- W empik go
Królestwo za Margerytkę - ebook
Królestwo za Margerytkę - ebook
Dwie nowe baśnie pióra Antoniego Dorogusza-Doroszkiewicza. Tym razem zabiera nas do fantastycznego marchewkowego królestwa, w którym sędziwy król zapragnął poznać tajemnicę zaginięcia żony wiele lat wcześniej. Nagrodą ma być królestwo. Zadania tego podejmuje się niepozorny młodzieniec Bazylikus. Druga baśń ukazuje, że nawet jeśli mieszkamy na różnych kontynentach, możemy zrobić wiele dla siebie.
Antoni Dorogusz-Doroszkiewicz urodził się na Kresach 70 lat temu. Jest więc tzw. repatriantem. Zadebiutował książką dla dzieci 5 bajek na dobranoc. Z zawodu pedagog. Ponad 20 lat na emeryturze. Interesuje się historią, zwłaszcza Polski. A nade wszystko dziejami Kresów Wschodnich. W związku z tym jego ulubionymi pisarzami są ci, którzy pochodzili stamtąd i o Kresach pisali: Józef Mackiewicz, Sergiusz Piasecki, Florian Czarnyszewicz czy Antoni Kieniewicz. W pewnym sensie również Antoni Ferdynand Ossendowski. W Manufakturze Słów w tym roku wydał opowieść o losach Polaków na Kresach podczas II wojny światowej „Niezawiniony los”. Zamiar wydania kolejnej bajki dla dzieci tą książką spełnił się.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66695-09-2 |
Rozmiar pliku: | 773 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I
Wielka sala audiencyjna sławnego zamku Karottengard, gdzie król Karotten XIII Sędziwy z rodu Karottenów Długowiecznych przyjmował poddanych i różne poselstwa z calutkiego świata, wydawał edykty królewskie i wyroki, tego fatalnego dla kraju dnia była wypełniona po brzegi. Najbliżej szczerozłotych i okazałych dwóch tronów dla króla i jego żony, widocznych z każdego zakątka, ponieważ stały na podwyższeniu górującym ponad wszelkimi głowami, zajmowali miejsce, jako szczególnie wyróżnieni, owi posłowie, których egzotyczne ubiory świadczyły o ich nietutejszym pochodzeniu. Za nimi stali dostojnicy przeróżnej profesji i rycerze, a dalej pomniejsi urzędnicy i szeregowi dworzanie.
Władca ten, dziewięćdziesiąt lat z okładem mający, panował już 31 025 dni i nic nie wskazywało na to, żeby jego rządy mogły w bliższym lub dalszym czasie ulec jakimkolwiek perturbacjom.
Zebrani oczekiwali z wielką niecierpliwością na najważniejsze wydarzenie tego dnia, albowiem król miał wygłosić uroczystą mowę tronową z okazji okrągłej rocznicy swego długoletniego panowania, czyli…, i oznajmić swoją wolę radykalnych zmian w sposobie sprawowania władzy, o których plotki już od jakiegoś czasu krążyły po komnatach zamkowych i krużgankach.
Dotąd król nie zwykł się spóźniać, przestrzegając, niezmiennie od 31 025 dni, skądinąd chwalebnej i starożytnej zasady, że punktualność jest cnotą królów. Zaskoczenie było kompletne, ale nikt nie śmiał głośno wyrazić swojego największego zdumienia tą niespotykaną dotychczas sytuacją. Potęgującemu się zniecierpliwieniu przedłużającą się nieobecnością monarchy towarzyszyło gremialne przestępowanie zebranych z nogi na nogę z powodu zmęczenia, gdyż były tylko dwa miejsce do siedzenia, a mianowicie trony króla i królowej, dobitnie dające świadectwo ich najwyższego majestatu, potęgi i wywyższenia ponad ludem.
Nareszcie przedłużające się nieznośnie oczekiwanie nagrodzone zostało otwarciem się pięknie zdobionych ogromnych drzwi, prowadzących do komnat królewskich, w których zamiast króla ukazał się marszałek dworu. Próg przekroczył wolno i ruszył w pobliże tronów krokiem uroczystym i dostojnym, patrząc przed siebie, jakby nikogo nie widział. W ręku trzymał marszałkowską laskę, symbol jego najwyższego urzędu w państwie. Laska była wyższa od niego, przepięknie zdobiona drogimi kamieniami.
Każdy jego krok był podkreślony nie tylko jej stuknięciem o wypolerowaną posadzkę, ale i miłym jego uszom brzękiem licznych orderów i medali za zasługi, zdobiących całą szlachetną pierś marszałka. Tłum dworzan i zagranicznych gości tworzył szerokie przejście, w którym kroczył najważniejszy urzędnik w państwie.
Przestępowanie z nogi na nogę ustało i wszyscy zebrani w głębokim milczeniu i w napięciu sięgającym zenitu oczekiwali na ważne słowa, które być może w tym najważniejszym dla państwa miejscu jeszcze nigdy nie padły.
Marszałek, po zatrzymaniu się u podnóża królewskich tronów, ukłonił się wytwornie po razie na cztery strony świata, wyprostował, przyjął najgodniejszą postawę z godnych, i powiódłszy wzrokiem po zgromadzonym tłumie, który zrewanżował się również ukłonami, niezwykle poważnym i uroczystym głosem oznajmił:
– Miłościwie panujący nam od 31025 dni król Karotten XIII Sędziwy, Imperator Wszech Karottenii, Książę Magnolii, Nasturcji, Arbuzji, Akacji, Rabarbarii – długo wymieniał tytuły, aż do wyczerpania – taki był obowiązujący ceremoniał państwowo-dworski – pan na nigdy nie zdobytym zamku Karottengard z a n i e m ó g ł.
Położywszy nacisk na ostatnie słowo zamilkł i powiódł szklistym wzrokiem po zebranych, chyba nawet nie dbając o ich reakcję.
Jeśli dotąd cisza była umiarkowana, zakłócana jedynie odgłosem szurającego obuwia, to teraz zaległa jak makiem zasiał. Od początku panowania Jego Królewskiej Mości Karottena XIII sala tronowa po raz pierwszy usłyszała nieznane tu dotąd słowa „król zaniemógł”. Najpierw dało się słyszeć zaledwie nieśmiałe pojedyncze szepty: „król zaniemógł”, które powoli rozprzestrzeniły się po całej sali, aż pod jej bardzo wysokie sklepienie tak, że powstał z tego ogólny wielki szept: „król zaniemógł”. Nikt jednak nie śmiał zbyt głośno wyrazić swego zdziwienia czy zmartwienia: co to znaczy tajemnicze „zaniemógł”? Taki był ceremoniał.
Marszałek milczał, nadając przez to wyjątkowy charakter swemu wystąpieniu, i patrzył niewidzącymi oczami w dal ponad głowami szemrzącego tłumu, który zachodził w głowę: co, dlaczego, jak to możliwe?
Widać uznał, że dość już tego nieznośnego dla jego uszu hałasu, bo uderzył trzykrotnie symbolem dworskiej władzy dla jego uciszenia. Skutek był natychmiastowy: szept ustał i ustało przestępowanie z nogi na nogę.
– O stanie zdrowia Jego Królewskiej Mości Karottena XIII Sędziwego, Imperatora… – jak poprzednio wymienił wszystkie po kolei tytuły – poinformujemy – mówił o sobie „my”, tradycyjnie zarezerwowane dla władcy, za przyzwoleniem króla w specjalnym edykcie za zasługi – specjalnym komunikatem konsylium najsławniejszych medyków z całego świata, po których mają wyruszyć gońcy.
Na tym skończył, oddał ukłony na cztery strony świata i tak samo dostojnym, uroczystym i niespiesznym krokiem oddalił się w kierunku królewskich komnat i marszałkowskiej kancelarii tą samą trasą, przy tym rytmicznie marszałkowską laską stukając: stuk-puk!, stuk-puk! Ordery i medale brzęczały, wtórując: brzęk – brzęk! Drzwi otworzyli mu lokaje w kolorowych liberiach i za nim zamknęli.
II
Dla kraju mlekiem i miodem płynącego wiadomość o tajemniczej niemocy króla była bezwzględnie zła, albowiem monarcha nie pozostawiał po sobie sukcesora, czyli następcy. Po tylu wiekach, czyli po 1285 latach, dziedziczna monarchia miała pozostać bez następcy. Dworzanie i poddany lud, do którego wieść o chorobie króla dotarła lotem błyskawicy, zmartwili się niepomiernie, tym bardziej że o tym, jaka to była choroba, naopowiadano niestworzone historie, ponieważ naród karotteński był na ogół plotkarski.
Należy podkreślić, że ród królewski Karottenów Długowiecznych szczycił się wspaniałą przeszłością, skrzętnie zapisywaną przez kronikarzy z benedyktyńską cierpliwością i starannością w starokarotteńskim języku od samego początku założenia tego rodu. Czytamy tedy w owym opasłym i omszałym wielotomowym staro rękopisie, że protoplastą dynastii był niejaki Marchewka, młodzian tyleż odważny, co rozumny i pracowity. Kroniki nie wyjaśniają, czy „Marchewka” było nazwiskiem, czy przezwiskiem. W każdym razie kolor jego włosów dokładnie odpowiadał barwie oblekającej powierzchnię znanego skądinąd i powszechnie lubianego warzywa. Obecny władca Karottenii Karotten XIII nie mógł się wyprzeć, choćby chciał, a nie chciał, pochodzenia od owego Marchewki, m.in. z powodu marchewkowego koloru swoich włosów. A nade wszystko z powodu swego przesławnego przodka, z którego był niewątpliwie dumny. Był to znak rodowy dziedziczony jak tron, z pokolenia na pokolenie. Tylko się pierwotne imię nie ostało. Albowiem znalazł się taki w tej dynastii, już u samego jej zarania, syn rzeczonego Marchewki, Marchewka II Uczony, bardziej światowy i, jak przydomek wskazuje, bardzo oczytany, który w obecności innych znamienitych władców wstydził się nie wiedzieć czemu imienia Marchewka, więc przemienił się w Karottena. Przeszło ono na następne pokolenia i tak już pozostało po dziś dzień.
Historia podaje, że gdy pracowity i spokojny lud Karottenii tworzył ją mlekiem i miodem płynącą, u jej granic stanęły hordy okrutnych barbarzyńców, które, nie mając względu na nic ani na nikogo, najsamprzód podbiły ościenne narody i plemiona, a teraz pustoszyły spokojną krainę mlekiem i miodem płynącą, ukochaną ojczyznę Marchewki. Tenże, dotąd spokojny, dobre dziecię swoich rodziców, był oraczem i żniwiarzem, bartnikiem i rybakiem, kołodziejem i bednarzem, kowalem i cieślą, słowem zręczny w różnościach. Potrafił także niezgorzej władać orężem: a to łukiem, a to mieczem, jakby trzeba było i maczugą. Wezwał swoich pobratymców, by chwycili za broń, jaką kto miał – za cepy, kosy, sierpy, topory i inne narzędzia poręczne a ostre i twarde, i przejąwszy przywództwo, samojeden poprowadził ich do wiekopomnego zwycięstwa. Nieprzyjaciół wielu swoich pozostawił na polu bitwy, znanej w historii kraju i świata jako krwawa bitwa na Buraczanym Polu. Na pamiątkę sławetnej wiktorii usypano na tym miejscu wielki kurhan-mogiłę bratnią, gdzie spoczęli polegli w chwale bitni wojowie-ochotnicy Karottenii i niecni najeźdźcy, dla przestrogi, by wojen nie prowadzić, a w razie napaści nieprzyjaciół, którzy sami takimi chcą być, dać srogą nauczkę.
Toteż, wygrawszy kampanię zbrojną, Marchewka, już teraz mężny i najsławniejszy rycerz, królem Karottenii obwołany został. Jako Marchewka I rządził mądrze i sprawiedliwie, i długo, co zapisano złotymi zgłoskami w najstarszej kronice Karottenii sprzed 1285 laty.
Na przestrzeni dziejów byli Karottenowie różnych przydomków: Roztropny, Waleczny, Dobrotliwy czy Niepokonany, a nawet Niedorajda. Po królu Karottenie XII Starym nastał jego syn, aktualnie miłościwie panujący Karotten XIII, zwany przez kronikarzy Sędziwym, natomiast przez poddanych, gdy się zestarzał, Zrzędliwym.
Natychmiast po wstąpieniu na tron pojął za żonę królewnę Margerytkę Urodziwą, córkę potężnego zamorskiego władcy Margerycji, na dowód przyjaźni i wiecznego pokoju między dwoma państwami. Zakochał się był w niej bez opamiętania od pierwszego wejrzenia, wówczas, gdy przedstawiono mu jej konterfekt, to znaczy jej namalowany portret, bo fotografii wówczas nie znano.
Niestety, nie można ich małżeńskiej historii podsumować słowami „żyli długo i szczęśliwie”, gdyż złośliwe fatum spadło na nich po roku, kiedy to Margerytka zniknęła. Zniknęła razem z dwórką po wyjściu przy świetle księżyca na spacer wokół zamku, u podnóża którego płynęła wartka i szeroka rzeka Karottenica. Spacery były jej ulubionym zajęciem w rodzinnym kraju, o czym wszyscy wiedzieli. Nowo poślubiony mąż chętnie się na to godził. Jakże później tego żałował. Nie mógł sobie darować, że tak łatwo, bo ze szczęścia, się godził. Szukano długo, lecz bez skutku. Różnie dworzanie i ludność poddana o tym rozprawiali, gdyż tajemniczą wydała się ta ponura historia. Nigdy tej tragedii nie wyjaśniono. Przebąkiwano po kątach nawet o jakichś czarach czy coś w tym rodzaju, o klątwie lub czymś podobnym. Ale nic bliższego w tej materii nie dowiedziono. A czy mogła utonąć...?
Tak więc osamotniony nagle król postanowił pozostać do końca życia sam i głuchy był na wszelkie wołanie i perswazje o ponowny ożenek dla ratowania sławetnej dynastii w świecie. Tak kochał swoją – na jakże krótko poślubioną – żonę. I od tamtego czasu tron małżonki króla stał cały czas pusty w oczekiwaniu na odnalezienie się Margerytki Urodziwej. A lud z tym stanem rzeczy ostatecznie się pogodził i przestał myśleć o przyszłości korony karotteńskiej, i o tym, że Jego Królewskiej Mości Karottena XIII może kiedyś zabraknąć. Król tak się zestarzał, że nadano mu przydomek „Sędziwy” , ale był coraz bardziej zrzędliwy. I myślano, że sędziwym będzie na wieki wieków.
Aż tu nagle ta niemoc! Tylko czy groźna?! Bo poddani, pomimo całej swojej sympatii do króla, różnie o niej później rozpowiadali.
III
Dalsza część dostępna w wersji pełnej