jednakże kiedy zadamy pytanie wprost: „Czym jest Królestwo Boże i kiedy nadejdzie?”, otrzymamy niemało odpowiedzi i to takich, które niekoniecznie są ze sobą zbieżne. Jeszcze raz oddajmy głos George’owi Eldonowi Laddowi:

Niektórzy, jak Adolf von Harnack, sprowadzili Królestwo Boże do sfery subiektywnej i rozumieli je w kategoriach ludzkiego ducha i jego relacji z Bogiem. Królestwo Boże jest więc wewnętrzną mocą, która wnika w duszę ludzką i ją trzyma. Zawiera kilka podstawowych prawd religijnych o uniwersalnym zastosowaniu. Nowsza interpretacja C.H. Dodda pojmuje Królestwo jako absolut, to „zupełnie inne”, które weszło w czas i przestrzeń w osobie Jezusa z Nazaretu⁷.

Na drugim biegunie znajdują się ci, którzy, podobnie jak Albert Schweitzer, określają przesłanie Jezusa o Królestwie jako apokaliptyczne królestwo, które ma zostać zainicjowane przez nadprzyrodzony akt Boga, kiedy historia zostanie przerwana i rozpocznie się nowy niebiański porządek egzystencji. Królestwo Boże w żadnym sensie tego słowa nie jest teraźniejszością ani rzeczywistością duchową; jest rzeczywistością całkowicie przyszłościową i nadprzyrodzoną⁸.

KRÓLESTWO BOŻE TO RZECZYWISTOŚĆ NIEMATERIALNA

Najczęściej jednak pojęcie Królestwa Bożego łączono z Kościołem. Jeszcze raz oddajmy głos cytowanemu autorowi:

Od czasów Augustyna Królestwo utożsamiane jest z Kościołem. W miarę jak Kościół rośnie, Królestwo rośnie i rozszerza się na świat. Wielu teologów protestanckich nauczało zmodyfikowanej formy tej interpretacji, utrzymując, że Królestwo Boże można utożsamić z prawdziwym Kościołem, który ucieleśnia się w widzialnym wyznającym się Kościele. Gdy Kościół niesie Ewangelię na całym świecie, poszerza Królestwo Boże. Optymistyczna wersja głosi, że misją Kościoła jest pozyskanie całego świata dla Chrystusa, a tym samym przemiana świata w Królestwo Boże. (…) Jeszcze inni rozumieli, że Królestwo Boże jest zasadniczo idealnym wzorem dla społeczeństwa ludzkiego. Królestwo nie zajmuje się przede wszystkim indywidualnym zbawieniem czy przyszłością, ale problemami społecznymi teraźniejszości. Mężczyźni budują Królestwo Boże, pracując na rzecz idealnego porządku społecznego i starając się rozwiązać problemy ubóstwa, chorób, stosunków pracy, nierówności społecznych i relacji rasowych⁹.

Jak widać z tej krótkiej prezentacji, nie jest łatwo odpowiedzieć na proste skądinąd pytanie. Później przyjdzie czas, aby przyjrzeć się temu, co Biblia mówi na ten temat, jak samo słowo Boże definiuje pojęcie Królestwa. Przekonamy się jednak, że wielość wypowiedzi na ten temat – począwszy od ewangelistów, poprzez apostołów Piotra, Pawła i Jana – wcale nam od razu nie ułatwi tego zadania.

Pójdźmy innym, sprawdzonym tropem – znaczenia słów, a właściwie jednego słowa – „królestwo”. Kiedyś termin oczywisty i powszechnie znany, dziś – poza historią – nader egzotyczny. Gdyby nie Elżbieta II panująca już od 1952 roku (!), nie byłoby nawet kogo przywołać, aby zaprezentować powszechnie znany przykład. Przypominam, że Juan Carlos I nie jest królem Hiszpanii już od ośmiu lat, a japoński cesarz Akihito abdykował w roku 2019. Któż zna ich następców? Tak więc pierwsze skojarzenie ze słowem „królestwo” to: państwo rządzone przez króla, monarchia. Jakimże państwem rządzi Bóg? Całym światem. Zgoda, ale czy kiedykolwiek było inaczej? A jednak Jezus mówi o Królestwie Bożym jako o czymś, co nadeszło albo nadchodzi bądź przyjdzie¹⁰, a więc nie trwa bez przerwy. Inni próbują utożsamiać Królestwo Boże z ludźmi – „królestwo” jako zbiorowisko ludzi będących poddanymi króla (podobne pojęcie: „królestwo zwierząt”). Wtedy Królestwem Bożym byłby Kościół, jak chcą niektórzy. Ale tu znowu napotykamy liczne problemy, zastosowanie tego słowa w Biblii niespecjalnie bowiem pasuje do takiej interpretacji. Przykładowo, kiedy Apostoł Paweł pisze: „Gdyż Królestwo Boże to nie pokarm ani napój, lecz sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym” (Rz 14,17), wyraźnie wskazuje na rzeczywistość niematerialną, wyraźnie ideową. Na szczęście jest jeszcze inna możliwość. Wskazuje na nią Słownik Webstera, podstawowy dla języka angielskiego: „Ranga, jakość, stan lub atrybuty króla: władza królewska; panowanie; monarchia; panowanie. Archaiczne”¹¹. Ten archaizm najtrafniej wyjaśnia pojęcie, o którym mówimy. Co więcej, pasuje to też do znaczenia słów użytych w Starym i Nowym Testamencie, kiedy mowa jest o Królestwie Bożym. W pierwszym przypadku jest to hebrajskie słowo malkut’, które oznacza zarówno „królestwo” w znaczeniu terytorium objętego władzą króla, jak i samo królowanie; prawo lub autorytet do sprawowania władzy. W tym drugim znaczeniu ważny jest więc nie tyle określony teren, z jego granicami, gdzie władzę sprawuje Książę Pokoju, Król królów i Pan panów, ile raczej akcja, wpływ, działanie owego Króla. W Nowym Testamencie pada w tym kontekście greckie słowo basilea, które niesie w sobie te same znaczenia, bez wątpienia odwołując się do panowania Chrystusa, Bożego Pomazańca, Króla królów. Oba przywołane słowa: hebrajskie i greckie, są określane jako nomen actionis, czyli rzeczowniki określające działanie, a nie miejsce. W takiej właśnie funkcji często występują w Biblii, szczególnie w kontekście Królestwa Bożego. Określają nie miejsce panowania Boga, ale samo Jego panowanie, nieograniczone do jakiegoś terytorium: tu Bóg działa, ale dwie ulice dalej już nie. Kiedy Jezus wzywa: „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6,33), mówi nam: „Szukajcie panowania Boga. Spośród wszystkiego, co warto mieć, szukajcie panowania Boga. Szukajcie tej rzeczywistości, która wiąże się z panowaniem Boga, rządami Boga albo dokładniej „rządzeniem przez Boga”. Pojęcie to odnosi się do sprawowania władzy, do suwerenności panującego – w tym przypadku Chrystusa, a nie do terenu jej realizowania.

Hebrajskie słowo malkut’ oznacza zarówno „królestwo” w znaczeniu terytorium objętego władzą króla, jak i samo królowanie; prawo lub autorytet do sprawowania władzy.

Jest to idea bardzo wyraźnie zarysowana w Starym Testamencie, a co za tym idzie doskonale znana religijnym Żydom.

PAN wstąpił na tron! Ukazał swą dostojność! PAN przepasał się mocą, zapiął ją jak pas – To On umacnia świat, tak że się nie chwieje! Twój tron jest niewzruszony – jak dawniej, Tylko Ty trwasz od wieczności! PANIE, wzbierają rzeki, Coraz głośniejszy ich szum! Rzeki podnoszą swoje groźne fale!

(Ps 93,1-3)

Gdyż PAN jest Bogiem wielkim, Jest wielkim Królem, przewyższa wszystkich bogów.

(Ps 95,3)

POWRACAJĄCY KRÓL

Skoro jednak mamy do czynienia z niezaprzeczalną władzą Boga nad ziemią (i całym wszechświatem), dlaczego mówimy o Królestwie, które „jest blisko” – wspominają o tym autorzy wszystkich trzech ewangelii synoptycznych (zob. Mt 3,2; 4,17; 10,7; Mk 1,15; Łk 10,9; 10,11; 21,20)? Dzieje się tak, ponieważ mamy do czynienia z ideą powracającego Króla. Oto jest Król, który ma niezaprzeczalne prawo do swego królestwa (tym razem rozumianego dwojako: jako terytorium i jako władanie). Powraca w dwojakim celu, aby tę władzę realnie ponownie objąć na ziemi oraz aby wybawić z niewoli swój lud, swoich poddanych.

Przepięknie w formie literackiej analogii ujął to John Ronald Reuel Tolkien w swoim słynnym epickim dziele Władca Pierścieni. Jego trzeci tom to właśnie Powrót króla. Królestwem Gondoru włada Denethor II. Nie jest on jednak rzeczywistym królem, a jedynie namiestnikiem prawowitego władcy, który zaginął. Ten jednak w istocie żyje, nosi imię Aragorn. W chwili śmiertelnego zagrożenia swego dziedzictwa przychodzi mu z odsieczą (wraz z Drużyną Pierścienia i sojusznikami), ratując przed zakusami Saurona, Władcy Ciemności, który zaatakował Gondor na czele wojsk Mordoru. Po wygranej dramatycznej batalii na Polach Pelennoru (i śmierci Denethora II) Aragorn jako prawowity dziedzic Gondoru obejmuje jego tron, przybierając imię Elessar.

Tyle wyobraźnia autora powieści, która notabene zawiera o wiele więcej biblijnych analogii. A teraz przypowieść z Ewangelii opowiadana przez samego Jezusa:

Gdy oni tego słuchali, dodał jeszcze przypowieść, gdyż był blisko Jerozolimy, a oni myśleli, że zaraz objawi się Królestwo Boże. Powiedział zatem tak: Pewien szlachetnie urodzony człowiek udał się do dalekiego kraju, aby przyjąć władzę królewską i wrócić.

(Łk 19,11-12)

Większość czytelników rozumie ten tekst w ten sposób, że ów „szlachetnie urodzony człowiek” wyjechał, aby gdzieś daleko objąć władzę nad tamtym obszarem. Jednak z dalszych słów przypowieści dowiadujemy się o czymś innym:

Lecz jego poddani nienawidzili go i wysłali za nim delegację z takim oświadczeniem: Nie chcemy, aby ten człowiek był naszym królem.

(Łk 19,14)

Wynika z tego, że człowiek ów pojechał do dalekiego kraju nie po to, aby TAM rządzić, ale aby TAM nabyć praw do rządzenia TUTAJ¹². Jakie to ma dla nas znaczenie? Przypowieść ta pokazuje Jezusa jako króla, który nabywa praw do królowania, czyli sprawowania władzy. Gdzie ich nabywa? U swego Ojca. Czy dlatego, że dotąd ich nie miał? To trochę bardziej skomplikowane. Jezus jest prawowitym Królem, od którego jednak poddani się odwrócili, przekazując władzę nad sobą szatanowi (jedno i drugie to upadek oraz jego skutki). Chrystus nie chce jednak swego dziedzictwa odebrać siłą, choć ma ku temu i moc, i prawo. Dlatego przychodzi na ziemię nie jako powracający Król, ale jako Sługa. Dokonuje wyzwolenia swego ludu na Krzyżu, po czym wraca do swego Ojca, by objąć królowanie – w znaczeniu duchowym, a nie politycznym, jakiego oczekiwali od Mesjasza Żydzi. Wszystko dzieje się inaczej, niż powinno się stać z ludzkiej perspektywy. Królestwo Boże nie powstaje w odpowiedzi na ludzkie oczekiwania. Ono rodzi się i rośnie tak, jak chce tego Bóg.

Zanim to Królestwo wejdzie w pełną fazę, pozostaje czas opisany przez Łukasza nadzwyczaj lakonicznie: „udał się do dalekiego kraju, aby objąć królowanie i wrócić”. To jest czas, kiedy Jezus losy swojego Królestwa pozostawił w naszych rękach – do swego powrotu. I o tym mówi dalszy ciąg naszej historii znanej jako „przypowieść o talentach”, rozpoczynający się słowami: „Wezwał więc dziesięciu swoich sług, dał im w dziesięciu częściach pieniądze na trzy lata z góry i polecił: Obracajcie nimi, aż przyjadę” (Łk 19,13).

W rzeczywistym (niemetaforycznym) świecie ta historia zaczyna się nieco wcześniej. „Jezus zwołał Dwunastu, dał im władzę nad wszystkimi demonami oraz moc uzdrawiania chorób i posłał ich, aby głosili Królestwo Boże i uzdrawiali chorych ” (Łk 9,1-2).

MIKROKRÓLESTWA

Jezus zebrał apostołów i „dał im władzę (…) oraz moc” (Łk 9,1).To nie może się zaczynać inaczej. Zawsze to On inicjuje, powołuje i wyposaża, bo to Jego Królestwo. Natomiast późniejsze działania uczniów były manifestacjami Królestwa Bożego w jego wyjątkowości. Nie był to pokaz mocy apostołów, ale manifestacje mocy Królestwa Bożego. Te manifestacje zawsze nas pociągają. Zazdrościmy uczniom Jezusa udziału w tej spektakularności. Pragniemy tego samego, ale nie da się inaczej niż w taki sposób, jaki opisał Łukasz w 9,1. Nie dajmy się zwieść, że to się już stało, więc my już mamy TO z automatu. Owszem, myśląc w ten sposób, niektórzy mogą budować własne królestwo. W pewien sposób podobne, ale jednak zupełnie obce Jemu.

Myślimy jak dzieci demokracji, a nie jak dzieci Królestwa. Przez to nauczyliśmy się myśleć, że coś współtworzymy, że to jest nasze.

Tak więc Jezus wybrał uczniów i obdarzył ich mocą, obdarzył ich programem działania – i posłał. Ich celem było proklamowanie Królestwa Bożego. Ich rolą było występowanie w imieniu Tego, który ich posłał, i w interesie Jego Królestwa. To bardzo ważne rozróżnienie. Dziś nam to w jakiejś części umyka. Straciliśmy świadomość, czym jest Królestwo Boże, bo nie wiemy już zbyt dobrze, czym jest królestwo jako takie. Myślimy jak dzieci demokracji, a nie jak dzieci Królestwa. Przez to nauczyliśmy się myśleć, że coś współtworzymy, że to jest nasze. Dzieje się tak, ponieważ zgubiliśmy z pola widzenia poczucie poddaństwa, a jeśli nawet je dostrzegamy, to traktujemy jako coś złego. Przykładając miarę ludzką, oceniamy, że poddaństwo jest stanem niższym niż demokratyczna wolność. Jednak w Królestwie Bożym to działa zupełnie inaczej niż w naszym świecie. Tu poddaństwo (wobec Boga) jest najwyższym stopniem, jaki możemy osiągnąć w Jego Królestwie. To ono sprawia, że wchodzimy na sam szczyt.

Kiedy kilka miesięcy przed końcem wojny w japońskim obozie umierał Eric Liddell, szkocki misjonarz, mistrz olimpijski z Paryża, bohater filmu Rydwany ognia (1981)¹³, jego ostatnie słowa brzmiały: „Oto jest całkowite poddanie”. Osiągnął wtedy więcej niż w 1924 roku, kiedy zawieszano mu na szyi złoty medal po zwycięstwie w biegu na 400 metrów. A wolność – przeciwieństwo poddaństwa – cóż nam daje? Jedynie prawo do samoistnego decydowania o sobie. Dziś człowiek chce być „swój”, nienależący do nikogo, decydujący o sobie. Stąd tyle samozwańczych mikrokrólestw wokół nas – takich, które prowadzą bardzo agresywną politykę zagraniczną (oraz wewnętrzną). Ta wolność i niezawisłość to może nawet największe przekleństwa naszych czasów, bo rzutują na rozpadające się małżeństwa, na rozpadające się rodziny, na rozpadające się osobowości, na dojmujący brak zgody i harmonii na każdym szczeblu struktury społecznej. A tej wolności człowiekowi ciągle mało, chce więcej. Każdy chce być wolny i dąży do tego coraz szybciej.

Kościół otrzymał zadanie rozszerzania Królestwa, które od tamtego czasu pełni raz lepiej, raz gorzej. Jednak to nie Kościół ustanowi Boże Królestwo, nie ma bowiem takiej mocy. Ono oczekuje na swojego powracającego Króla. Jednak nie dlatego, że – jak chcą deiści – Bóg wycofał się z historii. On nas, ludzi, nigdy nie opuścił i nie pozostawił ślepemu losowi, nawet jeśli z naszej perspektywy tak mogło to wyglądać. Przyjrzymy się teraz naszej perspektywie.

CZYM KRÓLESTWO BOŻE NIE JEST

Niezwykle ciekawym momentem historii był koniec XIX wieku, zwany fin de siècle (koniec wieku) lub rozciągając go do 1914 roku – la belle époque (piękna epoka). Liczne wynalazki pociągające za sobą poprawę poziomu życia, choć oczywiście nie u wszystkich, wytworzyły w wielu umysłach nader optymistyczne przekonanie, że oto świat kroczy odważnie ku najlepszemu okresowi w swoich dziejach. Postępy w rozwoju medycyny: zdecydowanie lepsze wyniki w leczeniu chorób zakaźnych (m.in. dzięki szczepieniom ochronnym), zastosowanie zdjęć rentgenowskich, upowszechnienie antyseptyki i wiele innych sprawiły, że wydłużyła się długość życia ludzi, spadła natomiast śmiertelność niemowląt i kobiet w połogu. Z kolei wprowadzenie – najpierw przez Bismarcka w Niemczech – systemu ubezpieczeń społecznych zwiększyło bezpieczeństwo socjalne pracowników. Wzrost produkcji przedmiotów codziennego użytku wpłynął na spadek cen, a w konsekwencji rozszerzył ich dostępność. Widmo głodu przestało zaglądać w oczy milionów mieszkańców Europy. Nadeszły szczęśliwe lata. Liczni teologowie poszli chętnie za tym optymistycznym trendem, głosząc, że oto zaczyna się Królestwo Boże na ziemi... Jednym z nich był Walter Rauschenbusch. Jego zdaniem wprowadzenie w życiu społecznym zasad równości gospodarczej i politycznej jest sposobem realizacji zasad Królestwa Bożego na ziemi. On i jemu podobni wierzyli, że ludzie zjednoczeni w powszechnym braterstwie będą żyć pod ojcowską opieką Boga. Jeszcze trochę wysiłku i ludzkość wkroczy w epokę powszechnej szczęśliwości. Nie dostrzegano powierzchowności takich ocen. A potem przyszedł piękny czerwcowy dzień w prowincjonalnym Sarajewie. Siedemnastoletni Gawrilo Princip oddał kilka strzałów z rewolweru, zabijając dwie osoby. Potem zginęło 13,5 mln istnień ludzkich, co w końcu zamordowało la belle époque. Pierwsza wojna światowa szybko zweryfikowała mrzonkę o budowaniu Królestwa Bożego na ziemi. Walter Rauschenbusch¹⁴ umarł cztery lata później i nie doczekał końca wojny, która zburzyła wszelkie jego nadzieje. Ludzkość już nigdy nie podniosła się z tego impasu optymistycznych oczekiwań, tym bardziej że po dwudziestu latach przyszedł jeszcze większy kataklizm.

Choć nie brakuje osób przekonanych, że ludzkość nigdy jeszcze nie była tak wrażliwa na drugiego człowieka i gotowa do wzajemnej pomocy, niewiele z nich wysnuwa z tego optymistyczne wnioski na przyszłość.

Wprawdzie lata 90. XX wieku znów zdawały się zapowiadać, po zakończeniu zimnej wojny i rozpadzie Związku Sowieckiego, nadejście szczęśliwej epoki prosperity, jednak i tu szybko przyszło otrzeźwienie. Najpierw brutalna wojna w rozpadającej się Jugosławii, potem tragedia milionowych mordów w Ruandzie, wreszcie szok 11 września 2001 roku (wejście w XXI wiek!) nie pozwoliły utrwalić tej wątłej nadziei. Dziś w dobie globalnego ocieplenia i koronawirusa (gdzie problemem jest nie tyle liczba ofiar, ile groźba powtarzania się takich pandemii) nie sposób powrócić do optymistycznych tez z epoki fin de siècle. Choć nie brakuje osób przekonanych, że ludzkość nigdy jeszcze nie była tak wrażliwa na drugiego człowieka i gotowa do wzajemnej pomocy, niewiele z nich wysnuwa z tego optymistyczne wnioski na przyszłość. Zbyt wiele poważnych problemów mnoży się na horyzoncie. Nawet postmillenaryści zdali się pochować, oddając pole swoim eschatologicznym adwersarzom z kręgów premillenarnych. W te dyskusje nie będziemy jednak wchodzić.

Królestwo Boże to rządy Boga, nie człowieka, nawet jeśli temu ostatniemu będą przyświecały najszlachetniejsze intencje.

Dlaczego podałem ten przykład? Pokazuje on, że samo przywołanie idei Królestwa Bożego nie musi od razu oznaczać właściwego jej rozumienia. Idea social gospel, choć wywodzona ze szlachetnych przesłanek wrażliwości społecznej i odpowiedzialności za drugiego człowieka, któremu się gorzej powiodło, jednocześnie była dzieckiem teologii liberalnej. Ta natomiast w zasadniczych punktach odchodziła od tradycyjnej teologii biblijnej: odkupienie rozumiała jako „moralny wpływ”, który Jezus wywiera z krzyża na człowieka; Biblii nie traktowała już jako autorytetu godnego zaufania (ze względu na wytykane jej błędy i sprzeczności); podkreślała, iż człowiek jest istotą niedoskonałą, która jednak przy pomocy Boga potrafi zintegrować swoją osobowość i osiągnąć perfekcję. W związku z tym grzech jest tylko brakiem doskonałości, niewiedzą, niedojrzałością. Można się z nim uporać przez kształcenie, wychowywanie i przekonywanie grzeszników. Zamiast głosić zbawienie jednostek poprzez ofiarę z Krzyża, postulowano wychowywanie, uświadamianie i udoskonalanie środowiska, w którym człowiek żyje i które nieuchronnie kroczy ku doskonałości, ku Królestwu Bożemu na ziemi. Ów początkowo obiecujący zamysł runął jak domek z kart, kiedy Gawrilo Princip pociągnął za spust. Królestwo Boże to rządy Boga, nie człowieka, nawet jeśli temu ostatniemu będą przyświecały najszlachetniejsze intencje.

*

Pomysłów na inne Królestwo Boże jest więcej. Poprzestańmy na jeszcze jednym. Niedawno natknąłem się w Internecie na krótki filmik, w którym dwudziestoparoletni mężczyzna składa swoje świadectwo nawrócenia i kończy je słowami (choć trudno w to uwierzyć): „Jeśli chcesz być zdrowy, jeśli chcesz być bogaty, zadzwoń do mnie...” – tu pada numer telefonu. Nic nowego, można powiedzieć, teologia sukcesu (znana też jako ewangelia sukcesu) liczy sobie już kilkadziesiąt lat. Stykałem się z nią wielokrotnie. Tym razem spojrzałem na nią jednak z innej strony. Tradycyjny ewangelikalizm pozostaje wobec tej nauki krytyczny, traktując ją jako zwykłe fałszerstwo Ewangelii, budujące w odbiorcach bałamutne nadzieje. To prawda, tym razem uderzyło mnie jednak coś jeszcze. Pokazywanie ludziom wzorca życia dziecka Bożego w postaci wolności od chorób i ubóstwa oraz niedostatku to coś więcej niż jedynie tworzenie kłamliwego obrazu – to tworzenie kłamliwego Królestwa. Królestwo Boże to świat Bożego porządku, w którym wieczność przenika się z doczesnością, ale dopóki żyjemy na ziemi, dopóty pozostajemy w realiach świata upadłego, a nie odnowionego.

Idea teologii sukcesu tęsknie spogląda w stronę ewangelii materializmu – nagrodą jest to, co namacalne, rzeczowe, cielesne, nie to, co duchowe, pozazmysłowe, nadziemskie. Nagrodą nie jest więc Boża pomoc, ochrona, pocieszenie, ale musi nią być pomoc, która jest przeliczalna (jej przymiotem jest obfitość, a nie wystarczalność), taka ochrona, która jest absolutna, takie pocieszenie... – nie, pocieszenie nie jest już potrzebne, bo nic złego przecież nie może nas dotknąć. Tak naprawdę mamy więc do czynienia z innym królestwem niż Królestwo Boże znane z Biblii. W nim, owszem, ludzie chorują, są zabijani, cierpią niedostatek, a mimo to są pewni, że żyją w Bożym Królestwie, to znaczy pod Bożym panowaniem, a ich los wciąż jest w Bożych rękach. Tak naprawdę do obalenia teologii sukcesu wystarczą słowa Apostoła Pawła:

Sługami Chrystusa są? Jako obłąkany mówię: Tym bardziej ja! Więcej zaznałem trudów, częściej byłem w więzieniach, ponad miarę poddawano mnie chłostom, często bywałem w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Od Żydów otrzymałem pięć razy po czterdzieści razów bez jednego, trzy razy byłem chłostany, raz ukamienowany, trzy razy rozbił się ze mną okręt, dzień i noc spędziłem na pełnym morzu. Często bywałem w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach ze strony zbójców, w niebezpieczeństwach ze strony rodaków, w niebezpieczeństwach ze strony pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach między fałszywymi braćmi; w trudzie i znoju, często w bezsennych nocach, w głodzie i pragnieniu, często w postach, na zimnie i w nagości.

(2 Kor 11,23-27)

Wiem, co to skromność, znany mi dostatek. Radzę sobie wszędzie, w każdej sytuacji. Poznałem sytość, nieobcy mi głód; wiem, jak mieć dużo, i umiem żyć w biedzie.

(Flp 4,12)

Oto przykład życia w Królestwie Bożym – spotykają cię przeciwności, ale nie masz wątpliwości, że Bóg, który cię tam posłał, jest z tobą, nie zostawi cię ani nie porzuci. Jest z tobą pomimo (zła), a nie ponieważ (zło cię nie spotyka). Tego doświadczali dawniej i doświadczają dziś męczennicy dla Chrystusa wszystkich epok i kontynentów.

Natomiast królestwo człowieka, który naśladuje teologię sukcesu, sprowadza się tak naprawdę do zaprzeczenia Ewangelii Chrystusa. W Jego świecie wyróżnienia nie uzyskują bogaci, zdrowi i odważni, za to w świecie człowieka tacy ludzie dominują, właśnie oni są zwycięzcami. W świecie Chrystusa (dla jasności: mówimy o doczesności) jest miejsce na porażkę, ból, cierpienie, słabość, nawet przejściową niewiarę. W tym drugim świecie albo wierzysz i masz wszystko, albo jesteś słaby i przeklęty. Tak naprawdę mamy do czynienia ze światem Bożej Ewangelii, Dobrej Nowiny dla tych, którzy się źle mają, ale będą pocieszeni, wysłuchani, uratowani. I jego odwróceniem, światem, który tak naprawdę swoje wzorce czerpie z naszej świeckiej rzeczywistości – jakże znanej – gdzie mamy wyraźną hierarchię: tych, którym się powiodło, którzy są piękni, tryskający zdrowiem, epatujący bogactwem. W tym świecie plasują się dzieci sukcesu, zaś na drugim biegunie: outsiderzy, drobni ciułacze ledwie wiążący koniec z końcem, upadający i z trudem podnoszący się po życiowych porażkach. Gdyby tak miał wyglądać świat Bożej Ewangelii, byłaby to najgorsza nowina, jaką moglibyśmy otrzymać z nieba.

KOCHAĆ SAMEGO BOGA

Nie możemy pominąć jeszcze jednej ważnej rzeczy – nie chodzi o cierpiętnictwo; nie chodzi o skąpego Ojca (jako przeciwieństwo Szczodrego Ojca z tamtej ewangelii). Czcimy Boga, pomimo że zło nas spotyka, a nie ponieważ jesteśmy zawsze na czas hojnie zaopatrzeni. Kochamy samego Boga, a nie Dawcę bogatych prezentów. Ewangelia Królestwa Bożego to prawda o życiu: Bóg nas kocha, nawet jeśli nie zapewnił nam materialnie szczęśliwego dzieciństwa (ujmując to metaforycznie), a my kochamy Jego – w tej samej sytuacji. W najdłuższym psalmie czytamy: „Cenię sobie wszystkie pouczenia ust Twoich bardziej niż stosy złota i srebra” (Ps 119,72, Biblia Warszawsko-Praska).

Czcimy Boga, pomimo że zło nas spotyka, a nie ponieważ jesteśmy zawsze na czas hojnie zaopatrzeni.

Philip Yancey pisze: „Zbyt często powaby naszego świata po prostu przyćmiewają uroki świata niewidzialnego”¹⁵ (czyli Bożego). Na tym polega problem. Ktoś postanowił kiedyś zrobić imitację Bożego Królestwa na obraz i podobieństwo tego świata. Czy naprawdę to rzeczywiste Królestwo Niebios było tak mało atrakcyjne, że trzeba było je poprawiać?------------------------------------------------------------------------

¹ M. Lloyd-Jones, The Kingdom of God, Crossway, Wheaton 2010, s. 17.

² J.P. Sartre, Mdłości, tłum. J. Trznadel, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1974, s. 71.

³ B. Levin, Mit złego wieku – prehistoria, „Pamiętnik Literacki” 73/3/4, 1982, s. 318.

⁴ Tamże, s. 323.

⁵ G.E. Ladd, The Gospel of the Kingdom, Wm. B. Eerdmans Publishing, Grand Rapids 2000, s. 9.

⁶ G.R. Beasley-Murray, Jesus and the Kingdom of God, Wm. B. Eerdmans-Lightning Source, Grand Rapids 1986, s. 3.

⁷ G.E. Ladd, dz. cyt., s. 10. W stwierdzeniu tym pobrzmiewa pogląd Orygenesa, który na potrzeby tej prawdy ukuł nawet specjalne słowo: autobasilea, mówiąc, że sam Chrystus jest Królestwem.

⁸ Tamże, s. 10.

⁹ Tamże, s. 10.

¹⁰ Stąd pojęcie używane w teologii: „już, ale jeszcze nie” jako określenie trwania Królestwa Bożego w czasie teraźniejszym lub przyszłym. Jeszcze do tego powrócimy.

¹¹ Tłum. W.T. Por. https://www.merriam-webster.com/dictionary/kingdom (dostęp: 19 stycznia 2022 r.). Niestety, Słownik języka polskiego PWN, mimo pięciu wskazanych możliwości, nie podaje takiej, która odpowiadałaby temu znaczeniu:

1. «państwo, w którym król sprawuje najwyższą władzę»;

2. «teren czyjejś działalności, władzy, czyichś wpływów»;

3. «miejsce, w którym coś występuje w szczególnej obfitości»;

4. «król z królową»;

5. «najwyższa jednostka w systematyce organizmów obejmująca wszystkie typy zwierząt».

Cyt. za: https://sjp.pwn.pl/szukaj/kr%C3%B3lestwo.html (dostęp: 19 stycznia 2022 r.).

¹² Analogiczna sytuacja wydarzyła się w rzeczywistości. Herod Wielki ok. 40 r. przed Chr. pojechał do Rzymu, aby wziąć z rąk senatu władzę królewską nad Judeą. Był królem, ale władzę tę otrzymał z nadania Rzymu. Być może tymi okolicznościami posłużył się Jezus w swojej przypowieści, choć z pewnością jej bohaterem jest On sam, a nie Herod.

¹³ W 2016 r. powstał film Na skrzydłach orłów (reż. Stephen Shin) opowiadający o ostatnich latach życia Erica Liddella już w czasie drugiej wojny światowej.

¹⁴ Nie krytykuję go całkowicie. Pomylił się co do optymistycznych założeń swojej epoki. Jednak, jak twierdził Martin Luther King: „Rauschenbusch zapewnił amerykańskiemu protestantyzmowi poczucie odpowiedzialności społecznej, której ten już nigdy nie utracił”, cyt. za: Rauschenbusch, Walter (1861-1918), w: William H. Brackney, Historical Dictionary of Baptists, Lanham – London 1999, s. 341-342.

¹⁵ P. Yancey, Pogłoski o tamtym świecie, przeł. C. Czudek, Wydawnictwo Credo, Katowice 2005, s. 261.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: