- W empik go
Kronika polska Galla Anonima - ebook
Kronika polska Galla Anonima - ebook
Nie wiadomo, kto był twórcą pierwszej polskiej kroniki, nieznane jest nawet jego imię. Nie zachowały się z wieków średnich żadne o nim wiadomości. Anonimowość była z jego strony zamierzona, co zaznaczył w przedmowie do księgi trzeciej. Anonim nie pochodził z Polski, a sam siebie określił wygnańcem i pielgrzymem (łac. exul et peregrinus). Niegdyś większość badaczy uważała go za mnicha, bo zamierzał po ukończeniu pracy w Polsce powrócić do miejsca, w którym złożył śluby, czyli do nieznanego z nazwy locus professionis. Jak niedawno zwrócono uwagę, Gall niekoniecznie żył według reguły św. Benedykta, gdyż były też inne znaczenia słowa „professio”, niezwiązane ze stanem mniszym. Mógł być równie dobrze duchownym diecezjalnym lub kanonikiem. Kronikę pisał na zamówienie, z nadzieją na materialną nagrodę. O tę nagrodę dopominał się we wstępach do ksiąg pierwszej i drugiej, a hojność Bolesławów Chrobrego i Szczodrego z wyraźnym naciskiem stawiał za wzór Krzywoustemu.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8064-554-7 |
Rozmiar pliku: | 328 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najwyższemu z Bożej łaski pasterzowi Jegomość księdzu M.¹ , pospołu zaś Szymonowi, Maurowi i Żyrosławowi² , dostojnym w obec Boga a czci naszej godnym, biskupom krainy polskiej, jak niemniej też spółpracownikowi swemu, szanownemu kanclerzowi Michałowi³ , pracy poczętej dokonawcy, z tém pobożném pragnieniem, pisarz dziełka niniejszego, oby na Syonie⁴ swym postawieni, dla straży trzodki od Pana świętych sobie poruczonej, trwając w czujności a z cnoty w cnotę przechodząc kolejnie, zasłużyli oglądać oblicze Pana nad pany!
Gdybym nie był wsparty powagą waszą, ojcowie dopiero z dostojeństw wymienieni, i waszą uczynnością nie był do tego skłoniony, daremniebym brał na barki ciężar takiej wagi, a w kruchej łodzi się puszczał na taką niezmierzoność groźnego żywiołu. Ale ten żeglarz zdoła bezpiecznie i na malutkim statku przerzynać się przez niebezpieczne tonie, co ma za sobą wprawnego sternika, świadomego zmian wiatrów i gwiazd na niebie skazówki. Tak jest, pod waszychto wioseł rękojmią, na zdradne wiry chęć niesie; inaczej zkądżeby mi ta odwaga? To morze! — to gęstwa leśna nieprzeprzecięta! — z pośród której nie znalazłbym wyjścia, gdyby nie naciosy topora, któremi ułatwić mi drogę przedsięwzięliście. Takich dopiero przewodników opatrzon radami, mogę bez trwogi ku swojej zawijać przystani. Nie dbam o wichry, nie dbam o zamęt nawałnic w całym przestworze. Źle mówię: mając albowiem takie przewodnie światło przed sobą, nad biały dzień jaśniejsze, z zamrużonemi oczyma nawet już odtąd w zamierzoną puściłbym się drogę. Komużbym wreszcie i z tego pisma mego, zawahał się zdać sprawę i w obec jakiego sądu? Dosyć mam wskazać na pozyskanych obrońców, aby pokątne ucichły szemrania.
Co gdy się darem fortuny mi przytrafia, zadość czyniąc swym ślubom, ukrytym w głębi, słusznie zapewne wcielę imiona wasze, jakoby stanowiące jedne osnowę księgi... Wszakżeto w waszych czasach, za przyczyną cnót i modłów waszych, Bóg rozświetnił Polskę odgłosem czynów wielkich, a wiekopomnych pewnie, panującego książęcia Bolesława III. Samiście naocznymi świadkami byli po wielekroć, tych czynów; na was mi więc jest dosyć powołać się jedynie. Obym tylko nawzajem, w moim opisie zdolnie zawładnął piórem — z siebie samego to mając, ażebym pospołu cześć należną oddał, waszej w słowach i czynach jednomyślności, waszej nader chwalebnej gorliwości dla sprawy publicznej. Jakoż to jedno z drugiego wypływa koniecznie, ażeby na spólnej szali, w opowieści dziejowej był odważany spółudział tych, co z prawa namaszczenia pasterskiego, samymże władcom ziemskim przodkują, dopełniając przy tem walnej w życiu narodu przysługi, dzielenia między ziemian posiłku niebiańskiego. Zawołaniem jest przeto, w taki sposób niezwykły z nieba uprzywilejowanych, w miarę swego wywyższenia nad innych w godności, tem pilniej przemyślać o krzewieniu dobra i zaradzaniu niedostatkom swych bliźnich. Aby nas przeto nikt nie posądzał, iż strzępy próżności staramy się na popis rozwijać, książeczkę naszą postanowiliśmy nie własném, lecz waszemi imiony zatytułować. Dla tego też chwalę z tej pracy i zaszczyt przypisujemy książętom ojczyzny; to zaś co na nas w udziale z tego względu spada, rzeczą będzie waszego sądu i względności nam przyznać. Łaska Ducha Ś-go, co nas ku zwierzchniej pieczy nad trzódkami sobie powierzonemi wyniosła, taką niechaj was natchnie radą w tem roztrzygającém dziele, aby i wymiar pożądanej sprawiedliwości dostał się prawdziwie nań zasługującemu, i cześć a sława nie chybiła rozeznawców, których wyrok o wymiarze pomienionym stanowi. Pociecha z dzieła dokonanego niechaj wam zawsze towarzyszy, nam zaś i pracy naszej swojego sprzyjanianie odmówcie.
Kończy się list
EPILOG SIĘ POCZYNA
Że Bolesław wódz wsławiony,
W kornych ślubach wymodlony,
Byt począł, niosąc błogość swej dziedzinie,
Modłom Idziego zawdzięcza jedynie.
Wnet rymem wspomnę, zkąd ta myśl powstała,
By do świętego uciec się zasługi;
Chciejcie posłuchać. Powieść to wspaniała.
Ale i wątek jej wreszcie niedługi.
Odżyć rodzicom słodko w pokoleniu;
Więc o potomka gdy dręczy tęsknota,
Na ślub ofiarny ważą bryłę złota,
Postać jej dziecka dając ku złudzeniu.
I ślą natychmiast gońce swe w krainę,
Kędy mąż święty cześć ziemian odbiera;
Bodaj to w dobrą czynili godzinę!
Bodaj skuteczną była chęć ich szczera!
Lecz upewniali świadomi tej drogi,
Że z omyloną nikt jeszcze nadzieją
Przybytku cudu nie opuszczał progi;
Oniż się w pełni wiary swej zachwieją?
Ach nie! — nadobna ze złota szczerego
Postać ulana — to wotum Idziego!
To postać syna, upragniona z ducha;
On cud ten sprawi, Pan modłów wysłucha!
Lecz i liczniejsze, społem niosą dary,
Złoto i srebro, a strojne kotary —
To sprzęt kosztowny — to kościelne szaty —
To kielich święty na podziw bogaty.
Spieszny więc tylko już odjazd zostaje.
Gońce w nieznane puszczając się kraje,
Dążą za słońcem, gdzie swe skronie chyli,
A pędzą naprzód, a nie tracą chwili.
Tyś ich, galicka ziemio nie wstrzymała.
Tam na południe zwrócić im potrzeba,
Gdzie prowansala rycerski duch pała,
Gdzie jest gorętszy, i lud i pas nieba.
Kres, kres nareszcie! — klasztor co się bieli,
Dalej z wyżyny roztwiera podwoje;
Więc gdy w zakonném ustroniu stanęli,
Gdy zdjęli juki, z lic otarli znoje,
Przedsię z darami nie zwlekają dłużej,
Rozpościerając je w obec starszyzny;
I cel jej swojej zwiastują podróży,
I utęsknienia dalekiej ojczyzny.
Braci sędziwej przedmiot to nie nowy,
Post zatem naprzód rozpoczną trzydniowy;
Od umartwienia modła się zaczyna,
Nim w końcu wionie z wyż błoga nowina.
Być dobrej myśli radzą zakonnicy,
Wszakżeto z ducha mają tajemnicy
O szczęściu matki! — Wieści co się szerzy,
Najlepiej w domu poselstwo uwierzy.
Szczęśni, dość dzięków nie mając nawzajem,
Gońce, uciechą podzielić się z krajem
Przez szlak Burgundów ku Polsce nawrócą;
Nuż lotem ptaków drogę sobie skrócą.
Dobry ten pośpiech. Lecz tu od przedsienia
Jakże ich rola natychmiast odmienna!
I tu modlitwa, tu chóry i pienia,
Wróżb nie czas — księżna nadzieją brzemienna!
Czołem więc Bogu! — gdyż Boża to sprawa,
W ziszczonych cudem ślubach Władysława,
Gdy syn spowity za niebios zrządzeniem,
Świat, Bolesławów znów zbudzi imieniem.
Złowieszczo może brzmi miano Judyty,
Lecz już to czasów odległość niezmierna,
Gdy z roki tegoż imienia kobiety,
Lud ocalała zgłada Holoferna.
Matka Judyta, z pieluch już dziecinie
Przepowie sławę, która go nie minie,
Hartując serce do boju, do wrzawy —
I nam też pora zajrzeć w jego sprawy⁵ .POCZYNA SIĘ KRONIKA: A W NIEJ DZIEJE WŁADCÓW ALBO KSIĄŻĄT POLSKICH
NAPRZÓD ZAGAJENIE
Zważywszy to w sobie pilnie, jak dla gnuśnego zaniedbania przez filozofów lub dla innego niedostatku, zatracają się w pamięci wielorakie dzielne sprawy królów i książąt, władnących po rozległym obszarze ziemskim, wzięliśmy na się, jakkolwiek niebiegłém piórem, skreślić niektóre dzieje panujących polskich, uprzedzając tém sprawy samegoż pełnego sławy a zawsze zwycięzkiego książęcia, imieniem Bolesława; lepszą jest bowiem tu nawet niebiegłość, niżeli niezachowanie niczego znakomitego, dla pamięci potomnych. Byłbyto poniekąd do rzeczonego przedsięwzięcia wystarczający powód, iż za darem Bożym a modłami Ś-go Idziego ten książę się narodził; przez co — jak sądzimy — i sprzyjał mu nadal, prawie bezprzerwnie, ów los fortunny w bojach.
Ponieważ jednak kraina polska tak jest oddalona od szlaków bitych dla pielgrzymujących, i zaledwo tym co na Ruś wędrują, w celu kupieckim jest znana, nic się w tém nie popełni niedorzecznego, jeśli dla opisu władztwa jednego plemienia dotknie się ogólniejszej całości, daleko większy przedmiot zajęcia nastręczającej.
Owoż od północnej strony Polska jest częścią Słowiańszczyzny, mającą od wschodu Ruś, na południe Węgry, na południo-zachód Morawię i Czechy, ściśle na zachód Danię i Saksonię, sobie ościenne. Ku morzu zaś Północnemu lub amfitryonowemu (w pas otaczającemu)⁶ ⁷ , ma trzy styczne granicami, najdziksze rody barbarzyńców, ziemię Lutyków (Seleucia), Pomorze i Prussy, z którymi panujący polski ściera się bojem ustawicznie, usiłując je do wiary świętej nawrócić; lecz ani mieczem przepowiadania, serce ich z drogi przesądu odwieść się nie daje, ani mieczem ujarzmienia jaszczurcze ich plemię z gruntu wykorzenić. Jakoż zwierzchnicy ich często zwyciężeni będąc w otwartym boju przez książęcia Polaków, do chrztu się uciekali; i znowuż zebrawszy się na siły, po wyparciu się wiary Chrystusa, do nowej wojny się mieli z chrześcianami. Są także w głąb’ za nimi, pomiędzy zatokami amfitryonu, inne ludów barbarzyńskich rody i wyspy bezludne, na których śnieg i lód są ciągle. Słowiańska ziemia przeto na północ, składająca się z tych swoich krain, cząstkowo podzielnych lub postanowionych, od Sarmatyczan, inaczej też Getami zwanych, odgranicza się, dotykając Danii i Saksonii, od Tracyi zaś przez Węgry, od Hunów niegdyś zajęte, którém to imieniem nazywają się też Węgrowie. Schodząc przez Karyntyę dotyka Bawaryi; na południe znów, wedle morza Śródziemnego, od Epiru obrzeżając przez Dalmacyę, Kroacyę i Istryę, kończynami morza Adryatyckiego odgraniczona, kędy stoi Wenecya i Akwileja, o Włochy potrąca. Kraina owa, chociaż lesista wielce, obfituje atoli w złoto i srebro, chleb i mięso, rybę i miód dostatecznie, a w tém przodkuje najbardziej przed innemi, że jakkolwiek opasana jest od tylu wyżej nazwanych rodów, bądź chrześcijańskich, bądź bałwochwalczych, a przez wszystkie pospołu lub pojedyńczo po wielekroć napastowana, nigdy jednak od żadnego pod jarzmo nie była ugięta. Krainato⁸ , w której zdrowe powietrze, żyzna rola, las miodopłynny, rybna woda, bitni wojacy, pracowici sielanie, konie wytrwałe, robocze woły, mleczne krowy i wełniste owce. Lecz abyśmy się nie zdawali zbyt rozwlekłym okrążać zachodem, powróćmy do założenia naszego według zamiaru. Jest zaś zamiarem naszym pisać o Polsce, a mianowicie o jej książęciu Bolesławie, i z tegoż powodu wywołać na jaw niektóre czyny jego poprzedników, pamięci godne. Teraz więc tak opowieść naszą snuć poczniemy, abyśmy od korzenia sięgnęli do konaru drzewa. W jaki następnie sposób dostał się temu plemieniu zaszczyt książęcy, wyświeci to z kolei przedsięwzięty porządek opowieści.Księga Pierwsza.
1. O książęciu Popielu, zwanym Koszysko⁹ .
Był w mieście Gnieźnie (przez wyraz „gniazdo” tłómaczącém się na słowiańskie), książę imieniem Popiel, dwóch mający synów, a ten obyczajem pogańskim, na ich postrzyżyny wyprawił wielką ucztę, sprosiwszy na nią licznych panów i przyjaciół z dworskiej swej starszyzny. Zdarzyło się zaś ze skrytego Bożego zrządzenia, iż tamże przybyło dwóch obcych przychodni¹⁰ , których nietylko do uczty nie zaproszono, lecz owszem na wejściu zaraz do bram grodu, odparto sromotnie. Ci zatem z obrzydzeniem się otrząsnąwszy na taką owych grodzian nieludzkość, i zszedłszy na dół, kierując się ku przedmieściu, losem fortunnym zdążyli w obec lepianki oracza, temuż książęciu służącego. Ów zaś biedak politowania pełen, gości rzeczonych chętnie do wstąpienia na ten czas zawezwał i w co chata była bogata, gościnnie im ofiarował. Goście skłoniwszy się wdzięcznie ku temu wezwaniu i przestępując próg gościnny: Oby przybycie nasze — rzekli — na radość wam wyszło, a z témże pospołu i obfitość wszelkiego dobra, a z potomstwa zaszczyt i sława spłynęła.
2. O Piaście, synu kołodzieja.
Domownikami wszakże gospody rzeczonej byli: Piast, syn kołodzieja i żona jego Rzepka, imiony temi zwani, którzy z wielką serdecznością radzi byli we wszelkiem gości swych zapotrzebowaniu usłużyć, a widząc roztropność tychże, cokolwiek mieli w zapasie, gotowali się tem sobie przychylność ich ująć. Podczas więc, gdy wedle zwyczaju z goszczącymi wszczęła się rozmowa o rzeczach rozlicznych, a między innemi zapytali ich pielgrzymi, ażaliżby czego nie mieli do napicia się, odrzekł im na to oracz gościnny: Mamci ja wprawdzie naczyńko warzonego piwa, com go przysposobił na dobę postrzyżyn mego jedynaka; lecz cóżto znaczy ta odrobina? jeśliby wam smakowało, to się go napijcie. Umyślił bowiem ów kmieć ubogi, w chwili gdy pan jego a książę dla własnych synów biesiadę wyprawiał — na coby się w innym czasie z przyczyny ubóstwa nie zdobył — niejaki przysmak także na postrzyżyny malca swojego sporządzić, a garstkę przyjaciół równejże chudoby, nie już na obiad, ale na ranna przekąskę zaprosić; bo oprócz tego, wieprzka wykarmił, co go był ku temu celowi zachował. To co powiem następnie, dziwnem lub cudownem się wyda; lecz któż zdoła Bożą wspaniałość w tym razie wyrachować? lub kto się ośmieli rozprawiać o dobrodziejstwach Bożych? Gdy Pan docześnie pokorę biednych wywyższa niekiedy, nie wzbrania się też gościnność pogan nawet wynagradzać.
Każą mu zatem pielgrzymi, wiedząc co czynią, częstować się piwem, pewni, iż zamiast ubywać, w miarę przylewania pomnażać się bodzie. Jakoż wieść niesie, że gdy podawać je zaczęto, taka się jego znalazła obfitość, iż napełniono niem wszelkie statki domowe, i nadto jeszcze zbywające na dworze od uczty książęcej. Polecają też i wieprzka wyżej pomienionego zabić, a wspominają, że dziesięć statków, po słowiańsku zwanych cebrami, co rzecz nader dziwna, zostało napełnionych tem mięsiwem.
Patrząc więc na takie cuda Piast i Rzepka, jakąś niezwykłą przepowiednię o chłopcu swym w tém przeczuwali; i jużby radzi byli samegoż książecia wraz z biesiadnikami zaprosić, lecz tego uczynić nie śmieli, bez poradzenia się pierwej pielgrzymów obecnych. Cóżto jednak omawiać zdala? Ma się rozumieć, takaż była i rada gości, a książę z całym swym dworem zaproszony był od Piasta, i nie pogardził też książę zaproszeniem rolnika swojego. Nie tak wybujałe bowiem było naówczas jeszcze, owo książęce rozwielmożenie Polski, ani władca ziemi taką wystawnością pychy się nie nadymał, ani tyloma orszakami dworskiej drużyny otoczony¹¹ , w pochodzie wspaniałym nie występował. Odbyła się zatém obyczajem swym uczta; jadła i napoju podostatkiem było dla wszystkich; owi pielgrzymi postrzygli chłopca, a w przepowiedni na przyszłość, miano Ziemowita¹² mu nadali.
3. O książęciu Ziemowicie, synu Piasta.
Co gdy się stało, pacholę Ziemowit, syn Piasta kołodzieja, rósł w lata i siły, a z dniem każdym w pomnożeniu krzepić się jął dzielności — tak iż król nad króle a książę nad książęta, głosy jednomyślnemi postanowił go książęciem Polski, Popiela zaś wraz z potomstwem do szczętu z państwa wykorzenił. Jakoż opowiadają starcy, dalekich pamiętni czasów, że ów Popiel zegnany z tronu¹³ , takiego od myszy zajadłych doznał prześladowania, iż chroniąc się przed niemi, przez otoczenie swe na wyspę uprowadzony, gdzie zamknięty w wieży drewnianej, dopóty się bronił od wściekłego tychże wpław doganiających napadu, dopóki opuszczony od wszystkich, dla nieznośnej woni z ciał pobitego mnóstwa wynikającej, śmiercią najhaniebniejszą, pod zębami kąsających potworów ducha wyzionął. Ale puśćmy w niepamięć¹⁴ czyny tych, których wspomnienie odległa starożytność zatarła, i których splugawił błąd a bałwochwalstwo, i przejdźmy do wymienienia zwięzłego zdarzeń, tkwiących w pamięci wiernej. I tak: Ziemowit do steru państwa przyzwany, młodość swą nie na rozkoszach a gnuśności trawił, ale w zażyciu, pracy, tudzież rycerskości, z dzielnego ramienia zaszczytu i sławy dostąpił; granice zaś swego panowania dalej, niżeli kto inny przedtem rozprzestrzenił. W miejsce schodzącego ze świata, Leszek (Lestyk) syn jego nastąpił¹⁵ który dorównał ojcu w dzielności i czynach rycerskich. Po zejściu także Leszka, syn jego Ziemomysł tron objął, który pamięć przodków i rozrodzeniem i dostojeństwem potroił¹⁶ .
4. O ślepocie Mieszka, syna Ziemomysłowego.
Z tego zaśto Ziemomysła ojcowstwa, narodził się wielki...Notatki
Jakiemi okolicznościami powodowany, autor głoską początkową tylko oznacza imię arcypasterza, wówczas gdy tej oględności nie zachowuje, wyszczególniając imiona czterech innych biskupów — domyślać się trudno. Nic powątpiewać nie każe, iż byłto właśnie ów Marcin, zasiadający od czasów jeszcze Władysława Hermana na arcystolicy gnieźnieńskiej; tém bardziej gdy wiadomo, jak ważnym był działaczem w sprawach państwa, tak, iż autor mógł słusznie powoływać na świadka, i sprawy jego własne „wcielać do osnowy kroniki”. To tylko pewna, iż dziać się to nie musiało trafunkowo; raczéj uważaćby się powinno za wykreślenie dobrowolne na żądanie samego dostojnika, który stając na świadectwo, widziałby się zniewolonym sobie samemu nie jedną winę znaczącą przyznać.Zgodnie się objaśniają ze źródeł znajomych imiona czterech tych biskupów: Szymon, od lat może 10-ciu biskup płocki, w dacie domyślnej pisania Kroniki, który 21 lat na urzędzie swym przetrwał, licząc od roku 1108 do 1129, według Łubieńskiego; Paweł, biskup kruszwicki (u Damalewicza zwany Paulinem), który po 12-tu latach pasterskiego urzędowania, dokonywał życia niedługo; Maur, biskup krakowski, (i to świadek w drażliwej kwestyi o winę lub niewinność, drugiego z kolei wstecznej poprzednika Stanisława, pomiędzy laty 1109-1118); Żyrosław, od roku 1100 biskup wrocławski.Zastanowić to może słusznie, iż Bielowski tak skory zazwyczaj w pragmatyzowaniu swoich domysłów, z kolei w tém miejscu, jakby dość już o Michale kanclerzu w życiorysie Galla nadmienił, nie widzi się w obowiązku dołączenia żadnego przypisu. Zkądże wiedział najpierwej o rodowości jego polskiej? czy tylko znowu z domysłu? Wyznać może nie chciał prostodusznie z Kownackim, iż „kto był ten Michał kanclerz, o którym Marcin wspomina, w tej chwili nie wié” (Pam. warsz. 1819 n. 5 str. 115), ani z tłómaczącym znowu słowa tegoż na język łaciński Bandtkiem: quis hic fuerit, libere ignorare me profiteor. W każdym razie milczenie jego co do dat jakichś z życia tego kanclerza, bądźto na mocy katalogów, bądź innych źródeł — rzeczy nie poprawia. Ostatnią więc instancyą są tylko znowu pewne orzeczenia samegoż Galla, który wielbiąc powyższego swego spółpracownika, żadnych w istocie wybitniejszych śladów polskości Michała, jak polskości własnej nie zostawia. Entuzyazm wprawdzie, z jakim odzywa się o nim wszędzie, aż do podniesienia na stopień wielkości (magni Michaēlis), dowodzi, iż stanowisko zajmować mógł tenże nietylko w oczach Galla podniosłe; ale nic więcej.Trudno pojąć rzeczywiście, zkąd tu z wyrazów autora: super montem Syon domini sanctorum gregi commisse vigilanti studio speculari, dałby się budować wniosek, iż pisał swą Kronikę niewątpliwie na górze Coelius, albo w rzymskim klasztorze benedyktynów? Czyliż ta góra Syon, łączona w inném czytaniu tekstu, z pamięcią Ś-go Grzegorza papieża, co innego oznaczać może, prócz ogólnego pojęcia kościoła Chrystusa i jego hierarchii — czego ślad ten nie jedyny mamy w stylu allegorycznym pisarzy kościelnych? Pamiętamy bardzo dobrze o uwagach w tym względzie, dołączonych przez Lelewela do życiorysu i oceny Kadłubka przez Ossolińskiego, w tłómaczeniu niemieckim Lindego. Lecz te nie przynoszą pożądanej dla nas jasności, jaka wynika, po szczęśliwym pomyśle przecinka w tekście przez Bandtkiego. Anibyśmy wreszcie dostatecznej zdać sobie sprawy nie mogli z tego wyszczególnienia przez Galla, na wstępie pierwszym, miejsca swego pobytu; aniby nawet, w ciągu całej dalszej przemowy, o nie bynajmniej chodziło. Czemużby raczej dowodzić nie miał pewności podania swego, opierającej się na przeznaniu Polski wewnątrz, jako świadek naoczny? a bardziej jeszcze jako oświecony należycie przez swe stosunki?Dziwna to rzecz wcale, po dawno wyszłym z użycia Stryjkowskim i tym podobnych, spotykać dzisiaj pewną osnowę dziejową, na miary wiersza rozliczoną. Dla samej wierności przecież nie odstępujemy od tej formy średniowiecznej. Mogliśmy nawet nie siląc się na rymy, wyręczyć się w części, kiedyś odczytywanemi próbami przekładów wierszowanych, jak: Ant. Czajkowskiego lub Salezego Dmóchowskiego. Ale w ciągu roboty nie wpadły nam do ręki. Więc się obywamy, porywając się na próbę jeszcze jedną. Nie odstrychnie się ona, sądzimy, przynajmniej pod względem oddania myśli, tak dalece od pierwowzoru — bez zachowywania nawet jego form kantyczkowych. Co do samej osnowy epilogu, wyłoży ją następnie raz jeszcze nasz autor prozą, w końcu 1-ej księgi.Ku morzu północnemu lub amfitryonoweinu (ad mare septemtrionale vel amfitrionale). — Od zagajenia kroniki przez autora, łatwo to postrzegamy, iż nie zamierza on prowadzać nas po manowcach dziejów odpotopowych — w czém jeśli wychodzi z normy, w jakiej następcy jego przedewszystkiém sobie podobają, nikt już dzisiaj nie poczyta mu tego, na karb niedostatecznego obeznania się z przedmiotem. Nadmieńmy słów parę o tej jego jeografii, nie na wiatr bez wątpienia kreślonej: choć rzeczywiście nie piérwsi tej materyi dotkniemy, a z drugiej strony, nie chcemy sobie obiecywać z zarozumieniem, aby słowo nasze w tym względzie było ostatniém. Na wiele rozgałęzień wystosowywano u nas kwestye co do Galla: to jakimś sposobem doszły doń w treści, pełne znaczenia dla tradycyi, zabytki pieśni polańskich? to czy je wysłuchał pomiędzy ludem? czy po wiadomém veto zagłady, z tytułu również różnoramiennie tępionego pogaństwa, wyczytał u innych? it.p: ile zaś sobie przypominamy, nikt, stosowniejszego może do osobowości autora, pytania nie stawi: skąd się wziął u niego ten drobny ułamek jeograficzny, dający przecież wiele do myślenia, nie poprawiany nawet co do szczegółów swych, tak spornie? Jeżeli przecież i tej wiedzy nie nabył z książek, i sam z siebie był w stanie, tak się treściwie wyrazić, o swej, jak mówią, przybranej ojczyźnie: toż to przewodnik i badacz wcale nie próżny, i nie bezwarunkowo można się odwoływać do zdania, mocującej się na siłach, najnowszego okresu krytyki, iż tylko pozostać dla nas powinien, w rzędzie historyków, mglistą jakąś kolumną, gasnącą za piérwszym słońca połyskiem. Ani go przecież za przesądzającą na równi z Dytmarem powagę, w wątpliwościach zaszłych, nie weźmiemy, ani przeciwnie nie zepchniemy, do stopnia upośledzenia, na jakiby się zanosiło w obec pomienionej krytyki. Jest dlań środkujące między dwiema przesadami miejsce, na którém nie przestanie być przez nas poszukiwanym, a nawet bardzo pożytecznym przewodnikiem. Do powyższych uwag powód nam daje, zaznaczony w tekście jego wyraz „morze północne albo amfitryonowe”, inaczej tak zwane przez analogię morze Baltyckie”. W pamięci mamy określenie tego wyrazu, u autora Polski średnich wieków (T. 2. str. 348): „W ogólności wody, morza, po łacinie zwane amphitrite, w średnich wiekach odnoszono tę nazwę do wód północnych”. Możebyśmy już nawet takiej zamiany wyrazu, nie napotkali u żadnego z późniejszych naszych kronikarzy. A powiédzmy nawiasem, zawsze mając na uwadze jego rodowitość, iż z tego powodu, mógłby nazwanym być przez kogoś, Grekiem lub Rzymianinem. Bielowski, pod tekstem Galla, zamieszczonym w swoich Pomnikach, chciałby zaprotestować, z mianym w ręku jeografem Edrisim, przeciw jego wyrażeniu się w tymże ustępie, o „ustronności Polaki od traktów bitych, dla kupców i pielgrzymów”. Ale i na to spotyka się odpowiedź uboczna, w pomienioném dziele pomnikowém Lelewela, (tamże str. 351): „Ustronne Polski od pielgrzymstwa do Jeruzalem i innych miejsc świętych położenie, sprawiło, że Polska cudzoziemcom nie była znana, tylko niewielu przechodniom, przez nią przejazdem, kupcom udającym się na Ruś. To mówi r. 1110, na miejscu w Polsce przebywający jakiś Gallus, a powieść jego, zdają się zatwierdzać blizkich czasów podróżnicy mojżeszowego wyznania, Beniamin z Tudeli i Petachia z Ratyzbony r. 1173”. Tyle na teraz, ze względu odsyłacza o morzu północném. Wzmiankujemy jeszcze o znaczeniu u Galla „północy”, z powodu epitetu, jaki tak często w dalszym ciągu lubi nadawać Bolesławowi Krzywoustemu: „dux septemtrionalis”, (dowód znowuż u niektórych, Galla rodowitości zza Renu, dla którego na pierwotnym stanowisku zwało się „północném”, co zwało się „wschodniém” dla innych).Patria, w znaczeniu kraj lub ojczyzna. — Długo nie mieliśmy odpowiedniego w mowie naszej wyrazu, na oddanie „patria”, w dwojakiém tém znaczeniu używanej przez Galla. Za panowania jeszcze w Polsce Zygmunta Augusta, wyraża się Górnicki: „Obrócili się do tego, aby patryi swej użytecznymi byli. Nie o to nam jednak idzie, ażeby oznaczyć datę, w której po raz pierwszy „patria” oddaną zostaje przez wyraz „ojczyzna”, więcéj ze względu na tekst Galla, zastanawiać nas powinna różnica, między wyrazem tym, wymawianym przezeń z pewnym naciskiem, jakby przez jej rodaka, powodowanego miłością ku niej i wdzięcznem uczuciem, a gdzieindziéj wymawianym obojętniéj, jak gdy się wyraża opisując wyprawę Krzywoustego do Prus pogańskich (ks. 3, roz. 24), „quia nullus aditus in illam patriam nisi lacubus et paludibus invenitur”, w innym rozdziale ten wyraz zastępując przez regionem lub terram. W żadnym razie do wyrazu Górnickiego patryi nie wrócimy, któryby może nawet niezrozumiałym był dzisiaj, w znaczeniu, jakie pisarz XVI wieku do niego przywiązuje.O książęciu Popielu zwanym Koszysko. — W dwóch po sobie z kolei następujących rozdziałach, spotykamy się tuż zaraz z nazwą imienną czy przydomkiem Koszysko. W rozdziale 1-ym księgi 1-ej, opiewa tytuł: De duce Popelone dicto Chosisco, i w roz. 2-im tejże księgi: De Part filio Chosischonis. Przecież żadnego pokrewieństwa ani spólności, wbrew dziejom, nie możemy ustanawiać, między pomienionym książęciem i tak zwanym przez Galla, jego oraczem Piastem. Dwuznaczności tej więc unikamy, nadając słusznie lub niesłusznie, ale zgodnie z przyjętém podaniem, Piastowi tytuł kołodzieja. Co by w tym względzie pewniejszego, za pomocą zgłębiającej pierwiastki nazw krytyki, osiągnąć się dało: okazują wciąż jeszcze mętne rezultaty otrzymywane, przez wędrowców badawczych, po tylekroć usilność swą wznawiających, z których jedni dorozumiéwają się znaczenia, tak wyrazów Popiel i Piast, jak i Chosisco (Koszysko); w zastosowaniu wskazówek, z języków Jlliryi, Skandynawii a nawet, w jednej z najnowszych prac lingwistycznych, z Azyi, gdzie w słownikach Afganistanu dają się wyszukać. Na takie wycieczki tłómaczowi Galla, któryby pragnął tylko, co za niezbędne uważa, w komentarzu swym zamieścić, trudno jest się puszczać. Przychodzi nam w pomoc, gdy przemyślamy nad sposobem uwolnienia się od tego obowiązku, sprzymierzeniec wcale niespodziany, a to właśnie autor Wstępu krytycznego do dziejów Polski, p. Augustyn Bielowski, który przed 30-tu laty, gdy jeszcze może o hypotezach, następnie rozwijanych, wcale nie zamarzył, takiem dictum humorystycznym odprawiał etymologistów na polu dziejów : „Etymologia, która jak ptak ponocny tém szérzéj skrzydła rozwija, im grubsza ciemność nastaje, ma niestety i dziś w bardzo szanownych mężach swych zwolenników. Razi nas ona już w dziele Szafarzyka, a cóż dopiero w pisarzach, co miasto zajmowania się przedmiotem ważniejszym, podrzucają raz wraz pierwiastki wyrazów, bawiąc się nimi jak dzieci obskubywaniem wróblów”. Powtarzamy, iż sam sobie później wytłómaczył tę swawolę ponętną i daléj w tej zabawie się zapuścił niż kto inny. Ale w istocie, kiedyż się jakkolwiek na tej, jakby z kamienia, niepłodnej a przynajmniej zawodnej niwie, nareszcie urządzimy? Takim też sposobem radzi sobie p. Bielowski na tejże stronnicy, dotykając kwestyi Roepella. „Nie masz nic łatwiejszego’ powiada, „jak dowieść etymologicznie o jednejże rzeczy i czarno i biało. Lecz nie dość na tém, Roepell układa pierwiastki w pewien system. Trzy nazwy osób od Gracha i mniemanego syna jego nie równie późniejsze, jako to: Chociszko, Piast i Siemowit, wyprowadzono są od chodzenia, piastowania czyli uprawiania ziemi (?) i zwyciężania (ziemia witeź), i napomknięto, jakoby powieść o nich była tylko uosobieniem trzech różnych kolei, przez jakie naród przechodził, mianowicie: okresu wędrówek, okresu osiedlenia i okresu podbojów”. Sami owszem przytoczymy w oryginale, spolszczane przez Bielowskiego słowa Roepella, ażeby dobitniejsze ztąd może jeszcze padło światło, na kwestyę, której niniejszy przypis poświęcany. Brzmią one: „Erinnern wir uns aber, dass der Sagenkreis vom Leschek, uns das Goschick des lechitischen Stammes als eines Ganzen, seine ursprüngliche Einheit und seine Zerspaltung in viele kleinere Zweigstämme darstellte, und sehen wir dannzu, ob nicht villeicht die Piastensage uns etwa die Schicksale des polnischen Stammes überliefert, so gegewinnt wirklich diese Sage einen weitern Inhalt. Piast ist der Sohn des Choscisko, d. h. des Wanderers (choditi, chodzić, gehen wandern), er selbst ein Bauer. Sein Sohn heisst dann Zemowith, Ziemowit d.h. der Landeroberer, (Ziemia — witeź, im Litauischen der Sieger), der Enkel Zemimisl, d. i. der Landordner, der Urenkel Mesko, Mieczysław, mit welchem die Sage bereits in die geschichtliche Zeit”. W przypiekach, Roepel, niechcąc na pierwiastkach wyrazów, rzeczy swej gruntować, co do nazwy Piast, z zawarowaniem vielleicht (może), domyśla się jej pochodzenia od uprawy roli, podobnież z nazwy Rzepka albo Rzepicha formowanej od rzepiska czyli zagonu, rzepą zasianego, wyciąga wniosek, iż stosowała się do Powołania żony chłopa, której obowiązkiem jest trudzić eię ogrodem. Między innemi nazwę Leszka, środkującego między Ziemowitem a Ziemomysłem, uważałby za podrobioną, a wciśniętą między dwie powyższe, w celu zapełnienia listy panujących, zbyt się rozciągającej, w stosunku do dwóch panowań. Dozwalają sobie przeto, niemieccy rozbiéracze skrupulatni szczegółów, więcej nieco a niżeliby rodacy miejscowi na coś podobnego się odważyli. Lecz zwracając się głównie do Galla, opowieściami czerpanemi z wieści słownych lub relacyi piśmiennych (jeżeli tak z Bielowskim tłómaczyć możemy jego wyrazy: ex relatione majorum, w dalszym ciągu), nic widzimy, aby dawał komu powód do zarzutu, iż sam wynalazcą ich był czyli zmyślicielem, z wolnością poetycką, jako wierszujący raz po raz w swojej kronice, jako wreszcie z powołania poeta. A skoro ten zarzut dowodnie uczynionym mu być nie może: zkądże te skargi, z naciskiem a właściwie i z ujmą dla niego rzeczywistą wymawiane, iż powtarzaczom nierozmyślnym jest legend, iż księgę wstępną mianowicie kroniki, takiej tylko ważności historycznej materyałami zapełnił? Czy byłoby z większym pożytkiem dla nas niech ktoś odpowie, gdyby poszperał był kędy wśród szczérze przyjaznych nam sąsiadów niemieckich, ażeby na ich model ukształcał domysły o przeszłości rodu znienawidzonego? Wszakże i tyle innych legend jeszczeby się wynalazło, jak o Krakusie, jak o Lechu, o których ani jednego wyrazu nie nadmienia. Powiémy tu zaraz o innych brakach znaczących, którebyśmy sami więcej mu na ujmę niewątpliwą poczytali.Przybyło pod zamek Popiela dwóch obcych pielgrzymów (których późniéj nazwano aniołami). —Gallus w obu rozdziałach, które poświęca opisowi przybycia dwóch obcych pielgrzymów, pod bramy zamku Popiela II-go, do którego nie zostają wpuszczeni, znijścia do lepianki Piasta oracza na przedmieściu, zagoszczenia w tejże i roli cudownej a nakoniec dopełniania obrządku postrzyżyn, zauważyć należy, iż ani jednam słowem, nie dotyka tajemnicy ich pochodzenia, celu wędrówki, jak również zamiarów dalszych, tym sposobem rolę ich tajemniczą, raz jeszcze z swej strony, tajemnicą przez nikogo nieodgadniętą przyoblekając. Czy przypisać to trybowi zwięzłości, powszechnie w kronice jego panującemu? czy innym pobudkom? niewiadomo. Lecz rozważającym w treści i znaczeniu kreślone przez siebie obrazy, można powiedzieć, iż tém większą tylko wolność sądzenia o tychże zostawia. Norma taka przyjęta podobać się może jednym, przez drugich uważana być może za naganną. W każdym razie przecież, stanowisko jego dziejopisarskie jest niepodległe: któżby wreszcie czynić go chciał odpowiedzialnym, za wyciągnięte z przedstawień jego wnioski, bądź rozumowo przypuszczalne, bądź nieprawdopodobne, przez potomność badaczów i komentatorów? Mogą owe wnioski, od dnia do dnia zmieniać się i przerabiać rozmaicie: jego to bynajmniéj nie dotyczy. Celu swego dopiął, skoro żywą jeszcze mając w dobie, w której pisał, o wszystkiém tradycyą, bez naruszenia do księgi swej ją wcielił. Bo tym sposobem widocznie powołanie swe, jako dziejopisa wyrozumiał. Niechże mu to dzisiejszy krytyk za chlubę lub naganę poczyta. Wiszniewski np. w przemowie do Pomników historyi i literatury, przez siebie zebranych, się odzywa: „Ani z Długosza, ani z Naruszewicza czasów Piastowskich nauczyć się nie można. Chcąc tę pięciowieczną epokę dziejów naszych poznać, trzeba koniecznie wczytać się w Nestora Gallusa, Mateusza herbu Cholewa...” Czy to jest paradoks ze strony szanownego professora? czy prawdziwe takie przekonanie? w tém miejscu nie rozbieramy. Ale i to, co wyrzekł Bartoszewicz, w wiadomości o Naruszewiczu i jego pismach, (na wstępie do jego historyi w wydaniu Turowskiego), wychodzi może na pomysł, zgodny z przekonaniem dopiero przytoczoném. Czytamy u niego w zarysie pod tytułem powyższym: „Naruszewicz wydając dzieje od Mieczysława chrześcijanina, z początku ulegał w tém natchnieniu królewskiemu. Stanisław (Poniatowski) wolał już być w domu, jak bawić się długo w przysionku. Stanisław nie pojmował wielkiego znaczenia pierwotnych dziejów; tam właśnie potrzeba było krytyki. „Bo czasy historyczne każdego narodu, nawet więcej, zanotowały kroniki; a zasługa wielka późniejszego badacza w tém właśnie, żeby za tą nicią przewodniczącą wdziérał się coraz głębiéj w przedwiekowe podania, prawdę rozjaśniał, wskazywał na tajemnicę tworzenia się tego lub owego narodu. Skeptyk z położenia swego, bo pierwszy polot krytyki dziejowej wszędzie skeptycyzmem się odznaczał. Naruszewicz nie wierzył żadnym podaniom: ani Popielom, ani Leszkom, ani Krakusowi. Mateusza Cholewy i Boguchwały legendy odrzucał (str. 52)”. Zdania podobne nawiasem cytując, nie bez przyczyny to czynimy. Iść nam wszakże o to przedewszystkiém powinno, ażebyśmy pierwowzór nasz przyswajając mowie ojczystej, w przyswojeniu przez to samo odpowiedzialni, iż ten na teraz a nie inny uczyniliśmy wybór, nie ulegali zarzutowi, obojętnego tylko, jako towaru mianego na zbyciu, traktowania kroniki i kronikarza. Do zachęt naszych w tym względzie policzmy, mianą w pamięci opiniję o Gallu, między innemi, badacza starożytności słowiańskich, Szafarczyka, (w przekładzie Bońkowskiego T. 2-gi str. 435), który wyszczególniając „skromność” Galla, w porównaniu do Kadłubka i blizkocześnych z tymże dziejopisów, jakoby wyłączał jego pracę z rzędu, mniej godnych podniesienia w imię krytyki przez słowianina, z rzędu kłamliwych. Obstajemy też pośrednio przy jego opinii, od tego zaczynając niniejszy przypis, iż wyrozumianym być powinien Gallus w swej tradycyi, z tego, co przynosi, nie z tego, co umyślili inni z niej uczynić. Może to byli wysłańcy Świętopełka morawskiego (jak rozumie Ossoliński), może uczniowie ś. Ansgara (jak naprowadza na to Szajnocha w Lechickim początku Polski), albo też przychodnie w celach innych: nasz kronikarz, jak powiedzieliśmy, nie robi w tym względzie żadnych domysłów. Uważany przeto sam w sobie, staje się zawsze czystą i niezmąconą dla badaczów krynicą. Wszakże pomimo wydatnej wszędzie w swej kronice gorliwości rzymskokatolickiej, nie daje nawet powodu do sarkazmów, przez powierzanie missyi apostolskiej aniołom, zamiast zwykłych śmiertelników. A jednak tchnie tyle prawdy wyższej i świętości; w słowach i znalezieniu się ogólném, jego tajemniczych pielgrzymów!Nec princeps tanto fastu superbiae tumescebat, tot cuneis clientelae stipatus, ita magnifice procedebat. (Ani władca ziemi taką wystawnością pychy się nie nadymał, tyloma orszakami dworskiej drużyny otoczony, w pochodzie wspaniałym nie występował). —Znać już w tych słowach kronikarza z epoki po-chrobrowskiej, który patrzył na odmienny wcale obyczaj, w zachowaniu się monarchy spółczesnego, a bardziej jeszcze pamiętał o obyczaju wprowadzonym na dwór panujący, pod dwoma poprzednimi Bolesławami. Chociaż nie wyrozumiewamy go bynajmniéj, ani w tém miejscu, ani w dalszych opowiadaniach, tym sposobem, jakoby pojęcia swe w czémkolwiek, na zakrój spółczesności przerabiał... Cechą jego owszem jest dla nas wybitną, że raczéj wtajemnicza się w przeszłość, niżeli usiłuje ją przeistaczać, wedle modły pojęć, których pod wpływem teraźniejszości mógł nabyć. Wyjątek główny od cechy tej uczynimy daléj, pod względem pomienionej gorliwości religijnej, lecz odosobnienia się jogo w takim razie, anibyśmy rzeczywiście domagać się nie powinni. Zachodzi dla nas w przytoczeniu słów jego powyższych, prócz tego jeszcze pewna kwestya językowa. Gdybyż nie ulegał był duchowi czasu, i jak tego pomieniony Szafarzyk od kronikarzy naszych domagał się wyjątkowo, nie był polskości urządzeń i obyczajów, łacińską powłoką nie zaciemniał. Jeszcze to mniejsza wprawdzie na teraz zachodzi kwestya, o dwór książęcy i jego tak zwaną przez kronikarza „drużynę”: o ileż się ona jednak utrudnia i zwiększa, pod wielorakiemi innemi względami, tyczącemi się już nie tylko dworu, lecz i całego narodowego wykształcenia. Skargi na to badacza, duszą i ciałem słowiańszczyznie swej oddanego, usprawiedliwiają się jak najzupełniéj. Okoliczność w każdym razie, mniéj zrozumiałej już u Galla gatunkowości dworu Popiela II-go, posłuży nam korzystnie, dając sposobność do pomieszczenia na wstępie pewnej wskazówki, do której i w ciągu dalszym kroniki się odwołać możemy, gdzie zachodzić może potrzeba obeznania się z doniosłością i znaczeniem wzmiankowanych urzędów. Wskazówki tej szukamy w Pamiętnikach o dziejach, piśmiennictwie i prawodawstwie Słowian, przez kompetentnego ze wszech miar w podobnych kwestyach przewodnika a zasłużonego badacza naszego, W.A. Maciejowskiego: chociaż więc treściwemi z nich wyjątkami, naprędce się załatwimy. „Dwór (curia)” są jego słowa (w Tomie 2-gim od str. 143 wydania z r. 1839) „składał się z dwojakiego rodzaju dworzan (curiales), z których jedni cywilną, drudzy wojskową sprawowali służbę. Obadwa te rodzaje dworzan, nie tylko na monarszym dworze, ale i po zamkach tudzież królewskich włościach, rządu czyli porządku pilnowały, poruczone sobie sprawując urzędy. Ściśle mówiąc, nie sprawowali jedni i drudzy li cywilne lub wojskowe służby, ale razem pełnili jednego lub drugiego rodzaju obowiązki”. „Wojskowi. Za Bolesława Chrobrego stało na czele służby dworskiej 12-tu królewskich radców; których Gallus raz znakomitymi panami, drugi raz starcami (magnates, seniores, nazywa). Czy i u Bolesława następców była tego rodzaju służba, „o tém ani on, ani inni pisarze nie mówią. W miejsce ich wspominają kronikarze komesów, pomiędzy którymi celował mistrz królewicza (qui puerum regium nutriebat), od naszych i czeskich kronikarzy wspominany, zwany niekiedy pedagogiem, a u Rusinów (kormilec) karmicielem. Urzędnika tego nazywają kronikarze jedni, od znakomitej w wojsku godności chorążym: drudzy wspominają o chorążych, jako o osobnej, różniącej się od komesowskiej, wojskowej godności. Starożytne nasze dzieje wspominają też o urzędniku, który dawniéj toż samo znaczył, co później hetman, a jeszcze nieco dawniéj podobne miał znaczenie, jakie major-domus u Franków. Rozumiem tu tak zwanego magister miliitum (tem bowiem nazwiskiem podobało się go nazwać naszym kronikarzom), który z czasem posiadł godność królewską w Polsce, jak świadczą kroniki (Chronic. princ. Polonorum u Stenzl. 1 str. 8): tudzież palatyna, wojewodą nazwanego, który równie u nas, jak i u wszystkich Słowian wojskową naprzód, później wojskową lub cywilną władzę lub obiedwie razem sprawował, i jak się zdaje, miał naczelny dozór nad dworskiemi urzędnikami, podobnież jak u Franków major domus. Z Polskich kronikarzy Gallus wspomniał go piérwszy. Tenże Gallus świadczy, że późniéj, ale jeszcze przed podziałem kraju pomiędzy synów Bolesława Krzywoustego, było kilku wojewodów w Polsce. Wszakże i Gallus nazywa wojewodę polskiego Comes Poloniae palatinus, zkąd widać, że urzędnik ten był najznakomitszym z pomiędzy wszystkich dworzan i że sam znowu miał poniekąd dwór. Albowiem Gallus wspomina o przystawach Sieciecha, który właśnie sprawował komesa godność”. „Pod wojewodą stał chorąży, bądź jako oddzielny urzędnik dworski, bądź jako zastępca tamtego, w czasie wojny i pokoju. Albowiem kiedy sam monarcha stawał na czele wojska, i niejako był jego wojewodą, wtedy wojewoda przybierał nazwisko chorążego i jego obowiązki pełnił. Toż samo było i w czasie pokoju, albowiem na prowincyi naczelnie siłą zbrojną dowodzący urzędnik, nazywał się chorążym. Co wszystko wielkie rzuca światło, na późniejszy u nas stosunek wojewodów, podwojewodzich i chorążych”. „Wszyscy bez wyjątku urzędnicy dworscy, wojskowe obowiązki pełniący, zgoła cała monarchy drużyna, ogólném nazwiskiem mianowali się curiales, tudzież acies curialis, curialiter armata. Na nich to głównie polegała siła monarszego wojska i ich, podobnie jak dziś gwardyą, posyłał król dla roztrzygnienia walki lub dania skutecznej pomocy”. „Nie tylko na Węgrzech, ale u nas także, w Czechach i Morawii, miały większe twierdze grodowych urzędników, z których piérwszy nowszym trybem burgrabią, drugi zaś po dawnemu kasztelanem się nazywał. Wszelako i komesowie grodami zawiadywali, również jak inni dworscy urzędnicy”. „Obok kasztelanów czyli panów w grodztwach, byli u nas po grodach i judices castri. Królowie przyznając prywatnym osobne sądy, pozwolić musieli i na to, że ich służebnicy takież samo, co i urzędnicy krajowi, nosili nazwisko. Tak się rzecz miała i z godnością włódarza, starosty, podstarościego, i samego nawet wojewody, którzy również urzędników i prywatnych służebników oznaczali” „Cywilni. Na czele urzędników, służbę cywilną na dworze pełniących, stał kanclerz. Znano ten urząd już za Bolesława Krzywoustego, Michałowi bowiem, który podówczas kanclerski sprawował urząd, przypisał kronikę swą Gallus. Akta urzędowe (np. r. 1242 u Szczygielskiego str. 152), wspominają i o podkanclerzym, niekiedy go, jak rozumiem, notaryuszem królewskim zowiąc. Z tego też powodu, jak wnoszę, piérwszego czyli właściwego kanclerza, głównym także mianują kanclerzem”. „O komorniku (camerarius), że już za czasów Bolesława Chrobrego istniał, zaświadcza Gallus, a Naruszewicz (IV str. 291) takie mu samo przyznaje znaczenie, jakie w późniejszych czasach szambelanowie mieli. Co nie zupełnie jest prawdą. Bo z tego samego Galla widać to, że Bolesław Chrobry do takichże poniekąd używał posług komornika, do jakich używano u Franków urzędnika zwanego missus dominicus; lubo pomiędzy obudwoma tymi urzędnikami, mimo to był wielki przedział. Cóżkolwiek bądź, należał komornik do niższych urzędników dworskich, również jak podczaszowie, stolnikowie, ptasznicy, łowczy”. „Prowincjonalni. Powiedział Gallus, że za czasów Bolesława Chrobrego rządzili polskim krajem włódarze (vastandiones et villici, villici et vicedomini) i zastępcy królewscy. Ukrywają się w tém piérwsze ślady tyle u nas znakomitej późniéj godności, starościńską zwanej, połączonej z czasem z kasztelańską władzą. Starostowie grodzcy z sędziów kasztelańskich (grodzkich) powstali”. „Dwór królowej. Królowa miała dwór własny, z wielu takiejże nazwy, co i królewsko-dworscy urzędnicy; składający się z osób: marszałka, podkomorzego, cześnika, podczaszego, skarbnika, tudzież komornika królowej”.Miano Ziemowita. — Największy z wojowników, epoki naszej przed-chrześciańskiej, któremu inni pierwszą organizacyę wojenną kraju przyznają, a nawet którego jeden z hipotetycznych historyków naszych, bierze za jedno niekiedy z Świętopełkiem morawskim, jako spółczesnego z tymże, wymagałby ze wszech miar studyum osobnego, tém bardziej, że nawet milczeniem zupełném się pomija na tablicach genealogicznych, polskich monarchów, jak u Naruszewicza. To, cośmy przytoczyli z badacza cudzoziemskiego, Roepela, lubo także nie więcéj co do tego imienia nas oświeca, zawsze dowodzi, iż po należytém rozpatrzeniu się w ciągu rzeczy, poczynający de facto dynastyę Piastowską, samochcąc pod uwagę się nastręcza. Możebyśmy wzmiankować powinni, iż nie poszliśmy w przekładzie naszym za wskazówką przypiśnika do Herbarza Niesieckiego (wyd. Bobr. T. 1-y, str. 389), który wyrazy Galla: co tenus quod rex regum et dux ducum eum Poloniae ducem concorditer ordinavit, et de regno Pumpil cum sobole radicitus extirpavit, (ks. I-a roz. 3), stosuje do Popiela. Lecz jeśli Popiel mianował Ziemowita wojewodą, któż ród Popiela z posad kuli ziemskiej wykorzenił? czy Bóg? czy Popiel? bo tkwi sęk w tym sensie.Myszy Popiela. — Znajomy jest czytelnikom naszym szkic historyczny Szajnochy, takiż właśnie nadpis noszący, prócz rozdziału osobnego w piśmie tegoż: Lechicki początek Polski; na którym, gdyby się skrzętność wielka w badaniu szczegółów miała przedewszystkiem cenić, zdaje się, iżbyśmy zupełnie poprzestać winni. Jeszcze w przytoczonej wyżej rozprawie Bielowskiego o początkowych dziejach Polski (str. 114) czytamy: „Ta osławiona przygoda (Popiela z myszami) nie wyda się tak śmiészną, gdy się zastanowimy nad podaniem, które klasyczny wydawca Gallusa J. W. Bandtkie w przypisie przytacza. Niedaleko Kruszwicy jest wieś Myszy. Lud okoliczny twierdzi, że mieszkańcy tej osady, oburzeni na niedołężne rządy Popiela, pierwsi podnieśli rokosz, który go o utratę królestwa przyprawił. Jakoż nie jest w tém nic niepodobnego. W samem nawet opowiedzeniu Gallusowém, który może dawniéjszego opowiadacza nie ze wszystkiem zrozumiał (ale przecież, czy ze wszystkiém mu uwierzył?), a przeto dla ostrożności źródło wymienił, skoro przywrócim złacińszczone mures na Myszanów, nie razi więcej nic i zgadza się ono z owem od Bandtkiego „słyszaném opowiadaniem starca”. W każdym razie, zbadaćby najpiérwéj godziło się statystycznie, czy istniała już wieś Myszy za czasów Popiela? Ale dla czegoż mielibyśmy tracić z przed oczu wątek do wyjścia z labiryntu, chętną ręką nam podawany? Dla Szajnochy, prawem konsekwencyi z ustanowionego dowodzenia ex professo, więcéj znaczyć musi etymologja nazwy rokoszan i samaż rzecz cała, tylko skandynawska. Gallus da nam następnie przyczynę, dość żywotną, ze względu na swe powołanie, dla której przedmiotu mianego na uwadze ściśléj nie bada.Sed istorum gesta quorum memoriam oblivio vetustatis abolevit, et quos error et idolatria defoedavit, memorare negligamus. (Ale puśćmy w niepamięć czyny tych, których wspomnienie odległa starożytność zatarła, i których splugawił błąd a bałwochwalstwo). — Zwykle nazwę „dziejów bajecznych” widzimy nadawaną epoce przed-chrześcijańskiej, ale to samo już odgraniczenie bezwzględne z tytułu religii, kazałoby się domyślać, nie tak braku rzeczywistego wszelkich podań z tamtej epoki odleglejszej, jak dokładanych przez kogoś wszelkich starań, do ich tępienia między plemionami żyjącemi, a wreszcie pomijania ich, jako rzeczy niebyłych, z programu, i według zasady niwelacyjnej. Otwarcie się właśnie wydaje z tą zasadą nasz kronikarz, wprost niechcąc dla tego mówić, o przewrocie zaszłym miedzy plemieniem lechickiém, iż pogrążone w pogaństwie aż do epoki Mieczysławowej, jakby dla dziejów ludzkości zupełnie straconém było. Gdy się jednak lepiéj rozpatrujemy, w tytułach pogaństwa przezeń nadawanych, plemionom, które wyłącza od prawa figurowania na kartach dziejowych: samo przez się wpada w oczy, iż nie potrąci nigdzie najmniejszém słówkiem, o dzieje apostolstwa dotychczasowego w Czechach i Morawii, o zasługi dla chrześcijaństwa położone na tym krańcu przez Cyrylla i Metodyusza: cóż żądać nawet wzmianki, o postępach obrządku słowiańskiego z tej strony Karpat? Ma się rozumieć, iż to się u niego odlicza doraźnie, pod tak iż sam tytuł pogaństwa, jak gdyby nie było różnicy między ochrzczonymi przez kapłanów wschodnich a bałwochwalcami. Ale gdzieindziéj, czyliż się inaczej duchowieństwo rzymsko-katolickie, nawet na polu dziejopisarskiém rządziło? Z tego atoli punktu widzenia sądzony, nie powiémy, ażeby tak bardzo skwapliwie mógł sięgać po palmę wyższości nad wiek swój, jaką bezwarunkowo niekiedy go darzymy. Jakoż wyznanie uczynione przezeń z powodu Popiela, nie jest jedyną wskazówką żarliwego ducha, kierującego rylcem jego historycznym; widzialny jest tenże u niego, przy każdém stosownym zdarzeniu, aż po ostatnie karty kroniki, na których znikają dlań z przed oczu wypadki najważniejsze, w obec podjętej pielgrzymki przez króla pokutnika. Jeden szczegół jeszcze podniesiemy z jego krwawego symbolu o śmierci Popiela. Jak się wyraził był dogmatycznie z powodu uczty Piasta, iż „gdy Bóg docześnie pokorę biednych wywyższa niekiedy, nie wzbrania się też gościnność pogan nawet wynagrodzić”, tak „królowi nad króle a książęciu nad książęta” czyli temuż Bogu chrześcijańskiemu, oddzielną interwencyę przeznacza, w sprawie jednomyślnego okrzyknięcia przez pogan, swym władcą Ziemowita poganina a wykorzenienie ze szczętem rodu Popiela na powierzchni ziemi. Jednobarwe to wciąż światełko, połyska w tém rozumowaniu.Leszek, syn Ziemowita. — Wskazywany, jak widzieliśmy, przez obcego historyka, badacza naszych dziejów, z tytułu niewłaściwego wtrącenia pomiędzy Ziemowitem a Ziemomysłem, lecz czy i krajowi dziejopisarze umieją o nim podać coś dowodniejszego? Wznawia W. A. Maciejowski, w przytaczaniu z Boguchwały, iż „w IX-tym już wieku (wtedy bowiem żył Popiel) posunęli swe siedziby Lechowie od Warty i Noteci ku górnej Wiśle i po obudwóch brzegach tej rzeki władali. Ztąd pewno szli dalej i coraz daléj (zob. Roczniki i Kroniki str. 89). Niżej nazwę tegoż Leszka, jako „godności znamię”, z tymże Boguchwałą przez dolosum tłómaczy. Lecz chytrość w tym razie znaczy przemyślność.