- W empik go
Ks. Karol Surowiecki (1754-1824) - ebook
Ks. Karol Surowiecki (1754-1824) - ebook
Nie tyle może filozofem w ścisłym tego słowa znaczeniu, ile raczej apologetą, potrącającym o kwestie filozoficzne, był z końcem XVIII a początkiem XIX stulecia głośny ks. Karol Surowiecki. Urodził się dnia 4 lutego 1754 r. pod Gnieznem. Nauki pobierał w szkołach poznańskich, kierowanych przez zakonników, którym Surowiecki oddaje tę pochwałę, że przestrzegali karności, pobożności i postępu w naukach. Jako 16-letni młodzieniec, ukończywszy szkoły początkowe i kilka klas średnich, wstąpił w r. 1768 do klasztoru OO. Franciszkanów, gdzie po ukończeniu studiów zakonnych objął urząd lektora. Karol był dobrym i dla siebie bardzo surowym zakonnikiem; toteż więcej od Franciszkanów pociągali go Reformaci, i do nich też przeniósł się 1786 r. Poruczono mu obowiązki kaznodziei w Kaliszu, gdzie pracował 2 lata, a następnie przełożeni zakonu wysłali go do Warszawy. Były to czasy rozwielmożniającej się niewiary, nie tylko w sferach oświeceńszych świeckich, ale i wśród duchownych nie brakło jednostek, dla których mdły deizm był szczytem religii. Surowiecki, pełen gorliwości i żarliwości o czystość wiary, zaczął piorunować gwałtownie na obłędy oświaty bezbożnej, co ten pociągnęło za sobą skutek, że przełożeni jego, ulegając parciu osób wpływowych zabronili mu dalszego głoszenia kazań. Wobec tego, poza pracą w konfesjonale, pozostało mu tylko piórem bronić zasad wiary. Musiał się jednak Surowiecki liczyć z tym, że jego wystąpienia literackie mogłyby ściągnąć na głowy braci zakonnych wielkie prześladowania; toteż największa część jego prac literackich ukazywała się bezimiennie, lub też z inicjałami.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-216-5 |
Rozmiar pliku: | 68 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie tyle może filozofem w ścisłym tego słowa znaczeniu, ile raczej apologetą, potrącającym o kwestie filozoficzne, był z końcem XVIII a początkiem ubiegłego stulecia głośny ks. Karol Surowiecki.
Urodził się dnia 4 lutego 1754 r. pod Gnieznem. Nauki pobierał w szkołach poznańskich, kierowanych przez zakonników, którym Surowiecki oddaje tę pochwałę, że przestrzegali karności, pobożności i postępu w naukach.
˝Moi niegdyś Nauczyciele, tak on pisze, pełni pobożności i życia przykładnego kapłani, zasadzali całą szkolną budowę, na gruncie bojaźni Bożej i cnoty Chrześcijańskiej, stosownie do onej najdroższej Mędrca religijnego przestrogi: Initium sapientiae timor Domini – Bojaźń Boża początkiem mądrości. Moi Nauczyciele przed każdą lekcją kazali mi klęknąć, ręce złożyć, wzywać pomocy Ducha Najśw., opieki Maryi, protekcji ŚŚ. Patronów, i sami tak robili. Moi Nauczyciele, po ukończonej lekcji rannej prowadzili mnie codziennie do kościoła, i tam pomimo reklamacji żywego temperamentu musiałem z najsurowszą skromnością jak oczów, tak języka, modląc się, przyklękając i całując ziemię, słuchać Mszy świętej prócz tej, którą już wysłuchałem pod imieniem Prymarii. Moi Nauczyciele przepisowali mi miesięczne Spowiedzi i Komunie; zakładali dla mnie kongregacje i wciągali mnie do listy pobożnych Sodalistów; prawili mi Ascetyczne Exorty i gorliwe Kazania. Cóż więcej? Moi Nauczyciele wymierzali wszystkie moje zaszkolne fizyczne i obyczajne kroki, jeżeli nie przez siebie, to przez swych Subalternów; oni widzieli jak się sprawuję na ulicy; oni patrzali, jak się zachowuję w stancji, oni wiedzieli, na czym pędzę godziny; oni słyszeli z czym się wygaduję w kompanii. Do śmierci nie zapomnę batów, które mi jeden z nich odrachował za pusty żarcik, rzucony między czeladź domową˝.
Jako 16-letni młodzieniec, ukończywszy szkoły początkowe i kilka klas średnich, wstąpił w r. 1768 do klasztoru OO. Franciszkanów, gdzie po ukończeniu studiów zakonnych objął urząd lektora. Karol był dobrym i dla siebie bardzo surowym zakonnikiem; toteż więcej od Franciszkanów pociągali go Reformaci, i do nich też przeniósł się 1786 r. Poruczono mu obowiązki kaznodziei w Kaliszu, gdzie pracował 2 lata, a następnie przełożeni zakonu wysłali go do Warszawy. Były to czasy rozwielmożniającej się niewiary, nie tylko w sferach oświeceńszych świeckich, ale i wśród duchownych nie brakło jednostek, dla których mdły deizm był szczytem religii. Surowiecki, pełen gorliwości i żarliwości o czystość wiary, zaczął piorunować gwałtownie na obłędy oświaty bezbożnej, co ten pociągnęło za sobą skutek, że przełożeni jego, ulegając parciu osób wpływowych zabronili mu dalszego głoszenia kazań. Wobec tego, poza pracą w konfesjonale, pozostało mu tylko piórem bronić zasad wiary. Musiał się jednak Surowiecki liczyć z tym, że jego wystąpienia literackie mogłyby ściągnąć na głowy braci zakonnych wielkie prześladowania; toteż największa część jego prac literackich ukazywała się bezimiennie, lub też z inicjałami, z których trudno odgadnąć właściwego autora. Skarży się on na ten ucisk w liście dedykacyjnym do biskupa diecezji Augustowskiej, ks. Ignacego Czyżewskiego, powiadając:
˝Czego nigdy pod jarzmem Jakobinizmu Francuski, tego nieledwo do dzisiejszej daty doświadczał Polsko-katolicki nasz Kościół pod despotyczną Filozofizmu lożowego przemocą. Wszystko cokolwiek upodobało się liberalnej Niedowiarków fantazji wybluzgać przeciw Bosko-Chrystusowej Religii, publicznie i pośród dnia wychodziło z pod Prassy; skoro zaś na Obronę tejże Religii, końcem zreputowania dzikich Sofizmów i zawstydzenia złośliwych potwarzy chciał Pisarz Chrześcijański przemówić do Narodu, trzeba mu było albo w nocnych ciemnościach, albo w podziemnych lochach szukać, żebrać i przepłacać Drukarnię˝.
Ukazywały się też jego pisma w rozmaitych miejscach, lub przynajmniej nosiły napis miast, jak Wrocław, Lwów, miasteczek jak Berdyczów, a tylko szczupła ich garstka ukazała się w Warszawie. Prace te są najczęściej odpowiedziami na zaczepki, skierowane przeciw religii lub duchowieństwu, a pochodzące z obozu ówczesnych myślicieli polskich.
I tak, kiedy granice Rzeczypospolitej gwałtownie kurczyć się poczynały, wystąpił jakiś bezimienny zbawca Ojczyzny z broszurą pt. Cygan cnotliwy gandziarą prawdy nieład chłoszczący – w której doradza Stanom sejmującym, aby przystąpiły do zreformowania duchowieństwa i do zabrania majątków kościelnych. W odpowiedzi na ten brzydki paszkwil napisał Surowiecki odpowiedź: Ksiądz z kropidłem na cygana z gandziarą (Warszawa, lecz bez daty; prawdopodobnie r. 1792). Broszurka ta, napisana z wielkim życiem i przystosowana tonem polemiki do tonu paszkwilanta, ostro odpiera zarzuty, przez antagonistę podniesione, i wykazuje na licznych przykładach znaczenie kulturalne kapłana katolickiego.
Obóz przeciwny nie został dłużny w odpowiedzi, bo w obronie Cygana z gandziarą prawdy wnet się ukazały broszurki bezimienne: Sekundant bezbronny (Warszawa 1792), oraz Fajerka, pełna ognia, które znów Surowiecki zwalczał w swym Pythonie.
Kiedy mianowicie ukazała się w Warszawie na scenie r. 1789 sztuka pt. Saul, której autor, mianujący się Lipsko-Warszawskim diabłem, wyszydził Biblię i osoby biblijne, Surowiecki skomponował w odpowiedzi tragedię pt. Python, lipsko-warszawski diabeł, kontr-tragedia na tragedię Saul, wyjęta z Pisma św., grana przez aktorów tamtego świata w r. 1789, a w r. 1792 światu ziemskiemu objawiona – w Warszawie. Rzecz cała obejmuje 5 aktów.
Pierwszy akt przedstawia scenę w niebie, gdzie św. Michał Archanioł z niebianami skarżą się przed tronem Najwyższego na niesłychane rozpasanie obyczajowe między ludźmi, co przypisują wytężonej pracy i nadmiernym zabiegom piekła. ˝Tu mi jeden powiada, skarży się św. Michał, że ludzie śmieją się ze wszystkich obietnic i pogróżek Twoich. Drugi prawi, że ludzie Ciebie Boga jakimsiś niby malowanym zrobili. Trzeci donosi, że duszom swoim materialną przywłaszczyli naturę. Insi insze tysiączne a wszystkie najbrzydsze, wszystkie najbezbożniejsze przedkładają nowiny. I jakżeż tu nie boleć? jak nie czuć? jak nie wyrzekać? Mojej wszakże opiece i straży zleciłeś Stwórco plemię Adamowej natury, tym samymże mnie zaszczyciłeś Szefostwem nad tymi Rejmentami, które ku ratunkowi dusz ludzkich przeznaczyła Twa dobroć˝ (str. 4). Po kolei przedstawiają takie same ubolewania nad stanem Kościoła przedstawiciel chóru anielskiego, proroków, wreszcie Apostołów. Wszechmocny wyjaśnia tej deputacji Niebian, że się znajdują w błędzie, bo to nie piekło, tylko ludzie źli wywołali sami ten smutny stan niewiary ogólnej. Za karę pobuntowania Niebian każe Wszechmocny udać się św. Michałowi do Lucypera w celu przesłuchania go i ukarania, jeżeli go znajdzie winnym.
Druga tedy scena opisuje przybycie do piekieł anioła, jako zwiastuna komisji niebieskiej pod przewodnictwem księcia Michała. Wszczyna się w piekle niesłychany rozgardiasz, odbywa się narada, jakby najgodniej przyjąć taką deputację, i postanowiono huknąć z gardzieli 10000 armat Salve księciu niebieskiemu. Kiedy konnica św. Michała już się zaczęła ukazywać, zawołał Lucyper:
˝Podajcie perspektywę (patrzy). Ah! w rzeczy samej tak jest (do Ordynansa), niech zwolna ruszają się Rejmenta, nam poprzedzić je trzeba.
Asmodeusz: Przecież Wasza X-ca Mość nie pójdziesz pieszo; tak nie wypada na powagę jego.
Lucyper: Prawda i to; niechże mi wyprowadzą konia. (Sam do siebie): Trzebaćby się to najprzedniej pokazać (myśli, myśli). Hej, niech tam Woltera okulbaczą pode mnie! (do Ministra): On przecie coś okazalszego nad insze moje bestie; a przy tym on Majster do strojenia dzisiejszo-modnych saltów! (do Koniuszego) Tak jest jak powiedziałem: Woltera okulbaczyć pode mnie!
Beelzebub: Skoro Wasza X-ca Mość Woltera, tedy ja biorę Russa.
Lucyper: Bardzo szykownie!
Asmodeusz: A ja proszę o p. Montesquieu.
Lucyper: I to po składzie.
Beelphegor: Ja zaś o p. Mirabeau.
Lucyper: I na to zgoda. Ale czas, już siadajmy, Xiąże Michał się zbliża!˝ (str. 54, 55).
Następuje pełne ˝attencyi˝ przywitanie. Lucyper łzy roni i obciera na wspomnienie czasów koleżeństwa z św. Michałem, i każe przybywać swym kurierom z ˝raportami˝ a to z Francji i z Warszawy. Michał zdumiał się, że nad całym Paryżem czuwał tylko jeden diabeł kulawy, a nad Warszawą także jeden, i to jednooki. Ale z relacji tych wysłańców piekła przekonał się, że zupełnie nie potrzebowali posiłków, bo piekło ma w czasie panowania filozofii ˝deistowskiej, naturalistowskiej i ateistowskiej˝ Woltera i Oświeceńców polskich zupełne wakacje. Skonfundowany wraca tedy do nieba, gdzie Bóg robi mu wymówki za jego niedowierzania oraz za oczernianie szatanów niesłusznymi podejrzeniami. Na to przybywa anioł, obserwator życia warszawskiego, i opowiada ze strasznym smutkiem o pohańbieniu wielu Niebian przez pismaka (˝świstaka˝), który się nazwał Pythonem Lipsko-Warszawskim. Wyprawia tedy Michał Archanioł owe wyśmiane w teatrze warszawskim osobistości biblijne z nieba na ziemię pod przewodnictwem Mojżesza.
Ten Trybunał Niebian zagląda naprzód do Palestyny, ale wskutek rady św. Pawła, także zbluźnionego przez Pythona, udano się do Polski.
˝Mojżesz: Co ci się zdaje? Jakimże sposobem go na nasz Sąd sprowadzimy? ta harda bestia (tj. Python warszawski) nie usłucha pozwu.
Paweł: Ani myśl o tym: jemu pozew zasyłać, byłoby trochę gorzej, niż rzucić perłę przed wieprza.
Mojżesz: Toć jest sposób na niego: każemy porwać gwałtem, związać, skrępować i skneblować hultaja: jedno że niemasz kogo użyć do tej posługi. Nasz Xiąże Michał z wielką ochotą dałby Rejment Aniołów: ale czy przystałożby Świętym Aniołom takiego infamisa prowadzić?
Paweł: Uchowaj Boże! tak nie wypada.
Mojżesz: Więc (moim zdaniem) inszej rady nie ma: tylko trza zasłać Mandat do piekła, żeby Lucyper które sto diabłów na usługę przypławił.
Paweł: Ah! po cóż tylu? Niech stanie z dziesięciu, będzie dosyć tymczasem; wszak jeden z nich tysiąc Lipsko-Warszawskich Pythonów strawiłby i z nogami.
Mojżesz: Niechże i tak będzie; piszę na dziesięci Mandat.
Paweł: Mnie jeszcze jedna myśl rozwinęła się w głowie; nie wiem..................................