Krzysia i turniejowe turbulencje - ebook
Krzysia i turniejowe turbulencje - ebook
Zamek Jutrzenki organizuje turniej rycerski!
Kiedy podczas ćwiczeń jeden z giermków zostaje ranny, Sir Benedykt proponuje Krzysi, by zajęła jego miejsce. Jest tylko jeden problem:
Krzysia nigdy dotąd nie jeździła konno. Nie dość na tym, za każdym razem piękna Bella zrzuca Krzysię z grzbietu!
Czas ucieka… Co w tej sytuacji zrobi Krzysia?
Jedno jest pewne – nie podda się. To już trzecia porcja historii o Krzysi, która może śmiało konkurować z Meridą Waleczną albo PiPi Pończoszanką.
Krzysia jest pozytywna, zaradna i uczynna. Swoją obecnością zapełnia lukę w literaturze dziecięcej, ale historycznej. Jest dobrą propozycją szczególnie dla tych dzieci, których czytanie nudzi, ponieważ wiszące nad głową pytanie w trakcie lektury: „i co dalej?” z łatwością doprowadzi młodego czytelnika do ostatniej kartki tej opowieści.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-937601-6-9 |
Rozmiar pliku: | 3,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Wiwat Jutrzenka!
Okrzyk bitewny był tak głośny, że przedarł się przez grube kamienne mury zbrojowni i dotarł aż do sali mieczy, w której pracowała Krzysia.
– Wiwat Jutrzenka!
Okrzyk został powtórzony jak echo przez dziesiątki gardeł, po czym rozległ się stukot końskich kopyt na całym dziedzińcu Zamku Jutrzenki. Zamkowi giermkowie ćwiczyli swoje potyczki, przygotowując się do turnieju, który miał odbyć się za pięć dni.
Krzysia uniosła miecz, który polerowała i podziwiała błyszczące ostrze w świetle pochodni wiszącej na ścianie. Westchnęła, odkładając go na stelaż, po czym wzięła kolejny miecz ze sterty leżącej na podłodze i zamoczyła ściereczkę w oleju goździkowym.
Giermkowie, doskonalący swoje umiejętności rycerskie, ćwiczyli konno z lancami, a rycerze pojedynkowali się na miecze. Ćwiczyli każdego dnia, więc Krzysia czyściła i polerowała ich miecze od rana do wieczora. Od czasu, gdy została Strażniczką Mieczy, nie miała tyle pracy, co teraz.
Okrzyki giermków zostały zagłuszone przez jazgot Rufusa, Strażnika Łuków, który wparował do zbrojowni i zrzucił stertę tarcz na drewniany stół kowala.
– Trochę cię nie było – zauważył kowal z przekąsem. – W mieście pewnie tłumy?
– Powinien Mistrz sam zobaczyć – odparł Rufus. – Na wszystkich domach wiszą sztandary Zamku Jutrzenki, a w mieście jest pełno kupców przybyłych zewsząd na festyn na Kuglarskich Błoniach.
Krzysia, która oderwała się od swojej pracy, by podsłuchać rozmowę, odwróciła oczy w kierunku mieczy, gdy tylko Rufus na nią spojrzał. Rufus nie znosił jej, od kiedy została Strażniczką Mieczy zamiast niego. Jednak chyba zorientował się, że Krzysia podsłuchiwała, gdyż podniesionym głosem dodał:
– Będą tancerze i grajkowie. Widziałem nawet trupę akrobatów ćwiczących fikołki. Szkoda, że nie wszyscy będą mogli uczestniczyć w zabawie.
W głosie Rufusa nie było słychać żalu, pomyślała Krzysia, z zaangażowaniem próbując zetrzeć plamę z ostrza miecza, który czyściła. Była bardzo uradowana, gdy sir Walter Łysy ogłosił, że na Zamku Jutrzenki odbędzie się turniej i że wszyscy rycerze i giermkowie sąsiadującego Zamku Róż zostali zaproszeni oraz że odbędzie się uroczysty przemarsz, po którym przez trzy kolejne dni rozgrywane będą turnieje zakończone wieczorną ucztą. Ponadto będzie festyn, a na nim stragany, zawody i występy. Krzysia bardzo chciała zobaczyć, jak postępują przygotowania, lecz gdy Mistrz potrzebował posłać kogoś do kowala w mieście, wysyłał Rufusa zamiast niej.
– Wybacz, Strażniczko – mówił. – Potrzebuję cię na miejscu.
Krzysia ponownie westchnęła.
– Co się stało, moja droga? – odezwał się głos za jej plecami. To była Nina, jedna z szabli ze Starego Żelastwa. Zanim Krzysia została Strażniczką Mieczy i stała się odpowiedzialna za wszelką białą broń na Zamku Jutrzenki, Stare Żelastwo było zaniedbane od lat. Krzysia odkryła jednak, że te miecze, porzucone na stelażu w najciemniejszym kącie izby, były zamieszkane przez dusze ich poprzednich właścicieli.
– Myślę po prostu o zbliżającym się turnieju – odparła Krzysia.
– Ach, o turnieju – powiedziała Nina. – Cóż za ekscytujący czas. Pamiętam, kiedy moje kochanie walczyło w swoim pierwszym turnieju. Naturalnie wygrał. „Moje kochanie“ Niny to był oczywiście sir Walter we własnej osobie. Nina była jego piastunką.
Sztylet z długą rękojeścią dorzucił głębokim głosem:
– Nie zapomnij o festynie. Będzie tyle stoisk… wspaniałe wyroby skórzane, pyszne placki, zioła i świece i… och, wszystko, czego dusza zapragnie! Wspaniała okazja dla wszystkich kupców. Masz w planach jakieś zakupy, Strażniczko?
– Wy, kupcy, zawsze jesteście tacy sami, Gwidonie Groszu – skarciła go Nina. – Zawsze chcesz, by ludzie coś kupowali. Nasza Strażniczka bardziej interesuje się jednak turniejem, prawda kochanie?
Podczas gdy szabla i sztylet kłócili się o to, co jest lepsze, festyn czy turniej, Krzysia smutniała coraz bardziej. Nigdy nie widziała ani turnieju, ani festynu.
Gdy westchnęła po raz trzeci, odezwał się lekko zagięty na końcu smukły miecz. – Przykre musi być siedzenie tu i praca w sali mieczy, kiedy tyle ciekawych rzeczy dzieje się na zewnątrz.
To był Kacper Łabędź, giermek, który był w wieku Krzysi, gdy stracił życie. Być może dlatego zawsze lepiej rozumiał, co Krzysia czuje.
Krzysia spojrzała na miecz, który trzymała w ręku.
– Szkoda, że nie jestem teraz na dziedzińcu – powiedziała – i nie jeżdżę konno, ćwicząc potyczki z rycerzami – i pchnęła mieczem w wyobrażonego przeciwnika, bo z całych sił marzyła, by pewnego dnia zostać giermkiem. – Ale pewnie nigdy nie pozwolą małej dziewczynce na udział w turnieju – dokończyła z żalem.
– Nie bądź smutna, kochanie – poradziła Nina. – Twój dzień nadejdzie.
– To prawda, Strażniczko – zgodził się Kacper. – W końcu, kto by przypuszczał, że pomoc kuchenna zostanie pewnego dnia Strażniczką Mieczy? I spójrz, jak szybko udało ci się…
Lecz nim zdołał dokończyć, usłyszeli krzyk tak straszny, że Krzysia aż upuściła miecz z wrażenia.
– Co to było? – spytała.