Księga zachwytów - ebook
Księga zachwytów - ebook
Autor bestsellerowych książek „Miedzianka”, „Wanna z kolumnadą” czy „13 pięter” tym razem przygotował przewodnik po tym, co w Polsce piękne, znaczące, koszmarne, monumentalne i widowiskowe. Filip Springer przejechał całą Polskę a teraz my, podążając jego śladem, możemy spojrzeć na nowo na gmachy, które zachwycają lub straszą. Ale ta książka jest czymś więcej niż przewodnikiem po polskiej architekturze ostatnich ponad stu lat. To również opowieść o polskiej historii, historii polskiego gustu, myślenia o przestrzeni, o tym co ładne, i tym, co użyteczne zapisanej w kamieniu, szkle, betonie i aluminium.
Filip Springer, rocznik 1982, fotograf i jeden z najbardziej utalentowanych i utytułowanych reporterów swojego pokolenia. Już jego debiutancka książka „Miedzianka. Historia znikania” znalazła się w finale Nagrody im. R. Kapuścińskiego za reportaż literacki 2011 oraz Nagrody Literackiej Nike 2012. Oprócz „Miedzianki” opublikował do tej pory: "Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u", „Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni” i „Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach” oraz „13 pięter”.
Kategoria: | Architektura |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-832-681-836-3 |
Rozmiar pliku: | 38 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie
130 lat temu, gdy Szczecin nazywał się Stettin, stanął w tym miejscu Konzerthaus. Było to dość przysadziste neorenesansowe gmaszysko. Jego architektem był Franz Schwechten, ten sam, który zaprojektował między innymi tak ikoniczne obiekty jak berliński Kościół Pamięci czy poznański Zamek Cesarski. Przez ponad 50 lat to właśnie tutaj ogniskowało się życie muzyczne miasta. W czasie pierwszej wojny światowej działał tu szpital, podczas drugiej obiekt został poważnie uszkodzony podczas alianckich nalotów. Miał być odbudowany przez polskie władze miasta, ale nigdy do tego nie doszło. W 1962 roku jego ruiny zostały wymazane z mapy Szczecina.
W 2007 roku ogłoszono konkurs na nową siedzibę Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie. Wygrała go pracownia Estudio Barozzi Veiga z Barcelony. Katalończycy zaproponowali projekt niezwykle odważny. Pustą działkę u zbiegu ulic Małopolskiej i Matejki postanowili wypełnić oszczędną białą bryłą. Z zewnątrz budynek wygląda tak, jakby był wyciosany z jednego kawałka lodu lub białego tworzywa. Można wręcz odnieść wrażenie, że jego obróbka nie została ukończona, że to jedynie architektoniczny model wstawiony w to miejsce na chwilę – po to aby zobaczyć, jak jego kształt będzie współgrał z otoczeniem. Bo to, co tu stanęło, jest właściwie tylko kształtem, niczym więcej. Jedynym nawiązaniem do okolicznych zabytkowych budynków jest postrzępiony dach. Jego zmultiplikowane białe szczyty są ukłonem w stronę typowej dla Szczecina niemieckiej architektury. Dzięki takiemu rozwiązaniu bryła nabrała niezwykłej dynamiki. Wygląda to trochę tak, jakby budynek sam się reprodukował, mechanicznie i intensywnie namnażał dane zebrane z otoczenia i na ich podstawie tworzył nowe struktury. Jego kształt jest bowiem bezkompromisowym i daleko posuniętym architektonicznym uproszczeniem tego, co znajduje się w pobliżu. Architekci bawią się tu kontekstem – nawiązują do niego, a jednocześnie zaskakują oszczędnością środków wyrazu.
Takie rozwiązanie, rzecz jasna, znalazło swoich wrogów. „Barak z blachy falistej” – to jedno z najłagodniejszych określeń, jakimi niektórzy mieszkańcy miasta obdarzają nową siedzibę filharmonii. Niesłusznie, choćby z tego powodu, że jej elewacja nie ma nic wspólnego z blachą. Jest półprzezroczysta, dzięki czemu będzie mogła być podświetlana na różne kolory, w zależności od sytuacji – na co dzień może pozostawać biała i niewinna, w dni ważne dla Szczecina zielono-niebiesko-biała, w święta narodowe biało-czerwona itd. Może, ale nie musi – ten budynek stwarza bowiem możliwości, ale nie oferuje ostatecznie zdefiniowanych rozwiązań.
Nie dziwi jednak, że obiekt budzi w mieście kontrowersje. Architektura zaproponowana przez Katalończyków jest wymagająca, bo taka będzie muzyka wykonywana we wnętrzu filharmonii. I to właściwie jedyne nawiązanie do muzyki, jakie można dostrzec w działaniu architektów. Budynek nie schlebia najprostszym gustom, nie idzie na kompromisy. Trzeba się na nim skupić, zapatrzyć się w niego. Wymaga obycia, architektonicznej kultury, odrobiny wiedzy i zmysłu obserwacji. W tym sensie jest elitarny, ale można mu to wybaczyć. Aby docenić jego wartość, potrzeba też spaceru. Krążąc wokół niego, łatwiej dostrzec, jak gra w przestrzeni, jak zwraca na siebie uwagę, przyciąga, uwodzi. Stawia pytania, ale nie daje odpowiedzi.
Filharmonia bez wątpienia będzie nową ikoną Szczecina. To cieszy, nawet jeśli nie wszyscy kupują jej architektoniczną wartość. To w końcu świątynia muzyki poważnej, a nie kolejna galeria handlowa. Z takiego obrotu spraw nie sposób się nie cieszyć.