- W empik go
Książę Bismarck jako mówca - ebook
Książę Bismarck jako mówca - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 364 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
napisał
F. K.
(Oddruk z Biblioteki Warszawskiej z m. Stycznia do Kwietnia 1882 r.).
Warszawa.
Skład Główny w Księgarni E. Wende i Spółki.
Krakowskie-Przedmieście, Nr. 412a.
1882.
Дозволено Цензурою. Варшасa 15 Апргьдя 1882 года.
W drukarni J. Bergera, Elektoralna Nr. 14 w Warszawie.
KSIĄŻĘ BISMARCK JAKO MÓWCA (1).
Czytający dzienniki, od jakich lat 20-tu, z żadnem nazwiskiem zapewne tak często się nie spotykali, jak z nazwiskiem księcia Bismarcka, obecnego kanclerza cesarstwa Niemieckiego. A ileżto razy i w ilu postaciach, spotykali go wielbiciele Kladderadatscha, z charakterystycznem! trzema włoskami na potężnej łysinie, które, jakby trzy palce, stojące obok siebie, dodają, jeszcze grozy tej marsowej twarzy i olbrzymiej figurze, nie bez słuszności, zwanej "żelaznym księciem!" Nie brak też i życiorysów, mających uwiecznić zasługi jego, położone tak dla mniejszej, praskiej, jak i dla większej, niemieckiej ojczyzny. Wiele w tych biografiach kultu specyalnie pruskiego, który, późniejsze pokolenia, gdy się karta historyi odwróci i gdy zdala patrząc na niego, zasiądą do przetrząsania tajnych dyplomatycznych aktów, może zmodyfikują. Tymczasem jednak, w oczach spółczesnego pokolenia niemieckiego, a nawet dalszych narodów, jestto najznakomitszy dyplomata i mąż stanu, z którym niewielu porównałby można.
Postać taka zajmuje spółczesnych pod każdym względem, bo jest wcieleniem niejako bieżącej historyi, a dzięki powodzeniom, zyskuje w wyobrażeniach wielu, urok siły niezwyciężonej, Więc i parlamentarne jego turnieje, nietylko nie uszły baczności ludzkiej, gdy się rozgrywały w sejmach niemieckich wielkie sprawy spółczesne; lecz wydano je drukiem, ażeby dorzucić nowy liść do wieńca chwały, najpopularniejszego dzisiaj w Niemczech męża. Te właśnie turnieje sejmowe, czyli przemówienia, miaue w ciągu lat prawie 20-tu, w sejmach pruskich i parlamencie niemieckim, wydano w trzech tomach, obejmujących mowy księcia Bismarcka po rok 1881. Są to mowy najcelniejsze, – (1) 1) Ausgewählte Reden des Fürsten von Bismarck. Erster Theil. Reden aus den Jahren 1862 – 1870. Berlin, 187 7 (L – 491). – 2) Zweiter Band. Reden aus den Jahren 1871 – 1877. Berlin. 1881. (XV – 522). 3) Dritter Band. Heden uns den Jahren 1871 – 1881. Berlin, 1881 (XVI – 800).
wybrane z wiciu mniejszych i mniej ważnych, które pozwalają, cudzoziemcowi ocenić retoryczny talent, siłę argumentacji, trafność uwag, sarkastyczny, czasami gruby dowcip wielkiego statysty pruskiego i już z tego tytułu, jako utwór literacki, zasługują na uwagę. Nasuwa się… czytelnikowi, przy ich czytaniu, mimowoli porównanie z wielkimi mówcami starożytności i nowszych czasów, rozmaitych narodów; przypomina się spory ustęp historyi spółczesnej i zmiany, którym uległa mapa Europy; słowem, lektura staje się, jeżeli nie bardzo ponętną, zato bardzo nauczającą. Względy te jednak nie skłoniłyby nas do pracy nad tym przedmiotem, gdyby mowy księcia Bismarcka były czysto niemieckie lub pruskie, gdyby dotykały spraw tylko tych krajów i nie zawierały nic ogólniejszego, coby mogło zainteresować niekoniecznie samych Niemców, ale i dalszych ludzi. Nas znowu interesują te mowy… nietylko temi ogólno-ludzkiemi poglądami ks. Bismarcka, na sprawy spółczesne, lecz temi szczególnemi przeciw nam wycieczkami, których w zbiorze obecnym kilka umieszczono. Usłyszeć, co o nas tacy ludzie, jak ks. Bismarck sądzą, może być rzeczą nauczającą, choćby nie bardzo przyjemną; nauczającą zaś dlatego, że od nieprzyjaciół częściej o sobie dowiadujemy się prawdy, niż od przyjaciół. Może to wreszcie nie być całkowita prawda, bo namiętność polityczna zaślepia nieraz nawet realistycznych polityków i mowców, równie jak i innych ludzi; zawsze jednak znajdzie się tam choć część prawdy, której warto posłuchać.
Mógłby ktoś powiedzićć, że to rzeczy znane i stare; przypominać ich nie warto. Otóż, co do tego, odpowiadamy, ze wprawdzie w swoim czasie dzienniki nasze podawały streszczenia telegraficzne w kilku lub kilkunastu wierszach mów ks. Bismarcka, które nas dotyczyły; ale takie króciutkie wiadomości niewiele uczą i dziś już nikt ich nie pamięta. Ponieważ zaś mowy te obecnie wyszły w całej rozciągłości i w formie autentycznej, a ich autor dotychczas nie przestaje swoją osobą zajmować świata; więc przypomnienie tych starych rzeczy, może niejednego z naszych czytelników zajmie, a może i nauczy jakiegoś faktu, wrazi w umysł jaką prawdę, co byłoby już pewnym rezultatem z tej wędrówki, po niedawno minionej przeszłości.
Postąpimy więc sobie tak, żeby zająć myślącego czytelnika; przypomnimy mu pokrótce życie kanclerza niemieckiego; powtóre, scharakteryzujemy poglądy jego na sprawy ogólniejszej natury, o ile je w mowach swoich traktował; a nareszcie i najdłużej zabawimy się nad mowami, które nas dotyczą.I.
Miarą potęgi, znaczenia i wpływu męża stanu, polityka, a nawet mniej wysoko stojących ludzi, jest, do pewnego stopnia, suma nienawiści, jaką tenże przeciw sobie, wśród współczesnych, obudził. Jestto wprawdzie miara, jak nazywają, tylko negatywna; ale i to pewna, że człowiek pospolity, nie górujący nad innymi ani rozumem, ani dokonanemi czynami, nie zawadzający nikomu, potulny, nie budzi w bliźnich swoich zazdrości, a tem samem i nienawiści. Że tale bywało zawsze i tak się dzieje ciągle w naszych czasach, dowody można znaleźć w dziejach starożytnych i nowożytnych, w obcych i naszych. Że fakt ten powtórzył się na księciu Bismarcku, to również rzecz wiadoma, do dziśdnia trwająca. I on sam wić o tem doskonale, a nietylko wie, ale publicznie to wyznaje i tę powszechną nienawiść ku sobie, uważa za swój zaszczyt największy. Oto na posiedzeniu izby poselskiej sejmu pruskiego, w r. 1874, ks. Bismarck tak o tej nienawiści mówił: "Gdybym się chciał, moi panowie, zajmować zbijaniem tego wszystkiego, co przeciw mnie drukowano, albo choćby tego tylko, co w duchu stronnictwa środkowego przeciw mnie drukowano, nie podołałoby temu żadne biuro prassowe, żaden kapitał Welfów; trzebaby utworzyć osobne ministeryum, ażeby chcieć to przynajmniej przeczytać. Otóż, mam ja to sobie za zaszczyt! W całem mojem życiu politycznem, które ubiegało wśród rozmaitych zawikłań polityki europejskiej i ciągle było oddane obronie spraw mojego króla i mojej ojczyzny, spotkał mię zaszczyt, żem miał bardzo wielu nieprzyjaciół. Przejdźcie od Garonny, aż do Wisły i od Bełtu aż do Tybru, poszukajcie nad brzegami rzek krajowych Odry albo Renu, a przekonacie się, że jestem w tej chwili najbardziej, a dodaję z dumą, i najserdeczniej nienawidzonym człowiekiem."
Jeżeli tak jest, a że jest, temu nikt nie zaprzeczy, pytanie: dlaczego ks. Bismarck został tak znienawidzonym? Odpowiedź na to pytanie, znajduje się we współczesnej historyi Niemiec najprzód, a następuie całej Europy. Chcąc odpowiedź tę roztoczyć przed czytelnikiem, należałoby mu przypomnieć szczegóły dziejów europejskich, przynajmniej z ostatnich lat 20-tu. Otóż, byłoby to zbytecznem w tem miejscu, zwłaszcza że pokolenie nasze ma te dzieje w pamięci bardzo żywej, a nadto nie brakuje dzieł w bieżącej literaturze europejskiej, z których łatwo można sobie owe szczegóły przypomnieć. Nam tu chodzi tylko o jednę, malutką cząstkę parlamentarnej wymowy ks. Bismarcka; spodziewamy się jednak, że i ta cząstka, gdy ją czytelnik pozna, utwierdzi w nim przekonanie, iż znakomity statysta pruski, nie mylił się, gdy mówił o sobie, że jest człowiekiem obecnie gruntownie i serdecznie znienawidzonym, nietylko nad Garonną i w okolicach Bełtu, lecz aż nad Wisłą. Sprawozdaniem atoli niniejszem, lubo jest pisane nad Wisłą, nie kieruje bynajmniej nienawiść, choćby dlatego, że to szpetna wada, a co ważniejsza, że sąd nasz o ludziach i rzeczach wypacza: nam zaś chodzi o sąd bezstronny, nawet względem tego, kto nas tak serdecznie, jak ks. Bismarck, nienawidzi.
Chociaż na biografiach, apoteozujących "żelaznego księcia," zwłaszcza w literaturze niemieckiej, nie zbywa, u nas jednak mniej one są, znane: dlatego, nim do rozbioru mów jego przystąpimy, chcemy przypomnieć czytelnikowi główniejsze fakta z życia kanclerza niemieckiego.
Otton Edward Leopold książę von Bismarck, kanclerz państwa Niemieckiego, urodził się 1 kwietnia 1815 r. w Schönhausen, w Starej Marchii (Altmarck). Ród Bismarcków, oddawna osiadły w Starej Marchii, liczy wśród członków swoich, bardzo wielu, względem tronu i ojczyzny, zasłużonych mężów. Ojciec kanclerza, Karol Wilhelm Ferdynand von Bismarck, odbywał kampanią przeciw rzeczypospolitej Francuzkiej (1792 – 1796 r.), następnie wziął dymisyą, jako rotmistrz i objął gospodarstwo w majątku rodzinnym. W Berlinie, gdzie zimą po kilka miesięcy przebywał, poznał Ludwikę Wilhelminę Menken, córkę radcy gabinetowego Menkena i ożenił się z nią w r. 1806. Z tego małżeństwa urodziło się kilkoro dzieci, z których, czwartem z rzędu, był dzisiejszy kanclerz. Od najmłodszych lat, dziecko okazywało szczególną żywość temperamentu i pogodne, wesołe usposobienie. Pierwsze dziecinne lata upływały mu w Kniephofie na Pomorzu, dokąd się rodzice w r. 1816 przenieśli. Gdy doszło roku 7-go, oddali je rodzice na pensyą męzko, utrzymywaną w Berlinie przez profesora Plamanna, w celu przygotowania chłopca do gimnazyum. Trwało to do r. 1827, poczem młody Bismarck zaczął uczęszczać do gimnazyum Fryderyka Wilhelma, a następnie do gimnazyum zum grauen Kloster, pod kierunkiem profesorów Prevost'a i Bonnela. Pod względem religijnym, kierował nim Schleiermacher, który go też przedtem ochrzcił. W r. 1832 udał się młodzieniec, najprzód do uniwersytetu w Getyndze, dla słuchania prawa i bawił tam do r. 1833, poczem wrócił do Berlina i tu studyów akademickich dokończył. Złożywszy egzamen rządowy (Staatsexamen), wszedł w r. 1835 do służby rządowej i rozpoczął ją jako auskultator, przy sądzie miejskim berlińskim. Po roku wszakże porzucił linią sądową i przeszedł do służby administracyjnej, najprzód w Akwizgranie, a od 1837 r. w Potsdamie. Następnie odbył służbę wojskową w korpusie strzelców gwardyi.
Po skończeniu służby wojskowej, co trwało rok jeden, objął Bismarck, wraz ze starszym bratem, zarząd dóbr ojczystych: Kniephofu, Külzu i Jarchelina (1839 r.). Gdy starszy Bismarck został w 1841 r. wybrany na landrata powiatu naugardzkiego i przeniósł się do miejsca urzędowania, objąwszy na siebie zarząd Külzu, wtedy młodszy brat administrował Jarchelinem i Kniephofem, a zaś ojciec pozostał w Söchonhausen. Tak więc przyszły kanclerz zajął się gospodarką, i jak biograf zapewnia, oddawał się jej z zapałem; obok tego uprawiał historyą, teologią i filozofią, oraz znalazł czas na wycieczkę do Francyi i Anglii. Powróciwszy, znów wszedł, lubo na krótko, do służby rządowej w Potsdamie. Niedługo potem, widzimy go deputowanym z swojego powiatu, zastępującym brata landrata i niebawem deputowanym z dóbr rycerskich do sejmu prowincyonalnego. Małoważne jednak sprawy, traktowane w tem zgromadzeniu, tak go znudziły, że zaraz po pierwszej sesyi, złożył mandat.
Gdy w r. 1845 umarł ojciec, Bismarck oddał bratu dobra Jorchelin, a sam objął w zarząd gniazdo rodowe Schönhausen. Szlachta powiatu jerychowskiego, wybrała go na deputowanego do sejmu prowincyi Saskiej, który obradował w Merseburgu. Było to w r. 1847/8 i od tego czasu zaczyna się polityczny zawód teraźniejszego kanclerza Nastały czasy niepokoju w całej Europie, który dotknął i monarchii Pruską: król dał swojemu narodowi konstytucyą, zwołano izby. Bismarck znalazł się w izbie poselskiej, jako deputowany z kraju zachodniej Haveli (okrąg wyborczy Zauche-Belzich-Brandenburg). W toczących się obradach, Bismarck brał żywy udział, jako jeden z wybitniejszych postów i należał do prawicy, walcząc z przywódzcami stronnictw radykalnych i demokratycznych (1849 r.). Wkrótce izba została rozwiązana, a w zwołanej następnej, która miała przedsięwziąć rewizyą konstytucyi, znowuż znalazł się i Bismarck. Następnego roku (1850), zasiadał w parlamencie erfurckim, który nadziei Niemców nie ziścił. Upokorzenie, jakiego wkrótce potem Prusy od Austryi w Ołomuńcu doznały, żywo go ubodło; jednakże stał wiernie i mocno przy tronie, albowiem, jak mówił "dzielny patryota, wtedy, gdy król jego upokorzeń doznaje, tem mniej opuszczać go powinien." Tegoż, 1850 r., wystąpił przed izbami pruskiemi ze zdaniem o polityce rządowej; mówca oburzał się, na poddanie Prus Austryi, chciał on pokojowego i zgodnego działania obu państw, w sprawach niemieckich i w Związku. Napaści, których przedmiotem była królewskość w pierwszych parlamentach i sejmach pruskich ze strony demokratów, budziły w Bismarcku mocne niezadowolenie, z którem się nie taił, krusząc kopie w obronie króla. Okoliczność ta zwróciła uwagę sfer rządzących na młodego polityka. Kiedy w r. 1847, przyszły kanclerz odbywał podróż poweselną, spotkał się niespodziewanie z królem pruskim w Wenecyi. Fryderyk Wilhelm IV zaprosił go do stołu i długo o sprawach niemieckich z nim rozmawiał; przy tej sposobności Bismarck zapoznał się z ministrami i światem dyplomatycznym. Zwróciły się na niego oczy wszystkich, zaczął zyskiwać zaufanie, dzięki zdolnościom niepospolitym i otwartości charakteru. Rząd pruski potrzebował mieć wówczas we Frankfurcie przy bundestagu posła, któryby się podobał Austryi, a z drugiej strony umiał bronić interesów pruskich. Wtenczasto mianowano Bismarcka pierwszym sekretarzem poselstwa pruskiego we Frankfurcie, z tytułem radcy legacyi (1851 r.); w kilka miesięcy potem, został już sam stałym posłem tamże. Na tym urzędzie przyjrzał się zblizka intrygom dyplomatycznym, poznał plany Austryi i zamiary Francyi i już wtenczas powziął myśl zmienienia stanowiska Prus względem Austryi.
Podczas pobytu we Frankfurcie, wszedł Bismarck do izby panów, z tytułu posiadłości swojej Kniephofu, którą gdy sprzedał, powalał go król rozkazem swoim do tejże izby, na członka dożywotniego (1854 r.). Nudny pobyt we Frankfurcie, przerywały mu urzędowe podróże do Berlina, kilkakrotne wycieczki do Francyi i missya do Wiednia. Co do udziału i wpływu w bundestagu, nic wiodło się krewkiemu ambasadorowi pruskiemu, wszelkie bowiem jego zabiegi, paraliżowała z jednej strony czujność Austryi, z drugiej obawa drobnych państw związkowych, żeby się nie dostały pod hegemonią pruską. Rezultaty więc, które osiągnął, były bardzo skromne, ograniczone do wznowienia traktatów celnych i wciągnięcia do związku celnego państewek północno-zachodnich.
Wbrew życzeniu, przeniesiono Bismarcka na poselstwo do Petersburga (1859 r.); niezadowolenie to jednak, jeżeli było rzeczywiste, ustąpiło, albowiem nadarzała się mu sposobność przyjrzenia się dyplomacyi w większym stylu, aniżeli we Frankfurcie; zebrane tu doświadczenie umiał potem dobrze spożytkować. Tymczasem w Prusach z powodu przewlekłej choroby króla, naczelna władza przeszła w ręce brata jego, księcia Wilhelma (1858 r.). Nastała nowa era w polityce pruskiej; ministeryum Manteufel-Westphalen ustąpiło miejsca nowemu, z Hohenzollernem na czele; postanowiono zerwać z polityką inaugurowaną w Ołomuńcu.
Podczas wojny włoskiej z 1859 r., Prusy były zmuszone uruchomić część swojego wojska: przy tej sposobności okazały się braki, które książę regent postanowił naprawić i armią zorganizować, co już mowa królewska w 1860 r. zapowiadała. Pomimo oporu, ze strony liberalnych posłów, reorganizacyą wojska przeprowadzono; w dziele tem najwięcej zasług położyli: minister wojny Roon i naczelnik sztabu generalnego Moltke.
Bismarck zyskiwał tymczasem coraz bardziej zaufanie regenta, który go często z poselstwa w Petersburgu do swojego boku przyzywał, jak np. latem w Baden-Baden 1861 r. i następnie tegoż roku, podczas koronacyi, odbytej w Królewcu. Następnego roku, na wiosnę, odwołano Bismarcka z Petersburga i posłano go do Paryża, gdzie jednakże tylko kilka miesięcy ambasadę sprawował i już we wrześniu 1862 r. wrócił do Berlina. Krótki ten pobyt jednakże pozwolił mu wytropić zamysły rządu francuzkiego, co do granicy Renu. Kiedy sejm pruski odmówił rządowi funduszu, potrzebnego na reorganizacją armii, wyniknął ztąd długi konflikt, między tronem a reprezentacyą narodu, i w tym czasie król powierzył Bismarckowi prezesostwo gabinetu, oraz kierunek spraw zagranicznych (8 października 1862 r.) Od tej chwili rozpoczął nowy prezes ministeryum czteroletnią walkę w imieniu rządu z izbą deputowanych, którą ciągle rozwiązywano, a mimo tego z nowych wyborów wychodzili jeszcze bardziej opozycyjni posłowie; trzeba więc było rządzić bez sejmu i obywać się bez jego zezwolenia na pobór środków pieniężnych. To rzeczywiście gromadziło chmury niezadowolenia nad głową Bismarcka; ale pomyślna wojna z Danią, następnie odepchnięcie Austryi i pobicie tejże na głowę w r. 1866, rozbroiło niechętnych, a przedewszystkim pokazało narodowi, jakie potężne i skuteczne narzędzie zyskał w zreorganizowanej armii, o którą właściwie toczył się ów spór długoletni. Za oddane usługi mianował król Bismarcka hrabią (1865 r.). Po szczęśliwej wojnie z Austryą i jej niemieckimi sprzymierzeńcami, po utworzeniu związku Północno-Niemieckiego, należało pomyśleć o pojednaniu się z reprezentacyą krajową. I to w części udało się szczęśliwemu ministrowi szereg środków prawodawczych, liczne traktaty handlowe, pocztowe i t… p., postawiły nowy Związek Niemiecki na nogi. Obudziła się Francya spostrzegłszy, jak, dzięki swojej neutralności w wojnie austryacko-pruskiej, pozwoliła niebacznie na wzrost groźnego sąsiada. Nowa wojna wisiała w powietrzu: Prusy i pierwszy ich minister, nie lękali się jej mając potężną armią na pogotowiu.
Nim jeszcze Bismarck wszedł do ministeryum, proponowała Francya Prusom kilkakrotnie, by ich kosztem mogła sobie sprostować granicę swoję od strony Renu. W maju 18615 r., poseł francuzki proponował Bismarckowi przymierze, którem Napoleon III obowiązywał się prowadzić łącznie z Prusami wojnę przeciw Austryi, a za to żądał ustąpienia kawałka kraju nad Renem. Ofiary nie przyjęto, a Napoleona łudzono, że jakoś się to wyrówna. Po zawartym traktacie pokoju z Austryą, Napoleon znów, w nagrodę swojej neutralności, żądał ustąpienia kawałka Palatynatu i prowincyi Nadreńskiej. Król pruski odpowiedział, że nie ustąpi "ani piędzi ziemi niemieckiej;" a gdy rząd francuzki wystąpił z ultimatum, żądając albo ustąpienia terytoryum, albo przyjęcia wojny, Bismarck odrzekł: "Zgoda na wojnę!" Wojna jednakże odwlekła się na lat kilka. Tymczasem Francya zaproponowała znów kupno Luksemburga. Sprawa przybrała groźny obrót i wiszącą wojnę ledwie zażegnała konferencya londyńska (1867 r.). Napoleon wystąpił zaraz z nowym projektem, którego ofiarą miała paść Belgia; równocześnie prawie kortezy hiszpańskie wybrały na króla swojego księcia Leopolda von Hohenzollern-Sigmariugen, brata teraźniejszego króla Rumunii. Jakkolwiek rząd francuzki wiedział o układach, które generał Prim z tym księciem prowadził, jednak doznawszy niepowodzenia w swoich projektach co do Belgii, uznał owę kandydaturę Hohenzollerna do tronu hiszpańskiego za niebezpieczną dla Francyi i uczynił z tego pretekst do wojny (lipiec, 1870 r.). Bismarck tego tylko czekał: zwołany sejm na sesyą nadzwyczajną, usłyszał jedyne rządowe zawiadomienie o wypowiedzeniu Prusom wojny ze strony Francyi.
Przebieg i rezultaty wojny francuzko-pruskiej, tkwią jeszcze w świeżej pamięci spółczesnego pokolenia; pokój frankfurcki, tak upakarzający dla Francyi, przygotował Bismarck w poprzedzających układach z Juliuszem Favrem i Thiersem a olbrzymie koszta wojenne, oraz utrata Alzacyi i Lotaryngii, spadły na Francyą, jako kara za lekkomyślność jej cesarza. Wszystkie te zdobycze, zawdzięczają Prusy przeważnie Bismarckowi. Pomyślny wynik wojny fraucuzko-pruskiej, pozwolił na dalsze i ściślejsze jednoczenie Niemiec; linia Menu, dzieląca je po wojnie austryacko-pruskiej na północne i południowe, znikła: drobni książęta musieli prosić króla pruskiego, by się ogłosił cesarzem niemieckim (w Wersalu 1870 r.). Stało się, co przedtem mówił Fryderyk Wilhelm IV "że koronę cesarską można zdobyć tylko na placu boju," a co innemi słowy powtórzył Bismarck jeszcze w 1862 r., że
"wielkie sprawy spółczesne rozstrzygają się nie za pomocą mów i wotów parlamentarnych, jak mylnie sądzono w 1848 i 1849 r., lecz za pomocą krwi i żelaza.'' Tym sposobem Bismarck osiągnął pierwszy wielki cel swojej polityki: upokorzenie Francyi i zjednoczenie, lubo jeszcze niezupełne Niemiec. Za te powodzenia cesarz mianował go księciem (1871 r.).
Drugim ważnym celem polityki, nowo kreowanego księcia, była wewnętrzna organizacya wskrzeszonego cesarstwa, której na przeszkodzie stanął kościół katolicki, broniący swojej niezależności od chłonącego w siebie wszystkie odrębne instytucye, cezaryzmu. Ta chęć jednoczenia i podciągania wszystkiego pod wszechwładztwo państwa, uwikłała Prusy i ich kanclerza w długoletni spór z Rzymem, t… j… ze stolicą papiezki!, spór, trwający do dziśdnia, a noszący nazwisko Kulturkampfu, jakby walki między światłością, której przedstawicielem jest państwo, a ciemnościami, które wyobraża kościół katolicki. Już po bitwie pod Königsgrätzem i złamaniu Austryi, miał się odezwać kardynał Antonelli, że "świat się zapada." Jakoż, w istocie, nastały czasy niepomyślne dla kościoła w całej Europie, nawet w krajach katolickich. Zjednoczone Włochy zaczęły ograniczać papieża i stolicę apostolską w wykonywaniu jej władzy; Austrya zniosła w r. 1870 konkordat, zawarty z Rzymem (1855 r.); na katolicki tron hiszpański, wstąpił, lubo na krótko, syn Wiktora Emanuela; we Francyi, rząd republikancki nie okazywał się wcale skłonnym do popierania papieztwa, a Włosi, korzystając z powszechnego zamieszania, ogłosili Rzym za stolicę swoję. W Prusiech panował do czasu wojny austro-pruskiej, na polu kościelnem, pokój i tolerancya, której im zazdrościły inne państwa. Ale gdy Austrya została zgnieciona, a tembardziej, gdy się Francyi powinęła noga, wystąpił w Prusach stary antagonizm, między katolicyzmem a protestantyzmem, którego wojownikiem i heroldem stał się książę Bismarck. Nie napróżno studyował on teologią w swoich pomorskich dobrach, gdy jeszcze nie myślał być kanclerzem: przydała mu się ona teraz do uczenia papieża i biskupów, jakie są ich obowiązki względem państwa. Pomimo tego wszakże, jakkolwiek cenimy teologiczną wiedzę księcia kanclerza, trudno się z nim zgodzić w pojmowaniu tej walki z kościołem, jakoby to był odwieczny spór katolicyzmu z protestantyzmem. Jestto raczej wznowiony z czasu Hohenstaufenów bój, między papieztwem a cesarstwem, o supremacyą jednego nad drugiem, co sam poźniej przyznał. Tymczasem, z początku swojej karyery, w mowie, mianej 1872 r., w pruskiej izbie panów, inaczej ten konflikt pojmował. Wspomniawszy o przykładnej zgodzie, panującej dotychczas w Prusach między rządem a kościołem katolickim, tak dalej mówił: "Pokój ten jednakże zaczął się chwiać, od czasu, gdy Prusy ze swoją dynastyą ewangelicką wzrosły w potęgę. Póki w Europie, obok Prus, stały dwie potęgi katolickie, z których każda sam na sam wzięta, zdawała się być dla kościoła katolickiego silniejszą podstawą, aniżeli Prusy, zażywaliśmy pokoju; zaczął się on jednak chwiać, gdy potęga, będąca właściwie w Niemczech ogniskiem wpływu rzymskiego, uległa w wojnie 1866 r., gdy się wyraźnie na horyzoncie zaczęła ukazywać przyszłość ewangelickiego cesarstwa w Niemczech." Zawielką… tu wagę, naszem zdaniem, przywiązuje książe Bismarck do ewangelickiego charakteru dynastyi i państwa gdy każdy widzi, że spór się toczył nic o dogmata obu wyznań, ile raczej o władzę, o pochłonięcie w idei państwa wszelkiej, ile tyle niezależnej instytucyi.
Zachwianie pokoju religijnego w Niemczech, o którem Bismarck mówił, datuje się od r. 1866, mianowicie od czasu, gdy katolicka ludność Bawaryi przewidując pochłonięcie swojej ojczyzny przez Prusy, zaczęła tak w sejmie jak i w dziennikach piorunować na żarłoctwo pruskie. Powtórzyło się to na mniejszą skalę również w prowincyi poznańskiej. Ówczesny pruski minister wyznań v. Mühler patrzał obojętnie na agitacyą katolicką, która znajdowała poparcie w departamencie katolickim istniejącym przy ministeryum wyznań. Trzeba więc było usunąć tak ministra wyznań jak i departament katolicki. Jakoż, miejsce v. Mühlera zajął głośny w swoim czasie pomocnik ks. Bismarcka p. Falk (1872 r.), który miał przeprowadzać tak zwane prawa majowe wymierzone przeciw katolikom niemieckim i pruskim. Wydział wyznań katolicki zniesiono i zaprowadzono trybunał złożony z ludzi świeckich i niekatolików do sądzenia spraw, wynikających z przekraczania ustawodawstwa majowego. Inicyatorem tych środków represyjnych przeciw katolicyzmowi był Bismarck, przy współudziale parlamentu niemieckiego i sejmu pruskiego. Biografowie ks. Bismarcka naznaczają datę otwartego rozpoczęcia wojny z kościołem katolickim, od czasu ogłoszenia przez sobór watykański dekretu o nieomylności papieża (1870). Był to oczywiście tylko pozór, gdyż dla protestanckiego narodu i państwa, dekret ów nie mógł mieć tego znaczenia, co dla katolików; a jednak pamiętamy, że dziennikarstwo protestanckie więcej się nim zajmowało niż katolickie, siejąc niezgodę między wyznaniami.
Katolicy Prus i nowego cesarstwa Niemieckiego widząc się zagrożonymi, utworzyli zwarte stronnictwo polityczno w parlamencie, zwane środkowem, które dotychczas dzielnie, i jak obecnie zdaje się skutecznie, walczy w obronie wolności swojego wyznania. Jest ono najczęściej tarczą, do której książę Bismarck kieruje sarkastyczne pociski swojej wymowy, i o którem kanclerz w roku 1871, podczas rozpraw nad etatem wydziału wyznań wyraził się, że "uważa za najpotworniejsze zjawisko utworzenie się frakcyi wyznaniowej w stronnictwie politycznem." W ślad zatem, poszły prawa karne przeciw duchownym nadużywającym ambony (1871 i nowella z 1870 r.), zniesienie sekcyi katolickiej w wydziale wyznań, i prawo odejmujące proboszczom nadzór nad szkołami elementarnemi. Ks. Bismarck nie wahał się zarzucać katolikom zdrady państwa, gdy w apostrofie do duchowieństwa zwróconej, mówił: "wam bardziej na sercu leży kościół katolicki stający poprzek rozwoiowi Niemiec, niż szczęście ojczyzny." Język podobny nie nadawał się do jednania zwaśnionych, a szybko następująco po sobie zdarzenia, jeszcze ich bardziej jątrzyły. Tak, gdy w parlamencie niemieckim przyszło na stół obsadzenie poselstwa pruskiego przy papieżu, na które rząd pruski chciał wysiać źle widzianego w Rzymie kardynała księcia Hohenlohe, odezwał siej Bismarck: "nie bójcie się, nie pójdziemy do Kanossy ani ciałem, ani duchem;" na co liberalni hucznemi odpowiedzieli oklaskami (maj, 1872). W dalszym przebiegu rozpraw w tej materyi, chcąc uwydatnić stanowisko rządu względem kościoła i opozycyjnych biskupów katolickich, mówił: "mogę zapewnie p. Windhorsta, że wbrew pretensyom niektórych poddanych JKMości, należących do stanu duchownego, którzy sądzą, jakoby mogły być prawa krajowe dla nich nie obowiązujące, potrafimy nakazać im posłuszeństwo wszelkiemi środkami, jakie są w naszem rozporządzeniu. Naczelna władza w państwie może i musi być tylko jedna, a tą władzą jest prawo; kto prawa swojego kraju uważa za nieobowiazujące dla siebie, ten sam się wyjmuje z pod prawa." W kilka dni potem, nadeszły do parlamentu liczne petycye domagające się wygnania Jezuitów: jakoż ściągające się do nich prawo przeszło ogromną większością głosów (181 przeciw 93). Zakon jezuicki i pokrewne z nim stowarzyszenia rozwiązano. Wówczas to Pius IX. papież, na wiadomość o tem zawołał: "wkrótce oderwie się kamień od góry i zgruchocze nogi kolosu." Spór się zaogniał z dnia na dzień. Rząd pruski wystąpił z całą surowością przeciw opornym biskupom i niższemu duchowieństwu. Następnego roku 1873, uchwalono w maju głośne cztery prawa zwane odtąd majowemi, a ścieśniające wszelki swobodny ruch kościoła katolickiego. Ze strony biskupów poszły protesta, które na swoję rękę i z innych pobudek poparły protesta staroluterańskich pastorów w Hessyi i Hanowerskiem. Chcąc zrobić wyłom w katolicyzmie, rząd pruski uznał biskupa tak zwanych Starych katolików i sekcie tej zapewnił byt prawny. Nie poprzestając na wszystkich przytoczonych wyżej środkach represyjnych, sejm pruski uchwalił w roku 1874 zaprowadzenie małżeństw cywilnych, ażeby tym sposobem z rąk duchowieństwa wytrącić wszelką broń opozycyjną. Pomimo tego, ks. Bismarck zapewniał, że "kto mówi jakoby w Prusach naród został odarty z największego dobra, z religii, ze swobody wyznawania swojej wiary, ten szkaluje rząd JKMości."
Ku wielkiemu jednakże zdumieniu, pęta nałożone na katolików, mało jeszcze skutkowały. Pomimo, że setki parafii zostały bez proboszczów, że tu i owdzie w hierarchii katolickiej znalazł się duchowny, który prawa majowe obowiązał się szanować: opozycya wszakże zdawała się raczej wzrastać niż ustawać. Wtedy znów przystąpiono do obostrzeń prawodawczych. Sejmowi prukiemu złożył rząd w r. 1875 projekt do prawa o wstrzymywaniu pensyi opornym biskupom i projekt po żywych rozprawach przeszedł znaczną większością głosów. Kilku biskupom wnet odjęto pensye, zabrano i sprzedano ich mienie na opłatę kar przez trybunały wymierzanych, wydalono z kraju arcybiskupa gnieźnieńsko-poznańskiego. Gdy to nie pomagało, związano układy z Rzymem, które także do niczego nie doprowadziły tak że walka kościelna w Prusach do obecnej chwili trwa z większem lub niniejszem natężeniem i końca jej przewidzieć trudno. Duszą jej słusznie mianują Bismarcka, który wreszcie z tem się nie tai, że chciałby kościół katolicki uczynić narzędziem politycznem w ręku państwa, tak jak są wyznania protestanckie.
Laurów zdobytych przez ks. Bismarcka na innych polach tak w polityce wewnętrznej jak i zagranicznej, nie dotykamy w tem miejscu, gdyż chodziło nam tylko o przypomnienie niektórych dat i szczegółów mogących posłużyć do lepszego rozumienia tego, co nastąpi. Nie możemy się jednak odjąć chęci przytoczenia tego, co o zwycięztwach kanclerza pisał niedawno jeden z jego biografów, i jaka to cześć, niemal religijna, otacza wielkiego statystę pruskiego.