- W empik go
Królowa Rocchetti - ebook
Królowa Rocchetti - ebook
Finałowy tom mafijnej trylogii „Dynastia Rocchettich”!
Po niespodziewanej i brutalnej śmierci, która wstrząsnęła organizacją, do świata Rocchettich wdziera się ogromny chaos. Wojna w obrębie rodziny, ale także poza nią, trwa. Wielu wrogów próbuje ugrać coś dla siebie.
Sophia Rocchetti robi wszystko, aby odnaleźć się w nowej roli. Stając u boku męża, musi zmierzyć się z problemami, jakie pojawiły się w jej rodzinie. Musi również znaleźć w sobie niewiarygodną siłę, by wspólnie z Alessandro zapewnić przetrwanie tym, których kochają.
Sophia użyje wszelkich sposobów, żeby utrzymać władzę w Chicago. Od tego będzie zależało, czy dynastia Rocchettich będzie jeszcze istniała.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-643-0 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pogrzeb przypominał morze czerni.
Setki ludzi tłoczyły się wokół grobów, z rozłożonymi nad głowami czarnymi parasolami. Od Rocchettich, przez polityków, po bossów wrogich gangów. Wszyscy pojawili się, by okazać szacunek. Zaraz za ogrodzeniem cmentarza kręcili się paparazzi z aparatami, jednocześnie podekscytowani i przestraszeni. W końcu chodziło o pogrzeb okrytego złą sławą dona.
Stałam z rodziną, tuląc do piersi mojego wspaniałego synka. Miał dopiero kilka dni, a już uczestniczył w pogrzebie. Niestety czekało go ich w życiu jeszcze wiele.
Mój mąż stał obok, oczy ukrywając za okularami przeciwsłonecznymi. Po napięciu jego ciała i po tym, jak mocno napierał dłonią na moje plecy, poznawałam, że Alessandro był niezadowolony i że im szybciej pogrzeb dobiegnie końca, tym lepiej.
Obok mojego męża stali Salvatore Senior i Enrico. Dzieci dona. Żadna z kochanek nie była obecna – ani Aisling, ani Saison nie miały pozwolenia, by podczas takich uroczystości stać razem z rodziną. Chociaż mogłam się założyć, że żadna z tego powodu nie narzekała.
Mój szwagier stał za swoim ojcem, pustym wzrokiem błądząc po otoczeniu, nie wykazując ani grama zainteresowania. Od czasu do czasu zerkał na Dantego, a na jego twarzy przez chwilę pojawiał się dziwny wyraz.
Na pogrzebie było tak wielu potężnych ludzi. Patrick McDermott – don McDermottów, Mitsuzo Ishida – król Yakuzy w New Jersey, rodzina Lombardi, Chenowie, rodzina Ó Fiaich. Od Nowego Jorku po Los Angeles – wszyscy przyjechali wyrazić swój szacunek i pożegnać dona Chicago.
Ich obecność była przyczyną zdenerwowania mojego męża. Gdy zajmowałam się organizowaniem kwiatów i cateringu, Alessandro pracował nad ochroną. Przez kilka dni obserwowałam, jak bardzo się angażował, żeby rozważyć każdy problem i każde zagrożenie. W końcu jeden boss mafii był niebezpiecznym człowiekiem… kilku takich przywódców w jednym miejscu to przepis na katastrofę.
Póki co królowie świata przestępczego zachowywali się poprawnie.
Nie martwiłam się nimi wszystkimi, a całą swoją uwagę skupiałam na Rocchettich.
Ksiądz odsunął się od grobu, kończąc psalm. Kierował modlitwy do Boga z taką pasją, że rozpoznałam w słowach tego biednego człowieka błaganie – tak, błaganie – o to, by Bóg wpuścił Don Piera. Bo nikt nie miał wątpliwości, że Don Piero trafił na dno piekieł i palił teraz cygara z Lucyferem.
Dante zakwilił w moich ramionach. Spojrzałam w dół i zostałam nagrodzona widokiem mojego budzącego się synka. Z trudem rozchylił powieki, błyskając niebieskimi tęczówkami. Widziałam, że miał problem z dostrzeżeniem mojej twarzy, ukrytej za czarną koronką.
Pogłaskałam go palcem po czole.
– Cichutko, kochanie – wyszeptałam. – Już prawie koniec.
Alessandro pochylił się nad nami.
– Jest głodny? – Jego gorący oddech musnął moje ucho, wywołując dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
– Powinien dostać jeść za pół godziny. – Pocałowałam naszego synka w czoło. Dante zmarszczył buzię, ale nie wyglądał na niezadowolonego. Odkrywał swoje mięśnie i uczył się je kontrolować, robiąc przy tym nieraz tak zabawne miny, że parskałam śmiechem.
Uśmiechnęłam się do Alessandra, który cały czas na mnie patrzył. Ciemnym spojrzeniem wypalał dziury w czarnej koronce zakrywającej mi twarz. Czułam, że na moje policzki wypływa rumieniec.
Instynktownie wygładziłam jego krawat. Poprawiałam jego garnitur i włosy już wiele razy, ale wystarczyła chwila, żeby znowu zagniótł materiał bądź roztrzepał fryzurę. Wszystko albo przez jego ogólną niechęć do eleganckich ubrań, albo przez pogodę.
Kolejny ze starych przyjaciół Don Piera podszedł do wykopanej w ziemi dziury, żeby powiedzieć kilka słów o zmarłym. Jego głęboki głos sprawił, że żałobnicy zaczęli płakać. Ja płacz miałam za sobą – niemiło byłoby nie uronić do tej pory ani jednej łzy.
Spojrzałam w niebo. Październik w Chicago był przyjemny, mimo wiszącej nad nami zapowiedzi deszczu. Oby matka natura okazała się dzisiaj łaskawa. Nie byłam w nastroju do brodzenia w błocie.
W końcu przemowy miały się ku końcowi. Cała rodzina ustawiła się wokół grobu, gotowa pożegnać się po raz ostatni i zmówić modlitwę.
Zaczęli synowie i brat Don Piera. Toto rzucił ziemię na trumnę niemal z irytacją. Enrico i Carlos Senior okazali się większą ogładą, mrucząc pod nosem słowa, które porwał wiatr.
Kolej moja i Alessandra nadeszła po jego starszym bracie. Patrzyłam, jak mój mąż nabiera w garść ziemię. Staliśmy razem nad wykopanym grobem, zerkając na błyszczącą trumnę, w której spoczął Piergiorgio Rocchetti.
– Ostatnie słowa? – zapytał cicho Alessandro.
Wpatrywałam się w trumnę.
Mimo zmęczenia po niedawnym porodzie mój mózg ciągle analizował ostatnią rozmowę z donem. W nocy budziłam się z zapachem krwi w nosie i dźwiękiem strzału w uszach.
Dzięki tobie może być donem, bossem. A razem stworzycie dynastię Rocchettich.
– Nie – odpowiedziałam po chwili. – A ty? Chcesz coś powiedzieć?
Mój mąż machnął nieznacznie ręką, garść ziemi uderzyła o wieko trumny. Przez jego twarz przemknął mrok.
– Spoczywaj w pokoju, bastardo¹.
***
Stypa odbywała się w naszym domu. Goście tłoczyli się w każdym kącie, trzymając w rękach kieliszki szampana i ocierając suche już policzki. Księga gości szybko się zapełniała, a każda wolna przestrzeń na meblach została zastawiona naczyniami z przyniesionym jedzeniem.
Po nakarmieniu Dantego i utuleniu go do snu wróciłam na dół. Kiedy tam dotarłam, skinęłam głową na Raula, który miał pilnować, żeby nikt nie zbliżył się do mojego śpiącego synka. Alessandro bardzo restrykcyjnie podchodził do zasad bezpieczeństwa, gdy chodziło o Dantego. Aż było mi szkoda Raula.
Podeszła do mnie Nina, już bez woalki.
– Naprawdę musisz zatrudnić nianię, Sophio.
– Nie miałam czasu. – Pocałowałyśmy się w policzki. – Jadłaś coś?
Zignorowała pytanie, zaciskając lekko usta.
– O co chodzi, Nino? – zapytałam, choć doskonale wiedziałam, co ją dręczyło.
– Zwolniłaś Elizabeth.
Owszem. Elizabeth Speirs, całodobowa pielęgniarka Nicoletty, została odprawiona.
– Zabrałam Nicolettę na teren osiedla, Nino. Rozumiesz, jak ostrożni musimy tutaj być, jeśli chodzi o ochronę. A Elizabeth miała bardzo długi język, czyż nie?
– Zatrudniłam ją ze względu na jej kompetencje – oznajmiła Nina. Starała się rozegrać to dyplomatycznie, ale kompletnie jej nie wyszło.
Uśmiechnęłam się nieznacznie i poprowadziłam ją przez dom, po drodze witając się z innymi.
– Mam nadzieję, że nie odbierasz tego jako personalnego ataku, Nino. Robię to, co najlepsze dla mojej rodziny.
Wyglądało na to, że udało mi się ją trochę udobruchać, a przynajmniej przypomniała sobie, że nie powinna tak otwarcie okazywać emocji.
– Oczywiście, rozumiem – odparła. – Cokolwiek uznasz za słuszne. Kto ją zastąpi?
– Posłałam po nią Nero, pewnie właśnie jej szuka. – Poklepałam Ninę po ramieniu. – Zjedz coś. Smutek sprawia, że ludzie robią się łakomi. – Zostawiłam ją w przejściu do salonu.
Dla niewprawnego oka mogło to wyglądać jak zwykłe przyjęcie. Ale ja widziałam ochroniarzy czających się w cieniu – wszyscy uważnie pilnowali swoich szefów. Każdą rozmowę prowadzono w wielkim napięciu i bardzo strategicznie, każde przywitanie miało jakiś ukryty cel. Wskazywano i sugerowano potencjalne małżeństwa i sojusze, jednocześnie grożąc i rzucając innym wyzwania.
Wszystkie spojrzenia uciekały co jakiś czas w stronę Rocchettich. Zastanawiano się, kto zostanie następnym donem – zastanawiano się, z kim zawierać sojusze.
Uśmiechnęłam się i weszłam do pomieszczenia.
Alessandro stał na środku w towarzystwie starszego ciemnowłosego mężczyzny i młodej kobiety. Rozpoznałam dona Lombardich, ale kobietę widziałam po raz pierwszy.
Mój mąż zwrócił wzrok w moją stronę i wyciągnął rękę.
– Proszę pana – zaczął, przyciągając mnie do swojego boku. – Czy mogę panu przedstawić moją żonę, Sophię? Sophio, poznaj Vitalego Lombardiego, głowę mafii Lombardich, oraz jego córkę, Isabellę.
Nowy Jork był podzielony między pięć rodzin, z których wszystkie zażarcie walczyły o granice i porty. Lombardi byli jedną z włoskich mafii, a ich terytorium obejmowało Queens i Manhattan.
Nie potrafiłam wyobrazić sobie spoufalania z wrogimi rodzinami tak, jak musieli to robić w Nowym Jorku. Najbliżej nas znajdowali się McDermottowie, a mieszkali w Milwaukee.
– Jest pani tak piękna, jak o pani mówią, pani Rocchetti – mruknął don, całując moją wyciągniętą dłoń.
– Jest pan zbyt uprzejmy – odparłam.
Kątem oka dostrzegłam, jak jego córka nieznacznie przewraca oczami. Przyjrzałam się jej. Isabella była wysoką i szczupłą młodą kobietą o długich ciemnych włosach i oliwkowej skórze. Niedopowiedzeniem było stwierdzenie, że była ładna – miała wyrazistą twarz o ostrych liniach, dzięki którym powalała niezwykłą urodą. Taką, do której było mi daleko.
Wyprostowała ramiona, czując na sobie mój wzrok, przez co materiał sukienki jeszcze bardziej dopasował się do jej ciała. Wyglądała w czerni o wiele lepiej niż ja.
Don Lombardi położył rękę na plecach córki. Gdybym była idiotką, pomyślałabym, że to czysto rodzicielski i dający otuchy dotyk. Wiedziałam jednak, że gest ten stanowił ostrzeżenie, a wnioskując po tym, jak Isabella się spięła, ona też to wiedziała.
Po chwili oznajmiła:
– Wyrazy współczucia z powodu waszej straty.
– Dziękuję. To wiele dla nas znaczy. – Posłałam dziewczynie pełne wdzięczności spojrzenie. Nie, nie dziewczynie, upomniałam się. Ona jest w twoim wieku.
– To okropne, strata tak potężnego mafioso, członka starej gwardii – stwierdził Don Lombardi. – Teraz tradycje nie są tak cenione jak kiedyś, ale Piergiorgio zawsze szanował stare metody. Tak jak to robimy w Nowym Jorku.
Mojemu mężowi nawet nie drgnęła brew.
– Outfit nigdy nie ulegnie nowoczesnym trendom.
Nagle podniosły się głosy. Odwróciłam głowę w stronę zamieszania, by zorientować się, co je spowodowało. Moim oczom ukazał się burmistrz Alphonse Ericson. Wszedł do środka, jakby dom należał do niego.
Miał na sobie schludny garnitur z małą przypinką flagi Stanów Zjednoczonych. Jego wiecznie obecny arogancki uśmiech sprawił, że włosy na karku mi się zjeżyły.
Przeprosiłam moich rozmówców i podeszłam do Ericsona.
– Alphonse – przywitałam go. – Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała.
– Don Piero był ważnym członkiem społeczności. Odczuwam żal po jego stracie równie mocno jak inni – odpowiedział dyplomatycznie.
– Doprawdy? – zapytał głębokim głosem Alessandro, stając u mojego boku. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
Uśmiechnęłam się do męża.
– To musi być świeża opinia, kochanie. – Przeniosłam wzrok z powrotem na Ericsona. – Tylko głupiec odważyłby się wejść do tego domu, mając przekonania przeciwne do naszych.
Na twarzy polityka pojawiło się lekkie zwątpienie. Poczułam, jak napinają się mięśnie w ręce Alessandra, więc też musiał to dostrzec. I był tym zachwycony.
– Spokojnie – rozległ się znajomy głos. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Salvatorego Juniora, który szedł w naszą stronę z błyskiem w oczach. – Ja go zaprosiłem.
– I zapomniałeś poinformować o tym innych? – zapytał Alessandro.
Salvatore skinął głową burmistrzowi.
– Dziękuję za przyjście, Alphonse. Proszę, czuj się jak u siebie.
Interesująca oferta, biorąc pod uwagę, że ten dom nie należał do mojego szwagra, więc nie miał prawa czegoś takiego mówić. Mimo to uśmiechnęłam się uprzejmie, ukrywając irytację, i wskazałam ręką na stół.
Alessandro patrzył na mnie, marszcząc nieznacznie brwi. Odwzajemniłam jego spojrzenie.
Salvatore Junior poczynił pierwszy krok. Zaprosił wroga na nasze terytorium. Oby był na tyle mądry, żeby umieć się przed tym wrogiem obronić.
Alessandro chyba czytał mi w myślach, bo uśmiechnął się pod nosem – choć nie było w tym uśmiechu nic przyjemnego.
Powoli odwrócił się do burmistrza Ericsona.
– Mój brat pokaże ci księgę gości. – Po tych słowach oddaliliśmy się od niego i Salvatorego.
– Nie podoba mi się, jak to się potoczyło – szepnęłam do Alessandra, gdy przedzieraliśmy się przez tłum.
– Mnie też nie – przyznał. – Salvatore chyba naprawdę myśli, że ma szansę, by zostać następnym donem.
– A ma?
Alessandro zacisnął usta, co było dla mnie wystarczającą odpowiedzią.
Ukrywałam swoją niepewność za ładną maską, rozmawiając krótko z paroma osobami, które mijaliśmy z mężem. Żałowałam, że nie mogłam pić – naprawdę przydałby mi się kieliszek szampana.
– Uważam, że jego próba ułożenia się z Ericsonem źle się dla niego skończy. Może powinniśmy mu na to pozwolić – zaproponowałam, bo ten temat nie dawał mi spokoju. Salvatore Junior był moim najmniej lubianym Rocchettim (najbliżsi byli mi Alessandro, Beppe i Santino), a i mój szwagier nie ukrywał braku sympatii wobec mnie.
Alessandro nie wybaczył bratu tego, jak parę razy sprowadził na moje życie niebezpieczeństwo. I choć przekonałam go, żeby rozegrał to mądrze, nie mogłam stłumić pragnienia, by zobaczyć, jak mój mąż rozszarpuje mu za to gardło. Jedynym pocieszeniem było to, że Alessandro przejął obowiązki nadzorowania ochrony, powoli odsuwając brata ze stanowiska.
Dotarliśmy do bufetu. Alessandro podał mi talerz, pochylając głowę tak, że nadal mogliśmy cicho rozmawiać.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Ericson nie lubi Outfitu. Uważam, że współpracuje z FBI… A przynajmniej z agentem Dupontem.
Mój mąż spojrzał na drugi koniec pokoju, gdzie Ericson i Salvatore Junior rozmawiali spokojnie ze szklankami burbona w rękach.
– To może mu przysporzyć kłopotów. Mój brat zrobi wszystko, nieważne komu, żeby zdobyć to, czego chce.
Nie musiał dodawać, że idealnym przykładem była Adelasia.
Skinęłam głową, napełniając talerz.
– Zastanawiałam się, jak się go pozbyć i obsadzić na jego miejscu Salisbury’ego. Niestety, nie przykładałam się do nauk społecznych, więc nic nie przyszło mi do głowy.
– Zawsze możemy go zabić – zasugerował Alessandro.
– Nie. Wtedy stanowisko objęłaby jego zastępczyni. A ona też nie wydaje się przychylna naszej sprawie.
Podałam Alessandrowi kawałek chleba i razem odeszliśmy od bufetu.
Alessandro znalazł nam miejsce na kanapie… cóż, przez „znalazł” miałam na myśli to, że spojrzał na poprzednio siedzące tam osoby, a te szybko się ulotniły. Mąż postawił sobie talerz na kolanie i nawet tak zwyczajna rzecz w jego wykonaniu wyglądała groźnie… i seksownie.
Skrzywiłam się, czując rosnące pożądanie. Seks nie wchodził w grę przez najbliższe sześć tygodni – lekarz zabronił! To oczekiwanie wywołało we mnie trochę niepewności. Wiedziałam, że Alessandra nie będą obchodzić rozstępy, które zostały mi po ciąży, jednak… ciągle siedziało mi to w głowie. Ciąża i poród zadały mocny cios mojej próżności. I choć Dante był moim skarbem, miałam wrażenie, jakbym wylądowała w obcym ciele. Biodra, brzuch i piersi zmieniły się nie do poznania. Już nie należały całkowicie do mnie.
Może to ciało nigdy nie należało do mnie. Ale dobrze żyło mi się w przekonaniu, że tak było.
– Co to za dziwne spojrzenie? – zapytał Alessandro. Jego głos dotarł do mnie mimo festiwalu użalania się nad sobą.
– To nic. – Uśmiechnęłam się do niego. – Jestem po prostu zmęczona.
Zanim Alessandro mógł powiedzieć coś więcej, podszedł do nas jego ojciec. Piękna Aisling kroczyła zaraz za nim. Kiedy spojrzała na mnie, oczy jej pojaśniały. Płomienne włosy odznaczały się na tle czarnej sukienki, przez co wyróżniała się w tłumie brunetek i blondynek.
Toto Straszliwy zerknął w moją stronę. Brwi miał zmarszczone, a usta zaciśnięte w cienką linię.
– Twój brat działa mi na nerwy – syknął Toto. Aisling stała u jego boku, niewzruszona tym pokazem gniewu. – Podlizywanie się politykowi?
– Hiena – poparł Alessandro.
Toto włożył ręce do kieszeni, niemal trzęsąc się z irytacji.
– Gdy byłem dzieckiem, politycy zachwycali się Outfitem. Oni myślą, że skąd pochodzą te wszystkie pierdolone pieniądze? Wielkie biznesy? Błagam, kurwa.
– Skorumpowane bydlaki – stwierdził Alessandro. – Ale ten konkretny przyjaźni się z FBI.
Na twarzy Toto pojawił się przebłysk zachwytu. Spojrzał na Salvatorego Juniora i burmistrza Ericsona.
– To nie skończy się dobrze. – Wyglądał, jakby go to zadowalało. Odwrócił głowę w naszą stronę, skupiając się głównie na mnie. – Gdzie mój ojciec ukrył dziewczynę Salvatorego?
Obecnie była tylko jedna dziewczyna Salvatorego. Chodziło oczywiście o Adelasię di Traglię, będącą w ciąży z moim szwagrem i ukrytą w nieznanej lokalizacji.
Wysłaliśmy już Nero, by ją odnalazł, i choć rozszerzył poszukiwania na cały kraj, nie udało mu się zdobyć nawet strzępu informacji. Gdziekolwiek Don Piero ukrył Adelasię i najmłodszego Rocchettiego, zabrał tę informację do grobu.
– Znajdziemy ją – zapewniłam.
Toto prychnął.
– Wątpię. Mój ojciec był dobry w ukrywaniu różnych rzeczy. – Zerknął na sufit, jakby mógł przez niego zobaczyć swoją matkę. – Co zrobimy z bękartem?
Aisling spojrzała na Toto.
– Czy dziecko nie będzie w takiej samej sytuacji jak Beppe?
Beppe, rzecz jasna, był Rocchettim, synem Enrica i jego kochanki. Przez to nie mógł nigdy stać się „prawdziwym” członkiem rodziny Rocchettich. Biorąc pod uwagę, jak wyglądało życie bękartów, Beppe miał w Outficie dobrze, choć nadal było mi go szkoda.
– Salvatore pewnie będzie je chciał utopić – stwierdził Toto. Nie patrzył przy tym na Aisling.
– Czy w ten pokraczny sposób próbujesz pokazać, że się martwisz? – zapytałam, bo naprawdę nie miałam ochoty poruszać takiego tematu przy jedzeniu.
Alessandro chyba myślał podobnie.
– Nowy don zadecyduje o tym, co się stanie z dzieckiem.
Ktokolwiek nim zostanie…
Rozejrzałam się po pokoju, wypatrując wszystkich kandydatów. Nie było wątpliwości, że nowym donem zostanie Rocchetti. Tylko który?
Czułam się jak prowadząca programu, ustawiając ich sobie w głowie w jednej linii, oceniając mocne i słabe strony.
Carlos Senior był za stary, a Carlos Junior za słaby. Santino był za młody, a Roberto zbyt nudny.
Walka miała rozegrać się między czwórką mężczyzn: Toto Straszliwym, pierworodnym i szanowanym członkiem Outfitu; Rico, czarującym i dyplomatycznym; Salvatorem Juniorem, ambitnym i bezwzględnym… oraz Alessandrem. Moim mężem – lojalnym, troskliwym i gotowym na wszystko, by chronić Outfit.
Każdy zdawał się myśleć o tym samym. Zerkaliśmy na siebie i ocenialiśmy siły przeciwnika. Kto zostanie następnym donem? Kto będzie rządził dynastią Rocchettich?
Wzięłam kęs pieczywa.
Niech rozpocznie się gra.ROZDZIAŁ DRUGI
Ze snu wyrwał mnie przeszywający dźwięk alarmu.
– Cholera! – Alessandro sturlał się z łóżka, lądując na nogach.
– Co się dzieje? – zapytałam, ziewając.
– Ktoś uruchomił alarm.
Chwilę później Dante zaczął płakać, a jego kwilenie zmieszało się z wyciem alarmu. Zrzuciłam z siebie kołdrę i wyplątałam z niej nogi.
Zdenerwowanie synka natychmiast mnie otrzeźwiło.
Alessandro był już po drugiej stronie pokoju, z bronią w ręce.
– Zostań tu! – rozkazał i wyszedł.
Wstałam z łóżka i poszłam prosto do kołyski Dantego. Marszczył buzię i cały był czerwony od płaczu.
– Cśś, cśś. – Wzięłam do na ręce i przytuliłam do piersi.
Polpetto przebiegł koło moich nóg, prawie mnie przewracając.
– Polpetto!
Słysząc mój podniesiony głos, Dante zaczął płakać jeszcze głośniej.
– Cichutko, kochanie. – Kołysałam go. – Polpetto, chodź tutaj! Polpetto…
Mały, biały szpic włoski zniknął pod łóżkiem. Zaklęłam cicho pod nosem i skierowałam się do pokoju bezpieczeństwa. Ukryty był za rzędami ubrań, a drzwi wbudowano w ścianę szafy…
Alarm ucichł.
Znieruchomiałam, nadal kołysząc Dantego w ramionach.
Co się stało? Czy z Alessandrem wszystko w porządku? Ktoś wdarł się do naszego domu?
Seria przepełnionych paniką pytań, które przeszły mi przez głowę, sprawiła, że objęłam syna mocniej.
Chwilę później Alessandro zawołał:
– Jest bezpiecznie, Sophio. To Nero, chce z tobą rozmawiać.
Nero?
Zmarszczyłam brwi, wychodząc z garderoby. Alessandro stał w drzwiach i nadal trzymał broń – nie wyglądał na zmartwionego, chociaż radością też nie tryskał.
Gdy alarm przestał wyć, Dante się uspokoił. Ale kiedy chciałam odłożyć go do kołyski, znowu zaczął przeraźliwie płakać.
– Nie płacz, kochanie. – Przytuliłam synka. – Co Nero tutaj robi?
– Przyszedł do ciebie.
Wizyta assassino Outfitu o północy była przerażająca sama w sobie. A co dopiero niezapowiedziana wizyta assassino.
Przełknęłam ślinę.
– Weźmiesz go?
Alessandro ostrożnie wziął Dantego na ręce, tuląc go do nagiej piersi. Jedną ręką chwycił synka pod pupę, drugą położył lekko na jego pleckach.
Założyłam podomkę, nie mogąc oderwać wzroku od syna i męża.
Jak na człowieka, który zawsze był tak oschły i nerwowy, gdy brał Dantego na ręce, robił się zadziwiająco spokojny. Alessandro wkładał dużo wysiłku, by mówić przy nim łagodniejszym tonem, by wolniej się poruszać.
Jeśli dzięki mnie Alessandro stał się jeszcze silniejszy, to dzięki Dantemu stał się delikatniejszy.
Serce mi pęczniało na samą myśl o tym.
Gdy ruszyłam w stronę drzwi, Alessandro oddał mi Dantego.
– Potrzebuję dwóch wolnych rąk – powiedział tylko. Nie chciałam, żeby rozwodził się nad tym, dlaczego potrzebował pełnej mobilności, bo wystarczyło, że spojrzałam na broń, którą miał przy sobie.
Wszystkie światła w domu były włączone i widziałam sylwetki soldati pilnujących naszej posesji. Musiał wśród nich panować zamęt po tym, jak został uruchomiony alarm. Wyobrażałam sobie, jakich słów użyje jutro Alessandro. Zdecydowanie nie należały do takich, które wypadało powtarzać.
Na dole koło schodów czekał assassino Outfitu. Patrzył na mnie. Cały był ubrany na czarno i krzywił twarz z irytacji.
Już go miałam zapytać, skąd to poirytowanie, skoro to ja i Alessandro zostaliśmy obudzeni, ale wtedy ją zobaczyłam.
Nero trzymał za ramię młodą kobietę ubraną w szpitalny kitel. Miała włosy w kolorze miodowego blondu, związane w ciasny kucyk. Patrzyła na Nero ze wściekłością i próbowała wyrwać mu się z uścisku, wyzywając go w tak barwny i dosadny sposób, że zakryłam małe uszka Dantego.
– Mam twoją pielęgniarkę – warknął Nero.
Kobieta poderwała głowę, by na mnie spojrzeć, i zamarła. Zerknęła na Alessandra, który stał za mną, po czym zbladła nieznacznie.
– Nero – wycedziłam przez zęby. – Czy ty ją porwałeś?
– Tak! – syknęła kobieta, gdy powróciła jej wściekłość na mężczyznę.
Nero wyglądał, jakby w ogóle go to nie ruszało.
– Chciała pani, żebym ją sprowadził, więc ją sprowadziłem.
Zeszłam ze schodów, wypuszczając powietrze przez nos. Nero tylko niepotrzebnie skomplikował całą sytuację swoją arogancją, a teraz ja musiałam wszystko prostować – o północy.
– Jestem zawiedziony, że uruchomiłeś alarm – oznajmił Alessandro. Rzuciłam mu spojrzenie z ukosa, ale on patrzył spod zmarszczonych brwi na Nero. – Czy któryś z żołnierzy cię zauważył?
– Nie, proszę pana. – Nero wyprostował się po tym, jak Alessandro zabrał głos. – Ja, ech, wpadłem przez alarm koło doniczki.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na męża.
– Że co?
Alessandro wyglądał na zadowolonego, że jego system działał. Skinął głową na Nero.
– Daj się złapać jeszcze raz, a poszukam sobie nowego zabójcy. – Popatrzył na mnie i przekrzywił głowę w stronę nieznajomej kobiety.
Spojrzałam na nią. Zdążyła się trochę uspokoić, ale to raczej wpływ naszego spokojnego zachowania niż kwestia zdrowego rozsądku.
– Wybacz mu – poprosiłam, kołysząc Dantego w ramionach. – Miał za zadanie cię odnaleźć i zaproponować ci pracę.
Kobieta się skrzywiła.
– Jaką pracę? – Zbladła nagle, patrząc to na Nero, to na półnagiego Alessandra. – Jestem pielęgniarką… Nie wiem nic o…
– Nie o taką pracę chodzi – zapewniłam. – Chodź ze mną do kuchni, to zrobię ci herbaty.
Nie wyglądała na przekonaną.
– Nero wyjdzie – dodałam.
To zapewnienie jej wystarczyło.
Kobieta rzuciła mu ostre spojrzenie – co spłynęło po nim jak po kaczce – i poszła za mną. Zastanawiałam się, czy zauważyła, jak podążył za nią wzrokiem, gdy ruszyła do kuchni. Ogień w jego oczach wystarczył, żeby zrobiło mi się gorąco.
Włączyłam światła w kuchni i położyłam Dantego w bujaczku. Na szczęście wydawał się z tego zadowolony.
– Usiądź, proszę – powiedziałam, krzątając się po kuchni.
Kobieta rozejrzała się dookoła ze zwątpieniem w oczach, ale otworzyła je szerzej, gdy zaczęła chłonąć detale wystroju.
– Masz piękny dom – stwierdziła z lekkim zaskoczeniem w głosie. W końcu usiadła na krześle.
– Dziękuję. Napijesz się herbaty?
Kiwnęła głową.
– Przepraszam za zachowanie Nero. Nie jest całkiem…
– Zdrowy na umyśle?
Zaśmiałam się cicho. W naszym świecie nie uważaliśmy Nero za kogoś niepoczytalnego, ale też mieliśmy wśród swoich Toto Straszliwego.
– Coś w tym stylu. Mleka? – Pokręciła głową. – Och! Ależ to niemiło z mojej strony. – Wyciągnęłam do niej rękę. – Jestem Sophia Rocchetti. Przepraszam, że tak to się potoczyło. Nero zapomniał, czym są społecznie przyjęte godziny odwiedzin.
– Wiem, kim jesteś – odparła. – Prowadzisz fundację Rocchettich wspierającą walkę z alzheimerem.
– Owszem. A ty? – Wszystko już o niej wiedziałam, ale miło było zapytać.
– Ophelia Caprioli. – Obejrzała się w stronę foyer, skąd wciąż dobiegały głębokie głosy Alessandra i Nero. – Słyszałam, że zajmujecie się też czymś mniej zaszczytnym.
– Podobno. – Podałam jej kubek.
– Nero powiedział, że masz dla mnie ofertę pracy?
– Nic nielegalnego – mruknęłam, popijając herbatę i drapiąc Dantego po brzuszku. Zaczynał zasypiać, a wiedziałam, że za kilka minut przypadała pora karmienia, i nie chciałam, żeby zasnął. – Potrzebuję całodobowej pielęgniarki, a ty masz bardzo dobre rekomendacje.
Ophelia zmarszczyła brwi.
– Nic nie wiem o dzieciach…
– Chodzi o osobę z alzheimerem.
– Och. Kto to taki?
– Najpierw musisz się zgodzić – upomniałam ją. Po tej plotkarze Elizabeth Speirs do Ophelii podchodziłam z większą dozą ostrożności. Miałam nadzieję, że okaże się zaufaną osobą i nie będzie rozpowiadać ludziom nic o naszej rodzinie, zwalając wszystko na rzekomą kuzynkę, która przyjaźni się z Niną Genovese, tak jak to robiła Elizabeth.
Ophelia nie tknęła herbaty.
– Ojciec ostrzegał mnie przed zadawaniem się z ludźmi waszego pokroju.
– A czy twój ojciec wie, że masz długi? – zapytałam.
Spięła się i zbladła nieznacznie, ale nie wyglądała na zaskoczoną.
– Nie. Nie wie.
– Czy twoja praca w ośrodku opieki geriatrycznej zapewnia płacę, która pozwoli te długi spłacić?
Jej milczenie wystarczyło mi za odpowiedź.
– Nie będę cię do niczego zmuszać – zapewniłam. – Zostałaś mi polecona, a pielęgniarka, która zatroszczy się o kogoś z naszej rodziny, będzie miała zapewnione dobre życie.
Zobaczyłam, że udało mi się wzbudzić jej zainteresowanie.
Wzięłam Dantego na ręce i zaczęłam lekko klepać go po pleckach, żeby nie zasnął. Próbował podnieść główkę zirytowany, że nie daję mu spać.
– Przyniosę umowę.
Gdy wróciłam, Ophelia siedziała w tym samym miejscu, ale była bardziej spięta. Uśmiechnęłam się do niej i wręczyłam dokumenty.
– Nie spiesz się – poprosiłam. – Przemyśl sobie wszystko.
Ophelia przejrzała umowę, a kiedy zobaczyła wysokość wynagrodzenia, bezwiednie rozchyliła usta. Podniosła na mnie pełen nieufności wzrok.
– Poważnie?
Dante zaczynał robić się głodny i czułam, że się ślini.
– Oczywiście. Potrzebuję całodobowej opieki, a ty zostałaś polecona jako najlepsza do tej pracy. – I jedyna z tak pokaźnymi długami.
Podeszłam do stołu w jadalni i usiadłam, żeby przygotować Dantego do karmienia. Ophelia przyglądała mi się bez słowa.
Gdy przystawiłam syna do piersi, oznajmiłam:
– To dobra oferta, Ophelio. Taka, która odmieni twoje życie. Wiesz o tym.
Kiwnęła głową. Widziałam, że walczy sama ze sobą. Nie chciała mieć nic wspólnego z Outfitem, nie chciała przyciągać naszego zainteresowania, a jednocześnie nie mogła odpuścić szansy na dobre zarobki, które umożliwią jej spłatę długów.
Nie minęło dużo czasu, nim podpisała umowę.
– Wspaniale – oznajmiłam, gdy mi ją oddała. – Przedstawię cię Nicoletcie.
***
Cichy dźwięk pianina był jedyną oznaką, że Nicoletta nie śpi.
W ciągu dnia zmartwiona ciszą często sprawdzałam co u niej. Nie licząc zamiłowania do muzyki, Nicoletta była bardzo cicha. Zawsze z radością rozmawiała z Alessandrem i ze mną – albo Beppem, jej ulubionym odwiedzającym – ale poza tym w ogóle jej nie słyszałam.
Po nakarmieniu Dantego zaprowadziłam Ophelię do pokoju Nicoletty. Przytuliłam syna do piersi, klepiąc go lekko po pleckach, żeby mu się odbiło.
– Jeśli będziesz chciała, możesz tu mieszkać – zaproponowałam, prowadząc ją przez dom. – Jednak zrozumiem, jeśli będziesz wolała mieć swoją przestrzeń.
– Wolałabym mieszkać oddzielnie – przyznała.
– Oczywiście. Planujemy przenieść Nicolettę do jej starego domu, kiedy informacja o niej… cóż, we właściwym czasie.
Outfit nadal myślał, że Nicoletta nie żyje. Alessandro powiedział, że to ja mam poinformować o jej powrocie, i żaden z mężczyzn Rocchettich tego nie zakwestionował. Nie była to zwykła plotka, a wręcz zwalająca z nóg wiadomość. Zaplanowanie przekazania informacji o jej powrocie było trudnym zadaniem.
– Jeśli będziesz czegoś kiedykolwiek potrzebowała, po prostu daj znać. – Dotarłyśmy do sypialni Nicoletty. – Tak… nie jesteś głupia, Ophelio, i nie zamierzam cię tak traktować. Chyba nie muszę mówić, że cokolwiek zobaczysz czy usłyszysz, nie powinno nikogo interesować. Nawet ciebie.
Ophelia skinęła głową.
– Wiem.
Uśmiechnęłam się i poklepałam ją po ramieniu.
– Wspaniale! Dobrze będzie cię mieć pod ręką. – Zapukałam do drzwi, wołając cicho Nicolettę.
Muzyka zamarła, a kobieta odpowiedziała.
Otworzyłam drzwi i naszym oczom ukazała się siedząca przy pianinie Nicoletta. Miała na sobie biały szlafrok, siwe włosy opadały na jej ramiona, a oczy miała szkliste. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się na powitanie – uśmiech ten poszerzył się, gdy zauważyła Dantego.
– Och, przyniosłaś dzidziusia! – powiedziała po włosku, składając dłonie.
Ophelia spojrzała na mnie, ale milczała.
– Nicoletto, poznaj proszę Ophelię. Od teraz będzie z tobą zamiast Elizabeth.
– Miło mi cię poznać – powiedziała uprzejmie Ophelia, również po włosku.
Nicoletta wstała niepewnie od instrumentu.
– Pozwól mi zobaczyć Alessandra – poprosiła. – Malutki Alessandro. Gdzie jest jego brat?
– Śpi. – Podeszłam bliżej, przekręcając rękę tak, żeby zobaczyła malutką buzię Dantego.
Pojaśniała na jego widok.
Zwróciłam się do Ophelii.
– Jakieś pytania?
– Kiedy została zdiagnozowana? – zapytała. Już się nie bała i zachowywała się z profesjonalizmem lekarki, która przeprowadza wywiad na temat pacjentki.
– Trudno powiedzieć. Nie ma dokumentów, które zaświadczałyby o konkretnej dacie, a nauki medyczne nie były wtedy tak rozwinięte. Ale w bardzo młodym wieku. Miała niewiele ponad trzydzieści lat. Podejrzewano schizofrenię. Później okazało się jednak, że to alzheimer o wczesnym początku.
Ophelia skinęła głową, zastanawiając się nad czymś.
– Wygląda na mocno zaawansowaną.
– Są lepsze i gorsze dni – odparłam. – Mam nadzieję, że nie rozważasz, czy dobrze postąpiłaś, godząc się na tę pracę.
– Nie. – Uśmiechnęła się do Nicoletty. – Nie.
Nicoletta wyciągnęła rękę i delikatnie pogłaskała Dantego po głowie, mierzwiąc jego miękkie złote włosy. Mruknęła po włosku coś, czego nie zrozumiałam, ale z pełnej zachwytu miny wnioskowałam, że nie mogło być to nic złego.
– Beppe często ją odwiedza. Ale nie licząc jego, dzwoń do mnie za każdym razem, gdy będzie chciał ją zobaczyć ktoś inny – poleciłam. – A jeśli będziesz gdzieś z nią wychodzić, muszę o tym wiedzieć, żeby zapewnić wam ochronę.
– Rozumiem. Co się stało z dziewczyną, która była przede mną? Z tą… Elizabeth? Mówiłaś, że tak miała na imię.
Uśmiechnęłam się do Ophelii.
– Elizabeth lubiła dużo mówić. – I choć Elizabeth nigdy nie zdradziła żadnej tajemnicy, przynajmniej takiej, o której bym wiedziała, chodziło o zasadę. Poza tym chciałam przejąć jak największą kontrolę nad rodziną. A zatrudnianie kogoś, kto był bardziej lojalny wobec Niny Genovese niż wobec mnie, nie wydawało się pomocne.
– Nie jesteś zmęczona? – zapytałam po włosku Nicolettę. – Jest środek nocy.
– Nie, nie. – Nicoletta zainteresowała się nagle moją dłonią. – To moja obrączka.
Pokręciłam pierścionkiem na palcu i zabrałam rękę. To nie był pierwszy raz, kiedy widziała obrączkę i była przy tym bardziej zmieszana niż zasmucona. Jednak po czymś takim często potrafiła siedzieć godzinami i wpatrywać się w swoje nagie palce, na ten kawałek skóry, którego nie zakrywał już pierścionek.
– Zagrasz dla Ophelii? – Chciałam odwrócić jej uwagę.
Zadziałało. Nicoletta podeszła do pianina i usiadła przy nim, jakby występowała przed całym teatrem. Chociaż coraz mniej pamiętała i mieszało jej się w głowie, pamięć mięśniowa nie zawodziła i Nicoletta perfekcyjnie grała na instrumencie.
Ophelia przyglądała się jej z zainteresowaniem.
– Czy masz jakieś pytania? – zapytałam po angielsku.
Zmarszczyła nieznacznie brwi i wskazała na drzwi.
– Czy ten Nero też tu będzie?
– Nie za często – odparłam. – Powiem mu, że jesteś nietykalna. – Nie żeby to miało powstrzymać assassino przed odebraniem swojej nagrody.
Ophelia wyglądała, jakby jej ulżyło.
– Dziękuję – powiedziała. – Mężczyźni jego pokroju sprawiają wyłącznie kłopoty.
Zaśmiałam się. Gdyby tylko wiedziała…