- W empik go
Księżna - ebook
Księżna - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 169 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstał i nie myśląc wiele poszedł przez dolinę i lewadę prosto na górę. No i wychodzi za wieś, minął carynę, przeszedł z pół wiorsty pola. Na polu stoi wysoka, czarna mogiła. Wdrapał się na mogiłę, żeby z niej zobaczyć, czy daleko jeszcze do tych żelaznych słupów. Stoi chłopak na mogile i patrzy na wszystkie strony: i z jednej strony wieś, i z drugiej strony wieś, i tam z ciemnych ogrodów wygląda trzykopułowa cerkiew, kryta blachą, i tam również cerkiew wygląda z ciemnych ogrodów, tak samo kryta białą blachą. Chłopak się zamyślił. „Nie – duma – dzisiaj późno, nie dobrnę do tych żelaznych słupów, lepiej jutro iść razem z Katrią. Katria pogoni krowy do czeredy, a ja pójdę do żelaznych słupów; a dzisiaj odurzę Mykitę, brata, powiem, że widziałem te żelazne słupy, co podpierają niebo”. Stoczył się na łeb, na szyję z mogiły, wstał i poszedł, nie oglądając się, do cudzej wsi. Na szczęście spotkał po drodze czumaków, którzy zatrzymali go i spytali:
– A kuda ty mandrujesz, parubcze?
– Do domu.
– A de ż twoja doma, neboracze?
– W Kyryliwci.
– Tak czoho ż ty jdesz u Morynci?
– Ja ne w Morynci, a w Kyryliwku jdu.
– A koły w Kyryliwku, tak sidaj na moju mażu, to – waryszu, my tebe dowezemo do domu.
Posadzili go na skrzynce, jaka zwykle znajduje się na przodku czumackiego wozu, i dali mu bat do ręki: i chłopaczek pogania sobie woły jakby nigdy nic. Podjeżdżając do wsi zobaczył swoją chatę na przeciwległej górze i zawołał wesoło:
– Onde, onde nasza chata!
– A koły ty wże baczysz swój u chatu – powiedział właściciel wozu – to i jdy sobi z Bohom!
Zdjął chłopca z wozu, postawił na ziemi i zwracając się do swoich towarzyszy rzekł:
– Nechaj ide sobi z Bohom!
– Nechaj ide sobi z Bohom! – powtórzyli czumacy i chłopczyna pobiegł sobie z Bogiem do wsi.
Zmierzchało się na dworze, kiedy podszedłem do naszego przełazu (mówię w pierwszej osobie, gdyż ten przysadzisty jasnowłosy chłopczyna nie był to nikt inny, tylko pokorny autor tej wprawdzie nie sentymentalnej, niemniej jednak smutnej opowieści). Patrzę przez przełaz na podwórze, a tam koło chaty, na ciemnym, zielonym, aksamitnym sporyszu wszyscy nasi siedzą kołem i wieczerzają; tylko moja starsza siostra i niańka Kateryna nie wieczerza, lecz stoi sobie przy drzwiach, podparłszy głowę ręką, i jak gdyby spogląda na przełaz. Kiedy wysunąłem głowę zza przełazu, krzyknęła: – Pryjszow! Pryjszow! – podbiegła do mnie, wzięła mnie na ręce, poniosła przez podwórze i posadziła w kole tych, co jedli, powiedziawszy: – Sidaj, weczeriat, prybłudo! – Po zjedzeniu siostra zaprowadziła mię spać, położyła do łóżka, przeżegnała, pocałowała i uśmiechając się, nazwała mnie znowu włóczykijem.