- W empik go
Kryminał prywatny - ebook
Kryminał prywatny - ebook
Tymon Dantej, to pisarz, który nie może poradzić sobie z przeszłością, nie ogarnia teraźniejszości, a przyszłość dla niego nie istnieje. Jego kryminał prywatny rozpoczyna się, gdy ginie młoda kobieta. Nikt jej nie szuka, nikt o nią nie pyta. Dantejowi zamazuje się granica między jego własną twórczością literacką i wyobraźnią, a tym co prawdziwe. Tymon Dantej jest też niemal pewny, że to właśnie on sam jest winien śmierci młodej dziewczyny, której nie może pozbyć się z głowy — niestety wszystko pamięta jak przez mgłę. Nim całkowicie stoczy się na dno chce wyjaśnić tę ostatnią w życiu zagadkę.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65227-69-0 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tymon Dantej, główna postać książki, uważa się za pisarza, ale niezbyt uważa na to co robi czy mówi. Z większą łatwością tworzy sobie problemy niż bestsellery książkowe i pochłaniania stanowczo zbyt dużą ilość alkoholu. Dantej nie może poradzić sobie z przeszłością, nie ogarnia teraźniejszości, a przyszłość dla niego nie istnieje. Jego kryminał prywatny rozpoczyna się, gdy ginie młoda kobieta…
Nikt jej nie szuka, nikt o nią nie pyta. Nie ma ciała, nie ma zbrodni? Jedyną osobą, która nie może pozbyć się świadomości śmierci tej kobiety, jest ten, który ją zabił…
Dantejowi zamazuje się granica między jego własną twórczością literacką i wyobraźnią, a tym co prawdziwe. Tymon Dantej jest też niemal pewny, że to właśnie on sam jest winien śmierci młodej dziewczyny, której nie może pozbyć się z głowy — niestety wszystko pamięta jak przez mgłę. Nim całkowicie stoczy się na dno chce wyjaśnić tę ostatnią w życiu zagadkę. „Kryminał prywatny” to rzecz jasna kryminał, czasami mroczny, a innym razem mniej. Niniejsza książka jest psychologicznym labiryntem dla głównego bohatera, który prócz zakamarków własnego umysłu zwiedzi też Opole, Wrocław i Kuźnię Raciborską.
„Ponoć życie jest jak pożar, czasami wystarczy iskra by piękny las zmienił się w mroczne pogorzelisko. Dla jednych będzie to koniec, dla innych katharsis i impuls dla czegoś nowego…”.Od autora, część 1:
Każdy morderca zabił kiedyś po raz pierwszy.
Od tego jak zasmakowała mu śmierć, zależy jego dalszy apetyt.
Oto moje pierwsze, teoretycznie najtrudniejsze, zdanie w powieści. Od tego się zaczyna, to fundament historii, więc ciężar na nim spoczywający jest ogromny. Niczym ładna sukienka, która przyciągnie wzrok, tak ów pierwsze zdanie wyzwala chęć brnięcia głębiej.
Dla czytelnika musi być to miłość od pierwszego wejrzenia, która później powinna przerodzić się w związek z pisarzem. Randki, jako spotkania autorskie, pierwsze autografy, jak pierwsze pocałunki, wspólne zdjęcia zacieśniające więzi autora i fanów, jak złapanie za rękę, objęcie… dyskusje w mediach społecznościowych, jako kłótnie często oczyszczające związek, kolejne powieści niczym coraz bardziej intymne sam na sam pisarza i czytelnika, aż w końcu autor książki będzie chciał rodzić swoim fanom kolejne powieści, niczym żona mężowi dzieci. Tak, pisarz i jego czytelnicy są jak małżeństwo, owocne będzie tylko wtedy, gdy wzajemnie będą się szanować… Póki śmierć nas nie rozłączy? Jak łączą się pierwsze i ostatnie zdania tego wstępu, zrozumiesz, gdy ukończysz książkę:
„Kryminał prywatny”.
Powodzenia i dziękuję, że czytasz!Rozdział 1: Nadeszła zima.
Zima to niewdzięczna pora roku, tak mawia wielu z nas. Jest piękna, ale niełatwa, bywa wyzwaniem wartym wysiłku, niczym kobieta. Chcesz ją mieć i się nią cieszyć? Bądź gotów na trudności.
Nienazwany mężczyzna uwielbiał czas, gdy śnieżny puch pokrywał ziemię niczym makijaż kobiece niedoskonałości. Biała kołdra, tuląca przyrodę do snu, byłaby niezłym polem do popisu, gdyby umiał malować. Nagrałby piosenkę o tym, jak chłód łączy ludzi, bo ciągnie wszystkich do jakiegoś źródła ciepła, gdyby tylko umiał śpiewać.
Nienazwany mężczyzna z żalem opuszczał więc hotel w górach. Z przyklejonym, sztucznym uśmiechem oddał recepcjoniście klucze do pokoju numer 13.
„Stereotypowa trzynastka? Pechem jest to, że muszę już wracać” — pomyślał Nienazwany.
Przed budynkiem raz jeszcze omiótł wzrokiem piękny, pokryty śniegiem pejzaż. Nabrał przy tym w płuca świeżego, górskiego powietrza. Jakby miał już nie oddychać dopóki nie wróci tutaj na kolejny urlop. Samochód odpalił bez problemu, ale Nienazwany miał cichą nadzieję, że jakaś awaria zmusiłaby go do pozostania w tym miejscu chwilę dłużej. Musiał jednak jechać dalej. Myślał tak przez kolejne kilkanaście minut, nim pogodził się z myślą powrotu do świata rzeczywistego. Ciężko było mu skupić się na prowadzeniu auta, bo okoliczne piękno gór w zimowej szacie nie pozwalało o sobie zapomnieć. Czuł się z tym jak z dwiema pięknymi kobietami, które wołają go do łóżka, a on wie, jak byłoby im dobrze. Mimo to, musiał odmówić, pozostawić je samym sobie. Nienazwany mężczyzna wracał do jak najbardziej nazwanych już planów i wyzwań zawodowych. Kolejny korposzczur pozwalający na codzienne karmienie się trutką fałszu, by zdobyć kasę — tak o sobie mawiał. Czasami uznawał się za prostytutkę, która dawno już się sprzedała temu, kto dał najwięcej. Bez pieniędzy nie miałby jednak swojej X5, która sunęła teraz po górskich, zakręconych serpentynach w drodze powrotnej z urlopu w luksusowym hotelu wprost do bogato urządzonego apartamentu Nienazwanego mężczyzny w centrum Warszawy.
Nie spoglądałby też na swój nowiutki zegarek, który sprezentował sobie na wycieczce. Mężczyzna patrzył na niego nie po to, by sprawdzić godzinę. Gratulował sobie bogactwa i sukcesu zawodowego.
To koiło piekącą ranę tęsknoty za górskimi apartamentami. Jednocześnie ciągnęło go też w serce Warszawy. Znów będzie dyrektorem z władzą, ponownie dopnie milionową transakcję. Będzie chciał więcej, szybciej, mocniej, a kolejna zdobycz zawodowa posmakuje niczym najlepszy orgazm.
Nienazwany mężczyzna docisnął pedał gazu, a X5 zaryczała donośnie niczym ogier, któremu jeździec kazał pędzić co sił. Chwila, w której postanowił przyśpieszyć, spowolniła go w sposób najgorszy, jaki mógł sobie wyobrazić. Nie wiadomo skąd, tuż przed autem Nienazwanego mężczyzny, pojawiła się Nienazwana kobieta. Ich spojrzenia spotkały się na jedną setną sekundy, która zdawała się trwać całe wieki. Po policzku kobiety spłynęła łza, na twarzy pojawił się nie strach, lecz pogodzenie z losem, a stopa prowadzącego samochód nie zdążyła przeskoczyć na pedał hamulca. Rozpędzony pojazd z całym impetem uderzył w kobietę. Nienazwany mężczyzna skręcił zbyt późno. Prócz niej staranował też stary, drewniany płot i wylądował na zamrożonym jeziorze. X5 zatrzymała się, ale pokonała zbyt wiele przeszkód by obyło się bez szkód w jej konstrukcji.
Minęła dłuższa chwila, nim zdążył pogodzić się z potrąceniem młodej kobiety. Zaraz potem dotarło do niego, że jest na zamarzniętym jeziorze.
Tafla lodu pod podwoziem powoli pękała, a samochód zaczął tonąć. Pełna uroku zima, która budziła w Nienazwanym mężczyźnie taki zachwyt, miała go pogrążyć. Jak wspominał na początku swojej, być może ostatniej podróży, piękna, ale też niebezpieczna…
Gdy samochód tonął stopniowo pochłaniany przez zdradliwą zimę i jezioro, jej tymczasowego sprzymierzeńca, także chcącego zabić Nienazwanego, mężczyzna tak bardzo chciał przetrwać z nadzieją, że potrącona dziewczyna jednak przeżyła.
Im dłużej siedział w tonącej pułapce, tym mniejsze szanse mieli oboje na wyjście cało z tej sytuacji. Bez strat się nie obędzie, można je jedynie ograniczyć. Ratunek dziewczyny zaś był też i jego własnym.
Chwycił się złudnej nadziei, niczym tonący brzytwy. Jeśli Nienazwany teraz zginie, to śmierć dziewczyny też będzie pewna. Musi jej pomóc!
Jednak drzwi auta były już zablokowane przez napierający z boków lód. Czarna X5 znalazła się pod wodą i miała stać się luksusową trumną korposzczura z Warszawy. Nienazwany mężczyzna — o ironio! — zdołał zachować zimną krew. Przypomniał sobie jeden z programów telewizyjnych, w którym jakiś facet próbował wydostać się z tonącego samochodu. Oczywiście miał asekurację nurków, był kaskaderem z doświadczeniem filmowym, a nie dyrektorem, dla którego największym wyczynem było cotygodniowe zwycięstwo w squasha podczas turniejów organizowanych przez firmę. Ale kto by chciał pokonać dyrektora i narażać się na jego gniew? Pominięcie przy awansie, zadra oddzielająca pracownika od premii uznaniowej…
Wszystko to wydawało się teraz błahe, gdy Nienazwany mężczyzna miał anonimowo utonąć. Nie dość, że będą wyśmiewać jego śmierć w luksusowej X5, którą tak się chwalił, to będzie mordercą młodej kobiety. O ile kiedykolwiek znajdą i wydobędą jego ciało z tej lodowej trumny.
Mężczyzna zebrał się w sobie. Uspokoił się, wziął głęboki oddech i skupił myśli. Starał się ignorować wodę, która wdzierała się powoli do auta. Siła naporu mogła nie pozwolić na otwarcie drzwi. Opcją było też wybicie szyby, ale nie pamiętał, ile ludzkie ciało może wytrzymać w lodowatej wodzie.
Szok termiczny po opuszczeniu samochodu byłby niczym, w porównaniu z utopieniem się bez możliwości przebicia tafli lodu okrywającej zamarznięte jezioro. W umysł nienazwanego mężczyzny wkradła się też próżność. Auto spoczęłoby na dnie, ale jego ciało poniesione zostałoby czort wie gdzie, minęłyby dni nim zostałby znaleziony, a spuchnięte, być może podgryzione przez robale i ryby zwłoki pokazane zostałyby bliskim.
„Jeśli mam umrzeć, to niech chociaż mają co pochować!” — pomyślał, ale zganił się rozumiejąc, że panika jest najgorszym, co może teraz zrobić.
Przecież to jezioro, nie rzeka, więc określony obszar, a ciało z czasem wypłynie. Zwłoki i wstyd… Nienazwany mężczyzna musi się wydostać!
Chwycił się więc nadziei niczym boi ratunkowej. Widział, że jedynym wyjściem jest tył samochodu. Wgramolił się na tylne siedzenie znajdującego się już niemal w całkowitym pionie auta i spróbował otworzyć bagażnik. Spóźnił się, lód zablokował ostatnią drogę ucieczki. Nienazwany mężczyzna mający stać się wkrótce nienazwanym trupem, nie porzucił jednak woli walki.
Z wielkim trudem odkręcił zagłówek siedzenia kierowcy i metalową częścią uderzał z impetem w szybę bagażnika. Gdy nienazwany mężczyzna zobaczył pierwsze rysy i pęknięcia, na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Był silniejszy niż kiedykolwiek. Walił coraz mocniej i mocniej, aż w końcu szyba pękła, a on mógł się wdrapać na zewnątrz, do wolności i życia. Udało się! Znalazł się poza samochodem, które właśnie zanurzyło się całkowicie. To jednak nie koniec.
Mężczyzna wiedział, że póki znajduje się na jeziorze nie jest bezpieczny. Bał się wstać, by nie załamał się pod nim lód. Czołgał się więc powoli, zostawiając na śniegu krwawe ślady. Skaleczył się szkłem, gdy wychodził z auta, ale te rany były niczym wobec wyrwania się z objęć śmierci.
Po chwili poczuł, że jest już na stałym lądzie, a jezioro i zima pozostawią w nim traumę do końca życia. W końcu wstał i przypomniał sobie o potrąconej kobiecie. Zobaczył ją leżącą kilkanaście metrów dalej. Nie ruszała się. To był zły znak.
Nienazwany mężczyzna przestał wierzyć, że przeżyła. Minie jeszcze chwila, gdy pojawią się myśli o konsekwencjach jego nieuwagi podczas szybkiej jazdy.
Nie miał przy sobie telefonu, a wokół rozciągał się tylko las, jezioro i ona, martwa kobieta mająca zrujnować jego poukładane, luksusowe życie.
Wtem mężczyzna zauważył w oddali chatkę, w której zapaliło się właśnie światło. Mężczyzna nie zauważył jej wcześniej, ale był to najpewniej jedyny budynek w okolicy.
Nienazwanym mężczyzną zawładnęły mroczne myśli, a wyobraźnia podsuwała egoistyczne rozwiązania.
„Wrzucić ciało kobiety do jeziora, znajdą ją dopiero jesienią, razem z autem. Nie, przecież natrafią na dokumenty. Jeszcze rejestracja, ale zdążę zniknąć. Zgłoszę kradzież? Mam dość pieniędzy, by wyjechać za granicę, może zniknę bez śladu. Jak ten czyn w moim sumieniu…”.
Nienazwany mężczyzna nie zapomniał o szczególe, jakim jest ten ktoś, kto zapalił światło w pobliskiej chatce. Potencjalna pomoc w zawiadomieniu policji czy niewygodny świadek, którego trzeba usunąć? Dzwonił już gdzieś, czy można od niego zadzwonić?
Kołowrotek myśli szalał w głowie nienazwanego mężczyzny, a śmierć niczym chomik napędzała ten mroczny mechanizm. Nienazwany spojrzał na złamane ogrodzenie i wziął jeden z wielkich gwoździ. Schował go do kieszeni, by za chwilę ruszyć w kierunku chatki. Na spotkanie z jej mieszkańcem…RAFAŁ WAŁĘKA — o autorze słów kilka.
Życie to droga, więc miło mi Cię spotkać na mojej trasie.
Poznając moją twórczość, trzymasz w dłoniach kawałek mojego świata. Kim jestem? Urodziłem się 8 marca 1988 roku w Szczecinie, lecz wychowałem się w Kuźni Raciborskiej, a naprawdę dorosłem dopiero w Opolu. Choć to stolica polskiej piosenki, to ze śpiewaniem zawsze byłem na bakier. Tak się złożyło, że ruszyłem drogą pisania i robię to do dziś – nie chodzi tylko o książki, lecz scenariusze i zawód, który wykonuję.
Mój dorobek książkowy to głównie kryminały i sensacja („Tożsamość szaleństwa”, „Skazany”, „Więzień zemsty”, „Syzyfowa zemsta”, „Defekt Lucyfera”), ale zdarzyła mi się też czarna komedia romantyczna („Pożądanie na żądanie”).
Prócz książek staram się też działać na polu filmowym, a efekty możesz sprawdzić na własne oczy. Gdzie znajduję inspirację do twórczości? Wszędzie! W napotkanych ludziach, w Internecie, książkach i filmach. Przecież w tworzeniu ogranicza nas tylko własna wyobraźnia, więc niech wena będzie z Tobą.
Pisać każdy może, ale nie każdemu się chce, prawda?
Dziękuję za przeczytanie.