- W empik go
Królowa Marya: dramat - ebook
Królowa Marya: dramat - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 279 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PRZEŁOŻYŁ
Józef z Mazowsza
WARSZAWA.
NAKŁAD i DRUK s. Llewenta la.
Nowy Świat, Nr 39.
1878.
Äîçâîëåíî Öåíçóðîþ.
Âàðøàâà, 18 ßíâàðÿ 1878 ãîäà.
Alfred Tennyson, współczesny nam, genialny poeta angielski, uro-
dził się roku 1810 w hrabstwie Lincoln, gdzie był ojciec jego pasto-
rem. Nauki odbył i kończył w uniwersytecie w Cambridge (Kem-
brydż), a wysoką zdolnością i pracą usilną, wcześnie już zwrócił tu
na siebie powszechną uwagę. Ponieważ znaczny majątek, który po
rodzicach w spadku otrzymał, uwolnił go od potrzeby poszukiwania
sobie chlebodajnego zawodu, przeto idąc jedynie za ulubioną skłon-
nością, postanowił wyłącznie poświęcić się literaturze; w ogłaszaniu
przecież prac swoich młodzieńczych dawał dowody wielkiej wstrze-
mięźliwości, i w pierwszym-wydanym na świat zbiorze swoich poezyj,
p… t.: „Lyric poems” {Poezye liryczne; dwa tomy, 1830–—32), nieu-
błaganą ręką odrzucał to wszystko, cokolwiek pod względem czysto-
ści myśli czy formy zdawało się jemu, że wywoła słuszne zarzuty
krytyki. Od razu też te drobne po większej części utwory zjednały
mu w całej Anglii rozgłos niezmierny; witano je, jako zapowiedź
najświetniejszego talentu. W samej rzeczy Tennyson jest wybor-
nym malarzem uczuć czysto ludzkich i życia, opromienionych zawsze
szlachetnym poglądem moralnym, głęboką religijnością, –— pod wzglę-
dem zaś wiernego obrazowania przyrody, śmiało stanąć mogą jego
utwory obok najszczęśliwszych poezyj koryfeuszów „szkoły jezior”:
Wordsworth"a, Coleridge'a i innych. Niemal wyżej jeszcze wznosi
się Tennyson urokiem formy zewnętrznćj, której zawdzięcza miano
„najklassyczniejszego z angielskich romantyków”. Zbiór elegij, p… t.:
„In memoriam” (1850) natchnionych śmiercią przedwczesną przyja-
ciela młodości, Artura Hallam, syna sławnego historyka, –— dalej
„Oda na śmierć Wellingtona”, –— „Epithalamium” z powodu małżeń-
stwa królowej Wiktoryi i mnóstwo innych, zalety te jeszcze silniej
uwydatniły. Oryginalnością uczucia i kolorytu celują jego ballady:
„The miliens daughter” {Córka młynarza), „Mariana”, „Lady Clara
Vere de Vere", „Dora”, „Grodiva” i „The lotos-eaters” (Jadacze loto-
su), równie jak poemata allegoryczno-moralne: „The two voices”
(Diva głosy) i „The yision of sin” {Widzenie grzechu). Zachwycały
także szersze Tennysona utwory epickie, mianowicie dwa wielkie cykly rapsodyj: „King Arthur44 {Król Artur) i prawdziwe arcydzieło
nowszej epiki, p… t „Maud”, oraz epizod z wojny Krymskiej: „The
charge of the light brigades" (Szaria lekkich brygad). W 1850 roku
królowa, stała wielbicielka jego poezyj, udzieliła mu godność poety
laureata, opróżnioną po śmierci Wordswortha, a wybór ten w całej
Anglii jednogłośnym przyjęto poklaskiem. Nie bez powodzenia tak-
że doświadczał się Tennyson w dramacie; już „Księżna” (The prin-
cess), objawiła w nim wielkie zwłaszcza zasoby talentu charaktery-
styki, lubo w tym zarówno utworze, jak w niektórych późniejszych,
warunki dramatu, nie tylko sceniczne, zbyt mało jeszcze są zacho-
wane. Tem świetniej natomiast pod tym zarówno względem, jak
pod innemi, przedstawia się najnowsza tragedya tego poety: „Queen
Mary" {Królowa Marya), której wierny przekład miarowy, podobnie
jak oryginał przeplatany prozą, czytelnikom naszym tu podajemy.
KRÓLOWA MARYA.
OSOBY:
Królowa Marya.
Filip, król Neapolu i Sycylii, później król hiszpański.
Księżniczka Elżbieta.
Reginald Pole, kardynał i legat papiezki.
Simon Renard, ambasador hiszpański.
Siew de Noailles, ambasador francuzki.
Tomasz Cranmer, arcybiskup Canterbury.
Sir Mikołaj Heatli, arcybiskup Yorku; lord kanclerz po Gardinerze.
Edward Courtenay, hrabia Devon.
Lord William Howard, następnie lord Howard i lord admirał naczelny.
Lord Williams of Thame.
Lord Paget.
Lord Petre.
Stefan Gardiner, biskup Westminsterski i lord kanclerz.
Edmund Bonner, biskup Londynu.
Tomasz Thirlby, biskup Ely.
przywó dcy spiskowych:
Sir Tomasz Wyatt,
Sir Tomasz Stafford .
Sir Ralf Bagenhall.
Sir Robert Southwell.
Sir Henryk Bedingjield.
Sir William Cecil.
Sir Tomasz White, lord major Londynu.
w orszaku Filipa:
Książę Alba,
Hrabia de Feria.
Peter Martyr.
Ojciec Cole.
Ojciec Bourne.
Villa Gardu.
Solo.
stronnicy Wyatt'a:
Kapitan Brett
Antoni Knywet
Peters, przyboczny lorda Howarda.
Roger, służący de Noailles'a.
William, służący Wyatt'a.
Marszalek dworu księżniczki Elżbiety.
Stary Nokes i Nokes.
Margrabina Exeter, matka Courtenay'a.
damy przyboczne królowej:
Lady Clarence,
Lady Magdalena Dacres,
Alicya.
Dama honorowa księżniczki Elżbiety.
dwie kobiety wiejskie:
Joanna,
Tib.
Lordowie i inni dygnitarze, członkowie Rady Przybocznej, członkowie Parlamentu,
dwóch szlachty, Aldermenowic, obywatele miejscy, wieśniacy, szambelanowie, po-
słańcy, straże, paziowie, i t… d.
A K T I
SCENA I.
Brama Aldgate bogato przystrojona.
Tłum ludu. Straż.
Dowódca straży.
Odstąp, nie stój na drodze. Pytasz się, kiedy będzie przejeżdżać
królowa? No, zaraz, natychmiast; na bok więc z waszemi łbami
i rogami, nim ja ich wam przy trę. Gadać możecie co się wam
podoba, byleby to nie była zdrada. Niech żyje królowa Marya,
prawa i legalna córka Henryka VIII. Krzyczyć, chłopcy!
Mieszczanie.
Niech żyje królowa Marya!
Pierwszy mieszczanin.
Dziwne to słowo –— legalna; cóż ono znaczy właściwie?
Drugi mieszczanin.
Znaczy: z nieprawego łoża.
Trzeci mieszczanin.
Nie, znaczy: ślubnie urodzona.
Pierwszy mieszczanin.
Alboż to parlament nie uznał jej za urodzoną z lewej ręki?
Drugi mieszczanin.
Nie, to lady Elżbietę.
Trzeci mieszczanin.
To było później, człowieku; to było później.
Pierwszy mieszczanin.
Któraż więc nieprawa?
Drugi mieszczanin.
Właściwie, obie one nieprawe, bo tak powiedziano w akcie par-
lamentu i Rady.
Trzeci mieszczanin.
Ba, parlament każde prawe dziecko może przedzierzgnąć w bę-
karta. Czy z ciebie, stary Noksie, nie może zrobić bękarta? Tyś
to przecie wiedzieć powinien, ty, biały jak trzech aniołów
Stary Nokes (półsennie).
Czyj to przejazd? Króla Edwarda, czy króla Ryszarda?
Trzeci mieszczanin.
Nie, stary Noksie.
Stary Nokes.
Henryka!
Trzeci mieszczanin.
Królowej Maryi.
Stary Nokes.
Błogosławionej Maryi! (Pada na kolana.)
Nokes.
Lepiej ojcu dać pokój! on już, panowie, zapomniał o waszem py-
taniu.
Trzeci mieszczanin.
Więc ty za niego odpowiedz! I tyś przecie nie młody kogutek,
urodziłeś się w końcu panowania starego Henryka VII.
Nokes.
Ech! to było jeszcze przedtem, nim się zaczęły rodzić bękarty.
Urodziłem się z prawego łoża o godzinie piątej zrana, na schyłku
panowania starego Henryka, nikt więc nie może wystrychnąć mnie
na bękarta.
Trzeci mieszczanin.
Skoro parlament może uznać królową za dziecko nieprawe, tem
ci mu łatwiej zrobić z ciebie bękarta, zwłaszcza żeś wytarty na
kolanach, masz obszarpane łokcie, grzbiet goły i buty dziurawe.
Nokes.
Jam się urodził z prawego męża i ślubnej żony, i nie mam co
o tem rozprawiać; ale, gdyby było potrzeba, ja i moja stara dali-
byśmy się spalić za to.
Dowódca straży.
Co to za paplanina o bękartach pod samym nosem królowej? Ja
was wytłukę, ja was spalę, jak mi Bóg miły!
Pierwszy mieszczanin.
Klnie się na Boga! Wielkie nieszczęście!
Drogi mieszczanin.
Słuchajcie! G-łos rogów!
(Orszak przechodzi; Marya i Elżbieta konno obok siebie; wjeżdżają do bramy.)
Mieszczanie.
Niech żyje królowa Marya! precz ze zdrajcami! Niech Bóg ma
w opiece jej Miłość; śmierć NortliumberlancVowi!
(Odchodzą. Zostaje dwóch szlachty.)
Pierwszy szlachcic.
Na światłości niebieskie! Wspaniała istota, prawdziwie króle-
wska!
Drugi szlachcic.
Wygląda lepiej niż zwykle; ale zdaje mi się, że lady Elżbieta
więcej ma w sobie królewskości i wspaniałości.
Pierwszy szlachcic.
Powiem wam coś o lady Elżbiecie. –— Czy słyszeliście –— moja
córka co służy przy niej, mówiła mi o tem –— że kiedy spotkała kró-
lową w pięćset koni w Wanstead, Marya –— chociaż niektórzy mó-
wią, że bardzo są poróżnione –— uścisnęła ją za rękę, nazwała uko-
chaną siostrą i ucałowała nietylko ją samą, ale i wszystkie damy
z jej orszaku.
Dragi szlachcic.
To było tylko w przystępie radości; znajdzie się poźniej mnóstwo
wcale nie siostrzanych czynów; przedewszystkiem, ten Gardiner co
ma zostać lordem-kanclerzem, jak zwierz dziki wypuszczony z klatki
rzuci się, żeby rozszarpać Cranmera.
Pierwszy szlachcic.
Prócz tego, moja córka powiedziała, że w rozmowach o ostatnim
rokoszu odzywała się nawet o Northumberlandzie bardzo litościwie,
a o dobrśj lady Joannie, jako o poczciwem, niewinnem dziecku, które
musiało słuchać ojca; dała się też słyszeć, że nikogo w tych czasach
nie spalą za kacerstwo.
Drugi szlachcic.
I owszem; czekajmy lepszych czasów.
Pierwszy szlachcic.
Jest jednak rzecz pewna na przeszkodzie. Nie wiem czyście
słyszeli.
Drugi szlachcic.
Domyślam się, że mówicie o pogłosce, jakoby Karol, władca
świata, przeznacza dla niej swojego syna, Filipa, z papieżem i dja-
błem. Pocieszam się tem tylko, że to pogłoska.
Pierwszy szlachcic.
Ona teraz jedzie do Towru uwalniać jeńców a w ich liczbie
i Courtenay'a, który ma być mianowany hrabią Devon; przecież on
królewskiego rodu, piękną ma powierzchowność, a naród cały i Rada
chciałyby go widzieć jej mężem. Może to przyjść do skutku, bo choć
nas wielu katolików, ale mało papistów; za to zagorzali ewangelicy
oszaleliby chyba.
Drugi szlachcic.
Alboż ona nie była zaręczoną w dzieciństwie z samym wielkim
cesarzem?
Pierwszy szlachcic.
Dziś już za stary.
Drugi szlachcic.
Prócz tego ze swoim kuzynem Reginaldem Pole, dzisiejszym kar-
dynałem; mówią, że on schorzały i złamany przedwcześnie.
Pierwszy szlachcic.
O, papież może zdjąć z niego to kardynalstwo razem z chorobą
i osłabieniem, gdyby o to tylko chodziło; ale czy nie pójdziecie za
orszakiem?
Drugi szlachcic.
Nie; na dziś mam dosyć.
Pierwszy szlachcic.
A więc ja pójdę; jeżeli się będę mógł zbliżyć, sam osądzę, czy
królowa ma skłonność dla sławnego szczepu Plantagenetów. (Od-
chodzą.)
SCENA II.
Sala w pałacu Lambeth.
Craumer.
Oto do Wormsu, Strasburga, Antwerpii,
Do Bazylei już ze swoich stolic
Biskupi nasi uszli lub ujść myślą –—
Coverdal, Poinet, Barlow; i dziekani
Z Christeburch i Durham i z Wells i z Exeter,
Naprzykład Ailmer, albo ze stu innych.
Tak o tem słychać: mamże sam pozostać?
Nie; Hooper, Ridley, Latimer nie zbiegną.
(Wchodzi Peter Martyr.)
Peter Martyr.
Uchodź, Cranmerze! Twoje imię pierwsze
W szeregu ludzi, którzy podpisali
Uchwałę przyznającą tron Joannie.
Cranmer.
Dziś może pierwsze, lecz było ostatnie:
Ci, co dziś w radzie przybocznej zasiedli,
Wprzód podpisali; przytem, sąd dał wyrok,
Że młody Edward mogł rozrządzać tronem,
Który mu ojciec w spuściźnie zostawił.
Zdałam był wówczas, gdy mnie wezwał Edward.
Umierające królewskie pacholę,
Wzrok wparłszy we mnie, dłoń chudą, wilgotną,
Śmiertelnym potem, na mojej złożyło,
Szepcząc, ażebym, jeżeli je kocham,
Nie dał Kościoła w moc wilków papieskich
I Maryi; wtedy rn uległ i –— dał podpis.
Tak, dla samego wstydu i sprzeczności.
Nie może radców zdradzieckich pominąć,
I mnie jednego skazać.
Peter Martyr.
To uchodzi.
Milordzie, czas uciekać! Ty nie wierzysz
W obecność ciała i krwi w Eucharystyi,
I w ich opłatki, i w ofiarę wieczną,
A to ci właśnie śmierć zgotować może.
Cranmer.
Pośród rozterek i gróźb, krok za krokiem,
Do pierwotnego dotarłem Kościoła,
A w tym przybytku Chrystus patrzy na mnie;
Ucieczka moja, cios zadając wierze,
Zgubićby mogła wiele dusz prostaczych.
Nie, nie śmiem rzucać swego stanowiska.
Peter Martyr.
Lecz tyś jej ojca rozwiódł z Katarzyną,
Więc jej nienawiść wtedy chyba zginie,
Gdy i ty zginiesz.
Cranmer.
Temu nie zaradzę.
Szedłem uczonych kanonistow śladem.
„Nie masz poślubiać żony twego brata”
Tak mówi pismo, „winna być bezdzietną”.
A jednak Marya tak na świat ten przyszła,
Przez co jej swatom odmówiła Francya,
Bo ją uznała za płód kazirodczy.
To rozjątrzyło króla i, jak wiecie,
Przy każdem dziecku zdarzały się starcia
Gwałtowne; król mi zwierzał swe skrupuły.
Piotrze, przysięgnę, że on miał te związki
Za pokalane. Lecz pocóż zabieram
Czas drogi, w którymś winien być daleko
Odemnie i Lambeth'u! Idź! Idź z Bogiem!
Peter Martyr.
A jaki groźny list wygotowałeś,
W którym karciłeś ostro ich przesądy,
Kiedy głoszono, żeś miał w Canterbury
Mszę, chcąc pochlebić Maryi.
Granmer.
Mnich pochlebca
Mszę tę odprawiał.
Peter Martyr.
Wiem o tem, milordzie.
Lecz tak żywemi chłostałeś nazwami
Czarta, potwarców, kłamców, antychrysta,
Że ona nigdy nie przebaczy. Uchodź!
Granmer.
Tak, jam to pisał, Bóg mi da moc umrzeć.
Peter Martyr.
Mam list żelazny, a pomimo tego
Me śmiem pozostać. Drżę, drżę, przyjacielu,
Czy cię zobaczę jeszcze; bądź zdrów, uchodź.
Cranmer.
Uchodź; żyj zdrowo a mnie zostaw śmierci.
(Peter Martyr wychodzi. Wchodzi stary sługa.)
Stary sługa.
O, drogi panie, przyszła tu straż dworska,
Chce was bezzwłocznie odstawić do Towru.
Cranmer.
Więc wpuść ich, wierny przyjacielu. Pójdę.
I Bogu dzięki, że uciec –— zapóźno.
(Wychodzą.)
SCENA III.
Ojciec Bourne na kazalnicy. Tłum ludu. Margrabina Exeter. Cour-
tenay. Sieur de Noailles i jego służący Roger na przodzie sceny.
Wrzawa.
Noailles.
Czyś po pałacu porozrzucał kartki?
Roger.
Tak… panie.
Noailles.
Czy tę: „Dla Maryi nie będzie spokoju, dopóki Elżbieta głowy
na pniu nie położy"?
Roger.
Tak, panie.
Noailles.
I tę drugą: „Niech żyje królowa Elżbieta”?
Roger.
Tak, panie; będzie musiała następować na to.
Noailles.
Dobrze. Te świnie tak się rozchrząkały,
Ze ojca Bournea dosłyszeć nie mogę.
Roger.
Uspokójcie się choć na chwilę, moi panowie; posłuchajcie, co
klecha ma do powiedzenia na swoją obronę.
Tłum.
Cicho –— słuchać!
Bourne.
–— a oto kraj ten nieszczęsny, szarpany niezgodą, oderwany od
wiary, powróci do prawdziwej owczarni, ponieważ nasza łaskawa
królowa dziewica –—
Tłum.
Precz z papieżem! precz z papieżem!
Roger (do otaczających, naśladując Bourne a).
Zażądała na świętego legata od ojca świętego papieża, kardy-
nała Pole, aby nam wszystkim dał święte rozgrzeszenie, które –—
Pierwszy mieszczanin.
Jak on świetnie odgrywa starego Bournea!
Drugi mieszczanin.
Święte rozgrzeszenie! świętą inkwizycyę!
Trzeci mieszczanin.
Precz z papistą! (Wrzawa.;
I teraz oto dobry nasz biskup, Bonner, który tak długo jęczał
W okowach za wiarę –— ( Wrzawa)
Alfred Tennvson: Królowa Marya.
Noailles.
Idź, moj Rogerze, stań pomiędzy tłumem,
Zmuś to paskudztwo okrzyknąć Elżbietę.
Patrz, tam jak zima srogi ewangielik, –—
Od niego zacznij.
Roger (idzie).
Klnę się na mszę świętą, stary poczciwcze, że papieża tu mieć
nie będziemy, dopóki żyje lady Elżbieta!
Ewangielik.
Czyś ty, mój chłopcze, szczerze naszej wiary, jeśli się na mszę
zaklinasz?
Roger.
Szczerze, lecz nowonawrócony, więc nałóg stary plącze się na
języku.
Pierwszy mieszczanin.
Ma słuszność; ja mszą wam klnę się, że tu mszy nie będzie.
Głosy z tłumu.
Cicho! słuchać: pozwólcie papiście potępiać się własnym języ-
kiem. „Osądzą cię z twoich słów własnych”. –— Rozszarpać go!
Bourne.
–— i od chwili, gdy nasza łaskawa królowa, którą niech mi wolno
będzie nazwać drugą Maryą-Dziewicą, zaczęła odbudowywać pra-
wdziwy Kościół –—
Pierwszy mieszczanin.
Maryą-Dziewicą! Niepotrzeba nam takich dziewic –— wolimy
lady Elżbietę! (Dobywają miecze; nóz rzucony, świszcząc uderza i wię-
źnie w kazalnicy; tłum ciśnie się ku jej stopniom.)
Margrabina Exeter.
Jakto, pozwolisz, Courtenay, ty, syn mój,
Przy tobie księdza tego zamordować?
Zbaw go! wszak oni lubią cię, nie skrzywdzą.
Courtenay (z kazalnicy).
Wstyd, wstyd, panowie! Czyście wy Anglicy,
Że was tysiące rusza na jednego?
Tłum.
Courtenay! Courtenay!
(Oddział straży hiszpańskiej ukazuje sic w głębi.)
Noailles.
Przed czasem ciągną te ptaki wędrowne:
Podburzże motłoch przeciwko Hiszpanom.
Roger.
Panowie, tłustsza jest dla was zwierzyna,
Niźli ten stary gap: tylko spojrzyjcie –—
Książę Hiszpanii zaślubia królowę!
Na niego, chłopcy! wypędźcie go z miasta!
(Tłum chwyta kamienie i śpieszy za Hiszpanami. Margrabina Exeter drugą stroną odchodzi z orszakiem.)
Noailles (do Rogera).
Stań tu przedemną. Gdy Elżbieta padnie –—
To dla Francyi będzie.
Jeżeli tłumy teraz rozjątrzone,
Powstaną, tronu pozbawią królową –—
To będzie dla Francyi.
I jakąkolwiek zdołam wzniecić burzę –—
Wszystko dla Francyi.
Witaj, lordzie Devon;
Dzielne masz serce, wściekłą czerń powściągasz!
Courtenay.
Matka wołała: pomóż; i pomogłem.
Że złego mi nie zrobią nic, wiedziałem,
Bom wielce u nich popularny, Noailles.
Noailles.
Patrzysz na króla.
Courtenay.
A cóż? jam z krwi królów.
Noailles.
W dzisiejszym wirze można królem zostać.
Courtenay.
A!
Noailles.
Czy jak z królem z wami się obchodzi
Królowa?
Courtenay.
Gdzietam, prędzej jak z dzieciakiem.
Noailles.
Na owym dworze dziewiczym dość smutno
Iść musi życie?
Courtenay.
Życie poziewania.
Noailles.
Gdybyś, wieczorem, odwiedzić mnie zechciał,
Odżyłbyś, lordzie, wśród mych świetnych gości;
Znalazłbyś księcia Suffolk wprost z więzienia,
Sir Piotra Carew, Sir Tomasza Wyatt,
I sir Stafforda, prócz innych; gra będzie.
Courtenay.
W co?
Noailles.
W szachy.
Courtenay.
W szachy! Gram w nie bardzo dobrze
I mam nadzieję pobić was w tej walce.
Noailles.
Lecz my z Henrykiem gramy, z królem Francyi
I z jego dworem.
Król za Kanałem stawia swe figury,
A my tu swoje; posłowie przenoszą
Każdy ruch nowy.
Courtenay.
Jakto, w każdej partyi?
Więc partya chyba, sir, lata się ciągnie.
Noailles.
Nie, nie tak długo, myślę. To zależy
Od doświadczenia i zręczności graczy.
Courtenay.
Ma król w tem wprawę?
Noailles.
Nieinczej, panie.
Courtenay.
Stawki wysokie?
Noailles.
Nie nad waszą możność.
Courtenay.
Zresztą, zwyciężę, bom gracz jeden z pierwszych.
Noailles.
Przy naszych radach, w naszem towarzystwie,
I przy uwadze na królewskie ruchy,
Jestto możebne.
Courtenay.
Czas zebrania?
Noailles.
W nocy.
Courtenay (na stronie).
Pójdę tam; zuch ten musi knuć coś z nimi;
Trzeba tę matnię zgłębić. {Głośno.) Do widzenia,
Noailles. (Courtenay odchodzi.)
Noailles.
Żegnaj, milordzie, Dziwna partya szachów!
Przeciw królowej stawia król jej piony,
A ona gra, by króla znaleźć tylko.
Tak, lecz ten ładny Courtenay, z praw rodu,
Na piona chyba zbyt książęcy. Więc to
Konik jest z oślą zamiast końskiej głowy,
Skaczący ślepo z próżności lub strachu.
Do czegokolwiek go użyjmy, aby
Gardiner, Renard, nie wyszpiegowali
Gry tćj zawcześnie. Rogerze, czy myślisz,
Że nikt nic nie wie, iż ty służysz u mnie?
Roger.
Nikt.
Noailles.
Zręcznie nosisz maskę. Chodźmy dalej!
(Odchodzą.)
SCENA IV.
Londyn. Sala pałacowa.
Elżbieta. Wchodzi Courtenay.
Courtenay.
Jestem zatem,
O ile mówią zwierciadła i przyjaźń,
Na kawalera lepszy od Filipa.
Bah!
Królowej radzą źle; mamże ją zdradzić?
We mnie to prawie już wmówili; jednak
Ja nieco się przerażam tem; zapewne,
Miłoby było rolę Bolingbroke'a
Przyjąć na siebie, lecz w twych latach, pani,
Z postacią twoją, ty możesz mieć wartość
Chyba w koronie. (Spostrzegając Elżbietę.)
Czy widzę księżniczkę?
Możeby do niej –— ona jest kochliwa.
Czy nie wiedziano za czasów Edwarda
O jej zabawkach z lordem-admirałem?
Może przystanie. Z nia mógłbym utworzyć
W kraju stronnictwo; zatem –— któż wie –— może
Elżbieta.
Milordzie Devon –— nad czem ta zaduma?
Courtenay.
Nad tem, czy królowa…
Elżbieta.
Co?
Courtenay.
Wam kazała
Pójść pod zwierzchnictwo dam Suffolk i Lennox
Wam domniemanej następczyni tronu.
Elżbieta.
Pytasz, milordzie? wszak wiesz dobrze o tem.
Courtenay.
Ciężko ci… pani, będzie to przenosić.
Elżbieta.
Wcale. Jam wiernie królowej posłuszna.
Courtenay.
Więc dumam o tem: wrogą jest królowa
Dla nas obojga: bądźmyż przyjaciółmi.
Elżbieta.
Nienawiść nasza przeciw komukolwiek,
Lichy to węzeł przyjaźni, milordzie.
Courtenay.
Nie mógłby milszych związków być zadatkiem?