Księga nadziei - ebook
Księga nadziei - ebook
Jane Goodall, najsłynniejsza na świecie żyjąca przyrodniczka, w niezwykle ciekawej i aktualnej publikacji na temat kondycji naszej planety.
Kiedy patrzymy na nagłówki gazet - pogłębiający się kryzys klimatyczny, globalna pandemia, utrata różnorodności biologicznej, polityczne zawirowania – trudno o optymistyczne nastawienie. A mimo to jeszcze nigdy nadzieja nie była nam tak bardzo potrzebna.
W tej niezwykle ważnej książce Jane Goodall oraz Douglas Abrams, współautor międzynarodowego bestsellera Wielka księga radości, prowadzą intymny i skłaniający do rozważań dialog na temat jednego z najbardziej pożądanych i najmniej poznanych aspektów ludzkiej natury – NADZIEI. W Księdze nadziei Jane skupia się na „czterech powodach do nadziei”: wspaniałym intelekcie, wytrzymałości natury, mocy młodych ludzi oraz niezłomnym duchu ludzkim. Pokazuje, że pomimo wielu problemów, z jakimi zmaga się ludzkość, nadal możemy marzyć i stworzyć lepszy świat. Ta nadzieja szczególnie dziś jest nam bardzo potrzebna.
Kobieta, która wywróciła świat zoologii do góry nogami”
sir David Attenborough
„Jedna z najbardziej wpływowych i najważniejszych liderek na świecie. Jane na co dzień szerzy optymizm i świadomość, że trzeba chronić prawo do życia wszystkich stworzeń, dawać nadzieję przyszłym pokoleniom i zabierać głos w sprawie największego ekologicznego zagrożenia – zmian klimatycznych”
Leonardo DiCaprio
„Prawdziwa bohaterka”
Greta Thunberg
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8265-257-4 |
Rozmiar pliku: | 7,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WHISKY I FASOLOWY SOS SUAHILI
To się wydarzyło w noc poprzedzającą rozpoczęcie naszych rozmów. Denerwowałem się, bo stawka była wysoka. Świat zdawał się potrzebować nadziei bardziej niż kiedykolwiek. Kilka miesięcy wcześniej zwróciłem się do Jane z pytaniem, czy zechciałaby przedstawić swoje spojrzenie pełne nadziei w nowej książce, i od tamtej pory temat ten nieustannie zaprzątał moje myśli. Czym jest nadzieja? Dlaczego ją odczuwamy? Czy nadzieja jest czymś prawdziwym? Czy można ją pielęgnować? Czy naprawdę jest jeszcze nadzieja dla naszego gatunku? Wiedziałem, że muszę zadać te pytania, z którymi wszyscy się mierzymy, gdy doświadczamy przeciwności losu lub gdy czasami ogarnia nas rozpacz.
Jane jest międzynarodową bohaterką, która od kilkudziesięciu lat podróżuje po świecie, głosząc przesłanie pełne nadziei. Dlatego też pragnąłem zrozumieć, skąd w niej tyle wiary w naszą przyszłość. Byłem również ciekaw, jak udało jej się podtrzymać w sobie to uczucie nadziei, prowadząc pionierskie życie pełne wyzwań.
Gdy pełen obaw, ale i ekscytacji przygotowywałem pytania, zadzwonił telefon.
– Czy masz ochotę zjeść kolację ze mną i moją rodziną? – zapytała Jane.
Niedawno wylądowałem w Dar es Salaam i odpowiedziałem, że bardzo chętnie poznam jej rodzinę. Była to szansa, aby nie tylko spotkać się z kultową postacią, ale zobaczyć ją w roli matki i babci; aby przełamać się chlebem i jak podejrzewałem, skosztować nieco whisky.
Odnalezienie domu Jane nie jest łatwym zadaniem, ponieważ ulica przy której stoi, nie ma nazwy. Trzeba przejechać kilka polnych dróg i odszukać dużą posiadłość Juliusa Nyerere, pierwszego prezydenta Tanzanii, z którym sąsiaduje dom Jane. Byłem niespokojny, że spóźnię się na kolację, ponieważ taksówkarz bez powodzenia próbował odnaleźć właściwy zjazd na gęsto zalesionym terenie. Na domiar złego słońce szybko zachodziło za horyzont, a w okolicy brakowało latarń, które mogłyby oświetlić nam drogę.
Gdy w końcu udało się nam odnaleźć właściwy dom, Jane powitała mnie w drzwiach, obdarzając ciepłym uśmiechem oraz przeszywającym spojrzeniem. Jej siwe włosy związane były w kucyk. Miała na sobie zieloną koszulę oraz spodnie khaki, przez co wyglądała jak w mundurze leśnika. Na koszuli widniało logo Instytutu Jane Goodall (JGI – Jane Goodall Institute), przedstawiające symbole organizacji: profil Jane, szympansa poruszającego się na czterech kończynach, liść symbolizujący środowisko oraz dłoń reprezentującą ludzkość, która zdaniem Jane na równi z szympansami potrzebowała ochrony.
Jane ma osiemdziesiąt sześć lat, ale ku mojemu zaskoczeniu, nie zmieniła się zbytnio od czasu, gdy po raz pierwszy znalazła się w Gombe i pojawiła się na okładce „National Geographic”. Zacząłem się zastanawiać, czy to nadzieja i poczucie celu pomagają jej utrzymać wieczną młodość.
Jednak to, co wyróżniało Jane, to była jej determinacja. Wyziera z jej migdałowych oczu niczym siła natury. To właśnie ona skłoniła Jane do wyjazdu na drugi koniec świata, aby rozpocząć badania nad zwierzętami w Afryce, i to ona była motorem napędowym jej kolejnych podróży przez ostatnie trzydzieści lat. Przed wybuchem pandemii ponad trzysta dni w roku Jane poświęcała na głoszenie wykładów na temat zagrożeń wynikających z zanieczyszczenia środowiska naturalnego oraz znikających siedlisk naturalnych. W końcu świat zaczyna wsłuchiwać się w jej słowa.
Wiedziałem, że Jane lubi wieczorami napić się whisky, więc przyniosłem jej ulubioną, Green Label Johnnie Walker. Przyjęła ją z wdzięcznością, ale potem stwierdziła, że powinienem kupić tańszą wersję, Red Label, a różnicę w cenie przeznaczyć jako darowiznę dla jej organizacji – Instytutu Jane Goodall.
W kuchni Maria, synowa Jane, przygotowała tanzańskie danie wegetariańskie. Ryż kokosowy podany z kremowym sosem fasolowym suahili; soczewica oraz groszek z dodatkiem zmielonych orzeszków ziemnych, curry i kolendry oraz szpinak saute. Jane przyznała, że nie przywiązuje zbyt dużej wagi do tego, co je, ale ja nie mogę powiedzieć tego samego o sobie, więc do ust zaczęła napływać mi ślina.
Mój mały prezent stanął obok gigantycznej czteroipółlitrowej butelki whisky Famous Grouse. Dorosłe wnuki Jane kupiły ją w prezencie dla swojej babci, wyjaśniając, że duża butelka była bardziej ekonomiczna i z pewnością wystarczy na czas wspólnego pobytu. Wnuki mieszkają w domu w Dar es Salaam, gdzie Jane przeprowadziła się po ślubie z drugim mężem, choć wówczas większość czasu spędzała nadal w Gombe. Dwa razy w roku, podczas krótkich wizyt w Tanzanii, zatrzymuje się u nich zaledwie na kilka dni, ponieważ odwiedza również Gombe oraz inne tanzańskie miasta.
Dla Jane wieczorna szklaneczka whisky stanowiła codzienny rytuał i relaks, a gdy nadarzała się okazja, wznosiła toast z przyjaciółmi.
– Wszystko zaczęło się od tego – wyjaśniła – gdy w domu co wieczór wraz z mamą wypijałyśmy szklaneczkę whisky. Tradycję kontynuowałyśmy nawet, gdy podróżowałam po świecie. O siódmej wieczorem wznosiłyśmy szklaneczki we wspólnym toaście.
Jane odkryła również, że gdy nadwerężała gardło, wygłaszając liczne wykłady i udzielając wywiadów, mały łyczek whisky pomagał napiąć struny głosowe i wytrwać do końca.
– Dowiedziałam się, że cztery śpiewaczki operowe i jedna popularna gwiazda rocka również z powodzeniem korzystają z tej metody – przyznała.
Usiadłem obok Jane przy stole ustawionym na werandzie i przysłuchiwałem się, jak ona i jej rodzina opowiadają sobie różne historie. Otaczająca nas gęsta bugenwilla w świetle świec przypominała leśny baldachim.
Merlin, najstarszy wnuk Jane, miał w czasie mojej wizyty dwadzieścia pięć lat. Kilka lat wcześniej, jako osiemnastolatek, po szalonej nocy spędzonej z przyjaciółmi skoczył do pustego basenu. Doszło do złamania kręgosłupa. Kontuzja ta zmusiła go do zmiany stylu życia, zerwał z imprezami i podobnie jak siostra Angel podążył śladami babci, poświęcając się ochronie środowiska. Jane, pełniąca dyskretnie rolę głowy rodziny, siedziała u szczytu stołu i pękała z dumy.
W pewnym momencie spryskała kostki środkiem na komary. Zaczęliśmy żartować, że komary nie są wegetarianami.
Z moją rodziną w Dar es Salaam. Od lewej: mój wnuk Merlin; jego przyrodni brat Kiki, syn Marii; mój wnuk Nick, przyrodni brat Merlina; wnuczka Angel; mój syn Grub.
– Tylko samice wysysają krew – zauważyła Jane. – Samce żywią się nektarem. – Z punktu widzenia przyrodnika krwiożercze komary były tylko matkami starającymi się zdobyć pożywienie dla swojego potomstwa. Nie zmieniło to jednak mojej niechęci do odwiecznych wrogów ludzkości.
Gdy rozmowy i historie rodzinne przycichły, zapragnąłem zadać Jane pytanie, które nurtowało mnie od momentu, gdy po raz pierwszy zdecydowaliśmy się podjąć współpracę nad książką o nadziei.
Angel pracuje przy naszym programie Roots & Shoots, a Merlin pomaga przy tworzeniu centrum edukacyjnego w pozostałościach pradawnego lasu w pobliżu Dar es Salaam.
Jako rodowity i nieco sceptycznie nastawiony do życia nowojorczyk muszę przyznać, że nieufnie podchodziłem do kwestii nadziei. Poleganie na niej wydawało mi się przejawem słabości, pasywnej akceptacji – „miejmy nadzieję, że wszystko się dobrze skończy”. Nadzieja była czymś na kształt panaceum lub przejawem fantazji. Przypominała świadome wyparcie lub ślepy los, na który można się zdać pomimo faktów oraz przygnębiającej rzeczywistości. Obawiałem się fałszywej nadziei, niczym wprowadzającego w błąd oszusta. Nawet cynizm wydawał się bezpieczniejszym rozwiązaniem w porównaniu z ryzykiem, jakie niosła ze sobą postawa pełna nadziei. W moim odczuciu strach i gniew były właściwszą reakcją, gotowe podnieść alarm, zwłaszcza w tak trudnym momencie w historii, w jakim obecnie się znaleźliśmy.
Chciałem również zapytać, jaka jest różnica pomiędzy nadzieją a optymizmem, czy Jane kiedykolwiek straciła nadzieję i jak ją zachować w tak mrocznych czasach. Na odpowiedzi musiałem poczekać do następnego ranka, ponieważ robiło się coraz później i kolacja dobiegała końca.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------