- W empik go
Krzyż Króla - ebook
Krzyż Króla - ebook
Nieprzewidywalny, ale niezawodny
Łagodny, ale potężny
Ludzki, ale boski
Kim był Jezus i dlaczego ma to znaczenie?
Poważany pastor i autor wielu bestsellerów, Timothy Keller, czerpiąc z Ewangelii Marka, przygląda się życiu Chrystusa w głęboki i skłaniający do myślenia sposób.
Wyjaśnia, dlaczego tożsamość Jezusa jako Króla oraz cel Jego śmierci na krzyżu mają ogromne znaczenie dla całego stworzenia, a także dla pojedynczego człowieka.
Krzyż Króla to urzekająca opowieść o osobie, stanowiącej bijące serce wiary wielu osób. To opowieść o Jezusie. Napisana w charakterystycznym dla Kellera, zdecydowanym lecz zachęcającym stylu, książka ta zaprasza czytelnika do zastanowienia się nad znaczeniem historii Jezusa w życiu każdego z nas.
TIMOTHY KELLER urodził się i wychował w Pensylwanii, a wykształcenie zdobył na Bucknell University, Gordon-Conwell Theological Seminary i Westminster Theological Seminary. Służbę pastorską rozpoczął w Hopewell w stanie Virginia. W 1989 roku, wspólnie z żoną i trzema synami, przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie założył wspólnotę Prezbiteriański Kościół Odkupiciela.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-66494-47-3 |
Rozmiar pliku: | 881 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KRÓL
Tożsamość Jezusa
1 Taniec
Początek Ewangelii Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.
Jak jest napisane u proroka Izajasza:
„Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją”.
„Głos wołającego na pustyni:
Przygotujcie drogę Panu, prostujcie dla Niego ścieżki”.
wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów”.
(Mk 1,1–4)
Marek nie traci czasu na ustalanie tożsamości swojego głównego bohatera. Gwałtownie i bez ogródek twierdzi, że Jezus jest „Chrystusem” i „Synem Bożym”. Christos to greckie słowo oznaczające „namaszczoną postać królewską”. Był to inny sposób na odniesienie się do „Mesjasza”, tego, który przyjdzie i będzie zarządzał Bożym panowaniem na ziemi i który wyzwoli Izrael od wszystkich jego ciemiężców i problemów. Nie tylko jakiś król, ale Ten Król.
Marek nie tylko nazywa Jezusa „Chrystusem”, ale idzie dalej. „Syn Boży” to zadziwiająco odważny termin, który wykracza poza popularne wówczas zrozumienie Mesjasza. Jest to roszczenie dotyczące absolutnej boskości. Marek następnie podnosi stawkę do końca, wysuwając ostateczne roszczenie. Cytując proroczy fragment Izajasza, Marek zapewnia, że Jan Chrzciciel jest spełnieniem zapowiedzi „głosu” wołającego na pustyni. Ponieważ Marek utożsamia Jana z tym, który „przygotuje drogę Panu”, wnioskuje, że Jezus jest Panem, Bogiem Wszechmogącym. Pan Bóg, długo oczekiwany boski Król, który uratuje swój lud, i Jezus – są w jakiś sposób jedną i tą samą osobą.
Wypowiadając to zuchwałe twierdzenie, Marek głęboko zakorzenia Jezusa w historycznej, starożytnej religii Izraela. Chrześcijaństwo, jak sugeruje, nie jest czymś zupełnie nowym. Jezus jest spełnieniem wszystkich tęsknot i proroctw biblijnych proroków i to on przyjdzie, aby rządzić i odnowić cały wszechświat.
Taniec prawdy
Po przedstawieniu Jezusa w taki sposób, kilka zdań później Marek prezentuje nam pierwsze spojrzenie na historię świata:
W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galileii przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na Niego. A z nieba odezwał się głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. A przebywał na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez szatana, i był ze zwierzętami, aniołowie zaś Mu służyli.
(Mk 1,9–13)
Przedstawienie Ducha Bożego jako gołębicy nie jest dla nas szczególnie uderzające, ale kiedy Marek o tym pisał, było to niespotykane. W świętych pismach judaizmu jest tylko jedno miejsce, w którym Duch Boży jest przyrównany do gołębicy – i znajdziemy je w Targum, aramejskim tłumaczeniu Pism Hebrajskich, czytanym przez Żydów za czasów życia Marka. W opisie stworzenia Księga Rodzaju 1,2 mówi, że Duch unosił się nad powierzchnią wód. Hebrajski czasownik oznacza tutaj „trzepotanie”: Duch trzepotał nad powierzchnią wód. Aby uchwycić ten żywy obraz, rabini przetłumaczyli fragment Targum w następujący sposób: „ A ziemia była bez formy i pusta, a ciemność znajdowała się na głębinach, a Duch Boży trzepotał nad wodami jak gołębica i Bóg powiedział: «Niech stanie się światłość»”. W tworzenie świata zaangażowane są trzy postaci: Bóg, Duch Boży i Słowo Boże, poprzez które następuje stworzenie. Podczas chrztu Jezusa obecne są te same trzy postaci: Ojciec, który jest głosem, Syn, który jest Słowem i Duch Święty, który trzepocze jak gołąb skrzydłami. Marek celowo odwołuje nas do aktu stworzenia, do samego początku historii. Tak jak pierwotne stworzenie świata było projektem trójjedynego Boga, tak jego odkupienie, ratowanie i odnowienie wszystkich rzeczy, które zaczynają się teraz, wraz z przybyciem Króla, są także projektem trójjedynego Boga.
To właśnie robi Marek w swoim obrazie chrztu Jezusa. I co z tego? Dlaczego ważne jest, abyśmy rozumieli, że stworzenie i odkupienie są dziełem Trójcy, jednego Boga w trzech osobach?
Chrześcijańskie nauczanie o Trójcy jest trudne; przeciąża obwody mentalne. Doktryna Trójcy mówi, że Bóg jest jednym Bogiem, wiecznie istniejącym w trzech osobach. To nie jest triteizm z trzema bogami, którzy działają w harmonii, nie jest to też unipersonalizm, pogląd że czasami Bóg przybiera jedną formę, a czasem przyjmuje inną, ale że są to po prostu różne przejawy jednego Boga. Zamiast tego trynitaryzm utrzymuje, że jest jeden Bóg w trzech osobach, które znają się i kochają. Bóg nie jest z gruntu bardziej jednym niż trojgiem, i nie jest z gruntu bardziej trój- niż jedyny.
To tajemnicze i trudne pod względem poznawczym. Ale doktryna Trójcy w swym nasyceniu eksploduje pełnymi chwały implikacjami, kształtującymi nasze życie.
Jeśli prawdą jest, że ten świat został stworzony przez trójjedynego Boga, wówczas ostateczną rzeczywistością jest taniec. Jak miałoby to wyglądać?
Kiedy Jezus wychodzi z wody, Ojciec obejmuje go i okrywa słowami miłości: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Tymczasem Duch obejmuje go mocą. Marek rzuca światło na samo serce rzeczywistości, sens życia, esencję wszechświata. Tak właśnie dzieje się przez całą wieczność w życiu wewnętrznym Trójcy. Według Biblii Ojciec, Syn i Duch Święty uwielbiają siebie nawzajem. Modlitwa Jezusa zapisana w Ewangelii Jana mówi nam o tym: „Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. A teraz Ty, Ojcze, otocz Mnie u siebie tą chwałą, którą miałem u Ciebie wpierw, zanim świat powstał” (J 17,4–5). Każda osoba Trójcy otacza chwałą pozostałe. To taniec.
Co oznacza uwielbić (otoczyć chwałą)? Kiedy myślę o uwielbieniu kogoś lub czegoś, przydatne są słowa piękno i obowiązek. Jeśli nie rozumiesz zarówno piękna, jak i obowiązku, nie oddajesz sprawiedliwości pełnemu zakresowi semantycznemu słowa uwielbić.
Piękno jest cechą, która zmusza cię do uwielbienia, aby pochłonąć sobą twoją wyobraźnię. Jeśli coś jest dla ciebie piękne, to przestaje być tylko środkiem do celu. Nie uwielbiasz czegoś, chyba że uznasz to za piękne samo w sobie. Potem jest miejsce na obowiązek: Nie uwielbiasz innych, jeśli służysz im warunkowo. Kiedy mówisz: „Będę służył, dopóki będę czerpał z tego korzyści”, to tak naprawdę nie służysz ludziom, ale służysz poprzez nich samemu sobie. To nie jest krążenie wokół nich; to używanie ich, które sprawia, że krążą wokół ciebie. Oczywiście jest wielu pośród nas, którzy wyglądają, jakby działali bezinteresownie i zgodnie z przykazami, ale dzieje się tak dlatego, że po prostu nie potrafimy im odmówić: na wszystko się zgadzamy, a ludzie zawsze nas wykorzystują. Każdy mówi: „Jesteś taki niesamolubny, poświęcający się, musisz pomyśleć o tym, aby lepiej o siebie zadbać”. Pomyśl o tych z nas, którzy nie stawiają granic i pozwalają innym po sobie deptać, są wykorzystywani i nie potrafią odmawiać – czy myślisz, że robią to z miłości do innych ludzi? Oczywiście, że nie. Robią to z potrzeby. Wszystkim mówią „tak” powodowani strachem i tchórzostwem. To dalekie od uwielbiania innych (otaczania ich chwałą). Uwielbienie innych oznacza bezwarunkowe służenie im nie dlatego, że coś z tego mamy, tylko z powodu naszej miłości i uznania dla tego, kim naprawdę są.
Teraz rozumiemy, co Ojciec, Syn i Duch Święty robią ze sobą nawzajem. Każdy koncentruje się na pozostałych, uwielbia ich i służy im. A ponieważ Ojciec, Syn i Duch Święty obdarzają się nawzajem uwielbiającą miłością, Bóg jest „szczęśliwy”. Nieskończenie, głęboko szczęśliwy. Czy kiedykolwiek myślałeś o Bogu w tych kategoriach? Może nie. Pomyśl o tym w ten sposób: jeśli znajdziesz kogoś, kogo uwielbiasz, kogoś, dla kogo zrobiłbyś wszystko, i odkryjesz, że ta osoba czuje do ciebie to samo, czy będziesz się z tym czuł dobrze? To jest coś cudownego! Tym odczuciem Bóg cieszy się od wieków. Ojciec, Syn i Duch Święty wlewają w siebie miłość, radość i adorację, służąc sobie nawzajem. Bez końca szukają nawzajem swojej chwały, więc Bóg jest nieskończenie szczęśliwy. To jest taniec.
Oddając to słowami mojego ulubionego autora C.S. Lewisa: „ w chrześcijaństwie Bóg nie jest czymś statycznym... a dynamiczną, pulsującą aktywnością, życiem, niejako dramatem. A nawet, jeśli nie zostanie to uznane za brak szacunku z mojej strony, wręcz pewnego rodzaju tańcem”11. Teolog Cornelius Plantinga rozwija to dalej, zauważając, że Biblia mówi, iż Ojciec, Syn i Duch Święty uwielbiają siebie nawzajem, przez co rozumie on, że „osoby w Bogu wywyższają się nawzajem, obcują ze sobą i ustępują sobie nawzajem… Każda boska osoba kryje innych w centrum swojej istoty. W ciągłym ruchu uwertury i akceptacji każda osoba otacza i okrąża pozostałych… Życie wewnętrzne Boga przepełnione jest szacunkiem i uznaniem wobec pozostałych”12.
„Czy to ma właściwie jakieś znaczenie?” Lewis kontynuuje. „Ma to większe znaczenie niż wszystko inne na świecie. Ten sam taniec czy dramat, ów wzór trójosobowego życia, ma się odbywać w życiu każdego z nas… są wielką fontanną energii i piękna, bijącą w samym sercu rzeczywistości”13. Dlaczego Lewis decyduje się na obraz tańca? Życie skoncentrowane na sobie jest życiem stacjonarnym; jest statyczne, a nie dynamiczne. Osoba egocentryczna chce, aby wszystko krążyło wokół niej. Mogę pomóc ludziom; mogę mieć przyjaciół; mogę się zakochać, o ile nie będzie kompromisu w zakresie moich indywidualnych zainteresowań ani w tym, co zaspokaja moje potrzeby. Mogę nawet dawać biednym – jeśli tylko sprawia to, że czuję się dobrze i nie przeszkadza mi zbytnio w moim stylu życia. Koncentracja na sobie sprawia, że wszystko inne jest wyłącznie środkiem do osiągnięcia celu. Tym niepodlegającym dyskusji elementem jest to, czego chcę i co mi się podoba, przedkładanie moich interesów nad sprawy innych. Będę bawić się z ludźmi, będę rozmawiać z nimi, ale ostatecznie wszystko krąży wokół mnie.
Jeśli wszyscy będą mówić: „Nie, ty kręć się wokół mnie!”, jak się to skończy? Wyobraź sobie pięć osób, dziesięć osób lub sto osób na scenie razem, gdy każda z nich chce być w centrum zainteresowania. W takim przypadku nie może być mowa o tańcu. Wszyscy po prostu stoją i mówią innym: „Tańcz wokół mnie”. W taki sposób nigdzie nie dotrzemy.
Trójca jest zupełnie inna. Zamiast egocentryzmu, Ojca, Syna i Ducha Świętego cechuje w swej istocie wzajemna ofiarna miłość. Żadna osoba Trójcy nie nalega, aby inni obracali się wokół niej; raczej skupiają się na sobie nawzajem, wychwalają się, adorują się, służą sobie czy wzajemnie sobie ulegają. Każdy z nich dobrowolnie krąży i obraca się wokół innych.
Przyłączenie się do tańca
Jeśli jest to ostateczna rzeczywistość, jeśli taki jest Bóg, który stworzył wszechświat, to nasuwa się jedna implikacja. Gdyby Bóg był jednoosobowy, a nie Trójcą, oznaczałoby to, że dopóki świat się nie zaczął, nie było miłości w Bogu ani we wszechświecie, ponieważ miłość może istnieć tylko w relacji. Gdyby istniejący w jednej formie osobowej Bóg stworzył świat i jego mieszkańców, to taki Bóg w swej istocie nie byłby miłością. Być może byłby mocą i potęgą, ale nie miłością. Trójjedyny Bóg jest jednak tak samo wspólnotą, jak jednostką. Jeśli ten świat został stworzony przez trójjedynego Boga, relacje miłości są tym, na czym naprawdę polega życie.
Widzisz, różne poglądy na Boga mają różne implikacje. Jeśli nie ma Boga – jeśli jesteśmy tu przypadkiem, wyłącznie w wyniku naturalnej selekcji – to to, co nazywamy miłością, jest tylko chemicznym stanem mózgu. Biolodzy ewolucyjni twierdzą, że nie ma w nas niczego, co nie znalazłoby się w nas ze względu na skuteczniejsze przekazanie kodu genetycznego przez naszych przodków. Jeśli odczuwasz miłość, to dzieje się tak tylko dlatego, że jakaś kombinacja składników chemicznych pozwala ci przetrwać, a dzięki niej twoje części ciała, związane z reprodukcją, zostały umieszczone dokładnie w tym miejscu w ciele, w którym powinny się znaleźć, aby przekazać kod genetyczny kolejnemu pokoleniu. Wszystko, czym jest miłość – to tylko chemia. Z drugiej strony, jeśli Bóg istnieje, ale jest jednoosobowy, to był taki czas, kiedy Bóg nie był miłością. Zanim Bóg stworzył świat, kiedy istniała tylko jedna boska osoba, nie było miłości. Oznaczałoby to, że miłość jest drugorzędnym atrybutem Boga, peryferyjnym dla jego natury. Jeśli miłość nie jest istotą Boga, nie jest istotą rzeczywistości.
Ale jeśli od zawsze, bez końca i bez początku, ostateczna rzeczywistość jest wspólnotą osób znających się i kochających, to ostateczna rzeczywistość dotyczy relacji miłości. Jak myślisz, czym jest układ słoneczny? Czym są gwiazdy i planety wirujące po swoich orbitach? Rytmicznie uderzające fale morza, ptaki w locie, wzorce w stworzeniu? Wydarzenia historyczne, odkrycia nauki, radość miłości, muzyki i kreatywności? Są częścią tańca. Bóg nie jest jednostką, ale wspólnotą i stworzył nas, abyśmy my także byli wspólnotą. Bowiem tylko społeczność może tańczyć.
Dlaczego trójjedyny Bóg stworzył świat? Gdyby był Bogiem jednoosobowym, można by powiedzieć: „Stworzył świat, aby mógł mieć istoty, które darzą go czcią, co sprawia mu radość”. Ale trójjedyny Bóg już to miał – i otrzymywał w samym sobie miłość w znacznie czystszej, potężniejszej formie niż my, ludzie, możemy mu kiedykolwiek dać. Dlaczego więc nas stworzył? Jest na to tylko jedna odpowiedź. Stworzył nas nie po to, aby uzyskać radość, ale aby ją dać. Stworzył nas, aby zaprosić nas do tańca i powiedzieć: Jeśli wysławiasz Mnie, jeśli całe swoje życie koncentrujesz na Mnie, jeśli uznasz, że jestem piękny ze względu na to, kim jestem, przyłączysz się do tańca, bo po to zostałeś stworzony. Nie jesteś zmuszony, by wyłącznie wierzyć we Mnie lub być uduchowiony w jakiś ogólny sposób, tylko by modlić się i czerpać trochę inspiracji, gdy sprawy idą z trudem. Jesteś stworzony do tego, by skupić wszystko w swoim życiu na Mnie, myśleć o wszystkim w kategoriach twojej relacji ze Mną. Służyć Mi bezwarunkowo. W tym znajdziesz swoją radość. Na tym właśnie polega taniec.
Pamiętam, jak kilka lat temu korzystałem z przewodnika po studium biblijnym, który koncentrował się na tym, co oznacza poważnie skupić swoje życie na Bogu. W książce umieszczono też swego rodzaju umowę, kontrakt z Bogiem, który zawierał dwa oświadczenia. Pierwsze brzmiało: „Obiecuję przestrzegać wszystkiego, co powie Bóg, czy mi się to podoba, czy nie”. Drugie brzmiało: „Obiecuję dziękować Bogu za wszystko, co posyła do mojego życia, czy mi się to podoba, czy nie”. Następnie widniała pusta linijka do podpisania się imieniem oraz wpisania daty. Jeśli w ogóle o tym myślisz, jest to najbardziej przerażający kontrakt, jaki mógłbyś kiedykolwiek podpisać. To zaproszenie do tańca.
Czy zatańczysz, czy też będziesz wyłącznie wierzyć w to, że Bóg jest gdzieś tam? Czy tańczysz, czy tylko modlisz się do Boga co jakiś czas, gdy masz kłopoty? Czy tańczysz, czy szukasz kogoś, kto będzie krążył wokół ciebie? Jeśli życie jest boskim tańcem, potrzebujesz tego, by znaleźć się w nim bardziej niż w czymkolwiek innym. Do tego zostałeś stworzony. Jesteś zmuszony, by przyłączyć się do boskiego tańca z Trójcą.
Tańcząc w jaskini lwów
Zaraz po chrzcie Jezus trafia na pustynię, gdzie kusi go szatan. Marek pisze:
Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. A przebywał na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez szatana, i był ze zwierzętami, aniołowie zaś Mu służyli.
(Mk 1,12–13)
Pamiętaj, że wcześniej zauważyłem, że Marek zaczyna opowiadać historię świata, odwołując się do zapisu jego stworzenia, więc obserwuj podobieństwa między tymi opowieściami. W Księdze Rodzaju, kiedy Duch porusza się nad powierzchnią wód, Bóg zwraca się do istnienia, ludzkość zostaje stworzona, a historia cała rusza naprzód. Co wydarzy się następnie? Szatan kusi pierwszych ludzi, Adama i Ewę, w Ogrodzie Eden. Spójrz, co widzimy teraz w zapisie Marka: Jezus wychodzi z wody, Duch zstępuje na niego, Bóg przemawia, następuje inauguracja nowej ludzkości, zmienia się trajektoria historii i natychmiast powtarza się wzmianka o szatanie kuszącym Jezusa na pustyni.
Ale zauważ różnicę między Adamem a Jezusem. Adam był w ogrodzie; Jezus jest na pustyni. Przypuszczam, że Adam był otoczony małymi jagniętami i źrebiętami, stworzeniami, które pozostawały w cudownej harmonii z ludźmi, ale o Jezusie czytamy, że przebywał „ z dzikimi zwierzętami”. W ten sposób Marek oświadcza, że Jezus miał trudniejszą drogę do pokonania od Adama. I oczywiście ta pokusa nie kończy się dosłownie na pustyni: przez resztę życia Jezus atakowany jest przez szatana, a szturm ten osiąga punkt kulminacyjny w innym ogrodzie, Ogrodzie Getsemane, ostatecznym antyogrodzie Ogrodu Eden.
Zastanówmy się dokładnie nad tymi dwiema pokusami, tymi dwoma testami. Adamowi powiedziano: „Bądźcie mi posłuszni w kontekście drzewa – nie jedzcie z drzewa poznania dobra i zła”. Dlaczego to był test? Jak powiedziałem wcześniej, Bóg stworzył nas, abyśmy orbitowali wokół Niego, koncentrując nasze życie na Nim, aby trwać w tańcu. Kiedy Bóg mówi „nie jedz”, jaka jest nasza pierwsza odpowiedź? – „Dlaczego nie?”. Ale Bóg tego nie wyjaśnia. Jak myślisz, dlaczego? Gdybyś był posłuszny Bogu, ponieważ wiedziałbyś, że przyniesie ci to korzyść, wtedy faktycznie pozostałbyś w wewnętrznym bezruchu. Powiedziałbyś: „Ok, to ma sens. Rozumiem, dlaczego powinienem być posłuszny i nie powinienem jeść z tego drzewa; tak oczywiście”. Bóg byłby środkiem do osiągnięcia celu, a nie celem samym w sobie.
Bóg powiedział „Tylko dlatego, że mnie kochasz, nie jedz z drzewa – tylko dlatego, że tak mówię. Tylko dla mnie”. Adam i Ewa nie zdali tego testu; i odtąd cała ludzkość tego nie robi. Szatan popycha nas, byśmy odnieśli porażkę. Przychodzi i mówi: „Ta idea ofiarnej miłości, w której stajesz się całkowicie bezbronny i krążysz wokół innych ludzi – to nigdy nie zadziała”. Łatwo jest nam spojrzeć na Adama i Ewę i powiedzieć: „Co za głupcy – dlaczego słuchali szatana?”. Wiemy jednak, że w naszych sercach wciąż żyją kłamstwa podszeptywane przez szatana, ponieważ boimy się bezgranicznie ufać Bogu. W rzeczywistości boimy się ufać komukolwiek. Jesteśmy wewnętrznie nieruchomi, ponieważ szatan mówi nam, że tacy powinniśmy być.
A kiedy relacja ludzkości z Bogiem w rajskim ogrodzie rozpadła się, wszystkie inne relacje również uległy unicestwieniu. Relacje polityczne między narodami, relacje społeczne między rasami i klasami, osobiste relacje między przyjaciółmi i członkami rodziny zawsze się rozpadają. Dlaczego? Ponieważ wszyscy chcemy być małymi ośrodkami ogólnego zainteresowania. Układ słoneczny, w którym każda planeta twierdzi, że wszystkie inne obracają się wokół niej, nie jest układem słonecznym, a słonecznym kataklizmem. A świat, w którym wszyscy mówią: „Wszystko musi się kręcić wokół mnie”, to świat, w którym taniec staje się czymś niebezpiecznym, jeśli nie niemożliwym.
Czy wiesz, że ze wszystkich ewangelicznych zapisów opowiadających o kuszeniu Jezusa, relacja Marka jest jedyną, która mówi, że Jezus przebywał „ z dzikimi zwierzętami?” Łatwo byłoby sobie wyobrazić, że to zdanie nie miało niczego wspólnego z poprzednim opisem chrztu Jezusa, ale byłoby to błędem.
Kiedy Marek pisał swoją Ewangelię, chrześcijanie byli rzucani dzikim bestiom na pożarcie. Nic dziwnego, że wielu ocalałych wyznawców wiary w Boga nie było pewnych, czy chcą zostać bohaterami. Kusiło ich, aby jakoś wykręcić się ze swojego oddania Bogu. „Cóż, może zamiast bezwarunkowego adorowania i służenia Bogu mogę od czasu do czasu przesiedzieć jakiś taniec i w ten sposób uniknę rzucenia mojej osoby dzikim bestiom na pożarcie”.
Marek mówi, że Jezus nie poszedł na taki kompromis, ale pozostał w tańcu i tak przeszedł próbę. I w ten sposób my również możemy stawić czoła najciemniejszym okresom naszego życia. Jeśli pozostaniesz w tańcu, wiedz, że Jezus wejdzie za tobą do każdej jaskini lwa, w której się znajdziesz.