Krótki kurs filozofii. Derrida - ebook
Krótki kurs filozofii. Derrida - ebook
Błyskotliwe wprowadzenia w prace kluczowych filozofów i najważniejsze idee filozofii. Autorami poszczególnych tomów serii, wydanej w oryginale przez Oxford University Press, są wybitni specjaliści w prezentowanych obszarach. Jacques Derrida to jeden z najwybitniejszych, a jednocześnie najbardziej kontrowersyjnych filozofów współczesnych. Wniósł ogromny wkład w filozofię poststrukturalistyczną i postmodernistyczną. Simon Glendinning wyjaśnia teorię dekonstrukcji, prezentując złożone idee Derridy jako znaczący wkład w nasze filozoficzne dziedzictwo. Autor broni Derridy przed zarzutami, które sformułowało przeciwko niemu środowisko filozofów analitycznych, a jednocześnie ukazuje, dlaczego jego filozofia prowokuje do tak zażartej krytyki. Analizuje też najsłynniejsze i najbardziej wpływowe teksty filozofa, dowodząc, że dekonstrukcję ożywia nie „krytyczny szał”, ale pełen miłości szacunek do filozofii.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-23852-0 |
Rozmiar pliku: | 984 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie zdołałbym napisać tej książki, gdyby nie cierpliwość i zachęty moich studentów i studentek z Instytutu Europejskiego w London School of Economics and Political Science. Wiele z nich nie ma wykształcenia filozoficznego, a Derrida jest dla nich niemal zawsze „znaną niewiadomą”. Odwaga, jaką się wykazują, zapuszczając się na takie niezbadane wody, sprawia, że uczenie jest dla mnie samą przyjemnością; chciałbym podziękować im za ich entuzjastyczny udział, zainteresowanie i za ich pomysły.
Rozmaite osoby, których badania dotyczące Derridy niezmiernie podziwiam, czytały pierwsze wersje fragmentów tej książki lub zapoznawały się z nimi w postaci wykładów albo seminariów; Geoffrey Bennington, John Cottingham, Robert Eaglestone, Marian Hobson, Peggy Kamuf, Oisín Keohane, Stephen Mulhall, Antonia Pont, Jack Reynolds, Nicholas Royle i Henry Staten zgłaszali do nich komentarze i omawiali je, za co jestem im wdzięczny. Chciałbym również podziękować czytelnikom wydawcy, którzy zapoznali się z pierwszą wersją tekstu i uchronili mnie przed licznymi błędami oraz nieporozumieniami.
W końcu chciałbym podziękować dwojgu redaktorom z Oxford University Press, Emmie Marchant i Peterowi Momtchiloffowi, którzy doprowadzili ten statek do portu, podczas gdy mógł zabłądzić dosłownie gdziekolwiek.
Simon Glendinning
Londyn, 2011ROZDZIAŁ 1
WIZERUNEK DERRIDY
Kto jest wierniejszy wezwaniu rozumu, kto słyszy je czujniejszym uchem: ten, który oferuje pytania w zamian i próbuje przemyśleć możliwość tego wezwania, czy też, który nie chce słyszeć żadnych pytań o rację rozumu?
Jacques Derrida
Jacques Derrida, ojciec filozoficznego nurtu zwanego dekonstrukcją, urodził się w letnim domu należącym do jego rodziny, w małym, ale ruchliwym miasteczku El Biar w pobliżu Algieru, stolicy Algierii… ale chwileczkę, zatrzymajmy się.
Możemy oczywiście wrócić do tego konwencjonalnego punktu wyjścia biografii filozofa, punktu, bez którego nic w ogóle by się nie zaczęło. Jednak filozof, którym zajmujemy się w tej książce, chciał, byśmy posuwali się do przodu, nie zwracając uwagi na tego rodzaju punkty wyjścia i na postać autora, będącą rzekomo twórczym źródłem dzieła.
Zakrawa na ironię, że myśliciel tak ostrożny w kwestii odwoływania się do imion własnych, do „rzeczywistego życia tych istot »z krwi i kości«”, spędził większość swojego życia, czytając i omawiając dzieła wybitnych postaci, zwłaszcza tych należących do historii filozofii: Platona, Arystotelesa, świętego Augustyna, Montaigne’a, Kartezjusza, Leibniza, Rousseau, Kanta, Hegla, Nietzschego, Marksa, Husserla, Heideggera, Lévinasa i wielu innych. „Tekst takiego a takiego autora” jest jednym z najczęstszych punktów wyjścia i odskoczni jego myśli. Niektórzy sądzili, że jest to typowe dla szerszego nurtu filozoficznego: nurt, który nazywany bywa „filozofią kontynentalną”, przedstawiany jest często jako zajmujący się głównie nazwami własnymi, w odróżnieniu od filozofii analitycznej, skupiającej się na problemach. Nie trzeba jednak szukać zbyt daleko w „tekstach Derridy”, by natknąć się na zakwestionowanie tej konstrukcji. Na przykład w jego wczesnej i najważniejszej książce, O gramatologii, podkreśla on, że „walor oznaczania”, który przypisuje „nazwiskom twórców” czy też „nazwom doktryn” związanym z tymi nazwami własnymi (platonizm, kartezjanizm, russoizm itd.), polega na tym, że „wskazują one na pewien problem”. Problem polega na tym, że naiwnością jest sądzić, iż imię autora oznacza albo „źródło” lub „przyczynę” historycznych przemieszczeń i struktur widocznych w historii metafizyki, albo „zwykły wytwór struktury”. Trudność zwiększa jeszcze to, że teksty z historii filozofii, które poddaje on lekturze, same powstały na podstawie tego naiwnego założenia. Idea kontrastu między sprawczością wielkich autorów i ruchów z jednej strony, z drugiej zaś determinujących struktur historycznych, należy do samej istoty metafizyki, którą chce on zakwestionować.
Później zobaczymy, jak Derrida próbuje znaleźć sposób na poradzenie sobie z tym problemem, a przynajmniej na pracę, w prowizorycznych warunkach, z ramami pojęciowymi, które kwestionuje. Na razie chcę tylko podkreślić widoczną w „tekście Derridy” pewną ostrożność wobec prostych sposobów myślenia o sensie tego wyrażenia i to, że odejście od prostoty wymusza tu pytanie o status autora jako twórczego źródła tekstu, ruchu albo formacji historycznej.
Nie znaczy to, że możemy albo powinniśmy porzucić takie rozumienie autora. Nie mamy przecież innego, które byłoby lepsze. Skuteczne praktykowanie tej ostrożności musi przybrać postać negocjacji z naiwnością. Musimy zaakceptować konieczność powiedzenia na przykład, że Jacques Derrida jest ojcem nurtu filozoficznego zwanego dekonstrukcją i że urodził się w określonym czasie i miejscu. Musimy jednak również być gotowi pozwolić na to, by „tekst Derridy” nauczył nas, iż nie powinniśmy polegać zbyt naiwnie na pojęciach, za pomocą których nawykowo pojmujemy takie na pozór proste stwierdzenia.
Krótko mówiąc, każda próba podejścia do biografii Derridy musi uwzględnić, że osoba, której życie jest przedmiotem naszych dociekań, miała wiele do powiedzenia na temat biografii jako gatunku, a co więcej, stale podkreślała, że jeśli chodzi o żywoty filozofów, idea poszukiwania źródeł „tekstów takiego a takiego autora” w „rzeczywistym życiu tych istot »z krwi i kości«” jest niezbyt użyteczna.
Oczywiście, sam Jacques Derrida był człowiekiem z krwi i kości. Jeśli nie mieliście okazji zobaczyć go na żywo, w internecie znaleźć można wiele fotografii z jego wizerunkiem; jest wśród nich szczególnie piękny portret, zamieszczony pod koniec niniejszego rozdziału, o którym jeszcze wspomnę. Jeśli zdarzyło wam się oglądać to zdjęcie, tak czy inaczej patrzyliście na przedstawienie – wizualny zapis przeszłego „teraz” z czyjegoś życia – osoby, która już nie żyje (a mogę być pewien, że jest to prawdą niezależnie od tego, co oznacza dla was „teraz”). Choć tego rodzaju obrazy można dziś tworzyć i przesyłać niemal w jednej chwili, konieczny moment opóźnienia, choć bardzo krótki, zawsze wystarcza, by sprawić, że możliwość tego rodzaju aktualności – możliwość, że patrzy się na fotografię kogoś, kto już nie żyje – stale towarzyszy każdej fotografii przedstawiającej osobę. Możliwość ta będzie również zawsze okazją dla pewnego typu literackiego patosu. Filozofka Cora Diamond opisuje to zjawisko w swoich refleksjach na temat wiersza Teda Hughesa Six Young Men :
Podmiot liryczny wiersza spogląda na fotografię przedstawiającą sześciu uśmiechniętych młodych mężczyzn, usadowionych w znajomym miejscu . Są oni dogłębnie, w pełni żywi; jeden nieśmiało spuszcza wzrok, inny żuje źdźbło trawy, jeszcze inny jest „głupio zarozumiały”. W ciągu sześciu miesięcy od czasu zrobienia zdjęcia wszyscy będą martwi.
Inny filozof, John McDowell, zripostował, że „poczucie przemieszczenia” przywoływane przez Diamond w tym opisie nie wymaga nagłego przerwania młodego życia i „mogłoby zostać wyrażone również gdyby młodzi ludzie zmarli w bezkrwawy sposób, po przeżyciu długiego, spełnionego życia”. Derrida dodałby pewnie, że poczucie przemieszczenia nie musi nawet czekać na ich rzeczywistą śmierć. Możliwość śmierci, możliwość, że mogę odtąd, od tego i następnego teraz, być pewien, że patrzę na fotografię osoby, która nie żyje, możliwość „absolutnie nieobecnej” cielesnej egzystencji, nawiedza fotografię, nawiedza każdy uchwycony moment tego życia.
Kwestionujemy więc naiwną wiarę w postać autora jako twórczego źródła dzieła. Musimy również poradzić sobie z „efektem śmierci” wytwarzanym przez fotografię żywej istoty lub osoby. Jacques Derrida, człowiek uchwycony, w średnim wieku, na fotografii zamieszczonej pod koniec tego rozdziału, traktował obie te kwestie bardzo poważnie. Trudniej wyczytać z jego fotografii trzecią kwestię, którą można by poruszyć w odniesieniu do fotografii postaci Derridy-autora, czyli to, że był on niezadowolony ze swojego wyglądu i nie lubił oglądać swoich zdjęć. Trudno zrozumieć to niezadowolenie, ponieważ – jak wyraźnie ukazują fotografie – Derrida był mężczyzną bardzo przystojnym, przynajmniej jak na filozofa. Ponadto ubierał się dobrze: w odprasowane koszule i szyte na miarę garnitury. Ze swoimi żywymi, brązowymi oczami i ciemną skórą odcinającą się od grzywy srebrnosiwych włosów zawsze wyróżniał się w tłumie.
Być może Derrida, będąc świadomy swojego dobrego wyglądu, ale niezadowolony z tej świadomości, miał ambiwalentne odczucia względem niego. Mówił bowiem o „narcystycznej zgrozie”.
Interesujące i pomocne może się dla was okazać obejrzenie krótkiego wywiadu, w którym Derrida opowiada o tej zgrozie i innych kwestiach związanych z fotografiami. Można go znaleźć na YouTube: http://www.youtube.com/watch?v=4RjLOxrloJ0. Rozmowa zaczyna się od uwagi rozmówczyni, że do roku 1979, czyli jakieś dziesięć lat po tym, jak zdobył znaczną sławę jako ojciec dekonstrukcji, Derrida „narzucał ścisłe ograniczenia dystrybucji swoich fotografii”. Filozof odpowiada, że do roku 1969, czyli jeszcze zanim stał się sławny, całkowicie zakazał rozpowszechniania wszystkich przedstawiających go fotografii. Podaje powody tej decyzji – które przytoczyłem wyżej – ze szczególnym zdecydowaniem. Zauważa przede wszystkim, że jego własne prace wzywają do „defetyszyzacji” postaci autora i że przeciwstawia się współczesnemu trendowi wykorzystywania „portretu” autora lub autorki do promocji książki. Dla Derridy, jak zobaczymy, pewnego rodzaju wycofanie, rodzaj samotności, jest istotnym aspektem ekspresji kogoś, kto ujawnia się, na inny sposób, w swoim pisaniu. Derrida wolałby, żeby tak już zostało. Jednak ponieważ coraz częściej pojawiał się na konferencjach oraz innych wydarzeniach publicznych, od pewnego momentu nie dało się już zapobiec rozpowszechnianiu fotografii. Jego obecność była zbyt publiczna, jego teksty zbyt dobrze znane. Nie mógł już kontrolować swojego wizerunku. Dlatego stopniowo rezygnował z ograniczeń. Czy mu się to podobało, czy nie, zdjęcia i tak się pojawiały, w końcu więc zaczął się zgadzać na fotografowanie. Jedna z wielu opublikowanych fotografii Derridy, która pojawia się na tylnej stronie okładki jego pracy Prawda w malarstwie, została zamieszczona pod koniec niniejszego rozdziału. Spójrzcie na nią. Pamiętam, jak rzuciła mi się w oczy, gdy przeglądałem ofertę księgarni. W porównaniu z innymi filozofami autor tej książki, ojciec dekonstrukcji, Jacques Derrida, wyglądał – wybaczcie mi – po prostu super.
We wspomnianym wywiadzie Derrida stwierdza, że teoretyczny (ale także społeczny i polityczny) powód, dla którego chciał uniknąć wszechobecnych „zdjęć autora”, nie był jego jedynym motywem. Podaje dwa dodatkowe powody: swój dyskomfort i niepokój towarzyszące doświadczeniu oglądania własnej twarzy („Nie lubię jej widzieć. Nie lubię tego”) oraz „efekt śmierci” związany z każdą fotografią. Jednak na późniejszym etapie życia uznał, że może być „coś dobrego” w „pozwalaniu, żeby inni dostali to, co chcą”. O to zatem chodzi. Człowiek przedstawiany na zdjęciu nauczył się odpuszczać. Nauczył się, że nie może kontrolować tego, co upublicznia.
Jacques Derrida, ojciec dekonstrukcji, urodził się w letnim domu należącym do jego rodziny, w małym, ale ruchliwym miasteczku El Biar w pobliżu Algieru, stolicy Algierii, 15 lipca 1930 roku. Jego rodzice, sefardyjscy Żydzi i miłośnicy amerykańskiego kina, nazwali go Jackie, na cześć aktora Jackiego Coogana. Dopiero gdy zdecydował się na budowanie poważniejszego, akademickiego wizerunku, zastąpił „Jackiego” bardziej formalnymi i francuskim Jacques’em. W młodości wyróżniał się w sporcie i chciał zostać zawodowym piłkarzem. Jednak w wieku osiemnastu lat znalazł się pod wpływem Jeana-Paula Sartre’a, który stał się dla niego „wzorem” intelektualnego aktywisty, wzorem, jak miał powiedzieć później, „który uznałem potem za niefortunny i katastrofalny, ale który wciąż kocham…”.
W owym czasie Derrida marzył o uczeniu i pisaniu fikcji literackiej. Jednak to filozofia stała się głównym przedmiotem jego studiów, gdy został uczniem Lycée Louis-le-Grand w Paryżu jako dwudziestokilkulatek, i to filozofia, na różne sposoby, stała się główną treścią jego życia. Wygłosił pierwszy referat na konferencji w 1959 roku, a później uczył w Lycée w Le Mans. Mimo epizodu ostrej depresji pod koniec roku szkolnego zdołał zdobyć pracę wykładowcy „ogólnej filozofii logiki” na Sorbonie; jednocześnie prowadził badania nad fenomenologią i strukturalizmem. W końcu kariera akademicka stała się dla niego realną możliwością; rok 1967 okazał się przełomowy, ponieważ pojawiły się wtedy trzy jego główne publikacje: Głos i fenomen (książka o Husserlu), Pismo i różnica (zbiór esejów) oraz O gramatologii (arcydzieło). Do roku 1994 został powszechnie uznany za jednego z największych myślicieli naszej epoki – więcej, samą tę epokę uznano za epokę dekonstrukcji.
Zmarł na raka trzustki w paryskim szpitalu wieczorem 8 października 2004. Miał siedemdziesiąt cztery lata.
Był obiektem miłości. Był również obiektem ataków i nienawiści oraz celem potwarzy.
Jacques Derrida © Julio Donoso/Sygma/Getty Images