Kroniki tercyną pisane - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
5 czerwca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Kroniki tercyną pisane - ebook
W Państwa ręce oddajemy zbiór wierszy Janusza Pawłowskiego, pisanych tercyną.
Tercyna to zwrotka trzywierszowa, której pierwszy wiersz rymuje się z trzecim, a środkowy z pierwszym i trzecim wierszem zwrotki następnej.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66149-48-9 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tylko imię
Nie to jest ważne,
Że Grek padł na tarczę
Do dziś pod kurhanem,
Grzejąc kruche kości.
Susi staruszkowie,
W mrocznych gabinetach
Wydłubali
Z ponad głowami pokoleń
Przeniesionych zwojów
Liczbę padłych.
Tej nikt nie pamięta,
Chyba uczeń wścibski
Dla popisu czczego.
A racje poległych,
Racje bitnych mężów,
Poeta podał pobratymcom.
Racje te przenikają
Przez gąszcz czasu
To tu to tam, aż do teraz
Żywe,
Gdy obcy przychodzi,
Folgując swej pysze.
I wodza imię
Nieliczni
U umyśle maja.
Nie to jest ważne,
Że Grek padł na tarczę,
Do dziś pod kurhanem,
Grzejąc kruche kości
A to,
Że hoplita
Rozkazem wysłany
Ku mniemanych wdów
Pociesze,
Dopełnił czynu.
Żołnierz pieszy
Wsławiony na stulecia.
Nie za sprawą walki,
Nie za sprawą miecza
Wsławiony,
Wysiłkiem pociechy
Niesieniem.
ciąg dalszy w pełnej wersji książkiChwała pierwszemu
Tobie zapewne
Nie była zbyt ciężka
Ta niewola wdzięczna.
Mistrzu dojrzały.
Pochlebstw pełna.
A i się przyznaj,
Kraszona ukradkiem,
Garncem wina,
Wypitym z córą dworzanina
W jej przychylnym łożu.
Podróż odkładano
Za sprawą leniwej gościny,
To za sprawą burzliwego morza,
Z pana wreszcie
Jawnego rozkazu.
Tobie zapewne
Nie była zbyt ciężka
Ta niewola wdzięczne.
Czy tu?
Czy gdzie indziej?
Równie grób gościnny
Kościom.
Ojczyzna wielkiemu,
Gdzie dzieło,
Dziecko spłodzone,
Świeci wielkością.
Na Krecie!
Ojczyzna!
Gdzie władca
Hołubi zazdrośnie
Budowniczego
Co pierwszy na świecie!
Lecz syn, syn
Należy się górom,
Za którymi tęskni.
Nie ciekaw córy,
Co z zabaw wyrosła,
Nawet królewskiej.
Ciąży fez szkarłatny,
Nie nęcą kodeksy,
Nie cieszą kielichy.
Syn ku zamorskim
Niebom tęskni.
Syn ku progom
Matczynemu wzdycha.
ciąg dalszy w pełnej wersji książkiPochwała wiedzy
Skorupkę małą, prawem wiecznotrwałym1
Grudzie tworzywa przydał za mieszkanie
Logos, co włada tym tworzywem całym.
I co przez niego stanie, co się stania.2
Trwa to tworzywo, dokąd myślą sięgasz
I zapowiada się na wieczne trwanie.
I taka wielka jest jego potęga,
Choć pustka prawie na około krąży,
Że nie pomieści jej największa księga.
Nad nią pracują wytrwali i mądrzy.
Poznali prawa, składniki poznali,
Bo z nich niejeden sławy zaznać dąży.
Zaczął to pierwszy, który ujrzał w dali,3
Że stoi w miejscu, chociaż rano wstaje,
Co się na niebie żarem wiecznym pali.
Czego się dawnym objąć nie udaje
Rozumem, chociaż przed wieloma wieki,
Mędrców zrodziły wielkich greckie gaje.4
Tam się zaczęły pierwsze wiedzy ściegi.
Choć prostej prawdy tak żmudne odkrycie.
Bo umysł ludzki bywa i kaleki.
Nie jeden z tamtych znalazł się na szczycie.
Okrył się sławą, jak ów geometra5
Wiedzą do dzisiaj uczonych zachwyci.
A jego sława na wiek wieki przetrwa.
Jako i tego, co kreślił na piasku
Wzory, a żołnierz zasłonił mu ekran
Słońca i przebił i życie mu zgasło.6
Mądrości wielkiej, nie odkryli wiele.
Pozostawili dla nas wiedzy hasło.
Pytali także, co jest życia celem.
Rodzisz się, żyjesz i umierasz w trwodze.
Trzciną na wietrze albo innym zielem
Jesteś. Uczonym jesteś albo wodzem.
Imię twe w księgach albo w miękkiej glinie
Zapiszą. Zemrzesz w łożu albo w drodze.
ciąg dalszy w pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
1 Stałe elementarne
2 Ze wstępu do Ewangelii św. Jana
3 Mikołaj Kopernik
4 Mędrcy greccy nauczali spacerując z uczniami w ogrodach
5 Euklides
6 ArchimedesOsobliwość
Trzy pary w tufie, trzy stóp bosych pary
Człowieczych, ślady znalazł odciśnięte
Szperacz, przykryte popiołem z pożarów,
On, ona, ono kroczą ręka w rękę.
Z przed lat miliony dla nas dar wspaniały.
To chyba pierwszy człowieczeństwa rentgen.
Albo na stepie, lub gdzie strome skały,
Tam się wyłoni myśl o samym sobie.
Gdzieś na równinie kopczyk sterczy mały.
A przy nim kuca, czy to jest już człowiek?
A na kopczyku ktoś położył kamień
I tej co kuca łza wisi u powiek.
Na tym równinnym stepie pierwsza pamięć.
Tu się refleksy samo zwrotne rodzą.
Pierwsza mogiła, człowieczeństwa znamię.
Coraz to więcej rozsianych po drodze
Mogił, kurhanów, gdzie ścieżki wędrowne.
Tam spoczywają wojowie i wodze.
Dziwne uczucia w tej matczynej głowie.
Los ją okrutny naznaczył boleścią.
A ono było ze mną po połowie.
A ono było moją częścią, treścią.
Kim ja nieszczęsna, kto na to odpowie?
Jestem kim innym? Inną świata częścią?
Z pierwszą mogiłą pojawił się człowiek.
Poznał, że różni się od istot bliskich.
Myśli o sobie rodziły się w głowie.
Wyższy już będzie wszystkim ponad wszystkim.
Los mu darował zasobniejszą głowę,
Aż do mogiły od samej kołyski.
Gdy grom zapalił suchości stepowe,
Żar strawił dzikie ich mieszkańców stada.
Poznał odmieniec, pieczyste jest zdrowe.
Odtąd surowych mięś już nie zajada.
I poznał ognia wadę i przysługę.
I aż do dzisiaj jego wartość bada.
ciąg dalszy w pełnej wersji książkiŚwiętokradztwo
Pyłek wśród pyłków trwam na skalnej grani
Co sama pyłkiem wisi na obszarze!
Jesteśmy sami, nie jacyś wybrani.
Raz się to pewno we wieczności zdarza.
Spojrzę na kropki rozsypane w dali,
Które się jawią olbrzymami w lustrach.
A to, co widać w obrotach się pali,
Albo gejzerem w dal daleką chlusta.
Nie znajdą szkiełka, by dotrzeć do krańca
I pewnie nie ma, kogo o to pytać,
Ani na kraniec nie wyślą posłańca.
Więc śmiem zadawać to oto pytanie:
Ja, pył wśród pyłków, najbardziej znikomy,
Czy to zabawa była twoja Panie?
Że Twoją mocą powstały ogromy?
Puste i wrzące trwają bez potrzeby?
A wśród nich jeden błąd dziwaczny niby.
Kaprys to może, czy zabawa, żeby
Kołowrót na nim toczył się szczęśliwy?
Czy tylko jeden kołowrót w ogromie?
Jednego i tak jest za dużo przecie,
Bo może pusto było w Twoim Domie?
Trwać tak samemu poprzez wiecznolecia?
Udane wszystkie elementy stałe,
Zebrane w sobie pełne subtelności.
Czy są czasowe, czy też wiecznotrwałe?
Nie można było urządzić to prościej?
Czy taka wola, czy to przymus może?
I co się stało przed czasu poczęciem,
Że myśl błysnęła nagle, żeby stworzyć?
Czy osobliwość jedną, czy może ich więcej?
Wszystko udane prócz tego stworzenia.
Twór poroniony na tym jednym pyle.
Jaki on lepiej tego nie wymieniać!
Nich by istniały ptaki i motyle
Tylko i trawy i barwione kwiaty
I napełniały byt swym aromatem.
Morał pisania tego jednak taki
Wszystkie motyle i tak zjedzą ptakiNaśladowanie Dantego
Geniusz się zrodził przed wiekami wielu.
Nabrawszy wiedzy, kreślonej w skryptoriach.
Namysłu pełen, mając to na celu,
Że go w przyszłości spotka za to gloria,
Przez lata całe kładł na papier pieśni.
Te, dziś czytając, najdzie nas euforia.
O takiej sławie nikt zapewne nie śnił.
Bo w rymach schował naszych duszy głębię.
Światu ujawnił, jak jesteśmy grzeszni.
Lub w nas mieszkają dobroci gołębie.
I na mnie spadła ta świetlista chwila,
Że mnie zachwycił, więc przed nim uklęknę
I jak ów Dante, spotkawszy Wergila,
W las srogi wnikam, prowadzon za rękę.
Lękiem przejęty, przystaję co chwilę,
W dali słuchając tajemniczy tętent,
Głosy rozpaczy, czy tragiczne żale?
Że aż z żałości na kolano klęknę.
Słucham i patrzę w najmroczniejsze dale,
Kędy się ścielą pośród mroku lasu
Głosy. Te nie są ku Chrystusa chwale.
Raczej podobne wilczemu hałasu.
Widoki w dali przejmujące trwogą
I błysk, co świeci od czasu do czasu.
Dante prowadzi przez błotniste drogi,
Wśród zawieruchy i pośród ciemnoty,
Gdzie obszar cierpień i boleści srogiej.
Widzę wądoły i smoliste groty.
Widzę od dawna znane mi postacie,
Tych, co na Ziemię nie chciałbym powrotu.
Jako opisał Dante w poemacie,
Na tym obszarze tylko ból się sroży.
Tu nie powiedzą: siostro albo bracie
I nie dosięga tutaj palec boży.
Tutaj królestwo robaka, hieny,
Tu ci na duszy lew łapę położy.
Nie mam tak wielkiej jako Dante weny.
On tworzył listę grzeszników niesławnych
I uwidocznił za ich grzechy ceny.
Tych najdawniejszych i dopiero co dawnych.
Mnie pozostaje dorzucić do pieśni,
Wykaz dzisiejszych, tych najbardziej krwawych.
O takich dotąd kat, ni łotrzyk nie śnił.
Przekraczam rzekę i wchodzę do łodzi.
Czy znajdę takich, co żyli współcześnie?
Ja, przybysz, będę po manowcach brodził.
Może mi naszych najnowszych ukażą,
Jak kroczą w katów śmiertelnym pochodzie.
Widząc, ja przybysz, tchnięty niepokojem.
Już czuję grozę, co tkwi w tym obszarze.
Bo się rozchylą niebawem podwoje.
Wnętrze pieczary groźne się ukarze,
A w niej siedliska, każde z inną grozą.
Wzrok patrzącemu ten widok poraża.
Mózg przenikają syberyjskie mrozy.
Patrzę i widzę tunel jakże mroczny.
Nie ma światełka i ciemność się sroży.
U krańca jamy pojemnik widoczny.
Opary z niego siarczyste buchają,
A z pojemnika ciecz smolista broczy.
Mnie tam prowadzi, na względzie to mając,
By mi ukazać zawartość kocioła,
Dante. Tam w siarce po szyję nurzają
Co już odeszli z ziemskiego padoła.
W pełny też wądół kolejnych zanurzy
Pachołek, gdy ich ze świata zawoła.
Co widzę, oto pławią się w kałuży.
Dłonie wystają, szukając pomocy.
Widocznie kąpiel ta im niezbyt służy.
Ci, co na ziemi byli pełni mocy,
Pełne kultury, strojne generały,
Władycy cierpień, ból ich jest owocem.
Pokrywam wzrokiem mroczny obszar cały,
Szukając tych co, nie znał Alighieri,
Bo jemu wcześniej boskie surmy grały.
Nie wiem, czy będę taki jak on szczery.
Wszystkich wynajdę na całym obszarze,
Co u Charona byli pasażery.
ciąg dalszy w pełnej wersji książkiHistoria zezowatym okiem i tercyną opisana
Szperam do głębi w przepastne foliały,
Iluminacji pełne w tytularzach.
Szukam sromoty lubo może chwały,
Co antenatów wiekowych napada.
Sromotę znajdę, klęsk znienacka danych,
Bo czyha w zbroi ten, co słodko gada.
Literę znajdę, dzisiaj już nieznaną
Którą Winikund, w swą Kronikę wpisał.
Jak śmierć podstępną przygotował panom,
Słowiańskim księciom, zapomnianą dzisiaj,
Geron watażka, otruwszy okrutnie.
Za taki czyn by niech na haku wisiał.
Gdy to wspominam, coraz mi jest smutniej.
Bo naszym braciom za rzeką zachodnią,
Bronić swej wiary, mowy coraz trudniej.
Brak im jedności, ulegają zbrodniom,
A brat ze wschodu, rad by podać dłonie.
Wspólnie zwycięstwa nieśliby pochodnie.
Umarła pamięć, po was łzami ronię.
Na mapach tylko wiele słów po dziadach.
Dla mowy, pieśni waszej nastał koniec.
Czerń się z daleka do jestestwa wkrada.
Choć w żyłach wnuków krew ta sama gości,
Taka, co płynie w naczyniach sąsiada.
A ten, co szerzy swej krainy włości,
Mądrością błyska, usłucha namowę.
Na dwór sąsiada po pannę zagości,
By w chrzcielnej misie zanurzywszy głowę,
Chytrością przemóc dalekie pomruki.
Nieprzyjaciołom zatrąbić na trwogę.
Mądra decyzja czy uczynek głupi?
Książę ze wschodu z cesarzówną żoną,
Innej dokona chrześcijańskiej sztuki.
Zerka nie na Rzym, lecz na wschodnią stronę.
Cyryla znaki legną na ołtarze.
I język ludu ma w nich swą obronę.
Powstają księgi, z nimi pieśni w parze.
Powieść i Słowa, Latopis, Byliny.
Cud taki w naszej mowie się nie zdarzy.
Gdzie tajemnica, z jakiej to przyczyny?
Najeźdźca w czerni, obcą mową włada.
Tu pokalania mowy naszej winy!
Agresja płynie mowy od sąsiada.
Pół nam ojczyzny zaleje niemczyzna.
Takie nieszczęście nam z zachodu spada.
Pięć wieków gnębi językowa blizna.
Aż się Mikołaj, ten od gęsi zjawi.
Jemu pierwszeństwo każdy Polak przyzna.
Boleję nad tym, słowiańszczyznę dławił,
Ten od zachodu i ci z nową wiarą.
Nadal nam serce z tej przyczyny krwawi.
Naszą istotę straciliśmy starą.
Choć inne naszły nas zalet splendory.
Za te zalety strata jest ofiarą.
Nie wiem jak innych, mnie ból do tej pory
Trapi i duszę żałość gorzka mości.
Za nową wiarą podążają sfory
W żelazkach, żądne łupów, majętności.
Czas przyjdzie pół nam ojcowizny skradnie
Zaborczy sąsiad, pozbawion prawości.
Jak to się działo, nie wiemy dokładnie.
Gallus po wieku kronikę dyktował.
Spod jego pióra pierwsze słowo padnie
O Bolesławcu. Pochwalne tam słowa.
W polu waleczny, ziem wiele zagarnie.
I mądra z niego w polityce głowa.
ciąg dalszy w pełnej wersji książki
Nie to jest ważne,
Że Grek padł na tarczę
Do dziś pod kurhanem,
Grzejąc kruche kości.
Susi staruszkowie,
W mrocznych gabinetach
Wydłubali
Z ponad głowami pokoleń
Przeniesionych zwojów
Liczbę padłych.
Tej nikt nie pamięta,
Chyba uczeń wścibski
Dla popisu czczego.
A racje poległych,
Racje bitnych mężów,
Poeta podał pobratymcom.
Racje te przenikają
Przez gąszcz czasu
To tu to tam, aż do teraz
Żywe,
Gdy obcy przychodzi,
Folgując swej pysze.
I wodza imię
Nieliczni
U umyśle maja.
Nie to jest ważne,
Że Grek padł na tarczę,
Do dziś pod kurhanem,
Grzejąc kruche kości
A to,
Że hoplita
Rozkazem wysłany
Ku mniemanych wdów
Pociesze,
Dopełnił czynu.
Żołnierz pieszy
Wsławiony na stulecia.
Nie za sprawą walki,
Nie za sprawą miecza
Wsławiony,
Wysiłkiem pociechy
Niesieniem.
ciąg dalszy w pełnej wersji książkiChwała pierwszemu
Tobie zapewne
Nie była zbyt ciężka
Ta niewola wdzięczna.
Mistrzu dojrzały.
Pochlebstw pełna.
A i się przyznaj,
Kraszona ukradkiem,
Garncem wina,
Wypitym z córą dworzanina
W jej przychylnym łożu.
Podróż odkładano
Za sprawą leniwej gościny,
To za sprawą burzliwego morza,
Z pana wreszcie
Jawnego rozkazu.
Tobie zapewne
Nie była zbyt ciężka
Ta niewola wdzięczne.
Czy tu?
Czy gdzie indziej?
Równie grób gościnny
Kościom.
Ojczyzna wielkiemu,
Gdzie dzieło,
Dziecko spłodzone,
Świeci wielkością.
Na Krecie!
Ojczyzna!
Gdzie władca
Hołubi zazdrośnie
Budowniczego
Co pierwszy na świecie!
Lecz syn, syn
Należy się górom,
Za którymi tęskni.
Nie ciekaw córy,
Co z zabaw wyrosła,
Nawet królewskiej.
Ciąży fez szkarłatny,
Nie nęcą kodeksy,
Nie cieszą kielichy.
Syn ku zamorskim
Niebom tęskni.
Syn ku progom
Matczynemu wzdycha.
ciąg dalszy w pełnej wersji książkiPochwała wiedzy
Skorupkę małą, prawem wiecznotrwałym1
Grudzie tworzywa przydał za mieszkanie
Logos, co włada tym tworzywem całym.
I co przez niego stanie, co się stania.2
Trwa to tworzywo, dokąd myślą sięgasz
I zapowiada się na wieczne trwanie.
I taka wielka jest jego potęga,
Choć pustka prawie na około krąży,
Że nie pomieści jej największa księga.
Nad nią pracują wytrwali i mądrzy.
Poznali prawa, składniki poznali,
Bo z nich niejeden sławy zaznać dąży.
Zaczął to pierwszy, który ujrzał w dali,3
Że stoi w miejscu, chociaż rano wstaje,
Co się na niebie żarem wiecznym pali.
Czego się dawnym objąć nie udaje
Rozumem, chociaż przed wieloma wieki,
Mędrców zrodziły wielkich greckie gaje.4
Tam się zaczęły pierwsze wiedzy ściegi.
Choć prostej prawdy tak żmudne odkrycie.
Bo umysł ludzki bywa i kaleki.
Nie jeden z tamtych znalazł się na szczycie.
Okrył się sławą, jak ów geometra5
Wiedzą do dzisiaj uczonych zachwyci.
A jego sława na wiek wieki przetrwa.
Jako i tego, co kreślił na piasku
Wzory, a żołnierz zasłonił mu ekran
Słońca i przebił i życie mu zgasło.6
Mądrości wielkiej, nie odkryli wiele.
Pozostawili dla nas wiedzy hasło.
Pytali także, co jest życia celem.
Rodzisz się, żyjesz i umierasz w trwodze.
Trzciną na wietrze albo innym zielem
Jesteś. Uczonym jesteś albo wodzem.
Imię twe w księgach albo w miękkiej glinie
Zapiszą. Zemrzesz w łożu albo w drodze.
ciąg dalszy w pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
1 Stałe elementarne
2 Ze wstępu do Ewangelii św. Jana
3 Mikołaj Kopernik
4 Mędrcy greccy nauczali spacerując z uczniami w ogrodach
5 Euklides
6 ArchimedesOsobliwość
Trzy pary w tufie, trzy stóp bosych pary
Człowieczych, ślady znalazł odciśnięte
Szperacz, przykryte popiołem z pożarów,
On, ona, ono kroczą ręka w rękę.
Z przed lat miliony dla nas dar wspaniały.
To chyba pierwszy człowieczeństwa rentgen.
Albo na stepie, lub gdzie strome skały,
Tam się wyłoni myśl o samym sobie.
Gdzieś na równinie kopczyk sterczy mały.
A przy nim kuca, czy to jest już człowiek?
A na kopczyku ktoś położył kamień
I tej co kuca łza wisi u powiek.
Na tym równinnym stepie pierwsza pamięć.
Tu się refleksy samo zwrotne rodzą.
Pierwsza mogiła, człowieczeństwa znamię.
Coraz to więcej rozsianych po drodze
Mogił, kurhanów, gdzie ścieżki wędrowne.
Tam spoczywają wojowie i wodze.
Dziwne uczucia w tej matczynej głowie.
Los ją okrutny naznaczył boleścią.
A ono było ze mną po połowie.
A ono było moją częścią, treścią.
Kim ja nieszczęsna, kto na to odpowie?
Jestem kim innym? Inną świata częścią?
Z pierwszą mogiłą pojawił się człowiek.
Poznał, że różni się od istot bliskich.
Myśli o sobie rodziły się w głowie.
Wyższy już będzie wszystkim ponad wszystkim.
Los mu darował zasobniejszą głowę,
Aż do mogiły od samej kołyski.
Gdy grom zapalił suchości stepowe,
Żar strawił dzikie ich mieszkańców stada.
Poznał odmieniec, pieczyste jest zdrowe.
Odtąd surowych mięś już nie zajada.
I poznał ognia wadę i przysługę.
I aż do dzisiaj jego wartość bada.
ciąg dalszy w pełnej wersji książkiŚwiętokradztwo
Pyłek wśród pyłków trwam na skalnej grani
Co sama pyłkiem wisi na obszarze!
Jesteśmy sami, nie jacyś wybrani.
Raz się to pewno we wieczności zdarza.
Spojrzę na kropki rozsypane w dali,
Które się jawią olbrzymami w lustrach.
A to, co widać w obrotach się pali,
Albo gejzerem w dal daleką chlusta.
Nie znajdą szkiełka, by dotrzeć do krańca
I pewnie nie ma, kogo o to pytać,
Ani na kraniec nie wyślą posłańca.
Więc śmiem zadawać to oto pytanie:
Ja, pył wśród pyłków, najbardziej znikomy,
Czy to zabawa była twoja Panie?
Że Twoją mocą powstały ogromy?
Puste i wrzące trwają bez potrzeby?
A wśród nich jeden błąd dziwaczny niby.
Kaprys to może, czy zabawa, żeby
Kołowrót na nim toczył się szczęśliwy?
Czy tylko jeden kołowrót w ogromie?
Jednego i tak jest za dużo przecie,
Bo może pusto było w Twoim Domie?
Trwać tak samemu poprzez wiecznolecia?
Udane wszystkie elementy stałe,
Zebrane w sobie pełne subtelności.
Czy są czasowe, czy też wiecznotrwałe?
Nie można było urządzić to prościej?
Czy taka wola, czy to przymus może?
I co się stało przed czasu poczęciem,
Że myśl błysnęła nagle, żeby stworzyć?
Czy osobliwość jedną, czy może ich więcej?
Wszystko udane prócz tego stworzenia.
Twór poroniony na tym jednym pyle.
Jaki on lepiej tego nie wymieniać!
Nich by istniały ptaki i motyle
Tylko i trawy i barwione kwiaty
I napełniały byt swym aromatem.
Morał pisania tego jednak taki
Wszystkie motyle i tak zjedzą ptakiNaśladowanie Dantego
Geniusz się zrodził przed wiekami wielu.
Nabrawszy wiedzy, kreślonej w skryptoriach.
Namysłu pełen, mając to na celu,
Że go w przyszłości spotka za to gloria,
Przez lata całe kładł na papier pieśni.
Te, dziś czytając, najdzie nas euforia.
O takiej sławie nikt zapewne nie śnił.
Bo w rymach schował naszych duszy głębię.
Światu ujawnił, jak jesteśmy grzeszni.
Lub w nas mieszkają dobroci gołębie.
I na mnie spadła ta świetlista chwila,
Że mnie zachwycił, więc przed nim uklęknę
I jak ów Dante, spotkawszy Wergila,
W las srogi wnikam, prowadzon za rękę.
Lękiem przejęty, przystaję co chwilę,
W dali słuchając tajemniczy tętent,
Głosy rozpaczy, czy tragiczne żale?
Że aż z żałości na kolano klęknę.
Słucham i patrzę w najmroczniejsze dale,
Kędy się ścielą pośród mroku lasu
Głosy. Te nie są ku Chrystusa chwale.
Raczej podobne wilczemu hałasu.
Widoki w dali przejmujące trwogą
I błysk, co świeci od czasu do czasu.
Dante prowadzi przez błotniste drogi,
Wśród zawieruchy i pośród ciemnoty,
Gdzie obszar cierpień i boleści srogiej.
Widzę wądoły i smoliste groty.
Widzę od dawna znane mi postacie,
Tych, co na Ziemię nie chciałbym powrotu.
Jako opisał Dante w poemacie,
Na tym obszarze tylko ból się sroży.
Tu nie powiedzą: siostro albo bracie
I nie dosięga tutaj palec boży.
Tutaj królestwo robaka, hieny,
Tu ci na duszy lew łapę położy.
Nie mam tak wielkiej jako Dante weny.
On tworzył listę grzeszników niesławnych
I uwidocznił za ich grzechy ceny.
Tych najdawniejszych i dopiero co dawnych.
Mnie pozostaje dorzucić do pieśni,
Wykaz dzisiejszych, tych najbardziej krwawych.
O takich dotąd kat, ni łotrzyk nie śnił.
Przekraczam rzekę i wchodzę do łodzi.
Czy znajdę takich, co żyli współcześnie?
Ja, przybysz, będę po manowcach brodził.
Może mi naszych najnowszych ukażą,
Jak kroczą w katów śmiertelnym pochodzie.
Widząc, ja przybysz, tchnięty niepokojem.
Już czuję grozę, co tkwi w tym obszarze.
Bo się rozchylą niebawem podwoje.
Wnętrze pieczary groźne się ukarze,
A w niej siedliska, każde z inną grozą.
Wzrok patrzącemu ten widok poraża.
Mózg przenikają syberyjskie mrozy.
Patrzę i widzę tunel jakże mroczny.
Nie ma światełka i ciemność się sroży.
U krańca jamy pojemnik widoczny.
Opary z niego siarczyste buchają,
A z pojemnika ciecz smolista broczy.
Mnie tam prowadzi, na względzie to mając,
By mi ukazać zawartość kocioła,
Dante. Tam w siarce po szyję nurzają
Co już odeszli z ziemskiego padoła.
W pełny też wądół kolejnych zanurzy
Pachołek, gdy ich ze świata zawoła.
Co widzę, oto pławią się w kałuży.
Dłonie wystają, szukając pomocy.
Widocznie kąpiel ta im niezbyt służy.
Ci, co na ziemi byli pełni mocy,
Pełne kultury, strojne generały,
Władycy cierpień, ból ich jest owocem.
Pokrywam wzrokiem mroczny obszar cały,
Szukając tych co, nie znał Alighieri,
Bo jemu wcześniej boskie surmy grały.
Nie wiem, czy będę taki jak on szczery.
Wszystkich wynajdę na całym obszarze,
Co u Charona byli pasażery.
ciąg dalszy w pełnej wersji książkiHistoria zezowatym okiem i tercyną opisana
Szperam do głębi w przepastne foliały,
Iluminacji pełne w tytularzach.
Szukam sromoty lubo może chwały,
Co antenatów wiekowych napada.
Sromotę znajdę, klęsk znienacka danych,
Bo czyha w zbroi ten, co słodko gada.
Literę znajdę, dzisiaj już nieznaną
Którą Winikund, w swą Kronikę wpisał.
Jak śmierć podstępną przygotował panom,
Słowiańskim księciom, zapomnianą dzisiaj,
Geron watażka, otruwszy okrutnie.
Za taki czyn by niech na haku wisiał.
Gdy to wspominam, coraz mi jest smutniej.
Bo naszym braciom za rzeką zachodnią,
Bronić swej wiary, mowy coraz trudniej.
Brak im jedności, ulegają zbrodniom,
A brat ze wschodu, rad by podać dłonie.
Wspólnie zwycięstwa nieśliby pochodnie.
Umarła pamięć, po was łzami ronię.
Na mapach tylko wiele słów po dziadach.
Dla mowy, pieśni waszej nastał koniec.
Czerń się z daleka do jestestwa wkrada.
Choć w żyłach wnuków krew ta sama gości,
Taka, co płynie w naczyniach sąsiada.
A ten, co szerzy swej krainy włości,
Mądrością błyska, usłucha namowę.
Na dwór sąsiada po pannę zagości,
By w chrzcielnej misie zanurzywszy głowę,
Chytrością przemóc dalekie pomruki.
Nieprzyjaciołom zatrąbić na trwogę.
Mądra decyzja czy uczynek głupi?
Książę ze wschodu z cesarzówną żoną,
Innej dokona chrześcijańskiej sztuki.
Zerka nie na Rzym, lecz na wschodnią stronę.
Cyryla znaki legną na ołtarze.
I język ludu ma w nich swą obronę.
Powstają księgi, z nimi pieśni w parze.
Powieść i Słowa, Latopis, Byliny.
Cud taki w naszej mowie się nie zdarzy.
Gdzie tajemnica, z jakiej to przyczyny?
Najeźdźca w czerni, obcą mową włada.
Tu pokalania mowy naszej winy!
Agresja płynie mowy od sąsiada.
Pół nam ojczyzny zaleje niemczyzna.
Takie nieszczęście nam z zachodu spada.
Pięć wieków gnębi językowa blizna.
Aż się Mikołaj, ten od gęsi zjawi.
Jemu pierwszeństwo każdy Polak przyzna.
Boleję nad tym, słowiańszczyznę dławił,
Ten od zachodu i ci z nową wiarą.
Nadal nam serce z tej przyczyny krwawi.
Naszą istotę straciliśmy starą.
Choć inne naszły nas zalet splendory.
Za te zalety strata jest ofiarą.
Nie wiem jak innych, mnie ból do tej pory
Trapi i duszę żałość gorzka mości.
Za nową wiarą podążają sfory
W żelazkach, żądne łupów, majętności.
Czas przyjdzie pół nam ojcowizny skradnie
Zaborczy sąsiad, pozbawion prawości.
Jak to się działo, nie wiemy dokładnie.
Gallus po wieku kronikę dyktował.
Spod jego pióra pierwsze słowo padnie
O Bolesławcu. Pochwalne tam słowa.
W polu waleczny, ziem wiele zagarnie.
I mądra z niego w polityce głowa.
ciąg dalszy w pełnej wersji książki
więcej..