- W empik go
Książę Roman - ebook
Książę Roman - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 166 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mówiący te słowa był polskiej narodowości; należał do tego narodu, który pozbawiony życia w grobie trwa dalej żywą myślą, tchnieniem, słowem, nadzieją i męką… wepchnięty tam tysiącem bagnetów i przypieczętowany potrójną pieczęcią trzech potężnych mocarstw.
Rozmowa toczyła się o arystokracji. Czemu się nam nawinął ten właśnie przedmiot, tak dziś niekorzystnie się przedstawiający? Było to już dosyć dawno i dokładnie sobie nie przypominam, ale to pamiętam, że arystokracja nie była uważana za konieczną część składową społeczeństwa. Zdaje mi się, żeśmy zeszli na ten temat po wymianie zdań o patriotyzmie, uczuciu poniekąd też zdyskredytowanym, gdyż wrażliwość naszych wyznawców humanitaryzmu uważa je za pozostałość z czasów barbarzyńskich. A jednak nie byli barbarzyńcami, ani wielki malarz florentyńczyk, któremu myśl o rodzinnym mieście świeciła jasno do grobu; nie był również barbarzyńcą św. Franciszek, który ostatnim swym tchnieniem słał błogosławieństwo ojczystemu Asyżowi.
Aby należycie ocenić patriotyzm, potrzeba koniecznie pewnej wyższości duchowej albo szczerości uczuć, co odmówione zostało pospolitemu wyrafinowaniu nowoczesnej myśli, która ogarnąć nie może dostojnej prostoty uczucia, płynącego z samej natury rzeczy i człowieka.
Arystokracja, o której mówiliśmy, zaliczała się do najwyższej w Europie i do najwyższych w niej rodów; nie podupadła ani zubożała, nie przeistoczona ani wyzwoleńcza, ale najbardziej wyróżniająca się i wyłączna warstwa ze wszystkich warstw, dla której nawet ambicja sama w sobie nie istnieje wśród innych pobudek i drogowskazów w życiu. Kiedy niezaprzeczone prawo przewodzenia przestało być ich udziałem, sądziliśmy, że w czasach politycznych czy narodowych przewrotów muszą im utrudnić stanowisko ich wielkie fortuny, ich kosmopolityzm, wypływający z szerokich koligacyj, i wywyższone stanowisko, przedstawiające tak mało do zyskania, a tak wiele do stracenia. Skoro nie ma już możności rozkazywania, co stanowi istotę arystokracji, nie pozostaje jej nic innego, jak trzymać się z dala od wielkich wybuchów namiętności tłumów.
Doszliśmy do tego wniosku właśnie w chwili, gdy uczyniono wzmiankę o dawnych dziejach i o r. 1831, po czym mówca mówił dalej:
– Osobiście nie znałem wówczas księcia Romana; pamięć moja nie sięga owych czasów, choć zaczynam już odczuwać ciężar wieku, ale tak stary jeszcze nie jestem. Książę Roman ożenił się w roku urodzin mego ojca, tzn. w r. 1828. Nie potrafię powiedzieć, ile miał lat, ale miał ich mniej niż nowo rozpoczęte dziewiętnaste stulecie, gdy wstępował w ten ze wszech miar świetny związek małżeński, bo brał osieroconą jedynaczkę, pannę młodziutką, cudnej urody, która mu jako wiano wnosiła świetne nazwisko i wielką fortunę.
Książę, wyróżniający się od reszty kolegów niezwykle myślącą i poważną naturą, był wtedy oficerem gwardii cesarskiej i zakochał się bez pamięci w tej ślicznej, o wielkim sercu, istocie. Nie odznaczał się wielomównością: ale spojrzeniami, zachowaniem i całym sobą mówił wybranej kobiecie o swym bezgranicznym uwielbieniu, które ona oddawała mu w cudownie szczery i uroczy sposób.
Zdawało się, że płomień tego czystego, młodzieńczego kochania płonąć będzie wiecznie: przez jeden sezon zimowy zdołał on rozgrzać nawet cyniczną atmosferę wielkiego świata petersburskiego. Sam cesarz Mikołaj, dziad dzisiejszego cara, ten, którego zabiła wojna krymska i ostatni może mistycznie się z woli Bożej mieniący monarcha, zainteresował się parą zaślubionych kochanków. Wypływało to stąd, że rzeczywiście Mikołaj zwracał pilną uwagę na każdy krok wielkich panów polskich. Tych dwoje, obracając się w wielkim świecie, poza sobą świata Bożego nie widziało; bezwzględna szczerość takiego uczucia, poruszającego się swobodnie pośród targowiska sztucznych, niespokojnych i wymyślnych wichrzeń, musiała nawet w tym towarzystwie wywołać dobrotliwe pobłażanie i sympatię.
Ślub ten w r. 1828 był wypadkiem dnia w stolicy. W równo czterdzieści lat potem znalazłem się u mego wuja na wsi w naszych południowych prowincjach.
Była głucha zima. Wielki gazon przed domem stał się jedną, nieskalanie czystą płachtą śniegu, podobnie jak się to często dzieje w Alpach, a puszysta jego równia, iskrząca się niby rozsianą tu kurzawą diamentów, chyliła się aż w dół do stawu. Ten podłużny kawał wody odbijał w swej zmarzniętej powierzchni błękit nieba i twardością swej grubej warstwy lodu zdawał się urągać puszystej od śniegu ziemi.