Kroniki Nieodkrytych Królestw. Wszechmrok. Tom 1 - ebook
Kroniki Nieodkrytych Królestw. Wszechmrok. Tom 1 - ebook
W krainie Szemrzący Brzask wybija długo oczekiwana północ. Wszyscy mieszkańcy z zapartym tchem oczekują na powstanie z popiołów feniksa, którego opieka zapewnia istnienie magii w Nieodkrytych Królestwach. Zamiast niego w powietrze wzbija się jednak ktoś inny – straszliwa harpia Morga, której celem jest zagarnięcie dla siebie magii wszystkich krain. Czy niedobrana para przyjaciół – jedenastoletnia Plamka i małpka Bartolomeo – zdoła ją pokonać? Pora chwycić w dłoń kompas i rozwinąć żagle – właśnie zaczyna się pierwsza przygoda z cyklu Kronik Nieodkrytych Królestw!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-7905-2 |
Rozmiar pliku: | 585 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z dorosłymi jest pewien problem – zawsze myślą, że mają rację. Nie tylko w sprawie tego, co jeść i kiedy kłaść się spać, lecz także w kwestii początków. A zwłaszcza początku świata. Mają mnóstwo teorii na ten temat, rozprawiają o Wielkim Wybuchu i czarnych dziurach, gdyby jednak natknęli się choćby na jedno z Nieodkrytych Królestw (co się nie wydarzy, bo Królestwa niezwykle trudno odszukać), dowiedzieliby się, że na samym początku było jajo. Dość duże jajo. I z tego jaja wykluł się feniks.
Gdy zorientował się, że jest na świecie zupełnie sam, uronił siedem łez, które upadły i powstało z nich siedem kontynentów. Ziemie te, zwane Zamorzem, były nagie i okrywał je mrok, dlatego wiele lat później feniks rozrzucił cztery ze swoich złotych piór, a z nich wyrosły Nieodkryte Królestwa. Były niewidoczne dla mieszkańców Zamorza, ale istniała w nich magia, dzięki której można było wyczarować światło słoneczne, deszcz i śnieg, a także wszystkie nieopisane dziwy pod nieboskłonem, od melodii wschodu słońca po legendy opowiadane przez śnieżną zamieć.
Feniks, najmędrszy ze wszystkich zaczarowanych stworzeń, wiedział, że magia wykorzystywana do własnych celów staje się mroczna i osobliwa, ale gdy używa się jej dla dobra innych, może wykarmić cały świat i utrzymywać go przy życiu. Zarządził więc, że mieszkańcy Nieodkrytych Królestw mogą czerpać z dobrodziejstw magii, pod warunkiem że będą przesyłali jej część do Zamorza, aby na kontynentach rozbłysło światło i rozkwitło życie. Jednocześnie ostrzegł ich, że jeśli kiedykolwiek przestaną dzielić się magią, zarówno Zamorze, jak i Nieodkryte Królestwa pogrążą się w nicości.
Każdym z Nieodkrytych Królestw miał się opiekować Wzniosły Lud. Byli to czarodzieje, którzy przyszli na świat podczas tego samego zaćmienia. Wyróżniali się spośród Nienazwanych mądrością, znacznie dłuższym życiem i okropnym poczuciem humoru. Choć w każdym królestwie przyjmowali inną postać, rządzili sprawiedliwie, dbając o to, by magia feniksa przepływała codziennie do Zamorza.
W Gwiezdnym Uroczysku Nienazwani zbierali dziwy – światło słoneczne, deszcz i śnieg w najczystszej postaci. Następnie smoki zanosiły je do pozostałych trzech królestw, których mieszkańcy mieszali je z zaklętym atramentem, by później zapisać nim zwoje pogodowe przesyłane do Zamorza: w Szemrzącym Brzasku powstawały słoneczne symfonie, w Deszczoborze – deszczowe obrazy, a w Srebrnej Turni – śnieżne opowieści. Stopniowo ziemie Zamorza nabierały życia: kwiaty i drzewa wzrastały, a wpływ magii był tak silny, że wśród roślinności pojawiły się zwierzęta, a w końcu także ludzie.
Lata mijały, a feniks przyglądał się wszystkiemu z Wszechmroku – miejsca położonego tak daleko, że Nienazwani nawet nie wiedzieli, gdzie go szukać. Feniksy nie żyją jednak wiecznie. Minęło pięćset lat, a wtedy feniks umarł, i – jak to bywa u tego gatunku ptaków – z jego popiołów podniósł się kolejny feniks. Teraz to on strzegł całego stworzenia, a magia Nieodkrytych Królestw mogła się odrodzić.
W miarę upływu czasu Nienazwani zorientowali się, że co pięćset lat rozpoczyna się nowa era i jeśli tylko feniks ukazywał im się w nocy, w której się odradzał, mogli być pewni, że wszystko będzie dobrze. Wierzyli, że tak zostanie na zawsze…
Ale kiedy ma się do czynienia z magią, „zawsze” nie zdarza się właściwie nigdy. W pewnej chwili pojawia się ktoś chciwy. A gdy ktoś marzy o tym, by wykraść magię dla siebie, okazuje się, że pradawne ostrzeżenia i nakazy umykają z pamięci. Dzięki temu jednak rodzą się historie, a także pojawiają się nieoczekiwani bohaterowie i nieprawdopodobne bohaterki. W końcu nawet ci urodzeni w magicznych królestwach mogą czuć się zupełnie niepotrzebni i pomijani, a czasem warto opowiedzieć historię, aby pokazać, że nadzwyczajni ludzie – ci, którzy walczą z potworami i ratują królestwa od zguby – na początku bywają niezauważani.
Chwyć więc kompas w dłonie i postaw żagle – pierwsza przygoda Kronik Nieodkrytych Królestw właśnie się zaczyna…Rozdział pierwszy
W Szemrzącym Brzasku wybiła północ – północ pełna magii. Morskie smoki krążyły w głębinach oceanu, skalne gobliny gromadziły się nad Zatoką Dzikiego Rogu, a srebrzysty wieloryb przepływał tuż pod powierzchnią wody, którą oświetlał księżyc, wielki i okrągły, wyglądający jakby tylko cudem utrzymywał się na niebie. Dla ludzi takich jak ty i ja to wystarczająco dużo czarów, żeby oczy wyszły nam na wierzch, a nogi drżały jak osika. A jednak w Nieodkrytych Królestwach wciąż jeszcze istnieje głębsza magia, tak stara i zdumiewająca, że nawet morskie smoki czują wobec niej respekt. Ta magia. To przez nią elfy na pokładzie łodzi cumowały w zatoce, a mieszkańcy otaczających wysp kulili się przerażeni w hamakach.
– Możemy się go spodziewać w każdej chwili – szepnęła elfka siedząca na dziobie łodzi.
Była drobniejsza od całej reszty Wzniosłego Ludu na Szemrzącym Brzasku, dość pulchna, a jej uszy były długie i bardzo szpiczaste, nawet jak na elfie, tak że można było zawiesić na nich płaszcz. Przeskoczyła z jednej nogi na drugą, a elfy na pokładzie łodzi odeszły od szachownicy i pospieszyły w jej stronę. Rząd aksamitnych peleryn, rozwianych białych włosów i zmarszczek obserwował niebo, oczekując na znak, że z Nieodkrytymi Królestwami i z Zamorzem jest wszystko w porządku.
– Myślicie, że Świt Feniksa będzie tak wspaniały jak ostatnio? – Jeden z elfów poruszył krzaczastymi brwiami. – Poprzednio widziałem cień feniksa na tle księżyca, zanim poleciał do innych królestw. Minęło już pięćset lat, a ja wciąż to pamiętam, tak jakby to było wczoraj…
– Wcześniejszy Świt był chyba najlepszy – powiedziała pulchna elfka. – Feniks rozrzucił tyle gwiezdnego pyłu ze skrzydeł, że nie sposób było patrzeć w nocne niebo bez mrużenia oczu! Granicie, jak myślisz, co przyniesie tegoroczny Świt Feniksa?
Elf z monoklem, laską i brodą tak długą, że musiał upychać ją w kieszeni peleryny, uśmiechnął się w odpowiedzi.
– Co ma być, to będzie – stwierdził. – Muszę wam jednak coś wyznać. Żywię głęboką nadzieję, że tej nocy zobaczymy coś wyjątkowego. Koniec końców jest to Świt Feniksa, a więc niejako przypomnienie, że jego magia wciąż jest obecna w naszych królestwach. Poza tym w Szemrzącym Brzasku mamy sporo szczęścia, bo zobaczymy go jako pierwsi. Możemy liczyć na naprawdę oszałamiające widowisko. – Granit pogłaskał się po brodzie.
– Bez Świtu feniksa Nieodkryte Królestwa upadną. Kto wtedy będzie pisał zwoje pogodowe dla Zamorza? Wszystkie te kontynenty zostaną pozostawione same sobie i znikną: Ameryka Północna, Ameryka Południowa, Europa, Afryka, Antarktyda, Azja i… – zawahał się przez chwilę. – Przypomnijcie mi, jak się nazywa ten kontynent z kangurami?
– Australazja – podpowiedział elf z wełniastymi brwiami.
– Dziękuję, Popielu. – Granit się wyprostował. – Feniks powierzył Szemrzącemu Brzaskowi odpowiedzialne zadanie. Musimy wysyłać światło słoneczne Zamorzu, gdyż daje ono życie roślinom. Czy zatem uważam, że mamy szansę zobaczyć cień feniksa i pył z jego skrzydeł dzisiejszej nocy? Oczywiście, że tak! Kto wie, może ujrzymy znacznie więcej. Być może dostrzeżemy, jak złociste pióra feniksa połyskują, zanim uda się on do Deszczoboru.
Wzniosły Lud w milczeniu wpatrzył się w światło księżyca pląsające po powierzchni morza. Wiedzieli lepiej niż ktokolwiek inny, że chwila ciszy jest potrzebna, aby mogła ujawnić się najpotężniejsza magia. Cisza stawała się coraz głębsza, nadeszła noc i delikatna bryza szumiała w Szemrzącym Brzasku.
Wiatr na początku dotarł na wysepki, zaszumiał w liściach palm i prześlizgnął się po skórze ludzi, którzy, otwierając szeroko oczy w zachwycie, usiedli na hamakach rozwieszonych pomiędzy gałęziami. Wszyscy oni przyszli na świat w morzu – gdy byli niemowlętami, woda wyrzuciła ich na brzeg w muszlach w Zatoce Dzikiego Rogu – i choć umieli pokonać wpław najsilniejszy nurt, żeglować z prędkością wiatru, a nawet wyhodować skrzela na parę chwil (jeśli zechcieli połknąć skrzeloka), to spali na hamakach na lądzie, bo w Zatoce Dzikiego Rogu i w jej okolicach czuli się jak w domu.
Ludzie siedzieli w ciszy, owinięci ciasno kołdrami. Wzniosły Lud może i widział już wiele Świtów Feniksa, lecz dla Nienazwanych była to jedyna taka chwila w życiu. Nawet wietrzyk zdawał się szeptać w zachwycie. Muskał drewniane deptaki, które prowadziły do Zatoki Dzikiego Rogu, centralnie położonej wyspy na Szemrzącym Brzasku, jedynej w kształcie podkowy, przy której zatrzymywała się flota łodzi sterowanych przez Piratów Słońca.
W Zatoce Dzikiego Rogu znajdowało się również wiele niecodziennych jaskiń. Jedną z nich była posępna grota, która obecnie odgrywała rolę pubu o nazwie Zuchwały Łobuz, prowadzonego przez skalne gobliny. Inna ogromna pieczara, pełna bulgoczących kociołków i ław pokrytych pergaminami, była znana pod nazwą Nora, a trzymano w niej wszystkie słoneczne gawędy – małe złote klejnoty, które migocą na dnie morza, szepcząc zaczarowane dźwięki słońca. Z kolei jaskinia zwana Dziuplą skrywała mnóstwo pomniejszych jaskiń połączonych wijącymi się korytarzami. Tam znajdowały się stoły, krzesła, globus i książki oprawione w skórę. To właśnie tu Wzniosły Lud nauczał młodych Nienazwanych, jak zostać Piratami Słońca (których zadaniem było sterowanie łodziami i przetrząsanie morza w poszukiwaniu słonecznych gawęd) albo Kowalami Słońca (którzy mieszają słoneczne gawędy z dziwami, by następnie wytworzyć z nich zaklęty atrament, którym później zapisuje się słoneczne zwoje dla Zamorza).
Wiatr gnał po pokładzie łodzi elfów, przewrócił pionki na szachownicy, a po chwili pomknął znów nad morze. Coś jednak po sobie zostawił. Coś mrocznego i nieznanego.