- promocja
Królestwo piekieł. Powstanie Warszawskie - ebook
Królestwo piekieł. Powstanie Warszawskie - ebook
Walcząca Warszawa doświadcza niewyobrażalnych okrucieństw i zniszczenia podczas Powstania Warszawskiego. Karny batalion Wehrmachtu zostaje przerzucony z frontu wschodniego do stolicy Polski, w której szaleje demoniczny Oskar Dirlewanger, Oberführer SS, znany ze swego sadyzmu i bezwzględności. Naziści, zdając sobie sprawę, że wojna jest już przegrana, nie mają nic do stracenia i pogrążają się w szaleństwie zabijania.
Sven Hassel był Duńczykiem, w czasie II wojny światowej walczył w armii niemieckiej. Służył jako kierowca czołgu w liniowej jednostce pancernej. Podjął nieudaną próbę dezercji, za co został przeniesiony do karnej jednostki frontowej Wehrmachtu. Walczył na wszystkich frontach oprócz afrykańskiego, dosłużył się stopnia porucznika, a po wojnie trafił do niewoli radzieckiej. Napisał czternaście powieści, które zostały przetłumaczone na 25 języków i wydane w nakładzie przeszło 50 milionów egzemplarzy.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-17090-2 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dlaczego Wisła opada i podnosi się jak pierś herosa, Ostatni oddech bierze nad brzegiem morza dzikiego?
Dlaczego fale płaczą, z ciemnej otchłani rozpaczy, Brzmiąc jak tchnienie umierającego?
Z głębin zimnej rzeki, jak smutny sen o śmierci, Wydobywa się pieśń.
Ze smaganych deszczem pól, gdzie wierzby płaczą, W chórze smutku.
Młode dziewczyny w Polsce zapomniały, jak się uśmiechać.
Niemcy są bez wątpienia doskonałymi żołnierzami.
Te słowa 21 maja 1940 roku zapisał w swoim notatniku przyszły marszałek polny lord Alan Brooke. Książka ta jest dedykowana nieznanym żołnierzom i wszystkim ofiarom II wojny światowej, w nadziei,, że już nigdy żaden polityk nie popchnie świata, w obłęd wojny totalnej.MOTTO
Wszystko, czego potrzebujemy, to władza. Mamy ją i zostanie ona przez nas utrzymana. Nikt jej nam nie wyrwie.
Fragment z przemówienia Hitlera, 30 listopada 1932 roku.
Nikt z 5. kompanii nie chciał zostać strażnikiem w Sennelager. Ale jakie znaczenie ma to, czego żołnierz chce lub nie? Żołnierz jest jak maszyna. Jego podstawowym zadaniem jest wykonywanie rozkazów. Pozwól mu się tylko lekko wyślizgnąć z ram regulaminu, a wkrótce znajdzie się w niesławnym batalionie karnym numer 999, głównym wysypisku śmieci wszelkich grzeszników.
Przykładów jest cała masa. Na przykład dowódca czołgu, który odmówił wykonania rozkazu spalenia wioski razem z jej mieszkańcami: sąd wojenny, degradacja, Germersheim, 999… Procedura jest szybka i nieunikniona.
Albo jeszcze inaczej – Obersturmführer SS, który nie zgodził się przejść do tajnych służb: sąd wojenny, degradacja, Torgau, 999…
Wszystkie przypadki cechują się ponurą monotonią. Wzór został raz na zawsze ustalony, nie trzeba nad nim czuwać, chociaż po pewnym czasie coraz więcej wykroczeń i przestępstw było karanych skierowaniem do karnych batalionów. Zaczęli do nich trafiać zwykli kryminaliści, tak samo jak żołnierze łamiący regulamin.
W paragrafie 1, ustęp 1, regulaminu niemieckiej armii napisane jest: „Służba w armii jest sprawą honorową…”.
A w paragrafie 13: „Każdy, kto otrzyma wyrok więzienia większy niż pięć miesięcy, nie może być uznany za zdolnego do służby wojskowej i od tego momentu nie może być powoływany do formacji zbrojnych na lądzie, morzu i w powietrzu…”.
Ale paragraf 36 mówi: „W wyjątkowych sytuacjach paragraf 13 może być pominięty i obywatele, którzy otrzymali wyrok więzienia dłuższy niż pięć miesięcy, mogą pozostać w składzie armii, z zastrzeżeniem, że muszą być odesłani do karnych pododdziałów. Szczególnie ciężkie przypadki należy skierować do grup rozminowywania lub grabarzy. Takie jednostki nie mogą być wyposażone w broń. Po sześciu miesiącach wzorowej służby żołnierz z karnego pododdziału może zostać przeniesiony do 999. Batalionu w Sennelager, razem ze wszystkimi żołnierzami oskarżonymi o przestępstwa na polu walki. W warunkach wojny podoficer musi spędzić w tym batalionie przynajmniej dwanaście miesięcy na linii frontu; w czasie pokoju ma służyć w nim dziesięć lat. Wszyscy oficerowie i podoficerowie, którzy wykażą się nadmierną wyrozumiałością dla podwładnych, mają być surowo napominani. Każdy rekrut, który przetrzyma warunki zaostrzonej dyscypliny bez skarg i uwag i okaże się zdolny do dalszej służby wojskowej, może zostać przeniesiony do normalnej jednostki wojskowej, z możliwością awansu w trybie regulaminowym, jednak przed takim przeniesieniem, jeśli ma być zaaprobowane, żołnierz musi wykazać się przynajmniej czterema akcjami, które zasługują normalnie na Krzyż Żelazny”.
Numer 999 (zwany potocznie trzy dziewiątki) był oczywistym żartem. W każdym razie wydawał się nim być. Trzeba przyznać, że Naczelne Dowództwo w ogóle nie dostrzegało początkowo komizmu sytuacji, bo numer zaczynający się na dziewięć był zwykle zarezerwowany dla oddziałów szturmowych. Potem ktoś jeszcze próbował delikatnie przypomnieć, że potrójna dziewiątka była numerem wywoławczym Scotland Yardu w Londynie. A co mogło być jeszcze subtelniejsze albo zabawniejsze, niż nadanie tego samego numeru batalionowi kryminalistów? Naczelne Dowództwo pozwoliło sobie potem na delikatny uśmiech biurokraty i pokiwało głową z aprobatą. Niech będzie numer 999, dlaczego jednak dla dalszej zabawy nie poprzedzić go literą V, przekreśloną czerwoną kreską? Czyli podpisano, anulowano. Skasowano. Wymazano… Co mogłoby być powiązane albo ze Scotland Yardem, albo z samym batalionem. Ale na tym polegał żart. Można było z tego powodu zrywać boki ze śmiechu. Potraktujmy ten problem poważnie – świni, która służyła w 999. Batalionie, nikt nie potrzebował. Złodzieje, podrzynacze gardeł, pedofile, zdrajcy, tchórze i fanatycy religijni, czyli najgorsze szumowiny zasługujące tylko na śmierć.
My, którzy zostawiliśmy na polu walki wiadra potu, patrzyliśmy na to zupełnie inaczej. Książęta śmieciarzy, święci krętacze – obchodziło nas tylko to, czy gość sprawdzi się w skrajnych sytuacjach. Do diabła z tym, co facet robił poprzednio, ważne było, co robi tu i teraz, to nas właśnie interesowało. Sam z siebie nie przetrwasz w armii. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – to jest prawo koleżeństwa, najważniejsze ze wszystkich.