Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Księstwo Warszawskie: wspomnienia i obrazy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Księstwo Warszawskie: wspomnienia i obrazy - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 295 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

Za zło­ty­mi or­ła­mi ce­sa­rza Fran­cu­zów po­bie­gły w świat orły na­sze srebr­ne. Po­bie­gły, roz­po­starł­szy skrzy­dła po­tęż­ne, wal­czyć o wol­ną Oj­czy­zną, za­dzi­wić świat mę­stwem, bez gra­nic, aby zdzie­siąt­ko­wa­ne wśród krwa­wych walk ty­sią­ca przy­paść znów na gniaz­da ro­dzin­ne i w dłu­gie wie­czo­ry roz­po­wia­dać o wol­no­ści i sła­wie.

Od wiel­kich imion skrzy się ta bo­ha­ter­ska pieśń pol­skie­go du­cha, od nazw dumą na­pa­wa­ją­cych ser­ce pol­skie pło­mie­nie­je ta za­szczyt­na kar­ta hi­sto­ryi. So­mo­sier­ra, Sa­ra­gos­sa, Ra­szyn, Smo­leńsk, Mo­skwa, Lipsk, Ar­cis-sur-Aube. Jak kra­ka­nie orła, jak dźwięk trąb i ta­ra­ba­nów brzmią te wy­ra­zy, a nad nimi uno­si się me­lo­dya nie­śmier­tel­na zro­dzo­ne­go na zie­mi wło­skiej "ma­zur­ka" Dą­brow­skie­go.

Sto dzie­sięć lat mi­nę­ło oto wła­śnie od chwi­li, gdy woj­ska Na­po­le­oń­skie we­szły na zie­mią pol­ską, zwia­stu­jąc jej ocze­ki­wa­ną swo­bo­dę. Orły zło­te obok srebr­nych wio­nę­ły wzwyż pod nie­bo pol­skie i zbu­dzi­ły się po cha­tach, do­mach i dwo­rach mło­de lwię­ta.

Pod ol­brzy­mie skrzy­dła mo­ca­rza woj­ny szli mło­dzi za ową cu­dow­ną nutą, za pie­śnią o Pol­sce, co nie zgi­nę­ła, a umie­ra­jąc z uśmie­chem jesz­cze sły­sze­li jej gra­nie, jesz­cze wo­ła­li: "Niech żyje Pol­ska!" i – "Niech żyje Ce­sarz!"

Na pust­ko­wiu mor­skiem, przy­ku­ty do ska­ły jak nowy Pro­me­te­usz, sko­nał wład­ca pół­świa­ta, ale owa epo­pe­ja krwa­wo-zło­ta za­płod­ni­ła sie­wem cu­do­twór­czym pier­si pol­skie i śpie­wa w nich do dzi­siaj.

Mówi ona o Dą­brow­skim, co szedł do Pol­ski z zie­mi wło­skiej, o księ­ciu Jó­ze­fie, co ho­nor Po­la­ków Bogu od­dał i po­wie­rzył, i o tem, że ho­nor ów z ręki Boga przy­szła może pora otrzy­mać na nowo.

A. O.FRAN­CU­ZI W POL­SCE.

Dnia 25-go paź­dzier­ni­ka mar­sza­łek Da­vo­ust za­jął Ber­lin i Na­po­le­on za­ło­żył tu głów­ną kwa­te­rę, ocze­ku­jąc póki reszt­ki nie­do­bit­ków pru­skich nie zo­sta­ną wy­ło­wio­ne. Tu przy­szły mu na myśl na­tu­ral­ne szcze­gól­nych zwy­cięstw tych skut­ki. Star­cie z Ro­syą sta­wa­ło się nie­unik­nio­ne, a kwe­stya na na­tem tyl­ko po­le­ga­ła, czy nad Odrą wojsk ro­syj­skich cze­kać, czy rzu­cić się na­przód i spo­tkać się nad Nie­mnem i Wi­słą. W obu przy­pad­kach na­strę­cza­ły się nie­ma­łe trud­no­ści. Przedew­szyst­kiem nie moż­na było do­wie­rzać Au­stryi, tem wię­cej, że wszyst­kie wa­run­ki po­ko­ju pre­szbur­skie­go nie były jesz­cze wy­peł­nio­ne i że Au­strya gro­ma­dzi­ła woj­sko w Cze­chach. Za zbli­że­niem się wojsk ro­syj­skich i po­łą­cze­niem ich z nie­do­bit­ka­mi pru­ski­mi moż­na było na­pew­no spo­dzie­wać się od­ży­cia ko­ali­cyi. Wów­czas to po­wstał w umy­śle Na­po­le­ona pro­jekt wy­zy­ska­nia uspo­so­bie­nia i uczuć Po­la­ków. Po raz pierw­szy tu ten, któ­ry we wła­snym kra­ju re­pu­bli­kań­skie rzą­dy zdu­sił i woli swo­jej nig­dy szran­ków nie za­kła­dał, udał się do środ­ka po­ru­sza­nia mas przez uka­za­nie wid­ma wol­no­ści.

Przy­wo­ła­no z Ne­apo­lu ge­ne­ra­ła Dą­brow­skie­go, z Pa­ry­ża Wy­bic­kie­go i jed­no­cze­śnie za­pro­po­no­wa­no Au­stryi, czy­by za od­stą­pie­nie obu Ga­li­cyi nie zde­cy­do­wa­ła się przy­jąć Ślą­ska. Au­strya od­mó­wi­ła i był to naj­lep­szy do­wód, ze z ko­ali­cyą my­śli się po­łą­czyć, a Na­po­le­on, nie chcąc roz­kieł­zny­wać na­ro­do­we­go za­pa­łu, w po­ło­wie po­sta­no­wie­nia swe­go się za­trzy­mał. Nie­mniej prze­to we­zwa­no Ko­ściusz­kę, aby ob­jął do­wódz­two nad si­ła­mi z Po­la­ków ma­ją­ce­mi się utwo­rzyć, ale Ko­ściusz­ko, skła­da­jąc się wie­kiem, sła­bo­ścią i da­nem w Pe­ters­bur­gu sło­wem, się wy­mó­wił. Tym­cza­sem Dą­brow­ski i Wy­bic­ki pod­pi­sa­li 3-go li­sto­pa­da ode­zwę do na­ro­du i na­tych­miast swo­im ro­da­kom ją ro­ze­sła­li.

Da­vo­ust wkro­czył w Po­znań­skie i 9-go li­sto­pa­da przy­był do Po­zna­nia. Po dro­dze lud­ność przyj­mo­wa­ła Fran­cu­zów z naj­więk­szym za­pa­łem, zno­szo­no naj­roz­ma­it­sze za­pa­sy, trak­to­wa­no ofi­ce­rów i żoł­nie­rzy, a ser­decz­ność była tak ogrom­na, że na­wet mar­sza­łek Da­vo­ust, zwy­kle su­ro­wy, po­nu­ry i wca­le nie­ule­ga­ją­cy eg­zal­ta­cyi, wpa­dał w za­pał i naj­po­chleb­niej­sze swe­mu mo­nar­sze zdał ra­por­ty o uspo­so­bie­niu Po­la­ków. Do Po­zna­nia przy­był tak­że Ra­dzy­miń­ski, wo­je­wo­da gnieź­nień­ski, sta­rzec łysy zu­peł­nie, z ma­łym wian­kiem si­wych wło­sów, z su­mia­stym wą­sem i w kon­tu­szu, któ­ry już tak rzad­ko wte­dy się spo­ty­kał. Jemu Dą­brow­ski i Wy­bic­ki po­wie­rzy­li za­rząd cy­wil­ny zie­mi wiel­ko­pol­skiej. Po­wsta­nia for­mo­wa­ły się wszę­dzie, ale po­wsta­wać było ła­two przy nie­obec­no­ści wojsk pru­skich i po­zrzu­ca­niu her­bów i or­łów.

Nowy wo­je­wo­da ogło­sił tak zwa­ne po­spo­li­te ru­sze­nie i do nie­go obo­wią­za­ny był sta­wać każ­dy szlach­cic oso­bi­ście lub przez za­stęp­cę z jed­nym sze­re­gow­cem. W miej­sce pru­skich ma­gi­stra­tur za­pro­wa­dzo­no tak zwa­ne Izby ad­mi­ni­stra­cyj­ne, któ­rych obo­wiąz­kiem było do­star­czać dla wojsk fran­cu­skich żyw­no­ści i pod­wód i zbie­rać pie­nią­dze na rynsz­tun­ki i mun­du­ry two­rzą­cej się siły na­ro­do­wej. W Ka­li­skiem, cho­ciaż ża­den od­dział fran­cu­ski się nie uka­zał, sfor­mo­wa­ła się ta­każ sama Izba ad­mi­ni­stra­cyj­na, toż i w Byd­gosz­czy, któ­rą za­jął ge­ne­rał Lan­nes. Ten, bądź że złe dro­gi w zły hu­mor go wpra­wi­ły, bądź że był mniej na ser­decz­ne przy­ję­cie czu­ły, zdał Na­po­le­ono­wi o Po­la­kach bar­dzo nie­przy­chyl­ny ra­port i wszel­kie szer­sze wzglę­dem nich pro­jek­ty od­ra­dzał.

Ro­syj­skie woj­ska gro­ma­dzi­ły się do­pie­ro koło Nie­mna i tyl­ko ko­za­ków dla po­wzię­cia ję­zy­ka za Wi­słę wy­pra­wio­no, woj­sko więc fran­cu­skie od Odry aż do Wi­sły żad­nej nie spo­ty­ka­ło prze­szko­dy.

Do Pu­ław w koń­cu paź­dzier­ni­ka za­czę­ły do­cho­dzić ja­kieś nie­pew­ne i nie­wy­raź­ne wie­ści. Po­nie­waż imie­ni­ny księż­nej Czar­to­ry­skiej przy­pa­dły 19-go li­sto­pa­da, prze­to Gra­bow­ski i ja, niby dla spra­wie­nia gar­de­ro­by, a wła­ści­wie dla do­wie­dze­nia się cze­goś szcze­gó­ło­wiej wy­mknę­li­śmy się do War­sza­wy. Jed­nak i tu, mimo kil­ku­dnio­we­go po­by­tu, do­wie­dzieć się wie­le nie było moż­na. Mó­wio­no, że pod Jena Pru­sa­cy prze­gra­li, ale utrzy­my­wa­no, że tam tyl­ko mała część ar­mii była w boju, że resz­ta jej nie­tknię­ta sil­ną po­zy­cyę nad Elbą za­ję­ła. Pru­sa­cy byli wpraw­dzie ja­cyś po­mie­sza­ni, ale roz­gła­sza­li wie­ści, że lada dzień ogrom­na siła ro­syj­ska wkro­czy do Pol­ski.

Nie do­wie­dziaw­szy się więc nic, wró­ci­li­śmy do Pu­ław 9-go li­sto­pa­da, a nie­ba­wem też i go­ście ścią­gać się po­czę­li. Roz­po­czę­ły się, jak zwy­kle, bale, fety i te­atra i pa­mię­tam 17-go li­sto­pa­da w naj­lep­sze tań­czo­no, kie­dy na Zło­tej Sali zja­wił się ulu­bio­ny przez wszyst­kich ks. Sta­ni­sław Ja­bło­now­ski. Po pierw­szych z go­spo­da­rzem po­wi­ta­niach do­był z za­na­drza ja­kiś pa­pier i za­czął go czy­tać, a gro­mad­ka cie­ka­wych ze­bra­ła się do­ko­ła. Tań­czą­cy tak­że tany rzu­ci­li i koło przy­by­łe­go za­czę­li się ku­pić. Była to ode­zwa, wy­da­na przez Dą­brow­skie­go i Wy­bic­kie­go. Nie je­stem w sta­nie od­ma­lo­wać wra­że­nia, ja­kie sło­wa tej ode­zwy wy­wo­ła­ły u wszyst­kich. Nie była to ra­dość, boć cie­szyć się jesz­cze nie było z cze­go, ale ja­kieś osłu­pie­nie, ja­kieś zdu­mie­nie i ja­kaś go­rącz­ka czy­nów. O tań­cach mowy być wię­cej nie mo­gło, bal ustał i każ­dy udał się do sie­bie na spo­czy­nek, a wła­ści­wie na roz­my­śla­nie nad tą waż­ną chwi­lą. Nie­ba­wem inne do­kład­niej­sze przy­cho­dzi­ły wie­ści, to, że wo­je­wo­da gnieź­nień­ski po­spo­li­te zwo­łał ru­sze­nie i an­ti­quo more punkt zbor­ny nie­da­le­ko od Go­pła na­zna­czył, to, że Fran­cu­zi z Po­zna­nia wy­bie­ra­ją się do War­sza­wy. Go­ście tym­cza­sem nie roz­jeż­dża­li się, ale owszem zjeż­dża­li się co­raz nowi. Ścisk był strasz­ny a ocze­ki­wa­nie wszyst­kich mil­czą­cy­mi i po­nu­ry­mi zro­bi­ło, lecz kie­dy 20-go li­sto­pa­da przy­szła wia­do­mość, że Fran­cu­zi do War­sza­wy przy­by­li, jak za do­tknię­ciem różdż­ki cza­ro­dziej­skiej wszyst­ko się z Pu­ław roz­le­cia­ło. Mło­dzież cała do War­sza­wy się prze­nio­sła i jed­ni do woj­ska się za­cią­ga­li, dru­dzy do służ­by cy­wil­nej wstę­po­wa­li. Wiel­ka świet­ność Pu­ław tu ko­niec zna­la­zła i kie­dy na św. Adam, na dzień 24 grud­nia, zje­cha­li się go­ście, nie było ba­lów, bo nie było mło­dzie­ży do tań­ca. Pa­nie, któ­re tu ba­wi­ły z cór­ka­mi, po­roz­jeż­dża­ły się tak­że, no­wych uczen­nic na edu­ka­cyę nie przyj­mo­wa­no, ks. Wir­tem­ber­ska i pań­stwo Za­moj­scy prze­nie­śli się do War­sza­wy, ks. Kon­stan­ty ob­jął do­wódz­two swe­go puł­ku i ksią­żę feld­mar­sza­łek, wi­dząc co­raz więk­szą de­zer­cyę, do Sie­nia­wy się prze­niósł. Ja prze­nio­słem się do ro­dzi­ców do Bro­nie i tyl­ko już go­ściem w daw­nem miej­scu swo­je­go po­by­tu by­wa­łem.

W Po­znań­skiem za im­pul­sem, da­nym przez Ra­dzi­miń­skie­go, i za sta­ra­nia­mi Izby ad­mi­ni­stra­cyj­nej, w któ­rej szcze­gól­niej rej wo­dził Ksa­we­ry Dzia­łyń­ski, a tak­że wsku­tek gor­li­wo­ści Pio­tra Bie­liń­skie­go w ka­li­skiej, a Glisz­czyń­skie­go w byd­go­skiej Izbie, w kil­ku dniach ze­bra­ło się kil­ka ty­się­cy lu­dzi. 16-go li­sto­pa­da czte­ry puł­ki pie­cho­ty już za­peł­nio­ne mia­ły ka­dry. Ks. An­to­ni Suł­kow­ski swo­im kosz­tem za­czął szty­fto­wać pułk pie­cho­ty, a w Ka­li­szu or­ga­ni­za­cyą sił zbroj­nych za­jął się ge­ne­rał Za­ją­czek. Woj­ska te po­cząt­ko­wo na pa­miąt­kę le­gio­nów wło­skich tak­że le­gio­na­mi zwa­no, a Za­ją­czek swój, do któ­re­go sfor­mo­wa­nia do­po­mógł mu wiel­ce ks. Mi­chał Ra­dzi­wiłł, na­zwał le­gio­nem pół­noc­nym. Imię to z cza­sem wy­szło z uży­cia i kor­pus ten po­pro­stu na­zy­wa­no pią­tym puł­kiem.

Z Po­zna­nia ks. Mu­rat na cze­le jaz­dy do War­sza­wy dą­żył, za nim po­su­wał się kor­pus Da­vo­ust'a. Za zbli­że­niem się ich Pru­sa­cy tak woj­sko­wi jak i cy­wil­ni, tu­dzież urzęd­ni­cy re­jen­cyi mia­sto opu­ści­li i ks. Jó­ze­fo­wi Po­nia­tow­skie­mu z wy­raź­ne­go po­le­ce­nia kró­lew­skie­go wła­dzę po­wie­rzy­li. Przy­jął ją ksią­żę Jó­zef z tem wy­raź­nem za­strze­że­niem, że tyl­ko do przyj­ścia Fran­cu­zów ją za­trzy­ma, że War­sza­wy nie opu­ści i za po­pę­dem na­ro­do­we­go uczu­cia pój­dzie. Utwo­rzył też za­raz straż miej­ską i ta przez trzy dni war­ty za­cią­ga­ła i od­by­wa­ła pa­tro­le.

28-go li­sto­pa­da po po­łu­dniu od uli­cy Elek­to­ral­nej po­ka­za­li się strzel­cy kon­ni ge­ne­ra­ła Mil­haud i dra­go­ni ge­ne­ra­ła Be­au­mont, przed­nią straż kor­pu­su Mu­ra­ta two­rzą­cy. Przy­ję­to ich z ozna­ka­mi naj­więk­sze­go en­tu­zy­azmu. Wszyst­kie okna, mimo zim­na przej­mu­ją­ce­go i spóź­nio­nej pory dnia, otwo­rzo­no, po­wy­wie­sza­no w nich dy­wa­ny i ma­ka­ty, tłum na uli­cę się ci­snął, a krzy­ki: – Niech żyją Fran­cu­zi, niech żyje ce­sarz! – na­peł­ni­ły po­wie­trze. Rzu­ca­no kwia­ty, na ja­kie tyl­ko w tej po­rze roku moż­na było się zdo­być, a gdy tych za­bra­kło, ob­ła­my­wa­no ro­śli­ny do­nicz­ko­we, spla­ta­no z nich wień­ce i pod nogi go­ściom mio­ta­no. Przed bra­my wy­no­szo­no wino, wód­kę, naj­roz­ma­it­sze je­dze­nia i tłum zro­bił się tak zwar­ty, iż woj­sko za­trzy­mać się mu­sia­ło, a i ofi­ce­ro­wie i żoł­nie­rze do je­dze­nia i do pi­cia za­bie­rać się po­czę­li.

W wi­gi­lię dnia tego sto­czo­no małą, nic nie zna­czą­cą po­tycz­kę z ko­za­ka­mi pod Utra­tą, a tłum w swo­im za­pa­le uwa­żał ją za ol­brzy­mie zwy­cię­stwo. Na­stęp­ne­go dnia z ca­łym kor­pu­sem przy­był Mu­rat, a za­staw­szy most na Wi­śle przez Pru­sa­ków znisz­czo­ny, co naj­prę­dzej za­brał się do jego na­pra­wy, nie do­zwa­la­jąc ro­bo­ty prze­ry­wać na­wet i w nocy. W dwa dni z pie­cho­tą przy­szedł Da­vo­ust a z rów­ną czu­ło­ścią, z rów­nym za­pa­łem przez lud wi­ta­ny. Thiers, opi­su­jąc za­ję­cie War­sza­wy, za­rzu­ca, że wy­so­ka szlach­ta za­pa­łu ludu nie dzie­li­ła i w przy­ję­ciu udzia­łu nie bra­ła. Jest to za­rzut nie­słusz­ny. Praw­da, wie­lu tak zwa­nych ma­gna­tów i ga­sną­cej już ary­sto­kra­cyi nie po­sia­da­ło w czę­ści kra­ju, przez Fran­cu­zów za­ję­tej, wie­le po­sia­dło­ści. Czar­to­ry­scy, Za­moj­scy, San­gusz­ko­wie, Tar­now­scy, Lu­bo­mir­scy, Ja­bło­now­scy, Ogiń­scy, więk­sza część Sa­pie­hów i Po­toc­kich, tu­dzież część Ra­dzi­wił­łów, mu­sia­ła się oglą­dać na swo­je rzą­dy i za­cho­wać się bier­nie. Ci wszak­że, któ­rzy wten­czas w War­sza­wie się zna­leź­li, nie zwa­ża­li na skut­ki i dali się po­cią­gnąć ogól­ne­mu za­pa­ło­wi. Ksią­żę Jó­zef Po­nia­tow­ski, ks. An­to­ni Suł­kow­ski, ks. Alek­san­der Sa­pie­ha, Sta­ni­sław i Alek­san­der Po­toc­cy, Dzia­łyń­ski, Kra­siń­ski, Bie­liń­ski, Ma­ła­chow­ski i tylu in­nych naj­lep­szym są tego do­wo­dem.

Ks. Mu­rat ob­rał kwa­te­rę w pa­ła­cu pod Bla­chą, na wzór Wiel­ko­pol­ski ukształ­co­no za­raz Izbę ad­mi­ni­stra­cyj­ną, na jej cze­le sta­nął Lu­dwik Gu­ta­kow – ski, a Mi­chał Ko­cha­now­ski i Ta­de­usz Dem­bow­ski we­szli na jej człon­ków. Pierw­sze­mu po­wie­rzo­no wy­dział woj­ny, dru­gie­mu skar­bo­wy. Ksią­żę Jó­zef, tak jak Dą­brow­ski w Po­zna­niu i Za­ją­czek w Ka­li­szu, za­czął for­mo­wać le­gie, a ochot­ni­cy z po­śpie­chem do za­cią­gu sta­wa­li i we­zwa­nie do po­spo­li­te­go ru­sze­nia za­sto­so­wa­no tu tak­że. To­wa­rzy­stwo war­szaw­skie wy­ści­ga­ło się z da­wa­niem wie­czo­rów, obia­dów i świet­nych ba­lów.

Na­po­le­on z gwar­dy­ami i in­ne­mi woj­ska­mi, któ­rym co­kol­wiek w Ber­li­nie wy­po­cząć po­zwo­lo­no, przy­był do Po­zna­nia 25-go li­sto­pa­da. Tu go po­wi­ta­ły de­pu­ta­cyę izb: po­znań­skiej, byd­go­skiej i ka­li­skiej. Wo­je­wo­da gnieź­nień­ski sta­nął na ich cze­le, a było to już ostat­nie jego pu­blicz­ne wy­stą­pie­nie, nowe bo­wiem izby od dzia­łal­no­ści go usu­nę­ły. Czy wsku­tek ra­por­tów mar­szał­ka Au­ge­re­au i li­stów Lan­nes'a, czy wsku­tek głęb­sze­go roz­my­słu, Na­po­le­on już był znacz­nie ozię­bio­ny w za­mia­rach swych co do Po­la­ków i pra­gnął je­dy­nie, aby sil­ne ich po­wsta­nie po­par­ło jego wo­jow­ni­cze pla­ny.

W Po­zna­niu ba­wił Na­po­le­on dni kil­ka­na­ście. Tu II-go grud­nia za­warł po­kój z elek­to­rem sa­skim, pod­niósł go do god­no­ści kró­lew­skiej i do związ­ku reń­skie­go przy­pu­ścił. Wza­mian za­pła­cić ka­zał 25 mi­lio­nów kon­try­bu­cyi i 6. 000 Sa­sów do wojsk swych przy­łą­czył. 18-go grud­nia przy­był do War­sza­wy i sta­nął kwa­te­rą w zam­ku. W hu­mo­rze był gorz­kim i naj­pierw po­ła­jał Mu­ra­ta, iż się stroi, bawi, ba­lu­je, do Po­la­ków się umi­zga a o woj­nie za­po­mi­na. Na dru­gi dzień sta­wi­ła się de­pu­ta­cya war­szaw­ska i ta go­rzej jesz­cze przy­ję­ta zo­stał.

– Cóż to jest – rzekł do niej – fran­cu­ski gar­ni­zon w War­sza­wie czę­stu­je­cie, roz­pa­ja­cie, przy­zwy­cza­ja­cie go do zbyt­ków, a w ma­ga­zy­nach po dro­gach pust­ki i żoł­nie­rze na li­nii bo­jo­wej mrą z gło­du. Tań­cu­je­cie tyl­ko i ba­lu­je­cie, a o tem, co na­le­ży, nie my­śli­cie.

Za­ob­ser­wo­wał na to Ko­cha­now­ski, że wszyst­kie­go, cze­go do­tąd żą­da­no – do­star­czo­no, a co żą­da­nem bę­dzie – do­star­czy się tak­że.

Na­po­le­on wy­jął z kie­sze­ni zło­żo­ny pa­pier, a od­da­jąc go Ko­cha­now­skie­mu, rzekł:

– Oto wy­kaz po­trzeb, któ­re je­śli we dwa­dzie­ścia czte­ry go­dzi­ny nie będą do­sta­wio­ne na miej­sca wska­za­ne, bę­dziesz Wasz­mość roz­strze­la­ny.

To mó­wiąc, do­był ta­ba­kier­kę, otwo­rzył ją i wło­żył pal­ce po niuch ta­ba­ki. Ko­cha­now­ski lu­bił tak­że za­ży­wać, a wi­dząc otwar­tą ta­ba­kier­kę, się­gnął do niej ma­chi­nal­nie i z zim­ną krwią za­żył.

Na­po­le­on się roz­śmiał.

– Vo­ilà un sin­gu­lier dia­ble d'hom­me – rzekł ce­sarz – je lui dis que je Ie fe­rai fu­sil­ler en 24 heu­res et il me prend une pri­se en gu­ise des re­mer­ci­ments.

Ko­cha­now­ski tym­cza­sem po­da­ny wy­kaz przej­rzał i, po­krę­ciw­szy gło­wą, oświad­czył, że w 24 go­dzi­ny tego speł­nić nie może, ale że w trzy dni wszyst­ko bę­dzie do­sta­wio­ne.

– Eh bien, soit – od­po­wie­dział Na­po­le­on krót­ko i de­pu­ta­cyę po­że­gnał.

Ostat­nich dni li­sto­pa­da i w po­cząt­ku grud­nia prze­pra­wi­li się Fran­cu­zi w wie­lu punk­tach przez Wi­słę. Da­vo­ust pra­wie za przy­by­ciem do War­sza­wy za­jął Pra­gę i, gdy most po­sta­wio­no, cały kor­pus, jego tu się roz­lo­ko­wał, się­ga­jąc aż do Ja­błon­ny. Lan­nes po­zo­stał w War­sza­wie, Au­ge­re­au po­su­nął się na pół dro­gi do Bło­nia, a Ney za­jął To­ruń. Roz­po­czę­to za­raz sy­pać szań­ce przed­mo­sto­we w Pra­dze i roz­bie­rać domy nie­tyl­ko na po­miesz­cze­nie trzech ba­sty­onów, dwóch pół­ba­sty­onów i dwóch pół­księ­ży­ców, ale i na sto­ki. Mar­sza­łek Da­vo­ust na­stęp­nie się ru­szył i, prze­byw­szy Na­rew, a ra­czej Bug pod Oko­ni­nem, wy­sta­wił tam­że most i szań­cem go opa­trzył. Na­po­le­on udał się zwie­dzić gra­ni­ce Au­stryi nad Na­rwią, któ­re wąz­kim kli­nem do­pie­ra­ły do Wi­sły i, za­de­cy­do­waw­szy, że po­zy­cya mię­dzy rze­ka­mi Wi­słą, Na­rwią, Bu­giem i Wkrą jest na­der sil­na, po­sta­no­wił dzia­ła­nie za­czep­ne roz­po­cząć.

Kie­dy Fran­cu­zi wkra­cza­li w Po­znań­skie, ro­syj­skie siły prze­pra­wia­ły się przez Nie­men, a król pru­ski z Ber­li­na prze­niósł się do Kró­lew­ca i ge­ne­rał jego, Le­stoc, zo­sta­wiw­szy małe za­ło­gi w Gru­dzią­żu i Gdań­sku, z 15. 000 osła­niał War­mię. Po­ło­wą sił ro­syj­skich do­wo­dził Be­ning­sen, dru­gą Bu­xhew­den, a każ­dy z tych od­dzia­łów li­czył po czte­ry dy­wi­zye pie­cho­ty, oprócz jaz­dy. Woj­ska te za­ję­ły li­nię mię­dzy rze­ka­mi Wkrą, Na­rwią i Bu­giem, a po­nie­waż z ogrom­ne­mi si­ła­mi fran­cu­skie­mi mie­rzyć się nie mo­gły, prze­to hr. Toł­sto­ja po­sta­wio­no w Czar­no­wie przy uj­ściu Wkry do Buga, o trzy ćwier­ci mili da­lej zaj­mo­wał po­zy­cyę ge­ne­rał Sied­mio­radz­ki,

Sac­ken trzy­mał się koło Ze­grza mię­dzy Ło­pa­ci­nem a No­wem Mia­stem, a w Puł­tu­sku ks. Go­li­cyn za­ło­żył głów­ną kwa­te­rę. Ge­ne­rał Bu­xhew­den dwie dy­wi­zye umie­ścił w oko­li­cach Po­po­wa, mię­dzy Bu­giem a Na­rwią, a dru­gie dwie w Ma­ko­wie i Ostro­łę­ce. Koło 20-go grud­nia ob­jął na­czel­ne wojsk tych do­wódz­two ge­ne­rał Ka­meń­ski, wsła­wio­ny w woj­nach tu­rec­kich, i woj­ska pod nim wszyst­kie­go li­czo­no 100. 000, cho­ciaż znacz­nie mniej być mu­sia­ło, bo cięż­kie cho­ro­by dzie­siąt­ko­wa­ły sze­re­gi.

23-go grud­nia Na­po­le­on, zo­sta­wiw­szy w szań­cu Pra­gi pol­skie puł­ki ks. Jó­ze­fa i dy­wi­zyę dra­go­nów fran­cu­skich i mia­no­waw­szy gu­ber­na­to­rem War­sza­wy ge­ne­ra­ła Gou­vion St. Cyr, prze­niósł swą głów­ną kwa­te­rę do wsi Oko­ni­na, nad Bu­giem, po­mię­dzy No­wym Dwo­rem a Górą po­ło­żo­nej. Tu za­miesz­kał w pro­stej chłop­skiej cha­cie, w któ­rej póź­niej wła­ści­ciel wsi, Gu­ta­kow­ski, ta­bli­cę mar­mu­ro­wą przy­bić ka­zał. Czy ona do­tąd ist­nie­je, po­wąt­pie­wać moż­na. Te­goż dnia sam oso­bi­ście zlu­stro­wał brze­gi Wkry, po dra­bi­nach wdra­py­wał się na sto­do­ły dla ob­ser­wo­wa­nia po­zy­cyi, wie­czo­rem ko­lum­ny kor­pu­sa Da­vo­ust'a roz­sta­wiał i my­ślał w nocy ata­ko­wać ge­ne­ra­ła Toł­sto­ja.

Znacz­nie póź­niej, bo już w r. 1818-ym – kie­dym od­by­wał dro­gę do War­sza­wy – przy­padł mi noc­leg w karcz­mie Brze­ska, za Górą Kal­wa­ryą le­żą­cej. W szyn­kow­nej izbie ga­wę­dzi­ło kil­ku lu­dzi, a sta­ry żan­darm i hu­zar z puł­ku gro­dzień­skie­go mię­dzy nimi roz­po­wia­da­li roz­ma­ite wy­pad­ki czę­stu­ją­ce­mu ich ry­ba­ko­wi. Chłop słu­chał ich cier­pli­wie, ale po­tem, sta­wia­jąc nową kwar­tę, rzekł:

– Moi pa­no­wie, wy­ście wiel­cy wo­ja­cy, ale za­wsze bez po­mo­cy na­szej ani rusz i to samo mi po­wie­dział wiel­ki Na­po­lion – a ju­ści.

Obaj woj­sko­wi na tę wzmian­kę wy­py­ty­wać po­czę­li, gdzie­by ry­bak Na­po­le­ona wi­dział.

– Ano tak – od­po­wie­dział za­py­ta­ny – sam Na­po­lion, bo i cóż­by on po­ra­dził i coby Fran­cu­zi po­czę­li w To­ru­niu, kie­dy tu na Wi­śle strzyż, Pru­sa­cy z lądu strze­la­ją, a oni się pcha­ją przez lody. Ber­lin­ka­rze Niem­cy po­bra­li drą­gi, co któ­ra łódź do­pły­wa, oni od­py­cha­ją. My jak to zo­czy­li – da­lej chłop­cy! – rze­kę do swo­ich – po­móż­my im – i wzię­li­śmy wio­sła. Ber­lin­ka­rzy jak za­cznie­my młó­cić po ple­cach, ucie­kli kar­to­fla­rze. Pru­sa­cy strze­lać nie prze­sta­wa­li, coś tam na­wet na­szych ska­le­czy­li, ale ja cały wy­sze­dłem. Otóż jak ber­lin­ka­rzy ode­gna­li­śmy, za­czę­li­śmy ło­dzie cią­gnąć ha­ka­mi i ta­ke­śmy Fran­cu­zów spro­wa­dzi­li do To­ru­nia – a cóż­by bez nas zro­bi­li?

– To do­brze – zro­bio­no uwa­gę – ale gdzież Na­po­lion?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: