- W empik go
Księga tysiąca i jednej nocy - ebook
Księga tysiąca i jednej nocy - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 798 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mówią – lecz tylko Allach jest wszechwiedzący i najmędrszy, wszechpotężny i pełen świetności – że był niegdyś, w dawnych czasach, minionych wiekach i stuleciach, na wyspach Indii i Chin król pewien z Sasanidów znakomitych, pan rycerstwa i świty, niewolników i sług. Król ten miał dwóch synów, z których jeden był starszy, drugi zaś młodszy. Obaj byli dzielnymi rycerzami, lecz starszy dzielnością swoją przewyższał jeszcze młodszego brata. Panował on w kraju i rządził poddanymi sprawiedliwie, toteż kochał go lud w całym jego kraju i królestwie. Nazywano go królem Szachrijarem. Młodszy brat nosił imię Szachzaman i był królem perskiej Samarkandy. Bracia pomyślnie sprawowali rządy w swych krajach przez lat dwadzieścia, każdy z nich był dla poddanych władcą sprawiedliwym, a powodzenie i szczęście nie opuszczały ich. I żyli tak, aż starszy brat zatęsknił za młodszym i rozkazał wezyrowi, aby wyprawił się do tamtego i wrócił z nim razem.
Szachzaman powiedział: "Słyszę i jestem posłuszny", po czym przygotował się do drogi i wyprowadziwszy z miasta wielbłądy, namioty, muły, służbę i świtę, rządy w kraju powierzył swemu wezyrowi i wyruszył zmierzając ku ziemiom brata. Lecz o północy spostrzegł, że zapomniał czegoś w swym pałacu. Zawrócił więc, a wszedłszy do zamku, zobaczył swą żonę śpiącą na posłaniu w ramionach czarnego niewolnika. Kiedy to ujrzał, pociemniało mu w oczach i rzekł do siebie: "Jeżeli takie rzeczy dzieją się, gdy ja jeszcze na dobre nie opuściłem miasta, do czego dojdzie ta rozpusta, gdy będę bawił dłużej u brata?" Obnażył miecz i uderzył nim, zadając obojgu śmierć na posłaniu. Po czym natychmiast zawrócił, dał rozkaz do wymarszu i jechał, aż dotarł do miasta swego brata. Szachrijar uradował się wieścią o przybyciu Szachzamana i zaraz wyszedł mu na spotkanie, pozdrowił go i ciesząc się niezmiernie, kazał przystroić gród na jego cześć. I usiadł przy nim uradowany, i rozmawiali, lecz wtem przypomniał sobie kroi Szachzaman, co było z jego żoną. Przejął go wielki smutek, pobladł, a ciało ogarnęła słabość. Gdy brat ujrzał go w takim stanie, pomyślał w duszy, że przyczyną tej słabości jest troska o kraj opuszczony, jak i zaniedbanie jego spraw. Nie zapytał więc o nic. Pewnego dnia jednak rzekł: "Bracie mój, widzę, że twarz ci pobladła, a ciało osłabło." – "Bracie mój – odrzekł Szachzaman – jestem zraniony do głębi serca." Lecz nie opowiedział o tym, jak zobaczył swoją żonę. Wtedy rzekł Szachrijar: "Chciałbym, żebyś pojechał ze mną na łowy i polowanie. Może rozweseli się tym twoje serce." Szachzaman wymówił się jednak od tego i starszy brat sam wybrał się na łowy.
Okna w pałacu króla Szachzamana wychodziły na ogród. Król wyglądał przez okno i nagle ujrzał, że brama pałacu otwarła się i wyszło z niej dwadzieścia niewolnic i dwudziestu niewolników, a między nimi szła też żona jego brata – a była ona niezwykłej piękności i urody.
Zbliżyli się wszyscy do basenu z fontanną, zdjęli szaty i usiedli razem, a żona króla Szachrijara zawołała: "Masud!" I podszedł do niej czarny niewolnik, objął ją i ona go objęła. I czarny ów niewolnik posiadł żonę króla. Tak samo czynili pozostali niewolnicy z dziewczętami i nie zaprzestawali pocałunków, uścisków i wszelkiej rozwiązłości, póki dzień nie zaczął się zmierzchać. Brat króla Szachrijara ujrzawszy to rzekł sobie w duchu: "Na Allacha! Moje nieszczęście mniejsze jest od tego." Po czym ustąpiły dręczące go zmartwienia i troska i rzekł: "Zaiste, to było gorsze od tego, co mnie się zdarzyło." Nabrał też ochoty do jedzenia i picia. Gdy drugi król wrócił z wyprawy, bracia pozdrowili się wzajemnie, a Szachrijar spojrzawszy na Szachzamana zauważył, że odzyskał on swój zdrowy wygląd, że zarumieniły mu się policzki i ze smakiem jadł to wszystko, czego przedtem ledwie tknął. Zdziwiło to króla i rzekł: "Widziałem, mój bracie, że twoje oblicze było blade, a teraz oto wróciły ci rumieńce. Opowiedz mi więc, co się stało." Odrzekł: "Opowiem ci, co było przyczyną mej bladości, lecz uwolnij mnie od opowiadania, dlaczego wróciły mi rumieńce."
Rzekł Szachrijar: "Niech więc najpierw usłyszę, czemu osłabłeś i zmieniłeś się na twarzy." I mówił Szachzaman: "Wiedz, mój bracie, że kiedy przysłałeś swego wezyra wzywając mnie przed twe oblicze, zaraz się przygotowałem i wyruszyłem z miasta. Przypomniałem sobie jednak, że w zamku została ta perła, którą ci ofiarowałem. Wróciłem więc i wtedy ujrzałem moją żonę z czarnym niewolnikiem, śpiących na moim posłaniu. Zabiłem oboje i przybyłem do ciebie, lecz ciągle rozmyślałem o tej sprawie. I to było przyczyną mej słabości i tego, że znikły mi rumieńce. Co zaś do zmiany tego stanu, nie żądaj ode mnie wyjaśnień." Gdy Szachrijar usłyszał słowa brata, zawołał: "Zaklinam cię na Allacha, powiedz mi, jaka była tego przyczyna!" Szachzaman powtórzył więc wszystko, co widział, a wówczas rzekł Szachrijar: "Chciałbym zobaczyć to na własne oczy." Odrzekł mu brat: "Zrób tak, jakbyś miał wyjechać na polowanie i łowy, a tymczasem ukryj się u mnie. Wtedy sam będziesz tego świadkiem i przekonasz się naocznie." Król Szachrijar niezwłocznie ogłosił wyprawę. Wyszło wojsko z namiotami poza miasto i wyruszył z nimi król, a gdy już spoczął w namiocie, rzekł do swych paziów: "Niech nikt do mnie nie wchodzi!"
Potem przebrał się i niepoznany wrócił do zamku, gdzie czekał jego brat. Zasiadłszy przy oknie wychodzącym na ogród, Szachrijar wyglądał chwilę, gdy wtem wyszły niewolnice ze swą panią i z niewolnikami, i czynili tak, jak opowiadał Szachzaman. A trwało to aż do późnego popołudnia. Gdy król Szachrijar zobaczył to wszystko, uleciał mu z głowy rozsądek i rzekł do swego brata Szachzamana: "Wstań, pojedziemy w świat, nie dla nas bowiem jest godność królewska. Będziemy wędrowali, póki nie zobaczymy, że kogoś innego spotkało to samo co nas. Jeśli tego nie osiągniemy – śmierć lepsza będzie dla nas od życia." Szachzaman przystał na to i bracia wyszli z zamku tajemnymi drzwiami, i wędrowali bez ustanku dniami i nocami, aż przybyli nad brzeg słonego morza. Rosło tam drzewo pośrodku łąki, a obok biło źródło. Napili się z tego źródła i usiedli, by odpocząć.
Minęła tak godzina, gdy nagle morze się wzburzyło i wynurzył się z niego jakiś czarny słup sięgający nieba, i zaczął zbliżać się ku łące. Ujrzawszy to bracia, przerażeni, wdrapali się na wierzchołek wysokiego drzewa i patrzyli, co będzie dalej. Niebawem ujrzeli dżinna ogromnej postaci, o czole szerokim i piersi olbrzymiej, niosącego na głowie skrzynię. Dżinn wyszedł na ląd i zbliżywszy się do drzewa, na którym ukryli się królowie, usiadł pod nim. Otworzył teraz skrzynię, wyjął z niej szkatułkę, a gdy i tę otworzył, wyszła ze szkatułki dziewczyna zdumiewającej piękności, podobna promiennemu słońcu, jak ta, o której mówił poeta:
Gdy przyszła, dzień wśród nas zagościł,
Zorze przydały jej jasności.
Słońca jaśnieją jak jej lice,
Zazdrosne kryją się księżyce.
Kiedy rozchyla swe zasłony,
Korzy się przed nią świat zdumiony,
A gdy w namiotach znika swoich,
Ziemia się łzami rosy poi.
Spojrzawszy na nią dżinn rzekł: "O pani szlachetnie urodzonych, którą porwałem w noc zaślubin, chciałbym się trochę przespać." Po czym ułożył głowę na jej kolanach i zasnął. Wtedy dziewczyna podniosła oczy ku wierzchołkowi drzewa i ujrzała obu królów, którzy właśnie tam się skryli. I zdjęła głowę dżinna ze swych kolan, ułożyła ją na ziemi, a stanąwszy pod drzewem, zaczęła dawać im znaki: "Zejdźcie, nie bójcie się tego ifrita!" Odpowiedzieli: "Na Allacha, zaklinamy cię, nie wymagaj tego od nas." Ona zaś rzekła: "Zaklinam was na Allacha, zejdźcie, bo inaczej obudzę ifrita, a on zada wam najokrutniejszą śmierć." Bracia przerazili się i zeszli, a wówczas dziewczyna stanęła przed nimi i rzekła: "Wbijajcie mocno, niczym dziryty, bo inaczej obudzę ifrita." Król Szachrijar rzekł w strachu do swego brata Szachzamana: "Wypełnij, bracie, jej żądanie." – "Nie wypełnię – odrzekł młodszy król – póki ty nie uczynisz tego przede mną."
I zaczęli dawać sobie znaki, który pierwszy ma ją zaspokoić. Widząc to, dziewczyna rzekła: "Dajecie sobie tylko znaki, a żaden nie zaczyna. Róbcie, co kazałam, bo inaczej obudzę ifrita!" I tak, ze strachu przed dżinnem, uczynili, czego od nich żądała. Gdy już obaj skończyli, rzekła: "Wstawajcie!" I wydobyła z kieszeni sakiewkę, a z niej naszyjnik, na którym było pięćset siedemdziesiąt pierścieni. "Czy wiecie, co to jest?", zapytała. Odrzekli: "Nie wiemy." Powiedziała: "Właściciele wszystkich tych pierścieni przyprawiali ze mną rogi temu ifritowi. Więc i wy, bracia, dajcie mi swoje pierścienie." Dali dziewczynie zdjęte z palców pierścienie, a wówczas ona powiedziała: "Ten ifrit porwał mnie w noc mych zaślubin. Potem wsadził mnie do szkatułki, szkatułkę umieścił w skrzyni, a na skrzynię nałożył siedem zamków. I trzyma mnie na dnie burzliwego morza, o falach uderzających jedna o drugą, nie wiedząc, że jeśli któraś z nas, kobiet, czegoś pożąda, nic jej nie zdoła powstrzymać, jak o tym już ktoś powiedział:
Przyrodzeniem się rządzą w uciechach i gniewie,
W miłości wiarołomność okazują swoją,
W zdradliwości są hojne, o wierność nie stoją.
Niech opowieść Jusufa będzie ci przestrogą
Nie zaufaj kobietom, ich wierności nie wierz,
Przed zdradą, którą one ugodzić cię mogą.
Czyliż nie wiesz ty o tym, że z niewieściej winy
Adam musiał opuścić swe rajskie dziedziny?
A ktoś inny tak rzekł:
Porzuć niechęci, minie trochę czasu
I miłość żądzę rozpali w dwójnasób.
Wszakże nic zgoła nie stało się więcej
Nad to, co z dawna znają oblubieńce.
Ten człowiek jeno dziwić się jest w stanie,
Co nie wie, czym jest niewieście knowanie."
Gdy bracia wysłuchali słów dziewczyny, dziwili się niezmiernie i rzekł jeden do drugiego: "To jest Ifrit, a zdarzyło mu się coś gorszego niż nam. Niechże więc to nas pocieszy." I natychmiast odeszli, i powrócili do miasta króla Szachrijara. Weszli do pałacu, a tam król kazał ściąć głowę żonie, a także niewolnicom i niewolnikom.
I odtąd stało się zwyczajem króla Szachrijara, że każdej nocy brał sobie dziewczynę nie tkniętą jeszcze, a pozbawiwszy dziewictwa, polecał ją zabić z upływem nocy. Trwało to trzy lata. Ludzie podnieśli lament i uchodzili z córkami, aż nie została w mieście ani jedna dziewczyna zdolna do małżeństwa. A kiedy król według swego zwyczaju rozkazał wezyrowi, aby przyprowadził mu nową dziewczynę, wezyr wyszedł i szukał, lecz nie znalazł żadnej. Udał się wtedy do swoich komnat zgnębiony i smutny, bojąc się gniewu króla. A wezyr ów miał dwie córki, młode dziewczyny o kształtach młodych, pełne piękności, wdzięku i urody. Starsza miała na imię Szeherezada, młodszą zaś zwano Dunjazada. Szeherezada przeczytała liczne księgi i kroniki, podania o życiu starożytnych królów i opowieści o żyjących niegdyś ludach. Mówiono, że zgromadziła ona tysiąc ksiąg związanych z dziejami wcześniejszych pokoleń i królów minionych czasów, a także o poetach.
Szeherezada spytała ojca: "Cóż widzę? Jesteś jakiś zmieniony i troska cię gnębi, i smutek.
Przecież powiedział był ktoś:
Rzeknij temu, kogo smutków dręczy wiele,
Że niedługo żyją smutki.
Jako radość rychło mija i wesele,
Tak i troski czas jest krótki."
Gdy wezyr usłyszał słowa córki, opowiedział jej od początku do końca, co mu się zdarzyło z królem. Odrzekła: "Na Allacha, mój ojcze, wydaj mnie za króla. Albo zachowam życie, albo stanę się wybawieniem dla dziewic muzułmańskich i ocalę je przed królem." Rzekł: "Na Allacha, zaklinam cię, nie narażaj swego życia!" Rzekła: "Tak musi być!" – "Boję się – powiedział wezyr – żeby nie spotkało cię to, co zdarzyło się w opowieści o wole, ośle i gospodarzu." Zapytała Szeherezada: "Cóż im się przytrafiło, ojcze?"
Wezyr opowiedział: Opowieść o ośle, wole i gospodarzu
Wiedz, moja córko, że był pewien kupiec, który posiadał majątek i bydło. A miał on żonę i dzieci. Allach Najwyższy obdarzył go też znajomością mowy zwierząt i ptaków. Mieszkał ów kupiec na wsi l trzymał w domu osła i wołu. A pewnego dnia wół wszedł do zagrody osła i ujrzał, że jest ona wymieciona i zroszona wodą, a w żłobie znalazł jęczmień przesiany i przebraną sieczkę, osioł zaś leżał wypoczywając. Rzadko tylko, w razie potrzeby, dosiadał go pan, ale osioł wnet wracał do swoich wygód. I usłyszał kupiec któregoś dnia jak wół mówił do osła: "Niech ci idzie na zdrowie! Ja jestem strudzony, ty – wypoczęty. Ty jadasz przesiany jęczmień, ciebie obsługują, a pan dosiada cię tylko czasem i zaraz wraca.
A ja wiecznie jestem przy orce i mieleniu." Rzekł na to osioł: "Gdy wyprowadzą cię w pole i założą ci na kark jarzmo, połóż się i nie wstawaj, choćby cię nawet bili. A gdybyś wstał, połóż się znowu. Gdy zaś odprowadzą cię do obory i nałożą ci bobu, nie jedz go, tak jakbyś był chory. Powstrzymaj się od jedzenia i picia dzień albo dwa dni, albo i trzy. W ten sposób wypoczniesz po trudzie i wysiłku." Ich słowa słyszał kupiec. Kiedy poganiacz przyszedł do wołu, aby go nakarmić, ten zjadł tylko trochę. Rano zaś, gdy poganiacz zabrał wołu do orki, zauważył, że jest słaby. Rzekł mu wtedy kupiec: "Weź osła zamiast wołu i oraj nim cały dzień." Wrócił więc ów człowiek, a zabrawszy osła zamiast wołu, orał nim dzień cały. A gdy pod koniec dnia osioł powrócił do zagrody, wół dziękował mu za jego dobroć, za jej sprawą bowiem tego dnia wypoczął po trudach. Lecz osioł nie odpowiedział mu, bo ogromnie żałował swych rad. Nazajutrz przyszedł siewca i wziąwszy osła, orał nim aż do schyłku dnia. Osioł powrócił do zagrody wyczerpany, z grzbietem obdartym ze skóry. Gdy go wół zobaczył, dziękował mu i sławił go, osioł zaś odpowiedział: "Wypoczywałem sobie i nie zaszkodziło mi nic innego, tylko moja szlachetność." A potem dodał: "Wiedz, że jestem dobrym doradcą. Słyszałem, jak pan nasz mówił poganiaczowi: «Jeżeli wół nie podniesie się z legowiska, oddaj go rzeźnikowi na zarżnięcie. Skórę niech potnie na sztuki.» Boję się o ciebie i przestrzegam cię. Na tym koniec!" Gdy wół usłyszał słowa osła, podziękował mu i rzekł: "Jutro pójdę z nimi do pracy." Potem wół zjadł całą swą paszę i nawet żłób ozorem wylizał. A właściciel słyszał, co mówiły zwierzęta. Nazajutrz kupiec wszedł ze swą żoną do zagrody dla bydła i usiedli tam. Przyszedł też poganiacz i chwyciwszy wołu wyprowadził go. A gdy wół ujrzał swego pana, podniósł ogon, wypuścił wiatry i brykał, a kupiec śmiał się z tego do rozpuku. I zagadnęła go żona: "Z czego się tak śmiejesz?" Odrzekł: "Z czegoś, co widziałem i słyszałem, lecz czego nie mogę wyjawić, bo bym umarł." Rzekła: "Musisz mi powiedzieć, jaki był powód tego śmiechu, choćbyś nawet miał umrzeć." Odrzekł: "Nie mogę tego wyjawić ze strachu przed śmiercią." Rzekła: "Bo ty z niczego innego się nie śmiałeś, tylko ze mnie." I nie przestawała męczyć i gnębić męża gadaniem, aż całkiem go pokonała. Nie widząc innej rady, kupiec zgromadził swe dzieci, posłał po sędziego i świadków chcąc sporządzić testament i wyjawiwszy tajemnicę, umrzeć. Kochał bowiem swą żonę bardzo, jako że była córką stryja i matką jego dzieci. A kupiec ów żył już sto dwadzieścia lat. Sprowadził też całą rodzinę żony i mieszkańców swej dzielnicy i opowiedział im całą przygodę i to, że umrze, gdyby komukolwiek zdradził swą tajemnicę. I wszyscy ludzie, którzy byli przy tym obecni, mówili do żony kupca: "Zaklinamy cię na Allacha, porzuć te żądania, by nie umierał twój mąż, ojciec twoich dzieci!" Lecz kobieta odrzekła: "Nie odstąpię od tego, póki mi nie powie. Choćby miał potem umrzeć." Zamilkli więc, a kupiec wyszedł i udał się do zagrody dla bydła, by tam dokonać ablucji. Potem miał wrócić, wyjawić tajemnicę i umrzeć. Kupiec ów miał koguta i pięćdziesiąt kur i miał także psa. I usłyszał, jak pies zawołał koguta i zwracając się do niego mówił: "Ty się weselisz, a pan nasz zamyśla umrzeć." I zapytał kogut: "Cóż to za nowina?" Powtórzył mu pies całą opowieść, na co kogut powiedział: "Na Allacha, doprawdy, panu naszemu brak rozumu! Ja mam pięćdziesiąt żon i gdy zadowolę tę, to tamtą rozgniewam, a pan nasz ma tylko jedną żonę i nie wie, jak ułożyć z nią swoje sprawy. Czemu nie weźmie na nią rózgi z morwowego drzewa, a wszedłszy do jej izby, nie bije jej tak długo, aż wyzionie ducha albo poczuje skruchę i przestanie go nagabywać?" Gdy kupiec usłyszał, co powiedział kogut do psa, odzyskał rozum i postanowił żonę obić.
I rzekł wezyr do swej córki Szeherezady: "Kto wie, czy nie postąpię z tobą tak, jak kupiec ze swą żoną." Zapytała: "A co on uczynił?" Rzekł: "Wszedł do jej izby, przedtem uciąwszy rózgę z morwy i schowawszy ją w pokoju, i rzekł: «Wejdź do izby, opowiem ci, gdy nikt nie będzie widział, a potem umrę.» I weszła, a wtedy kupiec zamknął drzwi i rzucił się na żonę z rózgą. Bił ją aż do utraty przytomności. A ona zaczęła wołać: «Żałuję!», a potem ucałowała mu ręce i nogi okazując skruchę. Później oboje wyszli, a zgromadzeni i jej rodzina radowali się. Odtąd żyli najszczęśliwiej aż do śmierci."
Gdy córka wezyra wysłuchała opowiadania swego ojca, rzekła: "A jednak musi tak być!"
Wtedy wezyr przygotował Szeherezadę i poszedł do króla. A Szeherezada wydała polecenie swej młodszej siostrze mówiąc: "Gdy tylko przybędę do króla, zaraz po ciebie poślę. Kiedy przyjdziesz do mnie i zobaczysz, że król zaspokoił już ze mną swe żądze, mów tak: «Opowiedz nam, siostro, jakąś ciekawą opowieść, abyśmy skrócili sobie godziny czuwania.» Wtedy ja opowiem jakąś opowieść i jeśli Allach pozwoli, będzie to dla nas ocaleniem." Potem wezyr, ojciec dziewcząt, wprowadził Szeherezadę do króla. Kiedy go król ujrzał, ucieszył się i spytał: "Czy masz dla mnie to, czego mi trzeba?" Odrzekł: "Tak." Gdy król chciał posiąść Szeherezadę, ona zaczęła płakać. "Co ci to?" – zapytał wówczas. "O królu – odrzekła – mam młodszą siostrę i chciałabym ją pożegnać." Posłał więc król po Dunjazadę, a ona niebawem przyszła do siostry, uścisnęła ją, po czym siadła przy łożu. A wtedy król podniósł się i zabrał dziewictwo Szeherezadzie.
Potem siedzieli rozmawiając, a Dunjazada rzekła: "Na Allacha, siostro, opowiedz nam cokolwiek, by skrócić bezsenne nocne godziny." Szeherezada odrzekła: "Bardzo chętnie, jeżeli tylko zezwoli mi nasz światły król." A do króla sen jakoś nie przychodził, gdy więc usłyszał te słowa, uradował się, że posłucha opowieści.OPOWIEŚĆ O RYBAKU I DŻINNIE
Wieść niesie, o królu szczęśliwy, że niegdyś żył pewien stary rybak. Był on bardzo ubogi, a miał żonę i troje dzieci. Swoim zwyczajem zarzucał sieci codziennie cztery razy; nigdy mniej ani więcej.
Pewnego dnia w porze południowej rybak zaszedł na brzeg morza, postawił kosz na ziemi, zarzucił sieć, poczekał, aż zanurzy się w wodzie, a gdy ściągnął jej sznury, poczuł, że jest ciężka. Zaczął wyciągać sieć, lecz nie mógł podołać. Wydobył zatem koniec sieci na ląd, wbił kołek w ziemię i przymocował do niego sieć, po czym zdjąwszy odzienie wszedł do wody tuż przy sieci i póty się wysilał, aż wydostał ją na brzeg. Uradowany, ubrał się, poszedł do sieci, lecz znalazł w niej zdechłego osła. Posmutniał, gdy to zobaczył, i wykrzyknął: "Nie ma potęgi ni siły poza Allachem Wielkim i Mocnym!", i mówił: "Zaiste, przedziwny dar zesłały mi niebiosa", a potem wypowiedział te oto wiersze:
O pogrążony w ciemnościach nocy, w smutku, w męczarni!
Poniechaj trudów, bowiem trud chlebem cię nie nakarmi.
To powiedziawszy raz jeszcze spojrzał na zdechłego osła, wytrząsnął go z sieci, wykręcił ją i rozciągnął. Potem wszedł w morze i wymawiając imię Allacha zarzucił sieć powtórnie. Poczekał, aż opadnie na dno, po czym spróbował ciągnąć i poczuł, że jest jeszcze cięższa i mocniej trzyma się dna niż za pierwszym razem. Pomyślał, że to ryby tak w niej ciążą. Znowu uwiązał sieć, obnażył się, zanurzył w wodę i nie przestawał ciągnąć, aż poddała się i mógł ją wydobyć na brzeg. A był w niej wielki garnek pełen piasku i mułu. Ujrzawszy to zachmurzył się i wyrzekł słowa poety:
O losie dręczycielski, ustąp,
A jeśli nie, to chociaż – zmniejsz się.
Nie jest mi widać dane szczęście,
I mimo trudów sieć mam pustą.
Wyszedłem chleba szukać ninie,
Lecz oto los mi chleb odebrał.
Iluż to głupcom światła nie brak,
A iluż mędrców w mroku ginie!
Wyrzucił garnek, wyżął i oczyścił sieć i prosząc Allacha o przebaczenie, wszedł w morze po raz trzeci, zarzucił sieć, poczekał, aż pójdzie na dno, i wyciągnął; znalazł w sieci skorupy naczyń i dzbanów. I wypowiedział słowa poety:
Nie zwiąże, nie rozwiąże twych strapień los, co przed tobą stanął,
Bowiem ni pióra, ni pisma ci nie darowano.
Potem wzniósłszy oczy ku niebu, przemówił: "Boże, ty wiesz, że zarzucam sieć tylko cztery razy, a oto trzykrotnie już ją zarzucałem!"
Z takim wezwaniem do Allacha zarzucił sieć w morze. Odczekał, aż opadnie, po czym pociągnął, ale wydobyć jej nie mógł, tak ugrzęzła w mule. I rzekł: "Nie ma potęgi ni siły poza Allachem Wielkim i Mocnym." Znowu obnażył się, zanurzył się w wodzie przy sieci i ciągnął tak długo, aż wydostał ją na brzeg. Gdy otworzył sieć, znalazł w niej dzban z żółtej miedzi czymś wypełniony, z szyjką zalaną ołowiem, na którym widniał znak pieczęci pana naszego Sulejmana. Ujrzawszy to rybak uradował się i rzekł: "Zaraz sprzedam go na bazarze, gdzie handlują miedzią; wart jest na pewno dziesięć złotych denarów." Potrząsnął dzbanem, a czując jego ciężar mówił: "Muszę go otworzyć. Zobaczę, co jest w środku, a potem schowam go do worka i sprzedam na targowisku miedzi." Wyjął nóż, dobrał się do ołowiu, wygrzebał go z szyjki, postawił dzban na ziemi i wstrząsnął nim, by wypadło wszystko, co mogło w nim się znajdować. Nic z niego jednak nie wypadło. Z dzbana wyszedł tylko dym, który wzniósł się ku obłokom na niebie i słał się po ziemi. Rybaka ogarnęło bezgraniczne zdumienie. A dym po chwili zaczął przybierać kształty, zgęstniał, po czym, drgnąwszy, zmienił się w ifrita, co głowę miał w podniebnym blasku, a stopy w nadbrzeżnym piasku. Głowa jego była jak kopuła, ręce jak wiosła, nogi jak maszty, usta jak pieczara, zęby jak skały, oczy jak pochodnie, nozdrza jak dzbany, włosy miał zmierzwione, a oblicze ponure. Gdy rybak ujrzał ifrita, lędźwie mu zadrżały, zęby zwarły się, ślina wyschła i był podobny do ślepca na drodze. Ifrit, dostrzegłszy go, odezwał się: "Nie ma boga prócz Allacha, a Sulejman jest Jego prorokiem." I mówił dalej: "O proroku Allacha, nie zabijaj mnie, bo przecież wróciłem nie po to, by się tobie słowem sprzeciwiać czy okazywać nieposłuszeństwo twym rozkazom."
Rybak rzekł: "O maridzie, mówisz mi o Sulejmanie, proroku Allacha, a wszakże Sulejman zmarł przed tysiącem i ośmiuset laty, my zaś żyjemy u kresu czasu.
Jakie są twoje sprawy i co jest powodem tego, żeś znalazł się w dzbanie?" Marid wysłuchawszy słów rybaka rzekł: "Nie ma boga prócz Allacha. Ciesz się, rybaku." – "Z czegóż mam się cieszyć?" – zapytał rybak, a ifrit odparł: "Z tego, że w tej chwili zginiesz najgorszego rodzaju śmiercią." Rybak rzekł: "O książę ifritów, zasługujesz na to, by utracić opiekę Opatrzności. Co jest przyczyną tego, Oddalony, że chcesz mnie uśmiercić? Czym zasłużyłem na zgubę? Przecież uwolniłem cię z dzbana i uratowałem, wydobywając z głębiny morza na ląd." Lecz ifrit rzekł: "Wybieraj rodzaj śmierci, jaką mam ci zadać, i sposób zgładzenia, który stanie się twoim udziałem." A rybak spytał: "Jaka jest moja wina, że aż taką karę chcesz mi wymierzyć?" Ifrit rzekł na to: "Rybaku, posłuchaj mego opowiadania." Rybak rzekł na to: "Mów, ale zwięźle, dusza bowiem do stóp mi zbiegła."
Ifrit zaczął opowiadać: "Wiedz, że należałem do dżinnów odszczepieńców i że zbuntowałem się przeciw Sulejmanowi, synowi Dauda, wraz z dżinnem imieniem Sachr. Sulejman przysłał więc po mnie swego wezyra Asafa syna Barachiji, a ten zjawił się, siłą zawiódł mnie do swego pana i lekceważąc mą dumę postawił mnie przed jego obliczem. A gdy mnie Sulejman zobaczył, zabezpieczył się przede mną zaklęciami i zażądał, bym przysiągł mu posłuszeństwo. Gdy odmówiłem, wyszukał ten dzban i zamknął mnie w jego wnętrzu, opatrując szyjkę ołowianą pieczęcią, na której wyryte było imię Najwyższego. Potem nakazał jakiemuś dżinnowi, aby mnie wyniósł w tym dzbanie i wrzucił w sam środek morza. Przebywałem tam przez sto lat, mówiąc sobie w duchu: «Każdego, kto by mnie uwolnił, uczynię na wieki bogatym.» Sto lat minęło, a nikt mnie nie wyzwolił. Gdy wkroczyłem w drugie stulecie, mówiłem: «Każdemu, ktokolwiek mnie uwolni, odkryję skarby ziemskie», lecz nikt mnie nie wyzwolił. W ciągu czterystu następnych lat mówiłem: «Każdemu, ktokolwiek mnie uwolni, spełnię trzy życzenia», ale nikt mnie nie uwolnił. Rozgniewałem się wtedy wielce i powiedziałem sobie: «Każdego, ktokolwiek uwolni mnie teraz, zabiję, pozwalając mu jedynie na wybór śmierci.» Ty oto wyzwoliłeś mnie, pozwalam ci więc obmyślić sobie rodzaj śmierci, którą chcesz umrzeć." Rybak wysłuchał słów ifrita i rzekł: "O cudzie boski, dlaczego nie uwolniłem cię kiedy indziej, tylko właśnie dzisiaj?" Po czym zwrócił się do ifrita: "Daruj mi życie, a tobie Allach daruje. Nie zabijaj mnie, Allach zaś da ci siłę, która cię chronić będzie przed zgubą." Lecz marid rzekł: "Nie masz przed śmiercią ucieczki, wybieraj zatem, w jaki sposób chcesz zginąć. A rybak, całkiem już pewny swej zguby, raz jeszcze zwrócił się do marida mówiąc: "Oszczędź mnie za to że cię uwolniłem." I rzekł ifrit: "Zabiję cię za to właśnie, żeś mnie uwolnił." Rybak odpowiedział: "O szejchu ifritów, czyż nie wyświadczyłem ci dobra? A ty mi za to odpłacasz złem! Nie kłamie więc przysłowie, które mówi:
Byliśmy dobrzy, a odpłacono nam przeciwieństwem dobra.
Na moje życie, tak czynić zwyczajem łotrów jest jeno.
Kto dobro czyni innym ludziom, kto drogę uczciwą obrał,
Wynagradzany bywa jak taki, co się lituje nad hieną."
Gdy ifrit wysłuchał tych wierszy, rzekł: "Nie proś, bo twoja śmierć jest postanowiona." Wtedy rybak rzekł do siebie: "To jest dżinn, ja zaś jestem człowiekiem, którego Allach obdarzył doskonałym rozumem. Posłużę się więc swym umysłem i przebiegłością i obmyślę coś na jego zgubę."
I zastanowiwszy się, rzekł podstępnie i chytrze do ifrita: "Czy niewzruszenie trwasz w zamiarze zadania mi śmierci?" – "Tak" – odrzekł ifrit. Rybak powiedział: "W imię Najpotężniejszego, wyryte na pieczęci Sulejmana, pozwól, że zapytam cię o coś i powiedz mi prawdę." Dżinn zadrżał z bojaźni na dźwięk imienia Najpotężniejszego i odezwał się: "Pytaj, byle krótko." Zapytał tedy rybak: "Jakże mogłeś przebywać w tym dzbanie? Wszak nie zmieściłaby się w nim nawet twoja ręka ani noga, a cóż dopiero cała postać?" A ifrit rzekł: "Czyżbyś nie dawał wiary, że w nim byłem?" I rzekł rybak: "Nie uwierzę ci nigdy, chyba żebym cię na własne oczy zobaczył w tym dzbanie." Wtedy ifrit zadrżał, zmienił się w dym skłębiony w powietrzu, zgęstniał i powoli, powoli zaczął wchodzić do dzbana. A gdy go sobą wypełnił, rybak chwycił pospiesznie ołowiany korek opatrzony pieczęcią, zatkał nim szyjkę dzbana i zawołał do ifrita: "Wybieraj u mnie rodzaj śmierci, jaką chcesz umrzeć. Albo nie, lepiej wrzucę cię do morza i zbuduję sobie tu dom, a każdemu, kto tu przybędzie łowić, zabronię tego mówiąc: «Tu jest ifrit, który temu, co go wyłowi, podaje różne rodzaje śmierci, pozwalając dokonać wśród nich wyboru.» Ifrit, słysząc słowa rybaka, próbował wyjść, lecz nie mógł. Pojął, że jest uwięziony i zamknięty pod odciskiem pieczęci Sulejmana, i zrozumiał, że rybak trzyma go w dzbanie jak najnikczemniejszego, najbardziej nieczystego i najmniejszego z ifritów. A rybak skierował się wraz z dzbanem ku morzu. Ifrit wołał do niego: "Nie, nie!", ale rybak mówił: "Tak, tak." Wtedy ifrit przemówił słodkimi słowami, stał się pokorny i zapytał: "Cóż chcesz począć ze mną, rybaku?", a ów rzekł: "Wrzucę cię do morza. Przebywałeś tam już tysiąc osiemset lat, a ja sprawię, że doczekasz w morzu Godziny Sądu. Czyż nie mówiłem ci: «Oszczędź mnie, a Allach i ciebie oszczędzi. Nie zabijaj mnie, bo Allach i ciebie zabije.»
Lecz ty nie posłuchałeś moich słów. Miałeś ochotę postąpić ze mną zdradliwie, więc Allach oddał ciebie w moje ręce! Przechytrzyłem cię." I rzekł ifrit: "Otwórz mi, bym mógł ci świadczyć dobro." Odrzekł rybak: "Kłamiesz, przeklęty. My dwaj jesteśmy podobni do wezyra króla Junana i do mędrca Rujana." Ifrit zapytał: "Jak miała się rzecz z wezyrem króla Junana i z mędrcom Rujanem? Jakie są ich dzieje?" Rybak zaczął opowiadać:
Opowieść o wezyrze króla Junana i o mędrcu Rujanie, z tego, co w niej zawarte, podobna do poprzedniej.
Wiedz, o Ifricie, że w dawnych czasach, w minionych wiekach i stuleciach żył w pewnym perskim mieście, na ziemi Ruman, władca zwany królem Junanem. Był on panem wielkich bogactw i wojsk, miał potęgę i różnego rodzaju służbę. Lecz ciało jego było dotknięte trądem, wobec którego lekarze i mędrcy okazali się bezsilni. Nie pomagały napoje lecznicze ani proszki, ni maści i żaden z lekarzy nie był zdolny uleczyć go. Aż kiedyś przybył do miasta króla Junana wielki mędrzec podeszły w latach, którego zwano hakimem Rujanem. Znał on księgi greckie, perskie, bizantyjskie, arabskie i syryjskie, zgłębił też wiedzę medyczną i astrologię. Posiadł znajomość ich zasad i wiedział, kiedy szkoda, a kiedy korzyść z ich działania wyniknąć może. Szczególnie dobrze znał się na roślinach, trawach i ziołach, zarówno szkodliwych, jak pożytecznych, posiadł też nauki filozoficzne, lekarskie i inne. Gdy mędrzec ów przybył do miasta króla Junana i zabawił w nim parę dni, posłyszał wieść o królu i o tym, że jego ciało zostało dotknięte trądem, którym doświadczył go Allach, i dowiedział się też, że zarówno lekarze, jak inni uczeni nie są w stanie go uleczyć. Mędrzec, usłyszawszy tę wieść, całą noc spędził przy pracy, a gdy nastał ranek i zaświtał zorzą, a słońce pozdrowiło piękno jutrzenki, odział się w swe najpiękniejsze szaty i wszedł do króla Junana. Ucałował ziemię przed nim i życzył mu długotrwałej potęgi i dobrodziejstw, a wszystko, co mówił, było zaiste piękne. Powiadomił też króla o sobie i rzekł: "Królu, doszła mnie wieść o cierpieniu, które trawi twoje ciało, i o tym, że rozliczni lekarze nie znają sposobu, by je od niego uwolnić. Otóż ja cię uzdrowię, królu, nie pojąc cię lekami ani nie nacierając maściami." Król Junan wysłuchawszy tych słów zdumiał się i rzekł: "Jakże to uczynisz? Na Allacha! Jeśli potrafisz wrócić mi zdrowie, wzbogacę ciebie i potomków twoich dzieci, obdaruję cię, uczynię wszystko, czego tylko zapragniesz, a ty będziesz mi przyjacielem i towarzyszem."
Potem król Junan obdarował mędrca Rujana honorową szatą, obsypał dobrodziejstwami i zapytał: "Czy naprawdę, potrafisz mnie uleczyć z tej choroby nie stosując leków ni maści?" Rzekł: "Tak, uzdrowię cię, nie dręcząc twego ciała." Król dziwił się niezmiernie i rzekł: "Lekarzu, o jakim czasie i którego dnia stanie się tak, jak mówisz? Spiesz się z tym, mój synu!" Mędrzec Rujan odpowiedział: "Słyszę i jestem posłuszny", a wyszedłszy od króla, wynajął sobie dom i złożył w nim swe księgi, zioła i leki. Po czym wybrał odpowiednie zioła i leki, a z nich uczynił kij do gry w polo, wydrążył go i zrobił rurkę, a także sporządził wedle swej wiedzy piłeczkę. Nazajutrz, gdy już wszystko przygotował i wykończył, udał się do króla i wszedł do niego. Ucałował przed królem ziemię i polecił mu, aby się wybrał na plac gonitw i tam zabawiał piłeczką i kijem do gry w polo. Udali się więc razem z królem emirowie, szambelanowie, wezyrowie i inni dostojnicy państwowi. Zanim dotarli do placu, podszedł do króla mędrzec Rujan, wręczył mu kij i rzekł: "Weź ten kij, ujmij go takim oto sposobem, wejdź na plac i uderzaj w piłeczkę z taką siłą, by spociła ci się dłoń i całe ciało i by lekarstwo z dłoni przeniknęło i rozeszło się po całym twym ciele. Gdy się spocisz i nasiąkniesz lekarstwem, wróć do zamku, wejdź do łaźni, tam się umyj, potem zaśnij. Wyzdrowiejesz!" Wziął więc król Junan od mędrca kij do gry, ujął go w rękę, dosiadł rumaka i cisnąwszy piłeczkę, popędził za nią. Gdy dopadł piłeczki, uderzył z całej siły kijem, który mocno trzymał za rączkę. I nie przestawał uderzać kijem w piłeczkę, aż dłoń i całe jego ciało okryły się potem, a lekarstwo przeniknęło w głąb jego ciała przez rurkę umieszczoną w kiju do gry. Mędrzec Rujan poznał, że lekarstwo rozeszło się po ciele króla Junana, polecił mu więc wrócić do zamku i udać się zaraz do łaźni. Król Junan zawrócił w tej chwili i kazał opróżnić łaźnię, co też zostało spełnione.
Pospieszali słudzy i prześcigali się nawzajem biali niewolnicy. Przygotowali królowi szaty, a on wszedł do łaźni, umył się dokładnie i w łaźni wdział swoje suknie. Po czym wyszedł i udał się do zamku, a tam położył się spać. Oto co działo się z królem Junanem.
Co zaś do mędrca, to powrócił on do swego domu i spędził w nim noc. A skoro nastał świt, udał się do króla, prosząc, by mu pozwolono widzieć się z nim. A gdy król przyzwolił, mędrzec wszedł, ucałował przed władcą ziemię i tymi wierszami zwrócił się do niego:
Rozjaśnia się lico wymowy, gdy ciebie ojcem jej nazwą,
Lecz skoro zwą tak innego, odwraca od niego twarz swą.
O panie pięknego oblicza, którego blaski swą siłą
Zdolne są ciemność rozproszyć, sprawę rozjaśnić zawiłą.
Niechaj twe lico na wieki w jarzących tonie promieniach,
By gniewem się nie chmurzyła świetlista twarz przeznaczenia.
W szczodrobliwości swej dla mnie dałeś mi dar swój, który
Jest mi, jak wzgórzom bezwodnym napój dające chmury.
Rozdałeś swe mienie, by hojność ludziom okazać bogatą,
I oto losy twe wielkość dać ci zechciały za to.
Skoro mędrzec Rujan zakończył swe wiersze, król podniósł się, uścisnął go, posadził u swego boku i darował mu wspaniałe honorowe szaty. Gdy bowiem król wyszedł z łaźni i obejrzał swe ciało, nie znalazł na nim ani śladu trądu; ciało miał czyste jak jasne srebro. Uradował się tym wielce, uciecha wypełniła mu pierś i był bardzo szczęśliwy. A gdy nastał ranek, udał się do sali przyjęć, by zasiąść na tronie swego królestwa. Przybyli do niego szambelanowie i możni i przybył również mędrzec Rujan. Król, ujrzawszy go, powstał szybko i usadowił go przy sobie. Wówczas wniesiono stoły zastawione potrawami i mędrzec jadł, i ucztował cały dzień w towarzystwie władcy. A gdy nadeszła noc, król wręczył mędrcowi oprócz honorowych szat i innych darów jeszcze dwa tysiące denarów, po czym kazał przyprowadzić swego własnego konia i hakim Rujan powrócił do domu. A król był zdumiony jego umiejętnościami i mówił: "Uzdrowił moją cielesną powłokę, nie nacierając mnie żadną maścią. Na Allacha! On posiadł głęboką wiedzę, moim obowiązkiem jest zatem otoczyć go dobrobytem i obsypać dobrodziejstwami, by mieć w nim towarzysza i zaufanego do końca mych dni."
Noc tę król spędził radosny i zadowolony ze stanu swego ciała i z tego, że uwolnił się od choroby. Z nadejściem poranka wyszedł, by zasiąść na tronie. Stanęli przed nim dostojnicy państwowi, a emirowie i wezyrowie zajęli miejsca po jego prawicy i lewicy. Wtedy król kazał prosić mędrca Rujana, a skoro ów zjawił się i padł przed nim na twarz, władca powstał i posadziwszy go u swego boku, jadł z nim razem, życzył mu długiego żywota i gawędzili, aż noc nadeszła. Potem król darował mędrcowi pięć szat honorowych i tysiąc denarów. Hakim Rujan pełen wdzięczności dla króla powrócił do swego domu.
Następnego ranka, gdy król przyszedł na posiedzenie dywanu, otoczyli go emirowie, wezyrowie i szambelanowie. A król miał wśród wezyrów jednego, który odznaczał się szpetnym i złowrogim wyglądem, był zły, chciwy, zazdrosny i ogromnie zawzięty w zawiści i nienawiści. Gdy wezyr ów dostrzegł, że król zbliżył się do mędrca i obsypuje go darami, znienawidził hakima Rujana i począł knuć przeciw niemu, tak jak mówi przysłowie: "Żadne ciało nie jest wolne od zawiści, niegodziwość zaś w duszy się ukrywa; siła ją ujawnia, a słabość tai." Podszedł więc ten wezyr do władcy, padł przed nim na twarz i rzekł: "O królu czasu i stulecia, który otaczasz ludzi dobrodziejstwami – mam dla ciebie ważną i dobrą radę. Gdybym ją przed tobą zataił, byłbym bękartem! Jeśli zezwolisz mi wyjawić tę wieść, wyjawię ci ją." I rzekł król, zaniepokojony słowami wezyra: "Jakaż jest ta dobra rada?" – "O dostojny królu – odpowiedział wezyr – wszak już starożytni powiadali: «Kto o skutkach nie myśli, temu los nie jest przyjacielem» – a oto widzę, że król nierozumnie obsypuje dobrodziejstwami swego wroga, który czyha na upadek jego rządów. Król świadczy mu dobro, darzy najwyższym poważaniem i dopuszcza go do siebie jak najbliżej. Lękam się więc w związku z tym o króla." Król zaniepokoił się, zbladł i rzekł do wezyra: "Któż to jest ten, o którym mówisz, że będąc wrogiem korzysta z mych łask?" I odpowiedział mu wezyr: "O królu, ocknij się, skoro śpisz – wskazuję ci na mędrca Rujana!" Lecz król odrzekł: "Na Allacha, przecież to mój serdeczny przyjaciel, którego ukochałem ze wszystkich ludzi najbardziej, ponieważ za pomocą czegoś, co trzymałem w ręce, wyleczył mnie z choroby, wobec której okazali się bezsilni wszyscy lekarze! Podobnego jemu nie znajdziesz wśród współczesnych, ani na zachodzie, ani na wschodzie. Jak ty możesz coś takiego o nim powiedzieć? Wyznaczę mu od dnia dzisiejszego płacę i uposażenie: dam mu każdego miesiąca tysiąc denarów. A gdybym miał nawet swym królestwem podzielić się z nim, nie byłoby to jeszcze za wielkim dla niego dobrodziejstwem. Przypuszczam, że twoje słowa płyną z zazdrości, tak jak to słyszałem o królu Sindibadzie." Po czym król Junan rzekł: "Ludzie opowiadają, a wiedzą obdarza ich Allach…"
Tu zaskoczył Szeherezadę poranek i przerwała dozwoloną jej opowieść. A wtedy odezwała się do niej Dunjazada: "O siostro, jakże miłe, rozkoszne, pełne słodyczy i wspaniałe jest twoje opowiadanie!" Na to rzekła Szeherezada: "Lecz czymże ono jest w porównaniu z tym, co opowiedziałabym wam w przyszłą noc, gdybym dożyła i gdyby mnie król oszczędził!" I rzekł król do siebie: "Na Allacha, nie zabiję jej, póki nie wysłucham reszty jej opowieści, albowiem jest to opowieść przecudna."
Tak więc spędzili ową noc aż do rana w swoich objęciach. Potem król udał się do sali sądów i sprawował rządy; sądził, rozsądzał, zwalniał z urzędów, wydawał rozkazy i zakazy, aż minął cały dzień. Wtedy zakończył posiedzenie dywanu i powrócił do swego zamku.
A gdy już noc się zbliżała, król zażył rozkoszy z córką wezyra "Szeherezadą… A skoro nastała noc piąta, Szeherezada rzekła: Wieść niesie, o królu szczęśliwy, że król Junan powiedział do swego wezyra: "O wezyrze, zazdrość w ciebie wstąpiła z powodu tego mędrca i chcesz, bym go zabił, a potem żałował tego tak samo, jak król Sindibad żałował, że zabił sokoła." – "Jakże to było?" – zapytał wezyr. A król opowiedział: